Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
ORP czyli Vikingowe opowiadanka
Autor Wiadomość
mawete 
bosman


Posty: 13096
Skąd: Lublin
Wysłany: 14 Maj 2006, 20:31   ORP czyli Vikingowe opowiadanka

Przeczytałem właśnie 2 opka Last Vikinga. Nie mogłem czytać ze śmiechu.... Obiecał że tu też wstawi....
 
 
Last Viking 
Klapaucjusz


Posty: 988
Skąd: Valhalla
Wysłany: 14 Maj 2006, 20:40   

Wywołany do tablicy przez mawete stawiam się na rozkaz :wink:

Na drugą odsłonę konkursu literackiego na Forum NF napisałem opowiadanie FUGAZI
Tak się złożyło, że polubiłem bohaterów opowiadania i postanowiłem napisać kontynuację. Na komputerze mam jeszcze 2 teksty i jak się spodobają pierwsze to i te zamieszczę.

Krytyka mile widziana :P

FUGAZI

Situation normal – all fucked up lub Fucked Up, Got Ambushed, Zipped In– tak zwykli mawiać w kiepskich sytuacjach pechowcy, których Ojczyzna (czytaj Stany Zjednoczone Ameryki Północnej) wysłała do azjatyckiego Wietnamu. Z czasem to wyrażenie zostało zastąpione jednym słowem FUGAZI

Gorzej być nie może – pomyślałem, kiedy Stary wezwał mnie na mostek.
Może, może – podpowiadała moja podświadomość, z którą zawsze usiłowałem żyć w zgodzie. W każdym bądź razie, wiedziałem, że szykuje się coś niedobrego. Trudne do sprecyzowanie odczucie, kiedy głowę rozsadza ci stado pędzących słoni. Skutki uboczne spożycia nadmiernej ilości alkoholu etylowego.
Słowem – miałem kaca.
Dodatkowo przedawkowanie C2H5OH charakteryzowało się u mnie wrażliwością na światło i hałas. O ile światła, na okręcie podwodnym Polskiej Marynarki Wojennej ORP „Dzik” na szczęście nie było za wiele, o tyle hałas dwóch silników napędowych okrutnie kaleczył moje zmysły.
Przypomniałem sobie wydarzenia wczorajszego dnia i jęknąłem w duchu.
Ostatni dzień w porcie wojennym w Portsmouth. Musieliśmy jakoś to uczcić.
Czekały nas trzy tygodnie manewrów NATO.
Trzy tygodnie bez alkoholu i kobiet.
Wiecie, jak cholernie trudno znaleźć na Wyspach Brytyjskich jakieś atrakcyjne dziewczyny ? W końcu w szóstym z kolei burdelu i po kilkunastu głębszych - udało się. Cały czas się zastanawiam, czy 40 km. od Portmouth kobiety są ładniejsze, czy wypity alkohol zaczął działać. No i ta Ruda, z którą wylądowałem w pokoju. Ech... jak ona biodrami ruszała.
Z błogostanu, wyrwał mnie potworny ból. Słonie w mojej głowie przyspieszyły tratując wszystko na swojej drodze. Walnąłem łbem w rurę. Żeby dostać się na mostek, musiałem przejść przez śródokręcie, a żeby tego dokonać dosłownie trzeba się przeczołgać przez plątaninę rur i kabli. Nie fajna sprawa, na kacu.

* * *

Blady, nieogolony w wymiętym mundurze zameldowałem się przed Starym. Komandor podporucznik Włodzimierz Borsuk, jak zawsze nieskazitelnie świeży, zauważył moją obecność:
- Czuć od was dziwkami Pierwszy.
- Taaa... jest panie kapitanie ! – nie polemizowałem
Dlaczego tak jest, że wszystkie dziwki, na całym świecie pachną tak samo ?
Gumą i żelem.
Pokręcił krytycznie głową.
- Czuć od was tanią whisky pierwszy.
- Taaa... jest panie kapitanie ! – potwierdziłem.
Whisky wcale tania nie była, dziwka zresztą też.
Zlustrował mnie wzrokiem.
-Wy tu sobie smacznie w koi w kimono uderzyliście, a my musimy z całą flotą tego NATA się zmagać. Dobra stara radziecka szkoła, z której Stary wyniósł nawyk mówienia wszystkim na Wy.
- Melduję posłusznie, że przypada wachta Młodego... znaczy porucznika Kózki – Nie lubiłem gnoja. Ledwie po Akademii, siano w głowie, a mający się za kogoś lepszego bo w III RP nauki kończył. Jakoś tak fizjonomicznie upodobnił się do swojego nazwiska. Chude to było, blade z rudawą bródką i łypało na człowieka wodnistymi oczyma.
Swoją drogą niezły zwierzyniec mamy na okręcie: Borsuk i Kózka na Dziku.
Porucznik Jan Maria Kózka na dźwięk swojego nazwiska natychmiast się
zmaterializował. No i kiedy zobaczyłem tą pooraną młodzieńczym trądzikiem gębę, ponownie wróciły wspomnienia. Po kilku kolejkach, zaczęły się chóralne śpiewy Polaków. Uroczyście odśpiewaliśmy „Marynarzy Floty Wojennej”. Później indywidualne popisy wokalne. W momencie, kiedy bełkotliwym głosem zakończyłem „Żegnajcie nam dziś hiszpańskie dziewczyny” wstał porucznik Kózka i falsetem zaintonował:
To męska rzecz być daleko
A kobieca wiernie czekać

Chyba nie muszę wam opowiadać jaka cisza nastała.
Tego moja percepcja znieść nie mogła.
Wziąłem Rudą i poszliśmy na pokoje.

* * *

- Poruczniku Kózka, opiszcie sytuację taktyczną ? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Starego.
- Melduję, że udało nam się wyprowadzić w pole grupę pościgową – Młody był wyraźnie ucieszony.
Zadaniem naszego okrętu, wyposażonego w systemy kamuflażu akustycznego i radiometrycznego, oraz w unowocześniony system namierzania i odpalania torped, było ukrycie się przed flotą sprzymierzonych, na rozległych wodach Oceanu Atlantyckiego.
- Znaczy się, *beep* im – mruknąłem pod nosem.
- Co tam mówicie Pierwszy ? – było to pytanie retoryczne, więc nawet nie starałem się udzielać odpowiedzi.
- No i wtedy wpłynęliśmy w tą dziwną różową mgłę... – moje skacowane zwoje mózgowe przeanalizowały zbitek słów: „różowa” i „mgła”.
- Co? – wydukałem.
- Właśnie dlatego ciebie wezwałem Pierwszy. Peryskopowa ! – zarządził.
- Powiedz mi co o tym sądzisz ? – odsunął się, żebym mógł spojrzeć w peryskop.
Ujrzałem trzy piętnastowieczne żaglowce, które mknęły majestatycznie po falach. Ech... jak ta Ruda falowała nade mną. Skupiłem się na żaglowcach. Największy był trzymasztową karaką.
- Po wypłynięciu z mgły stacja radiolokacyjna i hydroakustyczna nie wykryła ... Amerykańców - Stary coś ich nie lubił, gdyż wykrzywił w grymasie usta. – Natknęliśmy się jednak na to. Regaty jakieś czy coś ?
- Regaty jakieś pewnie – potwierdziłem, nie odrywając się od peryskopu.
- Pierwszy. Nawiążcie z nimi łączność i poinformujcie , że znajdują się na
zamkniętych wodach, gdzie prowadzone są manewry Układ....wróć, manewry NATO. Nadajcie nasz kod indentyfikacyjny.... – nie słuchałem, przed oczami miałem rudowłosą piękność i jej jędrne kształtne piersi wypinające się niczym żagle okrętów - .... i flarę ostrzegawczą odpalcie.
Ostatnie słowo do mnie dotarło. W wyuczonym odruchu na rozkaz ODPALCIE, uruchomiłem system automatycznego namierzania celu i nadałem sygnał otwarcia luków torpedowych.
Poszło...
Trzy torpedy 533,4 mm, wyszukały swoje cele.

* * *

ORP „Dzik” unosił się na falach przy pełnym wynurzeniu. Oparci o kiosk oglądaliśmy idące na dno żaglowce. Jakieś strzępy drewna i poszycia przepływały obok. Jedna dosyć duża deska uderzyła o burtę okrętu. Wymalowany był na niej napis „SANTA MARIA”
- Lepiej spieprzajmy stąd Pierwszy, bo jeszcze będzie na nas !
Zarządziłem pełne zanurzenie i wycofanie się w dziwną różową mgłę.

* * *

Godzinę później dotarliśmy do „punktu spotkania” floty. Wyobraźcie sobie jakie było nasze zdziwienie, gdy na okrętach sprzymierzonych, obok bandery NATO, zamiast gwiaździstego sztandaru, zobaczyliśmy flagę ze słoneczkami, a na pokładach zamiast ogorzałych pewnych siebie amerykańskich marynarzy, krzątali się Indianie.
- Po jakiemu oni gadają ? – spytał Komandor podporucznik Borsuk.
- Zdaje się, że to język nawaho, panie kapitanie – Kózka jak zawsze właził Staremu w tyłek.
- Fugazi – wycedził Stary
A ja miałem przed oczami tylko tą Rudą.

KONIEC
_________________
http://domagalski.kawerna.pl
Ostatnio zmieniony przez Last Viking 14 Maj 2006, 20:44, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Last Viking 
Klapaucjusz


Posty: 988
Skąd: Valhalla
Wysłany: 14 Maj 2006, 20:41   

SLAINTE MHATH

Slainte Mhath - stary toast szkocki, czyli polskie: „Na zdrowie”

Obudziłem się. I to już jest powód do narzekań.
Obudziłem się jednak z wściekłym bólem głowy. W sumie nic nowego. Próbując się podnieść z koi, poczułem jak stado oszalałych słoni zaczęło tratować zwoje mózgowe. Słonie ? Jakie słonie ?
Toż to stado mumakili w szarży na obrońców Minas Tirith. Jakby tego było mało to jeszcze ktoś nieludzko fałszował falsetem. Tego mumakile zdzierżyć nie mogły. Wpadły w panikę tratując i miażdżąc wszystko dookoła. Znaczy się moją głowę.

* * *

Siłą woli udało mi się unieść na łokciach. Przetarłem oczy w zdumieniu. Źródłem niemiłosiernego fałszowania był nie kto inny jak porucznik Jan Maria Kózka.
Leżąc na koi, ściskał w dłoni zdjęcie swojej dziewczyny. Wpatrzony jak w świętą dziewicę. A propos dziewic. Porucznik Jan Maria Kózka, był przekonany że jego blond anielica jest czysta jak łza. Możliwe.
Przecież co niedzielę, owa Samanta w pierwszej ławce Kościoła za Ojca Dyrektora kilka zdrowasiek odmawiała, a później biegła na nocną zmianę do Gdyńskiego Klubu „Bodega” ( pięć gwiazdek według rankingu najlepszych burdeli w Polsce ).
Czyściła tam jakieś rury, czy coś takiego...

* * *

Kiedy w końcu udało mi się zoogniskować wzrok na obiektach dalszych, dostrzegłem innych uczestników wczorajszej libacji. Bosman- chłop jak dąb z Białegostoku, chrapał przeciągle, a trzeci oficer leżał w pozycji embrionalnej z kciukiem w buzi i przez sen wzywał mamusię.

Wracając jednak do Kózki. Jeśli to co wyprawiał ze swoimi strunami głosowymi można nazwać śpiewem – to śpiewał. Zazwyczaj gadał do zdjęcia Samanty, ale nie dzisiaj. Dzisiaj od rana śpiewać mu się zachciało. Pavarotti *beep*.
Obudzimy się wtuleni w południe lata.
Na końcu świata, na wielkiej łące
– frazę tą niemiłosiernie falsetem przeciągnął.
Ciepłej i drżącej
Moja percepcja została zgwałcona i wiła się bezsilnie w ramionach obłędu.
Właśnie próbowałem coś wyartykułować. Moje usta wolno składały się w literę „K”. Chciałem zacząć mocno, od wulgaryzmu
W tym momencie sobie przypomniałem.

Przypomniałem sobie wydarzenia wczorajszego wieczora.
Ostatni dzień manewrów NATO, nasza ostatnia bitwa. ORP „Dzik” został wysłany jak to dumnie nasz dowódca nazwał: w „awangardzie”, a ja sądzę, że byliśmy po prostu „mięsem armatnim”. Nie było jednak tak źle. „Symulacyjnie” zatonęliśmy po 10 minutach i mogliśmy spokojnie oddalić się do portu w Portmouth. Inni, dalej bawili się w wojnę.
Oczywiście, żeby uczcić zakończenie manewrów, trzeba było się napić.

Spojrzałem na stół. We wiaderku od łazienkowego mopa, dostrzegłem wciśnięte jedna obok drugiej, szyjkami do dołu, butelki po alkoholach. W ten sposób ze zlewek powstawał tak zwany: „marynarski jeż”. Idealny na klina.

* * *

No i to czego się obawiałem. Była tam. Butelka „Mezcal Lajita”.
Kiedy ją wczoraj otwieraliśmy, brzydziliśmy się pływającym w cieczy spuchniętym białym, przypominającym larwę - robakiem. Jednak po osuszeniu butelki zaczęliśmy walczyć, o to kto tego robaka zje.
Uświadomiłem sobie, że wygrałem.
Biedny robak.
Po powrocie do portu, kadzidełka zapalę.
Pomedytuje nad jego karmą.

Załamany, opadłem z powrotem na koje. Właśnie miałem się pogrążyć w błogim śnie zapomnienia, odcinając zmysłowe doznania słuchowe zafundowane mi przez porucznika Kózkę, kiedy poczułem wstrząs. Okrętem szarpnęło wyrzucając nas na podłogę.
W Polskiej Marynarce Wojennej nie ma jednak mięczaków. Wszyscy w błyskawicznym tempie wytrzeźwieli i biegiem udali się na swoje stanowiska.

* * *

Komandor Podporucznik Włodzimierz Borsuk spojrzał krytycznie. Nie dziwie mu się. Nasz stan nie licował z wyglądem oficera Polskiej Marynarki Wojennej. Kózka jeszcze w drżących dłoniach trzymał zdjęcie swojej miłości. Szybko się jednak zreflektował i schował je do kieszonki w mundurze. Nie omieszkał oczywiście przed schowaniem ucałować.
- Widzę, że już jesteście ? Podejdźcie do radaru, panowie... oficerowie – wydaje mi się, że ostatnie słowo dowódca wycedził z lekka pogardą.
Na monitorze ujrzeliśmy olbrzymi kształt przekraczający trzykrotnie wielkość naszego okrętu. Posiadał humanoidalną sylwetkę, jednak z niezliczoną ilością macek, groteskowe skrzydła, błoniaste wypustki. Podziękowałem bogom, że widzę to tylko na ekranie radaru. Było coś obleśnego w tej sylwetce. Coś ponadczasowego i mrocznego.
Rzekłbym nawet plugawego.
Spojrzeliśmy z porucznikiem Kózką na siebie w zrozumieniu.
On też czytał H.P. Lovecrafta.

- Więc to, to coś... przepłynęło obok naszego okrętu, jedną z macek zahaczając o silnik manewrowy. Uszkodzenie nie jest poważne, ale na razie dryfujemy. Natomiast to, to coś teraz płynie po powierzchni i zbliża się do Portmouth... Co to jest ? Wieloryb jakiś ? – pytanie było retoryczne, ale Porucznik Kózka nie omieszkał po raz kolejny wykazać się inicjatywą.
- Panie kapitanie, melduję posłusznie, że to Wielki Przedwieczny ! – jego krótka kozia bródka zadrżała.
- Co wy mnie tu *beep* ? Wytrzeźwijcie Kózka ! – odparł gniewnie dowódca.
- Peryskop w górę ! – zakomenderował – Obejrzymy to sobie.

* * *
Podobno kto chociaż kątem oka spojrzy na Najpotężniejszego z Wielkich
Przedwiecznych, Budowniczego i Władcę Podwodnego Miasta R’lyeh , Śniącego i Zsyłającego Sny, Tego Który Przybył z Gwiazd, Tego Co Posiada Tysiące Macek i Jego Nasienie Rozkwita w Głębinach Oceanów – to ogarnie go szaleństwo. Jego zmysły już na zawsze będą rozszarpywane przez strach i przerażanie.
Komandor Podporucznik Włodzimierz Borsuk długo, bardzo długo spoglądał przez peryskop. W końcu odwrócił się w naszym kierunku. Jego twarz była blada, ale nie takie rzeczy już widział. Podobno kiedyś z Rosjanami wódkę pił w Lublinie podczas obchodów 22 lipca.
- Brzydki *beep* – powiedział tylko.
- To Cthulu – odparłem.
- U.S.S. „Cthulu” ? Nie znam – tak naprawdę komandor, nie znał żadnego z okrętów NATO, ale za to potrafił podać nazwy oraz znał budowę do najmniejszej śrubki wszystkich okrętów byłego Układu Warszawskiego.

* * *

Pamiętam co pisał Lovecraft, pamiętam co stało w Necronomiconie szalonego araba Abd al.-Azrada. Cthulhu przejdzie przez świat siejąc zagładę i zniszczenie. Dokona eksterminacji ludzkości.
Świat pogrąży się w cierpieniu, bólu i szaleństwie.

Hipnotycznie wpatrzony w radar zastanawiałem się, dlaczego pogrążony przez eony w zatopionym mieście R’lyeh, teraz nagle się przebudził. Co mogło obudzić Wielkiego Przedwiecznego ?
Może manewry NATO ?
Może odgłos silników naszego okrętu ?
Może nieludzki śpiew porucznika Kózki ?
A ja sobie tak myślę, czy to aby nie jest zemsta za tego zjedzonego robaka ?

KONIEC
_________________
http://domagalski.kawerna.pl
 
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37527
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 14 Maj 2006, 20:52   

No, dla mnie BOMBA!!!
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Słowik 
Cynglarz

Posty: 4931
Skąd: Kraków
Wysłany: 15 Maj 2006, 15:54   

Popieram przedmówcę. Wrzucaj śmiało następne dwa Last Viking, niech się kręci :)
_________________
I'd rather have a bottle in front of me than a frontal lobotomy.
 
 
 
mawete 
bosman


Posty: 13096
Skąd: Lublin
Wysłany: 15 Maj 2006, 16:11   

Tak myślałem że Wam się spodoba.... :mrgreen:
 
 
Rodion 
Agent Chaosu


Posty: 7551
Skąd: Gestrandet
Wysłany: 15 Maj 2006, 20:31   

A i o Olafie, bym sobie jeszcze poczytal! :twisted:
_________________
Mam czarną koszulkę i piwo... jestem forpocztą sił chaosu.
I tylko konia osiodłać. I przez wrzosowiska, jak przez...
 
 
Rafał 
.

Posty: 14552
Skąd: Że: Znowu:
Wysłany: 16 Maj 2006, 13:40   

super!
 
 
Angelus 
Han Solo


Posty: 804
Skąd: z Germanii
Wysłany: 17 Maj 2006, 14:01   

Porucznik Kózka to mój idol! :wink:
_________________
Nie wylewaj wacpan piwa.:)
 
 
 
Pako 
Adam Zamoyski


Posty: 10680
Skąd: Gliwice
Wysłany: 17 Maj 2006, 14:55   

Klasa. Fajne to jest :)
 
 
Ziuta 
Nerwus


Posty: 5748
Skąd: Krzeslav's Hills
Wysłany: 17 Maj 2006, 17:40   

Brzydki ten Cthulhu. To fakt. :)
_________________
Jeśli istnieją narodowe mity, narodowe świętości, to konieczność panowania nad Polską jest właśnie taką świętością dla Rosji - Stanisław Cat-Mackiewicz
 
 
 
Vesper 
Sky Captain


Posty: 157
Skąd: Irlandia
Wysłany: 17 Maj 2006, 17:49   

:bravo bardzo przyjemne teksty
_________________
Czytane/oglądane: Dan Simmons - The Hyperion Omnibus // BSG 1-4
 
 
 
Miria
[Usunięty]

Wysłany: 17 Maj 2006, 22:16   

:mrgreen:
 
 
Last Viking 
Klapaucjusz


Posty: 988
Skąd: Valhalla
Wysłany: 21 Maj 2006, 22:42   

INCUBUS

Inkub (łac. incubus od incubare - leżeć na czymś) - w demonologii inkubami nazywa się demony przybierające postać uwodzicielskich mężczyzn (często obdarzonych również atrybutami charakterystycznymi. dla demonów), nawiedzające kobiety we śnie i kuszące je współżyciem seksualnym.

- Gdzie ja jestem i dlaczego właz jest zamknięty? – spod stołu dobiegł zapijaczony głos podporucznika Wrony, trzeciego oficera na ORP „Dzik”. Zaciekawione spojrzenia ludzi przy sąsiednich stolikach zwróciły się ku nam. W sobotni wieczór, w gdyńskim Yacht Clubie „Gryf”, zabawa trwała na całego. A nikt tak nie umie się bawić jak marynarze Floty Wojennej.
- Spokój, Trzeci! Pełne zanurzenie jest! – odparłem.
- Taaa... jest! – zameldował i zapadł w drzemkę.

Spojrzałem na współbiesiadników. Porucznik Jan Maria Kózka, kolebał się na krześle odchylony w tył, dokonując akrobatycznych cudów, żeby nie upaść. Jego kozia bródka drgała przy każdym oddechu, oczy miał zamknięte.
Dowódca naszego okrętu, komandor podporucznik Włodzimierz Borsuk, był najbardziej trzeźwy z nas wszystkich. Surowy wzrok wbił w parkiet za nami. Jeszcze trzy godziny temu uczestniczył w turnieju picia spirytusu z mechanikami. W momencie kiedy ostatni z mechaników padł, komandor ogolił się, odświeżył, ubrał wyjściowy mundur i wyciągnął nas tutaj.
Spojrzałem na bosmana. Potężny chłop, przewyższajacy mnie o głowę, a ja do ułomków nie należę. Nie był z niego bystrzak, ale swoje obowiązki wykonywał sumiennie i z oddaniem. Właśnie odebrał od kelnera dwie kolejne półlitrówki, otworzył jedną i zaraz potem drugą.
- Co ty robisz ?
- Jednej się nie opłaca odkręcać – odparł filozoficznie.
Z tak postawioną argumentacją nie mogłem polemizować. Polał, łyknęliśmy, znowu polał, i znowu łyknęliśmy.

* * *

- Kobiety... – westchnął komandor podporucznik Borsuk. Kilka dni temu, po powrocie z manewrów NATO, dowiedział się, że żona go zdradza. Z jakimś gogusiem, co tylko wino powyżej 6.70 zł pije i włosy żeluje. Gej jakiś czy co ? No ale jak gej, to by żony dowódcy nie...
- Słyszę wasze myśli poruczniku – nie dokończyłem myśli o tym co goguś wyprawiał z żoną komandora.
- Kobiety ! Uważające się za ideał, chodzące boginie, psia ich mać. Ubóstwiane przez mężczyzn, a tak naprawdę zwykłe dziwki! Zdobywa je ten, kto więcej zapłaci. Pieniądze. To jedynie trzyma je przy mężczyznach. To i tylko to. Polej bosmanie!

Tak naprawdę bosman nic innego nie robił, tylko polewał. Do tego celu wytężał cały swój intelekt. Wydawał się skupiony tylko i wyłącznie na tej czynności.
Buddyjska uważność.

- Dość już pan wypił, komandorze – próbowałem oponować.
- Chłopcze. Ja dopiero zaczynam pić.
- Od trzech dni ? – ostatnie zdanie mruknąłem tylko do siebie. Dowódca pamiętliwy. Znaczy, pamiętał co się do niego po pijaku mówi.
- Zapamiętaj, Pierwszy! Alkohol i kobiety, to jedyne pewne w życiu rzeczy, które Ciebie sponiewierają. Jak harpie przyczepią się do Ciebie, spiją twoją całą energię, zabiorą duszę...
- Kolejną...
- Jak to kolejną ?
- Reinkarnacja. Karma przechodzi z poprzedniego wcielenia. Skomplikowane... Proszę kontynuować Komandorze.
- Rozpierdolą twoje serce na tysiące kawałków, które będziesz zbierał latami...

Komandor zawiesił głos, spojrzał gdzieś w przestrzeń wzrokiem nieprzytomnym. Może to było pijackie spojrzenie, a może zadumał się nad jakąś głęboką myślą filozoficzną, której nie omieszka mi zaraz zakomunikować.

* * *

W tym momencie obudził się podporucznik Kózka. Wstał podniósł kieliszek i zaintonował falsetem:
A wszystko to, bo Ciebie kocham
I nie wiem jak bez Ciebie mógłbym żyć
Chodź pokażę Ci, czym moja miłość jest
Samantho... dla Ciebie zabiję się.

Bardziej przypominało to "Ave Maria" w wykonaniu chłopięcego chóru kościelnego, niż sztandarowy utwór permamentnego polskiego przedstawiciela na Eurowizję. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Ludzie spojrzeli skonfundowani, większość par zeszła z parkietu, inni w osłupieniu patrzyli na nas. Nie znali jeszcze wszystkich możliwości wokalnych drugiego oficera ORP „Dzik”.
Kiedyś podczas bankietu w admiralicji, zaśpiewał „Bohemian Rapsody” na kilka głosów. To dopiero był obciach przed przedstawicielami NATO. Jeden z generałów na poważnie zastanawiał się czy nie użyć Kózki jako broni akustycznej.
Na szczęście Kózka wypił kolejny kieliszek wódki, usiadł na krzesło i ponownie zasnął.

* * *

- Zacząłem ich śledzić – kontynuował dowódca. – Nikt nie będzie rogów przyprawiał oficerowi Polskiej Marynarki Wojennej!

No tak, zahaczałby nimi o sufit okrętu - pomyślałem i zaraz pożałowałem, bo komandor spojrzał się na mnie surowo. Tym razem tylko pogroził palcem. Ciekawe skąd u niego te przebłyski telepatii ?

- Oczywiście kwestie techniczne, jak podsłuchy w telefonie, pluskwy w jej torebce, mikrofony kierunkowe, agenci przebrani za kelnerów i przechodniów, zostawiłem mojemu koledze z kontrwywiadu, Bronkowi. W porządku z niego gość. Nawet ściągnął śmigłowiec bojowy z Pruszcza dla śledzenia jej z powietrza. Znamy się jeszcze z czasów kursów ideologicznych w Moskwie. Wracając jednak do mojej żony.
Ten jej gach wynajął na mieście kwaterę, gdzie regularnie się spotykali. Szybko została namierzona przez chłopaków z wywiadu i dostałem namiary. Znacie mnie, Pierwszy i wiecie, że ze mnie jest niezwykle spokojny człowiek, opanowany i poukładany...

Nie da się ukryć.
Dowódca nigdy nie wpadał w panikę, a na morzu to cenna umiejętność.
Jego zasada i dewiza życiowa to: pozostawić sprawy własnemu biegowi. Dzięki takiej polityce prześlizgiwaliśmy się przez większość problemów. Niektórzy nazywają to szczęściem, ja uważam że jest to taoizm, którego Stary był wyznawcą nawet o tym nie wiedząc.

- No więc tym razem nie zdzierżyłem. Postanowiłem ich, w tym gniazdku, odwiedzić. Bronek proponował mi oddział Formozy, nalegał nawet, ale skończyło się na dwóch snajperach na pobliskich dachach.
No i słuchajcie co było dalej.
Drzwi z kopa wyważyłem, aż z framugi wypadły.
Wpadam ja tam i nakrywam ich in flagranti, po naszemu znaczy w czasie chędożenia...

Stary nie omieszkał pochwalić się przede mną swoim lingwistycznym talentem. Miał do tego dar. Pamiętam jak kiedyś dogadywał się z Finami w ich ojczystym języku. Dodam, że przed rozpoczęciem libacji ni w ząb nie znał ich języka. Znajomość języków obcych rośnie u niego wprost proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu.

- Zerwali się jak spłoszone króliki. Ona blada jak ściana, on osłupiały. Widząc te jego nażelowane włosy, wąsiki i małego *beep* dyndającego między nogami, nie zdzierżyłem. Wyciągnąłem z kabury mojego Glocka i wywaliłem w niego kilka kulek. Jeszcze te snajpery z dachu poprawili...

* * *

- Wiecie, Pierwszy, różne rzeczy w życiu widziałem, ale jak gach mojej żony zamiast grzecznie paść na ziemię i umrzeć jak przystało na porządnego człowieka, zaczął się zmieniać w jakąś kameleono-podobną gadzinę, to lekko mną wstrząsnęło.
Nabrał sinozielonej barwy pysk mu się wydłużył, skóra stwardniała pokrywając się grudkami. Syknął na mnie i wystawił rozwidlony język. Strzeliłem jeszcze kilka razy. Nic. Skóra nie do przebicia.
Potem rzucił się na mnie ten gad przebrzydły i szponami do mnie startuje. Zaczęliśmy walczyć. Mocny skubany był i długo się trzymał, ale ja z Putinem dżudo trenowałem. No i w końcu ippon, na glębę go i jeszcze jakimś srebrnym świecznikiem, chwyconym z kredensu, zdzieliłem. Wtedy ponownie morfował. Do swojej ludzkiej postaci. Dziwne to wszystko. Ciekawe co to było ?
- Inkubus pewnie.
- Inkubus ?
- Taki demon seksualny rodzaju męskiego. Podobno na srebro uczulony. Więc jak dostał tym świecznikiem w łeb to pewnie przez długi czas, ba może nawet wieki, pozostanie w ciele człowieka.
W „Malleus Maleficarum”, podręczniku dla inkwizytorów z 1487 roku, autorzy czyli dominikańscy inkwizytorzy twierdzą, że Sukuby, żeńskie demony seksu, zbierają od uwiedzionych mężczyzn nasienie, którego potem inkuby używały do zapładniania kobiet. Dzieci spłodzone w ten sposób mają być szczególnie podatne na wpływ Szatana. Po prostu w ten sposób Szatan hoduje swoich żołnierzy...
- Zaraz, zaraz, Pierwszy. Czy wy usiłujecie mi powiedzieć, że moja żona... już wkrótce była żona... miała urodzić wyznawcę Szatana?

Stary zmrużył w gniewie oczy. Znałem to spojrzenie. Będzie chryja.
- Na to wygląda panie kapitanie – powiedziałem ostrożnie.
- Będzie trzeba się z tym Szatanem rozmówić. – Chłód i determinacja w głosie Komandora. Kimkolwiek lub czymkolwiek jest Szatan może spodziewać się kłopotów. Dużych kłopotów.
- To może być niebezpieczne – zasugerowałem nieśmiało.
- Nie dla mnie. Jestem ateistą.
Ten argument mnie przekonał.

* * *

W tym momencie spod stołu wykaraskał się podporucznik Wrona. Stanął chwiejnie na nogach, oparł się o stolik, podobnie jak czyni to na okręcioe o kiosk. Rozejrzał się po sali zdziwionym spojrzeniem i zapytał:
- Przeszliśmy już Gibraltar ?

* * *

- Proszę mi powiedzieć komandorze jeszcze jedno. Co stało się z tym gach... znaczy, z tym inkubem ?
- Wpadli chłopaki z Formozy, związaliśmy sukinsyna i wysłaliśmy do Ustki.
- Ustki ? – zdziwiłem się.
- Do karnej kompani. Ostatnio stacjonuje tam batalion grecki. Grecki –rozumiecie, Pierwszy...? Struktura wzorowana jest na słynnym Świętym Zastępie z Teb.
Zrobią mu tam z *beep* jesień średniowiecza.

KONIEC
_________________
http://domagalski.kawerna.pl
 
 
 
Pako 
Adam Zamoyski


Posty: 10680
Skąd: Gliwice
Wysłany: 22 Maj 2006, 08:45   

Viking RoX :mrgreen:
 
 
Słowik 
Cynglarz

Posty: 4931
Skąd: Kraków
Wysłany: 22 Maj 2006, 09:33   

Hahaha :D
a wiecie jaki jest najlepszy hokeista grecki ? ';)
_________________
I'd rather have a bottle in front of me than a frontal lobotomy.
 
 
 
mawete 
bosman


Posty: 13096
Skąd: Lublin
Wysłany: 22 Maj 2006, 10:59   

Żeby pieniądze były, a wszystko będzie łatwe jak kobiety.... :mrgreen: Viking rulez :) :bravo
 
 
Vesper 
Sky Captain


Posty: 157
Skąd: Irlandia
Wysłany: 22 Maj 2006, 20:05   

:-) Wredne, szybkie, podoba mi się!
_________________
Czytane/oglądane: Dan Simmons - The Hyperion Omnibus // BSG 1-4
 
 
 
R2R 
Jaskier


Posty: 61
Skąd: Warszawa
Wysłany: 22 Maj 2006, 21:50   

"Nie zna życia, kto nie służył w Marynarce" :bravo
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37527
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 23 Maj 2006, 07:15   

Nie zna życia, kto nie służył w kawalerii. Więcej proszę :bravo :bravo :bravo
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Rodion 
Agent Chaosu


Posty: 7551
Skąd: Gestrandet
Wysłany: 25 Maj 2006, 10:29   

:mrgreen:
_________________
Mam czarną koszulkę i piwo... jestem forpocztą sił chaosu.
I tylko konia osiodłać. I przez wrzosowiska, jak przez...
 
 
Angelus 
Han Solo


Posty: 804
Skąd: z Germanii
Wysłany: 25 Maj 2006, 15:42   

Może by z tego fajny komiks zrobić? :wink:
Jest ktoś chętny do rysowania?Rodion? :wink:
_________________
Nie wylewaj wacpan piwa.:)
 
 
 
Rodion 
Agent Chaosu


Posty: 7551
Skąd: Gestrandet
Wysłany: 27 Maj 2006, 11:33   

Jak wsztawi na ten okret elfy i krasnoludy! 8)
_________________
Mam czarną koszulkę i piwo... jestem forpocztą sił chaosu.
I tylko konia osiodłać. I przez wrzosowiska, jak przez...
 
 
Last Viking 
Klapaucjusz


Posty: 988
Skąd: Valhalla
Wysłany: 28 Maj 2006, 20:23   

GRENDEL

Grendel - jeden z głównych bohaterów anglosaksońskiego poematu heroicznego Beowulf
Grendel był potworem morskim nękający królestwo duńskie rządzone przez króla Hrothgara. Jego siłę stanowiło to, iż nie można było zranić go żadną bronią. Według legendy pokonał go Beowulf, który akurat gościł na dworze duńskim.


Przychodzi kiedyś taki dzień w życiu człowieka, taki szczególny dzień, w którym uświadamia sobie, że nastąpiło coś niebywałego. Zdziwiony otwiera rano oczy i nie dowierza własnym zmysłom.
Taki dzień musiał w końcu nadejść.
Dzisiaj nadszedł dla mnie.
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów obudziłem się bez bólu głowy.
Słonie się wyprowadziły czy co? – pomyślałem.
Gorzej.
Okazało się, że nie mam kaca.

Dokonałem szybkiej paginacji wspomnień z wczorajszego wieczoru i wielce się zdziwiłem nie znajdując w nich luk, ani dziur, które od czasu rozpoczęcia służby na okręcie podwodnym ORP „Dzik”, pojawiały się permanentnie w moim życiu.
Mógłbym winą obarczać środowisko w jakim się znalazłem, polską świecką tradycję, która wręcz nakazywała spożywanie alkoholu w ilościach powyżej przemysłowych, lecz prawda była taka, że zanurzałem się coraz głębiej w morzu, jakim był alkoholizm. Na obecną chwilę, ponad taflę wystawała mi tylko głowa.
Wczoraj jednak nie piłem.

W momencie kiedy oznajmiłem kolegom oficerom, że nie bedę pił, chcieli lekarza pokładowego wzywać. Nie wiem co było powodem przemiany, ale podporucznik Wrona postawił nieśmiałą tezę, że mogły to spowodować siły nieczyste.
W kontekście wieczoru spędzonego na czytaniu wielce pouczającej książki "Urządzenia elektrycznie i mechaniczne stosowane w maszynowniach okrętów wojennych w latach 1954-1960 - tom III - wydanie rozszerzone", kiedy w kajucie obok libacja trwała na całego, a ja na samą myśl o spirytusie dostawałem torsji, gotów byłem mu przyznać rację.
Nie było to normalne.
Postanowiłem sprawę zbadać. Miałem pewne podejrzenia.

* * *

Wchodząc na pokład powitało mnie włoskie słońce, wiszące jeszcze nisko na błękitnym niebie. Wizyta towarzyska w Tarencie. Stary zabronił nam jednak wychodzenia na ląd w obawie przez defloracją tutejszych dziewic. Rocznik statystyczny podawał, że w Tarencie, powyżej 15 roku życia są takie dwie, w związku z tym mogłoby nastąpić przeciążenie materiału.
Na decyzję dowódcy mogła mieć też wpływ ostatnia chryja. W poprzednim roku, kiedy tutaj stacjonowaliśmy, mężowie niektórych pań mocno się bulwersowali. Do tego stopnia, że okręt z obrzynów ostrzelali. Uspokoiła ich dopiero seria z działka pokładowego 104 mm.
Chcieliśmy im jeszcze zafundować nalot dywanowy, ale operator w amerykańskiej bazie lotniczej nie dał się przekonać do wypożyczenia dywizjonu F-16.
Co prawda, skłonny już był zarządzić bombardowanie Tarentu, za obietnicę randki z siostrą porucznika Wrony, ale jednak poczucie służby w nim zwyciężyło.
Na pewno nie rozsądek.
Widziałem siostrę podporucznika Wrony.

* * *

Tak jak się spodziewałem, zastałem ich na pokładzie. Bosman oddawał się womitowaniu i oczywiście robił to tak, jakby nic innego na świecie nie istniało. Oddawał się temu zajęciu całym sobą.
Zawsze podejrzewałem go o ćwiczenie technik zen.
Podporucznik Wrona, swoim zwyczajem, stał oparty o kiosk.
Wydawało się, że wpatruje się w dal, obserwując horyzont. Nic bardziej mylnego - po prostu spał.
Porucznik Kózka stał na dziobie. Rozłożywszy szeroko ręce przymknął oczy i darł się falsetem :
Near, far, wherever you are
I believe that the heart does go on
Once more you open the door
And you're here in my heart
And my heart will go on and on


Moja percepcja zaczęła uciekać na najniższe pokłady "Titanica", mijając po drodze przerażonego Di Caprio i zrozpaczoną Celine Dion.

- Silenzio, perfavore !
- Cretino ! - dało się słyszeć z domów sąsiadujących z portem.
- I'm king of the world ! - Kózka nie pozostał dłużny.

Stan kadry oficerskiej najnowocześniejszego okrętu w Polskiej Marynarce Wojennej nie przedstawiał się zbyt ciekawie. Zużyci, wymięci po całonocnej libacji, nie nadawali się kompletnie do niczego. Ostateczny krach godności żołnierza polskiego.
Jakże trudno przyszło mi wypowiedzieć słowa:
- Panowie, jesteście mi potrzebni !

* * *

Spał, gdy weszliśmy do jego kajuty. Uczyniliśmy to najciszej jak potrafiliśmy, jeśli można nazwać cichym wejściem to, co się wyprawiało. Kózka wywalił się na progu, Wrona zaczął się histerycznie śmiać, a bosman kląć.
Nic dziwnego, że starszy marynarz Albert Wagner, zerwał się w przerażeniu z koi. Jego gałki oczne, na co dzień wyglądające jak dwie piłeczki do ping-ponga, powiększyły się do rozmiarów piłeczek tenisowych. Zapiszczał jak zarzynana świnia i zaczął uciekać.
Kajuty na łodzi podwodnej typu Kilo nie są duże. Jakkolwiek by się starał starszy marynarz Wagner, tak czy inaczej, prędzej czy później natknąłby się na pięść bosmana. W tym wypadku nastąpiło to - prędzej.

W znanym nam wszechświecie niewiele jest rzeczy powodujących większe spustoszenie niż pięść bosmana. Mieści się ona gdzieś między bombą atomową a wybuchem supernowej. Podobno w szkole podstawowej Andrzej Gołota mu kieszonkowe oddawał. Mówią, że do teraz oddaje. Zakładając jednak obecne zarobki Gołoty, to nie wiem co jeszcze bosman robi na służbie.

Starszy Marynarz Albert Wagner siedział przywiązany do krzesła, a z nosa obficie leciała mu krew. Kózka jako dobry samarytanin przykładał mu do nosa chusteczkę.
Nie na wiele się to jednak zdawało.

- Szczego chszczecie ? - wyartykułował przerażony. Oczy latały mu w dziwnym niekontrolowanym zezie. Współbieżnie na rozbieżnie.

Dopiero teraz przyjrzałem mu się dokładnie. Miał na sobie błękitne bokserki w bzykające się różowe króliki i koszulkę polo w kolorze khaki. Zaiste, zmysł artystycznej mody niczym u Versace.
Szara, nienaturalna cera, policzki głęboko zapadnięte i to coś w obliczu, co od początku nie dawało mi spokoju...

* * *

Pamiętam, jak pierwszy raz zjawił się na okręcie. Od razu coś mi nie pasowało. Jego twarz... tak jakby nie była... statyczna. Rozmazywała się. Patrząc kątem oka widziałem zupełnie inne oblicze.
lluzja - pomyślałem wtedy. I się nie pomyliłem.
Zastosował mentalną sugestię. Odbyliśmy wtedy długą rozmowę.
Teraz też zapowiadało się na długie posiedzenia.

- Posłuchaj, Grendel... - zacząłem.
- Grendel? - wtrącił się porucznik Kózka.
- Tak. Pokaż im! - rozkazałem.
- Na pewno? - zapytał Wagner z nieszczęśliwą miną.
- Na pewno - kiwnąłem głową.

Wzruszył ramionami i zdjął iluzję.
Kózka i Wrona cofnęli się o krok z przerażenia. Tylko o krok, bo to przecież oficerowie Marynarki Wojennej i już nie takie rzeczy w życiu widzieli. Bosman stał niewzruszenie i ciekawie przyglądał się Grendelowi, zwanemu również starszym marynarzem Wagnerem. No cóż, bosman w swoim życiu wiele maszkar widział. Najwięcej, jak sam mówił, w mongolskich burdelach.
Można śmiało powiedzieć, że Albert Wagner był potworem.
Był tak potworny, że zaoszczędzę wam opisu jego fizjonomii. Powiedzmy, że nie chcielibyście stanąć z nim twarzą w ... twarz.

* * *

- Co mi zrobiłeś ? - zapytałem.
- Wyleczyłem cię, a Ty mi tak odpłacasz - odparł z wyrzutem.
- Wyleczyłeś ?!
- Tak. Stężenie toksyn i C2H5OH w twoim organizmie dawno przekroczyło dopuszczalne granice. Jesteś alkoholikiem!
- Posłuchaj mnie, Grendel. Piję codziennie od 14 lat i jeszcze w alkoholizm nie wpadłem. Jeszcze... Więc dlaczego?
- Pomogłeś mi... Nie wydałeś Staremu. Tak ciężko we współczesnym świecie o przyjazną dusze. Tysiąc lat wiecznej tułaczki, ukrywania się. Kiedyś znalazłem dom. DOM rozumiecie? W Danii. Było cudownie. Pomagałem chłopom w wykopkach, nosiłem wodę ze studni, stolarką się zajmowałem. I wtedy zjawił się ten *beep* Beowulf!
Nic mu przecież nie zrobiłem, a on że ja potwór. Czy ja wyglądam na potwora? No tak... fizycznie tak, ale dusza, przecież liczy się dusza!
No i ten jełop ciachnął mi rękę. Rana się zagoiła, moje serce nie. Ręka odrosła, moje zaufanie do ludzi nie.
Uciekłem z Danii i błąkałem się przez wieki po całym świecie. Nauczyłem się sztuki iluzji, żeby się zasymilować. Chciałem żyć normalnie. Mieć pracę, przyjaciół. Zawsze jednak, gdy ktoś odkrywał moją prawdziwą naturę, zaczynało się od razu polowanie w stylu: "Zabijmy potwora, wyświadczymy światu przysługę".
Ty jesteś inny. Pomogłeś... - Grendel mówił coraz bardziej płaczliwym głosem. Zauważyłem że porucznik Kózka ociera sobie chusteczką załzawione oczy.

- Dobra. Potrafisz to odwrócić ? - przerwałem, zanim całe towarzystwo się rozkleiło.
- Co? - Grendel zapytał autentycznie zaskoczony.
- *beep* mać! Jak to co? Nie udawaj głupiego! Zaklęcie prohibicyjne!
- No potrafię. Ale czy na pewno tego chcesz ?
- Pewnie, że chcę. Nie piłeś nigdy ?
- Nie
- No to ty faktycznie ciężkie życie miałeś. Zaczynaj!

Fajerwerki i kolorowe łuny przez kilka minut rozświetlały kajutę. Okazało się, że łatwiej rzucić zaklęcie, niż je odczynić. Tak to już w życiu bywa.

* * *

- Wrona, skocz no po jakąś butelkę spirytusu.
- Pierwszy? Dlaczego on tak... tak do nas ?
- Wszyscy potrzebują akceptacji, Wrona. Potwory jak ludzie, bez żadnej różnicy.

KONIEC
 
 
 
feralny por. 
Trurl

Posty: 4761
Skąd: garaż hermetyczny
Wysłany: 28 Maj 2006, 20:57   

Bardzo mi się podobało, jak zwykle z resztą. Jedno mi tylko zgrzytnęło

Last Viking napisał/a
Uspokoiła ich dopiero seria z działka pokładowego 104 mm.


104mm to już nie działko tylko kawał działa, przyjeło się działkiem nazywać artylerię małokalibrową (tak do 50mm najwyżej). Z kalibrem 104mm też się nigdy nie spotkałem 90, 100, 105, 106 owszem, ale 104? Przy takim kalibrze trudno także mówić o strzelaniu serią, nawet jeżeli istnieje zautomatyzowany układ zasilania w amunicję, to nadal są to pojedyncze strzały oddawane jeden po drugim, a nie seria. No i po II wojnie światowej nastąpił gałtowny regres uzbrojenia artleryjskiego na okrętach podwodnych, właściwie żaden współczesny op nie posiada takiego uzbrojenia.

Wiem zanudzam, ale takie detale psują przyjemność czytania.
 
 
Pako 
Adam Zamoyski


Posty: 10680
Skąd: Gliwice
Wysłany: 28 Maj 2006, 22:06   

Jak ktoś się na takich detalach zna :P
Ale mam dziwne wrażenie, że to jest najsłabsze z czwórki. Chociaż i tak prześlicznej jakości ^^
 
 
feralny por. 
Trurl

Posty: 4761
Skąd: garaż hermetyczny
Wysłany: 28 Maj 2006, 22:22   

Pako napisał/a
Jak ktoś się na takich detalach zna


Heh, cierpie za miliony :) A tak na serio to kiedyś doprowadzalo mie to do szewskiej pasji, czytalem sobie jakąś ciekawą książkę, albo film ogladalem i nagle przestawalo być fajnie z powodu jakiejś skuchy, a pozostawal niesmak. Dobrze, że już sie uodpornilem. Ciekawe co muszą przeżywać lekarze oglądający "Na dobre i na zle" :D ?
 
 
Pako 
Adam Zamoyski


Posty: 10680
Skąd: Gliwice
Wysłany: 28 Maj 2006, 22:57   

Hyhy... znaczy ty wojskowy? Albo z zamiłowania tak obcykany?
Ale wiem, o co ci chodzi ;) mawete też się ostatnio tak pieklił nad pilipiukiem, a ja pewnie bym nie zauważył błędów ;)
Ale czasami też zauważam i wiem, żę to potrafi rozbić całe całkiem przyjemne dziełko ;)
 
 
feralny por. 
Trurl

Posty: 4761
Skąd: garaż hermetyczny
Wysłany: 28 Maj 2006, 23:20   

Pako napisał/a
Hyhy... znaczy ty wojskowy? Albo z zamiłowania tak obcykany?


W zasadzie to jedno i drugie.
Wracając do opowiadań Vikinga, bardzo przypadły mi do gustu, zwłaszcza wykreowane postacie, tylko atmosfera bardziej przypomina mi akademik niż op, ale i tak czyta sie świetnie.
Nie ma co, nie zna życia, kto nie pływał w marynarce :lol: (kiedyś to nawet chciałem z kolegami póśjć na basen w garniturach i popływać w marynarkach)
_________________
Trust me, I'm a doctor...
 
 
Last Viking 
Klapaucjusz


Posty: 988
Skąd: Valhalla
Wysłany: 29 Maj 2006, 08:44   

feralny por. napisał

Cytat
Przy takim kalibrze trudno także mówić o strzelaniu serią

Prawda
Cytat
właściwie żaden współczesny op nie posiada takiego uzbrojenia.

Prawda

...i wiedziałem o tym pisząc opowiadanie :oops:

Ale w głowie miałem taką wizualizacje, jak Polacy prują z działka pokładowego do włoskich rogaczy, że "nagiełem" trochę rzeczywistość :wink:
Podobnie w opowiadaniu FUGAZI, procedura odpalania torped też jest dość... "fantastyczna" :D

No ale opowiadania są przede wszystkim groteską, co nie znaczy że wolno mi interpretować i zmieniać według własnego widzimisię pewnych faktów :(
(Tym bardziej, że w swoim czasie ostro za to dostało się ode mnie opowiadaniu "Szamanka" :? )

Myślę jednak, że są to szczegóły które (oczywiście ważne dla pasjonatów i fachowców) ale nie na tyle żeby nie można było przymknąć oka :wink:

Swoją drogą oglądając czasami filmy gdzie akcja toczy się na placach kontenerowych lub w portach to włosy mi sie na głowie jeżą :evil:

Dziękuję wszystkim za opinie :mrgreen:
Zawsze z przyjemnoscią czytam opinie zarówno pozytywne jak i negatywne :wink:
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group