Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Rycerskie szorty - głosowanie do 25.04. godz. 21.00

Któż z nich godzien jest miana największego?
Bajka o...
15%
 15%  [ 16 ]
Skazany na fretkę
4%
 4%  [ 5 ]
Skazka z morałem o rycerzu ze skazą
1%
 1%  [ 2 ]
Cornflakes
0%
 0%  [ 1 ]
Przybywa odsiecz
7%
 7%  [ 8 ]
Ballada
19%
 19%  [ 20 ]
Kolejna wyprawa
5%
 5%  [ 6 ]
Dyspozytor
20%
 20%  [ 21 ]
Ostateczny sprawdzian
3%
 3%  [ 4 ]
Straszliwa przygoda rycerza Rockira
0%
 0%  [ 1 ]
O dumaniu
12%
 12%  [ 13 ]
Strach
4%
 4%  [ 5 ]
Głosowań: 44
Wszystkich Głosów: 102

Autor Wiadomość
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 21:08   Rycerskie szorty - głosowanie do 25.04. godz. 21.00

Tadam! Tadam!

Oto przed wami (tak, udało się, wiem) Parszywa Dwunastka :!: :D

Które z nich zasługuje na miano najprzedniejszego wśród rycerzy? Czytajcie, radujcie się i głosujcie...

Głosowanie do przyszłej niedzieli - 25 kwietnia do 21.00 chyba ;)

12 głosów do wykorzystania!




Bajka o prawym rycerzu, okrutnym smoku i zniewolonej królewnie

Przebyć Magiczny Las, wspiąć się na Czarodziejską Górę, pokonać smoka i uwolnić królewnę. W sumie - łatwizna.
Nic zatem dziwnego, że wielu dzielnych rycerzy postanowiło spróbować swych sił.
Do skraju Magicznego Lasu dotarli sporą gromadą. Bez wahania wkroczyli między drzewa. Ścieżka była szeroka, szło się wygodnie, nastroje zatem dopisywały. Rycerze przekomarzali się wesoło, opowiadali sobie, rubaszne często, dykteryjki i co chwila wybuchali radosnym śmiechem. Widać było, że znają się od lat i dobrze czują się w swoim towarzystwie.
Po pewnym czasie dotarli do wielkiej polany. Na polanie zaś stał olbrzym. Szczerze mówiąc nie był on przesadnie olbrzymi. Po zwisającym smętnie odzieniu można było poznać, że ostatnio stracił sporo zarówno na wzroście, jak i na wadze. Ale i tak robił wrażenie.
- Stać! - zawołał olbrzym. - Zwę się Elektorat. Tylko jeden z was przejdzie przez tę polanę. Musi to być rycerz naprawdę prawy...
- Dlaczego nie lewy? - wyrwało się któremuś.
- Lewych już nie przepuszczam - odpowiedział Elektorat.
Kilku rycerzy pożegnało się z towarzyszami i zwiesiwszy nosy na kwintę poczłapało z powrotem. Ale i tak pozostała spora gromadka. Trzeba było dokonać dalszej selekcji. Olbrzym patrzył na rycerzy zafrasowany.
- Wiem - krzyknął nagle i uśmiech rozjaśnił wielkie oblicze. - Bajki! Uwielbiam bajki! Przepuszczę tego z was, który opowie mi najpiękniejszą.
Przez siedem dni i siedem nocy rycerze opowiadali olbrzymowi baśnie. A ukontentowany Elektorat słuchał zachłannie. Aż wreszcie, ósmego dnia, wczesnym rankiem wskazał sękatym paluchem jednego z zachrypniętych już lekko rycerzy i powiedział:
- Ty idziesz dalej.
I rycerz poszedł. Szedł czas jakiś, aż dotarł do podnóża Czarodziejskiej Góry. Wspiął się na nią bez trudu. Bez wahania przekroczył bramę stojącego na szczycie zamczyska. Zatrzymał się dopiero na dziedzińcu. Tam właśnie czekał na niego straszliwy smok.
Wielki. Skrzydlaty. Miał potężną paszczę pełną ostrych zębów i mocarne łapy, których grube paluchy zakończone były ostrymi jak brzytwy szponami.
- Czekałem na ciebie - powiedział smok. Zupełnie niepotrzebnie.
- Jestem zatem - odparł, równie niepotrzebnie, rycerz.
I żeby nie tracić już więcej czasu, zaczęli walczyć.
Ach, cóż to była za walka! Argumenty krzyżowały się z głuchym łoskotem. Celne riposty ze świstem przecinały powietrze. W tle pobrzękiwały cichutko brzydkie aluzje. I chociaż smok początkowo miał wyraźną przewagę, po pewnym czasie zaczął słabnąć. Jego ciosy coraz częściej chybiały celu, a on sam powoli robił się coraz mniejszy. Malał tak i malał, aż wreszcie ugodzony szczególnie trudnym pytaniem, zniknął z cichym pyknięciem.
Zwycięski rycerz z dumnie podniesiona głową wkroczył w mury zamku. Szedł przez urządzone z niespotykanym przepychem komnaty, aż wreszcie dotarł do wielkiej sypialni. Znalazł w niej łoże z przepysznym baldachimem. W łożu zaś spoczywała królewna Władza.
Mówili o niej, że ma już swoje lata. Rycerz skonstatował jednakże z dużym zadowoleniem, że wygląda wciąż pięknie i świeżo. Stał tak, patrzył przez dłuższą chwilę na rozkosznie wyciągniętą pośród atłasowych poduszek postać, poczym rzucił się na nią i posiadł ku obopólnej, sądząc po pełnych zachwytu okrzykach, satysfakcji.
- Jesteś moja - powiedział po wszystkim. - Tylko moja. I nie oddam cię nikomu.
Wpatrzony w królewnę, nawet nie zauważył, że przeszedł przemianę. Wstał, przeciągnął się ze zgrzytem łusek, ułożył wygodnie na grzbiecie błoniaste skrzydła i ruszył na dziedziniec.
Czekać na rycerza.


Skazany na fretkę

Warr'ior siedział ze spuszczoną głową, która kiwała się w rytm spazmatycznie łapanego oddechu. Nerwowe skurcze powodowały, że co i rusz któraś kończyna podrywała się do góry. Humanoid wyglądał żałośnie. Karykaturalnie wydłużony tułów o zapadniętych bokach i drabinie wystającego spod skóry kręgosłupa osadzony był na pozbawionych ud masywnych i szponiastych stopach. Potężne dłonie o koślawych, kościstych palcach stukały pazurami w blat stołu. Bujne, poskręcane w rurki czarne włosy zakrywały plątaninę wybrzuszonych z nerwów żył. Jednak najdziwniejsze Warr'or posiadał oczy, wyłupiaste jak u ryby, jakby wiecznie zdziwione. Ostatecznie to głęboki błękit tęczówek sprawiał, że jego spojrzenie przywodziło na myśl wzrok niewinnego dziecięcia, zawstydzonego popełnioną gafą.
- Najwyższy Trybunał do spaw Mienia Publicznego postanawia, co następuje - donośny, tubalny głos odbił się echem od metalicznych ścian. Szczurze oczka przewodniczącego świdrowały humanoida. - Kradzież "Zawiesiny Genetycznej", winny.
Warr'ior westchnął.
- Utrudnianie organom ścigania odzyskania substancji poprzez jego aplikację, winny.
Warr'ior westchnął.
- Podburzanie współpracowników do zbrojnego wystąpienia przeciwko władzy Trybunału, niewinny... - przewodniczący zrobił krótką pauzę i ściszonym głosem mruknął do pozostałych członków. - Który kretyn zgłosił ten wniosek? Przecież gołym okiem widać, że to ciemniak.
- Jego Ekscelencja Kurator - odparła z powagą białowłosa zastępczyni Naczelnika, a fioletowe plamki na jej twarzy zmieniły ułożenie.
- Jasna cholera - przewodniczący zmarszczył czoło, odchrząknął i kontynuował. - Obniżenie wydajności kadry robotniczej, winny.
Warr'ior westchnął.
- Te oraz inne zarzuty wskazane w akcie oskarżenie, który możecie państwo dokładnie przeanalizować na czterysta piątej holostronie Trybunału, skutkują natychmiastowym osadzeniem humanoida w Okręgu Karnym, sekcji Odzyskiwania Materiału.
Wyrok zaowocował falą komentarzy. Uczestniczący w procesie holopismaki trajkotali do swoich odbiorników, przekazując najświeższe informacje do studiów nagraniowych. Społeczeństwo domagało się swoistej sprawiedliwości, mającej na celu zaspokojenie jednostkowego zapotrzebowania na publiczne upokorzenie. Mieszkańcy Tribunati żyli jedynie po to, by poniżać współobywateli.
Warr'ior nie do końca zrozumiał tę ogólną wrzawę. Nikt nie wyjaśnił mu szczegółów kary, którą miał odbyć w OK. Człapał posłusznie prowadzony długimi, ciemnymi korytarzami przez trzech rosłych nadzorców. W myślach widział jedynie obraz pyzatej, uśmiechniętej od ucha do ucha Zosi z działu spożywczego, która wcisnęła mu w ręce "dozownik słodyczy" i natychmiast zniknęła, na widok Łapaczy wpadających do hali robotniczej i zwalających się niczym technofutboliści na kościstego Warr'iora. Gdy odkleili humanoida od posadzki pusty "dozownik" wisiał między jego czwartym, a piątym żebrem...
- No, ciemniaku, twój przystanek - huknął nadzorca.
Warr'or podniósł wzrok na migoczący napis wyryty na masywnych wrotach: JEGO EKSCELENCJA KURATOR. Nim zdążył przeczytać napis, został wepchnięty do pomieszczenia.
- Śmiało, śmiało! - zaświszczało z głębi, od strony wielkiego stosu książek. - Zaraz do szanownego zbrodniarza podejdę, muszę tylko znaleźć tę diabelną...
Huk przewracanego krzesła i tuman kurzu, który wzbił się, gdy lawina makulatury runęła, zagłuszyły ostatnie słowo. Nagle przed Warr'iorem wyrosła niewielka, wiotka istota, do złudzenia przypominająca zwierzątko, z którego dawniej robiono futra.
- Jestem Fretka. Tchórzo Fretka - wyciągnęła łapkę w stronę oniemiałego humanoida i dodała z demonicznym uśmiechem. - Jesteśmy na siebie skazani.


Skazka z morałem o rycerzu ze skazą

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami żył sobie młody łycar, który nie dość, że był młody, to jeszcze silny jak polarny niedźwiedź, odważny jak śnieżny tygrys i męski jak... No, chodzi o to, drogie dziatki, że chłopak był z niego na schwał i wszystkie miejscowe dzieweczki ochały za nim i achały jak najęte. A on nawet nie spojrzał na żadną. Chyba, że która stanęła mu na drodze i musiał ją omijać. Iwan mu było na imię, jednak wolał, jak wołano do niego: "Iwanuszka".
Warto powiedzieć kilka słów o tym, drogie dzieci, jak to się stało, że o biednym jak szara mysz cerkiewna łycarku dowiedziała się carewna Jewdotia. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia, ale faktem jest, że się dowiedziała i że już dwa dni później Iwanuszka stał dzielnie naprzeciwko Jej majestatu. Stał! Tak, drogie dzieci. I ani myślał paść na kolana. Batiuszce carowi nie spodobałoby się to, ale batiuszka akurat bawił na polowaniu, a Jewdotii nie w głowie było kazać gwardzistom przygiąć hardy łeb łycarski ku białym, alabastrowym posadzkom.
Oblizała się carewna raz, oblizała drugi i, nie przestając spozierać nań spod długich rzęs, rzekła:
- Dotarło do mnie, żeś młody i widzę to. Ale żeś silny jak niedźwiedź polarny to nie uwierzę, póki nie zobaczę tego na własne oczy.
I stało się tak, dziatki drogie, że następnego ranka na kremlowskim dziedzińcu stanęli naprzeciw siebie Iwanuszka oraz miś ogromny jak góra lodowa i biały jak śnieg. Obu patrzyło źle z oczu, gdy tak się sobie nawzajem przyglądali. I obaj wyglądali na tęgich zabijaków. Jednak to Iwan wyszedł z pojedynku zwycięskim i to on mógł spojrzeć znów na carewnę, podczas gdy niedźwiedź, ze skręconym karkiem, wisiał już w jatce na drągu, przednimi łapami w dół, a mistrz kuchni ostrzył tasak i śpiewał jakąś rzewną dumkę aż echo niosło po kremlowskich komnatach.
Carewna, uśmiechnięta od ucha do ucha, podjęła w przerwanym momencie:
- Widzę, Iwanuszka, żeś nie tylko młody, ale i silny jak polarny niedźwiedź. Jednak w to, że odwagą dorównujesz śnieżnemu tygrysowi, nie uwierzę, dopóki nie dasz na to dowodu.
Cóż, dziatki moje kochane. Dość powiedzieć, że na następną wieczerzę podano tygrysinę, a uśmiech Jewdotii stał się szeroki ponad miarę i jakiś taki podejrzanie rozmarzony.
Carewna milczała czas jakiś, Iwanuszce pod jej wzrokiem zrobiło się dziwnie i nieswojo. A przecież potrafił sobie dać radę z każdym stworzeniem, ba, ze smokiem nawet, choć nigdy nie miał takiej okazji, bo smoki też słyszały o Iwanie i trzymały się od niego z daleka.
- Tak - wymruczała Jewdotia. - Żeś młody, silny i odważny nie będę się spierała bo widziałam na własne oczy, ale dopóki nie dowiedziesz tego, w życiu nie uwierzę, żeś taki...
I tak mruczała sobie pod nosem i uśmiechała się, a Iwan, chyba po raz pierwszy w życiu, poczuł ukłucie lęku. I słusznie. Tego samego wieczora trafił do komnaty carewny, ale już nad ranem, sponiewierany przez sposępniałą Jewdotię i jej gwardzistów, ledwie żywy, wlókł się noga za nogą w kierunku rodzinnego dworka.
A teraz będzie morał. Rzecz w tym, dzieci kochane, że nikt nie jest doskonały i jeśli nawet da komu Bóg w jednym, to w drugim zabierze. Albowiem naturą rządzi równowaga, i o tym właśnie była ta skazka. A teraz idźcie powiedzieć rodzicom, aby przynieśli jeszcze piwa, bo bardziej, niż suchy kufel, drażni mnie chyba jedynie suche gardło.


Cornflakes

Ritter Azy uniósł swój miecz i spojrzał przez ramię na giermka. Ten, w drżących dłoniach, trzymał najnowsze cudo techniki - cyfrowy aparat fotograficzny dla początkujących fotografów.
- Pospiesz się, moja pani oczekuje na dobre zdjęcie swego rycerza.
- Ależ panie, to się tak nie da. Musisz chwilkę poczekać. Teraz światło jest dla ciebie niekorzystne!
- Pajacu! Masz natychmiast zrobić to zdjęcie, bo jak nie... - tu znacząco uniósł miecz. Dokładnie w tym momencie giermek pstryknął mu fotkę.
Rycerzowi gębusię naświetliło, jak się patrzy. Nawet na zdjęciu było to widać. Także uwidoczniło się i to, że dzisiaj zjadł sobie na śniadanko zakazany owoc- czyli płatki z mlekiem. W efekcie plamy jego skazy białkowej stały się nad zwyczaj malownicze i widoczne.
No ale cóż. Nikt nie jest doskonały.
Dlatego właśnie nasz nienajpiękniejszy bohater nie podarował swej damie własnego konterfektu. Ta z kolei nie dała mu swego znaku, aby pod jej sztandarem walczył w dalekich stronach.
Ze zwieszoną głową, powoli, jechał na kolejną wyprawę krzyżową, aby zdobyć odpuszczenie grzechów, tudzież kilka łupów, aby było za co wielbić panią jego serca.
Bo taka była tradycja.


Przybywa odsiecz

- Przyjechał! - wrzasnął zdyszany posłaniec, wpadając do ratusza. Kilkunastu radnych zerwało się zza długiego, dębowego stołu, rozrzucając wokół papiery. Ktoś przewrócił krzesło, które z hukiem trzasnęło o podłogę. Ktoś inny potrącił kałamarz, zalewając blat atramentem.
- Rycerz? Już dziś? - przeraził się sekretarz. - Miał być w poniedziałek!
- Szybki jest - z powagą przyznał burmistrz, gładząc sumiastego wąsa.
- Nie jesteśmy gotowi! Kontrakt w proszku!
- Strategia nie przygotowana! - zawył planista.
- Nie bądźmy drobiazgowi - uspokajająco rzekł księgowy, wodząc wzrokiem po twarzach zaniepokojonych towarzyszy. - Grunt, że ktoś odpowiedział na nasz apel!
- Otóż to! - poparł go burmistrz. - Ów zacny śmiałek na pewno sam najlepiej wie, co robić. Przyprowadź go tutaj - zwrócił się do posłańca.
Wtem, jakby w odpowiedzi, na schodach ratusza rozległy się kroki, przypominające odgłosy kafara wbijającego pale pod budowę mostu. Trząsł się od nich cały budynek. Metaliczne tąpnięcia stawały się coraz głośniejsze, aż wreszcie dobiegły zza samych drzwi sali narad. Bojaźliwi radni zbili się w stadko w jej przeciwległym końcu.
A wtedy wejście otworzyło się z impetem i w progu stanął rycerz.
Był ogromny. Nie przysadzisty jak miejski kowal, czy brzuchaty jak lokalny piekarz, lecz zwyczajnie ogromny. Odziany był w ciężką, nieforemną zbroję, która z trudem zdawała się osłaniać jego potężne jestestwo. U pasa miał miecz godny rozmiarów swego właściciela. Przyłbica hełmu była opuszczona.
- Przybyłem! - zadudnił olbrzym przez jej szczeliny.
Ponieważ niemal wszyscy świadkowie wizyty struchleli ze strachu, burmistrz wziął sprawy w swoje ręce.
- Witaj, szlachetny śmiałku! - zakrzyknął, z jowialną miną wychodząc przed tłumek radnych. – Niezmiernie się cieszymy, że nasze prośby zostały wysłuchane! Zdaje się pan być idealny do tego zadania! Prawda? - spytał swych współpracowników przez ramię.
Odpowiedziało mu kilka nieśmiałych potaknięć.
- Znakomicie! - zahuczał przybysz, wchodząc do sali narad. Sunął niezgrabnie, chwiejąc się na boki, niczym niestabilne drzewo.
- Niech pan spocznie - burmistrz wskazał mu najbliższe krzesło. Rycerz przyjął zaproszenie, a nieszczęsny mebel zaskrzypiał z wyrzutem. Naczelnik miasta przycupnął nieopodal. - Może zechciałby pan unieść przyłbicę? To znacznie ułatwiłoby konwersację.
- Panowie wybaczą - chrząknął tamten z niespodziewanym zakłopotaniem. - Niestety zacięła się dziś rano. Chętnie skorzystam z pomocy waszego kowala, najpierw jednak wolałbym przejść do sedna. Podobno macie tu bazyliszka do ubicia.
- Owszem.
- Groźny jest?
- Jak to bazyliszki - odparł burmistrz. - Czternastu ludzi już pożarł.
- I pięć krów! - dorzucił planista.
- Niedobrze - mruknął rycerz. - Innych szkód też narobił?
- Jeśli nie liczyć nadgryzionej stodoły, żadnych - rzekł księgowy. - Ale szpetny jest przy tym niemiłosiernie, co już samo w sobie może być szkodliwe - zażartował, chcąc rozładować sytuację. Udało mu się, bo wśród radnych rozszedł się chichot.
- I cuchnie okropnie! - dodał ktoś z tłumu.
Tym razem wszyscy roześmiali się jeszcze głośniej. Nawet rycerz zdawał się być rozbawiony, bo od jego rechotu zbroja tak się zatrzęsła, że aż dzwoniły naramienniki.
- W takim razie postaram się wstrzymać oddech - rzekł wesoło, z wysiłkiem podnosząc się z krzesła. - A tymczasem wy postarajcie się nie krzyczeć.
I zanim tamci zrozumieli, o co ich poproszono, podniósł przyłbicę.
Z czeluści hełmu spojrzało na mężczyzn dwoje pomarańczowych, bazyliszkowych ślepi.
Rzecz jasna nie posłuchali rady.


Ballada

W jaskini ciemnej, wielce ponurej
oraz zawilgłej straszliwie
siedziała panna kolejne lato
i tak śpiewała złośliwie:

- Przybądź rycerzu, ach, walnij smoka
w pysk albo w pirze na skrzydle,
po czym wyciągnij mnie z tych kazamat
bo się tu nudzę obrzydle!

A smok na słonku boki wygrzewał,
do lochu nie złaził wcale,
bowiem reumatyzm łupał go w kościach
a w uszach panienki żale.

Rycerz kłusikiem co dzień przejeżdżał
opodal smoka siedziby,
ale do bitki się nie wyrywał,
choć nie był wcale strachliwy.

Wreszcie smoczysko się tym wkurzyło
i jak nie ryknie z wysoka:
- Te, blaszak, cho no! Panna na zbyciu!
I wciąż marudzi o chłopa!

- Pannie uroda ciutkę przywiędła,
po randce będę miał kaca -
skrzywił się rycerz i trzeźwo dodał
- To ile stary dopłacasz?

Smok z oburzenia zionął pożogą
na takie rycerza gadki:
- Wszak ci dziewicę darmo oddaję!
Towar to arcy jest rzadki!

Więc pamiętajcie, że w każdym czasie
i w życiu i w pieśni słowach
to tylko jeszcze w smoczej jaskini
dziewica się nam uchowa.


Kolejna wyprawa

Roderick von Canting był rycerzem. Na dworze Królowej, w stołecznym mieście Kappenburg, mówiono o nim "szlachetny". Krążyły bowiem legendy (nawiasem mówiąc, sam Roderick skutecznie, acz dyskretnie w ich rozpowszechnianiu uczestniczył) o jego zawsze zgodnym z rycerskim kodeksem zachowaniu. Gdy nasz zacny wojownik przechadzał się uliczkami, nie mógł znieść widoku najdrobniejszego choćby występku. Nie tylko wobec prawa, ale także względem dobrych obyczajów. Nieraz widywano go, gdy z niespotykaną wręcz werwą prał na kwaśne jabłko, krzyczących publicznie na swoje żony mężów. Jego ucho wyławiało każdą niepochlebną uwagę o nałożonych przez monarchinię wysokich podatkach, a siewcy defetyzmu rychło przekonywali się o sile ducha, a właściwie sile mięśni von Cantinga. Taki już szlachetny Roderick po prostu był. Prawdziwy wzór do naśladowania dla mieszkańców stolicy.
Wśród motłochu krążyło wiele opowieści o niezłomnym duchu "Rycerza bez skazy", jak go potocznie nazywano. Opowiadano jak to uwolnił z niewoli rzesze księżniczek, nigdy nie żądając od "ojców - królów" uwolnionej jako żony...
***
Smok leżał pokonany, a trzy odcięte głowy walały się na dziedzińcu. Roderick był wykończony, ale jednocześnie rozpierała go duma, że dowiódł swojego męstwa w walce z gadziną. Wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem, monstrum zostało pokonane, a księżniczka uratowana.
- "Może tym razem nie będę musiał już wracać do tego przeklętego miasta..."
Von Canting, jak to lubił czynić, przysłuchiwał się chwilę gorącym podziękowaniom kobiety, po czym rozpoczął wyuczoną, patetyczną formułkę:
- Cna księżniczko! Oto wyzwoliłem cię z okowów tej przebrzydłej niewoli! Zaraz przetnę twoje więzy i zaznasz mojego towarzystwa w drodze powrotnej do twego królestwa!
- Ale ja nie jestem księżniczką... - odpowiedź skutej niewiasty sprawiła, że rycerz w jednej chwili zastygł z uniesionym mieczem.
- Psia mać... - Roderick nie bawił się już w konwenanse i głuchy na rozpaczliwie błagającą o uwolnienie kobietę, obrócił się na pięcie. Ten manewr opanował podczas swoich wojaży do perfekcji. - Ile jeszcze, chędożonych w rzyć, zapuszczonych wież odwiedzę, zanim trafię w końcu na prawdziwą księżniczkę? Ja chcę swoje pół królestwa...


Dyspozytor

Dyspozytor uniwersum pojawił się w pracy punktualnie. Wszedł do pomieszczenia, w którym spopielone ściany wydawały woń gryzącego dymu.
- Dziwne - powiedział szeptem. - Dałbym sobie łeb uciąć, że jeszcze przedwczoraj był tu wdzięczny landszaft, a po drugiej stronie parę portretów.
- Jak sobie życzysz - usłyszał głos znikąd. Rozejrzał się, ale w ciemnym pokoju nie dostrzegł nikogo. Kiwnął tylko głową i potraktował zdarzenie jako nieistotny majak będący pokłosiem nadużywania alkoholu.
Zapalił świece, usiadł za biurkiem i otworzył Księgę.
- Co my tu mamy? - rzekł nieco głośniej. - Ach tak, dzisiaj przydzielam zadania rycerzom. Powinno pójść łatwo, nie to, co przedwczoraj - wzdrygnął się na myśl, ile miał problemów z dystrybucją mężobójczyń.
- Proszę wpuścić kandydatów! - krzyknął w kierunku stojącego za drzwiami odźwiernego. Po chwili do pomieszczenia wtoczyła się rycerska hołota. Spojrzał na nią obojętnie i szybko przystąpił do pracy:
- Pierwszy kandydat do mnie!
Przed biurkiem zameldował się barczysty typ ze wzrokiem lekko skierowanym do góry.
- Z tobą nie będzie problemów - Dyspozytor powiedział z ulgą. - Idealny Roland. Meldujesz się we wczesnym Średniowieczu, prowadzisz cnotliwe życie i umierasz dla ojczyzny. Jeśli chcesz, również dla religii i ukochanej. Jak dobrze się sprawisz, awans cię nie ominie. Następny!
Świeżo upieczony Roland odszedł z nieskrywaną dumą, a przed biurkiem stanął przestraszony młodzieniec, blady jak trup.
- A ty czego tu szukasz? - zdziwił się Dyspozytor.
- Kazali mi przyjść, ale chory jestem. Oto zwolnienie lekarskie.
- Dobra, idź stąd... Stop! Poczekaj!... Znajdzie się coś dla ciebie.
Młodzieniec zesztywniał.
- Wypiszę ci skierowanie w Tatry. Formują się tam młode góry, zostaniesz śpiącym rycerzem. Możesz sobie odpoczywać do woli, ale kiedy już się obudzisz, nie zapomnij uczynić czegoś pożytecznego. Następny!
Ku zdziwieniu Dyspozytora przed biurkiem stanęło trzech mężczyzn.
- Proszę po kolei!
- Myśmy razem. Pewnie w kancelarii się pomylili. Mamy takie same kwity.
- Kancelaria uniwersum nigdy się nie myli. Sprawdźmy... kim jesteście?
- Cieślami, pracujemy razem.
- Zgadza się. Dobrze, nie będę was rozdzielał, zostaniecie rycerzami okrągłego stołu. Może jeszcze kogoś się do was dokooptuje? Ciekawe, dużo cieśli potrzeba do tego uniwersum. Następny!
Przed obliczem Dyspozytora stanął jegomość z obłędem w oczach.
- Po co dają taki wybrakowany towar? Nie mogli cię potraktować jako kandydata na armatnie mięso?
- Czy potwierdzasz, że najpiękniejszą i najcnotliwszą damą na świecie jest Dulcynea z Tobolo? - mężczyzna odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Niech ci będzie. Otrzymujesz etat błędnego rycerza.


Dyspozytor wreszcie uwinął się z przydzieleniem rycerskich ról do ziemskiego uniwersum. Już miał zgasić świece i opuścić miejsce pracy, gdy dostrzegł ledwie widoczną postać skuloną w kącie.
- Ktoś ty?
- Chcę zostać rycerzem.
- Jesteś kobietą? Wykluczone. Masz chociaż jakiś kwit?
Staruszka podeszła do biurka i rzuciła kawałek papieru.
- Co tu jest napisane? - Dyspozytor spojrzał niechętnie. - "Długowieczność". To kwit nie na dzisiaj!
- Ja chcę dzisiaj!
- Joanna d’Arc już otrzymała zadanie. Zrozum, nie możesz się równać w sile z młodymi mężczyznami. Zresztą zobacz sama, nie udźwigniesz choćby kolczugi!
- Mnie wystarczy jaka bądź stara szmata.
- Nie nauczysz się władać mieczem, nie podniesiesz go nawet.
- Wystarczy kosa.
- Nie żartuj sobie, starucho! Nie zgadzam się! Po moim trupie!
- Jak sobie życzysz.


Ostateczny sprawdzian

Łukasz miał już dwadzieścia pięć lat z ogonem, a nadal był jedynie uczniem w Zgromadzeniu Rycerzy Jadeitu. Szedł właśnie na ćwiczenia do Mistrza Jodły, gdy na skrzyżowaniu zatrzymało go czerwone światło. Rozejrzał się wkoło: Nikogo w pobliżu nie było, tylko od czasu do czasu przejechał jakiś samochód. Jeszcze dwa lata temu w takiej sytuacji przebiegłby szybko przez jezdnię, teraz jednak panował nad sobą. Zdawał sobie sprawę, że uleganie pokusom łatwo prowadzi do zniewolenia przez Ciemną Energię Wszechświata.

Już po kilku minutach znalazł się w domu Mistrza, który zaprosił go do gabinetu.

- Robisz coraz większe postępy. - Usłyszał nieoczekiwaną pochwałę. - Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że tego dożyję. W końcu jesteś od siedmiu lat moim uczniem, a do niedawna nie wykazywałeś się jakimiś zauważalnymi osiągnięciami. Twój ostatni czyn był jednak naprawdę imponujący.

Łukasz także z satysfakcją wspominał, jak kilka miesięcy temu wziął z pośredniaka pożyczkę na rozkręcenie własnego interesu. Później z niespodziewaną łatwością zjednoczył umysł z Jasną Energią Wszechświata, dzięki czemu znalazł lukę na rynku, otworzył na miejskim targowisku stoisko ze swetrami zrobionymi z tego nowego materiału i zarobił naprawdę bardzo dużo pieniędzy.

- Najwyższy czas - kontynuował Jodła - abyś przeszedł ostateczną próbę i został pasowany na rycerza.

Ostateczna próba odbyła się następnego dnia w podmiejskim supermarkecie. Kiedy Łukasz wziął koszyk i zagłębił się w labirynt regałów, poczuł znajome otumanienie, które zawsze towarzyszyło mu podczas robienia zakupów. Zatrzymał się właśnie przy stoisku z prasą i zaczął przeglądać ulubiony magazyn fantastyczny, gdy kątem oka zauważył poruszający się w powietrzu cień. Odwrócił się w tamtą stronę, lecz nie zobaczył niczego poza skrzynkami pełnymi pieczywa. Wymówił w myślach formułę zjednoczenia z Energią i wtedy poczuł obecność Demona Sprzedaży. I to nie jednego z jego awatarów, rozrzuconych po wielu sklepach na świecie, lecz samego demona w oryginalnej postaci. To dopiero wyzwanie!

"Połącz się z Jasną Energią! Ona zniszczy złudzenia i wskaże ci prawdę." - Przypomniał sobie nauki Mistrza.

Odłożył czasopismo na miejsce, spokojnie podszedł do stoiska warzywniczego, chwycił za ogonek dorodną zieloną paprykę i wycelował nią w miejsce, w którym wyczuwał obecność zjawy.

"Zaufaj Energii, Łukaszu!"

Rozległ się trzask i cały sklep pogrążył się w mroku. Przez moment rozjaśnił go blask wychodzący z papryki, a potem ciemność zapadła po raz wtóry. Łukasz szybko odrzucił to, co zostało z obronnego warzywa i prowadzony przez Energię wmieszał się w tłum zdezorientowanych klientów. Miał nadzieję, że nie został namierzony przez ochronę, bo mógłby mieć spore kłopoty. Gdy po kilkunastu sekundach światło wróciło, nigdzie nie wyczuwał najmniejszego nawet śladu demona. Wrócił do działu z czasopismami, sięgnął ponownie po magazyn i zauważył, że jego dotychczasowa cena - 9,99 NPL - zamieniła się w pełne dziesięć złotych! Podobnie zaokrągliły się ceny pozostałych towarów, zakończone dotychczas dziewiątką. Łukasz poczuł przepełniającą go ulgę. Wreszcie mu się udało! Pokonał demona złudzeń i zasłużył na to, aby zostać Rycerzem Jadeitu. Zrozumiał wtedy także, dlaczego od dłuższego czasu miał dojmujące wrażenie, że nie wydają mu reszty.


Straszliwa przygoda rycerza Rockira

Rockir był młody, wysoki i atletycznie zbudowany. Płowy wąs spływał znad wydatnych ust, a błękitne oczy patrzyły odważnie przed siebie. Jeździł na ogromnym karoszu, robiąc wrażenie na wszystkich napotkanych niewiastach dumną postawą i wypolerowaną zbroją lśniącą w słońcu. Spędzał czas na ucztach i biesiadach z kolegami - rycerzami, żłopiąc piwo i wyśpiewując basem pieśni do wtóru uderzeń kufli o stół. W międzyczasie zabijał smoki, ratował niewinne dziewice i wyzwalał uciskanych wieśniaków.
Pewnego razu, wracając z jednej ze swych misji przez miasto Dungos, w jednym z zaułków spotkał kobietę. Stała przy bramie domostwa wykonanego z czarnego, błyszczącego kamienia, ubrana w równie czarny i błyszczący strój - o ile te kilka rzemyków na krzyż, wzbogaconych srebrnymi klamrami i ćwiekami można nazwać strojem. Miała bardzo bladą skórę, bardzo ciemne oczy i bardzo szczupłą sylwetkę. Była jego wzrostu, a może nawet odrobinę wyższa. Krótko ostrzyżoną głowę trzymała wysoko i wpatrywała się w Rockira bez śladu nabożnego lęku, tak typowego dla innych niewiast. A nawet... z pewną dozą pogardy.
Rycerz był tak poruszony, że wstrzymał konia, uchylił hełmu i przywitał się.
-Jestem Rockir, rycerz króla Alandra!
Wykrzywiła wąskie wargi w drapieżnym uśmiechu.
- Jestem Dinah, kapłanka wielkiej Bogini Meliaeth i strażniczka jej świątyni.
- Czym mogę ci służyć, pani?
Wysoka kobieta roześmiała się perliście.
- Czym możesz mi służyć? Wszystkim co masz i wszystkim co potrafisz, psie.
Rockir miał jedną wadę - odrobinę bał się kobiet. Silnych, stanowczych kobiet. W bardzo skąpych strojach. Ale nie tylko się ich bał, fascynowały go i pociągały. Zsiadł więc z konia, opadł na kolana i rzekł:
-Pani, oddaję się w twe ręce. Będę ci służył jako niewolnik, jeśli taka twoja wola. Uczyń, co zechcesz.
Tak więc kobieta w czerni uczyniła, co zechciała, używając przy tym pejcza, kajdan, łańcuchów, szpicruty, obroży, skórzanych masek, zestawu małych igieł oraz obcasów swych czarnych, błyszczących butów. A kiedy skończyła i wypuściła Rockira ze swego czarnego domu, śpiewał na ucztach falsetem. Od tego czasu nazywano go Wyjcem.
Ale to już zupełnie inna historia.


O dumaniu

Wiosną rycerz staje nad
urwiskiem i duma
go rozpiera. Zły to człek.


Strach

Kości bielały w słońcu pośród zardzewiałych fragmentów zbroi. Tłum mieszkańców pobliskiego miasteczka zgromadził się u podnóża wzgórza, w miejscu z dobrym widokiem na smoczą jamę. Wszyscy wpatrywali się z napięciem w otwór ziejący czernią w szarawej skale. Smok terroryzował okolicę od kilku miesięcy, paląc, strasząc i pożerając. Widziano go wczoraj, jak wtaczał się do jaskini, objedzony po kolejnej wyprawie.
Przed chwilą kolejny dzielny wędrowny rycerz wszedł tam, dzierżąc miecz w dłoni, żegnany kwiatami przez dzieci i płaczące panny. Bo urodny był nadzwyczaj, a do tego chłop jak dąb, szkoda takiego... I strachu po nim nie było widać ani odrobiny.
Nagle w ciszy rozległ się trzask, potem rozwścieczony ryk, niewątpliwie smoczy! Tłum zafalował z niepokojem, ludzie patrzyli po sobie, niepewni, czy brać nogi za pas, czy jeszcze można się pogapić, czy to już koniec? Chwilę później rozległ się drugi wrzask, tym razem nie brzmiał jak głos potwora, choć był równie przerażający. Niektórzy nie wytrzymali i czmychnęli w stronę lasu.
Z jaskini wypadł rycerz, przebiegł pędem obok obserwatorów. Twarz miał bladą, włos rozwiany, zgubił hełm. Chmara pospólstwa ruszyła za nim, krzycząc w panice. Kiedy dobiegli do miejskich murów, ktoś zdziwił się, widząc krew na dłoniach rycerza.
- Jesteście ranni, panie?
Zwrócił ku pytającemu twarz, nadal ściągniętą w grymasie najwyższego przerażenia.
- To krew smoka. Strasznie bestia krwawiła, kiedy odcinałem jej głowę.
- Smok nie żyje? Zatem dlaczego uciekaliście?
- Co tam smok, w jaskini była... mysz!



... i to by było na tyle w kwestii szortów rycerskich :)

Tadam! Tadam! Pyk...
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 21:10   

Matrim napisał/a
Oto przed wami (tak, udało się, wiem) Parszywa Dwunastka
w ankiecie masz 11 :!: Brakuje Strachu.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 21:11   

shenra, już poprawione. Zgubiło się jedno.
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 21:51   

Ballada i Dyspozytor. Pierwsze bo skojarzyło mi się z bajkami Puszkina- niedawno czytałam młodemu :) a drugie za pointę. Powaliło mnie po prostu. Reszta też niezła.
Wyróżnienie dla Kolejna wyprawa, także za pointę. :)
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 21:56   

Matrim, a głosować można do...?
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 21:58   

Lynx, dziękuję uprzejmie za przetarcie szlaków :)

baranek, no stoi jak byk pod ankietą :) 9 dni na głosowanie, do przyszłej niedzieli.
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 21:59   

Nie ma za co :) Cała przyjemność po mojej stronie :)
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:03   

Matrim, pod moją ankietą nie stoi. ;P: pewnie stanie jak wyślę głos.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
merula 
Pani z Jeziora


Posty: 23494
Skąd: przystanek Alaska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:06   

może wpisz to Matrim w pierwszym poście, bo tak to może termin umknąć.
_________________
Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego.
 
 
dalambert 
Agent Chaosu


Posty: 23516
Skąd: Grochów
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:15   

baranek napisał/a
atrim, pod moją ankietą nie stoi. ;P: pewnie stanie jak wyślę głos.

A no zdaje się, ze ten system tak ma, że jeżeli nie głosowałeś to musisz kliknąć na:
zobacz wyniki
i wtedy widać pod głosowaniami informacje o pozostałym czasie :!:
_________________
Boże chroń Królową - Dalambert
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:24   

Już wszystko jest dobrze i cacy, czarno na szarym :)

Uuu, i drugi głosujący się uaktywnił :)
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:28   

no i po problemie. głos poszedł na 'dyspozytora'.
i tym razem tylko ogólnie kilka słów. różnie jest. ale generalnie nie najgorzej. szacunek dla autorów 'ballady' i 'o dumaniu'. moim zdaniem trzeba odwagi, żeby wystawiać królika na wystawie psów. że się posłużę niezbyt może wyszukanym porównaniem. bo królik wiecie, niby fajny, puchaty i tak śmiesznie rusza noskiem, ale jednak to królik. ale już widać, że ryzyko się opłaciło. punkt na 'balladę' poszedł. i żeby było jasne - oba wier-ty [szor-sze?] mi się podobają, ale jednak skupiłem się na pieskach.
i to by było na tyle.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:34   

Przeczytałam i bezpośrednio po lekturze jednym słowem zapisywałam wrażenia.
Trzy teksty zasłużyły na wyróżnienie:
Ballada - zabawna
Kolejna wyprawa - brawo!
Dyspozytor - dobre.
Mam trochę zastrzeżeń do gramatyki niektórych tekstów, ale nie będę się znęcać.
 
 
merula 
Pani z Jeziora


Posty: 23494
Skąd: przystanek Alaska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:35   

mnie też się Ballada spodobała, ale jeszcze nie zdecydowałam o podziale punktów.
_________________
Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego.
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:39   

baranek, a już myślałem, że to pierwszy NN :) Dzięki za głosy.

Agi, również :)

Czyżby na tak wstępnym etapie wykształciło nam się podium? ;)

merula, czekamy! :)
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:50   

Dopisałam do tytułu wątku datę i godzinę zakończenia głosowania, żeby nie trzeba było zaglądać do wyników, albo do pierwszego posta.
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 9 Kwietnia 2010, 22:56   

Dzięki, Agi, zaaferowany byłem :)
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
Zgaga 
Nerwus


Posty: 5716
Skąd: Grochów
Wysłany: 10 Kwietnia 2010, 09:37   

Tadam! Tadam!
Kazali, to zagłosowałam: Ballada (zdrowa doza ironii) i Dyspozytor.
Zastanawiałam się przez moment nad Przybywa odsiecz, ale kafar mnie dobił.
_________________
Posiadanie książki jest formą lektury
- J. Pilch
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 10 Kwietnia 2010, 13:20   

Zgaga, dzięki za głosy.

Miałem zamiar komentować każde głosowanie, ale sobie to na jakiś czas odpuszczę...
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 11 Kwietnia 2010, 22:26   

Na prośbę Gospodarza edycji przedłużyłam czas na głosowanie do 25 kwietnia 2010.
Na razie niespecjalnie mamy do tego nastrój.
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 11 Kwietnia 2010, 22:56   

Agi napisał/a
Na prośbę Gospodarza


... oraz propozycji jewgienija i Marvtej, bo to oni do mnie napisali...
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 11 Kwietnia 2010, 23:05   

W ankiecie dalej jest, że kończy się za 6 dni.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 11 Kwietnia 2010, 23:11   

Już poprawiłam, przeoczyłam to, jestem zmęczona.
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 11 Kwietnia 2010, 23:17   

Agi, (tuli tuli). Połóż się spać, będzie najlepiej :wink:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 13 Kwietnia 2010, 21:29   

O, głosy dochodzą, ciekawe tylko czy NNy boją się odzywać ze względu na żałobę?
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 14 Kwietnia 2010, 11:44   

Przeczytane. Muszą się chwilę uleżeć. Zagłosuję później. Ale ogólnie lepsza wydała mi się edycja "lustrzana".
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 14 Kwietnia 2010, 18:51   

Bajka o prawym rycerzu, okrutnym smoku i zniewolonej królewnie - Całkiem przyjemne. Plus za ponadczasowy niestety morał.
Skazany na fretkę - Zbyt absurdalne jak na mój gust, ale przyznam, że short ciekawie wpisał się w temat.
Skazka z morałem o rycerzu ze skazą - Nie lubię "ruskich" klimatów.
Cornflakes - Da się przeczytać, ale nie rusza.
Przybywa odsiecz - Niezłe. Na kolana nie powala, ale czytało się dobrze.
Ballada - Pomysłowe, ale wolę tradycyjną formułę "małego opowiadania".
Kolejna wyprawa - Podoba mi się pomysł, ale tak nie wypada wobec damy, no...
Dyspozytor - Może być, aczkolwiek szału nie robi.
Ostateczny sprawdzian - Dobre. Z reguły nie przepadam za tak wyraźnymi nawiązaniami, ale tym razem jakoś mi to nie przeszkadzało.
Straszliwa przygoda rycerza Rockira - Mimo ciekawych motywów pod koniec tekstu, takie sobie.
O dumaniu - Litości. Nie znoszę takiej ekstremy.
Strach - Puenta rozczarowuje.

Nad punktami się jeszcze zastanowię.
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 14 Kwietnia 2010, 20:25   

Bajka o prawym rycerzu, okrutnym smoku i zniewolonej królewnie - Ciekawe, zabawne. PUNKT
Skazany na fretkę - Nie pojąłem puenty. Cóż to za kara? Dlaczego akurat fretka?
Skazka z morałem o rycerzu ze skazą - Takie sobie.
Cornflakes - Trochę na siłę.
Przybywa odsiecz - Nie powala, ale i nie odrzuca. Mniej więcej w połowie skali.
Ballada - Świetne. Wprawdzie nie taką mam wizję szortów, ale wykonanie pozwala zapomnieć o przekonaniach. PUNKT.
Kolejna wyprawa - Nie zachwyciło. Pozostawiło obojętnym.
Dyspozytor - Ładne. Zabawne. Brawo. PUNKT.
Ostateczny sprawdzian - To nie to. Poza tym nieszczególnie przepadam za gwiezdną serią Lucasa - ni to scifi, ni to fantasy, właściwie nie bardzo wiadomo, co to takie.
Straszliwa przygoda rycerza Rockira - Przygoda niewątpliwie straszliwa i szczerze współczuję rycerzowi, ale to też nie to.
O dumaniu - Nie.
Strach - Szort bazujący na puencie, nie porywającej, niestety.

Punkty:
Bajka o prawym rycerzu, okrutnym smoku i zniewolonej królewnie
Ballada
Dyspozytor
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
merula 
Pani z Jeziora


Posty: 23494
Skąd: przystanek Alaska
Wysłany: 14 Kwietnia 2010, 20:44   

Ballada i Bajka.... to moje typy.
_________________
Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego.
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 14 Kwietnia 2010, 21:31   

merula, terebka, Chal-Chenet, dzięki za głosy.

Widzę, że szorty to niezły sposób na odreagowanie obecnej sytuacji. Czytajcie i głosujcie!

Kto zamknie pierwszą dziesiątkę :?:
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group