Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Przyjaciel czy Wróg - głosowanie do 23 maja 2011

Wróg albo przyjaciel - wybieraj zanim oni wybiorą za Ciebie. Nie wiem kim są 'Oni'
Dieta... raczej tłusta
6%
 6%  [ 6 ]
Miłość w czasach popkomuny
6%
 6%  [ 6 ]
Niech każdy zna swoje miejsce
6%
 6%  [ 6 ]
Powiernik
10%
 10%  [ 9 ]
Rocznica
10%
 10%  [ 9 ]
Starbucks Romance
16%
 16%  [ 14 ]
Trofeum
5%
 5%  [ 5 ]
Wielki Szowinista
27%
 27%  [ 24 ]
Obcy
8%
 8%  [ 7 ]
Głosowań: 34
Wszystkich Głosów: 86

Autor Wiadomość
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 9 Maj 2011, 20:32   Przyjaciel czy Wróg - głosowanie do 23 maja 2011

Dieta… raczej tłusta

– Wynijdź, smoku!
Dźwięczny i mocny głos należał do rycerza czekającego w gotowości na skraju polany. Choć otwór w skale, prowadzący do pieczary, nieodmiennie ział pustką, rycerz stał już w wystudiowanej bojowej pozie, z nieznacznie uniesionym mieczem i tarczą.
– Pokaż się, bestyjo ohydna!
Spod uniesionej przyłbicy wyglądała mężna twarz dwudziestokilkuletniego młodzika. Męstwu temu przeczyło nieco cichutkie brzęczenie zwiastujące trzęsące się rycerskie kolana, na szczęście słyszalne jedynie z bardzo, bardzo bliska. I o to też młodemu rycerzowi chodziło, gdyż ową bojową postawę utrzymywał nie ze względu na niewidocznego smoka a bardziej na sługę ukrywającego się tchórzliwie wraz z wierzchowcami za pniami drzew.
– Wyjdźże, gadzie! Ja, hrabia de Montagne, wyzywam cię na ubitą ziemię!
Wejście do pieczary pozostawało złowieszczo puste.
– Konia! – warknął hrabia w kierunku giermka.
Pachoł pojawił się rychło, prowadząc rumaka i trwożliwie rozglądając się po polanie.
– Panie… niechaj smoka. Odjedźmy lepiej… łacniej przeżyć, miast…
– Cichaj! Na kolana.
Po plecach stękającego z wysiłku sługi hrabia wdrapał się na rumaka.
– Nie chciałaś wyjść, gadzino? To ja do ciebie pospieszę. Drżyj bestyjo! Zaraz pomacam cię moim żelazem a twoje ścierwo potratuje kopytami mój wierny przyjaciel!
Rycerz poklepał konia po szyi dodając jemu i sobie otuchy, po czym dobył miecza i…
– Jiiiihaaa! – pokłusował w kierunku pieczary.
Sługa wycofał się i zajął na powrót swą bezpieczną pozycję za grubym pniem. Rychło dobiegł go potworny łomot pomieszany z krzykiem oraz potwornym wizgiem śmiertelnie ranionego konia. Pachołek czym prędzej wziął nogi za pas. Razem ze swoim mułem.

– Cześć, słodziutka! – Smoczyca Tarna wpadła do pieczary jak zwykle, z impetem, ignorując nieprzyjemny odgłos łusek zgrzytających w przyciasnym wejściu. – Ooo, obiadek?
Pytanie było ze wszech miar uzasadnione. Gospodyni odrywała właśnie z żeber końskiego truchła płaty mięsa i pochłaniała je mlaszcząc głośno. Posiłek najwidoczniej trwał już od jakiegoś czasu, bo smoczyca była dokumentnie zbryzgana krwią, koń był już solidnie objedzony zaś obok spoczywały smętne i okrwawione skorupy rycerskiej zbroi.
– Przyłączysz się? Uups… po prawdzie to niezbyt już jest czym poczęstować. – Spłoniona Orefa odsunęła truchło na bok i szerokim gestem łapy dała znak przyjaciółce by ta się rozgościła.
Smoczyce przywitały się po kobiecemu chuchając gorącym powietrzem z nozdrzy po obu stronach pysków, po czym Tarna rozsiadła się, wygodnie moszcząc wielkie cielsko na hałdzie różnorakich kości zalegających pod ścianą pieczary.
– Miał co ciekawego na stosik?
– Nic, tylko taką blaszkę. – Orefa zaprezentowała na wyciągniętym szponie niewielki ryngraf – Ale… – Powąchała przedmiot podejrzliwie. – Na mój nos to pozłacane jeno.
– Phi. Biedak.
– Ano biedak. Ale konia miał!
– Och, Orefko, Orefko! – Tarna spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem – Nie licząc rycerzy, to już trzeci koń w tym tygodniu!
Orefa teatralnie przewróciła oczami próbując równocześnie dyskretnie usunąć spomiędzy zębisk fragment kolczugi.
– A zaraza ich, rycerzyków chromolonych. Cosik się u nich aktualnie taka moda zrobiła, do pieczary – na koniu! Onegdaj normalnie zsiadał taki na polanie i do mnie sam właził. A jak poczynał wyć, to koń brał kopyta za pas. A tera co jeden, to szarżuje. To się i od jednego zamachu łapą i rycerz, i konik trafia. I cóż, Tarno, mam koninkę ostawić, coby zgniła?
– Słusznie, słusznie, mięsko dobre, szkoda marnować.
– A *beep* rośnie – westchnęła sentencjonalnie Orefa, oblizując się ze smakiem.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Miłość w czasach popkomuny

Edzio wrócił ze szkoły w nie najlepszym humorze, mimo że przetrwał siedem godzin bez poważniejszej wpadki. Na wszystkich lekcjach odliczał czas do powrotu i spotkania tej jednej, jedynej, niepowtarzalnej… Przysłaniała mu cały świat, była natchnieniem do wszelkich działań. Poświęcał jej wszystkie wieczory i większość nocy, rumienił się, gdy nagradzała go i odczuwał smutek, kiedy nie potrafił sprostać wysokim wymaganiom. Ale pocieszał się, że jeszcze jest młody, że chodzi do trzeciej klasy liceum, a maturę zdaje dopiero za rok. Zatem na prawdziwe fajerwerki i wodotryski ma jeszcze czas. Nie od razu Kraków zbudowano – sam się zdziwił, jak łatwo przyszło przyswojenie ulubionej sentencji wychowawczyni.
Nie najlepszy humor Edzia spowodowany był tym, co wydarzyło się na ostatniej lekcji, a dokładniej rzecz biorąc, na samym jej końcu. Pani od języka polskiego poleciła napisać na następny dzień wypracowanie: „Przyjaźń w literaturze polskiej. Przedstaw rozważania na podstawie wybranych utworów.” Głupie te tematy – pomyślał. W podstawówce wszystko było łatwiejsze, nawet w ósmej klasie tak nie gonili. A teraz proszę: za rok matura i zaczyna się seria przekrojówek. „Motyw domu w literaturze”, „Polska literatura patriotyczna”, „Obcy w literaturze”… wszystko brzmi prawie tak samo. A do tego okrutne wymagania dotyczące objętości prac: poniżej sześciu stron nie przejdzie. Czy ktoś kiedyś wpadnie na pomysł, aby matura była prostym testem, a nie pługiem orzącym literaturę? Edzio jeszcze burknął pod nosem coś inteligentnego i poszedł do kuchni odgrzać kotlety. Wiedział, że rodzice wrócą późno: ojciec przed północą nie dotrze z egzekutywy, a matka nadzoruje inwenturę w Domach Handlowych Centrum.
Kiedy skończył obiad, coś go olśniło. Może uda się połączyć przyjemne z pożytecznym? Dam spokój „Dziadom”, „Kordianom”, „Lalkom” i opiszę ją – błysnęła szalona myśl - w końcu czyż nie jest moją największą przyjaciółką, a wypracowanie samo w sobie nie może stać się dziełem literackim? Czyż miłość nie stanowi wyższej formy przyjaźni? Uśmiechnął się zadowolony z kolejnych inteligentnych sentencji, które udało się zwerbalizować. Zatem najbliższy wieczór i połowa nocy nie zostaną stracone.
Mógłby ją opisać wcale nie patrząc. Zna każdy szczegół wyglądu. Cudowne kształty, kolory, uroczy głos. Uwielbia, jak się obraca, jak poszczególne jej elementy właściwie tańczą dla niego. Ale najwięcej radości dostarcza, gdy docenia jego starania i chwali za osiągnięty wynik.
Edzio nie mógł już dłużej czekać. Włączył telewizor, coommodore i ujrzał ją – swoją ukochaną grę tetris. Naprawdę był dobry w te klocki.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Niech każdy zna swoje miejsce


Stwór trzymał uparcie. Szczęki ze zgrzytem wgniatanej blachy zaciskały się coraz silniej na moim udzie. Uderzyłam dwakroć głownią miecza między rogowe wypustki, ukrywające ślepia. Bez skutku. Czułam jak zbroja coraz mocniej napiera na moje ciało. Bolało jak diabli. Waliłam więc i kopałam, nie wypuszczając z dłoni ogona, zakończonego jadowym kolcem.
– Puszczaj, skur… – Zawyłam, nie kończąc. Blacha pękła. Popłynęła krew.
Wierzgnęłam raz jeszcze. Miecz. Włożyłam ostrze między udo a usianą klockowatymi trzonowcami paszczękę. Podważyłam. Puściła. Nim zdołała znów mnie uziemić, wyrwałam się i pokulałam na sam dół gruzowiska. Chyba po drodze coś we mnie pękło. Nieistotne. Najważniejsze, że znów byłam wolna.
Miecz. Gdzie moje wierne żelazo? Zostało na stercie cegieł, tynku i ziemi. Tuż obok stworzenia, przyglądającego się z góry niczym pan udzielny i zlizującego moją krew z warg. Wstałam powoli, z wysiłkiem, zaczerpnęłam spory haust powietrza i natychmiast z bolesnym sykiem je wypuściłam. No tak! Żebra. Trzeba będzie… Nie. Nie było czasu się nad tym zastanawiać – stwór już sunął w lawinie gruzu w moim kierunku.
Ujęłam w dłoń sporą, ukruszoną cegłę i przyjęłam postawę. Prawdziwa wojowniczka nigdy się nie poddaje.
– No, chodź do mnie, maleńki.

Ciężko było iść przez miasto w zbroi, która już przestała wyglądać jak coś, co nie było kupą powgniatanego, porozrywanego żelastwa. Zdjęłam, porzucając po drodze, wszystko, co nie nadawało się do późniejszego wyklepania. Niemal w samym kaftanie, nogawicach, zakrwawiona, kuśtykałam przed siebie, nawet nie próbując udawać, że nie widzę spojrzeń mijających mnie ludzi. Tak, do diabła. Doskonale wiem, jak wyglądam. Nie muszę jeszcze tego odczytywać w czyichś oczach. Wcześniej, zanim zostawiłam łeb stwora u kasztelana i zainkasowałam zapłatę, zainteresowanie przechodniów mnie nie drażniło. Kiedy się widzi strzęp wojowniczki, ledwie utrzymujący się na nogach, ale uparcie żłobiący łbem potwora-ludojada krwawą bruzdę w błocie ulicy, patrzeć można. Teraz na tych najbardziej natarczywych obserwatorów warczałam wściekle, dając do zrozumienia, że sobie nie życzę. Byłam nieludzko zła.
Kasztelan sowicie mnie wynagrodził. Nawet zaproponował własnego felczera do pozszywania otwartych ran, nastawienia połamanych kości. Nie w tym rzecz. Wkurzała mnie sakiewka, uczepiona do paska. Taka wielka, po brzegi wypełniona srebrnymi monetami. Kiedy nie ma mamony – źle, kiedy jest – jeszcze gorzej. Człowiek sam nie wie, na co ją wydać. Wydatek goni wydatek. Zawartość takiej sakwy to czyste zło. Dawno minął termin opłaty za wynajem kamieniczki. Dach przeciekał, ściany pokrył grzyb, błonę w oknie jakiś *beep* pociął kozikiem. Trzeba było opłacić niańkę, bo już zaczynała krzywo patrzeć. Dzieciak łaził w upstrzonym łatami giezłeczku, a tu zima się zbliżała. Może ciżemki by się dla niego jakie zdały? Zbroję trafił szlag. Wierzycieli więcej niż kochanków u cesarzowej. Mleczarz, rzeźnik… Nie. Pięciu rzeźników. Ci, najbliżej naszej kamieniczki już nawet najlichszych ochłapów nie dawali na krechę. Trzeba było szukać w innych dzielnicach. Chodzić. Prosić. Obiecywać.

Moje Kochanie, miłość mego życia, minę miał nietęgą. Ledwie przekroczyłam próg izby, podszedł jakoś tak miękko, przylgnął do mnie, przytulił głowę do piersi.
– Popatrz tylko, jaki ładny kożuszek – zamruczał przymilnie. – Z wielbłądziej wełny. Z kapturkiem. Ładnie mi w nim będzie.
Mogło się obejść bez opisów. Miał go na sobie.
– Ile?
– Sto talarów.
Westchnęłam i pogładziłam go po włosach. To niemal cała moja zapłata, ale nie potrafiłam się na niego gniewać.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Powiernik

Seba

S: Cześć stary! Dobrze cię widzieć.
L: Co tam? Jakieś wieści?
S: Tak. Słuchaj, zerwałem wreszcie z Andżeliką.
L: Bomba. Już dawno powinieneś był ją rzucić.
S: Płakała.
L: Daj spokój. Co cię to obchodzi?
S: Racja. Przecież wiedziała, na czym stoi. Głupia baba. Nigdy nie obiecywałem jej małżeństwa.
L: Jasne, stary. Wyluzuj. Znajdziesz inną. Z długimi nogami, bardziej obrotną... wiesz, o czym mówię?
S: Racja. Stać mnie na więcej.
L: Dokładnie. Możesz mieć lasek na pęczki. A teraz zmykaj do wyra, bo jutro masz ciężki dzień.
S: Racja. Do jutra.
L: Trzymaj się.

Andżelika

A: Słyszałaś? Zostawił mnie!
L: Jak to?
A: Tak po prostu. Powiedział, że chce być sam, że potrzebuje wolności… Co ja teraz zrobię?
L: Już mu się nie podobasz?
A: Możliwe. Myślisz, że jestem za gruba?
L: Troszeczkę.
A: Słucham?
L: No, troszeczkę tylko. Nie płacz.
A: Wiedziałam.
L: Nie przejmuj się, schudniesz, zrobisz coś z włosami, a faceci będą ustawiać się do ciebie w kolejce.
A: Myślisz, że powinnam zmienić fryzurę?
L: To chyba dobry pomysł? Przy okrągłej buzi…
A: Okrągłej?
L: Masz piękne oczy, ale do tego kształtu twarzy bardziej pasują krótkie włosy z takimi pazurkami przy buzi. Wiesz, o czym mówię?
A: Chyba tak. Pomyślę o tym. A teraz wracam do siebie. Jestem padnięta. Co za dzień.
L: To na razie. Do jutra.
A: Pa kochana.

Seba

S: Nie uwierzysz!
L: Co jest?
S: Nie dość, że dostałem nową robotę, to jeszcze poznałem fajną laskę.
L: A co z Andżeliką?
S: Człowieku, to już przeszłość. Czas idzie do przodu.
L: W takim razie gratuluję nowej pracy.
S: Dzięki. Zapowiada się gorący okres.
L: Dasz sobie radę. Wierzę w ciebie.
S: Dzięki, stary.
L: Nie ma za co. Mówię ci, pewnego dnia zajdziesz daleko.
S: Pewnie, że tak! Słuchaj, muszę lecieć.
L: Już?
S: Rano wcześnie wstaję.
L: Jasne, nie ma sprawy. Piona.

Sebastian odwrócił się od lustra i wyszedł z łazienki.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Rocznica

Był 12 kwietnia 1813 roku. Wynalazca Karl Drais leżał przebudzony, nie otwierając oczu i zastanawiał się, skąd wziąć siłę do pracy. Przywołał wizję kołyszących się nad nim ciężkich piersi Frau Dongelrammer i uśmiechnął się.
– Nie możesz codziennie wstawać w południe. Marnujesz nasz wspólny wysiłek!
Od razu rozpoznał ten głos. Boruta, jego pierwsza kochanka. Diabelsko piękna, zwierzęco kobieca. Otworzył oczy i zagapił się na łuszczącą się z sufitu sypialni farbę.
– Nie wzywałem cię – powiedział w końcu.
– To pierwsza rocznica umowy. Muszę sprawdzić, jak sprawy idą. I widzę, że nie najlepiej.
– Nie mam siły pracować.
Diablica przysiadła na łóżku. Wyraźnie widział igły czarnej szczeciny porastającej jej uda.
– Taki młody zdrowy mężczyzna i nie ma siły. Źle sypiasz? – spytała.
– W ogóle nie sypiam.
– Czyżby męczyły cię koszmary? – Sprężysty ogon wśliznął się pod kołdrę i zaczął miękkim chwostem głaskać biodro Karla. – A może spędzasz noce na modlitwie?
– Przeciwnie. Całą energię trwonię przez najgorszy, najnędzniejszy i najpodlejszy z wynalazków twojego władcy.
– Grasz w karty!? ¬
– Dobrze, wiesz, o czym mówię. Czemu kobietom nie starczą ich mężowie!? – krzyknął. – Czemu muszą uwodzić, kusić, wykorzystywać!?
– Było nie prosić o urodę, a poprzestać na talencie - Ogon diablicy zawinął się w ciasną pętelkę wokół męskości Draisa i przesunął się wzdłuż niej leniwie. – Nie wydajesz się jakoś szczególnie wyeksploatowany. Żadnych otarć czy podrażnień. Poza tym, pożądanie to wynalazek Stwórcy. Inaczej dawno byście już wymarli.
– Pół nocy spędzam w podróży – Drais westchnął ciężko. – Trzy mile stąd do miasta.
– Spraw sobie konia!
– Nie stać mnie, nic nie zarabiam. Jestem przegrany.
– Jestem tu, żeby ci pomóc. Pamiętasz naszą umowę?
– Raz na rok życzenie, dla dobra rozwoju ludzkości – szepnął zrezygnowany. – Daj mi chwilę.
Boruta czekała dobry kwadrans. Podekscytowana perspektywą należnej jej za pomoc opłaty, co rusz smyrała swego klienta, rozpraszając go i przeszkadzając w myśleniu.
– Spraw, abym mógł cieszyć oczy wdziękami najpiękniejszych kobiet miasta bez wychodzenia z domu. Bodźce wzrokowe są i tak najważniejsze. Nie musząc podróżować, będę miał wreszcie czas na pracę i z łatwością wywiążę się z naszej umowy. Do tego przestanę narażać się na weneryczną chorobę – wypalił jednym tchem wynalazca.
Diablica przestała chichotać i dłuższą chwilę milczała, zamyślona.
– Świetny pomysł, ale nic z tego – odparła wreszcie, drapiąc się w lewy różek.
– A to czemu!?
– To nie te czasy jeszcze. Nie jestem cudotwórczynią. Mogę tylko…
– … wyzwolić mój potencjał, sprowadzić natchnienie – przerwał jej Drais. – Szepnąć mi do ucha.
– Pamiętasz! – ucieszyła się diablica i zerwała z niego kołdrę. Oblizała się, niczym mała dziewczynka na widok ogromnego lizaka i przełożyła zakończoną kopytkiem nogę przez mężczyznę. – Jedyne możliwe wyjście, to ułatwić ci podróż. A teraz zapłata! Z góry, oczywiście.
Diabelskie jęki słyszano nawet w mieście.

***

– Miałem sen – powiedział Karl Drais do kobiety, która przychodziła mu prać i robić śniadania.
– Co takiego, panie Karlu? Znowu jakiś wynalazek?
– Pojazd, drewniany. Miał dwa koła, jedno za drugim, i nieduży fotelik. Pędziłem na nim jak wiatr, nogami odpychając się od ziemi.
– Diabelski jakiś pomysł! Komu to się przyda? I na co? Krowy będzie straszyć! Dzieci zabijać! A dziewice...
Drais nie słuchał, zatopiony w myślach. Wiedział, że sposób oświetlenia nocą drogi przed bicyklem będzie musiał obmyślić sam. Uczynienie pojazdu bezpiecznym nie leżało przecież ani trochę w interesie jego diabelskiej opiekunki. Właściwą zapłatę miała przecież pobrać od przyszłych użytkowników wynalazku.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Starbucks Romance

Otworzył oczy i przez chwilę leżał gapiąc się bezmyślnie w sufit.
Pierwsze co wyszeptał do niego zmęczony mózg, to „która godzina Damianie?”. Wyświetlacz umieszczony w ścianie naprzeciw łóżka informował, że czwarta nad ranem. W sumie mógłby kilka godzin jeszcze poleżeć, ale po co. Póki słońce nie wschodzi, to będzie miał okazję przespacerować się pustymi ulicami Megapolis w świetle neonów.
Zwinnie wysunął się spod atłasowej pościeli starając się nie poruszyć leżącej obok dziewczyny. Imienia nie pamiętał, a po co psuć sobie humor udawaniem i tłumaczeniami. Ubrał się i po cichu wyszedł z mieszkania.
Dziewczyna nie była za bogata. Mieszkała co prawda w centrum, ale w jednym ze starszych wieżowców korzystających jeszcze z wind pneumatycznych. Dziwnie się czuł wsiadając do takiego reliktu. Wybrał parter.
Dość nagłe i dziwne uczucie jakby podłoga miała uciec mu spod nóg spowodowało lekkie mdłości. Zachwiał się wysiadając. Zdecydowanie powinni to coś wymienić na grawitron już kilka lat temu. Wyszedł na ulicę i ruszył w stronę pobliskiego Starbucksa.
Przeważnie nie bywał w takich pospolitych lokalach, ale wczoraj zrobił wyjątek. To był chyba jeden z tych dni, kiedy chciał spróbować czegoś innego. Dobrze że zapisał się przed wejściem, bo skutki tej eskapady mogły być tragiczne.
Dziewczyna, którą poznał w środku była naprawdę urocza. I to chyba przez te duże, zielone oczy dał się tak łatwo podejść. Nie dość, że znała jego imię i nazwisko, wiedziała gdzie pracuje, miała jego numer telefonu, to jeszcze w chwili słabości zapomniał o zabezpieczeniu.
Głupi Damian, oj głupi.
Kawiarnia była tuż przed nim. Rozejrzał się za timepadem, z którego skorzystał wcześniej. Migał przyjaźnie ciepłym, żółtym napisem „stand by” z drugiej strony ulicy. Damian podszedł i stanął na pomarańczowym kwadracie. Timepad momentalnie ożył. Napis zniknął i zaczął się skan postaci. W parę sekund wyszukano Damiana w bazie danych i wyświetlono datę ostatniego zapisu.
Wczoraj, 17:43. Czy chcesz uaktywnić? Damian docisnął prawą nogą i zielone TAK na wyświetlaczu zostało zaznaczone. Cena usługi: 2 000$, czy jesteś pewien? Znów TAK. Przed oczami Damiana zrobiło się najpierw czarnobiało, a potem całkowicie ciemno.
Cofał się.
Cena była standardowa, chociaż wyższa od średnich krajowych zarobków. Z początku obawiano się, że timepady nie przyjmą się, jednak póki co system działał sprawnie i coraz więcej osób z nich korzystało.
Oczywiście miały pewne ograniczenia. Sam zapis nic nie kosztował. Był przechowywany w bazie do dziesięciu dni, a po tym czasie usuwany. Ilość energii potrzebnej do uaktywnienia dziesięciodniowego zapisu, a i koszta były absurdalnie wysokie dla przeciętnego mieszkańca Ziemi. Dlatego najpopularniejsze było używanie timepadów w przeciągu jednego dnia.
Oczywiście były głosy sprzeciwu, że to nieetyczne jednak większość świata się tym nie przejmowała.
Ciemność powoli znikała, a na jej miejscu pojawiały się kolory Megapolis.
Ludzie mijali timepad nie zwracając wcale uwagi na materializującego się w słupie światła Damiana. Po chwili wszystko było gotowe. Na ekranie wyświetliło się na moment potwierdzenie udanej aktywacji zapisu i następnie komunikat o usunięciu go z bazy danych. Palmtop zabrzęczał w kieszeni kurtki. Oznaczało to, że otrzymano paragon za usługę.
Zszedł z pomarańczowego pola i wcisnął się w pędzący gdzieś przed siebie tłum. Minął Starbucksa nie spoglądając na niego. Gdyby to zrobił, to zobaczyłby że właśnie wchodzi do niego zielonooka dziewczyna, z którą spędził niedawno noc.
Chociaż tak właściwie to nigdy nie miało miejsca.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Trofeum

Sklecenie raportu szło detektywowi Markowi Darkowi jak krew z nosa.
„Wejście do salonu zablokowane połamanymi krzesłami, roztrzaskanym stołem i mnóstwem rozbitych naczyń. Do miejsca zbrodni dotarłem przez przejście w sypialni łączące się z drugim pomieszczeniem krótkim korytarzem, w którym leżały kolejne zniszczone sprzęty, sugerujące, że pierwszy atak nastąpił właśnie w sypialni, skąd ofiara wycofywała się do salonu. Technicy z biura Koronera zabezpieczyli ślady krwi na ścianach, kredensie i lustrze.”

Parę godzin później błogosławił tych kilkanaście sekund spędzonych w korytarzyku, które pozwoliły mu zdystansować się do sprawy. Był przekonany, że gdyby wpadł tam z biegu, uczucia wzięłyby górę nad policyjnym profesjonalizmem.

„W salonie pobojowisko jakby przeszło tamtędy tornado.”

Darek zamknął oczy i przywołał wspomnienie.
Przyłożył do nosa chusteczkę i podszedł do ciała. Zwłoki należały do mężczyzny, którego znał. Jego twarz... nie on już nie miał twarzy. W jej miejscu znajdowała się czerwona breja z pogruchotaną szczęką, naderwanym nosem, odgryzionymi wargami i rozprutymi policzkami, zupełnie jakby dopadło go jakieś wściekłe zwierzę. Gdy dotknął głowy ofiary lewa gałka wypłynęła z oczodołu i spadła na parkiet z ohydnym mlaśnięciem. Odskoczył jak oparzony. I wtedy dostrzegł drugą ranę, której widok zabolał go jeszcze bardziej. Odwrócił się i wybiegł z mieszkania, by być jak najdalej od tak bestialskiej zbrodni, ale nawet w drodze na komisariat nie mógł zapomnieć ziejącej pustki w podbrzuszu i ogromnej kałuży krwi…

- Czy rozumie pani, dlaczego tutaj siedzimy? – zapytał detektyw Darek chłodnym, rzeczowym tonem.
Kobieta odgarnęła włosy i spięła je szybkim ruchem w koński ogon, tak prostacki i kompletnie nie pasujący do jej stylu. Stylu, który Darek znał, aż za dobrze. Stylu rozpuszczonej córeczki senatora, której jedynym zajęciem było wydawanie pieniędzy tatusia, połączone z uprzykrzaniem życia mężowi. Jak choćby numer ze słoniem w ogrodzie. Biedny Tom, ileż on miał do niej cierpliwości.
- Amy, czy zdajesz sobie sprawę, o co jesteś podejrzana? – zwrócił się do niej po imieniu, czego robić nie powinien, a ona nadal patrzyła w przestrzeń. – Znaleźli cię przy zwłokach Tomasa, całą we krwi…
Detektyw chwycił kobietę za ramiona, podniósł z krzesła i postawił przed lustrem.
- Spójrz na siebie – wskazał palcem zaschnięte, ciemne plamy na jej ubraniu. – To, to… to jest…
Urwał i cofnął się jak rażony gromem. Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia, gdy Amy smukłymi palcami chwyciła coś, co przykleiło jej się do ramienia i położyła na stole ze spokojem, jakby to był jakiś zwykły paproch. Przełknął ślinę tak głośno, że był przekonany, iż słyszeli go w budynku obok.
- Czy, czy… czy to jest kawałek jego… - to słowo nie przeszło mu przez gardło.
- Tak – mruknęła przesuwając kawałek ciała po blacie. – I tak go już nie potrzebował.
- Nie wolno zabierać dowodów z miejsca zbrodni, w szczególności podejrzanym – wydusił Darek starając się opanować zagłuszające myśli bicie serca.
- To nie żaden dowód, to trofeum – spojrzała na niego z satysfakcją w oczach i dodała niewinnie jak dziecko, które nie rozumie, dlaczego rodzice się na nie gniewają. – Taka pamiątka, którą zabiera się wrogom. Dasz mi coś na pamiątkę? Coś do pary?
- Wiesz, on był moim najlepszym przyjacielem – powiedział cicho, starając się powstrzymać drżenie warg wywołane wspomnieniem delikatnych dłoni Toma, jego czułych objęć i zapachu wody, której używał tylko wtedy, gdy mieli się spotkać.
- Wiem – odparła z szerokim uśmiechem przyozdobionym podwójnym rzędem krótkich, ostrych zębów. – Pozdrów go ode mnie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wielki Szowinista

Wysoka na pięćset stóp obsydianowa wieża w kształcie fallusa była jedną z najpotężniejszych twierdz Imperium Testosteronu. Nic zatem dziwnego, że samcoksiężnik Hoth, piastujący urząd dwudziestego piątego Wielkiego Szowinisty, skwitował obleśnym rechotem wiadomość o trzecim w tym miesiącu szturmie sił Estrogenowej Rewolucji. Jakież było jego zdziwienie chwilę później, gdy oznajmiono mu, że wróg przełamał pierwsze linie oporu i w szokującym tempie wspina się po kolejnych poziomach wieży.
Na czele atakujących oddziałów stały dwie słynne rewolucjonistki - młoda genderycerka Asaya i sędziwa feminodziejka Rumme. Niczym różowa nawałnica, morderczy duet obracał w puch elitarną Gwardię Imperium. Nawet potężne magiczne istoty przywołane przez samcoksiężnika nie zdały się na wiele. Tęczowa włócznia genderycerki masakrowała kolejne tuziny moherowych golemów, a straszliwe demony seksizmu musiały ustąpić pola wezwanym przez feminodziejkę żywiołakom równouprawnienia.
W końcu rewolucjonistki dotarły na najwyższe piętro wieży, stając twarzą w twarz z Wielkim Szowinistą. Twierdza zatrzęsła się w posadach, a z tysięcy okien wypadły kryształowe witraże. Rezultat pojedynku mógł być jednak tylko jeden - już po chwili samcoksiężnik skomlał żałośnie, pełzając po posadzce z roztrzaskaną nogą i zalanym krwią czołem.
- Nadszedł twój koniec, najobrzydliwszy sługusie Imperium! - obwieściła tryumfalnie genderycerka, a w jej dłoni błysnął tęczowy sztylet o zakrzywionym ostrzu. - Umrzesz w strasznych męczarniach! Najpierw powoli cię wykastruję...
- To ja miałam usmażyć jego wielkie jaja - weszła jej w słowo feminodziejka. - Takie były ustalenia.
- Do mnie należał decydujący cios, zatem ja wymierzam sprawiedliwość samcowi.
- Jesteś uparta jak twoja matka! I, zupełnie jak ona, nic nie rozumiesz.
- To, że koleżanki od dwudziestu lat głosują na ciebie w Radzie Rewolucji, nie upoważnia cię, byś mnie w ten sposób pouczała!
- Odezwała się ta, co się na misję załapała po znajomości. I nie chrzań więcej o decydującym ciosie, bo bez moich żywiołaków nie przedarłybyśmy się przez armię demonów.
- Po co ci żywiołaki, mogłaś po prostu nie robić makijażu i demony od razu by uciekły!
- Zajmij się lepiej swoim pięknym nochalem, dłuższym od włóczni, którą wywijasz niczym mopem...
Dłoń genderycerki zacisnęła się mocniej na rękojeści sztyletu, z palców feminodziejki trysnęły różowe iskry.
- Ty stara prukwo!
- Ty głupia dziwko!

* * *

- Potrzebowałem dobrych dziesięciu minut, by wyczołgać się z komnaty, wgramolić na ostatniego ocalałego machogryfa i odlecieć z wieży - kończył swą opowieść Wielki Szowinista. - One wcale nie zwracały na mnie uwagi, tak bardzo były zajęte skakaniem sobie do oczu. Jakie to szczęście dla Imperium, że najgorszym wrogiem każdej baby zawsze była, jest i będzie druga baba...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Obcy

Nie mam pojęcia, skąd się wziąłeś. Zbagatelizowałam pierwsze objawy Twojej obecności, pierwsze drgnięcia, ukłucia, skrobnięcia, kiedy zagnieżdżałeś się we mnie, poznawałeś, układałeś. Trudno mi nawet powiedzieć od kiedy we mnie siedzisz.

Nie wiem, dlaczego się zjawiłeś. Żyjesz we mnie przypadkowo, czy ktoś - kto? - karze mnie za jakieś grzechy - jakie? Może z poprzedniego wcielenia? Kim musiałam być, żeby na to zasłużyć? Nauczyłeś mnie odmieniać 'ból' przez wszystkie przypadki. Sprawiłeś, że nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. Tak bywa, kiedy mam wrażenie, że ktoś drapie mnie od środka, wgryza się w ciało, kaleczy kolcami. Szarpie, rani. Garściami łykam pastylki i prochy, które powinny chociaż łagodzić ból, ale nie działają; nie mogę się ruszyć, wstać, usiąść, zwinąć w kłębek, więc klęczę na podłodze, płaczę i przeklinam. Ciebie i siebie.

Nie wiem, dlaczego jesteś taki zazdrosny. Nie wiem czemu Ci przeszkadzało, kiedy leżałam w czyichś ramionach, opierałam nogi o te ramiona, a właściciel ramion bardzo się starał, żeby było mi dobrze... A ja? Ja bardzo starałam się nie wyć z bólu i nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest źle. Zawsze sądziłam, że vagina dentata ma zęby skierowane na zewnątrz, nie do środka. Czy teraz, kiedy trzymam mężczyzn na dystans, bo boję się bliskości, boję się ich dotyku, czy teraz jesteś szczęśliwszy?

Nie wiem, dlaczego tak mnie upokarzasz. Czasem próbuję z kimś o Tobie porozmawiać. Jest trudno. Kolega chełpi się, że zwalczył swój ból, bo przecież trzeba pokazać ciału kto tu rządzi. Przecież jeśli on mógł, to ja też. Koleżanka, że też ją czasem boli, ale przecież wystarczy łyknąć tabletkę i jest dobrze, na pewno przesadzam. Znajoma początkowo kiwa głową, że współczuje, potem myśli chwilę, wydyma usta. Przecież masz wszystkie kończyny, możesz chodzić, mówi. I oddychać. I jeść samodzielnie. Są ludzie, którzy mają gorzej, a ty się przejmujesz takimi pierdołami. Potem, zadowolona z udzielonej reprymendy odchodzi do swojego świata i swojego mężczyzny. Nie wierzę, że nie przejmowałaby się na moim miejscu.

Chciałabym wiedzieć. I może kiedyś się dowiem. W końcu zostaniemy razem jeszcze długo.
Lekarze nadali Ci imię. Endometriosis genitalis externa, napisali w diagnozie.
Dla mnie i tak na zawsze pozostaniesz Obcym.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
Ostatnio zmieniony przez baranek 9 Maj 2011, 20:42, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 9 Maj 2011, 20:36   

Sprawdźcie proszę, czy niczego nie pomyliłem. Miałem jakieś kłopoty z siecią.
W jednym z szortów pojawia się wyraz '*beep*'. To mój błąd, bo mi 'beepało'. Można to poprawić?
Aha, no i oczywiście - BAWCIE SIĘ DOBRZE!!!
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 9 Maj 2011, 20:37   

baranek, teksty są tak dobre, że "żaden" nie ma racji bytu? ;)
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 9 Maj 2011, 20:38   

Matrim, a weź i przeczytaj.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 9 Maj 2011, 20:38   

Matrim, już przeczytałeś? :shock:

Fajt, fajt :!: :!: :!: :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 9 Maj 2011, 20:39   

baranek, spytałem tylko :(
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 9 Maj 2011, 20:45   

Matrim, a ja tylko odpowiedziałem. Zaproponowałem, znaczy. ;P:
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 9 Maj 2011, 20:48   

shenra napisał/a
Matrim, już przeczytałeś? :shock:


Teraz to się już boję ;)

baranek, no dobra.
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 9 Maj 2011, 20:49   

Matrim napisał/a
Teraz to się już boję
No i żeby mi to przedostatni raz było :twisted:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Selena 
Frodo Baggins


Posty: 146
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 9 Maj 2011, 22:27   

Wielki Szowinista 8)
_________________
Głupoty
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 9 Maj 2011, 23:06   

baranek napisał/a
Zaproponowałem, znaczy.

Mnie się propozycja nie podoba. Na znak protestu niestety nie zagłosuję w ogóle. :?
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 9 Maj 2011, 23:07   

Chal-Chenet, czyli z góry przyjmujesz żaden z powyższych. :| Szkoda.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Kruger 
Zombie Lenina


Posty: 476
Skąd: Wrocław
Wysłany: 9 Maj 2011, 23:15   

Coś niedużo. A myślałem, że kilkanaście będzie, tak spokojnie.
No nic, to się zapędzam do czytania.
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 9 Maj 2011, 23:16   

shenra, askont. Ale wolałbym mieć taką możliwość, gdyby żaden tekst nie przypadł mi do gustu. Przez ostatnie ileś edycji opcja była dostępna, i raz, bądź dwa, z niej skorzystałem. Mógłbym jeszcze głosować na wszystkie teksty, ale tego nie zrobię, bo uważam, iż odgórne narzucanie, że coś z zestawu na pewno mi się spodoba jest niefajne.
IMO.
I już uciekam z wątku, żeby nie śmiecić Gospodarzowi.
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
Ostatnio zmieniony przez Chal-Chenet 9 Maj 2011, 23:18, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 9 Maj 2011, 23:17   

Chal-Chenet, przecież jak Ci się nie spodoba to piszesz, nie podobało mi się i nie głosujesz. Kiedyś nie było opcji żaden z powyższych i jakoś się dało. Nie karaj baranka(przy jego ostatniej edycji) i szortpiśców, którzy chcieliby wiedzieć, co sądzisz o tekstach :wink:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 9 Maj 2011, 23:25   

shenra, wiem, że kiedyś nie było, ale ta modyfikacja w mojej opinii była ok.
Dawała możliwość wsparcia frekwencyjnego shortów, nawet jeśli teksty nie podeszły. Przyzwyczaiłem się do jej obecności i teraz nie zadowoli mnie (w przypadku braku chęci oddania głosów) głosowanie na wszystkie teksty, żeby podbić liczbę głosujących. ;)
shenra napisał/a
przecież jak Ci się nie spodoba to piszesz, nie podobało mi się i nie głosujesz.

Jeno ja chcę też podwyższać frekwencję, jeśli głosuję, dlatego sorry, ale nie. ;)
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 9 Maj 2011, 23:25   

Chal-Chenet napisał/a
ja chcę też podwyższać frekwencję
Pfff. Statystyk normalnie :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 9 Maj 2011, 23:30   

Nie jestem w stanie oprzeć się magii cyferek. ;)
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
lakeholmen 
Bard absurdu


Posty: 689
Skąd: Zasypane
Wysłany: 9 Maj 2011, 23:31   

A to konkurs literkowy jest, a nie cyferkowy... Literki miały magię roztaczać, a nie statystyki. Chyba :)
_________________
Dzieła różne: opowiadania, eseje i wszystko inne
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 10 Maj 2011, 00:21   

Jasne. Rozchodzi mi się o to, co się dzieje gdy jednak jej nie roztaczają.
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Iscariote 
Wiedźmikołaj


Posty: 4787
Skąd: Łódź
Wysłany: 10 Maj 2011, 00:24   

Chal-Chenet, czytaj i oceniaj :) nie daj się prosić. Najwyżej nie głosuj w ankiecie, ale swoje zdanie mógłbyś wyrazić.
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 10 Maj 2011, 00:29   

Rocznica i Wielki Szowinista
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 10 Maj 2011, 06:27   

Selena, terebka, dziękuję za głosy.
Chal-Chenet, dziękuję za uwagę.


[dygresja] Nie jestem przesadnie zaskoczony reakcją Chala. Powiem więcej, byłem pewien, ze jeśli ktoś tak zareaguje, to będzie to właśnie on. Chal, nie zawiodłeś! ;P:
Dziwi mnie tylko jedno. Od czasu do czasu podnoszą się głosy (któż je podnosi, aż któż), że skostniała formuła konkursu wymaga zmian. A kiedy pojawiają się zmiany... Ech.[koniec dygresji]

Moje głosy idą na Wielkiego Szowinistę (zdecydowanie mój typ poczucia humoru) i Miłość w czasach popkomuny (zdobyłem w 1991 roku wicemistrzostwo Trzeciego Piętra DS 9 w tetrisie, ale nigdy nie zdarzyło mi się w ten sposób pomyśleć o 'tych klockach')
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 10 Maj 2011, 07:25   

Edit. Skoro Gospodarza nie interesuje głos czytelnika, kasuję poprzedni post. Nie będę się bez sensu produkował. Dziękuję za uwagę.
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
Ostatnio zmieniony przez Chal-Chenet 10 Maj 2011, 08:30, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 10 Maj 2011, 07:28   

Chal-Chenet, oczywiście.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
marcolphus 
Batman


Posty: 514
Skąd: Kraków
Wysłany: 10 Maj 2011, 07:39   

Pozwolę sobie zauważyć, że nie do końca wiadomo jaki jest temat tej edycji szortów. Bo na pewno zadany temat nie był "Wróg czy Przyjaciel", lecz coś trochę innego. Nie skupiałem się na tej edycji - musiałem sobie odświeżyć pamięć i zajrzeć do tematu 'Szorty', aby sprawdzić jaki był zadany temat - bo coś mi nie pasowało. No i właśnie...
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 10 Maj 2011, 08:08   

marcolphus, temat był podwójny. Można było pisać o przyjacielu [najlepszym, mężczyzny] lub o wrogu [najgorszym, kobiety]. Głosując decydujesz, czy bardziej podobały Ci się szorty poświęcone przyjaciołom, czy wrogom. Tak to przynajmniej miało wyglądać kiedy to pisałem.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
marcolphus 
Batman


Posty: 514
Skąd: Kraków
Wysłany: 10 Maj 2011, 08:10   

baranek napisał/a
marcolphus, temat był podwójny. Można było pisać o przyjacielu [najlepszym, mężczyzny] lub o wrogu [najgorszym, kobiety]. Głosując decydujesz, czy bardziej podobały Ci się szorty poświęcone przyjaciołom, czy wrogom. Tak to przynajmniej miało wyglądać kiedy to pisałem.

Ja to wiem, ale czy przypadkowy czytacz zaglądający w ten temat się zorientuje? Mam wątpliwości.
_________________
What Codringher Hears
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 10 Maj 2011, 08:14   

W sumie teraz to ja już też...
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 10 Maj 2011, 09:48   

marcolphus napisał/a
Mam wątpliwości.
baranek napisał/a
W sumie teraz to ja już też...


Odwieczna polska tradycja proponuje w takich sytuacjach jedno rozwiązanie: Napijmy się! ;P:
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group