Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Szorty podsłuchowe - głosowanie do 10.10, godz. 20:00

Który podsłuch jest najlepszy?
Yin i Yang
0%
 0%  [ 1 ]
Pamięć przestrzeni zamkniętych
8%
 8%  [ 14 ]
Cegły, jeśli są już dojrzałe
9%
 9%  [ 16 ]
Echo
1%
 1%  [ 3 ]
Tylko kiedy myślą, że ich nie widzę
1%
 1%  [ 3 ]
Lia Słysząca
11%
 11%  [ 19 ]
Autobus numer 31
3%
 3%  [ 6 ]
Ucho przy ścianie
6%
 6%  [ 11 ]
Toruńska tajemnica
8%
 8%  [ 15 ]
Aparat (pod)słuchowy
4%
 4%  [ 7 ]
Niemi szpiedzy
0%
 0%  [ 1 ]
Targ
1%
 1%  [ 3 ]
Milczenie owiec
2%
 2%  [ 4 ]
Myszy pod miotłą
8%
 8%  [ 15 ]
Ja, nękacz
4%
 4%  [ 7 ]
Podsłuchiwany
5%
 5%  [ 9 ]
Rewolucja naukowa
2%
 2%  [ 5 ]
Dobry Wujek
5%
 5%  [ 9 ]
Amber
11%
 11%  [ 19 ]
... żaden z powyższych
0%
 0%  [ 1 ]
Głosowań: 48
Wszystkich Głosów: 168

Autor Wiadomość
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 20:59   Szorty podsłuchowe - głosowanie do 10.10, godz. 20:00

19 podsłuchanych szortów!
Zapraszam do lektury i oceniania. Jak zwykle, każdy może przyznać 19 punktów lub jeden - ten ostatni - jeżeli już nic mu się w życiu nie podoba... :D

Termin zakończenia głosowania: 10 października, godz.20:00

Autorzy - przejrzyjcie wasze teksty. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku, ale...


***********************************************


Yin i Yang

Hubert był czarodziejem, co samo w sobie sprawiało problemy. Ale co gorsza, był czarodziejem kiepskim. Jak to czarodziej, uznawany za dziwaka, i jak to czarodziej kiepski, wykorzystywany do podawania kawy.
Praca była nudna, nic więc dziwnego, że, mimo surowych zakazów, czarodziej zaczął przysłuchiwać się rozmowom.
- Wielki Ottonie, daj mi moc- powiedział Mistrz Gwidon.
- Biegaj z nożem całą noc- odparł Wielki Mag Otton.
Mistrz Gwidon zaśmiał się tryumfalnie.
- Nasi agenci przejęli pewne informacje od Naukowych- powiedział po chwili- Z ich badań wynika, że bogowie i równoległe wymiary to bzdura.
- Nie wierzę w żadne ich cyferki! Zawsze tak kierują badaniami, by dowieść, że jesteśmy „bandą zabobonnych pajaców”!
- Niestety, coraz więcej czarodziejów wierzy w ich liczby, nie w magię- odrzekł ze smutkiem Mistrz Gwidon- Ja także nie ufam już w pełni słuszności naszych działań.
Hubert nie ośmielał się zajrzeć do pokoju, jednak dwaj mężczyźni mówili dość głośno, by wszystko słyszał, zwłaszcza, że wzburzony Otton zaczął krzyczeć.
- Ty…! Szpiegu! Zdrajco! Plugawy gadzie!
Kamienne korytarze niemal opustoszały. W oddali słychać było jakieś pieśni do bogów - trwały nabożeństwa. Hubert zamarł.
Nagle usłyszał dźwięk bardzo niepokojący, a mianowicie jęk, a potem cichą formułkę powodującą znikanie. Mimo niskiej inteligencji zrozumiał, że Wielki Mag zabił Gwidona i pozbył się ciała. Wkrótce Otton wyszedł na korytarz. Hubert zacisnął zęby.
- Podsłuchiwanie jest karalne! Zbrodniarze! Zdrajcy! Złoczyńcy!- powiedział Otton. Hubert zastanowił się, czy przywódca czarodziejów jest zdrowy psychicznie.
- Podobnie jak morderstwa- odrzekł. Chciał wykorzystać to, co wiedział. Czarodzieje zdobywali siłę dzięki formułce „Daj mi moc”, a Hubertowi albo nikt nie chciał odpowiedzieć, albo twierdzili, że jego śmiech, niezbędny element zyskiwania siły, nie jest wystarczająco tryumfalny. Jak ktoś, kto nie umie się tryumfalnie śmiać, ma zdobyć potęgę?!
Na szczęście Huberta, Otton przed momentem zużył spore rezerwy swojej mocy i nie mógł go bezkarnie uśmiercić bądź pozbawić pamięci. Zrobił za to coś innego - najpierw unieruchomił, potem zesłał na niego rozdwojenie osobowości, i odszedł.
Hubert na początku nie wiedział, co Wielki Mag mu zrobił. Zrozumiał dopiero, kiedy zorientował się, że brakuje mu wspomnień, a inni czarodzieje patrzą na niego z urazą. Jego druga osobowość, dwudziestoletnia Helga, była nieco uszczypliwa. Jakoś jednak sobie radził, zwłaszcza że nie czuł się już tak zastraszony- Otton odszedł na emeryturę, a stanowisko Wielkiego Maga objął niejaki Longin.
Niestety, okazało się, że Helga fascynowała się nauką, głosiła wiarę w Twierdzenie Pitagorasa i ewolucję. Kiedy więc tylko obejmowała dowodzenie nad ciałem biednego czarodzieja, pewnym krokiem przekraczała granicę, ignorowała krzyki strażników i szła do siedziby Naukowych. Zdobyła sporą wiedzę, ale kiedy tylko Hubert się przebudzał, z obłędem w oczach biegł z powrotem do Fortecy Czarodziejów. Helga z radością obserwowała pantofelki pod mikroskopem, Hubert z płaczem patrzył na „narzędzie zbrodni” i gęsto tłumaczył się przed sądem, który wkrótce uznał go za obłąkanego. Naukowi próbowali go uleczyć, lecz żadne terapie nie zdziałają nic przeciwko potężnemu zaklęciu. Tułał się pomiędzy laboratorium a lochami.
Umarł stojąc na granicy obu krain. Potem zbudowano tam wspólną fortecę Naukowych i Magów.


***********************************************


Pamięć przestrzeni zamkniętych

Tak, zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności. Gdyby nie mój wynalazek, te wszystkie wydarzenia, które zrujnowały pół świata, nie miałyby miejsca, to jasne. Ale przecież jeśli nie ja, to wcześniej czy później ktoś inny doszedłby do tego samego i nie wierzę, że dałoby się utrzymać to w tajemnicy.
Przyznaję, początkowo nie chciałem się ujawniać; przez jakiś czas wolałem mieć to cudo tylko dla siebie. Nie po to, żeby kogoś szantażować i zgarniać z tego kasę, wierz mi. Bałem się takich zabaw, wiedziałem, że igranie z ogniem skończyłoby się szybko. Zresztą, pewnie nie wiedziałbym, jak dobrze rozegrać sprawę.
Najpierw była to jedynie ciekawość, potem cholerna satysfakcja.
Technicznie to nie problem. Chronofon, oprócz tego, że zadziwiająco prosty w konstrukcji, jest stosunkowo mały. Nie miałem trudności, aby nadać mu kształt najbardziej niepozornej, przestarzałej – a więc niegroźnej, bo pozbawionej gadżetów – komórki. O proszę…
Z czymś takim bez problemu wchodzi się do budynku parlamentu, rządu, czy pałacu prezydenta; do siedziby dowolnej partii, czy urzędu, przy odrobinie sprytu, jako monter lub elektryk, można z nim znaleźć się w gabinecie, a nawet domu, tego lub innego prezesa. Zresztą, nie zawsze musiałem pchać się w takie miejsca. Czasem wystarczyło wybrać odpowiednią restaurację lub hotelowy pokój.
Najważniejsza była kalibracja. W większości przypadków dostawałem niewiele warte śmieci, ale zdarzały się też i perełki, które konsekwentnie podrzucałem mediom.
„Państwo podsłuchów!”, to był ulubiony temat w tamtym czasie, pamiętasz?
Nie oszczędziłem nikogo.
Sześćdziesiąt dwie dymisje, w tym prezydent, premier, rząd; kryzys w Kościele, krach wielkich firm. Daleko to poszło. Ja sam rozwiodłem się z żoną i zerwałem większość - nietrafionych, jak się zorientowałem - znajomości. Niezła puenta, co?
Ujawniłem się dopiero wtedy, gdy poczułem na karku oddech smutnych panów w garniturach. To było jedyne dobre rozwiązanie – jeden mail i wszyscy w jednej chwili poznali tajemnicę podsłuchów i wynalazku, który je umożliwił.

Jak działa? Tak, powiedziałem, że jest prosty w konstrukcji, ale bez przesady. Lepsze lub gorsze opisy dostępne są w wielu miejscach, niektóre całkiem dobrze przekładają moje dzieło na prosty język.
Ja powiem krótko: chronofon wykorzystuje pamięć przestrzeni zamkniętych. To swoiste nagranie utrzymuje się w niektórych miejscach bardzo długo i nie jest to zapis odciśnięty w cząstkach powietrza, jak sugerowano, ale coś o wiele niżej w strukturze rzeczywistości, na poziomie, którego nie znamy, w skali, która zbliża nas do zwiniętych strun innych wymiarów. Sztuka tkwi w rejestracji, a chronofon właśnie to robi. Z ciszy pomieszczenia uzyskuje idealny zapis wszystkich prowadzonych w nim rozmów, każdego dźwięku, na przestrzeni pięciu, czasem sześciu miesięcy wstecz.

Czy da się sięgnąć dalej? Pewnie tak.
Ale to już przecież nieaktualne.
Na otwartym powietrzu zapis rozmywa się, ulatuje. Przyznam, nie do końca rozumiem dlaczego; substancja jakichkolwiek murów, w skali, o której mówimy, nie powinna stanowić przeszkody, a jednak, w jakiś sposób utrzymuje dźwiękowy ślad w miejscu. Na wolnej przestrzeni udało mi się odczytać pojedyncze rozmowy, słowa, ale trudno przypisać je do człowieka i miejsca; mogą pochodzić skądkolwiek. Nie mają sensu.
Tak więc teraz, co oczywiste, urządzenie nie ma zbyt wielu zastosowań. Prawda?
Może za jakiś czas, gdy uda się odbudować miasta i ludzie, mimo wszystko, odważą się w nich mieszkać?


***********************************************


Cegły, jeśli są już dojrzałe

– Majorze, mamy to.
– Dawajcie, zanim dorwą się do tego pismaki. Cholerne przecieki.
Podałem wydruk majorowi. Wiedziałem, że jest bardzo czuły na punkcie hierarchii, pierwszeństwa i takich tam bzdur. Już po trzecim dniu jego szefowania przerobiliśmy oprogramowanie tak, żeby drukowało treść odebranego sygnału od razu do koperty. Nasz dowódca musiał być pierwszy.
Zanim zaczął czytać, podniósł jeszcze na mnie wzrok.
– Jesteście pewni?
– Tak. Przechwyciliśmy ten sygnał z Alfy Centaura. Udało się go rozkodować, pan będzie pierwszy, który go przeczyta.
Pochylił z powrotem głowę, a ja czekałem. Po minucie wpatrywania się w jego usta, mamroczące kolejne litery depeszy poczułem, że brakuje mi powietrza - ze zdenerwowania wstrzymałem oddech i pewnie bym się udusił, gdyby nie podniósł na mnie wzroku
– Co to ma być? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Pierwszy na świecie odebrany komunikat interstelarny. Dowód istnienia pozaziemskich cywilizacji i ich przyjaznego nastawienia do nas – odpowiedziałem tak pewnie, jak tylko umiałem, chociaż zimny pot spływał mi po plecach.
– To właśnie odebraliście?
– Tak, panie majorze.
– Zweryfikowaliście?
– Tak, panie majorze – przytakiwałem, choć nie wiedziałem, co ma na myśli.
Czyżbyśmy znowu przechwycili przypadkiem nielegalnego satelitę religijnego? Po ostatniej wpadce wprowadziliśmy na listę falsyfikacyjną Koran, Biblię, a nawet całe „Gwiezdne Wojny”, ale nie mogłem wykluczyć, że powstała od tego czasu jakaś nowa sekta z hojnym sponsorem. Jeśli tak było, miałem przechlapane.
Podał mi arkusz, na którym wydrukowano komunikat. Mimo przerażenia, poczułem się podniośle. Byłem druga osobą na świecie, która pozna przełożoną na angielski treść depeszy.
Odetchnąłem głęboko i spojrzałem na wydruk. Raz kozie śmierć.

Trzy kiszone matoły nie wystarczą. Sos nie chce się wznieść, ciągle się przypala. Gdzie położyłaś <niezrozumiałe>? Zaraz przychodzi prezydent, a ja ciągle w tynku. I kup jeszcze cegły, jeśli będą dojrzałe. Nienawidzę cię zaciekle, grubasku.

Podniosłem oczy. Major trwał niewzruszony, a ja zastanawiałem się, gdzie spędzę resztę życia. Mój dowódca pozbawiony był inteligencji, uroku osobistego i empatii, miał za to kontakty, chody i plecy. Mogłem pewnie trafić nawet do Polski, widziałem ostatnio reportaż.
– To nie może wyjść na jaw – wysyczał major.
– Ale kazał pan powiadomić prasę – broniłem się.
– Niech pan coś wymyśli. Inaczej resztę życia spędzi pan w Polsce.
Nie wymyśliłem.

Kiedy rok później wezwano mnie do dowództwa regionalnego w Wootch, czy jak się ta dziura nazywa, nie zdążyłem nawet się ogolić, ani znaleźć paska od munduru. Musiałem przytrzymać spodnie ręką, bo schudłem dziesięć kilo. Nawet steków tam nie mają.
– Wracacie do domu – powiedział sierżant, patrząc gdzieś nad moim czołem.
– Coś się stało?
Sięgnął do szuflady i wręczył mi kopertę.
W środku znalazłem formularz przydziału i krótką notatkę:

Przechwyciliśmy drugi komunikat. Major podał się do dymisji. Zanim wyszedł, powiedział, że nigdy jeszcze nie czuł się tak zlekceważony.

Całą drogę powrotną przesiedziałem, jak na szpilkach. Nie tylko steków nie mogłem się doczekać. Co takiego chłopaki przechwycili, zastanawiałem się, prześlizgując bezmyślnie wzrokiem po łamach gazet.
Do biura pojechałem prosto z lotniska, chociaż była niedziela. Nie zawiodłem się. Do korkowej tablicy przypięto pożółkłą już nieco kartkę z wydrukiem:

Cegły strasznie drogie, pewnie słabe plony były. Nienawidzę cię też, zaciekle.
PS. Przejdź na szyfrowany, bo mam wrażenie, że ktoś nas podsłuchuje.


Biedny major, pomyślałem. To musiało zaboleć.


***********************************************


Echo

Szczelina w skalnym podłożu sięgała piekielnych czeluści. Nad nią wznosiła się kładka z dwóch sosnowych bali. Zabezpieczeniem była pojedyncza poręcz z napiętej do granic możliwości liny. Na poręczy przykucnęło stworzenie, którego w żaden sposób nie można było pomylić z czymkolwiek innym. Licho. Wychudłe, ze sterczącymi żebrami ale, jak to z lichem bywa, wesołe i krzykliwe.
– Wielki władca – szydziło – a boi się zwykłej kładki.
Właściwie to było się czego bać. Jedynie głupcy i samobójcy by się nie lękali, a król ewidentnie nie był samobójcą. Do głupich również się nie zaliczał. Spoglądał więc to na mostek, to na złośliwe licho, stojąc i ani myśląc iść dalej.
Licho zaś nie ustawało w szyderstwach.
– Myślałby kto, że to nie on sam we własnej osobie, a baba się za króla przebrała, złotą koronę na łeb założyła.
Władca sapnął za złością.
– Milcz, pokrako – warknął. – Bo mieczem prześwięcę.
– A jak to uczynisz, panie? Stojąc tam i drapiąc się w zadek?
– Drapię się bo swędzi – odparł król. – A ty możesz zaraz swój stracić. Wezwij echo.
Licho poruszyło się, rozprostowało pokryte czarną mechatą błoną skrzydła, załopotało nimi i ponownie przycisnęło do ciała. Otwarło paszczę na pełną szerokość i ziewnęło.
– Nie chce mi się.
Król położył dłoń na głowicy miecza, niedwuznacznym gestem wskazał rękojeść palcem drugiej dłoni.
– Mam użyć tego?
– A proszę bardzo – zachichotało licho. – Jeśli od tego przestanie cię *beep* swędzieć, to włóż go sobie aż po jelec.
Po czym ostentacyjnie odwróciło się w kierunku władcy własnym włochatym zadem. Król westchnął tylko, dał krok w stronę mostku, wyciągając jednocześnie miecz z pochwy. Wydawać się mogło, że licho nie zareagowało. Jedynie jego chudy, kościsty palec wskazujący drgnął nieznacznie i władca zatrzymał się, zmuszony do tego siłą, której nie potrafił się oprzeć.
– Aby wejść na kładkę musisz zamknąć oczy.
Król spojrzał na licho podejrzliwie.
– To jakaś gra?
– Taka w: „ja mówię, ty robisz”.
Król obserwował przez chwilę strażnika kładki, mrużąc oczy i próbując dopatrzyć się śladu kpiny. Widocznie nie wiedział, że przejście nad szczeliną obłożone zostało silnym czarem ochraniającym. Jeśli się próbowało przejść zwyczajnie, z otwartymi oczami, kładka ni stąd ni zowąd umykała spod nóg i intruz leciał w dół. A że przepaść sięgała dna bytu, czekała go śmierć głodowa, bo nie istniała najmniejsza szansa na to aby osiągnął cel w ciągu stu lat.
W końcu wzruszył ramionami i zamknął oczy. Mostek przesunął się półtorej stopy w lewo, niczym kot podkładający łeb pod pańską rękę, bo władca na ślepo nie wycelował.
– Już, panie. Możesz otworzyć oczy.
Władca uczynił, jak mu kazano, i momentalnie złapał się kurczowo liny. Znikła jaskinia, znikły ściany. Była tylko kładka zawieszona nad bezdenną czeluścią. Oraz spoważniałe licho.
– Nie bój się, królu. Wsłuchaj się w pamięć świata. Podsłuchaj tego, o czym szepcą bogowie losu. Zbudź echo ich głosów. Wypowiedz imię, o którym teraz myślisz.
Król przełknął ślinę, wychylił się poza linę, nabrał w płuca powietrza. Przez krótką, straszną chwilę zapomniał imienia swej złożonej boleścią małżonki. Jak tylko się pojawiło w głowie, krzyknął:
– Eleonore!
Niemal natychmiast przyszła odpowiedź. Echo, zwielokrotnione głębią, odpowiedziało, zaś król złapał się oburącz za głowę i zawył. Wyszarpnął miecz i zamachnął się na licho. Nie trafił. Ostrze przecięło linę, kładkę przeszły wibracje, zaś królowi nie udało się zachować równowagi.
Spadając wciąż słyszał echo. Brzmiało jak śmiech, złośliwy chichot licha.


***********************************************


Tylko kiedy myślą, że ich nie widzę

– Skąd wiesz, że cię słyszą? – pyta, jak gdyby nie wiedział.
– Nie tak po prostu słyszą. Podsłuchują! Nie rozumiesz? – Czemu muszę go ciągle poprawiać? Po co wciąż na nowo tłumaczę, skoro i tak za chwilę będzie udawał, że nie ma pojęcia o czym mówię?
Teraz milczy, planując kolejny atak, ja zaś wsłuchuję się w swój oddech i tętno, w bezładną gonitwę myśli. Wreszcie coś pęka, jakaś tama głęboko we mnie.
– Nie rozumiesz!? – wrzeszczę. – Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że robią to, kiedy myślą, że ich nie widzę? Kiedy odwrócę wzrok, kiedy moją uwagę zajmie na moment coś za oknem tramwaju? Żaden z nich nie jest taki głupi, żeby otwarcie słuchać, patrząc mi w oczy, śmiejąc się z mojej bezradności! Tyle łaski mi okazują przynajmniej: są dyskretni.
– Po co mieliby to robić? One ich nie obchodzą – odpowiada spokojnie i beznamiętnie, jakby nie miało to z nim nic wspólnego, jakby był kimś zupełnie obcym.
– Co takiego ich nie obchodzi, o czym mówisz? – staram się nie brzmieć zaczepnie, ale on i tak dobrze wie, co czuję. Nawet on nie potrafi się powstrzymać od podsłuchiwania.
– Twoje myśli – dopowiada, jakby wbijał gwoździe w wieko trumny. – Twoje myśli w ogóle ich nie obchodzą.
– Nie musisz owijać w bawełnę. Powiedz to wprost! – wyzywam go. Skoro tak bardzo mu zależy, zagrajmy w jego ulubioną grę. Grę w poniżanie i kopanie leżącego. Bij mnie! Kop mnie! Zabij! Możesz mnie nawet ukrzyżować!
– Co takiego? Co mam powiedzieć? – udaje niewinnego, jak zawsze w tym momencie.
– Powiedz prawdę: że wyglądam bezmyślnie, płytko i pusto. To właśnie sądzą oni wszyscy, gdy na mnie patrzą, prawda?
– Czemu w ogóle ze mną rozmawiasz? – szepcze, choć dobrze wiem, że krzyczy.
– A z kim mam rozmawiać? – myślę do niego i czekam, czy się zdradzi.
– Z nimi – odpowiada na głos, dokładnie tak jak się tego spodziewałem. – Na pewno znajdziesz wśród nich kogoś, kto cię zrozumie.
– Jakiegoś innego paranoika, tak? To masz na myśli?
Zawsze tu docieramy, zawsze do tego miejsca. Potem wsłuchujemy się w nasze milczenia, w nużącą ciszę naszych pustych myśli.
Tak naprawdę, to on jest taki sam, jak oni wszyscy. Z tą tylko różnicą, że nie podsłuchuje, tylko po prostu słucha. Bezczelnie i jawnie, jakby mój umysł był radiową rozgłośnią. A gdzie moje prawo do intymności, gdzie prywatność, gdzie mają się podziać moje sekrety?!
Gotuje się we mnie, kipi po prostu, a wściekłość i bezradność sprawiają, że wzbiera we mnie głód.
– Dokąd idziesz? Dokąd znowu idziesz? – dopytuje się.
Milczę, bo zna przecież odpowiedź.
– Dokąd? – powtarza, znużonym i pustym już głosem. Wie, że przegrał, że mnie nie zatrzyma. Nie jestem jego własnością.
– Mam wszystkiego dość, czuję wyłącznie głód – po tych słowach zawsze zawieszam na chwilę głos, krótka i dramatyczna pauza. – Idę do tramwaju.
– Uważaj na siebie – docierają do mnie jego słowa, a reszta jest już myślą. – Pełno tam złodziei.
Wkładam mój ulubiony płaszcz i zanurzam się w wilgotną ciemność listopadowego wieczora. Przemoczony, zziębnięty chodnik prowadzi mnie prosto na przystanek.
Nadjeżdża tramwaj, więc wsiadam i już jestem wśród nich. Wracają do domów z pracy i ze szkoły, a głowy pełne mają myśli. Myśli gorzkich i zmęczonych, choć bywa, że słodkich, jeśli wracają z randki albo dostali podwyżkę.
Wystarczy tego dla mnie, wystarczyłoby nawet dla tysiąca.
Muszę tylko uważać na tych, którzy podsłuchują. Na pasożytów. Na złodziei. Na tramwajowe hieny. Wystarczy na szczęście zachować czujność. Podsłuchują przecież tylko kiedy myślą, że ich nie widzę.


***********************************************


Lia Słysząca

Stukot kół o ciut innym tonie oznajmił jej, że przybył narzeczony. Uśmiechnęła się tryumfalnie. Propozycja małżeństwa ze strony maga Godarta Niezdobytego, do którego wzdychała większość przedstawicielek płci żeńskiej wszystkich gatunków, była niezbitym dowodem na to, że ona, Lia, jest wyjątkowa. Nie żeby szczególnie jej zależało na samym małżeństwie, choć musiała przyznać, że Godart, jeden z ostatnich ze Starej Rasy, miał w sobie to coś.
Nakreśliła dłonią kilka znaków i w lustrze zobaczyła obraz siebie, kolejno w ślubnej sukni, bieliźnie i krótkiej sukience. Wzrok najbardziej przykuwały okrągłe, agrestowe oczy, przedzielone pionową źrenicą, i srebrzyste włosy nad którymi sterczały dumnie duże, trójkątne uszy. Uznała, że wygląda olśniewająco i że narzeczony ma świetny gust. Miauknęła z zadowoleniem i skierowała kroki do komnaty Leana.

***

Drgnął, gdy drzwi uchyliły się.
- I co myślisz, braciszku? - zamruczała. Zdobył się na uśmiech, wiedział, że nie może zepsuć uroczystości. Młodszy brat, żyjący w cieniu następczyni tronu. Nie, nigdy nie zazdrościł Lii, że to ona, zgodnie z tradycją zostanie władczynią. Zdawał sobie sprawę, że Słysząca, nadaje się do tego setki razy lepiej niż on. Ale dziś nie miał ochoty na rozmowę.
- On już przybył.
- Wiem - prychnął cicho, jeżąc lekko sięgające ramion włosy.
- O co chodzi?
- Drażni mnie to zamieszanie.
- Myślałam, że sprzyjasz Godartowi.
Z palców Leana odruchowo wysunęły się na moment pazury. Lia fuknęła, nastroszyła się i skierowała do wyjścia.
- Przepraszam, siostro - powiedział cicho. - Tak, sprzyjam mu.

***

Był cudny, z czarnymi włosami sięgającymi kolan i lekko skośnymi, chabrowymi oczami. Lia przelotnie pomyślała, jak ładne będą ich dzieci. Byleby tylko uszy odziedziczyły po niej!
Znał świetnie etykietę. Traktował ją z grzecznym szacunkiem. Zbyt grzecznym. Lia, mimo przekonania o własnej wspaniałości, dostrzegła, że Godart wcale nie wyglądał na olśnionego. Ani zakochanego. Ani nawet, do ciężkiej panleukopenii, zainteresowanego. "Więc czemu?!" - analizowała później. Jego królestwo było potężniejsze niż Fellina, argument o pozyskaniu sojusznika odpadał, w sojuszu byli od wieków. A Godart mógł wybrać każdą. Zmrużyła oczy. Jedyną szansą było Słuchanie.
Zamek rozbrzmiewał dźwiękami, ale Godart był obcy, więc wyłowiła go bez trudu. Wyrażał się uprzejmie, nie uchybił jej ani słówkiem. Po godzinie uznała, że to bez sensu, nieładnie podsłuchiwać gościa. I wtedy zniknął. Otrząsnęła się z zaskoczenia. skoncentrowała i odtworzyła ostatnie dźwięki, które mu towarzyszyły. Szybkie kroki, skrzypnięcie drzwi. I głucha cisza.
- Osłonił się! - parsknęła. Raz jeszcze przywołała dokładnie wszystko, co usłyszała. Nogi odtworzyły trasę i przywiodły ją pod właściwą komnatę. Czar był mocny, nie miałaby szans podsłuchać na odległość. Ale stojąc tuż obok...

***

Wślizgnął się i starannie zamknął drzwi. Otoczyła go aura wyciszenia. I powitanie:
- Lia nie może nas...
- Tak, wiem. - Podszedł wolnym krokiem. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, sycąc stęsknione oczy.
- Zwariowałeś.
- To też wiem. A ty? Nie pragniesz...?
- Jak diabli...
- Nie potrafię bez ciebie żyć - szepnął, zbliżając się na odległość oddechu. - Kocham cię i tylko dlatego żenię się z Lią. By być jak najbliżej ciebie.
- Godi, nie mogę. To moja siostra - wykrztusił.
W odpowiedzi przesunął dłonią po jego zarumienionej twarzy. Usta zbliżyły się jeszcze bardziej. Czarne włosy Godarta otuliły ich obu, niczym płaszcz. Nie potrafił się oprzeć, oddał pocałunek, mimo wyrzutów sumienia. Tak, tego jednego zazdrościł Lii.
- Nawet jeśli miałbym tylko oglądać cię z daleka, Lean, to uważam, że warto - wyszeptał.
- Jesteś tego pewien, Godi? - zapytała Lia, otwierając z hukiem drzwi.
Uwielbiała mieć mocne wejścia.


***********************************************


Autobus numer 31

Mój problem polega na tym, że słyszę głosy. Nie, wcale nie zwariowałam, ja po prostu czytam ludziom w myślach. Ojciec Faustyn wciąż mi powtarza, że to dar od Boga i że powinnam wykorzystać go do czynienia dobra, ale szczerze mówiąc mogłabym się bez tego obyć. Serio.

* * *

Wsiadłam do autobusu linii 31. O tej porze był prawie pusty, co rzadko się zdarza. Skasowałam bilet i zajęłam moje ulubione miejsce; z przodu, tuż przy kierowcy. Zapatrzyłam się w okno, odpłynęłam myślami, a gdy autobus ruszył głowa zaczęła mi ciążyć, powieki opadać. Zasnęłam.
Obudziło mnie gwałtowne hamowanie. Drzwi otworzyły się z przeraźliwym zgrzytem. Do środka wpadło tysiące myśli.
(„Omójboże która to godzina! Antek!”)
(„Uważaj jak jeździsz debilu”)
(„Skoro a kwadrat plus b kwadrat to c kwadrat to długość odcinka opuszczonego na”)
(„Masło kupiłem, została jeszcze mąka i”)
Pośród zgiełku tych głosów przebijał się jeden, szczególnie osobliwy:
(„Nie waż się odjechać. Zaczekaj na mnie. Och, gdyby nie ta przeklęta noga!”)
Do dziś nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, ale ta myśl, na pozór tak niewinna, zmroziła mnie do szpiku kości. Może przez brzmiącą w nią rozpacz, a może w jakiś sposób przeczułam późniejsze wydarzenia, które miały być tak szeroko opisywane w prasie.
Właścicielem głosu był staruszek z laską, który dreptał powolutku w kierunku autobusu. Na oko mógł mieć tak ze sto lat. Wiedziałam, że nie zdąży.
I rzeczywiście, kierowca zamknął drzwi niemal tuż przed nosem staruszka. Nie potrzebowałam zdolność parapsychicznych, żeby wiedzieć, jak musiał się czuć. Pomarszczoną twarz wykrzywił mu grymas wściekłości, wyprostował się, uniósł do góry laskę i pogroził nią zupełnie jakby rzucał klątwę. Ten obraz na długo utkwił mi w pamięci i myślę, że będzie tkwił tam jeszcze długo. Prawdopodobnie aż do śmierci.
Pełna złych przeczuć wysiadłam na następnym przystanku. Drzwi zamknęły się za mną, autobus ruszył. Powiodłam za nim wzrokiem, aż dotarł do zakrętu i... wybuchł. Bez żadnej wyraźnej przyczyny. Później biegli ustalali przebieg wydarzeń; wyciek paliwa i nie wiadomo co tam jeszcze, ale ja wiem swoje. To był ten staruszek.
Nie było dnia, żebym nie zastanawiała się nad tamtym wydarzeniem. Analizowałam każdy szczegół, zastanawiałam się, czy mogłam jakoś zaradzić tej tragedii. Myślałam o staruszku. Co doprowadziło go do takiej wściekłości? Dlaczego chciał dostać się do tego autobusu? Kim on właściwie był? Gdzie jest? Czy żyje? Czy żałuje tego, co zrobił?
Tyle pytań, na które już nigdy nie znajdę odpowiedzi.


***********************************************


Ucho przy ścianie

- Słyszałeś?
- Co?
- Zza ściany, jakby głosy.
- Zdawało ci się. Jasna cholera, jak ciemno. Pamiętasz, gdzie kładłem latarkę?
- Nie. Ale spokojnie, prąd zaraz powinien wrócić.
- W cuda wierzysz? Słyszałeś jak coś walnęło tam na zewnątrz. Pewnie pozrywało linie energetyczne w całej okolicy. Za oknem czarno jak w studni. Zanim się technicy odgrzebią, będzie już rano.
- Myślisz, że spadł jakiś samolot?
- Możliwe. Widziałem tylko światła, a później eksplozję. Już myślałem, że wszystkie szyby w bloku szlag trafi, tak zatrzęsło.
- Jedno mnie dziwi.
- Tak?
- Skoro coś wybuchło, powinniśmy słyszeć syreny. Nikt nie wysłał straży pożarnej? I gdzie, do cholery, jest policja?
- Sąsiad z przeciwka mówił, że widział wojskową ciężarówkę. Wysiadło z niej kilkunastu żołnierzy, zabrali jakiś dziwny sprzęt i dokądś pobiegli.
- Co jest, wojna się zaczęła?
- Może zamach?
- Zgłupiałeś? A co tu jest do zniszczenia? Warzywniak na rogu? O, znowu te hałasy!
- Gdzie?
- Tutaj, podejdź bliżej ściany. Słyszysz?
- Same szmery.
- Coś trzeszczy, jakby głośnik. Kto tam mieszka?
- Chyba ten stary wariat, co dostał kiedyś kolegium za podsłuchiwanie policyjnego radia.
- Fakt. Myślisz, że znowu się w to bawi?
- Może też jest ciekaw, co jest grane? Pewnie próbuje coś złapać na tej swojej maszynerii.
- Musi być przygłuchy. Ależ ten szmelc wyje!
- Nie narzekaj, przynajmniej coś słyszymy.
- Chyba ty, bo ja...
- Cicho! Ktoś gada!
- Eee, jakiś bełkot. Nie rozróżniam słów.
- Usłyszałem "pieczenie". I coś jakby "ancie".
- Wielkie rzeczy. Klient zamawia żarcie przez CB radio.
- Zamknij się i nie przeszkadzaj. Zaraz... jest jeszcze jeden głos. To chyba rozmowa. Tak, rozmawiają! Cholera, ledwo słyszę... "Bułką w... bułką w mig... rozmazał".
- Bułką w mig? Co to za bzdury?
- A skąd mam wiedzieć? Tak powiedzieli!
- Jakiś szyfr, czy co? Słuchaj dalej.
- Hmm, teraz gada ten drugi. "Nie można zraszać..."
- Świetnie, najpierw bułka, teraz to.
- "Cywilów"! Powiedział "cywilów"!
- Nie można zraszać cywilów?
- Coś w ten deseń. A teraz "powtarzam, bułką w mig...". Nie, o jasna cholera, "pułkownik"! Pułkowik rozkazał!
- Nareszcie coś z sensem.
- "Nie można narażać cywilów", a ten drugi na to, że "zabezpieczenie terenu niemożliwe".
- Że co?
- To, co mówię. Skąd mam wiedzieć, o co im biega? Jeden z nich jest chyba solidnie wnerwiony. Zaczął bluzgać. "*beep* mnie obchodzi..."
- ...że nie można zabezpieczyć okolicy! Wasza propozycja jest nie do przyjęcia! Tam są ludzie! Jeśli z wraku coś wylazło, macie to zgarnąć i przywieźć z powrotem! A na miejsce wysłać zespoły odkażające!
- A jeśli zaraza się rozniesie? Obiekt jest nosicielem! Trzeba odciąć miasteczko!
- Nie pieprzcie mi tu o odcinaniu! Jeśli coś się wydostało, to wszystko i tak jest już skażone. Kwarantanna nic nie da. Dobrze wiem, co chcecie zrobić, niehumanitarne sukin... traficie przed trybu... zob... chol...

- Jasny gwint, przez moment gadali tak wyraźnie, jakby stali w tym pokoju!
- Nie podoba mi się to wszystko. Słuchaj dalej, ja wyjrzę przez okno.
- Dobra. Tamci coś mamroczą, ale sprzęt się chyba rozstroił. Widać coś na zewnątrz?
- Nie. Ale słyszę samolot, jakaś ciężka maszyna. Zabawne...
- Niby co?
- Brzmi zupełnie jak bombowiec.


***********************************************


Toruńska tajemnica

Siedzący na niewygodnej ławie Brat Artur nie mógł poradzić sobie z dławiącym uczuciem żalu. Inny człowiek na jego miejscu szalałby z wściekłości, planował bunt, ale Artur odczuwał tylko okropny żal. Młody jezuita był wybitnym naukowcem, doktorem matematyki i filologii klasycznej, jednym z nielicznych na świecie specjalistów od cybernetyki metalingwistycznej. Uczelnie takie jak MIT czy Caltech otwierały przed nim swoje najlepsze katedry. Tymczasem prowincjał zakonu wysłał go do Torunia, by wspomógł redemptorystów w jakichś pracach przy informatyzacji rozgłośni. Artur zawsze wierzył, że służba Bogu jest najważniejsza, niemniej nie potrafił zrozumieć sensu lekcji pokory, której teraz postanowiono mu udzielić.
- Bracie Arturze, Ojciec Dyrektor pragnie zamienić z tobą parę słów - głos wychudzonego portiera wyrwał jezuitę z zamyślenia. No proszę - pomyślał naukowiec - sam szef medialnego imperium przyjmie nowego pracownika w swoim gabinecie.
Pokój Ojca Dyrektora był przestronny i urządzony gustownie, acz z nieco barokowym przepychem.
- Ogromnie się cieszymy, że prowincjał odpowiedział pozytywnie na naszą prośbę - rzekł po krótkim przywitaniu redemptorysta, uśmiechając się jowialnie. - Nawet nie wiesz, Bracie Arturze, jak bardzo możesz nam pomóc. Zainteresowało nas choćby to...
Ojciec Dyrektor wziął z biurka jakąś zadrukowaną kartę i podał ją jezuicie. Młody naukowiec oniemiał. Niezmiernie skomplikowane wzory przedstawiały fragment jego ostatniej, jeszcze niepublikowanej pracy nad rozwiązaniem macierzy Hamiltona-Trovy'ego. Na świecie było nie więcej niż dziesięć osób, które mogły ją zrozumieć.
- Już wyjaśniam! Toruń to specyficzne miasto - zaczął wywód Ojciec Tadeusz. - Skorupa ziemi jest tutaj wyjątkowo cienka. Geotermia to świetny pretekst, by umieścić głęboko pod powierzchnią skanery hiperspektralne. Dzięki nim zyskaliśmy możliwości podsłuchiwania... tych na dole.
- Tych... na... dole... - wybełkotał jezuita. Poczuł nagle, że znany mu świat wywraca się do góry nogami.
- Diabłów - odpowiedział redemptorysta takim tonem, jakby mówił o porannym śniadaniu. - Idea, by podsłuchiwać Złego i uprzedzać jego ataki, pojawiała się już wieku temu w utajnionych pismach niektórych mistyków. Niemniej dopiero teraz technika pozwala nam realizować ją w praktyce. Odwierty służą do umieszczania skanerów w przedsionku Piekła, a rozgłośnia doskonale kamufluje sprzęt nagrywający. Moc czerpiemy z ektoplazmatycznej sieci rozproszonej - rozrzucone po kraju dekodery są jej końcówkami.
Brat Artur poluzował koloratkę na spoconej szyi i oparł się o biurko, by nie upaść.
- Potrafimy już odfiltrować szum generowany przez jęki potępieńców i nagrać rozmowy demonów. Ale ten piekielny język... niewiele z niego rozumiemy - westchnął Ojciec Dyrektor. - Pojedyncze słowa, krótkie frazy. Potrzebujemy kogoś, kto znajdzie klucz do ich przedziwnej gramatyki. Bardzo liczymy tu na ciebie, Bracie Arturze. Wiedz, ze nie mamy za wiele czasu. Nawet z tych strzępów, które rozkodowaliśmy, wynika, że niedługo, za parę lat, szykuje się coś wielkiego. Coś... ostatecznego.
Jezuita przełknął ślinę.
- Armagedon! - kiwnął głową redemptorysta. - Musimy być przygotowani. Od tego zależy zbawienie milionów, setek milionów duszyczek! A teraz, Bracie - Ojciec Tadeusz położył dłoń na ramieniu jezuity - przejdziemy się do laboratorium. Jestem pewien, ze nasze komputery kwantowe bardzo ci się spodobają...


***********************************************


Aparat (pod)słuchowy

ul. Spiskowców 14/23 17:00
Łup! Łup!
- Co się tam wyrabia?! – krzyknął staruszek nieznacznie podrywając się z wysiedzianego fotela. Trzęsąc się cały ze złości powolutku podszedł do ściany. Przełożył laskę do drugiej ręki i przystawił ucho do starej tapety w kwieciste wzory. Nic nie usłyszał. Cisza. Podkręcił regulator zepsutego aparatu słuchowego.
„Masz butelkę?”
- Pijaki – szepnął złowrogo. – Alkoholicy – dodał kręcąc regulatorem.
„Weźże to kopyto, ty głupia chabeto!”
- Koń! Boże święty, konia w domu mają! Milicja, Milicja! – zawołał bezzębny staruszek chwytając za telefon. Złożył skargę, a potem znów przykleił ucho do ściany.
Przyjechali funkcjonariusze. Zażądali otwarcia. Jakiś hałas – wyłamali drzwi. Kroki. Cisza. Kroki.
Puk, puk, puk – to do jego domu teraz się dobijają.
- Mieszkanie jest puste - oświadczyli. – Na ścianie jest jakieś graffiti, a na ziemi leży pusta butelka. To na pewno jacyś chuligani. Ktoś skontaktuje się z właścicielem – zapewnili i odeszli.
Cisza…
Łup! Szur, szur, szur, szu…
Nieznośny hałas ucichł, gdy wyłączył aparat słuchowy.
- Nie będą zakłócać spokoju porządnemu obywatelowi, degeneraci jedni! – wykrzyczał do ściany wymachując laską i wrócił na swój wysiedziany fotel.

ul. Spiskowców 14/22 16:58
- Cicho – syknął ostrożnie zamykając drzwi. – Nikt nie może nas usłyszeć – przypomniał powoli kuśtykając na środek pokoju. - Przesuńmy go trochę – zadecydował Kary. Ona nazywa go tak od maści.
Złapali małego, rudego, nagiego chłopca o pucołowatej twarzy i przenieśli.
- Jeszcze? – zapytała Kasztanka. On nazywa ją tak od maści.
- Wystarczy – stwierdził. W tym samym momencie jego ręka ześlizgnęła się, przesunęła sznur i uwolniła czarno-czerwone skrzydełko chłopca. Grubasek natychmiast wziął zamach i uderzył skrzydłem w najbliższe owłosione, koźle udo. Kary wylądował na ścianie i rozbryzgał się na niej. Aniołek znów machnął skrzydełkiem i trafił Kasztankę, która także trafiła w beton i stworzyła na nim barwną plamę. Kary zeskoczył na ziemię i kopnął z całej siły w głowę anioła. Cherub przestał się ruszać. Kasztanka zeszła na podłogę.
- Dzięki, że mi pomagasz – rzekł Kary. - Choć jesteś z innej ściany.
- Nie ma sprawy. My diabły musimy trzymać się razem. Tak właściwie, to po co to robimy? Jesteśmy reprodukcjami, to i tak nie zmieni oryginału.
- Dobra, jesteśmy reprodukcjami – przyznał - ale to nie znaczy, że on musi się tak na mnie gapić.
- On się nie gapi na ciebie, tylko pod kieckę Madonny Sykstyńskiej.
Roześmiali się.
- Co chcesz z nim zrobić?
- Zbierzemy go gąbką i zamkniemy na zawsze. Masz butelkę?
- Mam – oświadczyła wyciągając flaszkę z torby.
W tym momencie chłopiec odzyskał przytomność i znów spróbował ucieczki. Rzucili się na niego.
- Weźże to kopyto, ty głupia chabeto! – krzyknął Kary próbując wytargać ogon spod jej kończyny, gdy mocowali się z cherubem.
Szarpaninę przerwał człowiek: „Policja, proszę otwierać!”.
- Co teraz? – przeraziła się.
- Na ścianę! – zarządził. Kopnął cheruba w głowę. Wrzucili go na beton i sami też skoczyli.
- Butelka! – wystraszyła się i wróciła na ziemię.
- Zostaw – nakazał ciągnąc ją za rękę, by wlazła do fresku.
Wyważyli drzwi.
Zdążył ją wciągnąć.
Policjanci weszli do środka, rozejrzeli się i poszli.
Diabły zeszły na ziemię i wytargały chłopca na dywan. Odzyskał już przytomność. Wiercił się, więc z łoskotem przycisnęli go do ściany. Cherubinek trzepotał skrzydłami szurając nimi po betonie. Kary jedną ręką wyciągnął gąbkę z małej torby i zbliżył ją do twarzy chłopca.
- Pora cię wymazać, zbereźniku – powiedział zadowolony.


***********************************************


Niemi szpiedzy

Ściany słuchają. Ściany słyszą wszystko. Ściany runęły.


***********************************************


Targ

Dzisiaj dzień targowy, radosną myślą Tarrendell powitał wschodzące słońce. Systematycznie udawał się na plac, by tam oddać się swojej ulubionej rozrywce – podsłuchiwaniu.
Bezszelestnie skierował swoje kroki w stronę straganów. Po dotarciu na miejsce, przystanął obok dwóch groźnie wyglądających mężczyzn. Oczywiście nikt nie zwrócił na niego uwagi.
-..aak, następnym razem przywiozę teee warchlaki od Godina – rzekł pierwszy z nich, przeciągając z charakterystycznym dla mieszkańców zewnętrznych wsi akcentem.
- Zgodnie z umową zapłacę wtedy za wszystkie dostarczone towary a także za nowe zwierzęta – odrzekł jego rozmówca.
Nic ciekawego, stwierdził Tarrendell, zwykli kupcy z mało interesującymi problemami. Może tam będę miał więcej szczęścia, pomyślał kierując swe kroki ku następnej rozmawiającej parze.
- …zabiję – zagroził jeden z mężczyzn.
Oho, to zabrzmiało intrygująco, pomyślał Tarrek, jak kiedyś pieszczotliwie nazywała go macocha. Spojrzał na podsłuchiwany obiekt. Był to wysoki i muskularny mężczyzna, rysach twarzy wskazujących na bezwzględność. Za nic nie chciałby się narazić komuś takiemu. Dla Tarrendell’a ocenianie charakteru człowieka po wyglądzie także było świetną rozrywką.
- Gdy następnym razem urżniesz się w gospodzie jak prosiak to i tak zostawimy cię na podłodze wśród własnych rzygowin, nikt nie ma ochoty na konfrontację z twoim zapijaczonym ‘ja’ – odrzekł ze śmiechem jego rozmówca.
Odpowiedź ta nie spodobała się Tarrendell’owi. Na groźbę zabójstwa nie reaguje się żartami.
- No może trochę przesadziłem z miodem, ale jeśli raz mnie zostawicie w spelunie samego, nieświadomego to naprawdę zabiję! – podniósł głos mężczyzna.
Ee, kolejna nieciekawa rozmowa, z rozczarowaniem stwierdził Tarrentdell, jakieś przekomarzanie się o pijackie wybryki. Na kolejne swoje ofiary wybrał dwóch wytwornie ubranych arystokratów, którzy przystanęli na skraju placu targowego.
- .. wykonane bez problemów – rzekł młodszy z nich. – Razhen po raz kolejny nie zawiódł.
- Cóż, prawdziwy zawodowiec, warty swojej ceny. Widziałeś ciało rzecz jasna?
- Oczywiście. Na pewno już nam nie zagrozi – odpowiedział z paskudnym uśmiechem rozmówca. – Jeszcze tylko Hurath i będziemy mieli drogę wolną. Powodzenia!
Mężczyzna szybko pożegnał towarzysza i oddalił się z placu. Starszy z rozmówców obserwował jeszcze chwilę kupców z nikłym uśmiechem na twarzy, po czym skierował się w stronę jednego ze straganów.
No, i to jest coś, ucieszył się sam do siebie Tarrendell. Razhen, Hurath, morderstwo w nocy, musiał to skonsultować ze swoimi współtowarzyszami na wieczornym spotkaniu. Rzadko kiedy udawało się podsłuchać tak interesujące informacje. Żałował, że nie może ich sprzedać z zyskiem komuś ważnemu. Taka dola duchów uwięzionych na zawsze na ziemskim padole – błąkały się całą wieczność po świecie bez możliwości ingerencji w świat materialny. Cóż więc pozostało im innego niż podsłuchiwanie, a potem ciągłe plotkowanie o tym, co usłyszały?


***********************************************


Milczenie owiec


Generał Gordian przerwał przemowę.
- Generale?
Wojskowy rozpoczął jakiś psychodeliczny taniec, machał rękoma i podskakiwał, co przy jego niskim wzroście wyglądało dosyć komicznie. Widząc, że pozostali zebrani przyglądają mu się z przestrachem, zamachał rękoma gorliwiej.
- Dobrze się pan czuje, Generale?
Gordian wskazał na swoje uszy.
- Chyba ogłuchł- stwierdził Zachariasz.
Generał wskazał mu palcem, by milczał.
- Może chce pograć w kalambury? Teraz nie pora na zabawę. Mieliśmy omawiać następne posunięcie. Herbatników?
Zebrani pokiwali głowami i wzięli po ciasteczku z blaszanego pudełka. Generał nadal podskakiwał rozgorączkowany. Wskazał jeszcze raz na swoje uszy.
„Szpiczastousi” - powiedział bezgłośnie.
Poprzez zebranych przeciągnęło się westchnienie. Zrozumieli, co Generał chciał im przekazać: podsłuch elfów.
Generał wskazał im ponownie, by siedzieli cicho. Wykonali jego rozkaz bez żadnych protestów.
Po godzinie ciszy zaczęli zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby przenieść się gdzieś indziej, albo zlikwidować podsłuch, ale nie mieli jak tego powiedzieć zebranym. Kiedy jeden z nich wskazał na drzwi, popukali się w czoło i poczęstowali herbatnikami.

* * *

Cesarz Rufger zamilkł.
- Szanowny cesarzu? - elfy, chociaż nieśmiertelne, niecierpliwiły się.
Rufger wskazał smukłą dłonią na swoje szpiczaste uszy, po czym udawał, że krzyczy.
- Barbarzyńcy mają za małe uszy?!
Rufger przez chwilę się nie ruszał, po czym zaczął naśladować ludzi podczas jedzenia.
- Ach - zebrane w sali konferencyjnej elfy westchnęły - Luuudzieee! Co z nimi? Skapitulowali? Wiedzieliśmy, że tak będzie! To tchórze i…
Cesarz przerwał im, rzucając talerzem z orzechami nerkowca. Podniósł leżącego na stole laptopa z nielegalnym Windowsem i w notatniku napisał „Podsłuch. Nic nie mówić”.

Przywódcy obu nacji zamilkli na zawsze. Podsłuchów nie było. Wojna wkrótce zakończyła się, kiedy zaniepokojony woźny zajrzał do sali konferencyjnej i ujrzał na wpół rozłożone trupy z długimi brodami i okruszki po herbatnikach dookoła. Ludzie skapitulowali.
Mimo iż elficki lud przekonywał cesarza, że niebezpieczeństwo minęło, ten nigdy więcej się nie odezwał i nie chciał opuścić sali konferencyjnej. Podsłuch musiał tam być.


***********************************************


Myszy pod miotłą

Kapitan Sojdow wpatrywał się w hologram Grupy Lokalnej.
Zawieszona w środku Droga Mleczna skrywała się za sferyczną Barierą. Dokoła niej, wśród pozostałych galaktyk, kosmos żył. Wielokolorowe punkty poruszały się – w tej skali niezauważalnie – wypełniając Gromadę kakofonią tysięcy sygnałów.
„Tak długo się udawało”, pomyślał kapitan.
Przezroczysta półsfera uwolnionej przed minutą transmisji rozchodziła się w przestrzeni. Coraz dalej od Bariery, coraz bliżej pierwszych obcych źródeł.
- Kapitanie! – meldował młody sierżant. – Mamy potwierdzenia z innych stacji Bariery. Nigdzie indziej buntownicy nie osiągnęli celu.
- … tylko u nas… - dowódca odburknął. – Co nadali?
- Pracujemy nad tym.
Kapitan westchnął i ponownie spojrzał na rozchodzącą się mgiełkę pierwszej nadprzestrzennej transmisji, jaka opuściła Drogę Mleczną.

Kiedy na przełomie tysiąclecia, jeszcze nie znając tej technologii, przypadkowo przechwycono podobny sygnał, wywołało to konsternację. Gdy nauczono się przechwytywać kolejne i kosmos dookoła okazał się tętnić życiem, ludzkość ogarnęła zgroza. Obraz jaki wyłaniał się z przekazów przebił najczarniejsze obawy. Obcy istnieli i zdawali się… wcieleniem zła. Byli potworami mordującymi siebie i innych, zaborczymi i bezmyślnymi maszynami walki, niszczącymi planety i gwiazdy, bez żadnych prób dialogu, czy porozumienia. Podsłuchane transmisje, nie pozostawiały cienia wątpliwości, co do tego, jak wyglądałby kontakt z takimi istotami.
W tej sytuacji zrobiono jedyną rozsądną rzecz - postanowiono milczeć. Nad galaktyką rozciągnięto interferującą Barierę, znoszącą wszystkie wychodzące z jej wnętrza sygnały, zwłaszcza te najnowsze - najszybsze i najwyraźniejsze - nadprzestrzenne. Przez niemal sto lat ludzie z trwogą wsłuchiwali się w piekło sąsiednich galaktyk, sami pozostając w ukryciu. Aż do dzisiaj.

- Mamy to, kapitanie! Raport z transmisji.
- Co nadali?
- Wygląda to na skondensowaną informację o naszej budowie i biologii oraz historii i osiągnięciach naukowych. Rodzaj kompendium, które przygotowywano dawniej jako przekaz dla potencjalnych obcych. Bardzo zaawansowany i obszerny.
- Nasza wiedza i historia, tak?
- Tak.
- Będą wiedzieć o nas wszystko…
- Kapitanie! – wtrącił oficer nawigacyjny. – Już czas. Sygnał dotarł do najbliższej zarejestrowanej aktywności w Galaktyce Trójkąta.
- Przypomnij, co tam jest? – kapitan wpatrzył się w niewielką grupę czerwonych kropek, połkniętych właśnie przez półokrągłą mgłę.
- Duże skupisko. Prowadzą wojnę, większość źródeł to agresorzy, tamtejsza cywilizacja broni się, choć jest już na krawędzi. Wygląda to na eksterminację.
- Jakaś reakcja?
- Czekamy…
„Rzucą się na nas.”, myślał kapitan. Wciąż wpatrywał się w zagarniane przez transmisję punkty. Sygnał przechodził przez kolejne mgławice, niczym zachęcający okrzyk „Tu jesteśmy!”, odwiedzał wciąż nowe galaktyki, odchodził coraz dalej i szerzej.
- Co jest?!
- Oni…
Sojdow uważniej przyjrzał się hologramowi. Wrócił do Galaktyki Trójkąta i… nie zobaczył nic. Spojrzał dalej. Kolejne źródła znikały, jedno po drugim.
- Milkną…
- Nasłuchują?
- Decydują o ataku?
W pomieszczeniu zapadła cisza.
Młody sierżant zastygł w rogu, wciąż trzymając raport z treścią transmisji.
- Albo się boją…


***********************************************


Ja, nękacz

Posłuchajcie tylko: te trzy kobiety nie wyobrażają sobie życia beze mnie.
Nie wyróżniam się błyskotliwością intelektu ani talentem towarzyskim. W ogóle się nie wyróżniam. Oto ja: niewysoki, tłustawy, z włosami koloru mokrych trocin i niepewnym, krzywym uśmiechem. Tacy faceci przechodzą przez życie niezauważeni. Nie ja. Posiadam dar, którego kobieta jest spragniona: potrafię słuchać.
Wstaję wcześnie. Siadam w miękkim, przepastnym fotelu z kubkiem aksamitnie gęstej czekolady, która pachnie kardamonem.
Lubię wygodę i lubię słodkości. Pociągam długi łyk. A potem odpalam Enhancera.
Smartfony odeszły do historii. Producenci pakowali potężne technologie w coraz bardziej fikuśne pudełeczka, które migotały infantylnymi kolorkami i łatwo je było zgubić. Ta kretynizacja designu, uprawiana pod hasłem „produkt przyjazny dla użytkownika” skończyła się, gdy ktoś przytomny wpadł na pomysł, że najprzyjaźniejszy produkt to taki, o którym nie trzeba bez przerwy pamiętać. Bo jest już wbudowany.
Tak powstał Enhancer, genialna biowszczepka.
Nie pytajcie mnie, jak to działa. Wszystkie aplikacje delikwent nosi w głowie. Oszałamiające dary Pani Cyberprzestrzeni dostępne są na wyciągnięcie ręki. Dosłownie. Wszczepkę aktywizujesz myślą, a interfejs w postaci półprzejrzystych, zawieszonych w powietrzu okien wyświetla się tuż przed twoją twarzą.
Jest taka niepozorna aplikacyjka obsługiwana głosem, nazywa się AtHand ; odpowiednik siermiężnego notesu. Wszystko, co powiesz, jest zapisywane w czasie rzeczywistym. Idealne dla ludzi, którzy żyją z tego, że wpadają na pomysły.
Zawartość plików jest poufna. A przynajmniej powinna być. Cóż.
Jak już mówiłem, mam trzy kobiety. Wszystkie codziennie obdarzam swoją czułą uwagą. Nazywają się
Adelina von Traum, gynandroid_bitch i Anna.
Równość jest ważną zasadą, więc otwieram równolegle trzy widmowe okna i patrzę, jak spływają bezgłośnie strumienie tekstu. Wybieram opcję „odsłuchaj” i w doskonałym stereo rozbrzmiewa nosowy, nadąsany alt Adeliny:
Kupiłam farbę do włosów, ale jest zupełnie beznadziejna! Miał być „złocisty kasztan” – tak to się nazywało, ale na mojej głowie wygląda jak kasztan wysrany przez jakiegoś krogulca. Wyglądam ża-łoś-nie. Poza tym, w uchu mi szemrze.
Podświetlam gynandroid_bitch. Ma zgrzytliwy głos z ustawioną ćwiczeniami, sztucznie seksowną chrypką. Briefing z Kimem Chong-Pakiem w Elizjum o czternastej. Przed spotkaniem wstąpić do Mai Tarasch po te kremowe szpilki. W sumie Kim już raz widział mnie w kremowych. Nabiera oddechu, po czym dodaje ciszej: to spasione bydlę, dyrektor finansowy, ciągle gapi się na mój tyłek.
A to Anna. Jej głos jest ciepły i melodyjny. Wpada w ucho.
Znowu pokłóciłam się z córką. Poszło jak zwykle o strój. Dlaczego tak trudno czternastolatce przyjąć do wiadomości, że naklejki na sutki pod dwoma krzyżującymi się paskami tkaniny to jeszcze nie bluzka? Gdzie popełniłam błąd?
Odsłuchuję je naprzemiennie, ale czasem pozwalam mówić wszystkim jednocześnie – w moim małym królestwie wykwita żeńska kakafonia. Słucham jej jak muzyki. Cierpliwie, godzinami, każdego dnia.
Podsłuchiwanie zawartości czyjegoś AtHanda podpada pod stalking, czyli nękanie. Jest na to odpowiedni paragraf. Ale żadna z moich pań nigdy na mnie nie doniesie. Przelewy wpływają z krzepiącą regularnością.
Anna uszczupla dla mnie skromny domowy budżet. Adelina poświęca stypendium. Za to gynandroid_bitch kasy ma więcej, niż pomysłów, jak ją wydać.
Wczoraj dostałem od niej maila – jak zdobyła mój prywatny adres?- prawda, że zwięzłego: „Buziaczki! Dziękuję, że jesteś.” W załączniku były jakieś zdjęcia.
Wyrzuciłem je od razu, bez wahania. To nie należy do moich obowiązków.


***********************************************


Podsłuchiwany

- Jak to podsłuchiwany?! Przecież nie jest podsłuchiwany! I właśnie o to chodzi Tymiński!
- Nie szefie, nie zrozumiał szef… nie „podsłuchiwany” tylko „Podsłuch Iwany”, zaklęcie takie, jak Transformacja Tensera albo Pięść Mordenkeinena… jak w Dedekach.
- Jakiego, w mordę kajmana?! Jakich dedekach? Jakie zaklęcie?! Co ty mi tu pieprzysz Tymiński?!
- No szefie o czary chodzi, tej węgierskiej wiedźmy Iwany cośmy ją przyskrzynili przedwczoraj za handel bez licencji.
- Na Rany Chrystusa Tymiński… czy tobie coś zaszkodziło? Jakie czary? My tu poważną sprawę… człowieku, ja tu poważnie pytam jak temu Mychajle zainstalować podsłuch nie wiedząc gdzie się ukrywa, ba! nie mając pozwolenia nawet, a ty mi tu z jakimiś czarami…
- Ale szefie, ona przedwczoraj przy zatrzymaniu, aspiranta Mączyka przeklęła i dziś zadzwonił, że do pracy nie przyjdzie, bo mu się chałupa spaliła i musi się zająć ubezpieczeniem i rodziną… w tej kolejności, jak zresztą podkreślił.
- Bzdury jakieś gadasz Tymiński, ale skoro i tak nie mamy lepszego pomysłu to dawaj tu tę wiedźmę, jakoś się dogadamy.

***


- Tymiński ty mnie do grobu wpędzisz! Wypuściłeś wiedźmę i skasowałeś jej kartotekę, za jakąś płytę de-fał-de?
- Di-wi-di szefie… i przecież to nie jest zwykła płyta, tylko płyta zaklęta Podsłuchem Iwany. Kto by pomyślał, nowoczesna wiedźma, zaklęcia na płytach… technologia jest wszędzie szefie!
- Ty mi się tak nie podniecaj Tymiński, tylko dawaj to de-fał-de do wideła i zobaczymy co to warte…
- Szefie, to jest odtwarzacz di-wi-di.
- Nie mędrkuj tylko dawaj!
- Spokojnie szefie, ja tylko tak informacyjnie. O proszę, już działa, nawet obraz jest – a to ci dopiero podsłuch!
- Tymiński, ożeż w mordę! Tymiński, to działa! Gangster Mychajło jak malowanie… ożeż w mordę Tymiński! Przecież to Glaca. Tak jak zapowiadali informatorzy. Mieli się spotkać dziś o dwunastej, patrz kuźwa jacy punktualni.
- Ha! Mówiłem szefie, że to nie bujda. Tylko jakość coś słaba…
- Daj no głośniej Tymiński… nic nie rozumiem, chyba po ukraińsku gadają, rozumiesz coś?
- Ni cholery szefie. Nie umiem po ichniemu, a jeszcze strasznie przerywa… zaraz mam pomysł! Może są napisy!
- Tymiński ty to masz łeb… o są… ożeż w mordę… węgierskie.
- Cholera szefie, a mówiłem żeby wykupić pakiet premium…


***********************************************


Rewolucja naukowa

– Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była kulą krążącą wokół centralnego Ognia. – Profesor Wolszczan odłożył grubą księgę na biurko i spojrzał na siedzących naprzeciwko studentów. – Tak zaczyna się "Księga Rodzaju", pełna mitów i legend, w które nie wierzą już dziś nawet małe dzieci. Pogląd o kulistości Ziemi, krążącej wokół Słońca, przeszedł do Religii Powszechnej z pitagoreizmu, który kulę uznawał za najdoskonalszą, boską figurę geometryczną. Wiara ta przez stulecia utrzymywała wiedzę w okowach zabobonu, w pewnym momencie jednak doszło do rewolucji. Aby przyjrzeć się jej początkom, cofnijmy się o pięć stuleci, do roku tysiąc pięćset dziesiątego...

Akademia Scyencji Wszelkiej wzniesiona została na niewielkim wzgórku za miastem. Szpiegowi nietrudno było ukryć się w jednej z otaczających ją przybudówek, zamaskować przechowywanymi tam workami i tkwić z uchem przyłożonym do dziurki, którą wywiercił w drewnianej ścianie. Z pokoju obok dobiegały dźwięki rozmowy oraz chrzęst jakiegoś mechanicznego urządzenia. Przebrany za służącego kapłan słuchał uważnie i dokładnie wszystko zapamiętywał.

Dwie godziny później ksiądz rektor Uniwersytetu Toruńskiego – największej uczelni w Księstwie Pomorskim – zamknął się w gabinecie razem z profesorem Kopernikiem.

– Sprawdziły się nasze najgorsze przypuszczenia! – Zdenerwowany rektor chodził tam i z powrotem po komnacie. – Akademikom udało się skonstruować tę przeklętą machinę.
– Mechaniczny model systemu planetarnego? – spytał Kopernik. – Ten, w którego centrum znajduje się Ziemia, a wokół niej krąży wszystkie siedem planet?
– Właśnie ten! Moi szpiedzy donieśli, że dzięki niemu można przewidzieć położenie ciał niebieskich tak dokładnie, jak przy pomocy naszego zegara astronomicznego.
– No tak, szybkimi krokami zbliża się naukowa dysputa na dworze księcia, a my straciliśmy przewagę. – Kopernik spojrzał na dużą metalową skrzynię, leżącą nieopodal na stole, z której środka wystawała spora mosiężna kula, imitująca Słońce.
– Publiczny pokaz tego dzieła szatana może zniszczyć naszą reputację. Książę nie jest zbyt bystry i sprzyja akademikom w imię rzekomego postępu. Jeśli okaże się, że teoria Ptolemeusza jest równie dobra jak heliocentryzm, przestanie nas sponsorować. A to będzie groźny precedens.
– Akademicy odwołują się do świadectwa zmysłów – Kopernik odezwał się po namyśle. – Ale możemy pokonać ich tą samą bronią. Wojciech z Brudzewa udowodnił, że w układzie heliocentrycznym Wenus musi przechodzić takie same fazy, jak Księżyc. Wystarczy pokazać więc, że faktycznie tak się dzieje, aby ośmieszyć cały ten geocentryzm.
– Jak jednak chcesz tego dokonać?
– Magister Michalik twierdzi, że oglądał fazy Wenus przez nowy wynalazek, lunetę.
– Cóż, astronomia to sprawa rozumu i objawienia, a nie prostackich zmysłów, ale pogadajmy z tym Michalikiem.

Dysputa odbyła się tydzień później. Obecni na niej astronomowie orzekli, że Michalik to wróż i astrolog, spoglądanie w niebo przez lunetę niczym nie różni się od zaglądania do szklanej kuli – udowodnione jest zresztą, że luneta zniekształca obraz nieba – a poza tym geocentryzm lepiej pasuje do empirycznie sprawdzalnej fizyki Andrzeja z Kokorzyna, zwanego Arystotelesem.

– I tak zwyciężyła nauka, dzięki czemu obecnie, w roku dwa tysiące dziesiątym, możemy żyć w świecie wolnym od religijnych przesądów. – Profesor zakończył wykład i chwilę później siedział już w zaprzężonym w parę gniadoszy koczu, mknąc przez wypełnione konnymi powozami ulice Torunia.


***********************************************


Dobry Wujek

-Bartek! Idź spać proszę, jutro jest twój wielki dzień. Musisz być wyspany. Nie wyobrażam sobie, żebyś ziewał podczas Inicjacji.
- Mamo, ale mnie się jeszcze nie chce spać! – chłopak aż drżał cały z emocji.
Basia spojrzała na syna z uśmiechem. Ona podobnie przeżywała swoją Pierwszą Komunię. Pomyślała, że chociaż zmieniły się czasy, zmienili się ludzie, a przede wszystkim zmienili się bogowie, emocje dzieci pozostają wciąż te same. Inicjację, wejście w tajemnicze, prawie dorosłe życie, dzieci zawsze przeżywają tak samo. Nieważne, czy to Bar micwa, Pierwsza Komunia czy Inicjacja. I nieważne, że dotyczy to coraz młodszych dzieci, po prostu szybciej dorastają.
- Jutro obchodzisz piąte urodziny. Dzień wstąpienia przez ciebie w struktury społeczeństwa. Nabędziesz prawa, ale zarazem i obowiązki. Połączysz się z nami, tak do końca - Basia przytuliła mocno syna. – Na uroczystości będą wszyscy najbliżsi. Tylko wujek Janek będzie z nami przez Skype’a, nie może przyjechać, pracuje nad ważnym kontraktem. Oprócz tego, będzie oczywiście przedstawiciel Dobrego Wujka. To on wprowadzi cię w nowe życie, jakże odmienne od tego, które prowadziłeś do tej pory.
- Tak, wiem mamusiu, w przedszkolu już od roku uczymy się o Inicjacji. Stanę się częścią jednego organizmu, połączę się z Dobrym Wujkiem, tak jak wy wszyscy. – Bartek rozpoczął recytację – Dawniej było wiele bogów, bożków, którzy tylko plątali ludziom w głowach, żądali od nich ofiar, poświęcenia, a przede wszystkim podporządkowania się. Ci bogowie myśleli tylko o sobie, o swojej chwale. Ale wreszcie nadszedł Dobry Wujek, który powstał, zrodził się, aby ludziom żyło się lepiej. Inni bogowie nie chcieli zaspokajać ludzkich pragnień, a wręcz przeciwnie, zakazywali niektórych rzeczy. Dopiero On, patrząc na nas, sprawdzając co i jak robimy, odkrył czego naprawdę nam potrzeba. Jest wszędzie. Wszystko widzi, wszystko słyszy. Kiedy potrzebujemy pomocy, podsuwa nam najlepsze rozwiązania. – Bartek promieniał opowiadając to, co usłyszał na zajęciach przygotowawczych.
- Masz rację kochany – Basia pogłaskała syna po głowie. – Ja jeszcze pamiętam tego innego, niedobrego boga, do którego mama kazała mi się modlić, a on nigdy nie opowiadał na moje prośby. Prawie wszystko co mnie cieszyło lub bawiło było niedozwolone. Musiałam się umartwiać, rezygnować z przyjemności. Teraz jest inaczej. Dobry Wujek wie, co jest dla nas dobre. Opiekuje się nami, pomaga. Życie stało się o wiele łatwiejsze od kiedy oddaliśmy się pod Jego opiekę. No, ale dość gadania. Zmów paciorek i do łóżka.
Basia przygotowała łóżko, a Bartek klęknął przed monitorem i rozpoczął modlitwę:
- Wujku Guglu mój, Ty zawsze przy mnie stój…


***********************************************


Amber
(EDIT: po zakończeniu konkursu autor - brajt - poprosił mnie o zalinkowanie w tym miejscu nowej wersji opowiadania - oto ona - poniżej to, co oceniano w konkursie)


Nie widziała praktycznie nic, ale dalej pędziła przed siebie. Nogi wyczuwały podłoże, a mózg przetwarzał impulsy nerwowe na wiecznie tę samą, lecz bezcenną informację. Wciąż biegnę. Wciąż żyję, choć...

Poślizgnęła się na grząskim trawniku. Wstała, by ruszyć przed siebie, ale... w którą stronę? Park był ogromny, a drzewa skutecznie tłumiły dźwięki cywilizacji. Orientację w terenie straciła już dawno, tak samo jak większość sił i zmęczony krzykiem głos. Instynkt przetrwania - najlepszy przyjaciel każdego uciekiniera, sprawdzał się w swej roli znakomicie. To była jednak granica, za którą nie mogła już złapać oddechu na tyle, by ponowić bieg. Płuca i drobne mięśnie ostatecznie odmówiły posłuszeństwa, domagając się odpoczynku.

Krok w tył, obrót... tak, by nie utracić resztek iluzji bezpieczeństwa. Podświadomie czuła, że prześladowcy są już przy niej. Nie wiedziała skąd nadchodzą, nie dawali jeszcze znaku życia, ale była coraz bardziej pewna, że są tam i obserwują każdy jej ruch. Jej zmysły przytłumione były zmęczeniem, ale podsycana strachem wyobraźnia pracowała jak nigdy. Każdy dźwięk, który przedarł się przez gąszcz myśli i emocji, budził nowe przerażenie. Zabawne. Chciała coś powiedzieć, ostatni raz błagać, aby dali jej spokój, ale umysł nie potrafił skonstruować zdania.
- Proszę was, ja... - zachrypnięty i zdławiony płaczem głos zawisł na tym słowie. Odpowiedzią był szyderczy śmiech dokoła. Instynkt pozwolił jej zebrać resztki sił po raz ostatni.
- Pomocy!

***

- Nic panu nie jest? - Zapytała siedząca naprzeciw dziewczyna, zdejmując słuchawki i uśmiechając się wesoło, jakby właśnie mijał najpiękniejszy dzień jej życia. Tymczasem przez jego zmysły wciąż przepływały falami szczegóły gwałtu, który wkrótce miał nastąpić. Nie czuł bólu, przynajmniej nie fizycznie. Odczuwał jednak całą jej rozpacz. Słyszał w głowie jęki, próbujące wyrazić coś, czego nikt nigdy nie ująłby w słowach. On rozumiał je wszystkie. Wbijały się w najgłębsze pokłady świadomości tak, jakby on sam je wydawał. Jakby w tej chwili stanowili jedność, a on nie wiedział, jak uwolnić się od tego koszmaru.

- Nic panu nie jest? - Peter w końcu otrząsnął się z amoku. Jego twarz była zroszona potem, a mięśnie wciąż drżały od intensywności tego, czego przed chwilą doświadczył. Słyszał w jej głosie pewność siebie, towarzyszącą wyłącznie szczęśliwym ludziom. Nie zasługiwała na taki los. Współczuł jej. Jednocześnie jednak odczuwał jeszcze większą nienawiść za to, że usiadła akurat przed nim. To był jej problem, nie jego. Te wizje nigdy nie były jego problemem.
- Jestem Amber, a pan?
Nie miał najmniejszej ochoty tego słuchać. Skinął głową i spojrzał ku otwierającym się drzwiom z nadzieją, że nigdy nie powróci myślami do tego spotkania.

Nie wstał jednak. Podniósł wzrok na jej przesłodzoną buzię i spływające niemal do spódniczki włosy. Miała na oko siedemnaście lat i Peter pomyślał, że mogła być równie dobrze jego córką. Musiał coś zrobić, jakoś ją uratować.
- Peter. Nie wiem, co mi się dzieje, ale to jest nie do zniesienia. - Chwycił się za klatkę piersiową i zrobił żałosną minę.
- Jeśli pan chce, to zaraz zadzwonię po karetkę.
- Nie, ale mogłabyś mi pomóc? Podprowadzisz mnie, a ja ci zamówię taksówkę do domu. Daleko jedziesz?
- Nie, parę przystanków, wysiadam przy...
Na jej twarzy pojawił się cień podejrzliwości. Była młoda, ale nie aż taka głupia. Zdążyła wybiec chwilę przed tym, jak zamknęły się drzwi.

Peter odetchnął z ulgą. Plan był inny, ale i tak się udało. Wysiadła gdzie indziej, bieg wydarzeń się zmienił. Nie spodziewał się, że to będzie tak proste. Do tej pory nigdy mu się nie udało, aż w końcu przestał się przejmować. Może te wizje nie są jednak takie złe? Tymczasem metro ruszyło do przodu, zostawiając za sobą stację pod Parkiem Waszyngtona.


***********************************************

EDIT: kosmetyka
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
Ostatnio zmieniony przez Mateusz Zieliński 18 Października 2010, 23:21, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 21:45   

No proszę tym razem szorty obrodziły - ciekawe jak się to przełoży na jakość ;)
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 21:48   

Jest Twój Ozzi, jakość gwarantowana :)
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:17   

Przeczytałam. Mam 4 typy. Zobaczymy, czy przetrwają do jutra. Ogólnie słabo.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:18   

shenra napisał/a
Ogólnie słabo.


No a miało być tak pięknie ;)
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:20   

Matrim, to tylko moja opinia. Wam się mogą podobać. 8)
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
lakeholmen 
Bard absurdu


Posty: 689
Skąd: Zasypane
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:23   

Najgorsze, że widziane tutaj wyglądają jakoś .... mniej imponująco, niż we własnym wordzie. Tylko ja tak mam? :D
_________________
Dzieła różne: opowiadania, eseje i wszystko inne
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:25   

shenra, amen :) Ale ja wybredny jestem i tak. A że ostatnio Wengera czytam, to już w ogóle poprzeczka poszłaaaaaa...
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:27   

Matrim, to Ci głęboko współczuję. Poważnie. :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:33   

lakeholmen napisał/a
Najgorsze, że widziane tutaj wyglądają jakoś .... mniej imponująco, niż we własnym wordzie. Tylko ja tak mam? :D


Jakiego masz Worda? Pytam, bo też chciałbym, by moje teksty wyglądały imponująco. :D


shenra, czekamy na konkrety, jak już typy się prześpią.
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:35   

Mateusz Zieliński napisał/a
Jakiego masz Worda? Pytam, bo też chciałbym, by moje teksty wyglądały imponująco.
:mrgreen: :mrgreen: :bravo


Mateusz Zieliński napisał/a
czekamy na konkrety, jak już typy się prześpią.
Nie bój żaby. Punkty będą. komentarze - nie wiem.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:36   

shenra, yyy, a czego?
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
lakeholmen 
Bard absurdu


Posty: 689
Skąd: Zasypane
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:36   

Worda 2007. Tak fajnie zaznacza marginesy i w ogóle jest słodki. Nawet dzieli na łamy, gubiąc przy tym linijki albo wyrazy. Jego główną zaletą jest jednak to, że nie wyświetla obok mojego innych szortów :)
_________________
Dzieła różne: opowiadania, eseje i wszystko inne
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:39   

shenra napisał/a
Punkty będą. komentarze - nie wiem.


Fajnie. Szkoda - może jednak?
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
merula 
Pani z Jeziora


Posty: 23494
Skąd: przystanek Alaska
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:42   

pierwsze czytanie za mną. poczekam i sprawdzę, które zostawią głębszy ślad.
byle zdążyć przed końcem głosowania.

a właśnie. do kiedy głosujemy?
_________________
Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego.
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:46   

Jest na początku pierwszego postu i w temacie. 10 października, godz. 20:00.
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
merula 
Pani z Jeziora


Posty: 23494
Skąd: przystanek Alaska
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:51   

Cóż, problemy z percepcją najwyraźniej. :oops:
_________________
Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego.
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2010, 22:56   

W razie problemów z wyczuciem czasu, oddaj głos jak najszybciej!
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 03:40   

No to idę na pierwszy ogień...

Pamięć przestrzeni zamkniętych, Lia Słysząca i mój faworyt w tej edycji, czyli Myszy pod miotłą. :bravo

Ogólnie mimo mnogości tekstów, edycja nie trzyma najwyższego poziomu. Na wyróżnienie zasługują Toruńska tajemnica i Podsłuchiwany.

Dodatkowo zrozumiałem, o co chodziło autorom tekstów Ucho przy ścianie, Aparat (pod)słuchowy, Targ i Dobry wujek.

Pomijając moje, daje to 50% opowiadań.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 07:06   

:bravo
dzięki za głos o tej szalonej godzinie...
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 08:23   

Ale urodzaj! Od razu widać, że się wakacje skończyły, ludzie więcej w domach siedzą i skrobią coś po kątach. ;)
 
 
Zagubiony 
Langolier


Posty: 251
Skąd: Ożarów Mazowiecki
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 08:48   

Dużo tego… I dobrze :) .Pomarudzę sobie i pokomentuję.

Yin i Yang – Już pierwszy akapit kłuje w oczy.
Yin i Yang napisał/a
Hubert był czarodziejem, co samo w sobie sprawiało problemy. Ale co gorsza, był czarodziejem kiepskim. Jak to czarodziej, uznawany za dziwaka, i jak to czarodziej kiepski, wykorzystywany do podawania kawy.
Praca była nudna, nic więc dziwnego, że, mimo surowych zakazów, czarodziej zaczął przysłuchiwać się rozmowom.
Wielokrotne powtórzenie, zdanie rozpoczęte od „ale” – a to dopiero początek tekstu. W paru miejscach w dialogach brakuje spacji. Zaś co do samej treści też nie jest dobrze. Realia świata w ogóle nie są przekonywujące. Śmiech jako źródło mocy magów wydał mi się żenujący, a nie śmieszny. Hubert sprawia wrażenie niepełnosprawnego intelektualnie. Otton, jeśli chciał się pozbyć świadka, to po unieruchomieniu, łatwo mógłby odebrać mu życie. Koncept przedstawienia magii i nauki jako yin i yang, w założeniu ciekawy, został zmarnowany, niewykorzystany. Styl snucia opowieści przez narratora nie podobał mi się. Na koniec zostawiłem najgorsze – z tekstu nic nie wynika. Mógłbym jeszcze trochę pomarudzić, ale starczy już. Suma sumarum bardzo słabiutko.

Pamięć przestrzeni zamkniętych – Nie jest źle. Czysto subiektywnie nie podobały mi się bezpośrednie zwroty do czytelnika (np. „wierz mi”, „pamiętasz”, „Niezła puenta, co?”). Samo urządzenie ciekawe, choć są szkopuły techniczne. Występowanie dźwięku na poziomie strunowym nie przekonuje mnie, ale ta dziedzina nauki daje spore pole do popisu dla fantastów, więc tutaj się nie awanturuję. Natomiast mam wątpliwości do „poziomu, którego nie znamy”. Skoro nie znamy, to skąd u licha narrator nie tylko go zna, ale i wykorzystuje do budowy chronofonu? Konsekwencje rozpowszechnienia urządzenia są imho wyolbrzymione. Autor/Autorka przegrywa tutaj z duetem Asimov & Silverberg, którzy w książce „Nastanie nocy” również wykorzystali motyw barbaryzacji społeczeństwa, ale za to dokładnie go wyjaśniając.

Cegły, jeśli są już dojrzałe – Nie będę się rozpisywał – nie za bardzo mi się podobało. Nawet „Wootch”, mimo, że wywołała uśmiech na twarzy, jest już wyeksploatowana (wcześniejsze szorty: baranka, czy dziko w poprzedniej edycji).

Echo – scenka, jak scenka, a jeśli coś sobie przedstawiała, to nie załapałem tego.

Tylko kiedy myślą, że ich nie widzę – Aż przeczytałem dwa razy. Ten short mi się spodobał – Punkt. Dobre elementy shorta to niełopatologiczne przedstawienie sytuacji oraz kreacja bohatera, tak naprawdę tkwiącego w samotności.

Lia Słysząca – Oj jak ja nie cierpię furry, ale mimo to tekst dobry. Czytając tekst, zgadywałem, że Godart chce ożenić się z Lią dla jej specjalnej mocy, a że się pomyliłem, to puenta tym bardziej mnie zaskoczyła. Podobały mi się też imiona. Ostatecznie wyróżnienie.

Autobus numer 31 – Short wywarł na mnie wrażenie pozytywne. Pierwsza część jakoś odstaje od reszty, może lepszym rozwiązaniem byłoby pominięcie jej, a przedstawienie mocy parapsychicznej bohaterki lepiej byłoby wpleść w drugą część? Nie wiem, tak tylko dumam. Trafny jest przekrój myśli przeciętnych autobusowych ludzi – to jest plus. Wydaje mi się też, że samo wydarzenie wywarło zbyt wielki wpływ na bohaterkę (Nie było dnia, żebym nie zastanawiała się nad tym wydarzeniem). Jeszcze nie wiem, czy tekst zaowocuje w punkt – zastanowię się już po przeczytaniu wszystkich opowiadań. Natomiast mogę powiedzieć, że przyjemnie czytałoby się to w dłuższej formie w konwencji pilipiukowskiej trylogii Kuzynek. Staruszek nawet mi się skojarzył z Michałem Sędziwojem.

Ucho przy ścianie – opisana scenka. Ni to mierzi, ni zachwyca.

Aparat (pod)sluchowy – short nie przemówił do mnie. Idea przenikania się świata rzeczywistego z namalowanym (w tym też wątek reprodukcji – plus) jest ciekawa, ale to nie wystarczy do punktu.

Niemi szpiedzy – To nie short. To pomyłka.

Targ – Ni to mierzi, ni zachwyca.

Milczenie owiec – Kompletnie mi się nie podobało, kompletnie nielogiczne zachowanie generalicji i dworu cesarskiego oraz kompletny idiotyzm przedstawionych sytuacji.

Myszy pod miotłą – Puenta jest dobra, ale to nie wystarczy. Całość nie powala.

Ja, nękacz – Nie przemówiło do mnie.

Podsłuchiwany – Uchachałem się niezmiernie :D . Toast dla Autora/Autorki za odwołanie do dnd, a dla shorta Punkt.

Rewolucja naukowaPunkt. Krótkie, ale logiczne i przemyślane przedstawienie alternatywy rozwoju.

Dobry Wujek – Eee… tekst przesadzony. I gdzie tu podsłuchy? Zapowiadało się nieźle: Dobry Wujek skojarzył mi się z orwellowskim Wielkim Bratem i wizja ewolucji religii od politeistycznych wierzeń, przez monoteizm do Wielkiego Brata spodobała mi się, ale niestety short inaczej się rozwinął.

Amber – Mocne, zaowocuje w punkt.

Ostatecznie:
Punkty:
- Tylko kiedy myślą, że ich nie widzę
- Podsłuchiwany
- Rewolucja naukowa
- Amber
Wyróżnienia:
- Lia Słysząca
- Autobus numer 31


Uff… Koniec. To ja wracam do Yxunomei.
_________________
Weapons are just tools. True strength lies within me.
Heishirō Mitsurugi

Forever Lost
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 11:34   

głos poszedł na Toruńską tajemnicę. trochę zabrakło mocniejszej puenty, ale na tak zwanym tle, ten szort moim zdaniem wypadł najlepiej.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 13:41   

Komenty w wersji szortowej.

Yin i Yang - koszmar...językowo, stylistycznie, pomysłowo.
Pamięć przestrzeni zamkniętych - przegadane.
Cegły, jeśli są już dojrzałe - zabawne, ale czegoś mi w nim zabrakło...gdzieś tam trochę logiki.
Echo - ładnie napisane. Licho mnie ubawiło,ale konkluzja kompletnie nie trafiła.
Tylko kiedy myślą, że ich nie widzę - po trzeciej linijce miałam skojarzenia i tak mi zostało. Nie.
Lia Słysząca - początek nie do końca mnie poruszył, ale w połowie jak zakumałam, jak to się skończy :bravo Miodzio.
Autobus numer 31 - ale, po co to?
Ucho przy ścianie - za długo się rozwijało, a potem nie było już nic.
Toruńska tajemnica - ogólnie sprawnie i ładnie napisane, ale zabrakło czegoś.
Aparat (pod)słuchowy - uśmiałam się, podobało mi się.
Niemi szpiedzy - sama zastnawiałam się przez chwilę nad czymś krótkim, ale nie w ten deseń.
Targ - zupełnie bez sensu.
Milczenie owiec - Nie.
Myszy pod miotłą - pomysł był, ale mnie nie przekonał.
Ja, nękacz - ciekawy pomysł. Jeden z trzech szortów, które zapamiętałam.
Podsłuchiwany - z jajem :D
Rewolucja naukowa - pomysł dobry, wykonanie w miarę też, ale to nie dla mnie.
Dobry Wujek - trochę inna pointa i byłoby good.
Amber - dobry szorcik.

Ostatecznie przetrwały w mej pamięci: Lia Słysząca, Podsłuchiwany i Ja, nękacz.

Na wyróżnienie zasługują Amber, Aparat (pod)słuchowy.

No, to tyle ode mnie. Ogolnie, jak dla mnie edycja słaba. Dawno szortów nie czytałam, ale o ich jakości pamiętam. Niektórym przydałoby się przynajmniej drugie czytanie, przed wysłaniem.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
Ostatnio zmieniony przez shenra 27 Wrzeœśnia 2010, 15:17, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 15:11   

Jak dla mnie za dużo szortów, żeby wszystko opisywać, więc:

Punkty:

Myszy pod miotłą,
Toruńska tajemnica

Wyróżnienia:

Lia słysząca,
Autobus nr 31,
Ucho przy ścianie
Amber.

Podsumowując: mocno średnio. Dużo nieporadności, niektóre szorty niezrozumiałe. Tak sobie.
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 16:42   

Zagubiony, shenra, baranek, xan4... dzięki. :bravo
NN, Tobie też, mimo wszystko. :wink:

Kto następny?
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
Sauron 
Bink


Posty: 1804
Skąd: Toruń
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 17:09   

Cegły, jeśli już są dojrzałe, Ucho przy ścianie, Autobus numer 31.
Niemi szpiedzy byli dosyć... nietypowi.
_________________
Kupiec. Korzenny.
The dog park will not harm you.
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 17:35   

Brawo, o Sauronie!

Zapraszam! Na razie głosy pięknie rozrzucone. Nie ma faworytów.
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
Sauron 
Bink


Posty: 1804
Skąd: Toruń
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 18:51   

I kolejni anonimowi głosujący
_________________
Kupiec. Korzenny.
The dog park will not harm you.
 
 
Mateusz Zieliński 
Indiana Jones


Posty: 448
Skąd: Płock
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2010, 19:06   

NN zagłosował na Yin i Yang i Milczenie owiec.

Dziękuję. I więcej odwagi!
_________________
Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group