Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Bo to jest wojna, rzeź i rąbanka - głosowanie do 26.02.

Które szorty przypadły Ci do gustu?
A ty? Rozumiesz, co robisz?
14%
 14%  [ 14 ]
Odwieczna wojna
9%
 9%  [ 9 ]
Kontyngent
8%
 8%  [ 8 ]
W bezksiężycową, ciemną noc
12%
 12%  [ 12 ]
Śmierć herosa
10%
 10%  [ 10 ]
Wstrząśnięty, niemieszany
9%
 9%  [ 9 ]
Wojna płci
6%
 6%  [ 6 ]
Przyjaciele
8%
 8%  [ 8 ]
Magiczna wieża
7%
 7%  [ 7 ]
Wszystkie są do niczego.
14%
 14%  [ 14 ]
Głosowań: 43
Wszystkich Głosów: 97

Autor Wiadomość
downbylaw 
Jaskier

Posty: 72
Skąd: Wrocław
Wysłany: 12 Lutego 2012, 21:49   Bo to jest wojna, rzeź i rąbanka - głosowanie do 26.02.

A ty? Rozumiesz, co robisz?

Krew, wrzaski i nieustający huk. To już nie była walka, to była rzeź. Żołnierze, pchnięci przez dowództwo do desperackiego ataku, zasypywani gradem pocisków, odgryzali się jak mogli. Resztki amunicji... Bagnety. Tyle z życia w nich zostało.
Karol poślizgnął się i runął twarzą w błoto. Jakiś człowiek przebiegł mu po plecach, ktoś zwalił się obok, rzężąc. Młody żołnierz uniósł głowę, usiłując odzyskać orientację. Gdzie my, gdzie oni? Żeby chociaż tak jeszcze jednego...
Wtedy ją dostrzegł.
Nadchodziła od strony umocnień równym krokiem, od czasu do czasu kuląc się i zasłaniając uszy, gdy huk wystrzałów stawał się nie do zniesienia. Zdawało się, że nikt jej nie dostrzega. Całym światem była walka, kolejny wróg - zabójca lub ofiara. Albo tego świata po prostu już nie było.
Kobieta dotarła do Karola. Uklękła obok, świdrując go spojrzeniem brązowych oczu. Zapach ziemi wdarł się do jego nozdrzy, tłumiąc swąd prochu i krwi. Mężczyzna zrozumiał w jednej chwili, chociaż wszystko się w nim buntowało. To nie mogło się dziać, to nie było przecież tak! Miała rude, wręcz czerwone włosy i lekko piegowatą, delikatną
twarz. Odziana w burobrązową sukienkę... Nie, to nie było możliwe!
- Nie mogę sama być martwa - wyszeptała, jakby odpowiadając na niewypowiedziane pytanie. - Nie wolno odbierać życia, nie rozumiejąc, jak się je traci.
Szarpnął się w tył, kuląc głowę w ramionach i szukając osłony. Nie, nie, nie! Przecież to była wojna. Strzelał, kłuł, siekł i czołgał się w błocie właśnie po to, żeby nie musieć zrozumieć! Za wszelką cenę...
Kula trafiła w bok i zagłębiła się pod brązową sukienkę. Na śliczną twarz wypłynął grymas bólu. Kobieta skuliła się na moment, nie wydając nawet jęknięcia. Powoli, wsparta na rękach, dowlokła się do sparaliżowanego strachem Karola. Ten wciąż patrzył z niedowierzaniem na karabin i palec oparty na spuście. Odepchnęła lufę broni i gwałtownie objęła mężczyznę.
Jej ciało - wiotkie i rozkosznie ciepłe - przylgnęło do niego. Mimowolnie wtulił twarz w czerwone włosy.
- Nie, nie chcę - wyszeptał.
Nie poczuł bólu - ciało samo zareagowało, gdy pocisk wbił się w skroń. Karol zacisnął spazmatycznie zęby, przygryzając rude kosmyki. Na języku poczuł metaliczny posmak krwi. Powoli osunął się na ziemię wciąż z kobietą w ramionach. Czerwień jej włosów zasłoniła cały świat, a sukienka okryła skromnym całunem.
I pozostał tylko wszechogarniający zapach ziemi - burobrązowej, błotnistej ziemi.


Odwieczna wojna

Cóż to za widok! Dwie wrogie armie zajmują dogodne pozycje.
Jeszcze chwilę temu manewrowały, nieświadome swej bliskości. Nieświadome, ale zawsze czujne. Gotowe by rozwinąć bojowe szyki w błyskawicznym, wyćwiczonym, tempie. Teraz zbliżają się i…
Pierwsze meldunki zwiadu. Wysforowane czujki reagują na najdelikatniejsze sygnały, są jak bystre oczy zdolne dostrzec i wyodrębnić podejrzane szczegóły krajobrazu. To nieprzyjaciel! Informacje płyną szybko systemami nerwowymi radiostacji, krwiobiegiem herzów. W mig zostają przetworzone i skorelowane z danymi o bieżących ruchach własnych pododdziałów, bo przecież tak właśnie działa sztab armii – jej mózg. Dowódcy w ułamku sekundy podejmują decyzje i wydają rozkazy: szyk bitewny, plan alfa siedemnaście. Plan ostrożnie zaczepny, siły przeciwnika wciąż nie są w pełni rozpoznane.
Machiny maszerujących legionów zwalniają. Płynnie rozlewają się wokół pozycji sztabu. Wszystko zgodnie z przyjętą koncepcją operacyjną, każdy pododdział ma swoje miejsce w szyku. Pełne rozwinięcie. W centrum zwarte oddziały pancerne. Superciężkie czołgi zdolne do wdarcia się brutalną siłą w formacje obronne wroga. Jeśli im się uda, wejdą jak ciepły nóż w masło. Zmiażdżą na proch, zmielą gąsienicami. Będą jak nokautujący prawy prosty. Cios, po którym nie trzeba już poprawiać.
Za nimi nieprzebrane mrowie piechoty. Ufność pokładają w sile, ich potęgą jest liczebność. Są hardzi, gotowi zalać, utopić przeciwnika morzem ciał. Są jak ciągły wrzask, którego nie da się zagłuszyć, przez który nie przedrze się żaden dźwięk. Są też tarczą. Nie boją się pancernego blitzkriegu, obronią organizm armii, jej wrażliwy środek, sztab. Mają miny, przeciwpancerne działa i determinację.
Na flankach czekają już szybkie oddziały lekkie. Kawaleria, piechota zmechanizowana, wozy pancerne. Są ją wyostrzone szpony bestii, nie zadadzą decydującego ciosu, ale będą ciąć, szarpać i ciągnąć. Będą wykrwawiać, toczyć z żył przeciwnika życiodajny płyn, wycinać kawałki mięsa. Będą drażnić i odwracać uwagę, gdy…
Nieco z tyłu czeka artyleria. Zmasowaną lawiną stali i ognia utoruje drogę pancernym i piechocie. Zdezorganizuje ataki wrogich sił. Jest potężna i groźna niczym kopnięcie z półobrotu. Albo jak cios kolanem w słabiznę – nadchodzi zawsze, gdy się go nie spodziewasz.
Armie stanęły naprzeciw siebie i oszacowały. Siły, przyszłe straty, szanse na zwycięstwo. To ten krótki moment zawieszenia, nim padną pierwsze salwy. Ostatnia chwila, ostatni oddech. Ostatni łyk wody. Ostatni papieros przed rzezią.

O co walczą? Po co ta wojna? A czy to takie ważne? Zawsze są jakieś powody. Zastrzelony arcyksiążę, zdradzony generał, porwany następca tronu. Zniszczona reputacja księżniczki. Albo zatrute jezioro czy też zniszczone pole dojrzewającej pszenicy. To taki młotek, co to go im pożyczył dziadek Staszek a oni nigdy nie oddali – tylko, że w skali makro. Świetny powód by się nienawidzić. Doskonały, by pałać rządzą krwi. Uświęconych antagonizmów nie trzeba przecież wyjaśniać, same w sobie są przyczyną i skutkiem.

– Pani Bogacka. – Ociekające jadem słowa. Pierwszy, ślepy strzał, salut dla wroga, odbijający się echem w korytarzach galerii handlowej.
– Pani Adamiakowa. – Rozbrzmiewa cedzona powoli odpowiedź.
Wszyscy wokół schylają głowy, czekając na burzę. I tylko ukradkiem obserwują rozpoczynającą się batalię. Zerkają z bezpiecznej odległości.
– Pani Bogacka, widzę – nowa fryzura, tak? Jakim kombajnem Panią strzygli?

Zaczęło się.


Kontyngent

Siedzę na zimnej podłodze, trzymając w objęciach jedynego syna. Tulę go do serca, choć wiem, że nigdy nie zobaczę jego delikatnej buzi i pięknego uśmiechu, który wyczuwam. Ciemność na zawsze zasłoniła mi oczy, odbierając niemal wszystko. Żona odeszła i rzadko przywozi mi synka. Kiedy się urodził, byłem po wypadku. Miesiąc później sprowadzili mnie do kraju, za który walczyłem, jak mi wmawiali. Nareszcie wśród swoich, witali mnie ludzie,
których nawet nie znałem. Miałem im zaufać. Kochali mnie. Jesteśmy jedną rodziną, głosili. Szybko poczułem gorzki smak tej miłości i opiekę, której zabrakło. Ojczyzna wypięła się na mnie, pozostawiając samego, z głodową rentą.

Bo to jest wojna, te słowa słyszę po dziś dzień, a krwawe obrazy powracają co noc. Budzę się wtedy zlany zimnym potem i krzyczę wniebogłosy. Bo to jest wojna…

Kabul, Afganistan – dwa lata wcześniej.

W niedzielę w południe otoczyliśmy kordonem pozycje wroga. Temperatura przekraczała pięćdziesiąt stopni w cieniu i ciągle rosła. Brakowało wody, a ciężki sprzęt ograniczał ruchy. Dyszeliśmy, nie mogąc złapać tchu. Pojawiły się omamy. Widziałem zieloną oazę z dużym źródłem na samym jej środku. Obok rosły krzewy tamaryszku. Przecierałem oczy ze zdumienia. Wytarłem pot z czoła i założyłem przeciwsłoneczne okulary. Wcześniejsze obrazy zniknęły i pojawiła się sucha, jak pieprz, czarna pustynia. Osłaniałem nozdrza i usta, bo gorące powietrze parzyło gardło, jak cholera. Pot ciurkiem spływał po plecach. Kapitan wydał komendę, po czym ruszyliśmy do ataku. Nikt nie miał wątpliwości, przecież walczyliśmy za nasz kraj. Przegrupowaliśmy się, osłaniając flanki. Odbezpieczyliśmy broń. Na każdym kroku wzajemnie się ubezpieczaliśmy, pamiętając o życiu, które było najważniejsze. Przeżegnałem się. Padły pierwsze strzały i słychać było przeraźliwy krzyk umierających kobiet i dzieci. Nie było tam mężczyzn, ale dowódcę najwyraźniej to nie obchodziło. Dostał rozkaz zdobycia miasta i wypełniał go niczym bezmózgowiec. W co on nas wciągnął? Kapral walił seriami we wszystko co się ruszało. Bo to jest wojna, krzyczał przy tym, jak opętany. Ogień wydobywający się z miotaczy płomieni, palił żywcem całe rodziny i ich domy. Nie mogłem na to patrzeć. Zwymiotowałem. Strzelaj, to jest rozkaz, wrzeszczał mi do ucha, kapitan. Protestowałem. To jest wojna, darł się. Chyba rzeź i rąbanka, odparłem. Stał w pyle i prochu niczym władca życia, a dookoła śmierć zbierała okrutne żniwo. Widziałem jego pełne nienawiści oczy, w których dostrzegłem strach.

Do bazy wracaliśmy w kompletnej ciszy i ze zwieszonymi głowami. Wszyscy poza nim. Prezydenckie odznaczenia i ministerialne ordery, to nagrody, które później otrzymał za męstwo i odwagę. Odbierał je w blasku chwały, na oczach rozpromienionej żony i pod okiem kamer fotoreporterów. Rozległy się też gromkie brawa. Rzygać mi się chciało, nie przyjąłem wtedy swoich medali.

Ktoś zasiał ziarno niepewności, ale sprawę umorzono. Tydzień później pod moim pojazdem wybuchła mina-pułapka.

Nie widzę swojego dziecka, dostrzegam za to ich przerażone twarze i błagalne spojrzenia. Tuziny wyrżniętych w pień ludzi i ich zmasakrowane ciała. Kiedy dotykam syna, słyszę jego delikatny oddech. Wtedy jeszcze bardziej boli mnie serce. Gładząc aksamitną skórę chłopca, wyczuwam tętno, które nie słabnie. Kilka godzin później zostaję sam ze swoimi koszmarami.

Dzieciak w drodze, niebawem się urodzi. Zarobisz trochę dolców, mówili mi. Będziecie szczęśliwi…


W bezksiężycową, ciemną noc

– Stój, bo strzelam! – rozległ się okrzyk w głębokiej ciemności listopadowej, mroźnej nocy.
Tu, na brzegu jeziora powstałego w leju po bombie, trawa rosła gęsta i tylko gdzieniegdzie światło gwiazd z wysiłkiem przeciskało się przez gęste listowie.
– To ja, Barnaba! Przyszedłem pożyczyć trochę mleka. – Padła odpowiedź. – Gertchen pogryzł komar, a moje biedronki zginęły w czasie bombardowania!
– Niech ci twój fuhrer pomoże! – Skryty za pniem nawłoci Maciej Dąbal przeładował fuzję z czasów powstania listopadowego. – Masz trzy sekundy, żeby odejść!
Barnaba von Diesel hardo wystąpił z cienia.
Huk wystrzału rozdarł noc. Gdy przebrzmiał, Dąbal, wielkopolski skrzat rasy kuchennej, podszedł i kopnięciem przewrócił ciało Barnaby na plecy. Porcelanową twarz przecinało głębokie pęknięcie.
– Hitlerowski pomiot! – warknął. – Polskiego mleka mu się zachciało!

*

– Słyszałem twoją fuzję, tato. Co się stało? – zapytał Michaś Dąbal, gdy ojciec przestąpił próg chaty.
– Spotkałem Von Diesela Jego córkę pogryzł komar. – odparł stary. –Śmiał prosić nas o pomoc. Jak gdyby nigdy nie było bitwy nad Bzurą!
– Gerta? Pogryziona? Muszę zanieść jej mleka! – Michaś rzucił się do drzwi.
Z gardła Macieja wydobył się wściekły warkot.
– Wracaj tu, zdrajco!– krzyczał, szukając po kieszeniach jednego z dwóch pozostałych mu `nabojów . – Folksdojcz! Zaprzaniec!
Młodzik biegł do stajni. Miał dobry wzrok i w ciemnościach łatwo omijał źdźbła słomy i pajęcze sieci. Otworzywszy drzwi, złapał skopek świeżego, biedrończego mleka i zniknął w ciemnościach.
Wściekłe okrzyki Macieja goniły go, nie mogły jednak zatrzymać.

*

Minął już tydzień, odkąd Michaś uciekł na niemiecką stronę. Wojenna zawierucha odcisnęła się bolesnym piętnem na życiu skrzatów: ściany schronu przeciwlotniczego zapadły się; stajnia zniknęła pod pedałem roweru, który jakiś żołnierz porzucił, gdy opona pękła na Maciejowym płocie z gwoździ; biedronki rozpierzchły się w trawie i zginęły w przymrozkach.
Świt, zamiast nadziei, przynosił już tylko wilgotny chłód i mgłę. Nadchodziła zima.
Maciej spędzał dnie grając na fujarce i wróżąc z kart. Wciąż wychodziły mu Śmierć, Wieża Pająków i Król Jarzębin.
– Nie wróci – mamrotał do siebie. – Przeklęta Gerta. Przeklęty Hitler i jego wojna.
Kiedy nie mógł już znieść samotności, wdrapywał się na najwyższą z nawłoci i na próżno wypatrywał syna.

*

Którejś samotnej nocy zbudziło go wołanie.
– Wstawaj, tato! Musimy uciekać! Czołgi!
Stary odrzucił pierzynę i zerwał się na równe nogi, by otworzyć synowi. To, co ujrzał, zmroziło jego serce. Michał tulił ogrodową krasnalicę, a pod pachą dźwigał świerszcza.
– Nigdy! Wolę tu zdechnąć, niż patrzeć, jak psujesz szlachetną, wielkopolską krew! – krzyczał Maciej, zatrzasnąwszy drzwi. – Nie po to umierali nasi pradziadowie!
– Ależ tato! To wojna ludzi. My, krasnale i skrzaty, nie znamy granic ani narodów! Wszyscy jesteśmy braćmi!
Maciej splunął i podparł klamkę krzesłem.
Po chwili czekania Michał zrozumiał, że ojciec nie otworzy.
– Chodźmy – Odwrócił się do Gerty. – Niech sobie siedzi. My mamy jeszcze wybór.
Wtedy nadjechał czołg. Twarde gąsienice wgniotły całą trójkę w świeże, grudniowe błoto.
Dla Macieja, Michała i jego niemieckiej narzeczonej wojna się skończyła.

*

Jeż, który przechodził tamtędy dwie godziny później, urządził sobie ucztę na resztkach obydwu Dąbali. Porcelanowe szczątki Gerty nie wydały mu się apetyczne.
– Ktoś wreszcie zrobił porządek z pieprzonymi krasnoludkami – mamrotał, przeżuwając smakowity posiłek.
On również zginął tego dnia, ale to już zupełnie inna historia.


Śmierć herosa

Mężczyzna jest postawny, szeroki w ramionach jak niedźwiedź. Jego jedyne sprawne oko wypełnia ogień niezależności, gorejący niczym w ślepiach ogromnego, znającego swą wartość basiora. Twarz, przerąbana na pół, z obnażoną kością jarzmową, wyszczerzonymi zębami drga nadal w bitewnym zacietrzewieniu, mięśnie i ścięgna nieustannie się poruszają. Amok nie zawsze znika w chwili śmierci. Bywa, że trwa nadal. Zdaje się czasami, że wojownik za chwilę ponownie puści się w wir zadawania śmierci. Że miecz, nienasycony krwi, znów zacznie nią nasiąkać.
Sapanie pobudzonego niedawną walką jarla wypełnia aulę, jego wzrok szuka wroga. Przeskakuje z jednego boskiego oblicza na drugie. Wielki wódz jeszcze nie wie, że wojny tutaj nie zazna. Przynajmniej dopóki znów nie zabrzmi Róg Hiemdala. Ale bogowie sami już stracili nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek się to stanie. Ich czas wypełniają uczty
i turnieje – namiastka bitew.
Frigg z trudem odrywa spojrzenie od olbrzyma. Skupia uwagę na niewielkiej istotce, stojącej przy wojowniku. Biała tuniczka nie zasłania zbyt wiele. Niebieskie oczęta. Czerwone usta. Jasne jak pszenica włosy. Bogini uśmiecha się łagodnie, kiwa palcem.
Na uboczu, by uszy bogów nie dosłyszały słówka, bogini zaszczyca walkirię rozmową.
– Wspaniały. – Frigg klęka na jedno kolano, jej koty wiją się niczym węże, tuląc się do fałd szaty, podstawiając łby pod boską dłoń. – Odyn postanowi, czy jego obliczu zostanie przywrócony stan poprzedni, czy też nie. Obie możliwości są równie dobre, a efekt doskonały. Wojownik, na którego czekaliśmy od lat. Wielki zdobywca. Naznaczony
wojną. Boginie będą łaknąć jego dotyku, szukać spojrzenia jego jedynego oka. Bogów znak jego męstwa będzie wprawiał w wojowniczy nastrój. Czy sprowadzenie go tutaj nie nastręczyło ci kłopotów, moje dziecko.
– Nie, Pani.
Odpowiedź walkirii jest zbyt szybka, głos zbyt pospieszny, przerywany oddechem. Spojrzenie rozbiegane.
– Ja wiem wszystko. – Twarz bogini przy twarzy bóstwa.
– Jego miecz...
– Cśśśś... Nie kończ, dziecko.
Wielki wojownik, który przyszedł na świat po to, by zasilić drużynę Odyna, nie ma prawa wypuścić miecza z dłoni. Wódz, który poprowadzi w przyszłości zastępy wojowników przeciw Gigantom ma obowiązek zacisnąć pięść i nie rozewrzeć jej nigdy. Bo jeżeli uczyni to w chwili śmierci, jaka jest pewność, że zdoła utrzymać miecz w zagrożeniu nieistnieniem?
– To, co uczyniłaś, dziecko, jest nie tyleż głupie, co odważne – szepce Frigg. – Ale prawo jest prawem. Jego nie powinno tu być.
– Ale jest.
– Jest dzięki tobie. Mój wielki małżonek nienawidzi być oszukiwanym. Gdyby się dowiedział, a taka możliwość istnieje, przesądzony byłby los was obojga: twój i jego.
– Pani...
Dłoń bogini, położona na czole walkirii, ucina słowa, pełne skruchy. Niebieskie oczy wypełnia blask. Czerwone usta odzyskują uśmiech.
– To mężny wojownik, Pani. Utrzymał miecz w dłoni aż do końca
Bogini popycha lekko swą podopieczną w jego kierunku.
– Tak, dziecko. Wiem.


Wstrząśnięty, niemieszany

Facet nie wyróżniał się zbytnio z tłumu. Ot, taki na oko czterdziestoletni mężczyzna. Gęsty wąs pod nosem, lekko poprzecierana kurtka, znoszone buty. Jednak dla hitlerowca miał w sobie to coś, przez co osuwał się teraz po ścianie, znacząc ją krwawą smugą. Niemiec teatralnie dmuchnął w lufę pistoletu, rozwiewając niewidzialną mgiełkę. Zaśmiał się gardłowo. Po chwili schował broń do kabury i skierował w stronę szynku po przeciwległej stronie. Otworzył drzwi i już po chwili był przy ladzie. Ściągnął z dłoni czarne rękawiczki, zdjął czapkę.
- Napije się pan czegoś? – spytał barman łagodnym głosem. Mówił po niemiecku.
- Ta, po to tu przyszedłem – odparł, przeczesując dłonią włosy. – Co byś mi polecił?
- Hm… Może koktajl Mołotowa?
Niemca zdumiała jego odpowiedź. Gdyby żołnierz tylko chciał, właściciel oberży już by nie żył.
- Niech się pan nie boi – dodał po chwili barman. – Nie lubię takich zabaw. Osobiście wolę bardziej stanowcze kroki.
Wyjął chowany dotąd pod ladą pistolet i wpakował w Niemca trzy kule. Ciało przewróciło się, z nieprzyjemnym mlaśnięciem uderzając w drewnianą podłogę. Barman wychylił się za ladę. Robiąc nad zakrwawionym ciałem znak krzyża, zatrzymał się w pół ruchu.
Bo… przecież nie chciał dla niego wiecznego odpoczynku.


Wojna płci

O co poszło? Myślę, że nikt tak do końca nie wiedział. A już z pewnością nie one. Oczywiście dla nich to wcale nie miało znaczenia. Znasz je przecież, najlepiej po trupach do celu. Prowadziła je Joanna d'Arc, uzbrojona w ciężki, bojowy wałek do ciasta.
- Samiec twój wróg! - darła się jak opętana. W innych czasach już dawno spłonęłaby na stosie. Wyzywała nas od świń. Rozumiesz? Nas, rasowe knury! Nacierały ich tysiące... Morgan le Fay, Wiedźma z Blair, Mary Jane Watson, a wraz z nią cały ten farbowany, rudy stan umysłu.

Rzuciły się na nas z paznokciami i chyba niepotrzebnie się broniliśmy. Bo właśnie wtedy rozległ się ten przeraźliwy dźwięk. Nieszczęsny ten, kto padnie ofiarą kobiecego płaczu! Próbowaliśmy się trzymać, ale ich sekretna broń siała coraz większe spustoszenie w naszych szeregach. Kolejni z nas wycofywali się i bitwa była już prawie przegrana. Nie wiem, jakby się to wszystko skończyło, gdyby nie najmłodszy z nas, Ender Wiggin.
- Pamiętajcie, brama nieprzyjaciela jest w dole! - idiotyczne, prawda? Nikt z nas nigdy go nie rozumiał. Ale w tamtym momencie, już niemal na kolanach, te właśnie słowa nas uratowały. Wciągnęliśmy je do sypialni, zamieniając losy wojny z nieuniknionej rzezi w całkiem przyjemną rąbankę.

Wiesz synu, one po prostu fiksują, jak... Tylko pamiętaj, niech to zostanie między nami. Twoja mama wciąż lubi mieć ostatnie zdanie.


Przyjaciele

Po pierwszym okrzyku chmara ptactwa poderwała się z koron drzew i przeraźliwie wrzeszcząc rozpierzchła na wszystkie strony świata. Gdy pojedyncze okrzyki zastąpił jednostajny wrzask kilkuset gardzieli i huk stali uderzającej o stal, lisy, wilki, borsuki i żbiki śmignęły w głąb lasu, zostawiając za sobą wypełnioną hałasem polanę. Gromada dwunożnych istot wrzeszcząc, jęcząc i stękając mordowała się bez litości.
Wysoki elf rzucił się z wściekłością na atakujące orki. Niczym Kmicic, który samoczwart runął na Szwedów w ciasnym, górskim wąwozie, tak i on runął na pierwszy szereg niosąc śmierć i zniszczenie. Jego dwaj towarzysze skoczyli za nim w zamęt. Tuż za nimi podążał niczym przyczajony pies brodaty krasnolud zbrojny w zdobyczny, krótki miecz. Grzechot brzeszczotów o pancerze i hełmy rozległ się jak huk młotów. Zawtórowały mu wrzaski i jęk.
Przerażonym orkom zdawało się w pierwszej chwili, że napadła ich gromada wielkoludów. Pierwsze szeregi cofnęły się zmieszane. Wojownicy z dalszych szeregów nie mogli strzelać, nie mogli iść na ratunek tym z przodu, którzy ginęli bez ratunku pod ciosami olbrzymów. Prowadzący elf szalał, siekł, bódł. Krew zbroczyła mu twarz, z oczu szedł ogień, wszystkie myśli w nim zgasły, została tylko jedna, że zginie, lecz orków musi zatrzymać. Jego ruchy stały się podobne do ruchów rysia: wściekłe, jak błyskawice szybkie. I nadludzkimi ciosami miecza kruszył orków, jak piorun kruszy młode drzewa. Jego dwaj towarzysze szli tuż obok, a krasnolud, stojąc nieco z tyłu, co chwila wsuwał miecz między elfów, tak szybko, jak szerszeń żądło wysuwa, i wyciągał krwawy.
Zaskoczenie orków nie trwało długo. Po pierwszej chwili zamieszania i strachu, widocznie zrobiło im się wstyd, że czterech mężów zdołało ich zatrzymać tak długo i natarli z furią. Wkrótce samym ciężarem zepchnęli ich w tył i spychali coraz silniej i szybciej.
Cofający się poczuli wkrótce za plecami skałę. Zostało ich dwóch: wysoki elf i krasnolud. Stanęli teraz dysząc ciężko i wpatrywali się z nienawiścią w szykujących się do ostatecznego natarcia orków.
- Nie sądziłem, że zginę u boku elfa – wychrypiał znienacka krasnolud.
Elf starł z twarzy czarną posokę i uśmiechnął się.
- A może raczej: u boku przyjaciela? – odparł.
- Stop! Stop! Cięcie! – rozległ się nagle chrapliwy wrzask.
Orki, elf i krasnolud spojrzeli się w lewo, skąd dobiegł krzyk. Ujrzeli niewysokiego mężczyznę w czarnej czapce z daszkiem, którą nagle zerwał z głowy i z furią rzucił o ziemię. Szczęki chodziły mu niczym u wściekłego psa. Robił się na przemian blady i czerwony. Wyglądał niczym dotknięty apopleksją.
- Panowie – wysyczał. – Ja rozumiem, że to improwizacja, tak się zresztą umawialiśmy. Ale na miłość boską! To miała być wojna, rzeź i rąbanka! A nie k…a jakieś gejowskie love story!


Magiczna wieża

(Pamięci Roberta E. Howarda)

Krzesimir przemykał ulicami nocnego miasta, z mieczem przytroczonym do pasa i workiem przerzuconym przez ramię. Jego celem była wysoka wieża o świecącym w mroku wierzchołku, w której ukryto magiczny eliksir. Kiedy znalazł się pod otaczającym ją murem, przez pewien czas nasłuchiwał, czy z drugiej strony nie dobiegają odgłosy przechadzających się strażników. Niczego podejrzanego jednak nie usłyszał, podciągnął się więc na szczyt muru i już po chwili znajdował się po jego drugiej stronie. Okrągła wieża wykonana była z gładkiego, błyszczącego materiału, nie dającego żadnego oparcia stopom. Kimeryjczyk miał jednak na to sposób. Wyciągnął z worka sznur o wielu węzłach zakończony stalowym hakiem, rozhuśtał go nad głową i zręcznym rzutem zaczepił o krawędź dachu. Gdy wreszcie udało mu się wspiąć na samą górę, znalazł się w cudownym ogrodzie. Cała jego powierzchnia, wielka niczym plac miejski, porośnięta była egzotycznymi krzewami i kwiatami, jaśniejącymi magiczną poświatą. Krzesimir ruszył
przed siebie biegnącą na wprost ścieżką, aż trafił na porośnięty kwiatami wzgórek, w którego zboczu znajdowały się kamienne drzwi. Kimeryjczyk otworzył je ostrożnie i wszedł do komnaty, oświetlonej rosnącymi w donicach słonecznikami. Właśnie przyglądał się jednemu z nich, gdy nagle poczuł za plecami czyjś ruch.
Odwrócił się w jednej chwili i ze zdumieniem zobaczył, że stoi przed nim ogromne, czerwone jabłko o nogach i rękach przypominających kiełki. Stwór mocno dzierżył w dłoniach dwuręczny miecz. Nie miał wprawdzie niczego, co przypominałoby oczy, ruszył jednak wprost na Krzesimira, który z ledwością sparował potężny cios napastnika. Siła
uderzenia zdumiała go. Otrząsnął się jednak szybko i zaatakował, zadając przeciwnikowi ranę, z której zaczął sączyć się na podłogę lepki sok. Stwór nie był jabłkiem. Pokrywająca go łupina była skórzasta i twarda. Owoc granatu – przemknęło Kimeryjczykowi przez głowę. Nagłym wypadem odrąbał kawałek ciała napastnika, tak iż zaczęły wysypywać się z niego czerwone, lepkie wnętrzności. Komnatę wypełnił słodki, owocowy odór. Granat zatoczył się i upadł, a wtedy barbarzyńca rozrąbał go na kawałki.
Krzesimir ruszył do drzwi po przeciwnej stronie komnaty. Wyszedł na klatkę schodową, zbiegł po kamiennych stopniach i stanął przed metalowymi drzwiami. Uchylił je powoli, zaglądając ostrożnie do środka. Sala była większa od poprzedniej. Pod jej ścianami ustawiono donice ze świecącymi kwiatami, natomiast pośrodku znajdował się kamienny stół, na którym stała wielka przezroczysta butla, wypełniona bezbarwnym płynem. Eliksir – pomyślał Kimeryjczyk, przekraczając próg komnaty.
Wtedy został zaatakowany. Pomarańcza, banan i kiwi były godnymi przeciwnikami, barbarzyńca okazał się jednak silniejszy. Już po chwili podłogę sali wypełniały wnętrzności napastników, wymieszane z ich sokiem. Z odciętego boku pomarańczy wystawały postrzępione farfocle, kawałki banana przekształciły się w czerniejącą breję, kiwi zaś –
pod ciosami kimeryjskiego miecza – zamieniło się w zieloną miazgę. Krzesimir wziął butlę ze stołu, popędził schodami na dół wieży i schował naczynie w porzuconym worku.
Kilka dni później, w innym mieście, Kimeryjczyk zatrzymał się w podrzędnej gospodzie. Kazał służącej przynieść do pokoju miskę wody, a potem wlał do niej odrobinę zawartości butli, usiadł na krześle i z błogim uśmiechem zanurzył stopy w letnim płynie. W końcu cóż może być przyjemniejszego dla blisko dwumetrowego ziemniaka od wymoczenia nóg w pierwszorzędnym nawozie.
_________________
There are two kinds of men in this world,
those with loaded guns and those who dig.
You dig.
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 12 Lutego 2012, 22:31   

Dla formalności, dodałem do tematu datę zakończenia głosowania. Nikt jeszcze głosu nie oddał, więc ankieta chyba się nie rozkraczy...
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 12 Lutego 2012, 22:46   

Brawa dla autorów i autora edycji! Już jesteście w pierwszej dziesiątce!
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
mesiash 
Sedecimus


Posty: 1855
Skąd: Stolica
Wysłany: 13 Lutego 2012, 07:41   

Nie dałem rady w tej edycji, jakoś nie potrafiłem rozwinąć żadnej myśli, ale za to postaram się każdy z szortów krótko opisać, oprócz poinformowania komu punkty :twisted:
_________________
The difference between "space-based clean power station" and "unimaginably powerful orbiting death ray" is mostly semantics and hope. - ponoć Asimov
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 13 Lutego 2012, 12:42   

Po pierwszej lekturze nie mam żadnego faworyta - część tekstów ma coś na plus, za to wszystkie mają coś na minus. Ale obiecałem sobie nigdy nie głosować na ostatnią opcję, więc jakieś punkty przydzielę.
Ostatnio zmieniony przez brajt 13 Lutego 2012, 13:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Marcin Robert 
Orient Men


Posty: 1476
Skąd: Nowy Targ
Wysłany: 13 Lutego 2012, 13:01   

Ta edycja zaczęła się od głosu na Wszystkie są do niczego.

Podziękowania dla NN-a. :D

Ponieważ jest tylko dzięwięć opowiadań, więc pewnie uda mi się wszystkie przeczytać i zagłosuję na któreś. ;P:
 
 
Kruger 
Zombie Lenina


Posty: 476
Skąd: Wrocław
Wysłany: 13 Lutego 2012, 16:38   

brajt napisał/a
Po pierwszej lekturze nie mam żadnego faworyta - część tekstów ma coś na plus, za to wszystkie mają coś na minus. Ale obiecałem sobie nigdy nie głosować na ostatnią opcję, więc jakieś punkty przydzielę.

Siem podpisujem.
Trzeba pomyśleć.

A ty? Rozumiesz, co robisz?
Na polu bitwy do wojownika podchodzi kobieta. Iiiiii... ziew. Umarł.
Za bardzo, ten-tego, ograny motyw. Trochę widać, że autor chciał z tego więcej wycisnąć, coś więcej wsadzić, ale ja nie chwytam nic ponad podstawowy zamysł.

Odwieczna wojna
Jak wyżej. Motyw podstawowy jest nieco ograny a motywów w tle nie ma.

Kontyngent
W Afganie ani w Iraku nie byłem, ale literatury i filmów jest sporo. Jakoś mi to nierealistycznie brzmi, ten motyw rzucenia oddziału do ataku na cywili dla chwały o orderów. To już nie te czasy, zdaje mi się.

W bezksiężycową, ciemną noc
Pomysł zdaje się fajny nawet. Ale iskry bożej, jak dla mnie nie ma. Jest tło, nie ma historii. Nudno.

Śmierć herosa
A tu chodzi o coś. To widać. Tylko całość robi na mnie takie wrażenie, ja wiem... jakby poznikały całe zdania i ich kawałki w imię walki o limit (choć po ilości znaków widzę, że jeszcze był zapas). Więc to tylko wrażenie, za to efekt jest taki, że nie wszystko rozumiem w lot, muszę się cofać do niektórych fragmentów i czytac drugi czy trzeci raz.

Wstrząśnięty, niemieszany
Jak dla mnie, nie ma ciekawej historii. No zabił, wszedł do szynku, barman w imię pomsty, koniec. Nic, co by mi wskazywało, po co ten tekst powstał.
Szkoda, że nie na więcej znaków, może by się historia autorowi wykluła wtedy?

Wojna płci
Standardowa czepka - czemu tak krótko.
Ale poza tym, mi się nawet nawet. Ogólnie, jako zamysł. Bo realizacja z pomieszaniem Joanny D'Arc i innych pań z knurami - nie bardzo kumam po co to.

Przyjaciele
Taki sobie dowcip przyjęty jako sedno fabuły. Puenta odnotowana.

Magiczna wieża
Niezły absurdalny pomysł. Słaba puenta.
Pięta achillesowa to język, przegadany, przekombinowany, dużo zdań wielokrotnie złożonych w których gubi się nit tylko czytelnik, ale i autor. Jeden przykład:
Cytat
Jego celem była wysoka wieża o świecącym w mroku wierzchołku, w której ukryto magiczny eliksir.

Pogrubiony - gubiący się podmiot. Niby jasne, ale mylące. A wszystko przez nadmiar zbędnych informacji o wierzchołku.
No i - w czym ta wieża taka magiczna była?

Trudny wybór, dla mnie edycja taka letnia wyszła.
Dam punkty, na dobry początek:
Śmierć herosa
Wojna płci
Magiczna wieża
_________________
Niespełniony ałtor a także troll, tetryk i maruda.
 
 
lakeholmen 
Bard absurdu


Posty: 689
Skąd: Zasypane
Wysłany: 13 Lutego 2012, 19:29   

Kruger, mam wrażenie, że zgadzam się z Tobą.
_________________
Dzieła różne: opowiadania, eseje i wszystko inne
 
 
downbylaw 
Jaskier

Posty: 72
Skąd: Wrocław
Wysłany: 13 Lutego 2012, 20:55   

Dzięki, Kruger, wpis jak się patrzy! A reszta bractwa niech czym prędzej idzie za przykładem, czyta, opiniuje i głosuje, bo nam NoName'y nastukają anty-punktów.

Za które to anty-punkty przy okazji też dziękuję. Zawsze to jakaś aktywność, chociażby i w myśl zasady, że nie ważne co mówią, byleby mówili :) .
_________________
There are two kinds of men in this world,
those with loaded guns and those who dig.
You dig.
 
 
Haskeer 
Jaskier


Posty: 70
Skąd: owni
Wysłany: 13 Lutego 2012, 21:36   

No, no, no... Cztery głosy na "Wszystkie do niczego". Mmm, to jest to, co... nie lubię!!! :(
_________________
- Będziesz przekazywał prawdy moje - głos pierwszy.
- Ale ja nie jestem Mojżeszem - głos drugi.
- A kto ci powiedział, durniu, że ja jestem Bogiem - głos pierwszy.

- Grzegorz Drukarczyk
 
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 13 Lutego 2012, 21:53   

A ty? Rozumiesz, co robisz? - plus za fajną laskę w tekście, minus za brak sensu. O co tu chodzi, poza ogranym motywem ze śmiercią?

Odwieczna wojna - jest wojna, ale jakaś taka wypolerowana, jak mundury brytyjskich doboszy. W sumie, można i tak.

Kontyngent - jest wojna, rzeź i rąbanka, nie ma fantastyki. W dodatku autor wyraźnie pomylił wojny.

W bezksiężycową, ciemną noc - pomysł oryginalny, wykonanie takie raczej na oślep. Ciekawe co miał autor na myśli, gdy wprowadzał do akcji jeża.

Śmierć herosa - kolejny tekst, gdzie wyraźnie był jakiś pomysł. Były nadzieje na ciekawy finał, niestety coś tu zupełnie nie zagrało, czegoś brakło. Za czas teraźniejszy mam ochotę autora zabić, choć przy tym tekście obstawiałbym raczej autorkę.

Wstrząśnięty, niemieszany - krótko, ale treściwie. Gdyby tylko było jeszcze trochę więcej mocy, poza ostatnią linijką.

Wojna płci - autor nie wysilił się na korektę tekstu, więc ja nie czuję się w obowiązku go oceniać. Nagromadzenie zaimków takie, że aż wstyd, bo przy pierwszej ponownej lekturze by to wyłapał.

Przyjaciele - gdzieś to słyszałem. Wojna strasznie plastikowa, choć może taki był zamysł.

Magiczna wieża - jedyne pozytywne wrażenie po lekturze było takie, że zgłodniałem. Stylistyczna katastrofa. Jak Krzesimir ruszył
przed siebie biegnącą na wprost ścieżką, to miałem ochotę przestać czytać.

Punkty wciąż w drodze.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
Kruger 
Zombie Lenina


Posty: 476
Skąd: Wrocław
Wysłany: 14 Lutego 2012, 08:51   

lakeholmen napisał/a
Kruger, mam wrażenie, że zgadzam się z Tobą.

Ta chwila musiała nadejsznąć, no po prostu musiała :)

Brajt dodał trochę wrażeń spójnych z moimi, których nie udało się zwerbalizować. I przypomniał o:
brajt napisał/a
Jak Krzesimir ruszył przed siebie biegnącą na wprost ścieżką, to miałem ochotę przestać czytać.

To mnie nawet rozbawiło. Ale fakt, jest tam trochę takich krzaczków.
Jeśli sobie moge pozwolić, to sugeruję autorowi prostszy język. Wymusić na sobie krótsze zdania i zobaczyć dokąd to zaprowadzi.
Ale pomysł (tytułem dopieszczenia) jeden z ciekawszych. Metafory rzezi udane (w sensie obrazowości).
_________________
Niespełniony ałtor a także troll, tetryk i maruda.
 
 
lakeholmen 
Bard absurdu


Posty: 689
Skąd: Zasypane
Wysłany: 14 Lutego 2012, 09:57   

Kruger napisał/a
lakeholmen napisał/a
Kruger, mam wrażenie, że zgadzam się z Tobą.

Ta chwila musiała nadejsznąć, no po prostu musiała :)


Prawdę mówiąc, chodziło mi o Twój podpis...
_________________
Dzieła różne: opowiadania, eseje i wszystko inne
 
 
mesiash 
Sedecimus


Posty: 1855
Skąd: Stolica
Wysłany: 14 Lutego 2012, 09:59   

No cóż, żaden mnie nie zachwycił, ale ponieważ sam podchodziłem do tematu ze 3 razy i za każdym razem odnosiłem porażkę, to punkty przyznam na pewno.
A ty? Rozumiesz, co robisz?
Dobrze napisane, ciekawa zmiana tempa w momencie gdy na scenę wchodzi metafizyka, i tylko trochę oklepany temat. Zdecydowanie przyjemniej czytałoby się to o jakimś NNie niż o Karolu, ale może to moje odczucie. Mimo to - najlepszy z tej edycji.
Odwieczna wojna
Jak dla mnie - nieudana próba. Miało być ciekawie, miało być śmiesznie. Przesadne opisy na początku i nijaki dialog na zakończenie. Tworzy spójną całość, za to plus, ale za bardzo zachwiane proporcje.
Kontyngent
Tak, czyta się to ciekawie. Trochę nieprawdopodobnie brzmi temperatura 50st w cieniu, ale kto mówi że to są aktualne czasy, może globalne ocieplenie zrobiło już swoje? No i razi taka skryta karykatura amerykańskiego myślenia, bardzo stereotypowa zresztą. Całe opowiadanie ratuje to że traktuje o czym innym tak naprawdę, i za to punkt.
W bezksiężycową, ciemną noc
Nie przemówiło to do mnie. Z jednej strony mówimy o noszeniu krasnali ogrodowych, z drugiej o dojeniu biedronek? Brak konsekwencji, który uniemożliwia mi wizualizację tego. Niestety.
Śmierć herosa
Wygląda na wycięte z tekstu, który mówi o wojnie, rzezi i rąbance. Traktuje o tym co jest pomiędzy. Nieźle napisane, ale nie dam punktu właśnie za to rozminięcie się z tematem.
Wstrząśnięty, niemieszany
Historyjka, która próbuje wpasować się w historię, ale jest zupełnie nieprawdopodobna. Bez pointy, bez wstępu, bez konsekwencji. Ot - zabił i jego zabili. Nawet jak na szorta, to za krótkie
Wojna płci
Treść może i niezła, bo na tyle abstrakcyjna że nie przeszkadza jej przewidywalność. Ale forma, no cóż. Należałoby przejrzeć przed wysłaniem, chociaż rozumiem że termin naglił, bo wysyłane było pewnie w okolicach deadline'u.
Przyjaciele
O masz, od początku czytałem to z przekonaniem że będzie słabe, i nie zawiodłem się. Opis walki jeszcze jak cię mogę, ale pointa totalnie mnie rozłożyła, w tym złym znaczeniu.
Magiczna wieża
No cóż, przebrnięcie przez tekst wymagało niemałego samozaparcia. Styl pisania przypominający wypracowania szkolne, gdzie wpisywało się podmiot gdzie tylko się dało, byle tylko zapełnić przestrzeń kartki. Bardzo słaba nota za powyższe, no ale punkt za fabułę, na zachętę - próba wyobrażenia sobie skradającego się dwumetrowego ziemniaka była dla mnie nie lada wyzwaniem.
_________________
The difference between "space-based clean power station" and "unimaginably powerful orbiting death ray" is mostly semantics and hope. - ponoć Asimov
 
 
Kruger 
Zombie Lenina


Posty: 476
Skąd: Wrocław
Wysłany: 14 Lutego 2012, 11:31   

lakeholmen napisał/a
Kruger napisał/a
lakeholmen napisał/a
Kruger, mam wrażenie, że zgadzam się z Tobą.

Ta chwila musiała nadejsznąć, no po prostu musiała :)


Prawdę mówiąc, chodziło mi o Twój podpis...

Oż Ty...
No to chyba się od dawna ze mną zgadzasz, bo ten podpis wisi od kiedy tu jestem :)

Żeby było ontopicznie dodam jeszcze, że się wygłosowałem stricte na to, co się spodobało najbardziej. Bez karania za formalne błędy. Chyba mnie wyleczyliście z ich szukania... Albo ktoś inny wyleczył.
_________________
Niespełniony ałtor a także troll, tetryk i maruda.
 
 
dziko 
Yoda


Posty: 949
Skąd: Warszawa
Wysłany: 14 Lutego 2012, 16:42   

Edycja taka IMHO lekko-pół-średnia. Poziom wyrównany, ale nic mnie nie powaliło in plus ani też in minus. Akurat sam nic nie skrobnąłem, za to wszystko lakonicznie skomentuję :)

A ty? Rozumiesz, co robisz? - dobrze wpisuje się w temat. Szort z gatunku melodramatyczno-metafizycznych i jeszcze chyba feministyczno-pacyfistycznych. Piszę "chyba", bo nie jestem pewien, czy zrozumiałem o co w tym tekście chodzi. Na plus - potencjał "wzruszeniowy", na minus - przekombinowanie. Ogólnie - średnio.

Odwieczna wojna - tu nawet niezły zwód. Czytając, myślałem, że to będzie o jakiś bakteriach i limfocytach, a tu nawet zgrabniejsza, zabawna końcówka. Na minus fakt, że trzy części tego szorta jakoś tak słabo ze sobą powiązane. Generalnie jednak - lekkie, sprawne, dobre. Mocne podejrzenia co do autorstwa. PUNKT

Kontyngent - Kolejny "łzowyciskacz", tym razem psychologiczno-traumatyczny. Generalnie, to jednak mało przekonujące, a w świetle końcówki tym bardziej nieprzekonujące (gość powinien to dziecko, psychoanalitycznie rzecz biorąc "wypierać"). Temat wciśnięty dosłownie, przez co trochę niezgrabnie. Napisane tak sobie, ciut przykrótkie zdania.

W bezksiężycową, ciemną noc - Temat wypełniony. Szort z gatunku "alegoryczno-fantazyjnych", że niby waśnie etniczne się też na świat skrzatów przenoszą. Ogólnie to chyba miała być tragikomedia, szkoda tylko, że niezbyt śmieszna. Niemniej, napisane dość przyzwoicie. Środek stawki.

Śmierć herosa - Temat dotknięty jest. "Baby to zawsze muszą namieszać", chciałoby się rzec po lekturze. Szort z potencjałem, aż prosi się o przerobienie na opowiadanie. Bo w obecnej formie to taka zaświatowa obyczajówka. Klasyczny przykład, że pewnym tekstom cliffhangery jednak nie służą. Niemniej - niegłupie pomysł i niezłe wykonanie.

Wstrząśnięty, niemieszany - Tematycznie w temacie. Trochę westernowe w stylu, szybkie takie. Nie wiem, czy z tym koktajlem Mołotowa to nie błąd w sensie realiów, ale nie ma większego problemu, bo szort od początku ma nieco hollywoodzką konwencję. Ogólnie: dobrze napisane, lekkie i przyjemne. WYRÓŻNIENIE

Wojna płci - Okołotematyczne, no chyba, że rąbankę rozumiemy metaforycznie. Niemniej, lubię takie życiowe niepoprawne prawdy. Wykonanie średnie, ale za pomysł WYRÓŻNIENIE.

Przyjaciele -Tematycznie jak najbardziej. Niektórzy czytelnicy nie lubią takiej konstrukcji szortów, ale mi ona odpowiada. Napisane jest to sprawnie, nawet trochę epicko, choć Autor/ka powinien bardziej pilnować powtórzeń w stylu " zepchnęli ich w tył i spychali" i interpunkcji. Uśmiechnąłem się, a zatem PUNKT.

Magiczna wieża- niby w temacie, choć jak warzywa, to skąd rzeź? Nawiązanie do Howarda dość wyraźne, fakt. Choć nie wiem, czemu mają służyć, bo to w sumie nie parodia. Alegoria kuchenna? I czemu ziemniak miał się zdumieć, że zobaczył jabłko - to taki błąd techniczny, służy budowaniu napięcia, ale wbrew logice. Ogólnie jednak, tekst jest sympatyczny. Nic superanckiego, ale sympatyczny.
_________________
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis
 
 
downbylaw 
Jaskier

Posty: 72
Skąd: Wrocław
Wysłany: 14 Lutego 2012, 18:41   

Dzięki brajt, mesiash, dziko! Ładne wpisy (gdyby to był fejsbuk, dostalibyście "like'a" :D ).
_________________
There are two kinds of men in this world,
those with loaded guns and those who dig.
You dig.
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 15 Lutego 2012, 19:26   

Ostatecznie glosy ida na Odwieczna wojne i Smierc herosa. Ale traktujcie to raczej jako wyroznienia, niz punkty - w innych edycjach oba teksty by przepadly.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
Arya 
Stefan Sławiński


Posty: 2628
Skąd: Lublin
Wysłany: 19 Lutego 2012, 08:31   

Odwieczna wojna, W bezksiężycową, ciemną noc i Wstrząśnięty, niemieszany.
 
 
downbylaw 
Jaskier

Posty: 72
Skąd: Wrocław
Wysłany: 19 Lutego 2012, 10:01   

Dzięki, Arya! Jesteśmy już prawie na półmetku, więc do lektury i głosowania, panie i panowie. Odwieczna wojna już niemal dogoniła NN-owe malkontenctwo i zaznaczanie odpowiedzi sugerującej, że wszystkie szorty w tej edycji są do niczego. Byle tak dalej!
_________________
There are two kinds of men in this world,
those with loaded guns and those who dig.
You dig.
 
 
lakeholmen 
Bard absurdu


Posty: 689
Skąd: Zasypane
Wysłany: 19 Lutego 2012, 11:12   

downbylaw napisał/a
Odwieczna wojna już niemal dogoniła NN-owe malkontenctwo i zaznaczanie odpowiedzi sugerującej, że wszystkie szorty w tej edycji są do niczego. Byle tak dalej!


Z całym szacunkiem, downbylaw, ale odpowiedź "Nic mi się nie podoba" nie jest wyłącznie dla malkontentów. Gdyby się okazało, że wygrała, autorzy mieliby nad czym myśleć, prawda?
Nawet jeśli byłyby to myśli z rodzaju "Niech żyje Przybyszewski, a Dagny J. jeszcze dłużej".
_________________
Dzieła różne: opowiadania, eseje i wszystko inne
 
 
dzejes 
prorok


Posty: 10065
Skąd: City
Wysłany: 19 Lutego 2012, 13:20   

A ty? Rozumiesz, co robisz?

Cytat

Zapach ziemi wdarł się do jego nozdrzy, tłumiąc swąd prochu i krwi.


Znaczy gdy zaliczył glebę twarzą w błoto – wtedy się nie wdarł?

Językowo moim zdaniem poprawnie. Bez większych emocji.

Odwieczna wojna

Gdzie tu jest fantastyka?

Brakuje konsekwencji. Początek miał być patetyczny, a wdzierały się jakieś kopy z półobrotu (no ha ha ha...). Miało być chyba realistycznie, a w opisie pomieszanie z poplątaniem, superczołgi z kawalerią.
Zakończenie przegadane moim zdaniem, wystarczyłyby maksimum dwie linijki. Co do walorów humorystycznych się nie wypowiadam, mnie coś takiego kompletnie nie śmieszy.

Kontyngent

A gdzie choćby element fantastyki?
Poprawnie napisane, niestety zero zaskoczenia, wszystko jasne od początku do końca, a opis masakry oszpecony na siłę wciskaną „rzezią i rąbanką”.

W bezksiężycową, ciemną noc

Autorze drogi – jak nie masz pomysłu na zakończenie, to nie pisz szortów. Taki mój prywatny apel.

Śmierć herosa

Ale o co chodzi? Że walkiria jakoś oszukała, że martwy wypuścił jednak ten miecz? Tak się domyślam – ale równie dobrze może chodzić o coś innego. Dlaczego ryzykowała, jeśli o to chodziło?

Wstrząśnięty, niemieszany

Jakaś scenka, bez związku z czymkolwiek, bez pomysłu – przynajmniej nie udało się takowego mi odczytać.


Wojna płci

Uahaha, wąsate poczucie humoru.
Dziękuję, postoję.


Przyjaciele

No tak, krasnolud wsuwa swój miecz między rozpalone elfy. A orki spychały ich coraz szybciej i szybciej.


Magiczna wieża

Cytat

ulicami nocnego miasta


A nocne miasto różni się od dziennego...?

Cytat

dobiegają odgłosy przechadzających się strażników.


Strażnicy się przechadzali, albowiem mieli wolne i akurat przypadkiem spacerowali ze swymi lubymi pod tą wieżą.

Cytat
Odwrócił się w jednej chwili i ze zdumieniem zobaczył, że stoi przed nim ogromne, czerwone jabłko


Skąd zdumienie? Można to spokojnie wyciąć, sytuacja jest wystarczająco absurdalna. No i nie zgrzyta w połączeniu z zakończeniem.


Dawno nie czytałem szortów i chyba znów nieprędko się skusze. Słabizna, ledwo poprawność językowa i obezwładniający brak pomysłów.
_________________
If we shadows have offended,
Think but this, and all is mended,
That you have but slumber'd here
While these visions did appear.
 
 
lakeholmen 
Bard absurdu


Posty: 689
Skąd: Zasypane
Wysłany: 19 Lutego 2012, 13:43   

dzejes napisał/a


Cytat

Zapach ziemi wdarł się do jego nozdrzy, tłumiąc swąd prochu i krwi.


Znaczy gdy zaliczył glebę twarzą w błoto – wtedy się nie wdarł?

Językowo moim zdaniem poprawnie. Bez większych emocji.


Jak ktoś zalicza glebę w błoto, wdziera się błoto, a nie zapach ziemi. Względnie zapach błota, a to coś innego. Poza tym, poprawność językowa jest niemal zupełnie obiektywną cechą.

Cytat

Odwieczna wojna

Gdzie tu jest fantastyka?

Kontyngent

A gdzie choćby element fantastyki?
Poprawnie napisane, niestety zero zaskoczenia, wszystko jasne od początku do końca, a opis masakry oszpecony na siłę wciskaną „rzezią i rąbanką”.




Downbylaw nie stawiał wymogu fantastyki. Ani zaskoczenia. Na Szortalu mamy takie konkursy " W drugim akapicie powinien być element zaskoczenia, a w ostanim twist i rock&roll".

Cytat

W bezksiężycową, ciemną noc

Autorze drogi – jak nie masz pomysłu na zakończenie, to nie pisz szortów. Taki mój prywatny apel.

Szorty można też pisać dla początku albo żeby ćwiczyć pisanie szortów. Albo mimo tego, że niektórzy nie rozumieją zakończeń. I z tysiąca innych powodów, po co ten apel?

Cytat


Wstrząśnięty, niemieszany

Jakaś scenka, bez związku z czymkolwiek, bez pomysłu – przynajmniej nie udało się takowego mi odczytać.

Nie ma związku z wojną? :) Rety, jak można czytać z zamkniętymi oczami?

Cytat

Przyjaciele

No tak, krasnolud wsuwa swój miecz między rozpalone elfy. A orki spychały ich coraz szybciej i szybciej.

Tak serio, to co ten komentarz komentuje? Rozumiem, że skoro szort ma i zakończenie i początek, i zaskoczenie, i fantastykę, i jeszcze jest na temat, to wtedy trzeba .. coś napisać?

Cytat

Magiczna wieża

Cytat

ulicami nocnego miasta


A nocne miasto różni się od dziennego...?

Współczuję zmarnowanych studiów. Wiem, jak to jest, bo też zmarnowałem, ale teraz czasem mi się zdarza chodzić nocą po mieście i to naprawdę jest zupełnie coś innego.

Cytat

Cytat

dobiegają odgłosy przechadzających się strażników.


Strażnicy się przechadzali, albowiem mieli wolne i akurat przypadkiem spacerowali ze swymi lubymi pod tą wieżą.

Prawdę mówiąc, większość policjantów w moim mieście przechadza się, a nie biega czy maszeruje. Dokładnie tak wyglądają, zwłaszcza, że z reguły zajęci są rozmową.

Cytat

Cytat
Odwrócił się w jednej chwili i ze zdumieniem zobaczył, że stoi przed nim ogromne, czerwone jabłko


Skąd zdumienie? Można to spokojnie wyciąć, sytuacja jest wystarczająco absurdalna. No i nie zgrzyta w połączeniu z zakończeniem.


Jak to skąd zdumienie, nikt nie spodziewał się jabłka tam. Może stąd?
Zgrzyta czy nie zgrzyta?

A ode mnie:
Czasami komentarze więcej mówią o komentującym, niż o komentowanych.
I prośba do downbylaw - następnym razem napisz dokładnie, że ma być fantastyka, twist, zaskoczenie i kilka jeszcze dodatkowych kryteriów, żeby ludziska nie pisali tak na prawo i lewo, bez żadnej spójnej wizji. Może jakiś konspekt ułatwiłby sprawę?
_________________
Dzieła różne: opowiadania, eseje i wszystko inne
 
 
dzejes 
prorok


Posty: 10065
Skąd: City
Wysłany: 19 Lutego 2012, 13:57   

Lakeholmen ale nie fochuj się tak, następny szort lepiej ci wyjdzie. Tylko ćwicz, ćwicz.
_________________
If we shadows have offended,
Think but this, and all is mended,
That you have but slumber'd here
While these visions did appear.
 
 
Iscariote 
Wiedźmikołaj


Posty: 4787
Skąd: Łódź
Wysłany: 19 Lutego 2012, 13:57   

Zagłosowałem na A ty? Rozumiesz, co robisz?, bo ta scena jako jedynie ładnie przez wyobraźnię moją została przedstawiona. Reszta niestety żadnych uczuć nie spowodowała. Może jedynie nawiązanie do Władcy Pierścieni trochę zadowu, że komuś nie chciało się trochę więcej pogłówkować.

Poziom taki sobie, aż motywuje do napisania szorta w następnej edycji, bo szanse mogą być spore 8)

;P:
 
 
lakeholmen 
Bard absurdu


Posty: 689
Skąd: Zasypane
Wysłany: 19 Lutego 2012, 14:04   

dzejes napisał/a
Lakeholmen ale nie fochuj się tak, następny szort lepiej ci wyjdzie. Tylko ćwicz, ćwicz.


Nie ma to nic wspólnego z fochami, nie takie krytyki przeżywałem. :) Z niektórych nawet się czegoś nauczyłem, z tych rzeczowych i z tych zupełnie nie.

Poza tym, powtórzę się - tak samo, jak pisać szorty, trzeba też ćwiczyć krytykę. Tu też jest pole do rozwoju.
_________________
Dzieła różne: opowiadania, eseje i wszystko inne
 
 
dzejes 
prorok


Posty: 10065
Skąd: City
Wysłany: 19 Lutego 2012, 14:13   

Nie, nie trzeba ćwiczyć krytyki. Czytelnik generalnie nic nie musi. Zajrzyj do starych edycji, gdy na porządku dziennym było "Nie podoba mi się." Koniec komentarza.
Ja tutaj nie uprawiałem krytyki, tylko wyraziłem swoje wrażenia po przeczytaniu szortów. Mam jako czytelnik swoje oczekiwania, które także wyraziłem, a przybywasz ty i walisz mnie po głowie.

Moim zdaniem masz jeszcze trochę do przepracowania w temacie "przyjmowanie krytyki".
_________________
If we shadows have offended,
Think but this, and all is mended,
That you have but slumber'd here
While these visions did appear.
 
 
Haskeer 
Jaskier


Posty: 70
Skąd: owni
Wysłany: 19 Lutego 2012, 14:14   

Poza tym, powtórzę się - tak samo, jak pisać szorty, trzeba też ćwiczyć krytykę. Tu też jest pole do rozwoju.

Święta racja! Tylko, że... prawie wszyscy autorzy szortów tej edycji na raz? :)
_________________
- Będziesz przekazywał prawdy moje - głos pierwszy.
- Ale ja nie jestem Mojżeszem - głos drugi.
- A kto ci powiedział, durniu, że ja jestem Bogiem - głos pierwszy.

- Grzegorz Drukarczyk
 
 
 
lakeholmen 
Bard absurdu


Posty: 689
Skąd: Zasypane
Wysłany: 19 Lutego 2012, 14:33   

dzejes napisał/a
Nie, nie trzeba ćwiczyć krytyki. Czytelnik generalnie nic nie musi. Zajrzyj do starych edycji, gdy na porządku dziennym było Nie podoba mi się. Koniec komentarza.
Ja tutaj nie uprawiałem krytyki, tylko wyraziłem swoje wrażenia po przeczytaniu szortów. Mam jako czytelnik swoje oczekiwania, które także wyraziłem, a przybywasz ty i walisz mnie po głowie.

Moim zdaniem masz jeszcze trochę do przepracowania w temacie przyjmowanie krytyki.


Czytelnik się nie wypowiada, tylko czyta. Jeśli publicznie wypowiadasz swoje poglądy na temat dzieła literackiego to jesteś od tego momentu krytykiem i już. A jeśli ton Twojej wypowiedzi jest przy okazji agresywny (a jest), to nie powinieneś oczekiwać, że wszyscy podwiną ogon pod siebie, przeproszą i pójdą ćwiczyć :) Niektórzy zechcą podyskutować.

Haskeer napisał/a
Poza tym, powtórzę się - tak samo, jak pisać szorty, trzeba też ćwiczyć krytykę. Tu też jest pole do rozwoju.

Święta racja! Tylko, że... prawie wszyscy autorzy szortów tej edycji na raz? :)


No szału nie ma niestety...
_________________
Dzieła różne: opowiadania, eseje i wszystko inne
Ostatnio zmieniony przez lakeholmen 19 Lutego 2012, 14:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
dzejes 
prorok


Posty: 10065
Skąd: City
Wysłany: 19 Lutego 2012, 14:54   

lakeholmen napisał/a
Czytelnik się nie wypowiada, tylko czyta. Jeśli publicznie wypowiadasz swoje poglądy na temat dzieła literackiego to jesteś od tego momentu krytykiem i już.


Tylko że nie. Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w słownik języka polskiego.

lakeholmen napisał/a
Niektórzy zechcą podyskutować.


Po zakończeniu głosowania. Teraz dyskutowanie jest trochę nieeleganckie - wszystko, co autor chciał powiedzieć, powiedział w tekście wystawionym do oceny. Jeśli tekst na 2500 znaków wymaga 5000 znaków objaśnień, to jest to trochę bez sensu.

Ty zaś wyskoczyłeś kilka minut po moim poście z długaśną odpowiedzią, co jest dla mnie kolejnym dowodem, że nie bardzo potrafisz przyjąć zdanie krytyczne - see what I did there?
_________________
If we shadows have offended,
Think but this, and all is mended,
That you have but slumber'd here
While these visions did appear.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group