Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Szorty milczące - głosowanie do 27.03 godz.20:00

Macie prawo głosu!
Powrót
6%
 6%  [ 6 ]
CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości
22%
 22%  [ 22 ]
Ekspiacja
3%
 3%  [ 3 ]
Arkkienkeli
4%
 4%  [ 4 ]
Jak się nazywasz, dziwko?
7%
 7%  [ 7 ]
Rytuał
2%
 2%  [ 2 ]
Starsza pani
3%
 3%  [ 3 ]
Jestem ... dobrym
1%
 1%  [ 1 ]
Bzykanie na śniadanie
8%
 8%  [ 8 ]
Sto słów
4%
 4%  [ 4 ]
Planeta Żab
8%
 8%  [ 8 ]
Anakonda
4%
 4%  [ 4 ]
Milczenie owieczek
2%
 2%  [ 2 ]
Tancerz
23%
 23%  [ 23 ]
... żaden z powyższych
1%
 1%  [ 1 ]
Głosowań: 36
Wszystkich Głosów: 98

Autor Wiadomość
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 13 Marca 2011, 21:31   Szorty milczące - głosowanie do 27.03 godz.20:00

Ruszamy!
Znowu nie zawiedliście i do wyboru mamy 14 tekstów!
Oto one:




Powrót

Świtało.
Poduszkowiec najnowszej generacji miękko wylądował na dachu budynku. Owszem, podskoczył kilka razy i okręcił się raz czy drugi wokół własnej osi, ale zrobił to z właściwą poduszkowcom, szczególnie tym najnowszej generacji, gracją.
Kiedy się wreszcie zatrzymał, przez dłuższą chwilę nie działo się nic. Absolutnie nic.
A później drzwi od strony kierowcy uniosły się bezgłośnie i z pojazdu wysiadł Jan. Nie wyglądał kwitnąco. Jasny garnitur… Na pewno był kiedyś jasny, bo tu i ówdzie widać było jeszcze niewielkie fragmenty kremowej bawełny. Tak więc, jasny niegdyś garnitur był straszliwie wymięty. I w kilku miejscach rozerwany. Na kołnierzyku koszuli ślady gaszenia papierosów sąsiadowały ze śladami szminki. Czy też może raczej, sądząc po bogactwie odcieni, kilku różnych szminek. Krawat był co prawda starannie zawiązany, ale tuż pod węzłem zwisał w postaci kilkunastu fantazyjnie poskręcanych farfocli.
Innymi słowy, Jan wyglądał jak przysłowiowy obraz nędzy i rozpaczy. Jedyne wesołe akcenty jego stroju stanowiły: zawadiacko przekrzywiona tekturowa czapeczka i czerwone damskie stringi niedbale wetknięte do butonierki.
Lecz to nie wygląd był w tej chwili największym zmartwieniem Jana. Zresztą, najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy ze swojego wyglądu.
Największy problem stanowiło dotarcie do mieszkania. Jan opadł powoli na kolana i ruszył w stronę wejścia do budynku. Próbował zebrać myśli. Trzeba przecież jakoś przebrnąć przez tego mechanicznego cerbera.
Podpełzł do drzwi i z niemałym trudem przyjął pozycję pionową. Chwiejąc się lekko stanął naprzeciwko panelu „Naszego Konsjerża”.
Zamrugało czerwone światełko i miły, choć ewidentnie mechaniczny, damski głos oznajmił:
- Witam serdecznie w budynku 745/34/57…
Tak, w budynku! Żeby to było takie proste! Przecież jeszcze ta cholerna…
- Proszę się przygotować do procedury identyfikacyjnej.
Jan wytarł dłonie o spodnie. Spotniałym ze zdenerwowania dłoniom niewiele to pomogło, ale poczuł się pewniej. Spodniom zaś nic już nie mogło zaszkodzić.
- Rozpoczynam identyfikację linii papilarnych.
Jan skupił wzrok, wyciągnął przed siebie prawą dłoń i dotknął kciukiem kółka umiejscowionego w centrum panelu. Już w czwartej próbie dotknął. Nowy rekord!
- Dziękuję. Proszę się przygotować do skanowania siatkówki oka.
Jan oparł czoło na chłodnej powierzchni „Naszego Konsjerża”. Później, marszcząc kilkakrotnie brwi, przesunął głowę tak, aby oczy znalazły się w zasięgu skanera. Błysnęło.
- Dziękuję. Przystępuję do identyfikacji głosu.
To było zawsze najtrudniejsze. Jan oblizał spierzchnięte wargi. Pomyślał jeszcze, że to dziwne – im bardziej pociły mu się dłonie, tym większą odczuwał suchość w ustach. Kto wie, być może istniała jakaś zależność między tymi dwoma zjawiskami.
Wypróbowaną już metodą marszczenia brwi dotarł do niewielkiego mikrofonu i schrypniętym głosem wyrecytował;
- Szepszeszynie szonszcz szmi szcinie.
System przez dłuższą chwilę analizował otrzymane dane. Wreszcie światełko zmieniło się na zielone, a miły, choć wciąż mechaniczny, głos oznajmił:
- Witaj w domu Janie.
I drzwi wejściowe rozsunęły się z cichym szelestem. Jan ruszył do windy. Z niemałym trudem wybrał na tablicy kontrolnej właściwą sekwencję cyfr i już po chwili stał pod drzwiami swojego mieszkania.
Helena czekała, jak zwykle, w przedpokoju. Jak zwykle piękna. Jak zwykle – z wałkiem.
- Potrafisz się jakoś wytłumaczyć? – spytała. Retorycznie.
Jan westchnął. Ze zwieszoną smętnie głową czekał na pierwsze uderzenie.



===========================================================================



CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości

Tradycyjny, kredowy obrys ciała przyciągał uwagę.
Siedzący w rogu pokoju ludzie, którzy przed dwoma zaledwie godzinami bawili się na urodzinach denatki, starali się nie zauważać ponurej pozostałości na błyszczącym parkiecie. Nie patrzyli też na pilnującego ich, milczącego policjanta w progu.
Z wyraźną ulgą przyjęli pojawienie się w salonie elektronicznego detektywa.
- Witam państwa.
Spojrzeli na niego z mieszaniną nadziei i zainteresowania.
- Detektyw Columbox. – przedstawił się. - Wszelkie badania i eksperymenty procesowe zostały wykonane, wnioski probabilistyczne wyciągnięte. Zakończyliśmy procedowanie.
Przeszedł przez salon powoli, jakby z namysłem.
- Pani McKenzie! – zatrzymał się przed starszą kobietą zagłębioną w ergo-fotel. – Jest pani aresztowana pod zarzutem morderstwa. Ma pani prawo nic nie mówić…
- Ale…
- Medyanaliza pani reakcji na całą sytuację, powiązana z odnalezionymi na ciele ofiary mikrocząstkami wskazuje na udział w morderstwie. Synteza kinetyczna tras pani samochodu w ostatnim kwartale wykazała tendencje do kierowania się w miejsca, w których przebywała denatka. Jednocześnie kryptomnemonika śladów impulsów mózgowych w jej głowie dowiodła, iż w tym samym czasie przeżywała ona szczególnie nasilony stres, co w połączeniu z zaszłościami, na które wskazują archiwa państwa nieruchomości w Seattle wskazuje jednoznacznie na pani udział w morderstwie. Dodatkowo odciski na nożu oraz wyraźny ślad, śladu, odcisku DNA.
- Ale, ja przecież…?
Wszyscy spojrzeli na kobietę ze zgrozą. Nie zauważyli, że robot jest już zainteresowany kimś innym.
- Panie DeLacroux? Jest pan aresztowany pod zarzutem morderstwa. Ma pan prawo nic nie mówić…
- … ale ja jej nie znam! – mężczyzna jęknął wskazując na panią McKenzie.
- Nie twierdzę, że działaliście razem.
- Ale jak to?
- Według śladów cieplnych byłem w stanie określić prawdopodobieństwo pana obecności w tym pokoju w chwili zabójstwa na osiemdziesiąt siedem procent. Analiza pańskiej siatkówki wyraźnie wskazuje, że często patrzył pan na poszkodowaną z ukosa, a być może nawet ze zmarszczonymi brwiami. Resztę dopowiedzą zapisy interferencji z pana rozrusznika serca.
Francuz nie zdążył uspokoić ciśnienia, gdy robot mówił już do kolejnej osoby. Nie przestawał przez najbliższych kilka minut, aż w końcu doszedł do młodego bratanka zamordowanej.
- Ale mnie przecież nie było w domu!
- Poniekąd. Analiza kwantowa odbić na krawędziach strun wyższych wymiarów wykazała możliwość zaistnienia odbicia frekwencyjnego, które dawało panu możliwość dwukrotnego przemieszczenia w przestrzeni poprzez jej skorelowanie z zaburzeniami telda. Krótko mówiąc mógł pan tu nie być i być jednocześnie. To niezaprzeczalny fakt. Każdy sąd to uzna.
Robot wreszcie odwrócił się do wyjścia.
- Posterunkowy Smith?
Policjant wyprężył się z obawą.
- Na pana mundurze znalazłem próbki nano, które świadczą o obecności w pomieszczeniu wcześniej zajmowanym przez denatkę. Analiza czasowo-probabilistyczna wskazuje na czas cztery dni temu. Stan pana konta wykazuje niepokojące wahania, które po analizie wg tablic macierzy logicznej wskazały na związek z układem pogody w miejscu, w którym denatka przebywała tydzień wcześniej. To wyraźny ślad i podejrzenie… ma pan prawo nic nie mówić!
Robot zamilkł.
Zdawało się, że odetchnął.
Wreszcie spojrzał na aresztowanych, którzy z niedowierzaniem i lękiem czekali na każde następne słowo.
- Proszę się nie martwić. – łypnął szklanym okiem. - Nie wykluczam samobójstwa.



===========================================================================



Ekspiacja

Lecą. Towarzyszu, nasze urządzenia nie mogą się mylić. Zachód wypowiedział wojnę. Umowy przestały obowiązywać. Pakty zostały zerwane.

Czerwień. Ogień. Dym. Pęcherze pokrywające ciało. Skóra schodząca płonącymi skrawkami. Palce – sczerniałe, dymiące węzły, zaciśnięte na dyszlu, po którym skaczą rozwścieczone jęzory żaru. Gałki oczne, ścięte, spowite mleczną skorupą ślepoty. Rozpadlina ust, wykrzywiona w grymasie nieustającego cierpienia.
Wokół Świat, bądź to, co niegdyś nim było. Przemieniony w płomień, zniszczony nieodwołalnie. Wieczny ogień w samym jądrze ciemności Wszechświata. Miejsce niegdyś żywe, brzemienne, teraz wyjałowione świadectwo czyjejś nieprawości. Rodził się, istniał, dawał życie w nieustającym cyklu, trwającym milionlecia. Lecz wystarczył okres dla niego krótki niczym oddech, epizod napisany przez jednego człowieka, by umrzeć. Martwe ciało. Przebrzmiały majestat, relikt, trup dawnego symbolu witalności.

Nie! Nie mam prawa. Nie minął tydzień, jak rozmawiałem z tym drugim. W Białym Domu. Nasze małżonki wymieniły się przepisami. Po spotkaniu, poza kamerami nazwał mnie przyjacielem. Wypiliśmy po lampce porządnej whisky. Pokazał kolekcję kart bejsbolowych. To niemożliwe.

Wydaje się, że ów ktoś, ciągnący wypełniony głazami wóz, oraz jego towarzysz są jedynymi żywymi istotami. I kto wie, być może tak właśnie jest. Wóz podskakuje na nierównościach, zdaje się utykać w szczelinach, na podobieństwo labiryntu zmarszczek wypełniających płaskie oblicze spopielonego świata. Jednak sunie z determinacją naprzód, twardo, zajadle, niezmordowanie.
Człowiek milczy, zasłuchany w monolog stworzenia siedzącego mu na ramieniu, szepcącego do ucha, jakby powierzało jakieś straszne tajemnice, w rzeczywistości zaś nie informującego o niczym, czego by człowiek nie wiedział.

Musimy odpowiedzieć, towarzyszu! Zanim będzie za późno.
Nie. Tak się nie godzi. Nie mamy prawa decydować o losie miliardów.


Tak! To on jest tym, który spalił świat. Tak! To właśnie on zgasił rodzące się w nieustannym, trwającym miliony lat cyklu życie. Jedną decyzją. Chwilą tak krótką, że wystarczyła do naciśnięcia małego przycisku. Tak! Milczy, lecz po to właśnie ma swego towarzysza, by mu o wszystkim przypominał. Stworzenie posiadające własną postać, lecz nie będące niczym innym, jak urealnionym sumieniem. A wędrówka jest jego własną drogą do ekspiacji.

Mam nadzieję, że znajdzie się w przyszłości ktoś, kto zrozumie i wybaczy.

Podobno gdzieś tam, w niekończącym się oceanie ognia turkoce jeszcze jeden wóz, ciągnięty przez człowieka z swoim własnym bagażem ciążących niczym głazy win. Czy kiedykolwiek się spotkają?



===========================================================================



Arkkienkeli

Michał zwlekł się z łóżka. Kac znudził mu się gdzieś w połowie nocy, wymazał go więc od razu, ale teraz z kolei poranek wydawał się zbyt piękny. Otworzył drzwi i jedno spojrzenie na korytarz wystarczyło, by poziom zadowolenia osiągnął optymalny poziom. Idealnie białe ściany penthouse’u pokrywała cienka warstewka na wpół zaschniętego… budyniu chyba, a błyszczące jeszcze wczoraj kafelki okazały się ledwo widoczne pod grubą warstwą róż. Bez kwiatów czy liści - gołe łodygi szczerzyły kolce na wszystkie strony. Michał westchnął cichutko i cofnął się do sypialni. Z szafy wybrał wysokie, wojskowe buty z pancerną podeszwą i ruszył w stronę kuchni. Z mijanych pokoi dochodziło chrapanie i niewyraźny odgłos wibrujących pager’ów.
- Pager… - Michał klepnął się w czoło i wrócił do pokoju. Róże zniknęły w międzyczasie, zmienił więc trepy na drewniane sandały i sięgnął po urządzenie leżące na zasłoniętym post-it’ami biurku. Odczytał kilka wiadomości, przeniósł je na różowe karteczki i pomasował skronie. Rower, pralka, żona… zaakceptował kilka punktów i czując głód, ponownie wyszedł na korytarz.
- Hej tato – rzucił jeszcze do konferującego przez osobliwy telefon (miał zaklejony mikrofon), siwiejącego jegomościa opartego o ścianę. Kilka sekund później, stukając sandałami wkroczył do jadalni. Ojciec zjawił się tu jednak wcześniej i siedząc przy stole, wbijał wzrok w zawieszony nad zlewem czterdziestocalowy telewizor.
- Jest coś do jedzenia? – zagaił Michał.
- Mhm… Są… - tatko wydawał się jakby nieobecny. - przecież…
- Zimne tosty z wczoraj i podobno jakieś jajka w lodówce, wiem… długo już przeterminowane?
- Ja wiem… ze dwa dni, może trzy
- Cztery pewnie. Uhm, się wygotuje – zbagatelizował syn. – A ty co dzisiaj taki niewyraźny jesteś?
- Nie, tylko zmęczony tym… - staruszek wykonał nieokreślony ruch ręką wskazując „to” – tym wszystkim. - westchnął, zapadła cisza. Michał cmoknął w końcu i sięgnął po leżącą w kącie patelnię.
- Brudna jest… Gabryś miał wymyć.
- Zrób na talerzu – odpowiedział ojciec.
- Serio, mogę?
- Jak znajdziesz jakiś czysty, czemu nie? – Michał odłożył elektryczny krążek i sięgnął do lodówki. Drzwiczki rozsunęły się z cichym sykiem hydraulicznych siłowników i mechaniczna ręka podała półmisek zapełniony tostami.
- W takim razie tosty zjem… co oglądasz? – spytał, spoglądając na ekran. – Oh… - poziom zadowolenia przyjemnie spadł poniżej średniej. – Niepotrzebnie się tym tyle zadręczasz.
- A co, mam Potop oglądać? Coś przecież muszę, zwariowałbym.
- Jakąś komedię może, coś pozytywnego. Ja wiem, że to się szybko nudzi, ale nie pamiętam kiedy ostatnio coś miłego widziałeś… - urwał i przypatrywał się chwilę osobliwej scenie.
Dziecko cofało się, czy raczej pełzło na czworakach w kąt pokoju. Wcisnąwszy się w ciasny zakamarek, obróciło chudą, wystraszoną twarz do kamery. To był chłopiec. Oczka miał podbite, a kiedy pociągnął nosem podniósł górną wargę ukazując żółte zęby. Pager zapikał cicho. Scenę przesłoniły czyjeś plecy i obraz zniknął. Pojawił się natomiast urywek z Auschwitz.
- Eh, znowu to samo. Dawno i nie prawda… - zaczął Michał.
- Powiedz mi, czy powinienem wtedy coś zrobić?
- Nie wiem.
- Czy mogłem coś zrobić?
- Mogłeś.
- Czemu nic nie zrobiłem?
- To byłoby jak oszustwo. Nie chciałeś…
- Wystarczyło jedno słowo, czy nie byłem im tego winny? Czy nie powinienem wtedy jednym słowem tego…
- Masz prawo milczeć. Masz prawo ich opuścić, masz prawo się nie wtrącać. To ty tu jesteś Bogiem. – odpowiedział Michał. Ciszę przerwał odgłos dzwonka.
- Adaś przyszedł. Obudź Piotra.



===========================================================================



Jak się nazywasz, dziwko?

- Masz prawo nic nie mówić. Wszystko, co powiesz, może być wykorzystane przeciwko tobie. Masz prawo do adwokata... - Stojący naprzeciw restauracyjnego stolika policjant kończył wygłaszać formułę aresztowania.
Rinaldi parsknął śmiechem tak mocno, że kawałki nieprzeżutego steka poleciały na wykrochmalony obrus. Gangster wskazał na funkcjonariusza dłonią trzymającą widelec, a głowę obrócił w stronę szefa kuchni.
- Gianfranco, co tu robi ten pajac? - zapytał.
- Sierżancie... Law - restaurator wyłuskał z pamięci nazwisko, którym przedstawił się policjant. - Chyba zaszło jakieś nieporozumienie. Pan Rinaldi...
- Muszę pana skuć. Proszę ze mną do samochodu - zakończył funkcjonariusz spokojnym, ale stanowczym głosem.
Gangster zlustrował wzrokiem przybysza. Policjant był młodym brunetem o bladej cerze. Jego granatowy mundur pachniał nowością. Rinaldi westchnął i wstał od stolika.
- Dobra, nie będziemy tu robić zamieszania. Cholera, jakieś wariactwo - zrobił krok w stronę policjanta. - Twój komendant osobiście zeżre kwartalną premię za odstawienie takiego numeru. Nie sprzątaj stołu - znów zwrócił się do restauratora. - Wrócę z komisariatu zanim wystygną talerze.
Restaurator odprowadził policjanta i zatrzymanego do drzwi lokalu. Na zewnątrz wypucowany radiowóz o numerze bocznym S087 lśnił w południowym słońcu. "Trochę dziwne, że przyszedł jeden funkcjonariusz, a drugi został w samochodzie" - zdążył jeszcze pomyśleć Gianfranco.
Gdy radiowóz ruszył, Rinaldi rozpoczął z tylnego siedzenia rubaszną tyradę do oddzielonych pancerną szybą funkcjonariuszy.
- Widać, żeś cienki jak trawka. Portki ci się trzęsły w knajpie. Ej, gdzie jedziecie? Tedy będę dwa razy dłużej. Nie mam tyle czasu, na trzecią jestem umówiony z burmistrzem.
Policjanci milczeli.
- Zabójstwo Mallory’ego, dobre sobie! Taśmy z nagraniem zniknęły, więc nie ma żadnych dowodów. Zresztą nawet gdyby były, sędzia MacGregor nie da im wiary, bo ja zbyt dobrze znam jego brzydkie sekrety. Ech, Mallory, głupi służbista. Ponoć wył jak świnia, pełzając z przestrzelonymi kolanami...
Samochód wjechał na obrzeża dzielnicy przemysłowej.
- Masz żonę, przystojniaczku? Narzeczoną, nieprawdaż? Głupio by było, gdyby na podziemnym parkingu zgwałcił ją jakiś wielki wściekły goryl, he, he, he! No wiesz, różne wypadki się zdarzają...
Radiowóz skręcił w wąską uliczką i zatrzymał się przy starym hydrancie. Stała tam wysoka kobieta w policyjnym mundurze, blondynka o surowej, posągowej urodzie. Funkcjonariusz, który aresztował gangstera, bez słowa opuścił samochód, a kobieta zajęła jego miejsce.
- Co jest? - warknął Rinaldi.
- Sierżant Law zakończył swoje obowiązki na dziś - odparła spokojnie policjantka.
- Zapłacicie wszyscy za ten kretyński cyrk! - wysyczał wściekle. - Jak się nazywasz, dziwko?
- Justice - odpowiedziała. - Nazywam się Justice.

*

Obnażone ciało gangstera znaleziono dwa dni później w jednym z opuszczonych magazynów na przedmieściach. Mężczyzna miał przestrzelone kolana i wciśnięty w usta plik studolarowych banknotów. Przed śmiercią został także brutalnie zgwałcony. Ku zdumieniu śledczych, wyniki badania DNA wskazywały na człekokształtną małpę.
Śledztwo szybko utknęło w martwym punkcie. Zapis z kamery miejskiego monitoringu przed restauracją zniknął w dziwnych okolicznościach. Nazwiska "Law" próżno było szukać w kartotekach funkcjonariuszy lokalnej policji. Informacja o samochodzie policyjnym S087 również nie okazała się pomocna - w całym stanie nigdy nie było tak oznaczonego radiowozu.



===========================================================================



Rytuał

Krzysztof przyglądał się uzdrowicielowi, gdy ten rozkładał swoje przyrządy na dywanie. Zosia - jak zwykle w milczeniu - również wlepiała niebieskie oczęta w nieznajomego i z zainteresowaniem śledziła przygotowania. Wśród przedmiotów, które mężczyzna położył na dywanie, Krzysztof zauważył kadzidełko, butelkę z wodą, kilka kolorowych szkiełek i naszyjnik o dziwnym kształcie, zrobiony ze srebrzystego metalu. Pewnie amulet - pomyślał Krzysztof. I po raz kolejny westchnął cicho. Nie mógł się sam sobie nadziwić, że zgodził się na ten cyrk.
Gdyby nie chodziło o Zosię, uzdrowiciel już dawno wylądowałby za drzwiami ze śladem buta na pośladkach. Ale spróbowali już wszystkich konwencjonalnych sposobów - byli u laryngologa, logopedy, psychologa i Bóg wie jeszcze kogo. Bez skutku. Zosia ciągle nie wypowiedziała ani słowa. A lada dzień miała skończyć cztery lata
Kiedy żona Krzysztofa urodziła córeczkę, nie posiadał się ze szczęścia. Dziewczynka była zdrowa jak rydz i jak na noworodka niezwykle urodziwa. Przyszła na świat z pokaźną, czarną czuprynką, nie była pomarszczona jak jej rówieśnicy i wyglądała jak mała, chińska laleczka. W niczym nie przypominała „umarlaków”, jak nazywały zdjęcia noworodków koleżanki Krzysztofa z redakcji.
Była niezwykle spokojnym dzieckiem. Przesypiała całe noce, rzadko płakała, jej ulubionym zajęciem było przyglądanie się otoczeniu. Rosła jak na drożdżach, szybko nauczyła się śmiać, w odpowiednim czasie zaczęła raczkować, potem stawiać pierwsze chwiejne kroki. Wszystko było tak, jak trzeba. Poza tym, że Zosia aż do dzisiaj nie wypowiedziała nawet jednego słowa.
- Usiądźmy wszyscy w kręgu - odezwał się uzdrowiciel, wyrywając Krzysztofa z zamyślenia. - Dociśnijcie język do podniebienia. Zamykamy klemę, żeby zamknąć obwód energetyczny. Uspokójcie oddech. Wciągamy powietrze nosem, wypuszczamy ustami.
Żona Krzysztofa i jej matka usiadły na dywanie po turecku i posłusznie wykonały polecenia uzdrowiciela. Krzysztof siadając łypnął nienawistnie okiem na teściową. To ona wymyśliła sprowadzenie tego szarlatana (jakoś nie mógł się przełamać, żeby nazywać go „uzdrowicielem”). Gdyby nie poczucie bezradności, nigdy by się na to nie zgodził, ale czego się nie robi dla własnego dziecka.
Zosia siedziała spokojnie w środku i przyglądała się uzdrowicielowi, który właśnie wkładał przez głowę srebrzysty naszyjnik. Mężczyzna zapalił kadzidełko, pociągnął łyk wody z butelki i rozlał trochę płynu przed sobą. Potem usiadł, przymknął oczy, skrzyżował nogi, zakładając stopy na uda i zastygł w pozycji lotosu, którą Krzysztof widywał na zajęciach jogi.
- Oczyśćcie umysł - odezwał się. - Niech wasza świadomość skupi się na tej małej istocie. Myślcie o tym, żeby jej pomóc. Cokolwiek by się działo, niech wasze myśli będą cały czas przy niej.
Uzdrowiciel zaczął kołysać się rytmicznie w przód i w tył, a z jego ust wydobyło się jednostajne zawodzenie. Trwało to kilka minut, po czym mężczyzna sięgnął po butelkę i chlusnął wodą najpierw na Krzysztofa, potem na jego żonę i teściową, a w końcu na Zosię.
Dziewczynka otrząsnęła się jak psiak, spojrzała z wyrzutem na uzdrowiciela, a potem skierowała swój wzrok na Krzysztofa.
- Tatusiu, dlaczego on tak robi? - zapytała głośno i wyraźnie.
W pokoju zapadło kamienne milczenie. Czwórka dorosłych wpatrywała się wytrzeszczonymi oczami w dziewczynkę.
- To... ty mówisz? - Krzysztof pierwszy zdołał wykrztusić z siebie zrozumiałe zdanie. - Kochanie, dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś?
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
- Do tej pory tak się nie wydurnialiście - odparła.



===========================================================================



Starsza pani

Starsza pani, wyglądająca jak zasuszony strączek groszku, ze zmarszczkami, które naprawdę zawzięty artysta czas wyrył jak dłutem na jej twarzy oraz zadziwiająco bystrym spojrzeniem, nie wzbudzała podejrzeń. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jednak Adela znała prawdę. Była lokatorką pani Czarneckiej od ponad piętnastu lat. Pod pozorem zniedołężniałej babulinki, niemogącej wykonać dwóch kroków bez balkonika i wiecznie narzekającej na strzykanie we wszystkich dostępnych kręgach, kosteczkach i Bóg jeden raczy wiedzieć, czym jeszcze, kryła się wyrachowana bestia, czekająca, by zaatakować znienacka.
Zawsze, gdy Adela wracała z pracy, nie potrafiła pozbyć się uczucia, że jest obserwowana, że z każdego kąta niewielkiej „rezydencji” podążały za nią dwa jasnoniebieskie punkciki, przypominające przerażające oczy starszej pani. Gdziekolwiek by się nie znajdowała, czy to w kuchni, na strychu, u siebie w pokoju, czy w ogrodzie, dreszcz przebiegał jej po plecach i stawiał wszystkie włoski na karku. Z początku sądziła, że wyobraźnia płata jej figle, a wszystko przez kryminały, jakimi raczyła się przed zaśnięciem. Jednak z biegiem czasu uczucie zamiast zniknąć, potęgowało się. Ilekroć pytała pani Czarneckiej, czy nie przyglądała się jej z ukrycia, starowinka parskała klekocząc źle dopasowaną sztuczną szczęką i wyzywała ją od wariatek. Adela oczywiście gorąco przepraszała za swoje niestosowne zachowanie i dziecinne podejrzenia, mimo iż była przekonana, że babsko kłamie w żywe oczy.

Incydent miał miejsce dwa tygodnie przed wyprowadzką Adeli. Starsza pani spadła ze schodów do piwnicy. Wezwanych sanitariuszy poinformowała, że została zepchnięta przez jedną z lokatorek, co kompletnie zatkało Adelę, jako że była jedyną osobą, która z nią mieszkała. Lekarz dyżurny uspokoił dziewczynę, że zapewne Czarneckiej coś się pomieszało od upadku, gdyż ślady wskazywały na to, że sama zahaczyła balkonikiem o wystającą deskę.

Po powrocie ze szpitala staruszka zmieniła życie Adeli w piekło. Ciągle krzyczała, jęczała i narzekała na wszystko, na kurz, naczynia, śmieci, paprochy walające się po podłodze, zaniedbany ogród. Tak naprawdę dom lśnił czystością, ale Czarnecka i tak obrzucała Adelę wyzwiskami przy każdej okazji.
Któregoś dnia dziewczyna nie wytrzymała. Mimo iż jej przygoda z babulinką dobiegała końca, postanowiła wreszcie wygarnąć żale, które gromadziła w sobie przez te piętnaście lat.
Czarnecka siedziała w salonie przed telewizorem, oddając się rytuałowi odrywania się od rzeczywistości przy brazylijskich telenowelach. Naczelną zasadą było pozostawienie kobiety w spokoju, dopóki nie podniesie się sprzed szklanego pudła. Jednak Adela tym razem nie zamierzała uszanować zasad.
- Pani Czarnecka musimy porozmawiać! – rzuciła chłodno.
- Oglądam – odparła.
- To pilne.
- Zaczeka – staruszka nawet się nie odwróciła.
- Nie, nie zaczeka ty pokraczna ropucho! Piętnaście lat dawałam sobą pomiatać. W zamian za pomoc, otrzymywałam wyzwiska i pomówienia! Wiedz, że zostałam tu tak długo, bo nikt inny nie chciał z tobą mieszkać!
- Co za kultura, uważaj na słowa, panienko – mlasnęła.
- Oskarżając mnie o zepchnięcie ze schodów, wbiłaś mi nóż prosto w serce. Zawsze starałam się być dla ciebie…
Adela urwała i osunęła się na ziemię. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyła była rękojeść zakrzywionego noża wstającego z jej klatki piersiowej.
- Masz prawo zachować milczenie, wszystko, co powiesz zostanie użyte przeciwko tobie – mrugnęła jasnoniebieskim okiem i wróciła do przerwanego serialu.



===========================================================================



Jestem ... dobrym

Wychodzę z kolegami z przeklętego budynku. Jest czerwiec, słońce grzeje jakby chciało z Ziemi zrobić drugą Wenus, a my wszyscy w koszulach i spodniach garniturowych. Cóż… zarządzenie Szefa i nic się na to nie poradzi. Przynajmniej gościu jest na tyle dobry, że pozwala zabierać część roboty do domu. Jak co piątek umawiam się z ekipą na wieczornego pokera i wskakuję do swojego citroëna. Przegrany będzie musiał sporządzić sprawozdanie z dzisiejszego laboratorium. Jest o co walczyć – anteny Yagi-Uda to straszne *beep*. Jestem hazardzistą dobrym. Jestem pewien, że znów wymigam się od obowiązku.
Mieszkanie wita mnie wiązanką przekleństw. Otwieram drzwi do pokoju będącego źródłem harmidru. Uderzają mnie dwie rzeczy: książka, przed którą nie zdążyłem się uchylić oraz nieprzyzwoicie intensywny odór kawy. Przy biurku siedzi monstrum w pidżamie, z włosami w nieładzie, o przekrwionych oczach, z których bije błagalne spojrzenie – moja siostra, biedna studęcina pierwszego roku. Całe popołudnie tłumaczę jej operacje na zbiorach borelowskich. Jestem bratem dobrym… ale i tak *beep* wisi mi butelkę rumu za pomoc.
Do domu wracam w sobotę nad ranem, nie za bardzo pamiętam jak. Kimam przez parę godzin, a gdy wstaję jest zbyt gorąco, by zrobić cokolwiek konstruktywnego. Siadam przed telewizorem i odpalam trzeci sezon „Legend of The Seeker”. Kahlan jest całkiem, całkiem niezłą laseczką, zupełnie jak moja Asieńka. Co prawda powinienem zabrać się za literaturę fachową, by przygotować się na poniedziałek, ale przecież jutro też jest dzień. Wieczór przynosi dwie rzeczy: upragniony chłód i kuriera DHL z grą „Amnesia: The Dark Descent”. Dwa lata czekałem na nowy produkt ze stajni Frictional Games… i nie będę czekał ani chwili dłużej! Pożyczam od siorki słuchawki, siadam z lapkiem w najciemniejszym kącie swojego pokoju i game on! Jestem graczem dobrym… i właśnie zmarnuję jakieś trzynaście godzin swojego *beep* żywota, by potem, maksymalnie wykończony, ale (mam nadzieję) maksymalnie szczęśliwy, doczołgać się do łóżka. Fuck yeah!
Budzi mnie „Heart of Courage” zespołu Two Steps from Hell. Klnę na słońce, klnę na komórkę, klnę na cały świat, ale w końcu odbieram. Dzwoni Asia, mój kochany kwiatuszek. Jest strasznie zdenerwowana, prosi bym do niej wpadł. Na pytanie „Co się stało?” odpowiada „Nic szczególnego”, czyli jest bardzo źle. Pewnie znowu dziewczyny z pracy dały jej popalić. Pieprzone zazdrośnice potrafią dotkliwie zranić moją wrażliwą depresyjkę. Biorę szybki prysznic, prasuję koszulę i spodnie, wkładam je do torby, w której lądują dodatkowo książki i szczoteczka. Jestem narzeczonym dobrym. Wstępuję jeszcze do kwiaciarni po różę i do sklepu po wino. Mołdawskie. Jadę.
Poniedziałek rano, a ja jestem po trzech godzinach snu. Parkuję przy Placu Politechniki. Dr hab. inż. Szef nie będzie zadowolony. Pocieszam się jedynie jego maksymą: „Macie prawo nic nie mówić. Zapamiętajcie to sobie: cenię uczciwość, a nie kombinatorstwo. Od tego zależy trudność ewentualnego drugiego terminu.” Jestem studentem z… Jestem prokrastynatorem dobrym. I znów, *beep*, nie nauczyłem się na egzamin ustny.



===========================================================================



Bzykanie na śniadanie

Pani Otylia Pusin z Piekar Śląskich zginęła przygnieciona przez swojego transgenicznego, pięciotonowego buhaja, kiedy próbowała ukradkiem sprowokować go do kopulacji!
Pan Mirosław Trzembielecki z Kobzin Górnych zszedł z tego świata, usiłując zgwałcić wyruszającą na poranny objazd żonę gajowego!

Jednak to nie oni, wielcy przegrani tej edycji szoł „Bzykanie na śniadanie”, są bohaterami tego dżdżystego, poniedziałkowego poranka! Naszą dzisiejszą gwiazdą jest pani Ludmiła Wydgoszcz z Nawłoci! Wyposażona, dzięki cudom nowoczesnej ksenotransplantologii i hojności naszych sponsorów, w żądło afrykańskiego pająka, dokona na swej asystentce mordu w rytuale własnego autorstwa!

Razem z naszym holostudiem znajdujemy się w Sulejówku, w willi pani Janiny Drwęc. Wygrała ona esemesowy konkurs „Zostań bohaterem z przypadku” i została zaakceptowana do roli partnerki naszej gwiazdy przez komisję, którą tym razem stanowi zespół siedmiu ekspertów osadzonych za najcięższe zbrodnie w więzieniu w Sztumie, regionalnym liderze produkcji i sprzedaży jogurtów i maślanek smakowych.

Mój reporterski awatar podkrada się teraz do kobiety-pająka, aby zadać parę szczerych do bólu pytań. Odpowiedzi na nie wyczekują od szarego świtu bukmacherzy, gospodynie domowe, a także dzieciaki z Państwowego Przedszkola nr 55 w Łodzi, które na dziś zaplanowały lekcję pod tytułem „Co człowiek ma w środku?”

Pani Ludmiła klęczy akurat w nogach łóżka Janiny Drwęc, ukąszonej we śnie w czasie brawurowej akcji, której świadkami byliśmy zaledwie kwadrans temu. Jak państwo może widzą, pani Drwęc jest już przebudzona, a jej pełne przerażenia i łez oczy dowodzą, że, choć sparaliżowana, pozostaje przy pełni zmysłów. Jakże ona musi być podekscytowana!

O ile mi wiadomo, przebiegającą właśnie częścią rytuału, który zdecydowała się nam dziś zaprezentować pani Ludmiła, jest oralno-waginalny akt płciowy, który ma doprowadzić jej partnerkę na sam skraj wulkanu ekstazy. Erupcję zaś wywoła… No właśnie, co?

Pani Ludmiło, czy dobrze rozumiem, że ostatnim etapem tych wyrafinowanych pieszczot będzie rozprucie partnerki brzytwą od wzgórka łonowego aż po mostek za pomocą „ Cięcia Tracza”, nazwanego na cześć bohatera naszego siostrzanego szoł „Zostań seryjnym mordercą nie wychodząc z domu”?
Niestety, jak państwo widzą w drugiej kamerze, pani Ludmiła ma zajęte usta, ale potakuje, kiwając ochoczo głową i zmieniając tym samym rytm pieszczot.

Zadaję zatem drugie pytanie: czy nie obawia się pani, że asystentka wykrwawi się, zanim dotrą panie do kulminacji tego jakże oryginalnego rytuału?
I znów pani Ludmiła, skupiona do granic, sygnalizuje nam odpowiedź poprzecznymi ruchami głowy, które jej ofiarę przyprawiają o nieme spazmy rozkoszy.

Tak, proszę państwa! Prawdziwa gwiazda nie musi nic mówić, aby udzielić wywiadu!

A dalej? Co będzie dalej? Jak państwo myślą? Sądząc po rozszerzonych do granic źrenicach i nozdrzach Janiny Drwęc, jest ona już gotowa do przejścia do następnej fazy. Jak to przeżyje? A pani Ludmiła? Czy jej cięcie będzie wystarczająco precyzyjne?

Dowiemy się tego po krótkiej przerwie na reklamy w popularnej technologii Eat’at’Ome! Z pewnością zachęcą one państwa do degustacji nowej, rewelacyjnej linii sztumskich jogurtów, związanej tematycznie z aktualnym odcinkiem naszego szoł. Przyznam, że przed wejściem na wizję próbowałem wszystkich smaków i są wyborne!

Widzimy się zatem za trzy minuty z kubeczkami jogurtu w państwa nowym ulubionym smaku, aby przyjrzeć się Cięciu Tracza w wykonaniu Ludmiły Wydgoszcz z Nawłoci!
Do zobaczenia!



===========================================================================



Sto słów

O jakiej porze Zbój nie zajrzałby do „Czerwonego nochala”, owa wizyta zawsze kończyła się tym, iż musiał on opowiedzieć swoim współbiesiadnikom historię ostatniego rejsu „Dumy Południa”.
- To było jakieś piętnaście lat temu. Na „Dumie Południa” zajmowałem się głównie szorowaniem pokładu i zbieraniem cięgów od kapitana Rolsa, największego i najtwardszego drania, jaki kiedykolwiek przemierzał Wody Niespokojne. Płynęliśmy wtedy z Wysp Dziewiczych w stronę kontynentu, rządzonego przez szalonego Khala, gdy nagle – a musicie mi wierzyć, że nic tego nie zwiastowało, caluśki dzień na niebie ani jedna chmurka się nie ukazała – rozpętało się prawdziwe piekło, coś, co tutejsi kronikarze uznali niedługo po tym wydarzeniu za sztorm stulecia.
Wiedzcie, iż moja mateczka zawsze była przeciwna drodze życiowej, jaką obrałem. Lamentowała dniami i nocami, że niby to niebezpieczne, że piraci, że utopić się można. Morze łez wylała, ale to tylko baba, więc nic w tej kwestii do gadania nie miała.
Kiedy opuszczałem rodzinny kurwidołek, na pożegnanie matula nauczyła mnie modlitwy do Pani Wód Niespokojnych, aby ta, w razie zagrożenia, miała mnie w swojej opiece.
Stoję więc na pokładzie „Dumy Południa” i widzę, że fale wysokie na kilka metrów zaraz zwalą mi się na głowę. No to ja bach na kolana i zaczynam zawodzić: ratuj mnie Pani Litościwa! I wtedy, przez przeraźliwe wycie sztormu przebił się głos niewieści, niosący pytanie: czego chcesz? Ja na to: żyć! I dobiliśmy targu dziwnego. Ona miała przegnać złą pogodę, w zamian za to odbierając mi sto ostatnich słów, jakie miałbym w swym życiu wypowiedzieć. Pewnie zastanawiacie się, a cóż to za fanaberie? Sto słów, i to od kogoś, kto większość życia spędził pijany i z którego ust jeno plugastwa się dobywały? Ano matula opowiadała mi o marynarzu-niemowie, którego Pani Wód Niespokojnych pokochała i dla którego owe słowa uporczywie gromadziła, by któregoś dnia kochankowie mogli w końcu świergotać razem radośnie, niczym para gołąbków.
Mnie jednemu Pani tamtego dnia okazała łaskę. Pozostałych znajdujących się na „Dumie Południa” – nawet kapitana Rolsa - zabrało morze.

Tej nocy Zbój wytoczył się z karczmy wyjątkowo wcześnie. Chwiejnym krokiem ruszył przed siebie, wpierw – przy udziale chłodnego powietrza – chcąc wytrzeźwieć, a dopiero później znaleźć drogę do swojej chaty.
Było ich czterech. Napadli Zbója, gdy ten w jednej z bocznych uliczek opróżniał własny żołądek.
- Znamy my ci opowieść o „Dumie Południa” i o tym, co jego załoga robiła na Wyspach Dziewiczych. Skoroś tylko ty ocalał, to pewnie wiesz, co się stało ze złotem, które zrabowaliście ze skarbca króla Olina, co kochaneczku? Gadaj śmiało, w karczmie gęba ci się nie zamykała!
- Przyjaciele, nie wiem…
- Nie łżyj psie, ino gadaj, gdzie złoto!
Zbój, czując ostrze noża na własnym gardle, otrzeźwiał momentalnie. Uznał, że nie ma co zgrywać głupka, życie w końcu było mu o wiele droższe, niż wszystkie skarby tego świata.
Już otwierał usta, już miał tym bandytom wszystko wyśpiewać…
Z przerażeniem odkrył, iż nie jest w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.

Następnego dnia straż miejska odnalazła Zbója leżącego we własnych rzygowinach, z poderżniętym gardłem.



===========================================================================



Planeta Żab

Chcecie, żebym opowiedział wam o Vistuli? Właściwie to niewiele wiem na jej temat. Dwa lata temu musiałem udać się w interesach na Kriogenię, a że Marek też akurat tam leciał, więc zabrałem się razem z nim. Kriogenia jest lodową planetą, na której znajduje się tylko kilka baz zamieszkałych przez naukowców, lecz w centrum ekosfery miejscowej gwiazdy krąży gęsto zaludniony glob, czyli właśnie Vistula. Gdy zbliżaliśmy się do celu, dostrzegliśmy ją na monitorze, spytałem więc Marka, czy był tam kiedykolwiek.

– Tak, latałem na Vistulę, gdy byłem jeszcze kurierem w pewnej firmie przewozowej – odpowiedział. – Nazywaliśmy ją wtedy Planetą Żab.
– Dlaczego? Czyżby pełna ona była tych płazów?
– Nie, chodziło o coś innego. Zresztą, opowiem ci o moim ostatnim pobycie na tej planecie. Jak wiesz, dorabiałem sobie wtedy drobnym przemytem. Towar przewoziłem w kapsułkach, które łykałem przed podróżą, tak iż bezpiecznie przechodziły odprawę celną w moim żołądku. Kontrole na Vistuli nie były zbyt drobiazgowe, nie martwiłem się więc wpadką. Tym razem było jednak inaczej. Wychodzę z kosmodromu i chcę iść do punktu kontaktowego, a tu nagle wyrasta przede mną patrol policji i grzecznie zagaja we wspólnej mowie: Dzień dobry piedolony ciulu, proszę kulwa okazać dokumenty.
– Piedolony?, kulwa?, ciulu? Co to za język?!
– Miejscowy dialekt. Vistulę zasiedlili koloniści z Ziemi, z jednego takiego kraju nad Wisłą.
– Rozumiem. I oni zawsze mówią w ten sposób?
– Tak. Pamiętasz, jak kilka lat temu furorę zrobił ten dwudziestowieczny film kung fu, odnowiony w wersji sześciowymiarowej?
– Pamiętam.
– Na Vistuli wydano go pod tytułem "Wejście dziebanego smoka".
– A jeśli chcą sobie zakląć, to co wtedy mówią?
– Stosują słowne zbitki. Na przykład, gdy Vistulaninowi zepsuje się komputer, mówi wtedy mniej więcej coś takiego: Ja piedole kulwa, ten dziebany, spiedolony kuj mi się kulwa zdziebał do kuja.
– Ale to przecież bez sensu, takie ciągłe wtykanie wulgaryzmów do każdego zdania.
– Potrzebują ich do stymulowania pracy mózgu. Zresztą słuchaj dalej. Niebiescy – bo tam noszą niebieskie mundury – powiedzieli mi jakie mam prawa, zaprowadzili na pobliski komisariat i tam dokładnie przeszukali teczkę, którą wziąłem ze sobą. W pewnym momencie widzę, że jeden z nich wyciąga mój komunikator, a miałem wtedy najnowszy model, nieopatrznie go włącza, majstrując przy nim, a potem kładzie z dala ode mnie na biurku i bierze się za wypełnianie jakichś formularzy. Drugi policjant wyjął z szuflady biurka skaner ciała i zaczął go nastawiać.
– No to wpadłeś! Ile ci dali za przemyt?
– Nic, słuchaj dalej. Gdy obaj zajęci byli swoimi sprawami, skorzystałem z prawa do milczenia i zawołałem w stronę komunikatora: Statek, teleportuj kapsułki z mojego żołądka! Po mniej więcej minucie poczułem przyjemną lekkość w brzuchu, skaner zaś niczego nie wykrył.
– Ale jak to skorzystałeś z prawa do milczenia, jeśli krzyknąłeś?
– Po prostu bez odpowiedniej stymulacji nie byli w stanie mnie usłyszeć. Jak żaby, które widzą tylko to, co się porusza.



===========================================================================



Anakonda

Blado wyglądasz. Z przecięcia na czole sączy się krew. Mechanicznie oczyszczasz ranę na przedramieniu, śledzisz mnie wzrokiem swoich zielonych oczu. Milczysz. Masz do tego prawo. Zerkasz co chwilę na własne, zakurzone dłonie i oblizujesz wargi długim, rozwidlonym językiem.
Straciłeś sporo krwi. Nie masz takiego refleksu, jak byś chciał.
Wyginasz wargi w paskudnym grymasie, jakbyś doskonale znał moje myśli. Milczysz. Masz do tego prawo.
Owijasz ranę bandażem i krzywisz się. Nie masz pojęcia o medycynie, biedaku. Nie poprosisz mnie o pomoc, a ja ci jej nie udzielę. Znam się na leczeniu, wiesz przecież. I na truciznach. To też już wiesz. Po co tu w ogóle przyszedłeś?! Liczysz, że padnę na kolana i zacznę cie błagać o wybaczenie? A ty łaskawie zabijesz mnie bez tortur?
Nie licz na to.
Może sądzisz, że nie wytrzymam spojrzenia twoich gadzich oczu i wyjdę trzaskając drzwiami, zaleję się łzami albo wypalę trochę tego paskudztwa, którym się odurzasz?! O nie.
Czego więc chcesz?
Nie odpowiesz mi. Wolisz milczeć.
Po co tam szedłeś, do cholery?! Czy nie mówiłam, żebyś zostawił to w spokoju, że tak będzie lepiej, że to niebezpieczne?!
Znowu wyginasz wargi w uśmiechu. Ciągle masz nadzieję, że zaraz się złamię… przeliczyłeś się.
Czemu mnie nie zabijesz…?
Potrafię być cierpliwa. Ale chcę odpowiedzi.
Zastanawiasz się, dlaczego? Wracasz myślami do trucizny w winie czy obiedzie, do zatrutych noży i szat, strzał wyplutych przez gęstniejącą noc? Chybiłam zaledwie o cal. Należą mi się wyrazy uznania.
Naprawdę cię nie cierpię.
Mogłeś się domyślić, że to ja. Nie musiałeś tam iść pytać. Wtedy może miałbyś jakąś szansę. Oboje wiemy, że ten cichy bój zakończy się śmiercią którejś ze stron. Tyle tylko, że jesteś zmęczony, zraniony, kręci ci się w głowie, przed oczami tańczą chmary czarnych motyli i potrzebujesz opium.
Dalej wlepiasz we mnie swój zielony wzrok. Dalej niewzruszony i cierpliwy, z cieniem uśmiechu na bladej twarzy. Milczący.
Zaraz cię zabiję. Tak, zobaczysz, zaraz sięgnę po sztylet. Zaraz.
Nie poznajesz mnie? Przypomnij sobie początek swojej parszywej kariery, krótko po zamachu na cesarza. To byłeś ty, prawda? Nieważne. Mam powody, by chcieć się mścić i to musi ci wystarczyć.
Ciszę przerywa ostry, długi dźwięk wyciąganego ostrza. Zaraz zakończę ten idiotyczny pojedynek. Uśmiechasz się gorzko.
Nie sięgasz po szablę, nie dobywasz sztyletu czy innej broni. Wiem, że masz jej mnóstwo, w rękawach, cholewach butów, może nawet we włosach. Nic nie robisz. Uśmiechasz się szerzej i wstajesz z pryczy. Jesteśmy niemal równego wzrostu. Mierzysz mnie wzrokiem swoich zielonych oczu i wychodzisz.
Nie zatrzymuję cię.
Drzwi ze skrzypieniem zamykają się. Nie słyszę kroków. Umiesz poruszać się bezgłośnie, albo czekać na ofiarę w bezruchu przez wiele godzin. Jak anakonda.
Czemu mnie nie zabiłeś? Czemu ja ciebie nie zabiłam?
Słyszę syk i zamieram. Po posadzce pełznie lśniący wąż, wijąca się śmiercionośna wstęga barwy morskiej wody.
Nie uciekłam, nie ciachnęłam gada sztyletem. Nic. Tylko samotna łza popłynęła mi po policzku. Żałuję. Trochę siebie, trochę nawet ciebie, chociaż jesteś takim cholernym *beep*.
Zacisnęłam zęby, gdy poczułam ukąszenie. Naprawdę liczyłam, że po prostu okazałeś litość…? Ty nawet nie wiesz, że coś takiego istnieje. Uważasz, że jestem żałosna, skoro nie chciało ci się nawet wymyśleć czegoś bardziej efektownego czy bolesnego?
Jesteś profesjonalistą. Zabijasz po cichu.
Nie przerywałam tej ciszy.



===========================================================================



Milczenie owieczek

To go niszczyło. Nieustannie powtarzające się setki głosów w głowie. Jego własne myśli z trudem przebijały się przez ich warstwę. A od wielu dni było coraz gorzej. Początkowo nawet to sobie cenił. Spojrzał na ulicy i po prostu wiedział.
- Fajne ma buty.
Do tej laski nie ma co podchodzić. Nawet jeśli słowa, które słyszał, brzmiały w obcej mowie, doskonale rozumiał ich treść. W trakcie rozmowy znał pytanie, zanim ktoś je zadał. Ale wkrótce przestało być zabawnie.
- Ja nie chciałem, naprawdę.
Wyrzuty sumienia należały do najgorszych myśli. Ale to już nie były pojedyncze zdania. Wlewały się w jego świadomość początkowo wąską stróżką, później rwącą rzeką. Zaczął budzić się w nocy. Codzienne koszmary były zbyt intensywne, realne, żywe. Jakby w tym czasie był wszędzie, we wszystkim. Ostatnio nie spał tydzień. W końcu zasnął. Na krótko.
- Proszę, nie...
Wstał jak zwykle z krzykiem, a gdy przez zamglone oczy dostrzegał zarys sypialni, poszedł przemyć oczy. W odbiciu źrenic w lustrze widział niemowlę, takie ciche i spokojne.
- Czemu ja?
Zapłakana matka ustąpiła miejsca chorej dziewczynie.
- Niech to się już skończy, błagam.
Ironia? Skończy się. Uciszę was wszystkich raz na zawsze.
Z krzywym uśmiechem otworzył drzwi na balkon. Na dół prowadziło siedem pięter.

(...)

W starej katedrze gdzieś na końcu świata, kapłan gwałtownie się zachłysnął. Kielich wina wypadł mu z ręki. Nie znał dobrze smaku, który czuł w ustach, ale domysły wzbudzały w nim wstręt i chyba jeszcze większe przerażenie.



===========================================================================



Tancerz

Później mówiono, że człowiek ten nadjechał z zachodu, od gór. Czarna postać na czarnym koniu. Zwracał uwagę.
Gdy wszedł do jedynego saloonu w Nowym Jeruzalem, rozmowy ucichły, pianista przestał grać. Kilkanaście par oczu śledziło przybysza, gdy powoli podszedł do baru i zastukał w blat. Barman pospiesznie napełnił szklankę.
Skrzypnęło krzesło.
- Jestem Jimmy Hudson. - Młody chłopak podszedł do przybysza. - A ty jeździsz z Wielebnym Elliotem. Poznałem po zielonej chuście.
Przybysz poprawił owiniętą wokół szyi chustę, ale zamiast wzroku podniósł szklankę. Upił.
-Już nie jeżdżę.
Głos miał zachrypnięty, nieprzyjemny.
- Kapelusz masz ichni.
- Tak.
- Więc jeździsz.
- Nie.
- Federalni dorwali Wielebnego?
- Nie.
- A kto?
- Przestań, Jimmy. - Barman wtrącił się do rozmowy. - Widzisz, że nie ma ochoty gadać. Jego prawo.
Chłopak skrzywił się.
- Jeździł z Wielebnym i na pewno widział niejedno - powiedział. – A tu rzadko trafiają się dobre historie. - Wskazał palcem przybysza. - Jest w naszym mieście, pije naszą whisky i nie podzieli się nowinami? A może po prostu twoja wóda, Angus, nie jest tego warta? - Chłopak zaśmiał się głośno, kompani przy stołach zarechotali solidarnie.
Obcy upił kolejny łyk.
- Moja historia wywróciłaby wasze wnętrzności na nice...
Młodemu zaświeciły się oczy. Popatrzył na towarzyszy, potem na barmana. Uśmiechnął się. Z kieszeni brudnej marynarki wyjął kilka monet i rzucił je na blat. Zatańczyły, rozbiegły się w różne strony.
- Postaw tu butelkę najlepszej Old Kentucky dla naszego gościa. Może to rozwiąże mu język.
Przybysz w końcu uniósł głowę. Spod przykurzonego melonika spoglądała para czarnych jak węgle oczu.
- Naprawdę chcesz ją usłyszeć, chłopcze?
Jimmy czuł, że skupił na sobie wszystkie spojrzenia. Odstąpić teraz oznaczało wystawienie się na pośmiewisko. Jimmy Freeman nie poddawał się tak łatwo. Skinął głową.
Przybysz uśmiechnął się brzydko.
- Jeździłem z Wielebnym Elliotem, tak. Trzy lata. Ja, Kyle Wheeler. A nie dalej jak dwa dni temu spotkaliśmy się przy Bramie Wisielca. Ktoś przekazał Wielebnemu, że druga banda rozsiadła się na przełęczy i napada podróżnych. Znikały dyliżanse, przepadali kurierzy. Elliot chciał wyrównać rachunki, pokazać, że jego gniew jest jak gniew Wszechmocnego. Niepowstrzymany.
Wychylił szklankę i podsunął ją Angusowi. Barman napełnił ją szybko, rozchlapując po brudnym blacie najlepszą Old Kentucky.
- Dorwaliście ich? - cicho zapytał Jimmy.
- Ich?
- Bandę.
Kyle Wheeler zaśmiał się nieprzyjemnie.
- Banda... To był jeden człowiek. Pieprzone chuchro w łachmanach. Tropiciel Wielebnego odszukał go w starej górniczej wiosce. Bez koni łatwiej było podejść. Nie uciekał. Nic nie mówił. Stał po prostu na drodze, jakby czekał. Cały umazany krwią. I tylko w ziemię patrzył. Czułem, że łatwo nie będzie. A gdy spojrzał na Wielebnego...
Żaden dźwięk nie rozpraszał ciszy, która zapadła przy barze. Wszyscy zebrani słuchali w napięciu.
- W oczach miał ogień, płomienie strzeliły z palców. Szybki był, demon przeklęty. Kule go nie tykały, żadna nie trafiła. Wielebny nawet nie mrugnął. Najszybszy rewolwerowiec na Środkowym Zachodzie został rozszarpany w jednej chwili. A demon tańczył pośród ludzi, wyciągając po jednym, paląc, szarpiąc…
Przybysz wychylił kolejną szklankę. Zamilkł.
- Mówisz, że nazywasz się Wheeler? - To Angus zadał to niespodziewane pytanie.
- Tak.
- „Tancerz” Wheeler?
Przybysz przytaknął.
- Słyszałem, że Wielebny powiesił Tancerza w ubiegłym roku. Podobno wygadał się federalnym.
Przybysz zaśmiał się chrapliwie, pomasował szyję, poprawił zieloną chustę i podniósł wzrok.
Jego oczy nie były już czarne. Miał ogień w oczach, palce strzeliły płomieniami...



===========================================================================



Czyńcie swoją powinność...
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 13 Marca 2011, 22:46   

CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 13 Marca 2011, 23:12   

Przeczytane.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
eLAN 
Alien


Posty: 353
Skąd: Polska
Wysłany: 14 Marca 2011, 13:37   

Wszystkie teksty za mną, dwa się spodobały, jednego nie zrozumałem, ale zobaczymy po ponownej lekturze.

No i już "żaden z powyższych" głosa dostał :cry:
_________________
Pozdrawiam.
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 14 Marca 2011, 13:39   

eLAN napisał/a
No i już żaden z powyższych głosa dostał
Nie płakusiaj, przecież też mu się od życia coś należy, skoro już się z nami bawi :wink:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 14 Marca 2011, 14:59   

baranku, dziękuję za głos z otwartą przyłbicą.

Niezdecydowany NN-ie... no, fajnie... :wink: Co tu można powiedzieć więcej.


I informacyjnie: cóż, była wymiana zdań z barankiem właśnie, w której wspomniałem coś o "padnięciu" kompa. I cóż. Stało się. Wczorajsze opóźnienie z założeniem tematu konkursowego było tego skutkiem. Na szczęście się udało, choć nawet nie wiecie, jak niewiele brakowało...
Póki co, nie mam komputera w domu, będę więc, przez tydzień pewnie, Gospodarzem z doskoku. :wink:

Głosujcie i komentujcie!
Zapraszam!
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
Arya 
Stefan Sławiński


Posty: 2628
Skąd: Lublin
Wysłany: 14 Marca 2011, 17:22   

CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości, Ekspiacja, Arkkienkeli, Anakonda, Tancerz
 
 
eLAN 
Alien


Posty: 353
Skąd: Polska
Wysłany: 14 Marca 2011, 17:58   

Wstyd się przyznać, ale przeczytałem dwa razy, a milczenia owieczek nadal nie rozumiem...

A mianowicie ostatniego akapitu nie rozumiem :cry:
_________________
Pozdrawiam.
 
 
Sauron 
Bink


Posty: 1804
Skąd: Toruń
Wysłany: 14 Marca 2011, 18:12   

CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości, Arkkienkeli, Tancerz.
_________________
Kupiec. Korzenny.
The dog park will not harm you.
 
 
dziko 
Yoda


Posty: 949
Skąd: Warszawa
Wysłany: 14 Marca 2011, 21:53   

Mięsista edycja, szorty długaśne, żadnych mikrusów, wierszyków, meta-szortów. Dobór tematyki przez Autorów mnie nieco zdziwił, co nie znaczy, że rozczarował. Trudno w tej edycji zgadnąć autorstwo, acz wydaje mi się, że widzę gdzieś rękę Zagubionego i lakeholmena :)

Powrót - Ot, scenka rodzajowa. Nawet sympatyczna, ale rodzajowa. Zakończenie trochę rozczarowuje.
CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości - nie jestem autorem ;) Fajna anty-utopia SF, zgrabne spiętrzenie absurdów. PUNKT
Ekspiacja -Trochę mi to przypomina Przepowiednię z edycji mięsnej, takie jakieś przefilozofowane.
Arkkienkeli - Demiurg zjadł zimne tosty. I co z tego?
Jak się nazywasz, dziwko? - To mogłoby mieć tytuł "Prawo i Sprawiedliwość". Może być, acz przewidywalne od samego początku.
Rytuał - Ładnie napisane, ale to przecież nic innego jak parafraza znanego dowcipu.
Starsza pani - Niezły horrorystyczny klimat, jest napięcie, jest pomysł, ale czegoś mi zabrakło, jakiegoś jednego ogniwa w tym łańcuchu scen. Dlatego tylko WYRÓŻNIENIE.
Jestem ... dobrym - To jest nawet fajne, takie inne niż wszystko, tylko... jednak trochę fabularnej fabuły w tym wszystkim brakuje. Niemniej za pomysł WYRÓŻNIENIE.
Bzykanie na śniadanie - Nie moje klimaty zupełnie.
Sto słów - Pomysł ogólnie dobry, ale wykonanie kuleje. Przecież te sto słów oznacza tylko nieznacznie przyspieszenie i tak nieuchronnego końca. No chyba, że faktycznie założymy, iż gość wypowiada jedno słowo na tydzień.
Planeta Żab - Dowcipne, sympatycznie absurdalne, na swój sposób bardzo prawdziwe. PUNKT
Anakonda - Nie zrozumiałem.
Milczenie owieczek - Tytuł niezły, reszta już niekoniecznie.
Tancerz - Tu z kolei tytuł zwodniczy. A szort zacny, klimatyczny, wciągający, taki pozytywnie klasyczny. PUNKT
_________________
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 14 Marca 2011, 22:10   

eLAN czemu wstyd? Wszystko z Tobą w porządku, to autor ostro przesadził z koncepcją.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
Aisling 
Frodo Baggins


Posty: 130
Skąd: Archiwum X
Wysłany: 15 Marca 2011, 09:38   

PUNKTY ode mnie dostają Bzykanie na śniadanie i Tancerz.
Pierwsze - wspaniały, eklektyczny, trzymający w napięciu mix jogurtowy, dobrze doprawiony i dający się łatwo strawić (chociaż nie light!).
A może po prostu lubię jogurty? :D
To drugie - zupełnie inaczej, ale też trzymające w napięciu od początku do końca, potwierdza znaną prawdę, że nadmierna ciekawość do niczego dobrego nie prowadzi.
W obydwu przypadkach - klarowność, ładny konflikt, udane lądowanie :) .
 
 
Ice 
Han Solo


Posty: 815
Skąd: Tczew
Wysłany: 15 Marca 2011, 12:33   

Punkty dla Anakondy i Tancerza.

Z każdą kolejną edycją mam coraz wyraźniejsze wrażenie, że "wszystko już było"...
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 15 Marca 2011, 14:02   

CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości
Tancerz
 
 
dalambert 
Agent Chaosu


Posty: 23516
Skąd: Grochów
Wysłany: 15 Marca 2011, 14:04   

Ice napisał/a
Z każdą kolejną edycją mam coraz wyraźniejsze wrażenie, że wszystko już było...

to już za czasów cesarza Dominicjana zauważyl bp. rabin Ben Akiba :P
_________________
Boże chroń Królową - Dalambert
 
 
Marcin Robert 
Orient Men


Posty: 1476
Skąd: Nowy Targ
Wysłany: 15 Marca 2011, 14:19   

Ice napisał/a
Z każdą kolejną edycją mam coraz wyraźniejsze wrażenie, że wszystko już było...


Też tak mam, jak słyszę muzyczne nowości. Ale który to rzymski autor z I w. n.e. stwierdził, że wszystko, co było do wynalezienia już wynaleziono? Seneka Młodszy? Mimo to na świecie ciągle pojawia się coś nowego. ;P:
 
 
Ice 
Han Solo


Posty: 815
Skąd: Tczew
Wysłany: 15 Marca 2011, 15:23   

A to nie było jakoś na przełomie XIX i XX wieku? Jakoś koniec ery pary?
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 15 Marca 2011, 15:58   

Dziękuję kolejnym jawnie głosującym.

Arya, Sauron, Aisling, Ice, Stormbringer - dla Was brawa... :bravo

dziko - brawa podwójne, za poświęcenie chwili na zauważenie wszystkich tekstów - :bravo :bravo

Czekam na więcej...
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 16 Marca 2011, 23:14   

Przeczytałem. Ogólnie może być, tylko jakoś tak większość wokół nagłych zgonów się kręci ;)
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 17 Marca 2011, 00:36   

znowu na sensowny pomysl wpadlem dopiero dwa dni po terminie. i oczywiscie jest nagly zgon ;p
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
Selena 
Frodo Baggins


Posty: 146
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 17 Marca 2011, 08:08   

Powrót i Arkkienkeli. Uzasadnienie po pracy :wink:
 
 
marcolphus 
Batman


Posty: 514
Skąd: Kraków
Wysłany: 17 Marca 2011, 12:45   

Tym razem będzie krótko ;-)

Powrót - eee, słabe
CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości - wyśmienite!!!
Ekspiacja - obrzydliwe i niezrozumiałe
Arkkienkeli - słabe
Jak się nazywasz, dziwko? - bardzo słabe
Rytuał - przerabianie kawałów na opowiadania powinno być surowo karane
Starsza pani - głupie
Jestem ... dobrym - nie wiem o co chodzi
Bzykanie na śniadanie - obleśne
Sto słów - słabe
Planeta Żab - kiepskie
Anakonda - bardzo złe
Milczenie owieczek - znów słabe
Tancerz - niezłe, fajny klimat

Punkty będą 2: CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości i Tancerz
_________________
What Codringher Hears
 
 
 
RedActor 
Jaskier


Posty: 87
Skąd: Lublin
Wysłany: 17 Marca 2011, 16:19   

Powrót Niezłe. Zabawne. Przypomina kabaretowy monolog bodajże Krzysztofa Piaseckiego, w którym sytuacja była bardzo podobna. Czyżby inspiracja? ;)

CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości Zabawne. Fajny pomysł, rozwinięty w zabawną historyjkę, zakończoną dobrą puentą, która wywraca do góry nogami to, co napisano wcześniej. Jeden z najlepszych szortów tej edycji.

Ekspiacja Przykro mi, ale nic nie rozumiem. Coś się pali, ktoś gdzieś jedzie, coś się wydarzyło, ale do końca nie wiem, co. Nieczytelne jak dla mnie. Męczące.

Arkkienkeli Nie do końca rozumiem. Opowiadanie o jedzeniu tostów i jajek, w którym główna myśl zawarta jest w końcowym dialogu. Może trzeba poguglować, żeby zrozumieć, ale jakoś mnie nie zaintrygowało na tyle, żeby to zrobić. No i kilka potknięć, jak choćby niewłaściwe użycie apostrofu (np. pager’ów zamiast poprawnego „pagerów” - http://pl.wikipedia.org/wiki/Apostrof).

Jak się nazywasz, dziwko? Poprawne, ale, jak to ktoś już zauważył, przewidywalne praktycznie od pierwszego zdania. No i skąd się wzięła ta człekokształtna małpa? I po co gwałciła łobuza?Tego już zupełnie nie kumam.

Rytuał Poprawne. Wspomnienie starego dowcipu. I tyle.

Starsza pani Starsza Pani rzuciła tym sztyletem? Czy się po prostu zmaterializował? Jakiś niedomyślny chyba jestem, bo nie wiem. Jedno i drugie jest prawdopodobne, ale brak sugestii w tekście, który by mi to rozjaśnił.

Jestem ... dobrym Nauczyłem się nowego, trudnego słowa na „p”. Dzięki :) Poza tym nic odkrywczego, choć niezły chwyt z tym szefem i wywróceniem wszystkiego na lewą stronę na koniec. Jedna uwaga: co to jest „studęcina”? No i tytuł do bani.

Bzykanie na śniadanie Pomysł w sumie ciekawy, ale opowiadanie do mnie nie trafiło. Może nie jestem tzw. targetem.

Sto słów Nawet ciekawe zrealizowanie tematu edycji. Tyle że bohater nie tyle skorzystał z prawa do milczenia, ile nie miał innego wyjścia ;) Coś mi tylko tu nie gra ze stylizacją mowy – najpierw Zbój mówi w miarę normalnie, a później opryszek odzywa się w jakimś dziwnym, archaicznym stylu („znamy my ci...”). Coś mi tu zgrzytnęło.

Planeta Żab Zabawne. Niezły chwyt z tą odpowiednią stymulacją.

Anakonda Przegadane i męczące. No i anakonda, z tego co się orientuję, nie jest jadowita, więc cały koncept sypie się w drobny mak.

Milczenie owieczek Nie rozumiem. Kto? Co? Komu? Dlaczego? Za ile?

Tancerz Gdyby nie aluzja do Sapkowskiego w pierwszym zdaniu, byłoby całkiem dobrze. Bo po pierwszym zdaniu spodziewałem się albo parodii Sapkowskiego, albo wyraźnego nawiązania, albo czegoś lepszego od Wiedźmina – poprzeczka została postawiona wysoko, a oczekiwania nie spełniono. Poza tym niezłe opowiadanie.

Punkty dla CSI, Powrót, Tancerz, Planeta Żab. W tej właśnie kolejności
_________________
Prwdzw twrdzl n ptrzbj smgłsk
 
 
eLAN 
Alien


Posty: 353
Skąd: Polska
Wysłany: 17 Marca 2011, 17:25   

Powrót - przyjemne od pierwszego zdania. Liczyłem, że coś Autor rozwinie, przemyci ciekawą historyjkę a tu taki klops... Niby fajne, ale pointa jest słabiuteńka.

CSI: Kryminalne zagadki Przyszłości - Fajny pomysł, fajne wykonanie, ale jakoś nie rzuca na kolana. Ot, przyjemne takie do poczytania.

Ekspiacja - Rozumiem. A przynajmniej tak mi się wydaje... W każdym razie fajnie pomyślane i wcale nie takie to trudne do rozgryzienia. Ale mimo że pomysł ciekawy, to niczym mnie specjalnie nie zaskoczył ani nie zachwycił. Fajne, nic poza tym.

Arkkienkeli - Nie rozumiem, czego tu można nie rozumieć. Jak ktoś nie jest w temacie, to wystarczy jak wygugluje sobie tytuł. Ale poza tym trochę to przegadane i jakoś nie specjalnie mi do gustu przydał styl Autora.

Jak się nazywasz, dziwko? - Czyli, że PiS zawsze zwycięża :) ? Przyjemne, chociaż przewidywalne. Jedyne, co mnie zaskoczyło to fakt zgwałcenia przez małpę :mrgreen:

Rytuał - kiedy przeglądałem tytuły, tego opowiadania nie pamiętałem w ogóle. Nie zaskoczyło mnie, nie zapadało w pamięć. Jeśli jest nawiązaniem do dowcipu, to widocznie go nie znam :? . A poza tym - nic, co by zasługiwało na szczególną uwagę.

Starsza pani - 3x Nie, dziękujemy.

Jestem ... dobrym - Nie podoba mi się tu kilka rzeczy: po pierwsze - nieciekawe. Jakoś nie kręci mnie czytanie listy płyt i wykonawców, którymi raczy się bohater. Pointa nic nie pomaga. Kolejną rzeczą jest fakt, że strasznie dużo osób wciska na siłę temat edycji. Dlaczego np. policjant mówi: masz prawo nic nie mówić, a nie zachować milczenie? Nie rozumiem tego i niezbyt podobają mi się opowiadania ten tytuł zawierające...

Bzykanie na śniadanie - ałaaaa... Nie spodobało mi się w ogóle.

Sto słów - O! To mi się spodobało. Chwilę się zastanawiałem nad sytuacją bohatera, a to już duży plus tego opowiadania. Podobało mi się, chociaż brakowało mi tu czegoś... czego nie potrafię określić. Niby nic do zarzucenia, a jednak...

Planeta Żab - Nie przypadł mi do gustu pomysł. Absurd nie ma żadnego uzasadnienia, wyśmianie Polaków nie śmieszy. Ogólnie - ani pomysł, ani wykonanie nie wywarło na mnie dobrego wrażenia.

Anakonda - Jestem cierpliwym czytelnikiem. I rozumiem większość szortów. Tego rozumiem w połowie, musiałbym pewnie przeczytać więcej niż dwa razy, żeby dopasować do siebie wszystkie zdania i mieć jasny obraz sytuacji. Nie chce mi się tego niestety robić, ale po przeczytaniu wiem, że to opowiadanie jest całkiem całkiem. Z początku trudno się czyta, trudno coś zrozumieć, ale nawet nie zauważyłem, kiedy mignęło mi całe. Dobre krótko mówiąc.

Milczenie owieczek - Rozumiem część pierwszą. Domyślam się o co chodzi w części drugiej. Ale jaka intryga łączy je ze sobą to ni w ząb nie kumam.

Tancerz - Świetny klimat, świetnie napisane. Tylko że rozczarowuje mnie to niemiłosiernie... kiedy Tancerz zaczyna opowieść już znam pointę, a jego historyjka mi się nie podoba. A szkoda, bo klimat genialny.

To tyle, zastanowię się nad punktami.
_________________
Pozdrawiam.
 
 
RedActor 
Jaskier


Posty: 87
Skąd: Lublin
Wysłany: 18 Marca 2011, 00:03   

eLAN napisał/a
Arkkienkeli - Nie rozumiem, czego tu można nie rozumieć. Jak ktoś nie jest w temacie, to wystarczy jak wygugluje sobie tytuł.


Wyguglowałem i już rozumiem :D

http://fi.wikipedia.org/wiki/Arkkienkeli
_________________
Prwdzw twrdzl n ptrzbj smgłsk
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Marca 2011, 06:21   

RedActor, przy zrozumieniu szorta szczególnie pomocny okazał się fragment:
Cytat
Katolisuudessa arkkienkelien nimet ovat Mikael, Gabriel ja Rafael (joskus myös Uriel). Apokryfikirjoissa esiintyvät seuraavat neljä arkkienkeliä: Uriel, Barachiel, Salafiel ja Jehudiel.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 18 Marca 2011, 08:59   

baranek, paradoksalnie tak :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
eLAN 
Alien


Posty: 353
Skąd: Polska
Wysłany: 18 Marca 2011, 12:35   

:? Mnie wystarczył rysunek podpisany "Arkkienkeli Gabriel "
_________________
Pozdrawiam.
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 19 Marca 2011, 09:53   

Proszę Państwa, wróciłem!
Moja stara karta graficzna odeszła do krainy wiecznego renderingu...
Mam nadzieję, że teraz będzie już dobrze.

I zaległości:

Seleno, dzięki za głosy :bravo , ale nie siedź już tak długo w pracy... :wink:

marcolphus, lakonicznie, ale kompleksowo, dzięki, dzięki... :bravo

RedActor - o to chodzi! :bravo

eLAN - dzięki za komentarze. :bravo Nadal myślisz?

Czy też może jesteś nowym NN-em (który według moich wyliczeń zagłosował Arkkienkeli i Jak się nazywasz, dziwko?).
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
eLAN 
Alien


Posty: 353
Skąd: Polska
Wysłany: 19 Marca 2011, 10:52   

A, zagłosować... :mrgreen:

CSI, Sto słów, Anakonda
_________________
Pozdrawiam.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group