Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Szorty okraszone - głosowanie do 3 stycznia 2011 (ok. 20.40)

Wybierajcie
Bestia
1%
 1%  [ 1 ]
Biała Cytadela
11%
 11%  [ 8 ]
Innowacyjny cRPG
2%
 2%  [ 2 ]
Jeszcze raz się odezwiesz i wracasz na kasę!
5%
 5%  [ 4 ]
Nie mów "udało mi się!", zanim nie przywiążesz magistra do stalagmitu
1%
 1%  [ 1 ]
Nigdy więcej
2%
 2%  [ 2 ]
Patchwork
12%
 12%  [ 9 ]
"Pod Kusiem"
18%
 18%  [ 13 ]
Polowanie
1%
 1%  [ 1 ]
Przebudzenie
18%
 18%  [ 13 ]
Walka magistra Skwarka
1%
 1%  [ 1 ]
Zapowiedziany gość
1%
 1%  [ 1 ]
Życzenie
14%
 14%  [ 10 ]
Naprawdę, żaden z powyższych?
7%
 7%  [ 5 ]
Głosowań: 31
Wszystkich Głosów: 71

Autor Wiadomość
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 20:40   Szorty okraszone - głosowanie do 3 stycznia 2011 (ok. 20.40)

Bestia

Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie. Rozłożony na wygodnym leżaku, z prawą dłonią spoczywającą na blacie plastikowego stolika, mając w zasięgu palców szklankę wypełnioną lemoniadą z ekstra dużymi kawałkami lodu, przyglądał się temu, co wyczyniał nieszczęsny inżynier Błądek. Zwyczajny człowieczek, mały, nieważny, nie obdarzony niczym słusznym, ponad monstrualnych gabarytów małżonkę i siódemkę rozwydrzonych bachorów. Skwarek wręcz upajał się widokiem grzebiącego przy rachitycznej kosiarce do trawy Błądka.
– Może pomóc? – krzyknął, nadając swemu głosowi pozory współczucia, wiedząc doskonale, że podniesie tym ciśnienie Błądkowi i że uzyska odpowiedź odmowną.
– Dzięki, sąsiedzie – jego przypuszczenia się potwierdziły – dam sobie radę.
Skwarek pokiwał głową i wzniósł dłoń w solidarnym geście, w której to dłoni zmaterializowała się właśnie szklanka z lemoniadą. Błądek, zdawało się, nie dostrzegł, jak naczynko przesuwa się siłą woli magistra w kierunku jego dłoni, jednak Skwarek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to tylko pozór. Błądek widział to! I zazdrościł. Tak, bo on sam był zwyczajny aż do obrzydliwości. Nie to, co Skwarek.
*beep* zza niskiego żywopłotu wyłaziła wręcz ze skóry, wypełniając sobotnie osiedlowe popołudnie nieznośnym wrzaskiem. Tytaniczna inżynierowa dzielnie sekundowała pociechom swym piskliwym wwiercającym się w umysł niczym lodowa igła głosikiem. Jednak magistra to dzisiaj nie ruszało. Odstawił szklankę i spojrzał na własny, zadbany trawnik. Tu i ówdzie pojawiły się wyższe łodyżki traw. Nawet nie było potrzeby interwencji, ale Skwarek czuł się w obowiązku przypomnieć Błądkowi, kto tu jest duży a kto tyci i nieistotny. Nie musiał się nawet za bardzo skupiać, wystarczyło że lekko zmarszczył brwi i podniósł lewy kącik ust.
Już po chwili nieliczne, dające się policzyć na palcach dwóch dłoni wyschłe ścinki trawy, zabawki pozostawione przez dziecko, owady różnej wielkości i gatunku, a nawet kot, nie dość bystry by umknąć zawczasu, wirowały w powietrzu, jak różnobarwne motyle, tworząc przejrzystą chmurę, która żyje, czuje, widzi i planuje. Twór ów przesunął się kilkanaście metrów i opadł bezwładnie wprost na trawnik inżyniera – kocur, skrzecząc przeraźliwie, natychmiast zniknął w dali. Po sąsiedzku ustały agonalne pierdnięcia kosiarki, która nie miała prawa odpalić. Błądek patrzył i nie śmiał zaprotestować. I dobrze.
Skwarek opuścił powieki i uśmiechnął się sardonicznie. Nadszedł czas ożywić bestię.
Drzwi garażu majestatycznie podążyły do góry. Z głębin wnętrza pomieszczenia dobiegł basowy ryk pożeraczki trawy, który usłyszano pewnie na drugim końcu osiedla. Ogromna, chromowana, lśniąca, gotowa służyć, pojawiła się na podjeździe. Skwarek skinął nań palcem. Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

Biała Cytadela

Magister Skwarek uśmiechnął się pogardliwie odkładając słuchawkę telefonu. Myśl o tym, że mamuśka na dobre utknie w błocie i śnieżnych zaspach po drugiej stronie miasta była perwersyjnie przyjemna. Mężczyzna wtulił się w przetarte obicie fotela i otworzył książkę na ostatnich stronach trzynastego rozdziału...

Światła brzasku były jeszcze za słabe by przebić się przez gęste korony drzew. Poruszali się w półmroku, podeszwy lekkich myśliwskich butów niemal bezszelestnie muskały wilgotny mech. Gdzieniegdzie widać było szron po nocnym przymrozku, przy każdym nieśpiesznym oddechu z ich ust wydobywały się kłębki pary. Dała mu znak ręką by się zatrzymał. Pochyliła się nad kępą małych jasnoróżowych kwiatków i rozgarnęła je delikatnie palcami.
- Dzikie różomiłki rośną tylko w tej części lasu - powiedziała cicho, nie odwracając głowy. - On bardzo lubi ich zapach.
Słowa Sanith dotarły do jego uszu, ale już nie zahaczyły o świadomość. Wzrok chłopaka wbił się w mały fragment odsłoniętej szyi dziewczyny. Alabastrowa skóra, jakże gładka, między wysokim kołnierzem myśliwskiej kurtki a długim pasmem kasztanowych włosów, które zsunęły się na jej lewy obojczyk. Faryl przygryzł wargi, poczuł się przez moment tak, jakby w jego żyły ktoś wlał roztopione żelazo. Przynęta! Ilryn nazwał ją przynętą! pomyślał pełen złości, przypominając sobie scenę sprzed dwóch dni na zachodnim tarasie Białej Cytadeli.
Dała mu znak, aby usiedli i chwilę odpoczęli. Oparta o zmurszały pień powalonego drzewa przyglądała się w milczeniu zerwanemu kwiatkowi. Był nie większy niż niezapominajka i zdawał się równie delikatny. Czy wiesz, że krew Jednorożca jest czarna? - słowa maga wracały do młodzieńca niczym natrętny giez nieskutecznie odpędzany chaotycznymi ruchami rąk.
To nasza jedyna nadzieja... Z trudem oderwał wzrok od dłoni Sanith; sprawiło mu to niemal fizyczny ból. Zmrużył oczy, a jego dłoń powędrowała za pazuchę. Powoli wysunął sztylet. Zabłąkany promień wschodzącego słońca musnął kryształowe zwieńczenie rękojeści a refleksy rozszczepionego światła zatańczyły wokół jak różnobarwne motyle.
- Schowaj to! - syknęła nerwowo.
Odpoczynek trwał nie więcej niż dziesięć minut. Ruszyli w głąb lasu, leczy tym razem Faryl szedł pierwszy. Był lepszym tropicielem od Sanith, ale przez większą część drogi wolał, by ona szła z przodu. Czuł irracjonalny lęk, że będąc za jego plecami, dziewczyna zniknie w pewnym momencie w tajemniczy sposób.
Uwierz mi, jeśli stanie u wrót Cytadeli, nie zdołamy jej zatrzymać... Woń mokrego igliwia była tak intensywna, że niemal upajająca. Chłopak zatrzymał się na skraju małej polany. Jego oczy wyłowiły niewielkie wgniecenia na kępach ciemnożółtej trawy między przerzedzonymi drzewami. Detal, który przeoczyłoby pewnie dziewięciu na dziesięciu zwykłych zwiadowców.
- Już... blisko - wyszeptał. Nie był pewny, czy Sanith go usłyszała. Nagle poczuł jak palce dziewczyny zaciskają się na jego prawym ramieniu.
- Muszę ci coś powiedzieć - jej głos zadrżał. - Wtedy, w wieży, ja nie (...)


Odgłos zatrzaskiwanych drzwi był tak donośny, że książka wypadła mu z ręki.
- Czemu ten darmozjad nie wyjechał po mnie na dworzec?! - chrapliwy wrzask rozniósł się echem po całym mieszkaniu. "To niemożliwe!" pomyślał Skwarek i z duszą na ramieniu wyjrzał do przedpokoju. Przemoczona teściowa wyglądała żałośnie i przerażająco zarazem, niczym skrzyżowanie topielca z rannym rottweilerem. Magister zrobił się biały jak kreda. Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

Innowacyjny cRPG

Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie myśląc o rewelacjach „Bestii Umysłu”. Teraz, gdy technicy zainstalowali potrzebny sprzęt, jego sarkazm zamienił się sceptycyzm. Wrócił wspomnieniami do rozmowy, dzięki której dostał etat betatestera.

– Wszystko już było! – powiedział Nerdking, kolega Skwarka. – Zmieniają się tylko realia, rasy, mechanika. Zbierało się esencję zmarłego boga, który był twoim ojcem, stawiało czoła rasie prastarych maszyn bawiących się w cykliczną eksterminację. Ba! Nawet komórki raka były głównym badassem.
– Dodaj do tego szukanie własnej śmiertelności i śrubki do pompy wodnej – wtrącił Skwarek.
– Właśnie! Wszystko kręci się wokół bogów, dusz, materializmu i Armagedonu. I teraz najlepsze: „Dark Isle” udało się wybrnąć z tego schematu.
– To oni jeszcze istnieją?
– Parę ostatnich lat pracowali nad „Bestią Umysłu”, o tym ci właśnie mówię. Główny wróg to Bestia. W finale zabijasz ją raz, potem jest filmik outro: postać gracza oddala się od zwłok wroga w blasku chwały i epickiej muzyki, chwilę potem zostaje przeszyta mieczem, w którym Bestia się odrodziła…
– „Niektóre czarne charaktery po prostu nie chcą umierać. Zabijasz ich raz, drugi… to jakaś kiepska sztuka.”
– Co?
– Słowa Jana Jansena po pierwszej śmierci Jona Irenicusa. Nerdziu, ten schemat też już był.
– Słuchaj dalej. Bohater upada, z jego rany wylatują takie cosie… jak różnobarwne motyle, materializują się w postać, o jakiej tylko pomyślisz. Z filmu, książki, historii: kogo tylko dusza zapragnie – rozwodził się z entuzjazmem. – Ta postać ostatecznie pokonuje Bestię w dalszej części filmiku, a Ty masz potem pół godziny na spędzenie czasu z osobą, którą przyzwałeś. Takiego endingu nie miała jeszcze żadna gra!
– Pfff... Khe, khe, ha, ha, ha – omal nie zadławił się piwem. – Nie rób sobie ze mnie jaj.
– No poważnie ci mówię. Smarujesz czoło żelem, zakładasz specjalną opaskę i intensywnie myślisz. Cudeńko sczytuje dane, potem łączy się z serwerem „Dark Isle”, który analizuje całą bazę danych, książki, gazety, filmy, fora, youtube, dosłownie wszystko i na podstawie tego odsyła Ci pakiet danych z pełną charakterystyką i wspomnieniami danej postaci.
– Nie ma takiej technolo…
– Jest! – Nerdking nie dał mu dokończyć. – Sieć procesorów grafenowych, każdy mający po 1,6 teraherca. Prototypowe rozwiązanie. „Dark Isle” postawiło wszystko na jedną kartę. Jest tylko jeden mankament: każdy betatester ma jedną próbę. Bądź, co bądź ten ending jest strasznie zasobożerny. To co? Piszesz się?
– A ty kogo przyzwałeś?
– Ja? Asę Akirę, hihi…
– Nie znam. To jakaś postać z tych durnowatych anime?
– Powiedzmy. A ty kogo byś przyzwał?
No właśnie… Kogo? Zastanawiał się. Szkoda marnować jedyną okazję na rozmowę o rzepie z Janem Jansenem. Może Einstein? Albo literatura? Fascynowała go postać Darth Caedusa… albo Paula Muad’Diba zanim stał się Kaznodzieją. Nie, to przecież niemożliwe.
– Piszę się – rzekł, pomyślawszy z nadzieją o Kasi Skwarek z domu Zasmażka. Jego żonie zabitej podczas kręcenia reportażu w Afryce.

Nastała noc, nikt mu nie będzie przeszkadzał. Został już tylko finałowy chapter, chwila prawdy. Z rany postaci gracza wyskoczył artefakt.
– Tatusiu, obudziłam się. Opowiedz mi bajeckę… coś o tych x-ludkach.
Skwarek odwrócił się. W drzwiach ujrzał czterolatkę, która mocno tuliła pluszaka – człowieka, lekko małpowatego i zarośniętego niebieskim futrem. Chwilę potem, kątem oka, dostrzegł na ekranie pojawiającego się Dr Henry’ego Philip’a McCoy’a w obcisłym uniformie. Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

Jeszcze raz się odezwiesz i wracasz na kasę!

Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie. Ani sterczące, dziewczęce piersi, ani nawet pełne, kuszące usta nie potrafiły zatrzeć wrażenia, że Antoni Krupa jest najszpetniejszym mężczyzną, jaki kiedykolwiek pozował Skwarkowi do aktu. Bujnie owłosiony tors, krzywe, chude łydki i liczne, nawiązujące do pogańskich tradycji, tatuaże dopełniały wrażenia totalnego bezładu i cielesnego chaosu.
– Aniela, skąd wytrzasnęłaś tę parodię mężczyzny? – krzyknął w kierunku na pół otwartej zamrażarki, w której przed chwilą, szukając ostatniej paczki lodów o smaku sezamków z bakaliami, zniknęła jego asystentka .
– Była w Tesco! – dobiegł przytłumiony stosami filetów z mintaja dziewczęcy, nieco zachrypnięty głos.
– Na wyprzedaży? – zapytał Skwarek, nie do końca przytomnie, szkicował bowiem zaciekle, skupiając się na nietypowych szczegółach anatomii Antoniego Krupy. Przed chwilą polecił wypiąć się modelowi w kierunku sztalug jego czterema spiczastymi pośladkami i nie potrafił pojąć ich zadziwiającej, niemal nieziemskiej geometrii.
– Nie, magistrze, na kasie!
– Aniela, jesteś moim aniołem. Masz te lody?
W tej samej chwili pośladki Krupy napięły się niepokojąco, potem zaś rozwarły w szerokim, sarkastycznym uśmiechu i wyrzuciły z wnętrzności modela chmurę tęczowych, wonnych kropelek, które rozpierzchły się po studiu, jak różnobarwne motyle. Publiczność szalała z zachwytu, choć w absolutnej ciszy, zgodnie zresztą z umową, którą każdy z nich podpisał przy zakupie biletu.
– Czy to lody o smaku sezamków tak pachną? – zapytał model, puściwszy oko do Skwarka. Trzymał je w zębach od dłuższego czasu i powoli zaczynały drętwieć mu usta. Oko potoczyło się w kierunku malarza i mrugnęło znacząco dolną powieką.
– Jeszcze raz się odezwiesz i wracasz na kasę! – To Aniela wyłoniła się z czeluści zamrażarki, dzierżąc w oszronionej dłoni paczkę w kształcie fistaszka. – Nie widzieliście gdzieś mojego otwieracza do konserw?
– Tylko nie otwieracz, błagam – jęknął Krupa i skulił się na taborecie.
– Ostrzegałam cię, gnido – warknęła dziewczyna, lecz Skwarek powstrzymał ją władczym gestem.
– Zostaw go. Nie uchwyciłem jeszcze sutków, ani tej zadziwiającej prostaty.
– Przepraszam, magistrze. Oto pańskie lody. – Szadź na czole Anieli zdążyła stopnieć, zamieniając jej brwi w bezładną plątaninę miedzianych drucików.
– Już to widziałem – zamruczał do siebie Skwarek. – To już kiedyś było.
– Lody? –zamruczała jowiszowym basem asystentka, zrzucając z ramion pelerynę, uszytą zeszłej zimy z przeciwrozmrożeniowych toreb, ukradkiem wynoszonych od miesięcy z okolicznych hipermarketów.
– Nie, peleryna.
– Zdjęłam ją dla pana w pociągu do Włodawy. To był nasz pierwszy raz. Nie działało ogrzewanie. Pamięta pan?
– Prawdę mówiąc, to nie pamiętam – Skwarek uwielbiał pogardliwe, cięte riposty, podobnie, jak jego asystentka, która na dźwięk tych podłych słów jęknęła i przeciągnęła się lubieżnie. Publiczność zastygła w podnieconym oczekiwaniu.
– Nazwał mnie pan wtedy bestią. Pasażerowie wzywali nawet konduktora.
– Zawsze uważałem, że twoje pochrząkiwanie w tych szczególnych, podniosłych chwilach jest krępujące. Wręcz niestosowne. Zwłaszcza, kiedy w przedziale siedzą dzieci – karcący głos Skwarka nie potrafił ostudzić rozpalonej już do granic asystentki. Para dobywała się nie tylko z jej pach i pachwin, ale również nozdrzy i małżowin usznych. Wrzała.
– Anielciu, nie teraz, proszę. Mam wreszcie te sutki – jęknął ledwo słyszalnie Skwarek.
Na próżno.
Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

Nie mów ,, udało mi się!”, zanim nie przywiążesz magistra do stalagmitu

Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! – powiedział w kierunku Mateusza, który zacisnął pięści i wyobraził sobie że rozgniata Skwarka na miazgę.
- To niedorzeczność! – dodał Skwarek, uśmiechając się.
- Udowodnię że Bestia istnieje! – krzyknął Mateusz, rzucił w magistra biurkową lampą i wściekły wyszedł za drzwi, dysząc ciężko. Skwarek już piąty raz twierdził, że bestia nie istnieje. Ileż to razy on, Mateusz Hyc godzinami tropił Bestię, próbując znaleźć ją i zrobić zdjęcie? Jednak tym razem będzie inaczej! Zupełnie inaczej! Tym razem weźmie ze sobą magistra do kryjówki Bestii i Skwarek będzie mógł się dokładnie przyjrzeć Bestii. Dokładnie bo … od środka!!!
*
Cała łąka lśniła od rosy. Listki wyglądały jak różnobarwne motyle, łodyżki jak lizaki, a trawki jak skrawki tęczy, który oderwały się i spadły na łąkę.
- Niech się pan uśmiechnie, panie magistrze! Niech pan popatrzy na piękno przyrody dokoła nas! Te kwiaty, te owady i wszystko.
- Dobra Mateuszu, przejdźmy do sedna sprawy: gdzież to mieszka ów nowy gatunek nietoperza, którego zaobserwowałeś? Mam ciekawsze zajęcia niż wałęsanie się po łące z jakimś przygłu… , yyy, z tobą, Mateuszu. – Spojrzał na zegarek. - Śpieszy mi się, daleko jeszcze?
- Nie, już niedaleko. Już niedługo koniec naszej drogi! - ,, a oprócz tego także i ciebie!” pomyślał Mateusz i na samą myśl uśmiechnął się. Po niedługim czasie łąka zaczęła się przerzedzać i zamieniać w suchą, jałową ziemię. Obaj mężczyźni weszli do niewielkiej kotlinki. Gdzieniegdzie można było dostrzec gniazda srok i kosów, ale to było teraz mało istotne. Dla Mateusza liczyła się tylko zemsta.
- Daleko je…
- Nie, naprawdę panie magistrze, już naprawdę niedaleko! – przerwał pytanie Skwarka Mateusz. Ściany kotliny coraz bardziej wznosiły się i coraz mniej światła dziennego tu docierało. Wtem w jednej ze ścian ukazała się jaskinia. Kryjówka Bestii. Pot spływał po Mateuszu: czy wszystko się uda? A może coś nie wypali? Weszli do jaskini. Z głębi dochodziło potężne sapanie.
- To tutaj, magistrze! – prawie krzyknął Mateusz, starając się ukryć zdenerwowanie, lecz najwyraźniej wychodziło mu to nieudolnie, bo Skwarek spojrzał na niego podejrzliwie, ale nic nie powiedział. Przez chwilę Mateuszowi wydawało się, że w twarzy magistra dostrzegł cień zrozumienia, ale ów cień zniknął i zamiast niego znowu pojawiło się podenerwowanie.
- Czy to wszystko, Hyc?
- Nie panie magistrze, teraz usiądziemy, yyy… pod tamtym stalaktytem i…
- Stalagmitem, panie Hyc, stalagmitem.
- Yyyyy … no właśnie, pod stalagmitem! I poczekamy na Best… nietoperza.
Kiedy usiedli, Mateusz odczekał chwilę, po czym najciszej jak potrafił wyjął z plecaka linę, i powoli zaczął obwiązywać magistra w pasie. Skwarek był zbyt podenerwowany straconym czasem, by to zauważyć.
,,Wpadłeś!”, pomyślał Mateusz i już miał zacisnąć supeł na marynarce magistra, gdy …
- Ejże, co jest? - Wykrzyknął Skwarek, wyrwał się z więzów i wyszarpnął linę Mateuszowi. Kopnął Hyca i zaczął go wiązać.
Sapanie przemieniło się w charczenie, charczenie zaś w warkot. Kiedy ciemności pojawiły się żółte oczy, Hyc leżał na dnie jaskini skrępowany. Magister uśmiechnął się i wyskoczył z jaskini. Mateusz wił się na dnie groty i krzyczał, ale było już za późno. Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

Nigdy więcej

Magister Skwarek uśmiechnął się pogardliwie. Zaraz jednak poprawił krawat i wygładził garnitur. Mógł mieć jak najgorszą opinię o doktorze Owieczku, ale podświadomie czuł się w obowiązku wyglądać schludnie w jego obecności. "Gnida", pomyślał, gdy ten podchodził do niego, po czym zmusił się do radosnego wyrazu twarzy i powitał dawnego kolegę ze studiów.

W doktorze Owieczku wkurzało go wszystko. A ponieważ widywali się na ulicy prawie codziennie, magister Skwarek wręcz żył nienawiścią. Cierpliwie słuchał licznych opowieści znajomego, w myślach szukając jednak kolejnych epitetów, jakimi mógłby go obrzucić, gdyby nie był aż tak dobrze wychowany. Choćby ten dandysowski wygląd. Laluś! Znowu odstawił się jak na jakiś karnawał. I nie miało tu znaczenia, że sam chętnie poprosiłby go o numer do krawca. Wraca właśnie z wczasów w tropikach? A kogo to obchodzi? Leń i darmozjad. Przyzwoity człowiek nie włóczyłby się tak bez celu, tym bardziej w środku grudnia, kiedy wszyscy inni zmagają się z mrozem i śniegiem. I jeszcze te jego idiotyczne porównania. "Jak różnobarwne motyle". Myślałby kto, że taki z niego romantyk. Te wszystkie dziewczęta, o których ciągle opowiada, chyba się na to nie nabierają? Zresztą, od dawna podejrzewał, że doktor Owieczek w kwestiach damsko-męskich miał zwyczaj mijać się z prawdą.

Nie, on mu dopiero pokaże. Dzisiaj będzie jego wielki dzień. Specjalnie wyczekiwał w miejscu, gdzie zazwyczaj mijał doktora Owieczka. Tutaj, przy Cafe Iskierka, magister Skwarek zaplanował szczególne spotkanie. Już sobie wyobrażał reakcję znajomego, gdy ją zobaczy. Jak zmięknie i raz na zawsze nabierze do niego szacunku. Wreszcie przestanie się tak wywyższać między słowami swoich opowieści. Zerknął na zegarek i uśmiechnął się ponownie. Za chwilę tu będzie...

Wreszcie wyszła zza rogu i przystanęła na moment. Skupiła wzrok na jednym z nich. Wyraz twarzy mężczyzny ukazywał całą gamę emocji. Pojawiły się na niej kolejno niepewność, przerażenie, wściekła furia i na końcu ten okrutny wstyd.

Magister Skwarek wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Nie doszedł jeszcze do siebie, ale jedno wiedział na pewno. Nigdy więcej randek z Internetu. Piękna okazała się jedynie bajką. A bestia? Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.

***************************************************************************

Patchwork

Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie, myśląc o tych wszystkich nadętych bubkach, którzy z niego szydzili. Idioci. On im jeszcze pokaże!
Właściwie nazywał Michał Wiśniecki, a od tytułu naukowego dzieliły go jeszcze ponad lata studiów. O ile zaliczy pracę licencjacką, w co pozostali studenci wydziału sztuka użytkowa szczerze wątpili. Dowodem czego był obraźliwy przydomek, jakim go obdarzyli. Pierwotnie brzmiał„”Magister Skrawek” ale ktoś się przejęzyczył i powstał ów nieszczęsny Skwarek. Pasujący zresztą do jasnego blondyna jak pięść do oka.
Wszystko przez jego pracę zaliczeniową. Każdy student przygotowywał na nią coś specjalnego. Nowatorskie projekty mebli, albo piękne i ergonomiczne sprzęty domowego użytku. A on zszywał patchworki. Gdyby był dziewczyną, to może jego wybór zostałby zaakceptowany, najwyżej zyskałby opinię „leniwca”, który chce się prześlizgnąć jak najmniejszym wysiłkiem. Ale nie. Facet zszywający kolorowe szmatki stał się obiektem kpin.
Michał starannie przyciął kolejny skrawek materiału, dalej uśmiechając się pod nosem. Ślepi głupcy. Nie doceniliby piękna, nawet gdyby przyszło im się o nie potknąć! One są takie doskonałe, jak różnobarwne motyle, każdy inny, a przecież składające się w spójny wzór.
Pracował bez szablonu, a jednak każdy kawałeczek pasował idealnie, jakby sam podpowiadał twórcy, co z nim zrobić. Michał nie wiedział, co właściwie tworzy, kierowała nim intuicja, wewnętrzna pewność, że tak ma być. I teraz, zbliżając się do końca, mógł już zobaczyć, że miał rację. Dzieło było niemal ukończone, miało idealne rozmiary, idealne kolory, idealny wzór……
- Hej, Skwarek, obudź się!
Michał nieprzytomnie spojrzał na współlokatora. Leszek, student prawa, patrzył na kolegę ze szczerym zmartwieniem. Chłopak nigdy nie był przesadnie towarzyski, ale od kiedy zaczął pracę nad tą narzutą, stał się kompletnie nie do życia. Im dalej posuwały się prace, tym bardziej zamykał się w sobie. Patchwork stał się jego obsesją.
- Facet, wyluzuj. Popatrz na siebie, tylko siedzisz nad maszyną, i ani się ruszysz, zero życia prywatnego. A podobno moje studia to czyste zakuwanie. Rusz tyłek, wyjdziemy gdzieś.
- Nie mam czasu, nie widzisz, że niemal finisz? Pójdziemy, ale jak już skończę. Wtedy będziemy oblewać. A tak w ogóle, to przyszedłeś mi tyłek zawracać, czy masz jakiś interes?
Leszek tylko wzruszył ramionami. Cieszył się, że już kończy, może chłopak odżyje. A po mieszkaniu przestaną fruwać kolorowe strzępki, wciskające się w każdą szczelinę.
- Przyszedł do ciebie znajomy z roku.
To wzbudziło czujność Michała. Kto mógł go odwiedzić? I po co? Nie miał bliskich znajomych, więc najście wznieciło jego zrozumiały niepokój. Który jeszcze urósł, gdy zobaczył, kto stanął w drzwiach. Paweł Leśnicki. Jego największy krytyk. Chyba usłyszał plotkę, że Skwarek kończy swoje wiekopomne dzieło i przyszedł się ponabijać.
Wyraźne zainteresowanie, jakim gość obdarzył kolorową stertę materiału, w jaką była usypana narzuta, potwierdziły jego przeczucia.
- A więc to jest ten twój „twór”. Pochwalisz się przed kolegą?
Michał miał odmówić, ale wzgardliwy ton głosu Pawła podziałał na niego jak płachta na byka.
Patchwork był niemal skończony. W końcu każda rzecz powinna zostać przetestowana przed ostatecznym użyciem, a ten palant idealnie nadawał się na szczura laboratoryjnego.
- No, nie daj się pro…
Materiał rozwinął się z szelestem, ukazując wzór. Z twarzy Pawła zniknął pogardliwy uśmiech, słowa utknęły mu w gardle.
Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

„Pod Kusiem”

Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie.
- Hołota – myślał spoglądając na kłębiący się w głównej izbie karczmy tłum.
I miał rację. Zgromadzeni „Pod Kusiem” ludzie, oraz wcale liczni przedstawiciele innych, mniej lub bardziej rozumnych ras, stanowili grupę wyjątkowych szumowin.
Inna sprawa, że Skwarek nie bardzo się z tej grupy wyróżniał. A jeżeli już, to na pewno nie na lepsze. Ale czuł się lepszy. W końcu jako jedyny w całej dzielnicy potrafił się podpisać. Dlatego też przezwano go Magistrem. Nikt do końca nie wiedział co znaczy to miano, ale podobno gdzieś za morzem nazywano tak ludzi, oraz przedstawicieli innych, mniej lub bardziej rozumnych ras, którzy potrafili się podpisywać. A poza tym nieźle brzmiało. Bardzo obco i nieco obraźliwie.
Skwarek z trudem przepchnął się do szynkwasu, zamówił garniec piwa i skierował się do leżącej w głębi, mniejszej izby. Stanął w przejściu i zamarł. Izbę, zwaną z niewiadomych powodów, błękitną, zajmowały kobiety. Oraz, ma się rozumieć, wcale liczne przedstawicielki innych, mniej lub bardziej rozumnych ras. Ściśnięte przy małych stolikach, w odświętnych sukienkach, wyglądały jak różnobarwne motyle. Wyblakłe nieco i wymięte, ale jednak.
- Bogowie – jęknął Skwarek. – Pierwsza środa miesiąca!
A trzeba Wam wiedzieć, że stara, choć nigdzie nie spisana tradycja karczmy głosiła, że w każdą pierwszą środę miesiąca, każda kobieta, oraz każda przedstawicielka itd. może wejść „Pod Kusia”, wybrać dowolnego, powiedzmy krótko: samca i wziąć go sobie na noc. I robić z nim co chce.
Musicie też wiedzieć, że młode i atrakcyjne kobiety nie korzystały z tego przywileju. Bo i po co?
Błękitna izba była więc pełna nie młodych już i niespecjalnie atrakcyjnych, nie bójmy się tego określenia – samic.
- Bogowie – jęknął Skwarek po raz wtóry. – Piękna Adelajda i jej bestia.
I rzeczywiście przy stoliku w kącie izby siedziała niewielka, ale nader ponętna blondyneczka. W zasadzie sprawiała całkiem miłe wrażenie. Wrażenie to psuł nieco siedzący na sąsiednim krześle potężny ogr. Czy też może, sądząc po resztkach kwiecistej sukienki – ogrzyca.
Skwarek właściwie nie unikał kobiet. Nawet tych nieco wyblakłych i wymiętych. To raczej kobiety unikały Skwarka.
Nie wspomniałem bowiem jeszcze, że Magister Skwarek nosił tak naprawdę całkiem zwyczajne i miłe dla ucha imię - Symfoniusz. Nosił je do pewnej bójki, w której ktoś rozbił mu na głowie pełną nafty lampę. Skwarek co prawda uderzenie to przeżył, ale płonąca nafta zrobiła swoje i biedny Magister nigdy już nie odzyskał dawnej urody. Wyglądał jak… No właśnie!
Dlatego też, wspomniana wcześniej stara tradycja, Skwarka w zasadzie nie dotyczyła. Najbardziej nawet zdesperowane i wyposzczone kobiety, ba nawet przedstawicielki innych ras, wolały wracać do domu same, niż w towarzystwie Magistra.
Piękna Adelajda była inna. Zupełni inna. Ona lubowała się w brzydocie. Wybierała zawsze najszpetniejszych mężczyzn. A często również wyjątkowo ohydnych przedstawicieli innych ras. Nie wiadomo co z nimi robiła. Powszechnie uważano, że były to rzeczy nad wyraz wyuzdane i że bestia Adelajdy brała w nich nader czynny udział. Trudno powiedzieć. Ci którym udało się wrócić „Pod Kusia”, byli dziwnie milczący i osowiali.
- Bogowie – jęknął Skwarek po raz trzeci.
Stał w przejściu zbyt długo. Prawie fizycznie poczuł prześlizgujące się po jego oszpeconej twarzy spojrzenie Adelajdy.
- Przepadłem – pomyślał.
- Bestio, bierz go! – szepnęła chrapliwie ogrzyca.
Mała blondyneczka zeskoczyła z krzesła. Jej oczy zalśniły czerwienią. Błysnęły kły.
Skwarek wstrzymał oddech.
Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

Polowanie

Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie, patrząc na przyniesione przez studenta podanie.

– Nie ma co ukrywać, moje wyniki w nauce są fatalne – odezwał się Andrzej, gdy asystent w katedrze marketingu skończył czytać. – Zawsze jednak uwielbiałem sport. Szczególnie dobry jestem w biegach i pływaniu, więc może dzięki temu mógłbym coś osiągnąć.
– Chce więc pan wziąć udział w naszym eksperymentalnym projekcie dla, bez urazy, niedouków?
– Tak. – Student ze spokojem przyjął zniewagę.
– W takim razie wypiszę panu skierowanie.

Uczelniany Ośrodek Stymulacji Mózgu mieścił się w baraku położonym na tyłach basenu. Andrzej, zgodnie z instrukcją, udał się do pomieszczenia podzielonego na kilkadziesiąt boksów, siadł na wyznaczonym mu krześle i włożył legitymację studencką do otworu w jego poręczy. Ściany boksu rozjarzyły się zielonkawo i nagle znalazł się na wielkiej równinie otoczonej pierścieniem gór. Na sobie miał skórzaną bluzę z kapturem, skórzane spodnie i wypełnione słomą buty, przywiązane rzemieniami do łydek. Złudzenie przestrzeni, ruchu, dotyku a nawet zapachu było niesamowite. Można było zapomnieć, że otaczająca go rzeczywistość jest tylko komputerowo wygenerowanym złudzeniem. I to bez specjalnego hełmu, okularów ani rękawic. Bezpośrednie oddziaływanie na mózg – to dopiero postęp! Andrzej nie miał jednak czasu zachwycać się doskonałą imitacją plejstoceńskiego krajobrazu. Musiał odszukać resztę grupy rekonstrukcyjnej. Niedługo zacznie się pokaz.

Trzy godziny później pędził razem z innymi łowcami za mamutem, potrząsając długą włócznią i dzikim wrzaskiem usiłując zapędzić go na skraj przepaści. Miał nadzieję, że bestia nie obróci się i nie pobiegnie w jego stronę – zadeptanie przez wirtualne zwierzę na pewno nie wyszłoby mu na zdrowie – ofiara jednak gnała ku pułapce, aż znikła, spadając z wysokiej skarpy. Teraz należało ją tylko zatłuc przygotowanymi zawczasu kamieniami.

Wieczorem usiedli całą grupą przed jaskinią, rozpalili ogień i piekli mamucie szaszłyki. Andrzej był szczęśliwy. Zamiast siedzieć na nudnych wykładach, cały dzień spędził na łowach. Martwił go tylko brak alkoholu i kobiet. No cóż, przy następnej okazji poszuka tych pobudzających ziół, o których opowiadali mu koledzy. Spróbował swojego szaszłyka i poczuł, jak z każdym kęsem zobrazowane pod postacią mięsa pliki informacji wypełniają mu umysł. Dwa w jednym: uczelnia zarabia na pokazach, a studenci mogą przy okazji zapolować na wiedzę – pomyślał rozbawiony. Gdy uczta dobiegła końca, wszedł do jaskini, położył się na skórach i zasnął.

Obudził się w ciasnym boksie. Przez moment czuł się zdezorientowany, lecz gdy wróciła mu jasność umysłu, wyjął legitymację z poręczy krzesła i poszedł do sekretariatu Ośrodka.

Egzamin z rachunkowości zakończył się pełnym sukcesem. Andrzej nie osiągnął wprawdzie wyniku najlepszych kujonów, jednak czwórka w pełni go satysfakcjonowała. Czas pomyśleć o czwartkowym egzaminie z prawa gospodarczego. Ciekawe, ile mamutów będzie musiał upolować, aby się do niego przygotować.

Następnego ranka Andrzej znowu pojawił się w Ośrodku. Stał teraz ukryty za wielką sosną, ściskając w dłoniach dubeltówkę i obserwując porośniętą paprociami polanę, nad którą jak różnobarwne motyle fruwały prahistoryczne owady. Nagle dostrzegł wychodzącego spomiędzy drzew potężnego tyranozaura. Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

Przebudzenie

Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie. Stojąca przy okienku starsza kobieta po raz kolejny odłożyła trzymane w dłoni pudełko i sięgnęła po wcześniej odrzucone.
- Ale mówi pan, panie Magistrze, że ten niemiecki lepszy? - zapytała. Trzeci raz.
Magister przytaknął.
- Tak, proszę pani. Jest o wiele skuteczniejszy.
- To ja wezmę nasz, polski - zdecydowała w końcu kobieta. - W reklamie mówili, że nie ma sobie równych.
"Jak ja wam zazdroszczę takiego nędznego, szarego życia" myślał Magister Skwarek odliczając resztę i wraz z paragonem podając starszej kobiecie. "To tak cudownie proste, gdy jedynym zmartwieniem jest decyzja, którą nogą wstać z łóżka. Nie wiecie, nie macie pojęcia, co się dzieje, gdy budzi się Bestia."
Na samą myśl oblał go zimny pot. Odetchnął głęboko, przełknął ślinę. Drżącymi dłońmi postawił przed okienkiem tabliczkę "Zapraszamy do kasy obok" i uciekł na zaplecze, odprowadzany zmartwionym wzrokiem magister Kamińskiej.
Ostatnie dni były spokojne, a to zwykle zapowiadało Przebudzenie. Nie potrafił tego powstrzymać, żadne środki nie pomagały. Przychodził nagle ten moment, Bestia budziła się z letargu, a magister Skwarek musiał podkulać ogon i dawać się jej wyszaleć. Nie potrafił z nią walczyć, całkowicie go tłamsiła, więc się poddawał. Póki co, nie znał innego sposobu. A potem obiecywał sobie, że to już na pewno ostatni raz - dopóki znów nie budził się rano, z metalicznym posmakiem krwi w ustach, poobijany i wycieńczony, z pustym, wypranym ze wspomnień umysłem.
Nie zawsze tak było. Kiedyś wiódł normalne życie, skończył studia, znalazł niezłą pracę. Potem poznał Annę i codzienność zawirowała, jak różnobarwne motyle - każda godzina była inna, nowa. Nie gubili żadnej chwili, wyciskali je, niczym dojrzałe owoce. Próbowali rzeczy, o których istnieniu Skwarek wcześniej nie miał pojęcia. Poczuł, że znalazł to, czego nigdy nawet nie śmiał szukać. Ale znalazł też coś jeszcze. Lub to Coś znalazło jego.
Pierwsze Przebudzenie całkowicie go zaskoczyło. Tłumaczył sobie, że to tylko jednorazowa utrata kontroli, jeden wybuch spowodowany stresem. Ale potem były następne. I następne. Życie magistra zmieniło się nie do poznania. Zaczął chodzić przygarbiony, unikał kontaktów z innymi ludźmi. Tak było łatwiej, bezpieczniej trzymać wszystkich z daleka. Żeby tylko się nie domyślili.
- Wszystko w porządku, Romek? - w drzwiach pojawiła się magister Kamińska. - Blado wyglądasz.
- Nic takiego - machnął ręką. - Trochę mi się w głowie zawróciło.
- Więc zabieraj mi się stąd. Do domu, żony i łóżka! - Zdjęła jego kurtkę z wieszaka i rzuciła w jego kierunku. - Szybciutko!
- Ale już mi lepiej, mogę zostać - zaoponował.
- Nie chcę słyszeć ani słowa więcej. Odpracujesz w przyszłym tygodniu, a teraz do domu!
Niemal siłą wypchnęła go za drzwi. Usłyszał tylko trzask przekręcanego zamka. Magister założył kurtkę, wcisnął dłonie w wąskie kieszenie i wolnym krokiem zagłębił się między oświetlone księżycowym blaskiem bloki. Zimny wiatr wył potępieńczo.
***
W domu było cicho. Dzieciaki już pewnie spały, drzwi do ich pokoju były zamknięte. W kuchni paliło się światło.
- Aniu, wróciłem - powiedział cicho.
Zdjął kurtkę. Zsunął buty, odstawił je pod wieszak. Dłonie drżały mu nerwowo.
- Romek...
Zakręciło mu się w głowie. Zatoczył się i padł na kolana, spazmatycznie wciągał powietrze. To już. Teraz. Bestia nadchodzi.
Anna stała w przejściu do kuchni. W ręce trzymała tłuczek do mięsa i powoli uderzała nim o wnętrze drugiej dłoni. Coś szalonego błysnęło w jej oczach. Magister Skwarek jęknął. Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************


Walka magistra Skwarka

Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie.
Przed oczami, jak różnobarwne motyle, szalały mu ruchliwe plamki. Uderzenie było potężne, on jednak nie tracił rezonu.
To był jego teren, jego uczelnia, jego akademiki! Za dnia, ale i w nocy. Jak teraz.
- Nie pszesraszysz… mie… - syknął Skwarek. - I ty tesz... i ty tesz...
Potknął się tuż przed kolejną latarnią.
Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

Zapowiedziany gość


Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie. Jak co roku, znowu musiał znosić fanaberie żony - wizytę księdza z kolędą. Już lata temu wyzbył się wiary w te, jak to nazywał, "zabobony", jednakże jego żona, pochodząca z prostej, wiejskiej rodziny, była osobą głęboko wierzącą i wymagała aby jej obecna rodzina przestrzegała wszelkich religijnych tradycji. Dlatego też między małżonkami nieraz dochodziło do scysji na tym tle. Tak samo i teraz, dzień przed zapowiedzianą wizytą, małżonkowie kłócili się:
- Znów ten księżulo przyjdzie i będzie przynudzał nas swoimi opowiastkami, wydumanymi tekstami i tym podobnymi idiotyzmami - zauważył Magister Skwarek - A na dodatek będziemy musieli klepać głupawe "zdrowaśki" i tym podobne bzdety.
- Jakie bzdety? Ty bezbożniku!! - grzmiała żona - Wstydziłbyś się gadać takie rzeczy!! Jaki ty przykład dajesz dzieciom?
- A właśnie że dobry - magister coraz bardziej się rozkręcał - Nie będzie mi tutaj jakiś klecha mieszał im w głowach i opowiadał bajki o jakichś Bogach czy innych cudokach - magister naprawdę już był mocno zdenerwowany.
- Tak, ty to byś wolał przyjąć diabła w gościnę niż księdza - tą mocną puentą zakończyła dyskusję żona i wyszła z pokoju trzasnąwszy drzwiami.
Magister Skwarek błyskawicznie je otworzył i wrzasnął za odchodzącą kobietą:
- A żebyś wiedziała, że bym wolał!! - drzwi ponownie trzasnęły, zamknięte tym razem ręką magistra. Szyba znajdująca się w nich nie wytrzymała i pękła, a kawałki szkła opadły na ziemię, lśniąc w promieniach światła jak różnobarwne motyle...

---

Następnego dnia małżonkowie mieli "ciche chwile". Nie odzywali się do siebie, obrażone jedno na drugie. Żona magistra przygotowała stół, kropielnicę, miseczkę z wodą święconą. Dzieci ładnie się ubrały, żona również, nawet magister Skwarek, chrząkając z dezaprobatą, zawiązywał krawat przed lustrem. Kiedy w końcu wszystko było gotowe (nawet biała, zaklejona koperta), całkiem nieoczekiwanie - no bo kto to widział, aby ksiądz przyszedł punktualnie - rozległ się dzwonek do drzwi. Magister Skwarek, rad nierad, podszedł do nich, a za nim ustawiła się rodzinna gromadka. Mężczyzna po raz ostatni sprawdził, czy węzeł krawata mu się nie poluzował, odchrząknął i otworzył drzwi wejściowe.
Za drzwiami stał diabeł.
Prawdziwy diabeł, z krętymi rogami, owłosionymi nogami, zakończonymi kopytami, z ogonem, który leniwie poruszał się na boki, z czerwonymi ślepiami, a dookoła niego unosił się zapach siarki. Magister Skwarek stanął jak wryty, nie wierząc własnym oczom. Jego dzieci wrzasnęły i co prędzej czmychnęły do swojego pokoju, natomiast żona magistra, zwykle bardzo opanowana, tym razem nie podołała widokowi, który ujrzała i natychmiast zemdlała. Diabeł spojrzał na magistra, wydmuchał nosem kilka obłoczków dymu i rzekł niskim, ochrypłym głosem:
- Witaj magistrze.
Magister nadal nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Stał jak wryty, wybałuszonymi oczami wpatrując się w przybysza.
- Nie zaprosisz mnie do środka? - zapytał diabeł.
Magister wykonał minimalny ruch prawą ręką. Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku.


***************************************************************************

Życzenie

"Magister Skwarek uśmiechał się pogardliwie." Przeczytał bezgłośnie, po czym zamknął tom z cichym trzaskiem i odłożył na półkę. "Co za beznadziejne zakończenie" - pomyślał z odrazą po raz kolejny. Przejechał palcem wzdłuż grzbietów książek. Biblioteka mogła pochwalić się kompletnym cyklem przygód magistra Skwarka. Wszystkie szesnaście tomów! Tylko dlaczego ten ostatni kończył się tak głupio? Chłopak westchnął ciężko.
- Idziemy? - z zadumy wyrwał go głos Aśki. Spojrzał na siostrę, jak zwykle obładowaną toną podręczników akademickich. - Jesteśmy tu od pół godziny, a ty nic nie wybrałeś? – spojrzała na niego zaskoczona.
- Jakoś nie mam ochoty czytać - mruknął.
- Ciesz się, że go nie uśmiercił - stwierdziła, rzucając okiem na książki, na które z krzywą miną patrzył brat.
- Aśka, jak ty nic nie rozumiesz! - wykrzyknął. Dziewczyna wzruszyła ramionami, zupełnie nie przejmując się oburzeniem młodszego brata. Osobiście nie podzielała jego zdania. Uważała, że skoro Skwarek pokonał Bestię to miał prawo uśmiechać się pogardliwie. Ostatecznie w ciągu całego cyklu nieraz napsuła mu krwi.

- Nie przejmuj się, naprawdę - pocieszała go, kiedy wracali do domu przez park. Wiatr podnosił z trawników liście, które wyglądały jak różnobarwne motyle, wirując w promieniach październikowego słońca. - Kurde, Felek! Rozumiem, to był ostatni tom, ale nie możesz z tego powodu rozpaczać! Czytałeś tę ostatnią stronę chyba z tysiąc razy, jakbyś miał nadzieję, że zmieni się od tego zakończenie. Uwierz mi, nie zmieni się! - pokręciła głową z politowaniem.
- Wiem - mruknął niepocieszony. - Co dzisiaj na obiad? - rzucił od niechcenia, żeby tylko nie ciągnąć tematu Skwarka.
- Chyba pierogi.

Felek usiadł przy oknie z łokciami opartymi o parapet. Wpatrywał się w noc nad miastem. Nie, to nie powinno się tak skończyć! Jak autor mógł to zrobić? Pewnie mógł... Ale przecież nie powinien tak robić! Chłopak westchnął ciężko. Na nocnym niebie nagle rozbłysła gwiazda, po chwili zginęła w mroku. Felek zdążył pomyśleć życzenie. Zacisnął kciuki aż do bólu, po czym z sercem pełnym nadziei położył się spać.

- Gdzie idziesz? – zapytała Aśka wchodząc do kuchni. Spojrzała na Felka z zainteresowaniem, kiedy pochłaniał śniadanie w godnym podziwu tempie.
- Do biblioteki – powiedział, przełknąwszy ostatni kęs kanapki z serem.
- Przecież wczoraj byliśmy – zauważyła, biorąc do ręki kromkę. - Tym razem chociaż wypożycz coś sobie – mruknęła, smarując chleb masłem.
- Pomyślę nad tym – stwierdził z tajemniczym uśmiechem.

Felek przywitał się pospiesznie z bibliotekarką, która obdarzyła go chłodnym spojrzeniem, kiedy niemal wbiegł między regały. Dopadł półkę, gdzie stały książki o magistrze Skwarku. Chwycił szesnasty tom i otworzył na zakończeniu. Rzucił okiem na ostatnie zdanie. Zamrugał z niedowierzaniem. Przeczytał całą stronę. A jednak! Uśmiechnął się triumfalnie. Jeszcze raz spojrzał. Nic się nie zmieniło. Akapity brzmiały tak, jak przed chwilą. Ostatni tom o magistrze Skwarku kończył się zdaniem: "Bestia powarkując ruszyła w jego kierunku."
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
Ostatnio zmieniony przez baranek 20 Grudnia 2010, 15:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 20:49   

Ej, bez przesady. Zaczynam czytac opowiadanie, patrze na sam poczatek i mysle "kurde, ale to przeciez moj tekst".
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 20:52   

od drugiego zdania powinno być już lepiej, brajt :wink:
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 20:54   

I już będziesz się czuł dobrze, a tu - bach! - zakończenie! Schizofrenia jakaś...
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 21:25   

moje głosy poszły na szorty:
Biała Cytadela
Jeszcze raz się odezwiesz i wracasz na kasę!
Patchwork


i dziękuję NN-owi za przeczytanie wszystkich szortów. i za głos.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 22:05   

Bardzo udany eksperyment.
Z zainteresowaniem i szybko, jak nigdy przeczytałam wszystkie szorty.
Głosy idą dla:

Biała Cytadela
Patchwork
„Pod Kusiem”
Przebudzenie
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 22:13   

Agi, dziękuję za głosy.
całkiem fajnie wyszło, nie?
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 22:35   

Owszem, całkiem fajnie. :D
Właściwie nie było przypadku nie udźwignięcia tematu, niektórym tylko gramatyka przeszkadzała w pisaniu.
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 22:36   

Agi napisał/a
niektórym tylko gramatyka przeszkadzała w pisaniu
:mrgreen: :mrgreen: Kielonek dla tej pani :bravo
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 22:41   

Było sporo dobrych, ale punkty tylko dwa:

Biała Cytadela
Pod Kusiem
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Grudnia 2010, 22:52   

terebka, dziękju za głosy.
wiem, że sam nie komentowałem, ale liczę na to, że ktoś się jednak zdecyduje.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Sauron 
Bink


Posty: 1804
Skąd: Toruń
Wysłany: 20 Grudnia 2010, 14:31   

Biała cytadela, Nigdy więcej
_________________
Kupiec. Korzenny.
The dog park will not harm you.
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 20 Grudnia 2010, 14:39   

Sauron, dziękuję za głosowanie.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Arya 
Stefan Sławiński


Posty: 2628
Skąd: Lublin
Wysłany: 20 Grudnia 2010, 19:03   

Bestia, Biała Cytadela, Patchwork, Przebudzenie, Życzenie
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 20 Grudnia 2010, 19:17   

Arya, dziękuję.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 20 Grudnia 2010, 21:57   

Punkt - Przebudzenie

Wyróżnienia: Nigdy więcej, Polowanie, Życzenie
 
 
Aisling 
Frodo Baggins


Posty: 130
Skąd: Archiwum X
Wysłany: 20 Grudnia 2010, 22:58   

Agi napisał/a
Owszem, całkiem fajnie. :D
Właściwie nie było przypadku nie udźwignięcia tematu, niektórym tylko gramatyka przeszkadzała w pisaniu.


Co więcej, niektórym nawet gramatyka nie przeszkadzała w pisaniu :) .
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 21 Grudnia 2010, 07:37   

xan4, dziękuję za głos. Aisling, dziękuję za spostrzeżenie ;P:
wciąż mam nadzieję, że ktoś spróbuje napisać choć kilka słów komentarza.
do końca głosowania trzynaście dni z kawałkiem...
i chyba NN był. jemu też dziękuję.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Aisling 
Frodo Baggins


Posty: 130
Skąd: Archiwum X
Wysłany: 21 Grudnia 2010, 08:50   

Bestia - troszkę o niczym, ale fajnie napisane.
W przeciwieństwie do Zapowiedzianego gościa, gdzie od razu rysuje się dramatyczny konflikt, postacie są mocno osadzone w rzeczywistości a uroda diabła nie pozostawia złudzeń. Kto wie, może wyszedłby z tego zgrabny moralitet, gdyby dać to autorowi Bestii do napisania?
Jeszcze raz się odezwiesz i wracasz na kasę!. Potężne deja vu, bo znałam kiedyś podobnego modela. Nie miał czterech pośladków i nie puszczał oka, ale dobrze pamiętam wrażenie cielesnego chaosu połączone ze zdumieniem, że to wszystko działa.
Tu też działa. Zdecydowany punkt.
Ostatnio zmieniony przez Aisling 21 Grudnia 2010, 20:58, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 21 Grudnia 2010, 09:12   

Aisling, dzięki.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 21 Grudnia 2010, 09:26   

Zapytam, a co. Raz się żyje. Punkt był jeden, Aisling, dwa, czy trzy? :) :wink:
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 21 Grudnia 2010, 09:35   

terebka, mnie wyszło, że jeden. ale ja się strasznie gubię w cyferkach. nawet tych do 10.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Aisling 
Frodo Baggins


Posty: 130
Skąd: Archiwum X
Wysłany: 21 Grudnia 2010, 17:39   

terebka, jeden, zdecydowanie :)
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 21 Grudnia 2010, 18:07   

Aisling, dziękuję za odpowiedź :)
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 21 Grudnia 2010, 22:39   

a czas mija... do końca głosowania już tylko dwanaście dni i ciut. a po drodze święta, sylwester, nowy rok...
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 23 Grudnia 2010, 07:08   

jedenaście dni i kilka godzin do końca... nic się nie dzieje... trudny czas... święta idą... no cóż, jakby co, to osiem głosów, to też jest jakiś rekord.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Zagubiony 
Langolier


Posty: 251
Skąd: Ożarów Mazowiecki
Wysłany: 23 Grudnia 2010, 07:15   

Dzieje się, baranku, dzieje się.

Ostatnio warto dodawać klauzulę, że napisane przez siebie opinie są subiektywne, że nie odpowiada się za własne skojarzenia etc. Podpisuję się pod tym, tak w razie czego.

Tym razem krótko - nie mam weny na pisanie dłuższych komentarzy.
Bestia - Taki short o niczym. Mamy scenkę, Skwarka, kosiarki i relację sąsiedzką. Kreatywność autora przy porównaniu do różnobarwnych motyli mnie zaskoczyła. Nie wiem tylko, czy pozytywnie, czy negatywnie.
Biała Cytadela - Nie podzielam zachwytu wobec tego shorta, jaki okazali poprzedni oceniający. Tutaj są dwa teksty w jednym - jeden to wyświechtany motyw demonizacji teściowej, drugi wycięty fragment dłuższego opowiadania (dużo dłuższego niż szortowe miary). Ten fragment jest wciągający, muszę przyznać, że bardzo ładnie opisany, ale jego nagłe ucięcie i skonfrontowanie z resztą shorta jest jak kubeł zimnej wody.
Innowacyjny cRPG - Ej, ja chcę tego erpega na gwiazdkę :D ! Trochę za słabo zaznaczono przemyślenia Skwarka o żonie. Można by je poszerzyć, kosztem obcięcia dialogu.
Jeszcze raz się odezwiesz i wracasz na kasę! - Mnie się ten short strasznie nie spodobał, wręcz odrzucił. Karykaturalna anatomia kasjera, sposób w jaki została opisana i sex na oczach publiczności kojarzą mi się z bezsensownymi reality-show. I jeszcze oko, które mruga, mimo że jest poza ciałem (czyli nie ma powieki, czyli mrugać nie może). Swoją drogą to tytuł wydaje się być losowo wyjętym zdaniem z tekstu.
Nie mów udało mi się!, zanim nie przywiążesz magistra do stalagmitu -
Cytat
Listki wyglądały jak różnobarwne motyle, łodyżki jak lizaki, a trawki jak skrawki tęczy, który oderwały się i spadły na łąkę.
Moim zdaniem trochę zbyt zdrobnione. Pogrubiony wyraz jednoznacznie kojarzy się z czymś innym niż trawa. Może właśnie to jest sedno tego shorta? Skwarek i Hyc byli na haju - sprawa rozwiązana. Poza tym też nigdy nie wiem, które to jest stalagmit, a które stalaktyt.
Nigdy więcej - kompletnie do mnie nie przemówiło.
Patchwork - Nie jest źle, jest dobrze, ale na tle innych edycji niewyróżniająco się.
Pod Kusiem - Ten short spodobał mi się pod względem fabularnym, ale język zgrzytał.
Polowanie - Short ma fabułę, jest dobrze skonstruowany, tylko brak mu tego czegoś.
Przebudzenie - Jakoś tak nie przypadł mi do gustu.
Walka magistra Skwarka - Autor/Autorka się nie namęczył(-/a). Standardową scenę z życia standardowego studenta i nawet nie rozbudowana do jakiś porządnych rozmiarów.
Zapowiedziany gość - Fabularnie to ten short przypadł mi do gustu. Najlepszy short z tego zestawu, ale też raczej zbyt długo nie pozostanie w mej pamięci. W ogóle w tej edycji wszystkie shorty są takie do zapomnienia, a przykładowo matrimowa Etiuda do dziś siedzi mi w głowie.
Życzenie - nie podobało mi się.
Naprawdę, żaden z powyższych? - Naprawdę. Żadne z opowiadań z tej edycji nie przemówiło do mnie; albo stałem się bardziej marudny, albo edycja jakaś takaś słaba.
_________________
Weapons are just tools. True strength lies within me.
Heishirō Mitsurugi

Forever Lost
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 23 Grudnia 2010, 07:35   

Zagubiony, dzięki za opinię. szkoda, że nic do Ciebie nie przemówiło.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 23 Grudnia 2010, 09:43   

Zagubiony napisał/a
Biała Cytadela - Nie podzielam zachwytu wobec tego shorta, jaki okazali poprzedni oceniający. Tutaj są dwa teksty w jednym - jeden to wyświechtany motyw demonizacji teściowej, drugi wycięty fragment dłuższego opowiadania (dużo dłuższego niż szortowe miary). Ten fragment jest wciągający, muszę przyznać, że bardzo ładnie opisany, ale jego nagłe ucięcie i skonfrontowanie z resztą shorta jest jak kubeł zimnej wody.

To, co dla Ciebie było wadą szorta, czyli "kubeł zimnej wody", dla mnie było dużą zaletą.
Szort jest nie dość, że napisany dobrą i ładną polszczyzną, to jeszcze dobrze skonstruowany i spuentowany.
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 23 Grudnia 2010, 13:05   

> To, co dla Ciebie było wadą szorta, czyli "kubeł zimnej wody", dla mnie było dużą zaletą.
> Szort jest nie dość, że napisany dobrą i ładną polszczyzną, to jeszcze dobrze skonstruowany i
> spuentowany.

Jest tak dobrze skonstruowany, że pointa jest już wiadoma po pierwszej linijce tekstu. Ogólnie nuda.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group