Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Smaczne ze skórką albo bez - głosowanie do 01.01

Którego obrałeś, a którego nie, czyli wybierz smaczniejszy
One way, or another
4%
 4%  [ 4 ]
Liliput (w oparach absurdu)
1%
 1%  [ 1 ]
Szybki numerek
10%
 10%  [ 9 ]
Poświęcenie
8%
 8%  [ 7 ]
Przepis
9%
 9%  [ 8 ]
Strzeż się pani inżynier czyli Nie wszystko złoto, co się świeci!
3%
 3%  [ 3 ]
Jak miód skośnookiej pszczoły
11%
 11%  [ 10 ]
Wśród Mrocznej Ciszy
9%
 9%  [ 8 ]
Życie jako choroba przenoszona drogą pokarmową
1%
 1%  [ 1 ]
Księżyc, którego nie było
2%
 2%  [ 2 ]
Nasz klient, nasz pan
9%
 9%  [ 8 ]
Pożywny początek dnia
1%
 1%  [ 1 ]
Kolacja mistrzów
15%
 15%  [ 13 ]
Higiena wczoraj i dziś
2%
 2%  [ 2 ]
Opowieści niesamowite: Kariera
2%
 2%  [ 2 ]
Nic mi nie smakowało, czyli żaden z powyższych
7%
 7%  [ 6 ]
Głosowań: 40
Wszystkich Głosów: 85

Autor Wiadomość
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 20:07   Smaczne ze skórką albo bez - głosowanie do 01.01

Ok, a zatem zaczynamy smaczną edycję, gdzie nikt nie boi się zostać oskórowanym, a nawet połkniętym ze skórką.
Przedstawiam wam zestaw kulinarnie przyrządzonych szortów o wyjątkowo egzotycznych smakach. Spożywajcie wedle gustu.

OTO ONE



One way, or another

19.11.2011 godz. 18:30

Maciek z żoną wrócili w zeszłą niedzielę z Japonii. Przywieźli ze sobą mnóstwo tamtejszych smakołyków, i dzisiaj organizują z tej okazji małe przyjęcie. Jedzenie jedzeniem, ale mnie najbardziej interesuje oczywiście SAKE! Podobno posmakowali w nim, i przywieźli tyle różnych gatunków że możemy „degustować” całą noc. Nie mogę się doczekać.

Ukryj komentarze [3]

20.11.2011, godz. 13:02

Wstałem. Nie po raz pierwszy tego dnia, ale chyba po raz pierwszy mam siłę żeby unieść palce nad klawisze i wstukać tych kilka słów. Zabawa była cudowna! Nie wiedziałem że po sake tak dobrze się śpiewa. To tłumaczy czemu Japończycy tak kochają karaoke. Sake było super, ale jedzenie jeszcze lepsze! Smakowało równie dobrze w obie strony, jeśli wiecie o czym mówię

Ukryj komentarze [5]

20.11.2011, godz. 18:47

Mówiłem że jedzenie było pyszne? Było NIESAMOWITE! Wciąż na końcu języka czuję smak tych wszystkich owoców, których wczoraj kosztowaliśmy. Może to i lepiej, bo chyba jednak za bardzo przesadziłem z sake, i żadna z rzeczy, które dzisiaj zjadłem lub wypiłem nie zagościła w moim żołądku dłużej niż kilka minut.

Ukryj komentarze [6]

20.11.2011, godz. 22:38

Czuję się bardzo dobrze, ale się martwię że nie mogę jeść ani pić. Gdzie dzisiaj jest ostry dyżur gastrologiczny? Wydęło mi trochę brzuch i, powoli czuję dyskomfort z tego powodu. Pewnie do jelita przykleiła mi się skórka jednego z tych egzotycznych owoców, hehe.

Ukryj komentarze [4]

21.11.2011, godz. 02:20

Właśnie wróciłem z ostrego dyżuru. Dostałem silne leki na wzdęcia, i L4 na tydzień. Nie ma to jak miły początek tygodnia. Mam się też jutro zgłosić na konsultacje. Jeśli nadal nie będę mógł jeść, to podłączą mi kroplówkę.

Ukryj komentarze [1]

21.11.2011, godz.. 03:21

Znowu jestem na ostrym dyżurze. Siedzę w poczekalni z dostępem do internetu (a mówią że Służba Zdrowia kuleje?). Po spożyciu lekarstwa oczywiście od razu je zwróciłem. Czuję się naprawdę świetnie, i nie wiem czy to mnie nie niepokoi jeszcze bardziej. Co można robić w poczekalni? Jakieś pomysły?

Ukryj komentarze [4]

21.11.2011, godz. 3:35

Przed chwilą widziałem Maćka! Tak mi się przynajmniej wydaje. Twarz miał wykrzywioną bólem, a jego brzuch... koszmar. Wyglądał jakby był w ciąży z pięcioraczkami. Bardzo żywymi pięcioraczkami. Próbował im się wyrwać tak mocno, że czterech wielkich facetów w kitlach narzuconych na garnitury ledwo dawało radę go utrzymać. Czuję że chcą mu zrobić coś niedobrego. Przed chwilą dzwoniła do mnie Asia, pytała się czy jestem w domu bo podobno w owocach, które przewieźli, były jakieś bakterie i szuka mnie sanepid. Jasne. Myślę że muszę wiać i gdzieś się schować przed tymi ludźmi. Oni chcą mnie skrzywdzić.

Ukryj komentarze [22]

Fragment raportu policyjnego z dnia 26.11.2011:
„ [...] Znalezione ciało NN nosiło ślady ran ciętych i kłutych. Ze wstępnych oględzin wyglądało to na rany ostrym narzędziem – maczetą, nożem lub siekierą. Rysy NN wskazują na wschodnie pochodzenie. Umiejscowienie ran może sugerować że był on przemytnikiem, który przewoził towar o wartości większej niż jego życie, gdyż część wnętrzności denata została wyrwana razem z zawartością żołądka. Sprawę przekazano wydziałowi ds. Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Kryminalnej . [...]”


`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Liliput (w oparach absurdu)

Wracająca z pracy Jadźka zastała męża stojącego w drzwiach kibla z nietęgą miną.
- Co jest? - spytała w progu.
- Chyba zaszkodził mi ten tłusty owoc z lodówki - jęknął.
- Jaki owoc? Tam nie było żadnego owocu.
- Jak nie było!? Okrągły, czerwony, na górnej półce.
- Ty matole! To nie owoc był tylko Liliput, taki ser żółty w kulce.
- Co ty pieprzysz, stara? Jaki żółty, skoro czerwony.
- To czerwone to skórka, tego się nie je.
- Tak? Cholera. Uugh... Buee...

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Szybki numerek

- Lepszy dziwny seks, niż brak seksu – uznał Adam.
Lot na Źle Skonstruowaną Planetę trwał prawie osiem miesięcy, czuł się więc bardzo, ale to naprawdę bardzo wyposzczony. A Xylasjanki, poza kolorem skóry, nie różniły się zbytnio od ziemskich kobiet.
Dlatego nie protestował kiedy spotkana w hotelowym korytarzu zielonoskóra piękność złapała go za pośladki. Nie protestował również wtedy, gdy wepchnęła go do zastawionego dziwnymi sprzętami pokoju.
- Co to jest? – pomyślał patrząc jak wciska jakieś guziczki na obudowie lśniącego urządzenia.
Ale kiedy opadła na kolana i zaczęła rozpinać mu spodnie, przestał myśleć.
***
- Lepszy dziwny gawryth, niż brak gawrythu – uznała Mytlagh.
Lot na Źle Skonstruowaną Planetę trwał prawie trzy razy po siedem drawgh, czuła się więc bardzo, ale to naprawdę bardzo wyposzczona. A Ziemianie, poza kolorem skóry, nie różnili się zbytnio od xylasjańskich gawr.
Jeszcze na korytarzu sprawdziła dojrzałość tego gawra.
- Ujdzie – pomyślała i wepchnęła go do pokoju.
Klęknęła i zaczęła rozpinać mu spodnie.
- Najpierw usunąć nasiona, żeby nie popsuły smaku gawrythu.
Kątem oka sprawdziła, czy gawryth-snill nagrzał się już do odpowiedniej temperatury. Splunęła na podłogę i sięgnęła po nóż do skórowania.
- Szkoda, że jest tak ohydnie bladoróżowy. Skórę trzeba będzie wyrzucić, a przecież w niej jest najwięcej witamin.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Poświęcenie

Gubernator odwrócił głowę, uciekając wzrokiem od kolejnej strużki sosu spływającej po podbródku Łowcy. Za oknem pociągu leniwie płynęła preria.
– Mhm, wyborne – odezwał się w pewnym momencie Szybki, ponownie przyciągając uwagę pracodawcy i posyłając tym samym kropelki sosu do jego talerza. John Smith, niczego nie zauważywszy, wznowił konsumpcję baraniego steku. Co jakiś czas zerkał jeszcze, czy Szybki nie nabierze nagle ogłady i nie sięgnie po leżące podług talerza sztućce. Nie sięgnął.
– Tu, na Dzikim Zachodzie, nieraz głód w oczy zagląda, Smith – odezwał się za to, zauważywszy nieprzychylne spojrzenia – a jak już się coś upoluje, to się wpieprza bez marudzenia. I odwyka od tych dziwactw. – dodał, ruchem głowy wskazując srebrne utensylia.
– Skoro skończyłeś – rzekł gubernator, kiedy ostatni kawałek mięsa zniknął z talerza Łowcy – możemy przejść do ostatniej części naszego kontraktu. – Szybki spojrzał nań, zdziwiony.
– Do czego?
– Obiecałeś zdać mi raport, zapomniałeś?
– Aa! Raport, tak, obiecałem… Opowiem ci jak to było, Smith. – mężczyzna zamyślił się, podrapał w kilku miejscach, przeciągnął, jakby mu własna skóra przeszkadzała. Ręka gubernatora powoli zaczęła zbliżać się do zawieszonego u pasa colta.
– Zacznę od tego, że cholernie utrudniłeś mi zadanie. Nie powiedziałeś, że to religijny świr i zażądałeś nietkniętej skóry. Chodzi o te jego tatuaże? – Smith milczał. – Zakułem go w srebro, bo inaczej gotów był sam się oskórować, wiesz?
No więc: dojechałem do największego zadupia w Nevadzie zakładając, że federalnych mieszkańcy nie widzieli od kilku bez mała lat. Pewien byłeś, że to tam ukrył się polimorf.
Idę więc do saloonu, bo gdzież indziej może się skurczybyk ukrywać, nie dyma żony jakiegoś nieszczęśnika przecież. Wchodzę więc, winchester naładowany, wchodzę i krzyczę – pod ścianę, szubrawcy, szeryf zawitał do miasta! Stanęli, jak kazałem? A gdzie tam, niech ich licho, z dziesięciu tam było, wszyscy federalni, przed dniem przyjechali.
Szeryf odwraca się do mnie, gęba paskudna, zarośnięta jakaś taka, w dłoni colt. Synku, powiada, masz trzy sekundy, żeby zniknąć mi z oczu. Na to ja, że nigdzie nie idę, panie władzo. Ja tu szukam niebezpiecznego indiańskiego polimorfa, to jest istoty która potrafi przyjmować postaci napotkanych osób i nijak nie odróżnisz, chyba że srebrem dotkniesz.
Nie spodziewałem się, że zadziała, a jednak! Bo widzisz, Smith, szeryf, zamiast się wykrzywić jak jego kompani, wypalił z tego colta, ale cokolwiek niecelnie. A potem to już z górki - rzuciłem w drania srebrną gwiazdką, a jak zaczął się przemieniać, to zaraz się pomocnicy znaleźli.
Przywiozłem go do miasta i załadowałem do wagonu z bydłem. Kiedy mogę się spodziewać zapłaty?
– Kiedy będę mógł go zobaczyć? – odpowiedział pytaniem Smith.
– Oj, nieprędko. Nie chciałbyś, żeby się w ciebie zmienił.
Wtedy drzwi do przedziału z hukiem stanęły otworem.
– Indianin! Zniknął! – wydarł się służący.
Szybki, udowadniając zasadność swojego przydomka, zerwał się w jednej chwili, w rękach ściskając nieodłącznego Winchestera. Zanim jednak zdążył skręcić się i wycelować w intruza, padł strzał. Bębenek colta obrócił się, kolejny huk.
– T..tt… to nie wszystko ¬– Mamrotał służący. Smith uciszył go ruchem ręki. Chwyciwszy widelec ukląkł przy szamocącym się na podłodze polimorfie. Ręka w górze, cios. Jeszcze jeden. Kolejny. Zmiennokształtny uparcie pozostawał Łowcą.
¬ – Panie g…gubernatorze… Znaleźliśmy też zwłoki… B-barana… – Smith spojrzał na trupa. Na talerze. I zwymiotował.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Przepis


Słonko, leniwie wyłaniając się znad ostrych szczytów gór, niemal natychmiast po przetarciu zaspanych oczu przyglądało się rozcapierzonymi promieniami, jak Ewa o poranku szaleje w kuchni. Ech, cóż to była za kuchnia. Idealna kreacja, idealne proporcje, idealne oświetlenie… no po prostu była boska. Aaa i Ewa była boska, dosłownie. Nie, nie chodziło o ponętne kształty, olśniewającą urodę, czy też anielski głos. Chodzi o to, że Stwórca wbrew rozsiewanym przez taką jedną żmiję plotkom, zrobił Ewę na własną rękę. Zero ingerencji Adama, a tym bardziej żebra.
Wracając do kuchni, a w zasadzie do poruszenia jakie się w niej odbywało, należy zaznaczyć, że najważniejsza tego dnia akcja rozgrywała się w średniej wielkości plastikowej misce, w której szalał mikser podtrzymywany zgrabną rączką pani domu. Ewa ćwierkała wesołą piosneczkę, ale divą raczej nie była. Wszystko przez to, że Stwórcy słoń nadepnął na ucho, gdy ten ustalał jego proporcje. Skończyło się na przydługiej trąbie i… i częściowej głuchocie Wszechmogącego. Boskie ubezpieczenie nie obejmowało wypadków w trakcie szału twórczego.
Miseczka przesuwała się po blacie w takt wirowania mieszadełek. Jasna, kleista masa wypuszczała bąbelki. Ewa co jakiś czas dosypywała przyprawy i próbowała ciasto. Nie była zadowolona. Ciągle czegoś brakowało, czegoś co nadałoby niepowtarzalny smak. Zamierzała przyrządzić mężowi wyjątkowy obiad, jako że właśnie dzisiaj przypadała rocznica ich nieodbytego ślubu. Bo takowy nie był im potrzebny, jednak data pozostawała datą i dobra żona chciała się wykazać.
Pukanie, a w zasadzie smaganie w drzwi, zupełnie wytrąciło ją z równowagi. Nie spodziewała się gości, a tym bardziej takich, którzy zakłócaliby proces kulinarnego tworzenia. Wyłączyła mikser, pilotem zatrzymała oglądany odcinek „Gotuj z Kuroniem” i podeszła do drzwi.
- Uszanowanie pani – na progu leżała zwinięta w kilka kółek żmija. – Widzę, że coś smakowitego się szykuje. Dobrze się składa, mam ze sobą kilka owocków.
Nie czekając na reakcję Ewy wężowe ciało rozwinęło się i ciągnąc ogonem spory, wiklinowy koszyk popełzło do kuchni.
- Czy my się znamy? – zapytała kobieta podnosząc pojemnik i stawiając na stole.
- Ach, znów zapomniałem się przedstawić. Szatan, ogrodnik. Stary kupel Szefa – żmija wysyczała jej prosto do ucha.
Ewa sięgnęła zachwycona po piękne, czerwone jabłka, jednak od razu padł na nią strach.
- Skąd je masz?
- Aaa, rosły sobie niedaleko. Nie mogłem pozwolić, żeby się zmarnowały. Wrzuć je do ciasta i racuchy dla mężunia będą jak ta lala – żmija uśmiechnęła się podstępnie.
- Nie wolno nam jeść owoców ze skórką, to niezdrowe – zaprotestowała Ewa.
- Aś tam, kto by się przejmował takimi szczegółami. Bez skórki są dla cieniasów. Tylko wybrani są godni posmakowania skórki. Inaczej doznanie jest niepełne.
- Kusisz.
- Taki zawód.
Jednak nim Ewa wrzuciła owoce do miski, kuchnia zatrzęsła się i pojawił się w niej Stwórca. Spojrzał na nią karcąco i już zamierzał huknąć mocarnym głosem, gdy złapał go kaszel. Opadł na krzesło zupełnie pozbawiony sił.
- I gdzie jest moja puenta, reputacja?! Gromy i ognie niebieskie?! – jęknął.
- Pod skórką, mój drogi – ziewnął znudzony wąż.
Stwórca chwycił za nóż i zaczął obierać jabłko. Tak się zapalił do poszukiwań puenty, że nim ją znalazł wszyscy zniknęli. Adam spakował walizki i ruszył na wschód, Ewa z wężem w kieszeni w przeciwnym kierunku. W Raju zrobiło się bardzo cicho i bardzo nudno.
- A może by tak małą apokalipsę zapodać? – Stwórca nagle uśmiechnął się przebiegle.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Strzeż się pani inżynier czyli Nie wszystko złoto, co się świeci!

Mariusz był zwyczajnym facetem, jakich wielu, ale nikt nie dorównywał mu jeśli chodziło o imprezy. Chłopak potrafił balować dzień w dzień i nigdy nie miał dosyć.
A kobiety! One do niego wręcz lgnęły. Czasami będąc na baletach nawet nie mógł się od nich opędzić.
Tym bardziej zainteresowała go Natalia. Pierwszy raz spotkał ją, idącą przez park. Była wspaniała. Idealne wymiary. Kilka centymetrów niższa od niego. Długie blond włosy i wielkie niebieskie oczy. Nie zwlekał, podbiegł i zaczął swój zwyczajny bajer.
Początek był smaczny. Udało mu się zaprosić Natalię do restauracji. Później romantyczny spacer, odprowadzenie do domu i... hmm... to co zwykle. Tak postępował z ogółem dziewcząt. Oczywiście poza tymi, które spotykał na imprezach. Tu droga była zdecydowanie krótsza.
- Musisz mi opowiedzieć coś o sobie. – Mariusz zastosował swój podstawowy chwyt w tej grze, a mianowicie „Interesuję się Tobą”. – Czym się zajmujesz?
- Ach... – Natalia nie była mu dłużna i również zagrała swoją kartę. Wzdychnęła i delikatnie przejechała dłonią po włosach. – Niedawno skończyłam informatykę na politechnice i teraz pracuję w dużej firmie, gdzie zajmuję się programowaniem.
Wszystko szło zgodnie z planem. Oboje grali swoje role. Mariusz wiedział, że dobrze mu idzie. Miał w końcu doświadczenie. Stanęli przed jej drzwiami.
- Dziękuję za miły wieczór. No to dobranoc... – powiedział Mariusz, robiąc swą tradycyjną smutną minę.
- Dobranoc! – powiedziała wesoło Natalia, pocałowała go w policzek i zniknęła za drzwiami.
Mariusz stał jak osłupiały. Nie wiedział co się stało, bo nigdy wcześniej nie miał takiej sytuacji.
Kolejne randki przebiegały podobnie. Niby wszystko było w porządku, ale zakończenie nigdy takie jakby chciał, mimo że jego zagrania były prawidłowe.
Przy dziesiątym spotkaniu stracił cierpliwość. Miarka się przebrała. Postanowił zrobić ruch. Podczas spaceru, gdy przyglądali się nocnemu życiu miasta, jego ręka powędrowała powoli po jej bluzce. Już był u celu... kiedy Natalia trzepnęła jego dłoń i odsunęła się kawałek.
- Jeśli chcesz tego – Pokazała na swoje zgrabne ciało. – to muszę zobaczyć pierścionek na palcu.
Mariusz kompletnie stracił głowę. Dziewczyna była piękna, inteligentna, wykształcona i do tego najwidoczniej lepiej obeznana w sztuczkach tej gry niż on sam. Musiał się zakochać. Nie minęło kilka dni, a byli zaręczeni. Kolejne tygodnie i ślub był przygotowany.
Mariusz na nic tak nie czekał w życiu jak na noc poślubną. Wstrzymywał się przez ten cały czas i teraz myślał, że wybuchnie z podniecenia.
Natalia weszła do pokoju w samej bieliźnie, którą powoli zaczęła zdejmować. Delikatne światło lampki nocnej padało na jej perfekcyjne ciało.
- Ze skórką czy bez? – zapytała.
- Chodzi ci o prezerwatywę?
- Oj głuptasie! – Natalia zachichotała.
Następnie sięgnęła do tyłu za swoje długie, jasne włosy i odsunęła suwak. Kiedy zdejmowała skórę, oczom Mariusza ukazał się metalowy endoszkielet z dziwnymi przewodami i złączami. Chłopak wzdrygnął się.
- No chodź do mnie. Przecież tego właśnie chciałeś...

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Jak miód skośnookiej pszczoły

Kiedy przebudzę się w nocy i wpatruję się w fosforyzujące ciemności nocnego sufitu, zdaję sobie sprawę, jak bardzo pozbawiona sensu jest egzystencja moja i każdego innego człowieka. Rozespany neokorteks ociąga się z zadbaniem o beztroską iluzję nieskończoności mego trwania, a do mnie dociera kolejny raz, czym tak naprawdę jest – lub raczej czym nigdy nie było i nie będzie – życie. Na twarzy czuję ciężki oddech starości, oddalonej od „teraz” o kurczący się z każdym weekendem kapitał tysiąca pięciuset tygodni. Kapitał już wkrótce, już za moment nieodwracalnie roztrwoniony. Na piersi spoczywa ciężar niespełnialnych marzeń, które kiedyś, w świetle Słońca zdawały się wszystkie możliwe do ziszczenia, kiedyś tam, w lepszej, odległej przyszłości. Teraz, ciemną nocą, są tylko mrzonkami i złudzeniami, wspomnieniem bajek które we dnie snuję sam sobie, napawając się chwilowym lekceważeniem braku czasu na wszystko co ważne, wartościowe lub chociażby przyjemne.

Będę stary. Niedołężny. Zaśliniony. Umrę. Przerażony. Samotny. Porzucony.

W rozpaczliwej próbie rozwiania ponurych wizji i czarnych myśli, dźwigam się z materaca i brnę po omacku, na miękkich od strachu nogach do ostatniej oazy pośród pustyń rozpaczy. Do kuchni mojej matki.

Odnalazłszy w ciemnościach drzwi do lodówki, otwieram je szeroko i puszczam na twarz strugę chłodnego, miękkiego światła - obietnicę rychłego rozproszenia chmur czarnej i ciężkiej depresji.

Sięgam lekarstwo na strach.
Znów przełknę je nocą, znów szybko, na zimno. Znów prosto ze śliskiego słoika.
Moje jedyne lekarstwo na strach.

Kandyzowane peniski wieśniaczych noworodków z Chin.

Jak śniade kolby mini-kukurydzy, chrupiąca w zębach słodycz Syczuanu, obłuskane z patyków lizaki bez gwizdka w środku czy choćby grzechotki.

Jak zastygnięty w czasie i przestrzeni zebrany przez skośnookie pszczoły miód.

Świadectwo wyrzeczeń, jakie inni, odlegli ode mnie o miliony myśli i słów ludzie ponoszą, aby ograniczyć przyrost naturalny i produkcję gazów cieplarnianych, ten wrzód na ciele naszej Matki. Błękitnej, pięknej Pani. Klejnotu Mlecznej Drogi. Najdroższej z planet, Ziemi.

Bohaterscy Chińczycy obcinają penisy synom swych małorolnych chłopów, aby ochronić Ziemię przed przeludnieniem, a ja przejmuję się odległą o trzydzieści lat starością! Jak mogę?! Jak w ogóle śmiem o tym myśleć?

Tam gdzieś, dla dobra przyszłego świata, żyje mały Ho bez siusiaka. Jego żona Ming, teraz dziewczynka, lecz kiedyś dojrzała kobieta, nigdy nie zazna radości macierzyństwa. Nie ugości w ciasności łona wybranka swego, kulisa i mandaryna. Chińskiego bohatera, który dzień w dzień brodzi poprzez zalewowe terasy, by karmić świat jaśminowym ryżem i filetem z tilapii o kruchym, białym mięsie.

Hańba!

Hańba, myślę sobie, sięgając głębiej do słoika. Ech, dla samej tej zalewy, pachnącej imbirem i cynamonem, żyć warto i męczyć się z nocnym koszmarem.

A co dopiero dla penisków!

Tych ze skórką i tych bez. Sam nie wiem, które wolę. Niektóre noce spędzam, wybierając po omacku ze słoja te obrzezane. Tylko po to chyba, aby upajać się potęgą stereognozji. Innymi znów razy pochłaniam wszystko, co schwycę omackiem w czeluściach słoja z barwionej tęczowo terakoty. Nawet okrawki bambusa i plastry zielonych bananów, którymi przyprawiono te pokutniczą delicję. Jak małe atole sensu na oceanie desperacji.

I tylko czasem, gdy rozpacz moja czarniejsza jest niż smoła na dnie osiemnastego piekła, zastanawiam się, czy dobrze robię, zjadając te chińskie penisy.

Bo może indyjskie byłyby lepsze?

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Wśród Mrocznej Ciszy

Miasteczko spało. Wąskie uliczki oświetlał blask latarni. Dachy niewielkich domów uginały się pod śnieżnymi poduchami, a mróz malował na szybach okien fantazyjne kształty i wzory.
Na obrzeżach miejscowości stał bardzo stary i mroczny budynek. Wszyscy omijali go szerokim łukiem, odkąd jego mieszkańcy zniknęli w tajemniczych okolicznościach.
Nagle z oddali napłynął odgłos dzwoneczków. Niebo rozświetliła jasna łuna i na ulicy przed ruderą wylądowały sanie zaprzężone w dwa renifery. Święty Mikołaj wysiadł z pojazdu, zamienił gogle na okulary do czytania i wyciągnął zza pazuchy zrolowaną listę. Rozwinął ją.
– Hmm… – zamyślił się. – Nie przypominam sobie, żebym tu był rok temu.
Jeszcze raz spojrzał na pierwszy adres.
– „Wyrzutków 13A” – przeczytał. – Co my tu mamy? Trójka dzieci… Standardowe prośby: lalki, misie i takie tam…
Wzruszył ramionami i zabrał z tylnego siedzenia worek z prezentami. Następnie stanął na skraju szerokiego, zagraconego podwórza i spojrzał krytycznie na dach, gdzie znajdowało się kilka zrujnowanych kominów. Zmarszczył brwi.
– A srał pies – rzucił do siebie i postanowił poszukać tylnego wejścia.
Odnalazł je, ściągnął swoją słynną czapkę i z wewnętrznej kieszonki wydobył wytrych. Po dwóch minutach stał w ogromnym, pokrytym pajęczynami holu. Teraz pozostało tylko odnaleźć pokój z choinką…
Gdy szedł przez mroczne korytarze, usłyszał ciche kwilenie, a później bulgocący głos:
– Bla, ble, ble…
Zatrzymał się w pół kroku i obrócił powoli. Na podłodze, w plamie księżycowego światła, siedziało Coś. Mikołaj uniósł okulary i spróbował zogniskować wzrok na bulwiastej sylwetce. Po chwili stwierdził, że patrzy na pokrzywione i wyjątkowo brzydkie dziecko.
– Papu? – odezwał się potworek.
– Ahaha – zaśmiał się niepewnie Święty. – Znaczy: HO! HO! HO! – poprawił się szybko.
Mała maszkara zmierzyła przybysza dziwnym wzrokiem, po czym oblizała się.
– Mniam!
– Eee… a co ty tu robisz o tej porze hmm… dzieciątko? Nie powinnoś spać? Toż to jutro Święta.
– A guuurr – rzucił bachor i odpełzł w mrok.
Święty Mikołaj rozglądnął się i pierwszy raz w życiu poczuł jak jeżą mu się włoski na karku.
– E tam – sapnął i potruchtał w kierunku uchylonych drzwi, zza których wypływał przyjemny blask. ”Na bank tam mają choinkę” – pomyślał i poprawił worek na plecach.
Ostrożnie wsunął się do wnętrza pokoju. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do ostrzejszego światła, totalnie oniemiał. Na ścianach wisiały makabryczne trofea. Wypchane ludzkie głowy śmiały się do niego, a w ich szklanych oczach odbijał się blask płonącego w kominku ognia.
– Mniam! – Okropny bobas pojawił się nie wiadomo skąd i zaczął targać starca za nogawkę.
Mikołaj nie zdążył się nawet przerazić, bo poczuł uderzenie w głowę, zarejestrował malutkie elfiki tańczące mu wokół nosa i zapadł w ciemność.
Świadomość wróciła do niego pół godziny później. Otworzył oczy i stwierdził, że jest związany. Rozejrzał się. Na środku szerokiej sali stał stół, przy którym siedziała upiorna rodzinka: mama, tatuś i dwójka nastolatków. Wszyscy byli łysi i mieli długie, sczerniałe kły. Berbeć pełzał samopas wokół stołu.
– Dziękujemy, że wpadł Święty na kolację – odezwał się ojciec.
– Ja protestuję!! – krzyknął Święty Mikołaj. – Pomocy!! Po…
– Ale nie ma co krzyczeć, proszę Świętego. Wnętrze domu jest wyłożone materiałami tłumiącymi dźwięki. A więc jak dziś jemy kochani? Ze skórką czy bez?
Dzieci spojrzały po sobie i uśmiechnęły się wrednie.
Tymczasem miasteczko spało spokojnie zupełnie nieświadome, że w tym roku prezentów nie będzie…

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Życie jako choroba przenoszona drogą pokarmową


Tydzień rozpoczął się ciężką harówką w pracy. To był trudny okres, kiedy zbliżały się święta i koniec roku, więc trzeba było na szybko przygotować finansowe zestawienia dla wszystkich działów firmy.
Zmęczony, po tak spędzonym dniu, udałem się do najbliższej restauracji fast-food, gdzie mógłbym zaspokoić swój głód. Ostatnio otworzyli nową sieć, a jedna z filii mieściła się tuż przy biurowcu, gdzie pracowałem. Postanowiłem spróbować.
Restauracja prezentowała się bardzo nowocześnie, a ceny były przystępne. Nazywała się „Ze skórką albo bez” i rzeczywiście, każdą potrawę można było zamówić w dwóch wersjach.
- Co będzie dla pana? – zapytała młoda dziewczyna.
- Poproszę zestaw z kurczaka.
- Ze skórką czy bez?
Tu pojawił się problem. Wiedziałem, że skórka kurczaka jest najbardziej tłustą częścią i obecna moda na zdrową żywność powinna mnie skłonić do zamówienia „bez”, ale nie mogłem się oprzeć. Skórka była zawsze taka smaczna, czy to delikatnie przypieczona, czy też chrupiąca. Uwielbiałem skórkę.
- Chciałbym „z” – stwierdziłem szybko, aby uciąć swoje dywagacje.
Danie było wyśmienite. Wszystko idealnie przyrządzone i przyprawione. Wprost rozpływało się w ustach. To było to! Najsmaczniejsza potrawa jaką jadłem.
Wróciłem do domu, cały czas wspominając ten przewyborny smak.
Stało się to wieczorem. Niespodziewanie usłyszałem dziwne burczenie w brzuchu. Później coś mi się wymsknęło niechcący. Nie czułem się zbyt dobrze.
Rano obudziłem się i najszybciej jak mogłem pobiegłem do toalety. Wymiotowałem.
Następnego dnia było jeszcze gorzej, a koledzy zaczęli się śmiać, że może jestem w ciąży. Zdawało się to tym dziwniejsze, że do objawów doszły zmiany łaknienia i ciągłe zmęczenie oraz potrzeba długiego snu.
Zdecydowałem, że muszę udać się do lekarza. Coś niedobrego działo się ze mną i należało to zbadać.
- Proszę powiedzieć, co panu dolega – powiedział doktor.
Opowiedziałem wszystko, co się ostatnio zdarzyło.
- A czy częściej oddaje pan mocz?
- Tak, chyba tak... – odpowiedziałem. – Czy to może mieć jakiś związek?
- Nie chcę niczego przesądzać, zanim nie będę miał pełnego obrazu – stwierdził lekarz. – A czy zauważył pan, że pana piersi się powiększyły?
Włożyłem rękę pod koszulkę i zaskoczony stwierdziłem, że miał rację. Moje sutki nigdy nie były tak napięte i tak wrażliwe.
- A kiedy miał pan ostatnią miesiączkę?
- Yyy... Ja nigdy nie miałem miesiączki.
Lekarz zapisał coś na karcie i pobrał mi krew.
- To teraz proszę nasikać do kubeczka.
Udałem się w ustronne miejsce i zrobiłem, jak mi kazano. Kiedy wróciłem doktor włożył jakiś patyczek do tego naczynia i coś z niego odczytał. Porównał to z wynikami badań na mojej karcie i spokojnie powiedział:
- Jest pan w ciąży.
- Jak to jestem w ciąży?! – Stanąłem zbaraniały. – Przecież jestem mężczyzną. I doktor mi z takim opanowaniem o tym mówi?
- No tak... Wiem pan, prawda jest taka, że mężczyźni też mogą zajść w ciążę. Trzymamy to w tajemnicy, bo wie pan co by się działo, jakby kobiety się dowiedziały! One zawsze powtarzają, że nikt nie zazna takiego bólu jak one i jak bardzo chciałyby, żebyśmy to my musieli rodzić. To byłby koszmar!
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````



`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Księżyc, którego nie było

- Nadal rośnie? – spytał Kapitan nie odrywając wzroku od odczytów tańczących na głównym ekranie mostka.
- Coraz wolniej – odparł Nawigator. – W ciągu ostatniej doby na równiku przybyło czterdzieści mil.
Dowódca westchnął:
- Sam nie wiem, czy to dobrze. Centrala prosi o wyniki, a my tu mamy kompletną szopkę.
Kilka zgromadzonych przy kokpitach osób odpowiedziało mu pełnymi zrozumienia mruknięciami.
Statek badawczy „Pasteur” wisiał na orbicie jedynego księżyca planety Egnaro już od dobrych stu godzin i jak na razie nie dokonał żadnego istotnego odkrycia. Załoga wiedziała tylko, że jeszcze dwa miesiące temu żadnego satelity tu nie było. Natomiast ten nie dość, że wyglądał całkiem namacalnie, to jeszcze rósł w obwodzie jak powoli nadmuchiwany balon.
- Sprawdziłem jeszcze raz odczyty z powierzchni Egnaro – poinformował Fizyk. – Żadnych ruchów tektonicznych, żadnego promieniowania. Od bieguna do bieguna tylko ta cholerna dżungla. Nie sądzę, żeby miało to jakiś związek z księżycem.
Planeta figurowała w rejestrach jako zdatna do życia, lecz niezamieszkała. Całą jej powierzchnię pokrywał gęsty, tropikalny las składający się wyłącznie z niewysokich roślin przypominających ziemskie drzewka pomarańczowe, tyle że z jakiegoś powodu pozbawione owoców. Z daleka Egnaro wyglądała jak potężna, ciemnozielona piłka. Jej satelita zaś – jak niewielki, okrągły kamień.
Kapitan miał wrażenie, że kamień ten wpatruje się weń z ekranu i szydzi z ludzkiej bezsilności. Mężczyzna zacisnął pięści.
- Dość tego – syknął przez zęby. – Przygotować torpedę.
- Z całym szacunkiem – wykrztusił Nawigator – czy to na pewno dobry pomysł?
- A masz pan lepszy? – fuknął nań dowódca. – Centrala zabroniła nam lądować, krzyknął Święty Mikołaj. to jeszcze potrafię zrozumieć. Ale mamy tu wisieć i gapić się na to cholerstwo? Nie ze mną takie numery. Ostrzelamy drania i zobaczymy, co się stanie.
- Kapitanie, jeśli proces wzrostu związany jest z jakąś reakcją termojądrową, boję się, że możemy doprowadzić do katastrofy – zaprotestował Fizyk.
- Gdzie wy tu macie reakcję termojądrową? – wykrzyknął Kapitan. – To diabelstwo jest rozmiarów Merkurego, a pojawiło się znikąd! Pytam, skąd się tam wzięły te wszystkie skały? Wyrosły jedna na drugiej? Rozmnożyły przez pączkowanie? Przestańcie patrzeć na problem z ziemskiej perspektywy – powiódł wzrokiem po twarzach pozostałych, po czym dodał: - A poza tym ja tu dowodzę. Wykonać rozkaz!
Cztery minuty później torpeda fotonowa uderzyła o powierzchnię feralnego księżyca, wzbijając w górę fontannę pyłu i skał. Gdy chmura opadła, ludzkim oczom ukazała się nieregularna, jaskrawa plama.
Zagadkowy ślad miał pół mili szerokości i pomarańczowy odcień.
- Co jest? – mruknął Kapitan. - Odsłoniliśmy jakąś warstwę geologiczną?
- Może to lawa? – zaproponował Nawigator.
- Bzdura, to ciało stałe – prychnął Fizyk. – Jakieś skały i tyle.
Dowódca chciał coś dodać, lecz w tej samej chwili wydarzyło się coś niezwykłego.
Księżyc drgnął.
A potem z jego powierzchni oderwał się grad skał, który na dłuższą chwilę przesłonił załodze „Pasteura” cały widok. W wyniku wstrząsu miliardy głazów małych i dużych pognały w przestrzeń kosmiczną jak rozrzucone zabawki. Część z nich zabębniła o pancerz statku, przed innymi maszyna musiała uskoczyć, by uratować się przed zniszczeniem.
Gdy nawałnica minęła, oszołomieni członkowie wyprawy wbili wzrok w ekran, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się skalisty księżyc Egnaro.
Teraz „Pasteur” orbitował wokół największej pomarańczy, jaką kiedykolwiek widziały ludzkie oczy.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Nasz klient, nasz pan


Zakończona ostrym niczym brzytwa pazurem macka śmignęła w powietrzu, o milimetry mijając twarz Sun Chinga. Odchylił się lekko i ciął. Posoka bryznęła mu na twarz. Publiczność zawyła z zachwytu. Przesunął lewą stopę w tył ustawiając się do gnarka prawym bokiem. Zmienił chwyt na rękojeściach noży. Długie ostrza zniknęły za przedramionami. Stwór dyszał ciężko, ocalałe macki szorowały po posadzce, rozmazując czarną posokę. Czworo ślepi wpatrywało się w Suna z furią. Mięśnie zagrały pod fioletową skórą łap, macki huknęły wyrzucając cielsko do przodu. W locie rozwarł paszczę, wysunął kły jadowe. Sun odczekał do ostatniej chwili, umknął półobrotem przed zatrzaskującymi się szczękami. Ostrza zawirowały w powietrzu, cielsko gnarka grzmotnęło o posadzkę.
Publiczność ryknęła, rozległy się gwizdy i brawa. Sun Ching skłonił się, skinął na obsługę. Pięciu rosłych, czterorękich egeriańskich służących wniosło ciężki stół, na którym ułożono cielsko gnarka. Obok ustawiono plazmowy grill. W tym czasie Sun obmył się i założył biały fartuch. Noże ponownie zawirowały porcjując mięso. Zagrała orkiestra, kelnerzy rozproszyli się po sali zbierając zamówienia.

*

A’goour dyplomata Imperium Merkagontu chrząknął z zadowoleniem i oblizał trójpalczastą dłoń. Skinął na kelnera. Ten podpłynął lekko w powietrzu, baloniaste, łuskowate ciało zawisło nad stolikiem.
- Czy posiłek smakował waszej łaskawości? – spytał z szacunkiem.
- O tak – dyplomata poklepał się po brzuchu – Dawno nie jadłem tak dobrze przyrządzonego gnarka. Kucharz zna się na rzeczy, trzeba mu to przyznać. Zresztą sam pokaz i sposób przygotowania to czysta finezja. Przyznam, że zaostrzył mój apetyt na coś więcej.
- Cieszymy się, że tak wyjątkowy gość docenił naszą kuchnię. Na co wasza łaskawość miałaby ochotę?
- Serwujecie ludzinę?
Baloniaste ciało kelnera zastygło bez ruchu, oczy mu się zamgliły. Trwał tak przez dłuższą chwilę. W końcu zadrżał.
- Wiesz Panie, że jest to zakazane konwencją międzygalaktyczną. – oznajmił.
A’goour spojrzał na niego surowo, zjeżył kolce. Kelner uśmiechnął się uprzejmie, podpłynął bliżej.
- Da waszej łaskawości zrobimy rzecz jasna wyjątek. – oznajmił ściszonym głosem - Kierownik pyta, czy chcesz panie wybrać osobnika. Mamy dosłownie kilka sztuk w hodowli. Na specjalne zamówienia. Pokazać?
- Klony mnie nie interesują.– dyplomata rozciągnął usta w uśmiechu, ukazując trójkątne zęby. Zerknął w stronę Sun Chinga. Oblizał się. - Chcę kucharza.
Kelner ponownie zastygł w bezruchu. Tym razem trwało to dłużej. Wreszcie zamrugał, usta rozciągnęły się w profesjonalnym uśmiechu.
- Porcje mają być serwowane ze skórą, czy bez?

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Pożywny początek dnia

Banan ucieszył się, że tego dnia było ciepło, a promienie słońca padały na jego żółtą skórkę. Mama zawsze mu powtarzała, że kiedy tylko temperatura wzrośnie, powinien dbać, aby się nie przegrzać, bo mógłby się zaziębić. Banan rozchylił skórkę.
Dawid szedł właśnie do szkoły, ale w brzuszku nadal mu burczało. Sięgnął do plecaka i wyjął żółty owoc. To był dobry początek dnia.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Kolacja mistrzów

Mężczyzna po drugiej stronie stołu obserwował ją uważnie. Teraz, gdy milczał, pochylał się do przodu, jakby zbliżał mimowolnie, wpatrzony w swego gościa niczym najczulszy kochanek. Kiedy zaś mówił, jego słowa, powolne i wyważone, wsparte akcentem z najwyższych sfer, chwytały ją za serce, pieściły i niepokoiły zarazem.
- Jak wrażenia? – spytał w pewnej chwili. – Powinna pani kosztować więcej wina zanim utraci optymalną temperaturę. Ten rocznik Villa Maria Private Bin Merlot Cabernet Sauvignon wraz z lekko pieczonym mięsem, koniecznie w małych kęsach, to doświadczenie unikalne w swoim rodzaju. Radzę nie przełykać, tylko smakować… to jedwab polany najdelikatniejszym mlekiem, dający wyobrażenie o boskiej ambrozji. - Mówił, a blask świec odbijał się w jego oczach, niczym zwiastun pasji lub… szaleństwa. - Proszę zwrócić uwagę na krwisty sos, z dużą ilością delikatnie wysmażonego tłuszczu. Choć to jedynie lekki zwiastun głównego dania, które właśnie teraz dojrzewa w kuchni… świeże jak nic innego, co mogłaby pani znaleźć w najszerzej pojętej okolicy. Jestem pewien, że nawet na dworze Królowej nie serwują tak szlachetnego mięsa.
Kobieta nie umiała odpowiedzieć, usidlona hipnotyzującym spojrzeniem i słowami, które namawiały i krępowały zarazem. Cały świat zapadł się w nich, w niepokojąco nieruchomych, niebieskich oczach, zdawało się coraz większych i większych, rozpłynął w delikatnych, powolnych słowach.
Otrząsnęła się i rozejrzała po okalających samotny stół ciemnościach.
- Doktorze Lecter – powiedziała wreszcie, dziwiąc się, jak bardzo głos odmawia jej posłuszeństwa – jest pan czarujący. Cała oprawa… to wszystko, robi niesamowite wrażenie…
Mężczyzna oparł się na krześle. Jego twarz opuściła niewielki krąg światła rzucany przez świece i kobieta jedynie w półmroku widziała wykrzywione delikatnym uśmiechem usta.
- … nie wiem…
- Czy coś panią martwi? – przerwał z troską. - Niepokoi?
- Nie wiem, gdzie jest mój asystent – odpowiedziała wreszcie, próbując zobaczyć cokolwiek w mrocznej sali. – Powinien być, gdy…
- … wydawało mi się, że wyszedł na papierosa.
- Możliwe… okropny nałóg…
- Na pewno będzie tu przed końcem uczty. – Lecter zapewnił spokojnie, znowu pochylając się nad talerzem i pojawiając w migoczącym świetle.
Kobieta spojrzała na niego z niepewnością. Jego uśmiech i powolna, arystokratyczna wyniosłość zaczynała ją niepokoić. Może i męczyć. Mimo oczarowania, nie miała wątpliwości, iż to jedynie fasada, zaledwie maska, która miała skrywać coś innego.
- Doktorze – odchrząknęła, starając się odzyskać pewność siebie – wszystko bardzo ładnie, jest otoczka, piękne miejsce, pana towarzystwo, ale…
Hannibal Lecter zastygł w bezruchu. Jego spojrzenie zamarzło.
- … odnoszę wrażenie, że w ten sposób próbuje pan zamydlić mi oczy – coraz śmielej kontynuowała kobieta. - Ukryć coś, czego, według pana, nie powinnam widzieć.
- Skąd ten wniosek?
- To mięso jest niedogotowane. Dosłownie, jakby w pośpiechu zarzynał pan to zwierze zaledwie przed chwilą! Poza tym, co to jest? Jak to jest podane? To śmierdzi papierosami jak, nie przymierzając, mój asystent!
- Ale, pani Magdo…
- Dosyć! – krzyknęła głośno, potrząsając kręconymi lokami. - Proszę mnie prowadzić do kuchni. Czas na rewolucję!

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

Higiena wczoraj i dziś


Mężczyzna stąpał po wyschniętych kamieniach, kiedy usłyszał głos za sobą.
- Witaj wędrowcze! – krzyknął żyd z długimi pejsami.
- Witaj!
- Pozwól, że się przedstawię. Zwą mnie Izaak, syn Jeremiasza i Joachima, Izajasza, Jana, Jakuba i wielu innych.
Mężczyzna zastanawiał się, co powinien odpowiedzieć na takie pozdrowienie. Nie mógł przecież powiedzieć, że przybył z przyszłości. Po chwili rzekł:
- Jam jest Kox Mox Lox, syn Brada i Californi, ale możesz mi mówić Koks.
- Zbieram ludzi. Jeśli chcesz, możesz przyłączysz się do mojego plemienia? – zaproponował Izaak.
- Po co?
- Zapraszam cię na wieczerzę. Tam się wszystkiego dowiesz.
Od wielu dni Koks nie jadł takich pyszności jakie przygotowali sobie żydzi.
- Widzisz, jesteśmy w takim miejscu w czasie, kiedy tworzą się odrębne plemiona – zaczął Izaak. - Przez następne wieki będziemy walczyli z tamtymi, co siedzą za kolejną skałą i tymi za następną też, aż w końcu ich zniszczymy.
- Ale właściwie dlaczego? Przecież wywodzicie się z tego samego rodu, wszyscy jesteście plemionami semickimi? Czy nie możecie żyć w zgodzie?
Izaak pogłaskał Koksa po głowie.
- Nic nie rozumiesz. To my jesteśmy lepsi. Jesteśmy narodem wybranym.
- A oni?
- Nie przerywaj! Jesteśmy lepsi we wszystkim! I tylko my zostaniemy na końcu! Inni zginą z ręki Jahwe albo naszej. – Następnie głos mu złagodniał. – To może przyłączysz się do nas?
- Skoro mówicie, że jesteście najlepsi, to czemu nie. A co musiałbym robić?
- Po pierwsze, nie możesz jeść wieprzowiny, ze względów zdrowotnych.
Koks pokiwał głową.
- Po drugie, nasze jedzenie jest koszerne.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że jest inne niż pozostałe! Jest lepsze!
- A po co nam to koszerne jedzenie? – zastanawiał się Koks.
Stary żyd irytował się coraz bardziej.
- Musimy się czymś odróżniać od pozostałych plemion semickich, nie? – Wziął oddech. – A po trzecie, musisz zostać obrzezany.
- Co to za kolejny wymysł?
- Obrzezanie to ucięcie kawałka.
- Kawałka czego?
- No... tam na dole. – Żyd pokazał palcem.
- Yyy... – Koks zdziwił się. – Chodzi ci o interes?! Kuśkę?! Ptaszka?! Prącie?! Penis?! CAŁEGO?!
- Nie, nie całego. Tylko czubek, ze względów higienicznych.
- A nie łatwiej byłoby po prostu się umyć?

`````````````````````````````````````````````````````````````````````

Opowieści niesamowite: Kariera

Nie wierzyłem, gdy rodzina i przyjaciele mnie ostrzegali.

– Przecież wampiry nie mogą normalnie funkcjonować w pełni dnia – mówiłem.

– Takie książkowe być może – odrzekł ojciec. – Ale wierz mi, prawdziwe krwiopijce nie boją się światła słonecznego. Powinieneś poznać trochę polskiego folkloru, zamiast tylko te "Zmierzchy" i inne takie czytać.

Wiedziałem jednak swoje i dlatego poszedłem na marketing i zarządzanie. Podczas wykładów i ćwiczeń, które miałem z praktykami biznesu, nie dostrzegłem, aby coś z nimi było nie tak. Zachowanie pracowników fizycznych, wyglądających jak bezwolne manekiny, powinno jednak dać mi do myślenia, że z tym światem nie wszystko jest w porządku.

Po studiach złożyłem papiery w firmie, w której odbywałem praktyki, a prawdę poznałem podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Człowiek za biurkiem przejrzał przyniesione przeze mnie dokumenty, zadał mi kilka pytań, kazał zrobić jakieś głupie zadanie, a potem uśmiechnął się zadowolony. I wtedy zobaczyłem jego zęby. Gdy wbiły się one w moją skórę, poczułem tylko lekkie ukłucie.

Następnego dnia rano byłem we wspaniałym nastroju. W końcu co z tego, że zostałem przemieniony, skoro cały świat leży u moich stóp. Przed wejściem do biurowca pokazałem ochroniarzowi przepustkę. Ten rzucił na nią okiem i powiedział:

– Biurowa klasa średnia? W takim razie proszę do wejścia dla zombich.

````````````````````````````````````````````````````````````````````

Gdyby się okazało, że gdzieś coś pomieszałam dajcie znać. Miłego czytania. :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
Ostatnio zmieniony przez shenra 18 Grudnia 2011, 22:26, w całości zmieniany 5 razy  
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 21:03   

Póki co przeczytałem tylko Nienaturalnie... Spokojny. Parę miesięcy temu. Na Szortalu.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 21:14   

baranek, ma rację, szort wydawał mi się znajomy, ale nie skojarzyłam. Dyskwalifikuję go z zabawy, jako że wisi zamieszczony na Szortalu w prawie identycznej formie. Jeśli ktoś już przeczytał i ma swoje głosy, proszę o wstrzymanie się z nimi jeszcze chwilkę, żeby można było posprzątać w ankiecie.
Wybaczcie moje przeoczenie.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 21:18   

shenra, wisi, to wisi. po co zaraz usuwać. Moffis też te same teksty wszędzie wrzucał. to sprawa Autora. i czytelników.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 21:20   

baranek, ale mnie się to nie podoba. Nie po to ludzie siedzą dwa tygodnie i wymyślają nowe teksty, żeby wystawiać już raz wystawione. Na tej zasadzie czytalibyśmy co chwilę to samo tylko nieco inaczej. Nie zgadzam się na to i już. Nie robiłam wielkich ograniczeń na tę edycję, bo dałam zakręcony temat, ale odgrzewanych kotletów sobie nie życzę. Koniec pieśni.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 21:22   

Co mnie nauczyło siedzieć cicho i nie chwalić się swoją spostrzegawczością...
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 21:22   

Przepadło, już posprzątałam.
Uważam, że konkurs, to konkurs. Szczególnie gdy stawkę stanowi publikacja w druku.
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 21:24   

baranku, mówię Ci, że też wydawał mi się znajomy ten szort. Istnieje szansa, że w trakcie edycji ktoś by zauważył, że to z Szortalu i byłoby jeszcze niesmaczniej.

Agi napisał/a
Uważam, że konkurs, to konkurs. Szczególnie gdy stawkę stanowi publikacja w druku.
Dokładnie, jeszcze nie zdarzyło się, żeby ktoś odgrzewany tekst dał.(nie mówię tu o kiszeniu w zaciszu własnego kompa)
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Ice 
Han Solo


Posty: 815
Skąd: Tczew
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 21:47   

Dobra decyzja, zwłaszcza, że jednym z elementów zabawy jest presja czasowa.
 
 
dziko 
Yoda


Posty: 949
Skąd: Warszawa
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 22:15   

Uzgodnijcie zeznania z terminem zakończenia ankiety, bo w temacie napisano, że do 25.XII.2011, a system podaje, że do 1.I.2012 :wink:
_________________
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 22:27   

dziko, uzgodnione :mrgreen: Tak to jest jak się świruje z ankietą z różnych powodów, ale to już sprawy zakulisowe. Niemniej czytania pod dostatkiem. Jest nawet motyw świąteczny :mrgreen: :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
dziko 
Yoda


Posty: 949
Skąd: Warszawa
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 22:45   

Faktycznie, potraw zaskakująco dużo. Jak na Wigilię +25% gratis :lol:

A same teksty, hmm... takie dość oryginalne ;P:
_________________
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 22:53   

Znaczysja szortopisacze puścili wodze fantazji. Ekstraordynaryjnie :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
merula 
Pani z Jeziora


Posty: 23494
Skąd: przystanek Alaska
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 23:00   

przeczytałam. mam jednego kandydata do punktu i jednego do antypunktu. pomyślę sobie jeszcze i dam głos później.
_________________
Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego.
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 23:25   

Przeczytałam. Jak na razie nie mam zdania.
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Grudnia 2011, 23:31   

Przeczytałem. Oddałem głos. Najbliżej punktu było Wśród Mrocznej Ciszy.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 00:26   

baranek, NN dzięki za głosy. :D
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 11:27   

Dzięki kolejnemy NNowi za głos.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
mesiash 
Sedecimus


Posty: 1855
Skąd: Stolica
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 16:38   

Zauważyłem, że niektórzy bardzo swobodnie podeszli do kwestii tematu. Punkt dałem tam gdzie było wszystko razem - humor, porządny styl, skórka lub bez i miły złego początek - Nasz klient, nasz pan
_________________
The difference between "space-based clean power station" and "unimaginably powerful orbiting death ray" is mostly semantics and hope. - ponoć Asimov
 
 
furious_wizard 
Luke Skywalker


Posty: 243
Skąd: Warszawa
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 17:30   

Generalnie będzie ciężko, bo przeczytałem już chyba połowę i chyba jakościowo poprzednia edycja była lepsza. Nie przesądzam, bo wyrywkowo przeczytałem kilka, więc jeszcze zobaczymy.
Nauczony brakiem czasu na rozpisanie się o wszystkich szortach w poprzedniej edycji, teraz zamierzam krótko wypisywać tylko plusy i minusy, a później podsumowanie. Zaczynamy!

One way, or another
Plusy:
+ temat zrealizowany, ale tej skórki mało było
+ ciekawa forma
+ niezły pomysł
+ w większości przekonał mnie język - tzn. do tego, że to "wpisy", tylko mogło być więcej emotikon.
+ jest puenta
Minusy:
- końcowy wpis już tak nie przekonuje. Gdyby to był dzienniczek, pamiętnik to już bardziej.
- ten fragment raportu to w ogóle nie przekonuje
- za "Umiejscowienie ran może sugerować że był on przemytnikiem, który przewoził towar o wartości większej niż jego życie" - kto tak w raporcie napisze?
- "Ze wstępnych oględzin wyglądało to na rany ostrym narzędziem – maczetą, nożem lub siekierą." - ze wstępnych oględzin można już mniej więcej powiedzieć co to było i raczej nie ma takiego rozrzutu
- "część wnętrzności denata została wyrwana razem z zawartością żołądka" - za bezsens tego stwierdzenia
- czytając już w "wpisach" mam wrażenie, że są jakby dwie osoby - nie wiem czy to zamierzone czy nie, ale mnie się nie podobało

Podsumowując: Pomysł niezły, ale wykonanie (zwłaszcza końcowej części) jak dla mnie leży. Punktu nie będzie.


Nasz klient, nasz pan
Plusy:
+ obie części tematu zrealizowane
+ za nazwy - tak generalnie
+ puenta jest, ale mogła być lepiej uwydatniona na koniec
+ za pomysł sceny walki jako początkowej, ale wykonanie już słabe
Minusy:
- za pomysł - bo jakiś taki przewidywalny i ma się wrażenie, że to już było
- przede wszystkim za pierwsze zdanie "Zakończona ostrym niczym brzytwa pazurem macka śmignęła w powietrzu"
- za scenę walki - nie wiem czy dobrze widzę, ale mam wrażenie inspiracji "Wiedźminem", czytając o półobrotach i generalnie jakieś takie dziwne i nierealne opisy walk. Zawsze będę miał takie zdanie, że Sapkowskiemu to uszło, bo umie gawędzić i tworzyć ładnie brzmiące i pełne akcji opisy. Tu nie wyszło.
- za niepoprawność zapisu dialogów
- "Na co wasza łaskawość miałaby ochotę?" - nie wiem czy dobrze, ale z tego wnioskuję, że dyplomata jest płci żeńskiej, a w pozostałej części tekstu w męskiej
- mały minus za literówki

Podsumowując: nie będzie punktu, bo tekst kompletnie mi się nie podobał. Przez scenę walki przebrnąłem tylko dlatego, że to szort. Jakby to było opowiadanie, to pewnie nawet bym nie czytał dalej.


Edyta: dodałem kwestię realizacji tematu
_________________
"Faceci zawsze byli bardziej tolerancyjni w kwestii kobiet eksponujących swoje biusty."

baranek
Ostatnio zmieniony przez furious_wizard 19 Grudnia 2011, 23:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 18:44   

mesiash, dzięki za głos :D
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
dziko 
Yoda


Posty: 949
Skąd: Warszawa
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 18:49   

Czasem zakręcona edycja owocuje bardzo ciekawym zestawem szortów (jak Magister Skwarek czy boboki) ale tutaj chyba trochę, no tak jakoś, coś się nie spasowało.

Jeden jedyny PUNKT dla Szybkiego numerka - niby nic odkrywczego, ale zabawne :)

Podobał mi się twist na końcu w Jak miodze..., ale sama fabuła jest lekko od czapy, w Chinach dzieci płci męskiej są bardzo cenione, nikt przy zdrowych zmysłach by im nic nie odcinał (nb. znana jest prawdziwa historia, jak córki dla zabawy odcięły fiutka małemu braciszkowi, zrozpaczony ojciec pozabijał dzieci i popełnił samobójstwo).

Z kolei Kolacja mistrzów aż prosi się o ciąg dalszy, w którym egzaltowana Magda G. poświęca się w imię sztuki kulinarnej, radząc Lecterowi, jak ma ją najwłaściwiej przyrządzić.

Na plus odnotowałem też pewną ilość niepoprawności politycznej (a propos studentek politechniki i Narodu Wybranego).
_________________
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 19:04   

Cytat
tutaj chyba trochę, no tak jakoś, coś się nie spasowało


Może dlatego, że obiektywnie rzecz biorąc, dawno nie było równie obrzydliwej edycji. :)
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 19:08   

baranek napisał/a
Może dlatego, że obiektywnie rzecz biorąc, dawno nie było równie obrzydliwej edycji.
Ależ nie ma za co :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
furious_wizard 
Luke Skywalker


Posty: 243
Skąd: Warszawa
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 22:55   

shenra, ale nie przypisuj sobie wszystkich zasług. Ty zasiewasz w umysłach ziarno chaosu, ale co później z niego wyrośnie to już zależy od chorej wyobraźni autorów ;)
_________________
"Faceci zawsze byli bardziej tolerancyjni w kwestii kobiet eksponujących swoje biusty."

baranek
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 22:57   

furious_wizard, ależ oczywiście, ja tu tylko sprzątam :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
furious_wizard 
Luke Skywalker


Posty: 243
Skąd: Warszawa
Wysłany: 19 Grudnia 2011, 23:02   

shenra napisał/a
furious_wizard, ależ oczywiście, ja tu tylko sprzątam :mrgreen:


:lol:
_________________
"Faceci zawsze byli bardziej tolerancyjni w kwestii kobiet eksponujących swoje biusty."

baranek
 
 
Kruger 
Zombie Lenina


Posty: 476
Skąd: Wrocław
Wysłany: 20 Grudnia 2011, 09:26   

One way, or another.
Podoba mi się pomysł, podoba mi się forma. Fabuła przemyślana. Trochę brak silniejszego zaznaczenia skórki. No i generalnie, brak mi napięcia i dramatyzmu. I nie podoba mi się tytuł, nie widzę uzasadnienia dla English.

Liliput (w oparach absurdu)
Nie lubię stusłówek w konkursach spodenkowych ani nawet małych szortów. Zawsze mam żal do autora, że nie wykorzystał możliwości jakie daje 3,5k znaków.
Historyjka jest. Zgodna z tematem. Ale nieciekawa, nic się nie dzieje, dowcip miałki. I zapowiadanych oparów absurdu nie zauważyłem.

Szybki numerek
Zdecydowanie fajne i w moim guście. Tylko czemu takie krótkie (patrz wyżej)?
Świta mi tam pewna niekonsekwencja logiczna, ale nie będę rozstrząsał.

Poświęcenie
Też się podoba. I Wild West i polimorficzny Indianiec i prostacki Łowca. Nieco zagmatwane w końcówce, akcja nabrała tempa i rozmyła się miedzy słowami, przeczytałem parę razy nim załapałem.
Wada – nie rozumiem, czemu polimorf zmienił się akurat w barana. Jego błąd? I czemu Szybki od razu chciał strzelać do służącego?

Przepis
Namotanych kilka różnych wątków, brak jednolitej myśli w fabule i rodzi się pytanie – ale o co chodzi?
Plus za styl, całkiem udanie – komicznie i frywolnie (no, może momentami troszeczkę na siłę ale pozytywnie).
Nie rozumiem, czego Pan szuka pod skórką…

Strzeż się pani inżynier czyli Nie wszystko złoto, co się świeci!
Pomysł na większy format i w o wiele lepszym wykonaniu. Nie wczuwam się w sytuację bohatera, bo ta pachnie straszną sztampą. Sam pomysł też sztampowy. I brakuje napięcia, dramatyzmu, porwania mnie słowami. I tytuł łopatologiczny.
BTW. Polecam „Opakowanie” Shakina Dudiego, świetne wykorzystanie motywu lepszymi słowami.

Jakk miód skośnookiej pszczoły
I mniej więcej tyle mi się w tym utworze podoba – tytuł. Degustibus czy nie, szukać błędów czy wykazywać ich (jako mojej opinii) nie będę, bo tekstu nie za bardzo zrozumiałem.

Wśród Mrocznej Ciszy
Generalnie motyw „prezentów już nie będzie bo Mikołaj” to lub tamto średnio mnie chwyta. Bardziej mi się podobał w szorcie Seleny z konkursu niesprawiedliwego. A poza tym, niby wszystko gra, a tak co rusz się kurczę potykam o słowa lub zdania. No, nie bierze mnie to jakoś. Tego strachu nie czuję za bardzo…

Życie jako choroba przenoszona drogą pokarmową
Można by to o wiele ciekawiej rozegrać. Puenta nie jest ani śmieszna ani zaskakująca, bo jest już w połowie tekstu zdradzona. A szkoda. Może nie byłby to wysoki lot fabuły, ale byłoby ciekawie i zabawnie.

Księżyc, którego nie było
Łączność z tematem zagadkowa. Pomysł z gatunku absurdalnych. No i OK., ale znów brakuje w tym wszystkim dramatyzmu, napięcia. I nie porywa.

Nasz klient, nasz pan
Pomysł i wykonanie fajne. Odnotowuję pewne luki w drugiej części, takie mało realne miejsca, że ten kelner tak szybko ustępuje klientowi. Konwencje aż tak są olewane?

Pożywny początek dnia
Jakby autor chciał zakpić z czytelników konkursów spodenkowych

Kolacja mistrzów
Jak dla mnie – świetny pomysł. Zestawienie Lecera i drażniącej mnie Madzi, fantastyczne. Ale pomysł niewykorzystany, rozgadany nadmiernie, pierwsza część się ciągnie, ciągnie (wiem, takie założenie) i gdy dochodzi do meritum a potem do puenty, to fabuła się robi nijaka, nieciekawa, pospieszna. Lecter nakreślony super, Madzia zbyt szybko, jest za mało Magdowata, za mało irytująca, przez to pomysł z Magdą poprawiającą Lectera (który mi się podoba) za bardzo pędzi, za mało wykorzystany jest. I na minus jeszcze przegadane zdania narratora, zwłaszcza na początku. Za to kwestie Lectera, piękne.

Higiena wczoraj i dziś
Słabe, nie na temat, naszpikowane błędami. Spójnej fabuły nie odnotowałem.

Opowieści niesamowite: Kariera
I nawet jest w tym jakiś pomysł, ale totalnie nierozwinięty, potraktowany skrótowo i po macoszemu. W efekcie, jak dla mnie, nudą wieje.

Podobały się:
One way or antoher
Szybki numerek
Poświęcenie
Nasz klient, nasz pan
Kolacja mistrzów

I tym dam punkty, bo nastrój mam mniej czepialski w tym miesiącu.
_________________
Niespełniony ałtor a także troll, tetryk i maruda.
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 20 Grudnia 2011, 12:01   

Kruger, dzięki za komentarze i głosy.

furious_wizard, czekam na cd. ;P:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Grudnia 2011, 12:05   

Kruger napisał/a
Nie rozumiem, czego Pan szuka pod skórką…


Nie czytałeś uważnie chyba ;P:

autor Przepisu napisał/a
- I gdzie jest moja puenta, reputacja?! Gromy i ognie niebieskie?! – jęknął.
- Pod skórką, mój drogi – ziewnął znudzony wąż.
Stwórca chwycił za nóż i zaczął obierać jabłko. Tak się zapalił do poszukiwań puenty, że nim ją znalazł wszyscy zniknęli.


Jaśniej? :D
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group