Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Rywalizacja w szortach - do 18 lipca godzina 21:35

Kto zostanie zwycięzcą?
Dzieło sztuki
8%
 8%  [ 10 ]
Zwycięstwo z przypadku
0%
 0%  [ 1 ]
Partia nr 999
1%
 1%  [ 2 ]
Dlaczego zawiodły sondaże
3%
 3%  [ 4 ]
Wielki marsz
1%
 1%  [ 2 ]
Bo czasem i dwóch to tłum
14%
 14%  [ 17 ]
Odwieczni
6%
 6%  [ 7 ]
Boś Ty dobro nieskończone
15%
 15%  [ 18 ]
Konkurs
11%
 11%  [ 13 ]
Hazardzista
2%
 2%  [ 3 ]
Arena
4%
 4%  [ 5 ]
Nienawiść
4%
 4%  [ 5 ]
O północy
4%
 4%  [ 5 ]
Bitwa
12%
 12%  [ 14 ]
Partyjka
6%
 6%  [ 7 ]
Pusty głos
0%
 0%  [ 1 ]
Głosowań: 33
Wszystkich Głosów: 114

Autor Wiadomość
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 4 Lipca 2010, 21:35   Rywalizacja w szortach - do 18 lipca godzina 21:35

Do rywalizacji stanęło piętnastu przeciwników. Komu przypadnie laur zwycięzcy?

Głosować można na wszystkich, bądź na nikogo - opcja ostatnia, czyli "Pusty głos"
Termin mija 18 lipca o godzinie 21:35


1. Dzieło sztuki

Baronet J. zawahał się przed zamknięciem drzwi.
- Jesteś pewny, że chcesz to zrobić?- zapytał przyjaciela, który nonszalancko rozkładał na stole butelkę przedniego Porto, kieliszek i paczkę tytoniu.
- Pozwól mi martwić się moją częścią zakładu, a ty martw się swoją. Jutro o tej porze będziesz chudszy o dwadzieścia złotych gwinei - odpowiedział niefrasobliwie hrabia P.
Troska zniknęła z oblicza baroneta Q.
- Za godzinę będziesz szlochał przy mojej dorożce, błagając, abym nikomu nie powiedział, jak narobiłeś w spodnie - warknął i z hukiem zatrzasnął drzwi.
Hrabia P. zaśmiał się na słowa przyjaciela i nalał sobie kieliszek ciemnego trunku. Śmiał się jeszcze, kiedy słodki, mocny alkohol wpłynął gorącą strugą do żołądka. A później spojrzał na obraz. I przestał się śmiać.

* * *

Ogromne, ciemne oczy markizy d'Avout lśniły słodyczą. Gdyby nie ciemna zmysłowość drżących płatków nosa, wyuzdanie linii pełnych warg i lubieżność łabędziej szyi, można by się zakochać. Mężczyźni nie kochali jej jednak. Oni pożądali.
Markiza d'Avout oderwała wzrok od obrazu i zwróciła się drwiąco do towarzysza:
- To wszystko? Obraz wystraszonego pajaca z kieliszkiem wina? Możesz zapomnieć o "obsypaniu pocałunkami sprężystych piersi i zbadaniu mrocznych sekretów dolnych partii". - Wyciągnęła rękę. - Zdaje się, że jest mi pan coś winny.
Uśmiechnięty młodzieniec ucałował drobną dłoń. Markiza wydęła pogardliwie usta.
- Miałam na myśli dwadzieścia złotych luidorów - prychnęła.
- Ależ moja droga. Obraz, o którym mówi nasz zakład wisi tam - wskazał na przeciwległą ścianę. Markiza odwróciła głowę. Wyniosłość w ponętnym spojrzeniu przerodziła się w przerażenie. Wyuzdane usta rozwarły się do krzyku.

* * *

Niezła - powiedział L. Antoniusz Quintus, pochylając się nad mozaiką. - Barbarzyńska uroda, ale bestyjka ma coś w oczach - oblizał wargi.
- Kurwiki? - podsunął Q. Marek Terencjusz.
- Może i kurwiki, ale z pewnością nie posiwiałem z grozy, a jedyne dreszcze jakie czuję, to w lędźwiach. - L. Antoniusz Quintus popatrzył na przyjaciela. - Obiecałeś mi, że doświadczę prawdziwego strachu. Wisisz mi dwadzieścia złotych aureusów.
Q. Marek Terencjusz pokręcił głową.
- Drogi Antoniuszu. Dzieło, o którym była mowa, znajduje się tam - pociągnął przyjaciela za rękaw. Mężczyzna zrobił kilka kroków. Stanął. Ugięły się pod nim kolana. Zadrżał, zwymiotował, zemdlał i upadł twarzą w zwrócony obiad.

* * *

- Ale ohyda! Przyprowadziłeś mnie tutaj, żebym oglądał zarzyganego Rzymianina? Przed kolacją? I dlaczego wystawiają taki kicz w galerii sztuki? Przecież tutaj przychodzą ludzie! - potok gorączkowych słów wypłynął z ust Account Executive PR, niesympatycznego, młodego mężczyzny z przedwczesną łysiną.
- Spokojnie, spokojnie. Obraz, o którym mówiłem stoi tam - równie niesympatyczny mężczyzna, stażysta działu handlowego firmy obuwniczej wskazał na ciemną niszę w głębi galerii. - Najpierw jednak chcę coś zaproponować. Zakład. Stawiam dwadzieścia złotych, że...


*****************

2. Zwycięstwo z przypadku

- I mówisz, że on tym przyleciał z poprzedniego cyklu? – Grajdołek nie ukrywał powątpiewania. Staliśmy koło dźwigu, spoglądając na lśniący kadłub u naszych stóp. To nie promienie słońca odbijały się w błyszczącej czerni. Metal lśnił własnym światłem.
- Nie powiedziałem, że z poprzedniego – wydukałem. – Z któregoś…
- Milion lat temu? – ton kolegi nie budził wątpliwości. Właśnie podpisałem na siebie wyrok. Od jutra będę pośmiewiskiem całej firmy. Ale co mi tam. Takie odkrycie…
- Nie milion, ale dwanaście… – Wbijałem wzrok w przedmiot, który trzy godziny wcześniej tkwił pod warstwą błota na placu budowy pod osiedle „Grzyby po deszczu”. A kiedy dzięki łopatce dźwiga przestał tkwić, usłyszałem głos. Mistyczny, przerażająco realny głos z epoki tak odległej, że nie mogłem sobie nawet wyobrazić. „Dwanaście milionów lat”. Tak powiedział. A później dodał: „Już dłużej kurna nie wytrzymam!”

- Technicznie, to nie przyleciał, ale przeczekał. - Nie doczekałem się riposty. Złośliwa uwaga zamarła na ustach Grajdołka, a zmięty papieros zawisnął na wardze. Ktoś wyczołgał się z pojazdu.
Mężczyzna wpadł w błoto. Z obrzydzeniem popatrzył na uświnione spodnie i ruszył w naszą stronę. Zadowolony zauważyłem, że Grajdołkowi zrzedła mina.
Nieznajomy z eonów dawno minionych stanął wreszcie na suchym gruncie. Gość jak gość. Może nos trochę większy niż normalny, ale widziałem gorsze.
- Z którym gadałem? – zapytał opryskliwie. Wysunąłem się do przodu. Niechętnym spojrzeniem obrzucił zabłocone gumowce i połatany waciak. Znałem ten wzrok. Inteligent, kurna…

Gość sięgnął do kieszeni i wyciągnął wytartą mapę. Mimo urazy nachyliłem się z ciekawością. Nic nie dało się odczytać. Domyśliłem się, że to mapa świata – dużo wody i białe czapy na biegunach, ale na tym podobieństwo się kończyło. Fragmentaryczne, poszarpane lądy nic nie przypominały. Czyżby to był jednak gość z innej planety?
Mężczyzna wskazał czerwony punkt na jednej z większych wysp.
- To my.
Wzruszyłem bezradnie ramionami i kiwnąłem na Grajdołka. Podszedł niechętnie.
- Ehh… - zająknął się. – To raczej nie my.
- Polska… Europa. Nie słyszeliście o Europie?
Pokręciliśmy niepewnie głowami.
Zamyślił się. W końcu szepnął do siebie:
- Wędrujące kontynenty… Kurna, wędrujące kontynenty… Nie przewidzieliśmy…
Kontynenty? O czym on gada? Kontynent jest jeden.
Grajdołek sięgnął do mapy i trochę ją odwrócił.
- Gdyby popatrzeć z tej strony, to trochę jakby znajomo.
Zerknąłem.
- Racja. Wtedy ten czerwony punkt byłby jednak u nas… Ale ten zielony…
- Co z zielonym? – podchwycił gorączkowo gość z przeszłości.
- Tutaj byłoby morze – wskazałem pomiędzy czerwonym punktem a zielonym. – W takim razie… - Nie zdążyłem odpowiedzieć. Grajdołek triumfalnie stuknął brudnym palcem w biegun.
- Zielony punkt musi być tutaj! – zawołał. Gość z rozpaczą popatrzył na białą plamę. Szkoda mi się go zrobiło.
- A co to, ten zielony? – spytałem.
- Kolega.
- Kolega?
- Kolega – westchnął. – Założyliśmy się, kto dłużej wytrzyma…
- I co?

- I nic. Przegrałem. Lodem go przykryło. Nawet jakby chciał wyjść, to będzie musiał poczekać parę milionów lat. Wygrał skubaniec.
Popatrzyłem zmieszany na Grajdołka. Faktycznie głupio tak przegrać. Żeby to jeszcze była czyjaś wina, a tutaj kontynenty zawiniły. Wędrujące.
Grajdołek poklepał gościa po ramieniu.
- Zapraszamy na piwko. I bigos. U nas na stołówce najlepszy robią.
Mężczyzna podniósł oczy.
- Bigos?
- A co pan myślał? Że tylko w… - zająknąłem się.
- W Polsce… - pośpieszył z pomocą Grajdołek.
- Że tylko w Polsce można dobrze zjeść?


*****************

3. Partia nr 999


Lubię zieleń, ale to już lekka przesada. Komuś się tu coś pomieszało. Kto to widział, żeby na zielonym niebie było zielone słońce, po zielonych kamieniach łaziły zielone futrzaste cosie, szczerzące zielone kły w dziwacznej imitacji kota z Cheshire.
-Mam nadzieję, że ci się tu podoba.- Dziwny głos, jakiś taki głuchy. Odwracam się. Co to niby ma być?! Zielona peleryna (oczywiście z zielonym kapturem), w ręce zielona kosa. I ta ręka jakaś dziwna, cieniutka... Zaciskam oczy i powolutku je otwieram. Dalej przede mną stoi zielony szkielet w zielonej pelerynie z zieloną kosą. Ten kurczak na obiad był nieświeży? Głupi dowcip? Wybuchł reaktor? Nie, niemożliwe... No cóż, nigdy bym nie pomyślałam że przedostatnim etapem może być walka ze Śmiercią. Widocznie ktoś tu ma dziwne poczucie humoru. –W ankiecie było, że lubisz zieleń i koty.
-Kim jesteś?
-Ach, nie przedstawiłem się? Wybacz, długo na ciebie czekałem. Mówią na mnie Śmierć 735x.
-Numerują was? To jak w jakimś zakładzie karnym, czy coś.- Z trudem powstrzymuję złośliwy uśmieszek. Nie ma to jak prowizorka. Widocznie nie spodziewali się, że ktoś dojdzie aż tutaj. Z epoki na epokę robią się coraz gorsi.
-Tylko bez takich! Jesteśmy wykwalifikowaną siłą roboczą!
Siłą roboczą! Całkiem nieźle jak na półludzki byt.
Z trudem utrzymuję neutralny wyraz twarzy. Ale jeszcze by się zbyt wcześnie domyślił. Zbyt długo pracowałam na wygraną. Uśmiecham się.
-Zagrajmy w szachy.
-Oczywiście, jak sobie życzysz- pojawiły się szachy z już ustawionymi figurami - Białe czy czarne?
-Białe.
Z uśmiechem przesuwam pionek do przodu. On też. Dobrze, że nie namyśla się godzinami. Nie lubię tego. Zachowuję pokerową twarz, mimo że praktycznie przegrał. Gra była dobra, zresztą tak powinno być. Mój ruch. Przesuwam hetmana.
-Szach-mat.- Wpatruje się w szachownicę z niedowierzaniem. Unoszę do góry dłoń. Patrzy na mnie z przerażeniem. Zaciskam dłoń w pięść, a jego świat rozpada się bezgłośnie na popiół. Jestem z powrotem na małej, ciemnej uliczce. Wygrałam dziewięćset dziewięćdziesiątą dziewiątą partię. Nie było łatwo. Tylko jedna osoba oprócz mnie wygrała wszystkie partie. Teraz czas na finał. Już nie można nic zmienić. Tej nocy jedno z nas zginie, pozostawiając drugiemu świat. Na początku miałam skrupuły. Ale już wiem, że zrobię wszystko by wygrać. I z niecierpliwością czekam na jego słowa:
-Białe czy czarne?
Wszakże oboje żyjemy dla rywalizacji. I już mi smutno, bo wiem, że drugiego takiego przeciwnika już nigdzie nie znajdę.


*****************

4. Dlaczego zawiodły sondaże

Plansza gry miała powierzchnię dwóch stadionów i wyłożona była sześciokątnymi płytami obsydianu, hematytu i kwarcu. Kilkanaście jadeitowych figur przedziwnych bestii oskrzydlało mniejszą liczbę posągów ze skrzącego ogniem rubinu. Cthulhu przesunął macką zieloną żabopodobną maszkarę o dwa pola. Potrącony trójgłowy cerber zawył żałośnie i rozsypał się w chmurę czerwonego pyłu. Maszkara znalazła się niebezpiecznie blisko masywnej figury czerwono-złotego węża z kaczym dziobem.
Sytuacja na planszy wyglądała nieciekawie dla czerwonych pionów. Baal zmarszczył czoło, tak że wianek błyskawic zaiskrzył mu wokół źrenic. Jego wzrok spoczął na wielkiej ciemnozielonej ośmiornicy, która miała głowę wąsatego humanoida, a każda jej macka kończyła się dymiąca dwururką.
Cthulhu nawet lubił grać z Baalem, który co prawda rzadko popełniał błędy, ale był dość przewidywalny w swej strategii. Co innego Kali, ta potrafiła namieszać. Dziś wszystko wskazywało na to, że po raz pierwszy od lat, komuś wreszcie uda się wygrać na Ziemi Trygława dwa razy pod rząd.
Nagle Baal uśmiechnął się szeroko i telekinetycznie poruszył jedną z dalszych rubinowych figur, przesuwając ja po przekątnej całej niemal planszy. Czerwony smok roztrzaskał aż trzy zielone bestie i zaszachował wielką ośmiornicę. Cthulhu zabulgotał i już miał wycofać swoją główną figurę, gdy zorientował się, że to niemożliwe. Wszystkie pola wokół ośmiornicy były szachowane przez czerwone, ziejące ogniem demony. Wąż z kaczym dziobem uniósł się nad planszą i zakwakał tryumfalnie, oznajmiając koniec gry.
- Gratuluję, to było doskonałe! Przyznaję, ze dałem się zaskoczyć - mruknął Przedwieczny, wciąż zaskoczony nieoczekiwanym zwrotem akcji. - Przejmujesz kontrolę nad Ziemią Trygława. Cóż, może odegram się za rok!
- Lubię tę planszę, jest taka nieprzewidywalna - odparł Baal, ponosząc z podłogi odłożoną na czas gry wiązkę piorunów. - Muszę to uczcić! Wpadnij dziś na kolację, będzie Aryman. Dobra... teraz tylko szybko przestawię to i owo.
Bóstwo wydało szczegółowe instrukcje swoim sługom. Demony rozpełzły się po nadwiślańskiej ziemi dyskretnie wnikając w umysły ludzi. Tej niedzieli tysiące mężczyzn i kobiet planujących spędzić popołudnie na słodkim lenistwie, nieoczekiwanie odczuło przemożną potrzebę wycieczki do przybytków zwanych lokalami wyborczymi.
* * *
Wynik wyborów prezydenckich zaskoczył większość komentatorów polskiej sceny politycznej. Rekordowa była też frekwencja. Wielkimi przegranymi okazały się instytuty badania opinii publicznej, których sondażowe prognozy znacząco rozminęły się z rzeczywistym rezultatem elekcji. Socjologie tłumaczyli się mętnie i nieprzekonująco, a media nie szczędziły im gorzkich słów. Szczególnie kąśliwy był komentarz pewnego prawicowego publicysty, który szydził, że być może sondaże faktycznie były trafne, tylko w ostatniej chwili jakiś diabeł wyborcom w głowach namieszał...


*****************

5. Wielki Marsz

Niemal przez całe życie czekał na TEN bieg. Każda komórka jego ciała wytrenowana i przygotowana do walki, pragnęła rozpocząć szaleńczy wyścig. Wolność była najcenniejszą nagrodą, jaką kiedykolwiek im zaoferowano. Razem z nim wyruszyło pięciu śmiałków, ale pozostać mógł tylko jeden.
Gdy nadszedł TEN dzień, dzień wielkiego marszu czuł, że wygrana nosi jego imię i leży w zasięgu wzroku. No, w zasadzie leżała, gdyż zielone pobocze autostrady, które do tej pory podziwiał tylko z okna swojego więzienia, było celem ich podróży. Wystarczyło wytrwać, dać z siebie wszystko i dotknąć pierwszego źdźbła trawy - wypełnić przeznaczenie.
Obowiązywała ich jedna zasada. Pod żadnym pozorem nie wolno im było oglądać się za siebie. Karę za nieprzestrzeganie tejże reguły stanowiła śmierć. Między Bogiem, a prawdą żaden z nich nie miał pojęcia, w jaki sposób stara wiedźma zamierzała ją na nich sprowadzić, skoro została w zamku.
Z początku szedł zgodnie z planem, równo i sprężyście, bez zbytniej utraty energii. Tak samo nie sprawiało mu problemu nie zwracanie uwagi na innych. Jednak, gdy dość mocno wysunął się na prowadzenie, zaczęła go zżerać ciekawość. Zawsze lubił wiedzieć więcej od innych i mieć wszystko pod kontrolą, a ten jedyny, najważniejszy raz zostało mu to zabronione.
W połowie drogi zaczął odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia. Przeszył go ostry ból w nodze, a gęsta, kleista wydzielina pokryła całe ciało. Oddychał ciężko. Tak po prawdzie z trudem łapał powietrze. Nie przypuszczał, że tak szybko jego organizm podda się trudom wyścigu. I do tego jeszcze słyszał zbliżające się głosy towarzyszy. Rozmawiali między sobą, co za bezsensowne marnowanie sił. Niemal mógł rozróżnić słowa. Czyżby to o nim spiskowali? Zapewne chcieli go wygryźć z wyścigu. Opracowywali plan, był tego pewien. Pozycja lidera została zagrożona.
Nie pozostawili mu, więc innego wyboru. Zebrał się w sobie, zmusił mięśnie do dodatkowego wysiłku i przyspieszył. Wymagało to nie lada poświęcenia, na które tak naprawdę nie było go już stać. Upragniona meta rekompensowała wszystko. Była zaledwie kilka kroków stąd.
W pewnym momencie napięcie stało się nie do wytrzymania. Urojenia zmieszały z rzeczywistością i w chwili, gdy miał zakrzyknąć z radością „Wygrałem!”, odwrócił głowę, by spojrzeć w przepełnione zawiścią, oczy pokonanych przeciwników. Jednak nie zobaczył za sobą nikogo, co wprawiło go w ogromne zdumienie. Jakby tego było mało nagle poczuł, jak coś ciężkiego i szerokiego przygniata go do ziemi. Miał wrażenie, że ciało rozrywa się na kawałeczki, że coś wyciska z niego resztki życia i rozpłaszcza, jak naleśnik.
- Oj, przepraszam – usłyszał niewyraźny głos, zanim ogarnęła go ciemność. – Mamo! Rozjechałem ślimaka.


*****************

6. Bo czasem i dwóch to tłum

Pół roku minęło i znów jesteśmy w poczekalni, taki nasz mały rytuał. Przede mną szachownica, rozgrywka już za półmetkiem, mój ruch. Pionek na D4, dobry ruch. Wygrywam, tak sądzę. Właściwie powinienem znać myśli Adriana, w końcu jesteśmy sobie tak bliscy. Chciałbym... Może jednak ruszyć gońcem?
- Pospiesz się - pogania mnie. - Nie mamy całego dnia.
- Myślę! Nie przeszkadzaj mi! - Jak zawsze wtrąca się w połowie zdania, w połowie myśli. I już nie wiem, co chciałem zrobić.
Chwila rozproszenia i już świat się do mnie dobija - rozmowy, śmiechy ludzi przy innych stolikach. Piękny dzień, muszę przyznać…
- Daniel, do cholery! Zaraz przyjdzie, a ty znowu odpływasz!
Reaguje, jakby słyszał moje myśli jasno i wyraźnie. Czasem nawet boję się, że tak jest naprawdę.
Ruch… ruch, mój ruch. Skup się!
- Przestań się tak niecierpliwić! – warczę na niego. - Nie mogę przez ciebie myśleć!
Wzdycha poirytowany. Podejmuję decyzję. Goniec na E3. Postawiony.
Jego kolej. Zapada cisza, on uspokaja się. Myśli. Chcę rozejrzeć się dookoła, ale beszta mnie tylko i każe siedzieć nieruchomo.
Ruch.
Nie, nie! Tego nie przewidziałem. Szlag by to! Muszę wygrać, muszę wygrać! Nie mogę przegrać raz jeszcze, nie mogę!
Co teraz, co teraz…
Adrian uśmiecha się szyderczo i mogę jedynie próbować zetrzeć ten uśmiech z ust. Liczę, kalkuluję. Przed chwilą wszystko było jasne, jednak ten jeden ruch… Nie przewidziałem. Cała moja taktyka poszła z dymem.
- Daniel Szpak? - słyszę znajomy kobiecy głos.
- Tutaj! - odkrzykuję i macham Eli. - Daj mi jeszcze chwilkę, proszę.
- Dziesięć minut, nie więcej!
- Słowo.
Gramy. Mój ruch. Jego. Mój. Czuję przypływ adrenaliny i ręce zaczynają mi się trząść.
- Uspokój się - mówi Adrian. - Irytujesz mnie.
- Nie mogę przegrać… Nie znów.
- Możesz, i przegrasz - śmieje się. - Pamiętaj o umowie, albo pożałujesz za pół roku. Ani słowa Eli. Ani słowa Gabrielowi.
Ani słowa Eli… Ani słowa Gabrielowi… Gdyby tylko wiedzieli, gdybym tylko mógł im powiedzieć! Wreszcie nie musiałbym grać w szachy o życie.
- I tak bym do ciebie przyszedł, i cię zrujnował, zanim zdołaliby pomóc ci raz jeszcze.
Biorę głęboki oddech. Ruszam białą wieżą.
Ela w końcu wraca, w dłoni trzyma kubek z wodą i pigułkę.
- Już czas, Danielu. Musisz wziąć lek, jeśli nie chcesz stracić kontroli.
Biorę od niej tabletkę i patrzę raz jeszcze na szachownicę. Moja lewa ręka przesuwa czarną królową.
Pod ponaglającym spojrzeniem Eli wsuwam pigułkę do ust i przeklinam dzień, w którym wynaleziono lek o tak szybkim działaniu.
Wygrałem. Miłego niebytu, ofiaro, słyszę w głowie drwiący szept Adriana.
Oddaję mu kontrolę nad naszym ciałem, zgodnie z umową. Popijamy lek wodą i czuję, jak pigułka osuwa się w dół mojego przełyku.
I wiem, że została mi tylko chwila, nim znów umrę na pół roku, aby Adrian mógł przejąć moje życie, grając zdrowego człowieka.
Szach mat.


*****************

7. Odwieczni

Nadleciał dostojnie, widoczny z oddali, szaroczarny, wzrokiem nieogarniony – żabi smok. I nim się mieszkańcy okolicznych wsi i grodów spostrzegli cielskiem swym ogromnym przesłonił słońce. Stało się ciemno. Nasycony wodą, nic sobie nie robił ze starań srożących się Żmijów, bijących weń ognistymi ogonami – zdawać się mogło bezładnie. Jednakowoż widać było, że jeden z niezliczonych łbów smoczych ciągnął się po ziemi wirem, co łamał drzewa i burzył toń mijanych po drodze jezior.
Otaczany niezliczoną ilością smoków wężowych, sunął majestatycznie, niczym władca przestworzy. To one najczęściej przyjmowały na siebie ciosy żmijowe. I ginęły, wypuszczając natychmiast cały zapas nagromadzonej w młodości wody. Opadały, kurcząc się gwałtownie, niknąc w oczach, na ziemię docierając już jako zwykłe zaskrońce czy węże wodne. Ale tylko nielicznym się to udawało, bo Żmijowie, widząc co się święci, czynili wszelkie starania by zniszczyć gada, nim zagrzebie się w ściółce czy zapadnie w stawie. Te, którym się powiodło, już za rok znów będą mogły wzbić się w niebo i zmierzyć się ze swymi potężnymi wrogami w równej walce. I zginąć w niej, jako że niezwykle rzadko zdarzało się, by smok odradzał się po raz trzeci.
Masy wody spadały na ziemię, bijąc wściekle, zalewając ludzkie sadyby. Wichury powstałe z ryku trafianych żmijowymi ogonami i strzałami smoków łamały najgrubsze drzewa niczym kruche trzcinki.
Ludzie, drżąc w nabożnym lęku, chowali się gdzie kto mógł, modląc się do Pioruńca, by widoczne na całym niebie, jak długie ono i szerokie, świetliste łamańce omijały ich chaty.
I pilnowali swych córek.
Zdarzało się, że jedna z drugą, zapatrzyły się w walkę Odwiecznych i zasypiały. Zbudzone po wszystkim, bajały o młodzieńcach nadobnych sfruwających z nieba pod postacią sokołów złotopiórych. Nikt jednak nie brał ich bajań za nieprawdę. Wszak wiadomym było, że to Żmijowie właśnie, pozbywszy się zapasu ognistych pocisków, wycofują się z walki, ustępując miejsca kolejnym drużynom. A tam, gdzie opadną, po dziewięciu miesiącach z łona najpiękniejszej dziewczyny rodzi się dziecię – później, kiedy już dorośnie, stanie się kimś znacznym, może nawet księciem.
Pamiętam walkę pomiędzy Odwiecznymi sprzed ponad siedmiu laty…
– Samiście też przyszli na świat po takiej burzy. Ociec gadali…
– Cicho, kobieto. Nie mieszaj chłopakowi w głowie. Jutro jego najważniejszy dzień w życiu.
– Psi szczekają.
– Cóż z tego?
– Ktoś idzie. Dwóch obcych. Nigdy żem ich tu nie widziała. A jak dziwnie są ubrani, w szaty złote, powłóczyste. Tyle, że kurzem zaszłe i w drodze poprzecierane. Co mam zrobić, mężu?
– Jeszcze pytasz. Bogowie każą ugościć wędrowca i nakarmić. Idź, proś ich do środka, Rzepicho.


*****************

8. Boś Ty dobro nieskończone

Jestem tu. Przybyłem znów do was.
Zgromadziliście się, najbardziej wierni spośród wyznawców. Patrzę na was, Wybrani. Godni ujrzenia cudu. Którzy żarliwie wierzą i są całym sercem oddani. Patrzycie w skupieniu na Ołtarz, w oczekiwaniu aż po raz kolejny dopełni się Ofiara. Lecz dziś będzie inaczej.
Ciszę przerwał donośny akord. Organista uderzył w klawisze. Zmaterializowałem się tuż obok i wyciągnąłem do niego dłoń. Wkłada w grę całe serce, zamknął oczy, nie zauważa Mnie. Intonuje utwór i nagle cała katedra wypełnia się dźwiękiem, głos z tysiąca prawych gardeł modli się słowami pieśni.

Wierzę w Ciebie, Boże żywy,
W Trójcy jedyny, prawdziwy


Uśmiecham się. Nie będę mu przerywać, spływam przez marmurową posadzkę na dół i rozpoczynam powoli marsz do Ołtarza.

Wierzę w coś objawił Boże,
Twe słowo mylić nie może


Podchodzę do ostatnich ław. Ostatni będą pierwszymi, chcę by jako pierwsi doznali Objawienia lecz oni Mnie nie widzą. Patrzą prosto przed siebie, na Ołtarz, by nie stracić ani sekundy z Najświętszej Ofiary.
Dziewczynka w komunijnej albie spogląda w moim kierunku, uśmiecha się szeroko i wyciąga do Mnie ręce. Stojąca za nią siostra zakonna natychmiast ją strofuje, dziewczynka ze wstydem i zmieszaniem zwraca twarz na wprost i kontynuuje śpiew.

Ach, żałuje za me złości,
Jedynie dla Twej miłości.


Idę dalej, lecz nikt więcej Mnie nie zauważa. Przestrzegają ściśle reguł, lecz reguły zamknęły im serca na Prawdę. Śpiewają z głębi duszy, skupieni, jakby to było najważniejsze.
Nie spodziewałem się, że będę musiał rywalizować z tradycją, której dałem początek. Z wizerunkiem siebie samego w ich umysłach i sercach. Są przekonani, że czynią dobrze, że przybliżają się do Życia Wiecznego, nie mają nawet pojęcia, iż to żarliwe oddanie religii odbiera im coś najważniejszego.

Bądź miłościw mnie grzesznemu,
Dla Ciebie odpuszczam bliźniemu.


Zbliżam się do samego Ołtarza. Klęczy przy nim konsekrowana Oblubienica. Jest piękna, bez trudu podbiłaby serce mężczyzny, lecz jej Wiara sprawiła, że ślubowała czystość. Z miłości do Mnie. Prawdziwie jasne i wierne serce, ostatnia nadzieja. Oto wstań i podejdź, nadchodzi twój Oblubieniec.

Ufam Tobie, boś Ty wierny,
Wszechmocny i miłosierny


Odwraca głowę i patrzy, jakby usłyszała Moje wołanie. Widzi Mnie, lecz w jej wzroku nie ma miłości. Kocha innego. Kocha obraz stworzony w sercu, nie Mnie. Speszona cofa wzrok i przenosi niewidzące spojrzenie na Kielich, z pieśnią na ustach. Mój symbol wygrywa ze Mną żywym.
Fałszywa nuta wkradła się, naraz druga, trzecia dźwięki poczęły się rozciągać, brzmieć fałszywie, zbyt wolno lecz tłum śpiewa dalej, idealnie czysto.

Dasz mi grzechów odpuszczenie,
Łaskę i wieczne zbawienie.


Kościół zaczyna wirować, nie! To Ja... to ze Mną coś się dzieje.
Upadam na wprost Ołtarza, po raz pierwszy od wieków czuję ból . Otwierają się Rany. Kapłan wznosi Kielich drżącymi dłońmi, tuż przede Mną. Widzi Mnie, jest bardzo blady.
- Pomóż mi! – krzyczę, wyciągając do niego rękę. Mój Głos tonie w dźwiękach pieśni. Blady ksiądz nie ośmieli się naruszyć liturgii, nie odłoży Kielicha, symbolu, mimo że tu, na wyciągniecie ręki, jest Moja prawdziwa Krew.

Boże, choć Cię nie pojmuję,

Wiara to nieśmiertelność. Moi wyznawcy nie wierzą już we Mnie, wierzą w doktryny, modlitwy i katechizmy. I nie wiedzą, że odebrali Mi boskość. Że ich religia jest pusta i bezużyteczna.

Jednak nad wszystko miłuję,

Nie wiedzą, że Bóg Prawdziwy właśnie kona po raz ostatni.

Nad wszystko co jest stworzone,

I nigdy nie będą wiedzieć, kiedy to się stało.

Boś Ty dobro nieskończone.


*****************

9. Konkurs

Termin oddawania tekstów na konkurs mijał z końcem tygodnia, ale Darek wciąż nie wiedział, o czym chce napisać. Wystukiwał na laptopie przypadkowe ciągi liter, by równie szybko kasować je, poirytowany, że nie chcą układać się w słowa.

Rywalizacja. Wydawałoby się, że to taki prosty temat. W najlepsze trwała kampania wyborcza, finały Mistrzostw Świata... naprawdę trudno o coś bardziej na czasie. Ale Darek widział to inaczej. Te motywy za bardzo się narzucały, to by było pójście na łatwiznę. Nie, on musiał mieć coś własnego. Coś, co rzuci wszystkich na kolana. Niestety, w jego głowie, zamiast pomysłów, bezlitośnie trąbiły wuwuzele i slogany polityczne.

Czasem udawało mu się coś wymyślić. Ogarnięty gwałtowną ekscytacją, brał się od razu do roboty, aby wykorzystać w pełni nagły przypływ weny. Szybko jednak zarzucał pisanie, ponownie popadając w marazm. Powód zawsze się znalazł. Bo pomysł był zbyt trywialny, ktoś go wcześniej przerobił ze sto razy, albo powtarzał w kółko ten sam schemat - pozornie zwykła opowieść z dowcipną pointą, która wywraca wszystko do góry nogami. A Darek przecież miał znacznie wyższe ambicje.

Za nim, w miękkiej pościeli leżała Agnieszka. Często przeklinała dzień, w którym natrafił na ten konkurs. Od tego czasu ich relacje układały się w rytmie kolejnych terminów. Deadline na teksty, ogłaszanie zwycięzców... A to nie wszystko, przecież trzeba było co piętnaście minut sprawdzić bieżące wyniki lub komentarze.

Chwilami nawet bawił ją ten ironiczny dowcip losu. Chciał pisać o rywalizacji, tymczasem to ona codziennie toczyła zaciętą walkę o jego uwagę. Gdyby tylko zechciał, wieczór mógłby być naprawdę miły. Ale było już dawno po północy, a on w kółko myślał tylko o jednym. Z całą pewnością nie o tym, o czym każdy inny facet myślałby na jego miejscu. Mimo to postanowiła spróbować jeszcze raz.

- Miałeś przecież parę fajnych pomysłów. Wybierzesz któryś z nich i na pewno wygrasz. Ale to już nie dzisiaj. Chodź tu i zajmij się mną trochę - siadła tuż za Darkiem i objęła dłońmi jego uda, powoli zbliżając się ku ich wewnętrznej stronie. Ten jednak pozostawał niewzruszony.
- Jeszcze chwila, obiecuję. Mam to na końcu języka. Konkurencja. Współzawodnictwo. Wyścig. Konflikt. Starcie...
- Małe starcie w szortach na pewno pobudzi Twoją wyobraźnię - ręka Agnieszki odważnie powędrowała pod zakończenie bokserek.
- Mam! Rywalizacja plemników. Ale wiesz, nie takich zwykłych. Każdy z nich będzie myśliwcem, który atakuje jajeczko, czyli gwiazdę śmierci. Nagłe przeniesienie akcji o dziewięć miesięcy i w wielkim finale szczęśliwa matka nazywa syna George Lucas. Narodziny legendy! Chociaż... - powoli zaczynał się rozmyślać. - Nie, może lepiej nie.
Dla Agnieszki tego już było za wiele.
- Odbija Ci, naprawdę. Napisz o tym, że nie masz pomysłu i chodź wreszcie spać - rzuciła od niechcenia, bo już ostatecznie straciła ochotę na miłosne igraszki.

Darek spojrzał na nią, jakby go nagle olśniło.
- Czekaj... to ma sens - Zamilkł na chwilę, by rozważyć wszystkie za i przeciw. Pomysł, a raczej jego brak, wydawał się w tej sytuacji idealny. Dodać tylko tu i ówdzie trochę fantastyki i mógł powstać z tego całkiem fajny tekst. - Jesteś genialna. Kocham cię, wiesz?
Wiedziała. Równie dobrze jak to, że tej nocy sama utuli się do snu.


*****************

10. Hazardzista

Jamesa obudziło nagłe chluśnięcie wody. Pachniała jak mocz, ale w totalnym skwarze i tak trudno było cokolwiek odróżnić od lejącego się z ciała potu. Niemiłosiernie gorące powietrze sprawiało, że nie miał najmniejszej ochoty się podnieść. Ktoś postanowił zmotywować go kopnięciem w brzuch. I bez tego bolałoby go wszystko - od siniaków po złamane żebro. Oczy powoli przyzwyczajały się do jaskrawego światła. Nad nim stało trzech oprawców o rysach twarzy przywołujących na myśl najgorsze speluny Dogson City.
- Wiesz co robić - błyskotliwie stwierdził najbardziej wygadany z nich.
James domyślał się, o co chodzi. Rozejrzał się po pustkowiu wokół, aż natrafił wzrokiem na wbitą w ziemię łopatę. Mógł wprawdzie próbować uciec, ale i tak ledwo podniósł się z ziemi. Zebrał się w sobie i z dumną miną zaczął kopać własny grób.

Powoli przypominał sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Salloon u Dorodnej Molly. Uwielbiał jej bujne piersi, ale z pewnością nie o te wspomnienia chodziło. Co dalej? Partyjka pokera, druga... rany boskie, co mu strzeliło do głowy, żeby ogrywać przy wszystkich Wallace'a Forda, parą dziewiątek? Ten stary lis, który rządził połową miasta, mścił się przecież za znacznie mniejsze zniewagi. Nie wychylaj się - matka powtarzała mu to od małego. Ale nie, on zawsze musiał być najlepszy. Bo jeśli nie dla zwycięstwa, to właściwie po co warto było żyć? Co nie zmienia faktu, że bardzo cenił życie, zwłaszcza własne. Tymczasem z każdym ruchem łopaty zbliżał się do jego końca. Niech cię diabli, James. Choć po przemyśleniu, może lepiej nie.

- Moje ostatnie życzenie. Macie whiskey? - postanowił przynajmniej zagadać. Nie sądził, że w ten sposób wpadnie na pomysł, jak wybrnąć z tej paskudnej sytuacji. Po prostu nic innego mu nie pozostało. Spojrzeli po sobie. Mimo wszystko, mieli odrobinę serca. Ale on wolałby alkohol, a tego nie posiadał żaden z nich. Powoli godził się z losem. Sięgnął tylko do kieszeni, żeby się upewnić. Jego szczęśliwa karta była na miejscu. Stare powiedzenie mówi, że hazardzista nie powinien umierać bez choćby jednego asa przy sobie, tak na wszelki wypadek.

No, jeszcze parę ruchów łopatą. Zawsze wyznawał zasadę, że jak już się za coś bierze, powinien to robić z pasją, do samego końca. To był kawał solidnej roboty. Będzie miał porządny pogrzeb, nawet jeśli nie mógł liczyć na obecność księdza.
- Wystarczy tych pieszczot - bandzior widocznie stwierdził, że dół jest już wystarczająco głęboki. - Słyszałem o Tobie, McCoy. Podobno wiele razy wymykałeś się śmierci, ale jak widzisz, na każdego przychodzi czas. Do zobaczenia w piekle!
- Żebyś się nie zdziwił - zdążył jeszcze pomyśleć James, zanim uderzenie w głowę pozbawiło go przytomności.

***

- Toż to sam James McCoy. Miło, że postanowiłeś mnie odwiedzić - mężczyzna w nienagannie skrojonym garniturze uśmiechnął się szyderczo. Z pozoru nie wyróżniał się niczym szczególnym, póki uwagi jego rozmówców nie zwracał umieszczony w miejscu gwiazdy szeryfa pentagram. Piekło, jak żadna inna instytucja, dbało o wzorowy wizerunek swoich pracowników.
Nie czekając na odpowiedź, kontynuował powitanie.
- Nieźle Cię urządzili. Napijesz się? Nigdzie nie robią tak dobrej wody ognistej, jak u nas.
- Z nieba mi spadasz - odparł szybko James, zanim zdał sobie sprawę z popełnionego nietaktu.
Diabeł skarcił go wzrokiem. Odłożyli puste kieliszki na pokryty zielonym suknem stół i w milczeniu spoglądali na siebie przez chwilę.
- No dobrze, przejdźmy do rzeczy. Stawka jak ostatnio. Ale tym razem, to ja rozdaję.


*****************

11. Arena

Kiedyś dawno, gdy był jeszcze *beep*, udało mu się przejść przez starą dzielnicę i zakraść do Areny. Zdała mu się wtedy najpotężniejszą i najbardziej ponurą konstrukcją jaką w życiu widział; skąpana w ciemności wymarłej, opuszczonej okolicy, świecąca od wewnątrz własnym, niesamowitym blaskiem. Przerażała i przytłaczała jak nic innego ogromem i skrywaną w murach historią, choć przecież nawet w ich dzielnicy, można było zobaczyć równie stare i wcale nie mniejsze budowle. Był chociażby potężny kościół, pamiętający koniec dwudziestego wieku, jednak to nie on, a właśnie Arena przyciągała chłopaka i straszyła jednocześnie.
Pięcioletniemu Sylwkowi starczyło odwagi jedynie na podejście do starych murów.

Niespełna dziesięć lat później miał znaleźć się w środku.
Robert, starszy brat, przygotowywał go do tego dnia przez wiele miesięcy. Opowiadał mu o walce, którą toczą i o wszystkim, co zależy od jej wyniku. O tym, za co warto narażać życie, za co na Arenie, walczyli on i jego koledzy, ich ojcowie, bracia, kuzyni, a wcześniej dziadkowie i pradziadkowie.
Sylwek już wcześniej nauczył się bić i godnie znosić ból. Teraz mógł wykorzystać siłę, którą zbudował w swych ramionach, nogach i całym ciele.
Tym razem nie musiał już zakradać się wśród śmierdzących resztek zapomnianej części miasta. Razem z bratem i kilkunastoma innymi chłopakami, znajomymi Roberta, doleciał tam starym, ale szybkim citylotem, który z hukiem wylądował wśród dziesiątków innych, kilkaset metrów od Areny. Tam zmieszali się z tłumem podobnych im ludzi.
Znienawidzony wróg zbierał się po drugiej stronie budowli; Sylwek szukał ich wzrokiem, podniecony i niesiony rozpierającą go dumą. Już się nie bał. Był wśród swoich, w samym centrum wydarzeń, o których śnił i których strzępki docierały do niego przez kolegów i podejrzane w holo relacje. Był jednym z wojowników.
- Witaj, młody!
Mówili jeden przez drugiego, poklepywali po plecach, z akceptacją kiwając dumnemu Robertowi.
- Zagraj ich głowami…

Później byli już w środku.
Niesiony tłumem, widział zwieńczenie potężnej Areny, tam gdzie wyrastały wysokie słupy ćmiących szarym światłem reflektorów. Pod nogami szeleściły zbite resztki uschłego zielska.
Robert pchnął go.
- Do przodu! – zachęcił i ustawił w pierwszej linii.
Wróg był już po drugiej stronie. Wściekły tłum krzyczał i śpiewał, kłębiąc się przed swoją bazą. Z szerokiej, poziomej belki zwisała w dół szeroka, znienawidzona flaga.
Podniecenie rwało Sylwka do walki. Gdyby nie silna ręka brata już teraz ruszyłby na bezczelnych przyjezdnych, rozbił wszystkich i zerwał z ich bazy obrzydliwą szmatę. Już teraz! Już teraz!

Teraz!
Nie zauważył sygnału. Zamiast tego Robert pchnął go stanowczo, a tłum za jego plecami rzucił się z krzykiem do przodu. Ruszyli. Ci z drugiej strony również.
Zbliżali się po udeptanym klepisku. Potężny krzyk kilkuset gardeł zalał Arenę. Sylwek wiedział, że spotkają się niemal dokładnie na środku; tam, gdzie rytualna linia przecinała pole bitwy, zakreślając dodatkowo szerokie koło w centrum. Już je widział.
Poprawił w biegu rodowy szalik. Zacisnął pięści szykując się do ciosu i wybierając do uderzenia jedną z kilkuset wściekłych mord po drugiej stronie.
Znalazł ją. Wielka, wykrzywiona, łysa…
„Zagraj ich głowami jak piłką”, przypomniał sobie słowa jednego z arenowych braci. „Jak czym?”
Nie miał czasu na rozmyślania.
Krzyczał razem z tłumem:
- Za Widzew!


*****************

12. Nienawiść

Wreszcie się doczekałem. Stoję naprzeciwko swojego największego wroga, zaciskam pięści i szykuję się do zadania pierwszego ciosu. Jestem pewien, że okaże się decydujący i nie będę musiał ponowić ataku. Jestem silny jak nigdy dotąd. Silny cierpliwością, czekaniem, a przede wszystkim nienawiścią. Od jak dawna myślałem o tej chwili? Chyba od wtedy, gdy zabił po raz pierwszy. Zrozumiałem, że muszę go powstrzymać, że nie mogę liczyć na nikogo innego.
Wiedział o moich zamiarach i próbował mnie oczernić. Może jeszcze wtedy go nie doceniałem, ale gdy zamknął mnie w domu wariatów, miarka się przebrała. Zostałem zdyskredytowany wśród bliskich, odwrócili się ode mnie ci, których kochałem najbardziej. Szamotałem się bezradny w pokoju z miękkimi ścianami. Krzyczałem, że to ja mam rację, ale on nawet się nie odezwał. Pewnie każdego dnia stał za drzwiami i patrzył na mnie z nienawiścią. Lecz cóż znaczy jego nienawiść wobec mojej?
Stoi naprzeciwko i próbuje mnie zastraszyć. Czym? Groźną miną, cynicznym spojrzeniem, siłą uwięzioną w zaciśniętych pięściach? Gdybym chciał, roześmiałbym mu się prosto w twarz. Ale nie chcę. Wolę, żeby umierał wiedząc, jak mocno go nienawidzę. Bardziej zależy mi na wzmocnieniu w nim poczucia beznadziei, które jest o wiele gorsze od największego strachu. Mówią bowiem, że strach jest synem życia, a beznadzieja córką pustki. Czuję, jak jego zapał gaśnie z każdą sekundą. Zaglądam w oczy i zamiast źrenic widzę trupie oczodoły. Tak, pogodził się z losem, czeka na decydujący cios.
Mija chwila i z całej siły wyrzucam pięść w kierunku jego twarzy. Trwa to krócej niż cięcie nożem albo plusk kropli wpadającej do rzeki. A zaraz potem w ogłuszającym trzasku moje lustro rozbija się na miliony kawałków.
- Już więcej nie stworzę nikogo na swój obraz i podobieństwo – mówię do siebie przez zaciśnięte ze wściekłości zęby.


*****************

13. O północy

Kiedy człowiek dostaje kulkę w głowę, zaczyna myśleć. Co zrobił w swym życiu. Czego dokonał. Czy w pamięci potomnych zachowa się jako mężny, lecz sprawiedliwy, czy łotr godzien najwyższej pogardy. I czy nie warto czegoś zmienić.
Tim Wright podrapał się końcem lufy tuż pod rondem kapelusza, w miejscu, do którego przystawiono mu rewolwer i wpakowano zabójczy skrawek ołowiu. Od kilku godzin swędziało go tam jak cholera – pamięć szczątkowa? Czucie stracił tamtego dnia, kiedy siedział odwrócony tyłem do wejścia do saloonu, zapatrzony w karty, nie widząc zbliżającego się doń szczeniaka ze starym, zardzewiałym coltem ukrytym w rękawie. A jednak swędziało.
Zakręcił dla wprawy na palcu kawałkiem wiernego żelaza, niczym rewolwerowiec z krwi i kości, i wepchnął go do kabury, nie dopinając sprzączki. Prawą połę płaszcza zaczepił o pas z nabojami na plecach, by nie zawadzała. Poprawił kapelusz i rozejrzał się.
Co myślą ci wszyscy zebrani po obu stronach zapylonej ulicy miasteczka, widoczni doskonale w świetle księżyca? Komu sekundują? Jemu – nowemu mieszkańcowi, który pojawił się zaledwie tydzień temu i już wystąpił o prawo do czegoś, o co nieczęsto walczyli nawet ci z wieloletnim stażem? Nuworyszowi z raczej mizerną przeszłością. Czy temu drugiemu, szanowanemu obywatelowi?
W tłumie widm wyróżniała się młoda prostytutka. Pod bliznami, szpecącymi jej bladą twarz, kryło się dawne piękno. Patrzyła na niego, Tima Wrighta, i uśmiechała się zalotnie. Prawy oczodół miała pusty, gałka oczna zwisała zeń na długiej, lśniącej nitce, sięgając niemalże kącika ust. Za to w drugim Tim wyczytał przychylność. I obietnicę czegoś jeszcze milszego niźli zwycięstwo w pojedynku.
Odwzajemnił uśmiech, dotykając jednocześnie skraju ronda kapelusza. O starych uprzejmościach nie powinno się zapominać. Nigdy. Zwłaszcza tutaj, gdzie paleta przyjemności i międzyosobowych relacji została tak diabelnie okrojona.
Sprzedawcy, kurtyzany, poganiacze bydła, zwykli mieszkańcy, jak jeden mąż i niewiasta zaprzestali szeptów i domysłów, bo oto zegar na wieżyczce ratusza uderzył po raz pierwszy. Kiedy zabrzmi dwunaste uderzenie rozlegnie się strzał.
Kto wypali pierwszy?
– Jesteś pewny, że tego chcesz?
Głos przeciwnika tchnął wesołym spokojem. Słowa co prawda trudno było rozpoznać ze względu na szeroką rozpadlinę ciągnącą się przez całe gardło mówiącego – pamiątkę po spotkaniu z nożem pewnego czerwonoskórego. Jednak Tim wiedział. Tutaj czasami nie trzeba było mówić, by zostać zrozumianym. Tutaj panowały zupełnie inne fizyczne porządki.
Czwarte uderzenie…
– Mam prawo.
– Każdy ma – przyznał rywal. – Ale nie jesteś pierwszym, który próbował.
Siódme uderzenie…
– Mam do tego prawo – powtórzył Tim.
Przeciwnik tylko skinął głową.
Dziesiąte uderzenie… Jedenaste…
Zdawać się mogło, że jeden z uczestników postąpił wbrew zasadom, jednak to było złudzenie – strzał rozbrzmiał jednocześnie z ostatnim dźwiękiem zegara. Kula z impetem uderzyła w widoczne spod kamizelki blade ciało, odłupując skrawek żebra, i nie tylko. Przegrany upadł na ziemię jak rażony gromem. Tłum westchnął jednogłośnie.
Kilku natychmiast podbiegło do leżącego, pomogli mu wstać. Reszta otoczyła zwycięzcę. Ponad głowami wzleciał kawałek metalu, rzucony przez pokonanego. Tim złapał i zacisnął na nim z całej siły dłoń.
– To teraz twoje.
Wright długo zwlekał, wsłuchany w kakofonię wznoszonych zewsząd gratulacji. A potem spojrzał. Na dłoni leżała srebrna gwiazda. Jedno z jej ramion nosiło ślad po jego pocisku, jeszcze gorący.
W Dead Town pojawił się nowy szeryf.


*****************

14. Bitwa

Przybyli w południe. Ich nadejście zwiastował niesłychany harmider i kocia muzyka telefonów komórkowych, grających różne melodie w tym samym czasie.
Pan Heniek, dorabiający stróżowaniem do renty, przybiegł zasapany do głównej kwatery.
- Idą... - wydyszał. - Dziesiątki ich są i mają trzy kserokopiarki.
Wśród zgromadzonych w hali przebiegł szmer. Jedna kopiarka stanowiła śmiertelne niebezpieczeństwo, a co dopiero trzy? Wszystkie spojrzenia skupiły się na Głównym Księgowym, który stał na wzniesionej z biurek barykadzie i zamyślonym wzrokiem spoglądał w kierunku nadchodzącego przeciwnika. "Jestem już na to za stary" pomyślał przecierając łysą głowę. "Ale, do cholery, nie poddam się bez walki!"
Odwrócił się do zebranych. Byli tam wszyscy: księgowe i ekonomiści, recepcjonistki i sprzątacze, stawiła się nawet obsługa stołówki z dwiema bateriami dyspozytorów z wodą i ogromnym garnkiem gorącej grochówki. Twarze mieli zacięte, choć niejednym kolana drżały.
- Wielkie przed nami stoi wyzwanie! - Główny Księgowy musiał przekrzykiwać hałas telefonów. - Pytacie, jaki jest nasz cel? Odpowiem jednym słowem: zwycięstwo! Zwycięstwo bez względu na wszystko, zwycięstwo pomimo strachu, zwycięstwo bez względu na to, jak daleka i wyboista będzie to droga. Nigdy się nie poddamy! - I wzniósł w górę wielki kalkulator, symbol jego władzy.
Ogłuszający ryk przetoczył się po barykadzie, nowa siła wstąpiła w zgromadzonych. Ale nie na długo...
Nadeszli. Każdy w nienagannym garniturze, ze skórzanym neseserem w jednej dłoni i katalogiem cenowym w drugiej. Handlowcy.
W jednej chwili muzyka ucichła. Jeden, Kierownik Sprzedaży, wystąpił przed szereg.
- Wiecie, po co przybywamy - rzekł, mocno akcentując sylaby, po czym uśmiechnął się szeroko. Księgowym i recepcjonistkom zmiękły kolana, niektóre zemdlały z wrażenia.
- Nic nie dostaniecie - odpowiedział mu Główny Księgowy. - Firmie potrzebne są inwestycje!
- Inwestycje... - Kierownik zaśmiał się sztucznie. - Chcemy naszej premii. A jeśli nam jej nie dacie, to sami sobie weźmiemy.
Ktoś podał Głównemu Księgowemu stare liczydło. Drewniane paciorki zagrzechotały, gdy wzniósł artefakt nad głowę.
- Jam jest Płomieniem Bilansu! Nie przejdziesz! - zakrzyknął.
Kierownik Sprzedaży popatrzył na niego spokojnie.
- Zostaliście ostrzeżeni. Nie macie szans przeciwko sile naszych argumentów - wycedził i posłał jeszcze jeden powalający uśmiech w kierunku barykady. Telefony wznowiły swój chaotyczny koncert.

Cóż to było za starcie! Dzielni księgowi walczyli jak lwy, choć niejeden padł skatalogowany. Handlowcy usiłowali zagadać przeciwników, ale wielu zostało zalaminowanych i powieszonych w gablocie zasad BHP. W odwecie szpiedzy handlowców użyli kopiarek do powielenia ksiąg finansowych, wprowadzając chaos w szeregach ekonomistów. Kilka recepcjonistek zostało oczarowanych pięknymi uśmiechami i słodkimi słowy, powiedzionych w ustronne miejsca i słuch po nich zaginął.
Ale największa walka toczyła się na barykadzie. Tam racje były wznoszone i obalane, powietrze przecinały błyskawiczne argumenty i zimne kalkulacje. Ogniste perory o konieczności odpowiedniej motywacji zderzały się z zimnymi liczbami i bilansem, który musi wyjść na zero.
I bitwa ta trwałaby w nieskończoność, gdyby nie chytry wybieg Głównego Księgowego. Podsunął on Kierownikowi Sprzedaży do przeczytania wyniki finansowe jego podopiecznych i korzystając z odwrócenia uwagi, grzmotnął go z całej siły liczydłem w głowę.
- Boże, chroń Królową Nauk! - krzyknął Główny Księgowy, gdy gwardziści Kierownika znosili go z pola bitwy. Ten słabym głosem powiedział jeszcze:
- Za rok, starcze. Za rok cię przekonam.
Uśmiech nie znikał z jego twarzy.


*****************

15. Partyjka

Mężczyzna i kobieta w sile wieku siedzieli w pokoju przed ogromnym stołem. Blask dziesiątek świec oświetlał ich twarze, z których dało się wyczytać zmęczenie i wzmożony wysiłek umysłowy. Oboje trzymali skrycie karty w rękach tak, by przeciwnik nie mógł podejrzeć jakie czekają na niego niespodzianki.
Kobieta pochyliła się nad samym krańcem stołu, ledwo co sięgając „Washington DC”, w który wbiła flagę.
– Plus pięć do zdrowia – rzekła, pokazując przeciwnikowi kartę i rzucając parę żetonów do pudełka banku. – Projekt rosetta z BOINC-u w końcu osiągnął sukces. Naukowcy mają już wystarczającą ilość danych o białkach malarii.
– Sprytne, ale wiesz mała, że to ci się nie uda – padła odpowiedź, a wraz z nią pięć kart. Na pierwszej z nich widniał napis: „Jeśli wykonasz kontrę, masz trzy dodatkowe akcje”. – Stworzono bakteriofaga Ψ i wypuszczono w Afryce. Niestety zmutował, czego nikt nie przewidział. Zamiast stać się nadzieją, zbiera żniwo śmierci. – Uśmiechnął się perfidnie. – A to dopiero początek. Kolejne akcje: amerykański kadet leci na wakacje do ZEA. Porywa samolot i wbija się w Burdż Chalifa.
– Powtarzasz się. Mógłbyś wymyślić coś innego.
– Cichaj, jeszcze nie skończyłem. Reakcja arabów jest ostra. Dalej, nasz Ψ przemieścił się do Chin i znów zmutował. Zbiory ryżu okazały się śmiertelnie trujące. Wiele osób zmarło, a gdy wykryto o co kaman, Azjaci musieli zacisnąć pasa. Koniec. Strona pięćset dwunasta podręcznika – powiedział, gdy kobieta wskazała bank – trój- i liczniejsze komba zwolnione są z opłat.
– Nieźle – uśmiechnęła się. – Rój meteorytów uderza w Księżyc i Słońce. Stelita rozpada się a jej odłamki uderzają w Ziemię. Dodatkowo brak pływów wywołuje trzęsienia ziemi. Natomiast masa, skład chemiczny i prędkość meteorytów, które walnęły w Słońce przyspieszyły spalanie wodoru, zdestabilizowały też orbitę.
– Poddajesz się? – zdziwił się mężczyzna.
– E-e. – rzuciła na stół kartę. – Działając na twoją korzyść, przejmuję wszystkie twoje żetony, a dodając do tego moje zaskórniaki mam wystarczającą kwotę, by kupić awatara. Ach… mogę go wywołać na planszy, gdyż nie wydałeś żadnej many – wylosowała kartę z dodatkowej talii. – Zostało siedem rund do końca.
– Kurr… Mija właśnie blokada wystawiania kreatur, a ty mnie puszczasz z torbami??? – skrzywił się. – Sprzedaję kartę i za to będę mógł wystawić bestię. Umocnię nią bazę.
– Mam cię! – krzyknęła radośnie. – Wystawiam oddział i atakuję bazę.
– Nie tak szybko – machnął jej przed głową kartą. - Kreatury wystawione przez przeciwnika lądują w innym miejscu. Określ je rzucając kością dwunastościenną.
Tak wygląda rozgrywka. Gracze wykupywali armie, określali zdarzenia, za które dostawali żetony many. W końcu bastion mężczyzny padł, a bestia, którą wymienił na awatara, została uwięziona. Po podliczeniu punktów zwycięstwo przypadło kobiecie.
– Gratuluję – powiedział mężczyzna uściskując jej dłoń. – To była naprawdę dobra rozgrywka. Masz ochotę na jeszcze jedną grę?
– Dziękuję, chętnie. Tak długo to trwało, że już zapomniałam jak się zaczyna. Zerknąłbyś do podręcznika, a ja w tym czasie zrobię coś do picia. Chcesz coś?
– Herbatkę.
Kobieta spojrzała na niego krytycznie.
– W jakich proporcjach?
– Dzban rumu i kapkę herbaty.
Gdy kobieta wróciła z trunkami przywitał ją tyradą.
– Runda inicjacyjna wygląda tak, że rzucasz kością ośmiościenną i określasz liczbę dni w tygodniu, a każdego dnia wykupujesz zalety z tabeli 1.4. I nie możesz spasować ostatniego dnia by zgarnąć manę, jak ostatnio!
– No co ty, Lucek. Ty też dobrze zacząłeś wystawiając awatara węża.

*********************

Miłej lektury :D
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 4 Lipca 2010, 21:42   

No no, jesli wszystkie będą równie fajne jak pierwszy... ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 4 Lipca 2010, 22:53   

Dzieło sztuki – Ciekawe. Tylko nie wiem jeszcze czy brak konkretnej puenty przypadł mi do gustu, czy wręcz przeciwnie.
Zwycięstwo z przypadku – Takie sobie. Pomysł nie powala.
Partia nr 999 – Napisane nieźle, fajny początek, taki „do pośmiania się”, ale całość mnie nie przekonała.
Dlaczego zawiodły sondaże – Nieprzekonująca wariacja na temat większego zła.
Wielki Marsz – Ślimaki… Co to, kurde, jest, jakiś fetysz forumowiczów? Taki ładny tekst popsuty tak bardzo „dodupną” puentą.
Bo czasem i dwóch to tłum – Co tu dużo gadać. Dobre. Pomysł, wykonanie i puenta.
Odwieczni – Męczące.
Boś Ty dobro nieskończone – Gdzieś tam brakuje „ogonka”, ale to szczegół. Tekst jest dobry.
Konkurs – Prawdziwy horror. Lubię horrory.
Hazardzista – Do przeczytania, bo napisane sprawnie, ale pozostawia bez zachwytu.
Arena – Taa, ci źli kibice…
Nienawiść – Nie podeszło.
O północy – Niezły, pomysłowy shorcik.
Bitwa – Do przeczytania, ale szału nie robi.
Partyjka – Przyjemna wariacja na stare tematy.


Wyróżnienia: Konkurs; O północy; Partyjka

Punkty: Dzieło sztuki; Bo czasem i dwóch to tłum; Boś Ty dobro nieskończone.

Edit. Lit.
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
Ostatnio zmieniony przez Chal-Chenet 7 Lipca 2010, 12:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 4 Lipca 2010, 22:58   

Przeczytałem, pomyślę.

:bravo dla Gospodarza!
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 4 Lipca 2010, 23:27   

Chal-Chenet to się nazywa tempo :bravo :bravo :bravo
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 4 Lipca 2010, 23:55   

Uff, przeczytałem. Póki co bez komentarzy. Punkty dostają: Bo czasem i dwóch to tłum, Dzieło sztuki, Zwycięstwo z przypadku.

Wyróżnienia dla: Bitwa, O północy i Dlaczego zawiodły sondaże.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Ostatnio zmieniony przez brajt 5 Lipca 2010, 22:40, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Nightingale 
Gollum

Posty: 6
Skąd: Faraway
Wysłany: 5 Lipca 2010, 03:57   

Mnie można winić za ten brzydki pusty głos :roll:

Oddałam go z dwóch powodów, i o ile drugi jest dyskusyjny, o tyle pierwszy jak dla mnie wystarcza sam w sobie :wink: Jeszcze nim przybyłam na to forum, i spontanicznie postanowiłam wziąć udział w szortowaniu, poznałam temat i plany jednego z zawodników, dobrego kolegi, i znając siebie od dobrych kilku lat po prostu wiem, że nie byłabym w stanie zagłosować obiektywnie wiedząc, który tekst jest jego. Nie chciałam być nie fair ani wobec Zagubionego, ani wobec Was, i stąd pusty głos.

Drugi powód jeszcze prostszy - przed tą edycją konkursu, szortów w moim życiu przeczytałam łącznie 1 [o facecie co to dojechał do jakiegoś zamku a tam byly porozwieszane ludzkie skóry, czy coś]. A zatem zdecydowanie nie uważam się za kogoś kto może oceniać ich walory artystyczne :oops:

Przeczytałam natomiast wszystkie (i mogę się już pochwalić znajomością 15tu nie 1ego szorta) i kilka było świetnych. Korci by podać, ale nie chcę denerwować autorów którym umknąłby punkt przez moje kombinacje :oops: Wybaczcie forumowemu żółtodziobowi tę niezręczność, nie powtórzy się.

Pozdrawiam uczestników i głosujących i życzę wszystkim powodzenia :)
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 5 Lipca 2010, 05:09   

Paradoksalnie chcąc się zachować fair, zwiększyłaś szanse swojego tekstu w głosowaniu. ;) Bo wiadomo, że na niego byś przecież nie zagłosowała, a w ten sposób pozbawiłaś punktów kilka innych, co może w przyszłości zaważyć o jego pozycji w ostatecznym rozrachunku. Tak to wygląda od strony technicznej, niezależnie od szlachetnych intencji. Nie jest to zarzut, tylko uwaga do rozpatrzenia na przyszłość.

Moim zdaniem jeśli ktoś potrafi napisać opowiadanie, tym samym potrafi je również ocenić pod kątem własnych upodobań, więc jak najbardziej masz prawo uważać się za kogoś, kto wydałby sprawiedliwą ocenę.

Wydaje mi się, że niezależnie od punktów (bo to przecież tylko i wyłącznie zabawa), autorzy tych kilku szortów, które uznałaś za świetne, ucieszyliby się z pochwały. Ja np. bardzo się cieszę, gdy ktoś doceni mój tekst i napisze, że "prawie dał mu punkt". Tak samo ewentualne uwagi krytyczne mogą się komuś przydać przy pracy nad następnymi szortami.

Odpozdrawiam i gratuluję debiutu. Pogratuluję jeszcze raz po zakończeniu edycji, gdy już się dowiemy, które opowiadanie jest Twoje. :)
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
Zagubiony 
Langolier


Posty: 251
Skąd: Ożarów Mazowiecki
Wysłany: 5 Lipca 2010, 05:21   

Tak, tak, przyznaję to moja wina. Słowiczek zapytała się który to mój tekst i jej prawdę powiedziałem, a potem zaparła się, że nie będzie głosować. Wyszło to z tego, że miała przesłanki, który tekst mógłby być mój, gdyż, nim jeszcze zdecydowała się wziąć udział w konkursie, sprzedałem jej hinta, po którym mogłaby się domyślić. Na przyszłość nie popełnię tego błędu ;) .

A teraz trochę późnowieczornych (pozdrowienia dla Matrima) komentarzy:
Tak ogólnie to edycja niezła, sporo tekstów mi się spodobało, co zresztą będzie widoczne. Po kolei:

1. Dzieło sztuki
Test zaskoczył, skłonił do przemyślenia o co tu tak naprawdę kaman i to już na plus. Otwarte zakończenie niewyjaśniające, a dające parę możliwych interpretacji też jest plusem. Całość określam na dobrą, jednak niewystarczającą na punt.

2. Zwycięstwo z przypadku
Pomysł dobry, choć wykonanie nie przekonało. Właściwie pomysł jest jedynym atutem tego shorta. Punktu nie będzie. Sporym minusem było może nie do końca nielogiczności, ale rzeczy które zastanawiają czy są logiczne czy nie, a autor nie miał miejsca na wyjaśnienie - np. to że gościu z przeszłości mówi w ich języku że cywilizacja jakoś mocno się nie rozwinęła itp. Myślę, że zaprezentowanie tego tekstu w dłuższej formie wyszłoby mu na dobre.

3. Partia nr 999
Miłe, po prostu miło. I nie jestem pewien zakończenia - mianowicie mam dwa typy: graczka jest narkomanką (zielone... wszystko to symbol haju) i każda dawka narkotyku to partia szachowa, drugi typ, że ostatnim, tysięcznym przeciwnikiem będzie Bóg.

4. Dlaczego zawiodły sondaże
Niepodobałomisię. Nie pomogło nawet wplątanie w tekst Rafała A. Ziemkiewicza (jeśli się mylę, niech mnie ktoś poprawi :P ). Nie mam siły pisać coś ponad to.

5. Wielki Marsz
5. Kurde: dobre. Bardzo dobre. Fajne wykorzystanie motywu Orfeusza, ale też znów motyw narastającego napięcia rozładowanego przez... fanfary.... wuwuzela... fanfary... ślimaki... Przejadły się po prostu :/. I to skreśliło tekst, który miał sporą szansę na punkcika. Na koniec jeszcze w załączniku do tego komentarza przepowiednia mada:
mad napisał/a
Temat jest fajny, ale śliski. Boję się szortów w stylu: niby zacięta walka, niby pojedynek o losy świata, a potem okaże się, że to były chomiki, ślimaki albo koty ;P


6. Bo czasem i dwóch to tłum
I oto pierwszy mocny punkt. Autor/Autorka dobrze nakreślił fabułę, dialog prowadzony jet naturalnie, narracja wciągająca. I przede wszystkim informacja, że gracze są fizyczną jedną osobą jest prawdziwą niespodzianką, zaskoczeniem, nie do wykrycia przed ruchem czarnego hetmana. Takie rzeczy lubię. Całość tekstu świetna!

7. Odwieczni
Podobało mi się. Tylko chwilę zastanawiałem się czy dać punkt. Musiałem się zastanowić, i być może coś nadinterpretowałem, więc wolę się nie dzielić refleksją, by w razie czego nie wyjść na głupca . Ale moje interpretacja, czy też nadinterpretacja się podobała, więc punkt będzie. A jak!

8. Boś Ty dobro nieskończone
8. Tekst mi się bardzo podobał - bardzo mocny punkt. Lepszy z dwóch tekstów dotykających Boga. Właściwie same pozytywy w tym shorcie są: przeplatanka z modlitwą, przemyślenia i to przedstawienie obrazu obecnych katolików. Doskonałe. Nawet przez myśl mi przeszło, że to Dawid Juraszek, mógł napisać Boś Ty dobro nieskończone. Jeśli tekst nie wygra tej edycji to imho jest na tyle świetny, że i tak powinien się znaleźć w SFFiH, tak jak to miało miejsce z edycją Lemoniadową.

9. Konkurs
Tekst wspaniały. Dosłownie nie mam się do czego przyczepić, a żeby za bardzo nie słodzić Autorowi/Autorce nie wypiszę pozytywów. Tekst jest na tyle dobry, że na pewno usłyszy je od innych komentujących ;)

10. Hazardzista,
13. O północy
Zbiorcza opinia: poprawnie, westernowo.

11. Arena
Ten short, a dokładniej tematyka kiboli nie przemówiła do mnie. I już z samego początku tekstu wiadomo kim są bohaterowie, poza tym poprawnie napisane.

12. Nienawiść
Eee.. nie. Topornie się czytało i nawet nie zachęca do próby ponownego przeczytania, by spróbować lepiej zrozumieć.

14. Bitwa
Przez cały tekst się szczerzyłem (pewnie dlatego, że mam zboczenie matematyczne :P ). Tekst otarł się o punkt. Zabrakło mocnej puenty, albo tego innego czegoś, jakiegoś wyniku, wyniczku odejmowanka, czy czegokolwiek... a może po prostu zawiodłem się obecnym zakończeniem... W każdym razie punktu nie ma.

15. Partyjka
Motyw już wielokrotnie przewałkowany, tym razem o zjadliwej treści. Nawet nie otarł się o punkt, ale był blisko - gdyby nie to, że jest już jeden tekst z Bogiem w roli głównej i to tekst, który dostanie mocnego punkta, to może i bym się zastanowił co z "Partyjką" zrobić.

Suma sumarum:
Mocne punktu (coby wyróżnić najlepszą trójcę):
- Bo czasem i dwóch to tłum
- Boś Ty dobro nieskończone
- Konkurs

Punkty:
- Odwieczni
Otarły się (można powiedzieć, że wyróżnienia :P ):
- Dzieło sztuki
- Wielki Marsz
- Bitwa


Na koniec tak jeszcze brawa dla terebki za temat, dzięki któremu pojawiło się tyle świetnych tekstów :D .
_________________
Weapons are just tools. True strength lies within me.
Heishirō Mitsurugi

Forever Lost
 
 
Arya 
Stefan Sławiński


Posty: 2628
Skąd: Lublin
Wysłany: 5 Lipca 2010, 11:50   

Dlaczego zawiodły sondaże, Odwieczni, Hazardzista, Nienawiść i Partyjka
 
 
Nightingale 
Gollum

Posty: 6
Skąd: Faraway
Wysłany: 5 Lipca 2010, 12:39   

@ Brajt

Chciałam dobrze wyszło jak zwykle :P

Nie wiem jakie są u Was zasady, ale jeśli będzie jednak bardziej fair jeśli postaram się oddać głos na tyle sprawiedliwie na ile mi wyjdzie, to ja bardzo chętnie, ale nie mam opcji zmiany zdania w ankiecie, więc może wysłać do gospodarza czy coś? :roll:

:oops:
_________________
Without love there's no happily ever after. Not even once upon a time.
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 5 Lipca 2010, 13:00   

Dzieło sztuki – nie zrozumiałem. ale gotów jestem założyć się o dwadzieścia złotych… po prostu złotych, że nawet Autor tego szorta nie jest w stanie rozłożyć na stole butelki porto. nawet przedniego. a lubieżność i wyuzdanie markizy, przekracza wszelkie granice. szczególnie ‘ciemna zmysłowość drżących płatków’ jej nosa. nie wiem, może alergiczka? i chyba troszkę za dużo postaci, jak na taki krótki tekst.
Zwycięstwo z przypadku‘na placu budowy pod osiedle’, ‘łopatce dźwiga’, ‘mistyczny, przerażająco realny głos’… cóż, ‘dłużej kurna nie wytrzymam’.
Partia nr 999 - spoko opowiadanie. jeszcze nie wiem czy na punkt, ale podobało mi się. mimo całej tej zupełnie, moim zdaniem nie potrzebnej zieleni.
Dlaczego zawiodły sondaże - fajne, tutaj punkt prawie na pewno.
Wielki Marsz - myślę, że to tekst kogoś ze 'świerzynek'. 'stary' szortowicz już by chyba nie sięgnął po ślimaki.
Bo czasem i dwóch to tłum - szósty szort, trzecia partia szachów... jednoznacznie dość się Autorom kojarzy rywalizacja. pomysł nie powala, realizacja również, ale generalnie nie najgorzej.
Odwieczni - przesadna i nie do końca udana stylizacja języka. może dlatego nie do końca zakumałem o co chodzi.

edit: był
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 5 Lipca 2010, 13:26   

Bo czasem i dwóch to tłum - pomysł nienowy (prawie jak w "Grze Geriego" Pixara), ale napisane sprawnie.
Boś Ty dobro nieskończone - świetne. Chyba najlepszy szort edycji.
Bitwa - pointa mogła być mocniejsza, ale i tak ubawiłem się setnie. Przy "Jam jest Płomieniem Bilansu" prawie parsknąłem w monitor. ;) Numer drugi edycji.

edit: lit.
Ostatnio zmieniony przez Stormbringer 5 Lipca 2010, 14:47, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 5 Lipca 2010, 13:43   

Boś Ty dobro nieskończone - świetne. miejscami może za dużo dopowiedzeń, ale i tak świetne.
Konkurs - dowód na to, że można wziąć do wyrzygania oklepany temat i zrobić z niego dobry tekst.
Hazardzista - zawsze się zastawiałem, co powoduje gościem, który własnoręcznie wykopuje sobie grób. a niech się oprawcy, proszę Was, męczą. i jeśli dobrze zrozumiałem ,to on wygrywa z ty diabłem i wraca, tak?
Arena - bardzo dobre. podobało się.

edit. owszem
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 5 Lipca 2010, 14:07   

@Nightingale Nie ma konkretnych zasad. A ja debiutowałem w zeszłej edycji, więc też nie jestem jakimś Strażnikiem Księgi Praw. Głos oddałaś zgodnie z własnym sumieniem, sensownie argumentując i jako taki ma swoją wartość. Jako autor wiem natomiast, że Ci, których opowiadania Ci się podobały, na pewno by się ucieszyli z takiej informacji. :)

[edit] Punkty oddałem jeszcze w nocy, więc teraz czas na pierwsze recenzje.

1. Dzieło sztuki (punkt)

Otwarte zakończenie za pierwszym czytaniem mnie wkurzyło. No jak to, tak misternie budowane napięcie, a tu... Ale tekst zdecydowanie jeden z najlepszych w edycji. Trochę zdezorientował mnie motyw ze skrótami literowymi. Brakowało mi też trochę konsekwencji - jeśli już od początku podajemy nazwiska wszystkich bohaterów, to róbmy to do końca.

2. Zwycięstwo z przypadku (punkt)
Tak, zgadzam się z Zagubionym, że takie sprawy jak "wspólna mowa" czy poziom technologii (choćby ubiór, który bohaterom wydaje się normalny) mogą wkurzać. Tyle, że to krótki, komediowy szort i dla mnie liczy się tu zupełnie co innego. Całość jest na tyle wdzięczna, że opowiadanie trafiło do punktowanej trójki. Przede wszystkim doceniłem pomysł - zarówno na rywalizację, jak i na sposób wyłonienia zwycięzcy. Długość tekstu moim zdaniem była jak trzeba. W dłuższej formie byłoby raczej przegadane.

3. Partia nr 999
Moim zdaniem ostatnim przeciwnikiem nie jest Bóg, a graczka nie jest narkomanką, co sugeruje Baranek (edit - a jednak Zagubiony). Podobało mi się ostatnie zdanie - pointa, ale poza nim niewiele. Zielony pewnie miał być zabawny, ale opis zajął znaczną część szorta, a wcale nie rozbawił. Na pewno zabrakło ostatniej lektury przed wysłaniem - takie coś jak "Wpatruje się w szachownicę z niedowierzaniem. (...) Patrzy na mnie z przerażeniem. " nie powinno się przytrafiać.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Ostatnio zmieniony przez brajt 5 Lipca 2010, 15:24, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 5 Lipca 2010, 14:49   

w zasadzie, to narkomania nie była moją sugestią.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 5 Lipca 2010, 14:51   

Przepraszam, ponownie chodziło o Zagubionego :)
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 5 Lipca 2010, 15:23   

Nightingale, po ptokach, że tak powiem ;P: Zagłosowałaś już.

Za kolejne głosy dziękuję :) sześć już pierwszego dnia. Niech pomyślę, ile to będzie za czternaście dni? <zaciera dłonie>
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 5 Lipca 2010, 15:25   

sześć?
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 5 Lipca 2010, 15:31   

Bardzo zabawne. Baaaaardzooo :twisted:
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
Nightingale 
Gollum

Posty: 6
Skąd: Faraway
Wysłany: 5 Lipca 2010, 15:31   

Okay, posłucham tego co mówi Brajt i, z nadzieją, że jednak ucieszy autorów, napiszę co myślę o szortach :) Bez faworyzacji i punktowania.

1. Dzieło Sztuki
Podobał mi się motyw przesuwania akcji przez wieki, zmiany walut i ogólna atmosfera budowana w opowiadaniu. Nie przepadam za tak dużymi niedopowiedzeniami/brakiem zakończenia, ale czytało mi się przyjemnie. No i kurwiki w oczach, ile lat by nie minęło, zawsze mnie śmieszą :)

2. Zwycięstwo z przypadku
Mimo, że nielogiczności wspomniane w powyższych postach faktycznie rzucają się w oczy, short jest ciepły i uśmiechnęłam się na wzmiankę o, widać nieśmiertelnym, gulaszu. Fajny, żywy dialog.

3. Partia nr. 999
Chyba szort najbardziej otwarty na interpretację czytelnika, najlepsze było zdanie kończące.

4. Dlaczego zawiodły sondaże
Nie powiem, czytany wczoraj w środku nocy, gdy wyniki wyborów latały raz w jedną raz w drugą stronę dał fajny efekt.

5. Wielki marsz
Lubię odwołania do mitologii więc orfeuszowy motyw bardzo przypadł mi do gustu. Po przeczytaniu tego szorta przypomniał mi się komentarz z innego tematu, zacytowy już przez Zagubionego :) No i mam teraz ochotę przytulić jakiegoś ślimaczka...

6. Bo czasem i dwóch to tłum
Ten szort z kolei przypomniał mi jedno z moich wypracowań z próbnych matur z angielskiego :P Trochę niedopowiedziany i niewyjaśniony, ale generalnie ok, choć znowu szachy.

7. Odwieczni
Co prawda opis trochę dla mnie męczący, podobała mi się stylizacja językowa w dialogu.

8. Boś Ty dobro nieskończone
Pierwszy z szortów, który zwrócił moją uwagę ze względu na formę i wstawki z modlitwy. Z pomysłem spotkałam się już wcześniej, ale tu zdecydowanie podobała mi się forma i wykonanie. Wróżę mu wygraną :)

9. Konkurs
Podobał mi się pomysł i taka ciepła szczerość bijąca od tego szorta :)

10. Hazardzista
Dało mi do zastanowienia czemu ów skazany nie mógł rzucic łopaty na bok i kazać oprawcy kopać. Co miał do stracenia? :P Przyjemnie napisane.

11. Arena
Szkoda chłopaków :P Tematyka nie dla mnie, ale generalnie w porządku.

12. Nienawiść
Nie do końca zrozumiałam, podczas czytania miałam ze 3 interpretacje latające w głowie, ale na koniec poszły z dymem. Nie wiem co powiedzieć :P

13. O północy
Podobał mi się nastrój, podobało mi się zakończenie. Z początku widziałam scenę z innej perspektywy.

14. Bitwa
Fajna zabawa konwencją. Szort przywiódł mi na myśl sporo wywodów na temat ekonomii, walk między-wydziałowych w firmach i ich konsewkencji których ostatnio miałam przyjemność słuchać :)

15. Partyjka
Jak już zorientowałam się, do których wydarzeń z historii Ziemi odnoszą się zagrania spodobało mi się bardziej. Przyjemnie się czytało, motyw herbatki dodał życia. No i przypomina się Dogma :P

EDIT: Terebka,
Będzie jak mówisz :) Mam nadzieję, że opinie wynagrodzą brak głosów :oops:
_________________
Without love there's no happily ever after. Not even once upon a time.
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 5 Lipca 2010, 18:02   

Opinie zdecydowanie wynagrodziły i ucieszyły, przynajmniej mnie. :)

edit:

4. Dlaczego zawiodły sondaże (wyróżnienie)
Tekst fajny, jeden z najlepiej napisanych w edycji. Na plus zakończenie z Ziemkiewiczem. Mimo wszystko przegrał rywalizację o punkt ze "Zwycięstwem". Głównie dlatego, że od szorta na aktualny temat społeczny oczekiwałem jednak czegoś więcej, niż schemat "szort z niespodzianką".

5. Wielki Marsz
Nieeeeeee, stanowczo o jednego ślimaka za dużo. Za pierwszym razem miało to jeszcze swoją moc, szczególnie w kontekście tematyki poprzedniej edycji. Ale co za dużo, to niezdrowo. A mogło być tak fajnie. Z kwiatków - "Nie pozostawili mu, więc innego wyboru". Nie przed każdym "więc" powinno się stawiać przecinek. ;)

6. Bo czasem i dwóch to tłum (punkt)
Bardzo fajny pomysł. Z trzech szortów szachowych, właśnie w tym szachy są najbardziej na miejscu - idealnie pasują do intelektualnej rozgrywki między dwoma dziecięcymi umysłami. Tekst pisany prostym językiem, ale to też dobrze. W końcu to opowieść snuta przez małego chłopca.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Ostatnio zmieniony przez brajt 5 Lipca 2010, 20:21, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 5 Lipca 2010, 18:22   

brajt napisał/a
przegrał rywalizację o punkt ze Zwycięstwem


Z ankiety i zwyczaju ostatnich edycji wynika, że nie musisz się ograniczać do trzech punktów - jeśli podoba ci się jakiś tekst, dajesz mu punkt i tyle. Choćby i dziesięć :)
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 5 Lipca 2010, 18:56   

Dzięki, może następnym razem rozdam więcej punktów. :)

7. Odwieczni
Przekombinowany, bardzo ciężko się czyta. Do tego stopnia, że nie miałem nawet ochoty czytać go ponownie, aby napisać coś więcej.

8. Boś Ty dobro nieskończone
Miałem duży dylemat. Bo napisane ładnie, sprawnie, temat też fajny, ale tekst zupełnie do mnie nie trafił. Nie rozumiem też, czemu główny bohater umarł? Bo zrozumiał, że przestali w niego wierzyć? Dla mnie to się nie trzymało całości. To pisanie "Mnie", "Ja" z dużej litery... rozumiem zamysł, ale jak dla Mnie ;) chybiony.

9. Konkurs
Autorowi udało się opisać coś, co i ja czułem podczas pisania. Mimo wszystko nie wiem, czy nie wolałbym przeczytać tego o George'u Lucasie. ;)
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Ostatnio zmieniony przez brajt 5 Lipca 2010, 19:38, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 5 Lipca 2010, 19:34   

Nienawiść - prawdopodobnie głębokie.
O północy - dobre. jeden z takich szortów, co to niby nie powala, nie zaskakuje jakoś przesadnie, ale świetnie się czyta. mam nadzieję, że Autor się nie obrazi - kawałek solidnego rzemiosła.
Bitwa - troszkę za bardzo jak dla mnie. za bardzo dowcipne, moje poczucie humoru nieco rozmija się z poczuciem humoru Autora.
Partyjka - nie przemówiło to do mnie. może gdybym grał w tego typu gry...

głosy poszły na: Partia nr 999, Dlaczego zawiodły sondaże , Boś Ty dobro nieskończone, Konkurs, Arena, O północy. pogrubiłem tytuły moim zdaniem najlepszych szortów. gdybym mógł dałbym im po dwa punktu.
generalnie - edycja udana. dawno nie dałem tylu punków.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 5 Lipca 2010, 20:18   

10. Hazardzista
W porównaniu do drugiego westernowego opowiadania użyto tutaj zbyt mało charakterystycznych dla tej konwencji elementów. Western jako gatunek bazuje na takich gadżetach i autor wyraźnie o tym zapomniał. No i też nie wiem, czemu on się zgodził wykopać ten grób. Z drugiej strony zakończenie sugeruje, że już wcześniej był w takiej sytuacji.

11. Arena
Ciekawy, zgrabnie napisany tekst, umiejętnie budowane napięcie, fajny finał i motyw z piłką. Na minus scenka z wypchnięciem do pierwszego szeregu - mało praktyczne. ;) Byłem pewien, że pojawi się jakiś tekst o piłce nożnej, najprawdopodobniej o kibicach, ten był całkiem niezły.

12. Nienawiść
Jeden z tekstów, które najszybciej wyleciały mi z pamięci. Dobry warsztatowo, ale mocno niezrozumiały. Oferuje za dużo tropów, przez co ciężko domyślić się, o co chodzi.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Ostatnio zmieniony przez brajt 5 Lipca 2010, 22:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Albion 
Kapitan Kirk


Posty: 1127
Skąd: Warsaw City
Wysłany: 5 Lipca 2010, 22:08   

1. Dzieło sztuki :

Nieźle napisane, pomysł nawiązuje delikatnie do okultystycznej roli obrazu jako łowcy dusz. Rywalizacja także gdzieś się tam przewinęła, choć jak dla mnie tylko w tle. Dalekim. Poza tym tekst ciekawy. Jedyne co mnie zastanawia, to co się stało z zakończeniem?


2. Zwycięstwo z przypadku:

Hibernatus w szortach. Aha i w statku. Albo inszej kapsule. I gada zrozumiale po 12 milionach lat spdzonych w błocku. Z ludźmi którzy chodzą w gumowcach i odziani w waciaki wpierniczają grochówkę. I fajnie, bo o to chodzi w fantastyce jakby nie patrzeć. Niby można się poprzyczepiać, ale wzruszyła mnie ta historia. Dodatkowo całkiem zgrabnie napisana.
Kandydat do punktu.


3. Partia nr 999:

Pomysł niby jest, napisane też nieźle. I z puentą. Ale za zielone i rzeczona puenta do mnie nie trafiła.


4. Dlaczego zawiodły sondaże:

A tak się dobrze zaczęło. Mój ulubiony mackowaty Przedwieczny grający w chaotyczną wersje szachów. Z demoniszczem. Bez tysiącletniej przepowiedni i krewetek co prawda, ale liczy się, że z demoniszczem. I przegrywa. Czekam co dalej, a tu.. polityka. Buueh.
Za początek kandydat do punktu, ale za zakończenie - macką w potylicę.
Pomyślę.


5. Wielki Marsz :

Autostrada, a włąściwie jej pobocze, marsz po życie, wiedźma w zamku i ślimak z manią prześladowczą. Rozjechany przez rower, albo insze ustrojstwo dosiadane przez dziecko. Chyba, bo poinformowało matkę o popełnionym morderstwie. Na dodatek jeżdżące po poboczu autostrady. Niedaleko wiedźmiego zamku.
Zapętlone to wszystko upiornie. Na dodatek zalatuje śluzem pozostawionym przez pożeraczy z poprzedniej edycji.
_________________
"Historia uczy tego, że ludzie niczego nie uczą się z historii"
(\_/)
(O.o) This is Bunny. Add Bunny to your signature
(> <) to help him achieve world domination.
 
 
Albion 
Kapitan Kirk


Posty: 1127
Skąd: Warsaw City
Wysłany: 5 Lipca 2010, 22:28   

6. Bo czasem i dwóch to tłum:

Jak do tej pory najlepiej skrojone szorty tej edycji. Czytało się bardzo dobrze, napisane jeszcze lepiej. Pomysł sam w sobie może nie do końca nowatorski, ale przedstawiony jak należy.
Pewny punkt.


7. Odwieczni :

Dostałem żmijowym ogonem. Podobało mi się nawiązanie do legend i klechd słowiańskich. Można by się niby przyczepić do zakończenia, bo mam wrażenie, że czegoś tam jednak brakuje i można by nad nim chwilę popracować.
To tak jedynie na marginesie.
Za żabiego smoka, oraz resztę wężowo-smoczej braci oznaczam jako kandydata do punktu.


8. Boś Ty dobro nieskończone:

Drugi naprawdę dobry szort tej edycji. Gratuluję pomysłu i wykonania. Trafił do mnie zarówno z tego powodu, jak i z przyczyny mojego sposobu postrzegania wiary jako takiej.
Punkt gwarantowany.
_________________
"Historia uczy tego, że ludzie niczego nie uczą się z historii"
(\_/)
(O.o) This is Bunny. Add Bunny to your signature
(> <) to help him achieve world domination.
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 5 Lipca 2010, 22:37   

13. O północy (wyróżnienie)
Fajne opowiadanie, dużo się w nim dzieje, miodne opisy, ale niestety zawodzi pointa. Spodziewałem się czegoś znacznie mocniejszego. Tym bardziej, że to wyraźnie akcentowane "mam prawo" zupełnie do pointy nie pasuje. Na plus scena z prostytutką. Wyróżnienie, ale bez punktu.

14. Bitwa (wyróżnienie)
A mogło być tak pięknie. Bardzo dobry pomysł, niestety jego wykonanie mnie nie przekonało na tyle, aby zasłużyć na punkt. Brakuje mocnej końcówki, aż prosi się tam o jakąś ciętą uwagę. Sama królowa nauk to za mało, choć zdanie przednie. Najlepszy był zdecydowanie Płomień Bilansu.

15. Partyjka
Pomysł stary jak świat. Realizacja ciekawa, ale to jednak za mało. Podejrzewam, że dla osób, które nie grają w tego typu gry, może być trudne do przełknięcia. Ale ja oceniam subiektywnie, a dla mnie pod tym względem jest ok. Dowcip z herbatą zupełnie nie pasuje do tego opowiadania.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
 
 
jaskiniowiec 
Jaskier

Posty: 74
Skąd: Pruszków
Wysłany: 5 Lipca 2010, 22:53   

Najbardziej mi się podobało Bo czasem i dwóch to tłum, najmniej Bitwa.
_________________
Mamuty to szkodniki :)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group