Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Cielesne odbicie szortów - głosowanie do 21.03

Lustereczko, powiedz przecie, kto najpiękniejszy jest w ankiecie?
Być pięknym
3%
 3%  [ 4 ]
Największy strach
3%
 3%  [ 4 ]
Zieleń jej oczu
5%
 5%  [ 6 ]
Zakupy
12%
 12%  [ 13 ]
Danael
15%
 15%  [ 16 ]
Gdzie twe ciało porzucone
1%
 1%  [ 2 ]
Błąd odczytu
0%
 0%  [ 1 ]
Przypadek Ulricha
11%
 11%  [ 12 ]
Gwiezdne zwierciadło
3%
 3%  [ 4 ]
Lubię, kiedy kobieta
16%
 16%  [ 17 ]
Odwieczny wróg
3%
 3%  [ 4 ]
Gabinet śmiechu
2%
 2%  [ 3 ]
Niezwykły dzień Jana Nowaka
17%
 17%  [ 19 ]
Przeznaczenie
0%
 0%  [ 1 ]
Głosowań: 34
Wszystkich Głosów: 106

Autor Wiadomość
jewgienij 
Parszywiec

Posty: 6286
Skąd: Kraków
Wysłany: 14 Marca 2010, 20:23   Cielesne odbicie szortów - głosowanie do 21.03

Oto 14 nowych szortów. Przypominam, że eksperymentalnie w tej edycji głosowanie trwać będzie tylko tydzień, a nie dwa, jak to było dotychczas. A więc nie przegapcie.

Być pięknym

Młody lekarz przyglądał się pacjentce wytypowanej do eksperymentu. Choć próbował zachować profesjonalizm, nie potrafił zwalczyć odruchu obrzydzenia; widok był iście makabryczny. Kobieta, która po raz kolejny w tym tygodniu spróbowała się zabić, była teraz utrzymywana w stanie oszołomienia farmaceutykami i tylko biernie leżała na łóżku. Lekarz dziękował za to w duchu, nie wiedział, czy byłby w stanie wytrzymać widok poruszającego się okaleczonego ciała.
Choroba, choć rzadka, cechowała się wysoką śmiertelnością. Naukowcy nie potrafili wytłumaczyć, czemu, mimo że wirus występował powszechnie, objawy wywoływał tylko u niektórych osób. Nie znaleziono żadnego wpływu genów, środowiska czy nawyków na zachorowalność. Aktualnie wirusolodzy i epidemiolodzy rozpaczliwie szukali jakiegokolwiek punktu zaczepienia, cechy wspólnej łączącej chorych. A zapadalność rosła…
Wirus atakował skórę. W ciągu kilku dni cała jej powierzchnia zanikała, co kończyło się śmiercią chorego. Ci, który mieli szczęście – albo pecha – przeżywali, ale byli do końca życia ciężko okaleczeni. Skóra w ich przypadku nie zanikała, a zmieniała strukturę w coś przypominającego elastyczny pancerz. Całkowicie przeźroczysty.
Chorzy musieli być pod stałą opieką medyczną, bo zmodyfikowana powłoka nie spełniała większości swych pierwotnych funkcji. Jednak nie było wielu chętnych do tej roli – pacjenci sprawiali zbyt makabryczne wrażenie, nawet na uodpornionym na potworności personelu medycznym. Trudno było wytrzymać psychicznie widok poruszających się, mówiących ciał, wyglądających, jakby ktoś przed chwilą obdarł je ze skóry.

- Więc może pan to zmienić?
- Musi sobie pani zdawać sprawę, że to niebezpieczna i nieprzetestowana technologia…
- Tak czy nie?!
- To nie przywróci pani poprzedniego wyglądu. Tylko sprawi, że będzie pani wyglądała… trochę lepiej.
Kobieta bez słowa wyrwała z ręki lekarza teczkę. Niecierpliwie przerzuciła kartki.
- Gdzie mam podpisać? Tu i tu?
- Musi być pan świadoma ryzyka, może nawet śmiertelnego…
Popatrzyła na niego z pogardą.
- Proszę pana, myśli pan, że gdyby mnie nie pilnowano, to jeszcze bym żyła? Nie chcę tak wegetować! Niestety, za cenna jestem, by mi pozwolono po prostu zdechnąć. A tu mam gwarancję, że całkiem legalnie dokończę to, czego wirusowi się nie udało. Więc niech się pan zamknie i cieszy, że ma swojego wymarzonego króliczka doświadczalnego.

Zabieg opierał się na prostym pomyśle i w założeniu stanowił pierwszy etap badań nad leczeniem uszkodzeń powirusowych. Polegał na wprowadzeniu w powłokę zastępującą skórę odpowiednio zmodyfikowanych fragmentów białek. Miały one podobną właściwość, co priony – wbudowywały się w już istniejącą strukturę, modyfikując jej własności.
Mówiąc po ludzku, zabieg miał pokolorować pacjentkę.

Coś się nie udało. Albo udało za bardzo.
Kobieta okręciła się, podziwiając refleksy na perfekcyjnie wymodelowanym, gładkim, jakby ulanym z metalu ciele.
Nigdy nie była ładna. A po chorobie zmieniła się z potwora. Ale teraz… Teraz jej skóra przypominała doskonałością kryształowe zwierciadło, a sylwetka, gdy cały tłuszcz unicestwił wirus razem ze skórą, uzyskała wymarzony rozmiar zero.
Wiele kobiet przechodziło znacznie gorsze rzeczy, niż choroba, by być piękne, a nie osiągały nawet części takiego efektu.
Lustrzana kobieta uśmiechnęła się z satysfakcją do swojego odbicia.

Nielegalna metoda poprawiania urody przez sztuczne zakażenie wirusem w ciągu kilku lat stała się epidemią, zbierając krwawe żniwo wśród kobiet.
Ale czego się nie robi, by być pięknym…


Największy strach


Biegła, co chwilę oglądając się za siebie. Strach dodawał jej sił. Przerażenie ściskało obręczą serce. Jeszcze jeden wysiłek, jeszcze jeden krok i ujdzie pogoni na dzisiaj.
Obudziła się. Wstała, przeciągnęła się, poczłapała do łazienki. Przekrwionym z niewyspania oczami spojrzała w lustro.
- No tak, nowy dzień - wymamrotała do swojego odbicia.
Poranna toaleta nie trwała długo. Jeszcze przeczesać długie włosy, ubrać się i można iść.
Zajęcia na uniwerku, jakiś obiad i znowu wieczór. A może by tak odwlec moment zaśnięcia? Wybrać się na jakąś nocną imprezę?
Najbardziej przerażało ją to, że pamiętała każdy sen. Codziennie ten sam. Ucieczka, strach, obrzydliwe stworzenie, które już, już ma ją dopaść. Z każdą nocą jest coraz bliżej. Zastanawiała się, kiedy ją dogoni.
W końcu położyła się. Zasnęła. Zaczęła śnić, jej ciało znowu rozpoczęło szaloną ucieczkę. Nadszedł świt. Jak każdego dnia wstała, poszła do łazienki. Spojrzała w lustro. Przerażający krzyk wydarł się z jej gardła. Odbicie powiedziało jej prawdę - dopadła ją starość. Pierwsza zmarszczka i pierwszy siwy włos.


Zieleń jej oczu

Zobaczył ją w pubie na drugim końcu miasta. Widok jej długich, kasztanowych włosów, zaróżowionej twarzy oraz szczupłej sylwetki sprawił, że mężczyzna w jednej chwili podjął decyzję. Z bliska jej oczy okazały się zielone niczym morze alg.
Zgodziła się od razu, na co niebagatelny wpływ miało pewnie tych kilka drinków, które wcześniej wypiła. Już godzinę później stali przed drzwiami jego mieszkania, a on nerwowo przetrząsał kieszenie w poszukiwaniu klucza.
Nie zwlekając, zaprowadził dziewczynę do buduaru. Spodziewał się dokładnie takiej reakcji, mimo to uśmiechnął się, zadowolony, kiedy dziewczyna westchnęła w zachwycie.
– Rozbierz się – powiedział, a ona odwróciła uwagę od aksamitnych zasłon na ścianach, od kandelabrów, ustawionych we wszystkich kątach, oraz przesłoniętego złocisto-szkarłatnymi narzutami podwyższenia w centralnym miejscu pomieszczenia. Jej wargi wykrzywił uśmiech.
Podczas, gdy dziewczyna powoli pozbywała się odzienia, mężczyzna obszedł buduar i pozapalał wszystkie świece. Na koniec zostawił najważniejsze, pozbył się grubych zasłon. Dziewczyna zaklaskała w dłonie.
– Lustra – zawołała. – Ściany z luster. Bajeczne.
Przejął ubranie i poprowadził ją w kierunku podwyższenia.
– Poczekaj tu na mnie. Za chwilę przyjdę.
Zamknąwszy drzwi, odrzucił fatałaszki i ruszył ku innemu pomieszczeniu, o którym jego nowa znajoma z pewnością nie miała pojęcia. Rozsiadł się wygodnie w obrotowym fotelu i zapatrzył w ścianę – dziewczyna o czymś jeszcze nie wiedziała, mianowicie, iż jedna ze ścian była weneckim lustrem.
Dobrze wybrał. Skóra dziewczyny po drugiej stronie tafli była idealna, gładka jak szkło, bez najmniejszej skazy. Długie włosy opadały oszałamiającą kaskadą na plecy, a kiedy lekko zafalowały, niemalże poczuł ich zapach. Ile dziewczyna mogła mieć lat? Dziewiętnaście? Była wcieloną doskonałością.
Siedziała na podwyższeniu, rozglądając się ciekawie, jak wiele innych przed nią. Im również podobała się sceneria rodem z gotyckiego zamku. Spodziewała się pewnie, że za chwilę rozlegnie się dźwięk organów. Kiedy się zaczęło główne przedstawienie, ona nawet tego nie zauważyła. Jak wszystkie wcześniejsze. Jej skóra zmieniła odcień, stała się ciemniejsza, by niemal natychmiast zacząć się marszczyć. Patyna czasu pokryła siedzącą na aksamitach istotę, stopniowo przechodząc kolejne fazy. Jednocześnie zmatowiały lustra – mężczyzna wstał, niemalże przywierając twarzą do szkła, by móc lepiej widzieć.
Zmarszczki zmieniły młodą dziewczynę w zgrzybiałą staruszkę. Skóra odpadała płatami, niczym łupież, odsłaniając ścięgna, sieć arterii, błony, pod którymi pulsowały narządy wewnętrzne. Wkrótce zostały już tylko kości.
Nie czekając na całkowity rozkład, zresztą niewiele już widząc przez mlecznobiałe szkło, pan domu wybiegł z klitki i dopadł drzwi buduaru. Gorączka rozpaliła mu skronie, czoło pokrył pot. Szarpnął za klamkę.
Buduar był pusty, nawet on sam nie mógł się już odbijać w lustrach. Po dziewczynie nie pozostało więcej jak kilka garstek pyłu na spowijającym podwyższenie aksamicie. Mężczyzna począł gorączkowo odrzucać narzuty. Jeszcze jedna, a pod nią już tylko drewno, pokryte starożytnymi rytami. Wieko! Odrzucił je i westchnął, przepełniony radością. W tym samym momencie lustra odzyskały przejrzystość.
Leżała, otoczona atłasową bielą, kasztanowowłosa, zarumieniona. Piękna. Jej pierś uniosła się w głębokim oddechu, powieki powędrowały do góry. Oczy były zielone niczym morze alg.
– Jutro znajdziemy kogoś dla ciebie – wyszeptała.


Zakupy

Wpadłam do ulubionego sklepu na godzinę przed zamknięciem – bardziej dla rozrywki niż z potrzeby. Było pusto, nie licząc kasjera i jakiegoś niepozornego człowieka w czerni, który wszedł zaraz za mną i wydawał się bardzo zainteresowany szarymi, męskimi kamizelkami. Kwitując odwieczne ‘W czym mogę pomóc?’ uśmiechem zagłębiłam się między półki i wieszaki. Oglądałam, przebierałam, porównywałam, wybierając w końcu biały koronkowy gorset, krótką ‘małą czarną’ ze sporym dekoltem i grzeczną sukienkę w duże żółte kwiaty. Skierowałam się w stronę przestronnych przymierzalni, z przyzwyczajenia wybierając tę najbardziej na uboczu, zasłoniętą przez stojak z płaszczami.
Z przyjemnością spojrzałam w duże lustro, odgarnęłam włosy z twarzy. Zdjęłam żakiet i powiesiłam go na haczyku. Nagle coś się poruszyło w szklanej tafli, odwróciłam się – za mną stał mężczyzna w czerni i spoglądał na mnie uważnie. Cofnęłam się pod ścianę, krzyżując dłonie na piersiach w obronnym geście.
- Co pan tu robi? Proszę stąd natychmiast wyjść! – Syknęłam, bardziej oburzona niż przestraszona.
- Milcz, pomiocie szatana! – Odwarknął, a ja poczułam się co najmniej dziwnie. Nie przywykłam, by obcy faceci pakowali mi się do przymierzalni i wyzywali od pomiotów. Diabelskich zwłaszcza.
- Jeśli pan w tej chwili nie wyjdzie, zacznę krzyczeć!
Wykrzywił tylko wargi w złowieszczym grymasie. Spojrzałam niżej i zauważyłam, że trzyma w dłoni nóż. Wielki, srebrzysty, z bogato rzeźbioną rękojeścią w formie krzyża i jakimiś symbolami na klindze. Wyglądał na bardzo stary. I bardzo ostry.
Dopiero teraz naprawdę się przestraszyłam. Powoli miękły mi kolana. Nieznajomy wciąż obserwował mnie bacznie. Spod odchylonego kołnierza marynarki wyzierała koloratka.
- Jesteś sukkubem! – oznajmił. Nawet nie zapytał, oznajmił. – Cuchniesz mrokiem na kilometr!
Byłam uwięziona w kabinie z religijnym fanatykiem, szaleńcem, do tego uzbrojonym. Zaczęłam uspokajająco szeptać, mruczeć wręcz, oszczędnie gestykulując dłońmi; przecież sukkubów nie ma, przecież jestem normalną kobietą, proszę księdza, nich ksiądz mnie nie krzywdzi, przecież zabójstwo to grzech, musiał się ksiądz pomylić, proszę. Proszę. Proszę?
-Zamilknij...! – zrobił pół kroku w moją stronę, unosząc nóż. Ale wtedy misternie tkane zaklęcie zaczęło działać. Stał nieruchomo, z ostrzem w dłoni i tylko oczy poruszały się gwałtownie. Widać zrozumiał. Fala czerwieni napłynęła mu na twarz. Spokojnie, nie spiesząc się, dokończyłam magiczne formuły, sycąc się jego gniewem i strachem, z przyjemnością patrzyłam mu w oczy.. Dopóki je miał. Kiedy stał się kulą różowej mazi, zawahałam się –właściwie nie chciałam im niszczyć podłogi... Krótkim gestem rzuciłam resztki mojego niedoszłego oprawcy w stronę lustra. Szkło zafalowało, wchłonęło kulę i wygładziło się, pozostała tylko mała czarna plamka w dolnym rogu.
- Żona Szatana, nie pomiot, ignorancie – szepnęłam na pożegnanie.
Nie przymierzałam ubrań, od początku wiedziałam, że będę w nich wyglądać świetnie, właściwie chciałam tylko zaspokoić próżność. Wyszłam z przymierzalni.
Samotny sprzedawca przy kasie był bardzo młody, sprawiał wrażenie studenta. Wysoki, postawny, o twarzy zdradzającej pewną nieśmiałość. Kiedy położyłam zakupy na ladzie, obrzucił mnie spojrzeniem i zaczerwienił się. Wtedy podjęłam decyzję.
Jeszcze zanim wziął do ręki kartę kredytową, zanim moje zdjęcie i litery imienia i nazwiska zawładnęły całkowicie jego umysłem, spojrzałam na niego spod rzęs i mruknęłam w najbardziej zmysłowy sposób – a naprawdę jestem w tym dobra:
-Wezmę wszystko.


Danael

Gdy niebo pociemniało, poczułem niewyobrażalny ból. Nagle cały świat rozrósł się do astronomicznych rozmiarów. Błyskawica rozjaśniła na moment ciemności, a chmury zaczęły płakać rzewnymi łzami. Podmokła ziemia sprawiała, że zapadałem się w błoto. Spojrzałem w górę i wzrok zatrzymał się na sylwetce mego pana, która wyłaniała się z mgły. Musiał rzucić na mnie zaklęcie - nie widziałem innego rozwiązania - gdyż był kolosalnych rozmiarów, a przecież przewyższałem go o głowę. Lęk, który ogarnął moją duszę, odbierał oddech. Nie czułem ciężaru skrzydeł na plecach.
- Zawiodłeś mnie Danaelu – surowy głos mego pana, mego boga kłuł tysiącem igieł.
- Jeślim to uczynił, to nieświadomie – krwawe łzy mieszały się z brudem ziemi, drażniły me oczy, jednak nie czułem strużek cieknących po policzkach.
- Twoja zdrada okryła hańbą cały ród niebiański – kamienne oblicze przeszył grymas smutku.
- Błagam o miłosierdzie, mój panie – padłem na kolana, chyba.
Rozejrzałem się w panice. Nie byłem pewien, czy kontroluję własne ciało, zupełnie jakby moja świadomość została oddzielona od powłoki cielesnej. Jednak widziałem mego pana jaśniejącego całą swą potęgą. Monstrualnych rozmiarów dłoń sięgnęła w moim kierunku. Uniosłem się na wysokość boskiej twarzy. Niczym ziarnko piasku mieściłem się w jego ręce.
- Jedyny nakaz, którego nie wolno ci było łamać – poczułem drżenie mocy. – Spojrzałem w głąb ciebie i ujrzałem prawdę. „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”.
Ależ oczywiście! Teraz zrozumiałem. Jeden, jedyny raz spojrzałem na urodziwą boginkę Venarę i w mym sercu zakiełkowało uwielbienie. Zapragnąłem oddać jej swoje skrzydła.

Dłoń poruszyła się odwracając mnie od oblicza mego pana. Poczułem nagle dziwną pustkę ściskającą pierś.
- Odbieram ci nieśmiertelną duszę Danaelu. Patrz!
Przede mną rozgrywała się przerażająca scena. Upadły anioł klęczał w kałuży błota zmieszanego z krwią. Jego skrzydła poszarpane i makabrycznie powyginane, opadały bezwładnie. Czułem, jakby cierpienie tego nieszczęśnika było mym własnym. Gdy podniósł głowę w niemym krzyku dostrzegłem ziejące pustką oczodoły. Jego twarz…moja twarz…
- Oczy są zwierciadłem duszy – rzekł pan trzymając między palcami moje gałki oczne. – W twoich już nikt się nie przejrzy.


Gdzie twe ciało porzucone

Przebudziłem się i ledwo kojarzącym wzrokiem omiotłem pomieszczenie. Czułem się jeszcze mocno niewyspany, ale byłem na tyle przytomny, by stwierdzić, że nie znajduję się u siebie w pokoju. Biel ścian i ogólna, rzucająca się w oczy sterylność wydawały się całkowicie obce.
- O w mordę, co ja wczoraj robiłem? - zastanawiałem się.
Pytanie okazało się celne, nie miałem bowiem zielonego pojęcia, co wyczyniałem zeszłej nocy; czy nawet wieczora. Niedobrze, nie zdarzało mi się to dotąd. Pomyślałem, że rozprostowanie kości i kubek zimnej wody pomogą mi oczyścić umysł, toteż postanowiłem zwlec się z łóżka.
Ledwo postawiłem stopy na zimnej posadzce, a odczułem gwałtowne zawroty głowy. Mimo to podniosłem się, lecz nie byłem w stanie utrzymać równowagi. Zatoczyłem się, zrobiłem parę nieskoordynowanych ruchów w kierunku ściany po prawej. Chciałem przytrzymać się ramy łóżka, jednakże wyciągnięta ręka złapała tylko powietrze i wylądowałem na kolanach. Pojawił się przy tym pewien ból, ale nie taki, jakiego się spodziewałem. A może tylko wydawało mi się, iż odbieram bodźce? Wiedziałem, że dzieje się ze mną coś zdecydowanie niedobrego. Światło mnie oślepiało, nie mogłem w pełni otworzyć oczu; ręce drżały... w ogóle ruchy miałem jakieś niezborne, a na dodatek zacząłem odczuwać nasilające się nudności.
Starałem się skupić, z trudem zogniskowałem wzrok na najbliższej ścianie. Ta akurat nie była biała, tylko przeszklona. Zobaczyłem przez nią sąsiadujące pomieszczenie, w którym jakiś nieznany mi człowiek klęczał na podłodze i również patrzył w mym kierunku. Niezgrabnie uniosłem rękę i ku swemu przerażeniu odkryłem, iż ta osoba zrobiła dokładnie to samo. Wtedy dopiero zrozumiałem, że wpatruję się we własne odbicie.
- Zaraz, zaraz, ale jak to możliwe? Ja przecież nie mam tak krótkich, kręconych włosów! Ani tak szerokich ramion! No i nie jestem, kurde mola, czarny! - kolejne pytania i wątpliwości kłębiły mi się w głowie.
Czym prędzej przyjrzałem się własnym dłoniom. Rzeczywiście, w ogólnym roztargnieniu nie dojrzałem tego wcześniej, ale były wyraźnie ciemnobrązowe. Nawet nie tyle chodziło o to, że zmieniła się ich karnacja, one po prostu nie należały do mnie!
- Przecież wiem, jak wyglądają moje palce. Na pewno nie są tak długie i sękate!
Widziałem drobne blizny w miejscach, gdzie ich nie powinno być, więcej włosów, obce pieprzyki, nie te linie papilarne.
- Ja chyba wariuję, to jakiś obłęd; do tego zawroty, zaburzenia równowagi... no i jeszcze ten tępy ból na tyłach łba.
Sięgnąłem ręką za siebie. Zgroza mnie ogarnęła, gdy wyczułem plątaninę przewodów wychodzącą z okolic karku. Spojrzałem za siebie i wnet dostrzegłem skomplikowaną aparaturę, do której sięgała cała ta gmatwanina żyłek i kabli. Tego już było dla mnie za wiele, zacząłem popadać w panikę. Nie tylko ja byłem bowiem podłączony do owego urządzenia. Niedaleko stało następne łóżko i, nawet koślawo klęcząc, zauważyłem, iż drugi zestaw przeplatających się, różnokolorowych drutów niknie w tyłach czaszki leżącej tam osoby. Widziałem tylko jej profil, ale jakżeż mogłem jej nie poznać? Toż to byłem ja! Znakomicie znana mi twarz, ucho, sylwetka. Czułem, że czara się powoli przepełnia i zaczyna zalewać mnie czyste, niepohamowane szaleństwo.
- Co tu się, cholera, wyprawia?!


Błąd odczytu

- Początek transferu.
Mężczyźni w fartuchach niedbale narzuconych na mundury wstrzymali oddech i wyciągnęli szyje w kierunku stołu operacyjnego. Dziesiątki bezprzewodowych czujników pokrywało klatkę piersiową i głowę pacjenta. Poniżej potylicy tkwił przewód, łączący mózg z komputerem.
- Transfer ukończony.
Pacjent otworzył oczy, a z jego krtani wydobył się przeciągły jęk.

***

- To znaczy, że przeszczepili ci mózg tego Ruska? - zapytał Martinez.
Porucznik Kowalsky potarł dłonią czoło. Palce zostawiły zapewne na skórze blady ślad, czerwieniejący po chwili, ale w półmroku kantyny nie można było tego dostrzec.
- Pamiętasz, kiedyś mocno siedziałem w komputerach. Trochę programowałem, trochę się włamywałem. W czasie wojny z Rosją zajmowałem się przechwytywaniem danych - nie powinienem tego mówić, ale minęło już pięć lat od podpisania traktatu. A zresztą – i tak jestem pod specjalną ochroną.
- Umysł ludzki to niezwykły system – ciągnął Kowalsky. - Skąd się w ogóle wziął podział na ciało i ducha, na mózg i umysł? Czy umysł to boża iskra? A może program, który steruje skrzynią profesora Corcorana? Czytałeś Lema?
- Mówisz o tym glinianym żydowskim robocie?
- Nieee, a zresztą Golem to też jakiś trop w tę stronę. Ożywiona maszyna, duch w glinianej skorupie. A czy człowiek nie jest duchem zamknietym w maszynie z ciała? Można by rzec: nasz mózg to hardware, nasz umysł to sofware, a nasza świadomość – to obraz na monitorze.
- A co to ma wspólnego z twoją operacją?
- W czasie inwazji na Kamczatkę wzięliśmy do niewoli rosyjskiego pułkownika. To była wysoka figura, z dostępem do sztabu i ważnych planów. Zanim zajęli się nim chłopcy od przesłuchań – zażył truciznę. Udało się go jednak utrzymać w farmakologicznej śpiączce, a wtedy nawiązaliśmy współpracę z Japończykami. Nasi żółci sojusznicy opracowali taką technologię: kopiowali fragment pamięci człowieka i sprzedawali te dane. Taki film prosto do mózgu, bez żadnych gogli, z pełnią doznań; głównie zapisy od rajdowców, kaskaderów i tych... no... aktorów z branży porno.
- Co za patent! - Martinez pokręcił głową. - Muszę poszukać.
- Słuchaj dalej. Nasi ludzie włamali się do mózgu tego kacapa i skopiowali co się dało. Ale nie było żadnego programu, który mógłby odkodować pamięć. Burza impulsów, mnóstwo dziur, tylko ludzki mózg mógłby to opanować. Komu przenieść pamięć Rosjanina? Mnie ten pomysł od razu przypadł do gustu, a zresztą znałem rosyjski.
- I co? Jak było?
- To był koszmar. Dosłownie, było jak w strasznym śnie. Strumień cudzych myśli i zupełnie obcych skojarzeń pojawił się na ułamek sekundy i zaraz zniknął. Nic z tego nie zapamiętałem. Powtarzali to wielokrotnie, ale bez skutku. Pamięć, rozumiesz, to nie biblioteczny katalog. To unikalny zbiór połączeń neuronów, tworzonych przez całe życie, traconych i odbudowywanych. To jakby własny OeS, niekompatybilny z cudzym. Nie da się do niego wcisnąć obcego softu. Może scyborgizowane delfiny potrafią to odczytać, ja nie.
- Nic nie wyszło z ambitnego planu – kontynuował po chwili – tylko ja wylądowałem u neurologow, a potem u psychiatrów. EEG, kozetka, przesłuchania. Zostało mi jeszcze to – pochylił głowę wskazując na pudełeczko przymocowane do potylicy. - Na wypadek ataku... a zresztą czuję, że znowu nadchodzi.
Kowalsky pobladł i zaczął bełkotać niezrozumiałe słowa w europejskim języku. Drżącymi rękoma złapał się za tył głowy i nacisnął ukryty tam przycisk.
- Już dobrze – szepnął i osunął się na stół.


Przypadek Ulricha

Lustro w przedpokoju pokazywało przyszłość. Rzecz jasna Ulrich nie od razu zdał sobie z tego sprawę. Zakupiony na wyprzedaży przedmiot powiesił na ścianie i przez kilka dni co rano zerkał weń wychodząc do pracy, by sprawdzić, czy aby kapelusz dobrze leży, a płaszcz nie jest wygnieciony. Potem z zadowoleniem pomrukiwał pod nosem "tylko pięć marek, taka okazja!" i wychodził.
I pewnie upajałby się tak swą roztropnością przez kolejny miesiąc, gdyby pewnego dnia nie ujrzał w lustrze, iż za jego plecami zabytkowy wazon, nabyty za jeszcze mniejszą kwotę, leży na ziemi, roztrzaskany na dziesiątki kawałków.
- Och! - wykrzyknął, odwracając się na pięcie.
Wielkie było jego zdziwienie, gdy zobaczył, iż naczynie najspokojniej w świecie stoi na półce w jednym kawałku. Szybko zerknął ponownie w lustro, ale i tam wszystko było już jak należy. Podrapał się więc po głowie i opuścił mieszkanie.
Jeszcze bardziej zdziwił się jednak, gdy kilka dni później jeden z kołków trzymających półkę przekrzywił się i wazon faktycznie gruchnął na podłogę, budząc w środku nocy połowę mieszkańców kamienicy.
Od tamtej pory Ulrich patrzył na lustro z podejrzliwością.
Miał zresztą ku temu powody, bo co rusz podsuwało mu ono nowe obrazki. A to ociekający wodą parasol, zwiastujący rychłe załamanie pogody, a to wydobywające się z kuchni kłęby dymu, oznaczające, iż lokator po raz kolejny nie popisał się talentem kulinarnym, aż po litonosza, który pewnego poranka dostarczył zawiadomienie o śmierci nielubianej ciotki, która z jakiegoś powodu postanowiła zapisać Ulrichowi w spadku całe sto tysięcy marek. Rzecz jasna nie mijało kilka dni, a wszystkie te wizje stawały się rzeczywistością.
I choć mężczyzna z początku zastanawiał się, czy nie pozbyć się zwierciadła, w końcu doszedł do wniosku, iż jego niecodzienna właściwość może być wcale przydatna. A poza tym przez większość czasu przedmiot doskonale pełnił swą tradycyjną funkcję.
Dokładnie tydzień później wszystko się zmieniło.
Ulrich podszedł akurat do lustra, gdy ujrzał w nim przerażającą scenę. Jej bohaterem był on sam. Twarz miał śmiertelnie bladą i słaniał się na nogach, rozpaczliwie wpijając dłonie w koszulę na piersi. Potem zatoczył się z grymasem bólu i upadł.
- Zawał? – rozpaczliwie ryknął obserwujący. – W moim wieku?
W przypływie paniki chwycił leżącą nieopodal łyżkę do butów i z całej siły cisnął ją w stronę lustra. Przedmiot nie potłukł jednak szkła. Ba, nawet go nie drasnął.
Przeszedł za to na wylot i wylądował w tamtym przedpokoju, w którym odbicie Ulricha właśnie zwijało się w konwulsjach na linoleum.
Mężczyzna poczuł, jak uginają się pod nim nogi. Ostatkiem sił zmusił się, by podejść do zwierciadła.
Wyciągnął w jego stronę drżącą dłoń.
Ale nie napotkał chłodu szkła.

***

Już od czterech lat Ulrich mieszka w lustrze. Nie potrafi wrócić, gdyż od tamtej strony tafla nie chce go przepuścić. W końcu przestał więc nawet próbować, od czasu do czasu zastuka tylko w szkło – ot, dla uspokojenia sumienia.
Ciało swego odpowiednika ukrył, by nikt stamtąd nie rozgryzł jego małej tajemnicy – to by dopiero była sensacja! Na co dzień natomiast zajmuje się udawaniem siebie. Chodzi do pracy, odwiedza antykwariaty, spaceruje.
Po tamtej stronie nie jest zresztą tak najgorzej. Ci sami ludzie, te same ulice. Tylko szyldy na sklepach napisane wspak. No i z czytania porannej prasy trzeba było zrezygnować. Poza tym jednak da się wytrzymać.
Grunt to przywyknąć do podpisywania się drugą ręką.


Gwiezdne zwierciadło

Transporter miał postać dużego, metalowego pierścienia przymocowanego do ściany. Gruby kabel łączył go z komputerem ustawionym na biurku.

– Słuchaj, powinniśmy się chyba pospieszyć! – Stefan patrzył chwilę przez okno, a potem zaczął nerwowo przechadzać się tam i z powrotem. – Mamy przecież jechać na ważne spotkanie do Gdańska, a nie zaglądać na inne planety.
– Pojedziemy, ale najpierw musimy załatwić coś pilnego. – Janusz wystukał na klawiaturze ciąg znaków i wcisnął enter. – Dobra, ustawiłem ładowanie i teraz poczekamy z piętnaście minut.
– A co powiemy tym z Gdańska? – zapytał Stefan. – Jesteś pewien, że powinniśmy wziąć udział w tej akcji?
– Przecież nic nam nie grozi. Przejścia są bezpieczne. Zajrzymy na Xantię, nazbieramy czerwonego porostu, wrócimy, sprzedamy, a potem żyć, nie umierać!
– Jak zostaniemy namierzeni, to policja już da nam pożyć!
– Nie zostaniemy. Napisałem program maskujący i wypróbowałem go tydzień temu. Odwiedziłem Księżyc, Marsa i tę planetę rządzoną przez Amazonki.
– To jednak niesamowite. – Stefan uspokoił się nieco i usiadł na krześle. – Jeszcze trzy lata temu lustrzane transportery były tajne, a teraz można z nich korzystać jak z Internetu. Ciekawe, w jaki sposób one działają.
– Łączą nas z przestrzenią Calabiego-Yau. Takim ślimakiem ze zwiniętych wymiarów. Nie pożyczyłem ci broszury na ten temat?
– Pożyczyłeś, ale naukowy żargon to dla mnie czarna magia.
– Najważniejsze, że możemy penetrować rozmaite planety i wyszukiwać na nich rzeczy nadające się do sprzedania. – Janusz wpatrywał się w pierścień, który zaczął iskrzyć.
– Fajnie, tyle że znalezienie jakiegoś użytecznego świata musi sprawiać kłopoty.
– Nie bardzo. Wystarczy tylko znać jego adres, co załatwia zwykły pecet i program przeszukujący. Znalazłem już adresy dwudziestu czterech planet i księżyców. Kłopot w tym, że może cię skierować na dno morza albo do środka wulkanu. Trzeba wtedy zacząć żmudne poszukiwania. Jak już jednak znajdziesz ciekawe miejsce, to wystarczy, że umieścisz w nim miniaturkę transportera, a następnym razem od razu cię tam sprowadzi.
– Ale jak zrobić, żeby nie trafić do wnętrza gwiazdy albo czarnej dziury?
– Planety skaliste mają początek adresu złożony z tych samych znaków.
– A gdy planeta jest niebezpieczna, ma zatrutą atmosferę, czy coś takiego, wysyłasz te roboty, które trzymasz w piwnicy?
– Czasami. Zwykle jednak wsadzam cylinder do zbierania gazów na kijku.
– Rozumiem, że nie muszę się martwić o bezpieczny powrót?
– Jeżeli wsadzisz palec do miniaturki, którą tam zostawiłeś, natychmiast cię sprowadzi do punktu wyjścia.

Wtem błysnęło i wewnątrz pierścienia pojawiła się lustrzana powierzchnia, w której dostrzec można było wyraźne odbicie pokoju. Transporter został naładowany.

– Odczekaj pół minuty i właź! – zawołał Janusz i zniknął w lustrze.

Gdy Stefan ruszył za nim, nagle wpadł do ciasnego pomieszczenia, a gdy próbował wstać wyrżnął głową w sufit.

– Gdzie jesteśmy! – zawołał spanikowany.

– W moim samochodzie – odparł Janusz. – Zatrzasnąłem kluczyki w środku i nie mogłem się do niego dostać.


Lubię, kiedy kobieta

Zdaję sobie sprawę, że coś jest nie tak, kiedy staccato Twoich palców na barkach i plecach tego mężczyzny staje się coraz krótsze, coraz bardziej nerwowe, jakby wymuszone, udawane. Kiedy wychodzi, niespokojnie przeczesujesz włosy palcami i zapalasz papierosa. Pojawia się coraz rzadziej, w końcu wracasz kiedyś późno, trzaskając drzwiami, a potem długo płaczesz w poduszkę. Zaczynają się ciche, smutne dni, na zewnątrz szybko robi się ciemno, a Ty nie wstajesz z łóżka, jeśli nie musisz. Chodzisz w powyciąganym dresie i nawet włosów nie rozczesujesz tak często, jak powinnaś. Czasem omijasz mnie szerokim łukiem, czasem siedzisz naprzeciwko i patrzysz całymi minutami. Nieraz ronisz łzy i mówisz, że jesteś brzydka. Rzeczywiście, czerwone oczy i zapuchnięte powieki nie dodają Ci uroku. Nie lubię, kiedy płaczesz.
Poprawa następuje jakoś w połowie zimy, świat jest biały, czysty i lśniący, a zmiana daty sprzyja zmianom w życiu. Kupujesz tony gazet o odchudzaniu i płyt DVD z zestawami ćwiczeń. Godzinami leżysz na podłodze i machasz nogami, żywisz się głównie selerem naciowym i odtłuszczonym jogurtem – za dnia, bo w nocy często zdarza Ci się czyszczenie lodówki z mnóstwa kalorycznych łakoci. Nazajutrz z poczuciem winy wymalowanym na twarzy oglądasz swoje ciało, centymetr po centymetrze, szczypiąc, masując i uciskając. Wklepujesz w siebie tony kremów, żeli, balsamów i emulsji. Kupujesz nawet karnet na siłownię, wracasz tak zmęczona, że zasypiasz natychmiast po powrocie.
A potem wiosna wybucha zielenią, ptasim świergotem i słońcem. Dni stają się coraz dłuższe, a Twoje spódnice, jakby dla kontrastu, coraz krótsze. Robisz porządki w szafie, totalnie zmieniasz fryzurę. Któregoś dnia wracasz z tym charakterystycznym błyskiem w oku, uśmiechasz się do mnie tajemniczo, a potem nucisz do wieczora. I wtedy wiem, że już jest dobrze. To właśnie lubię.
I kiedy w kolejny weekend siedzisz pół popołudnia w kuchni, drugie pół nerwowo przymierzasz sukienki, a słysząc dzwonek do drzwi biegniesz otworzyć, patrząc na mnie w przelocie i sprawdzając czy rzęsy pomalowane nowym tuszem naprawdę są pięć razy grubsze, szczerze odwzajemniam Twój uśmiech i unoszę kciuk w geście powodzenia. Ale tego już nie widzisz.


Odwieczny wróg

Gdy ja będę żył obok, tobie będzie źle. Sprawię, że zapragniesz odejść. Z pokoju, z domu. By zatracić się w imprezach, nocnych wędrówkach w poszukiwaniu akceptacji. Ale ja będę się starał, by to wszystko nic nie dało, chcę w końcu osiągnąć mój główny cel. Doprowadzić do tego, byś zapragnęła odejść także i z tego świata. Obrzydzę to, co trzeba. Nikt mi się nie opiera, a ja mam dużo czasu na pracę.
Myślisz, że stracę zapał? Że nie starczy mi cierpliwości? Nie bądź naiwna, na to liczyć nie możesz. Ja ZAWSZE tutaj będę. Zapytasz, po co? By tobie żyło się gorzej. To mnie cieszy. Bo dzięki temu mogę pomnażać siebie.
Gdy spojrzysz w lustro, zobaczysz mnie. W sobie. Jesteśmy nierozłączalni. Skazani na siebie. Chcesz by było mnie mniej. Tak się nie da, ja chcę czegoś zupełnie odwrotnego. Ja dominuję w naszym związku.
Nauczysz się mnie kochać. Na pewno. Cellulit zawsze wygrywa.


Gabinet śmiechu

- Witam w gabinecie śmiechu! – zawołał mistrz ceremonii. W jego głosie łatwo można było wyczuć cynizm przyprawiony pogardą. Piątka skazańców poruszała się powoli. Wiedzieli, że nawet minimalne spojrzenie na pokryte lustrami ściany skończy się śmiercią.
- Podnieście głowy i otwórzcie oczy. Podarujcie sobie przed śmiercią odrobinę, co ja mówię „odrobinę”, maksimum przyjemności! – cynizm mistrza rósł z każdą chwilą. – Przeżyjecie rozkosz niczym nieskrępowanego śmiechu. Choć właściwie powinienem powiedzieć „nie przeżyjecie”. Ale mniejsza z tym, językowe drobiazgi nie przysłonią wam ekstazy umierania. Czyż może być śmierć bardziej humanitarna niż poprzez śmiech? Wystarczy, że podniesiecie na moment powieki, och, proszę tylko o okamgnienie… i lustro zaczaruje was nieziemskim odbiciem. Zobaczycie siebie takimi, jakimi nigdy się nie widzieliście. Czyż nie warto oddać życia za taki obraz? Gdy go ujrzycie, rozerwie was niemożliwy do opanowania śmiech. Najpierw spowoduje drganie całego ciała, a potem narastające z każdą sekundą bóle brzucha i trudności w oddychaniu. Zaczniecie się dusić ze śmiechu, poczujecie, jak narządy odrywają się od kości, aż w końcu rozerwana zostanie przepona. A potem zawartość waszych wnętrzności wraz z fekaliami zaleje płuca, by po chwili poprowadzić szturm na ostatnią twierdzę marnego żywota – serce.

Cisza, coraz szybsze oddechy i zamknięte wszystkie oczy.

- Nie pamiętacie, jak się tu znaleźliście? Co się z wami stało wcześniej? Po co się nad tym zastanawiać, wystarczy otworzyć oczy i ujrzeć prawdę wraz ze śmiechem i śmiercią. Po cóż się męczyć? Zaciskacie powieki z uporem godnym lepszej sprawy. Chcecie być niewidomi do końca? To się nie uda. Kiedyś na pewno podniesiecie powieki. Odwagi! Chcielibyście wydłubać sobie oczy, żeby nie spojrzeć w lustra? Wystarczyłby tępy nóż. Tak, bolałoby, ale wtedy mój gabinet śmiechu stałby się bezużyteczny i zupełnie niegroźny. Przykro mi, ale nigdzie nie znajdziecie żadnego narzędzia, związanych rąk również nie wyswobodzicie.

Pierwszy nie wytrzymał. Potężny rechot zdawał się roznieść ściany gabinetu, aby po kilku minutach zamienić się w ciszę. Po jakiejś godzinie to samo stało się z drugim i trzecim. Czwarty bronił się długo, w końcu jednak skapitulował.
Pozostał ostatni. Bał się śmierci, nie chciał tak młodo umierać. Gdyby tylko mógł wydłubać przeklęte oczy...
Cały czas ściskał z nienawiścią powieki. Bolało, ale wiedział, że to jest jego jedyna szansa. Musiał zmiażdżyć własne oczy siłą ściśniętych powiek, siłą woli. Po kilku godzinach poczuł, jakby coś pękło, a oczy zalał jakiś płyn. Chyba się udało… Zaryzykował i podniósł powieki. Zamiast luster ujrzał idealną ciemność.

Matka wbiegła do gabinetu lekarza:
- Doktorze, on tego nie przeżyje! Utrata wzroku w tak młodym wieku. To go zabije!
- Bądźmy dobrej myśli. Przyzwyczai się. Dobrze, że zdecydowała się pani na zastosowanie innowacyjnego programu adaptacyjnego. To doskonała terapia. Udało się.
- A gdyby otworzył oczy?
- Miał do tego prawo. Jednak na szczęście wybrał życie.
- To było najlepsze wyjście?
- Najlepsze. Nie mogliśmy uratować wzroku. Paskudny wypadek.
Kobieta spojrzała na wybudzonego ze śpiączki syna i jej uwagę przykuł wyraźnie rysujący się na twarzy uśmiech.


Niezwykły dzień Jana Nowaka

Jan Nowak był urzędnikiem niższego szczebla w miejskim ratuszu. Każdego ranka wstawał, golił się, ubierał, jadł skromne śniadanie i wychodził z domu, spokojnym krokiem zmierzając na przystanek, skąd o 6.54 zabierał go autobus linii 143. Wysiadał tuż pod urzędem, wchodził na trzecie piętro, do pokoju 302, gdzie siadał za biurkiem i rozpoczynał pracę. Punktualnie o 15.30 odkładał pióro, zakładał płaszcz i wracał do domu. Tak mijały kolejne dni urzędniczej kariery pana Nowaka.
Pewnej środy wszystko potoczyło się inaczej.
*
Jan Nowak obudził się zmęczony. Nie od razu wstał z łóżka, przeleżał jeszcze kwadrans. Poszedł do łazienki, namydlił brodę i już miał zacząć golenie, gdy zauważył, że twarz w lustrze robi miny. Nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak nie raz Janowi Nowakowi zdarzało się w przypływie spontaniczności ćwiczyć przed lustrem przemowy do nierozgarniętych petentów, ale dziś… Dziś był pewny, że min nie robił. A odbicie robiło. Szalało wręcz! Jan Nowak z lustra kilkakrotnie zawirował w piruecie, podskoczył na jednej nodze i przewrócił oczami. Na chwilę nawet zniknął za ramą lustra, by powrócić z drugiej strony w szalonym skoku.
Jan Nowak, urzędnik niższego szczebla, wpatrywał się w lustro zdumiony.
– Kim jesteś? – spytał.
Odbicie zamarło, po czym wskazało Jana Nowaka i parsknęło bezgłośnym śmiechem.
Jan Nowak przetarł oczy i… z lustra spoglądała na niego zmęczona twarz. Niewątpliwie jego własna.
– Musiało mi się przywidzieć – powiedział, odetchnął kilka razy i zaczął się golić.
*
Autobus linii 143 przyjechał o czasie. Jan Nowak zajął swoje ulubione miejsce tuż za kabiną kierowcy. Zdążył zapomnieć o porannym przywidzeniu, zrzucił je na karb przemęczenia pracą, lecz zamarł, gdy zerknął w duże, wykrzywione lustro, pozwalające kierowcy na obserwację wnętrza pojazdu.
Jan Nowak w zwierciadle bawił się w najlepsze. Biegał tam i z powrotem między pasażerami, wieszał się na rurkach, stroił miny. Jan Nowak w autobusie obejrzał się strwożony, ale żaden z pasażerów nie wydawał się zauważać tych szaleństw. Wszyscy jechali znudzeni, zapatrzeni w miasto za oknem. Gdy spojrzał ponownie w lustro zobaczył siebie w niedwuznacznej pozie, robiącego niestosowne miny do stojącej obok młodej kobiety. Odbicie posunęło się nawet do tego, że chciało uszczypnąć dziewczynę w pośladek i Jan Nowak ze zdumieniem zobaczył własną dłoń, która wiedziona nieznaną siłą uniosła się i klapnęła dziewczynę w pupę.
Pomińmy milczeniem to, co zdarzyło się potem. Najważniejsze, że Jan Nowak, urzędnik niższego szczebla, nie dojechał do pracy. Wysiadł kilka przystanków wcześniej, trzymając się za bolący policzek. Dalszą drogę chciał przebyć pieszo, dotlenić zmęczoną głowę. Skręcił za róg i niemalże wpadł na olbrzymią tablicę – „Gabinet krzywych luster”.
Poczuł, że jego nogi same kierują się do wnętrza ponurego budynku. Tak jak wcześniej w autobusie, tak i teraz mógł tylko obserwować, jak prowadzą go do wnętrza.
W środku, w jednym dużym pomieszczeniu, stały olbrzymie zwierciadła. Stanął przed pierwszym i jego sylwetka wydłużyła się, jakby urósł dwukrotnie. Przy drugim nabrał tuszy, był pękaty jak beczka. Przy trzecim miał olbrzymią głowę osadzoną na malutkim ciele, a przy kolejnym odwrotnie. Następne wydłużyło mu ręce, kolejne nogi, a następne… było normalne. Ze zwierciadła patrzyły na niego zmęczone oczy Jana Nowaka, urzędnika niższego szczebla. I nic więcej. Wyszedł.
Na zewnątrz świeciło słońce. Jan Nowak zmrużył oczy, po czym uśmiechnął się, zawirował w piruecie, podskoczył na jednej nodze i wybuchnął głośnym śmiechem.


Przeznaczenie

Gdyby Manu mogła już wcześniej zobaczyć przyszłość, to tamtego dnia, gdy do wioski przybyły Siostry Zakonu Trzech Luster, schowałaby się w najciemniejszym zakamarku pobliskiego lasu i modliła do Pani Światła, aby była to wystarczająco dobra kryjówka. A nawet gdyby ojciec natychmiast nakazał Manu wyjść za obleśnego młynarza, los taki byłby nieporównywalnie mniej gorszy niźli to, czego miała doświadczyć… Jednak wtedy nie widziała jeszcze przyszłości i kiedy Wielka Kapłanka Zithori stanęła u progu ich domostwa, przywitała ją uśmiechem, by chwilę później osiwieć.

Jeśli tylko czas nie byłby złudzeniem, to dokładnie za rok ta sama smukła kobieta o twarzy anioła, a sercu wężu prowadziła Manu w głąb dziwnej wieży. Choć zdawało się, że stąpając po kolejnych szczeblach wychodzili w górę, to wystarczyło strząsnąć odrobinę wosku ze świecy, a ten zamiast podążyć w stronę stóp, spadał w przeciwnym kierunku. I tak było ze wszystkim co traciło kontakt z ludzkim ciałem. Przez ostatni rok każdego dnia Manu pokonywała o jeden stopień więcej i pod groźbą straszniejszą niż śmierć natychmiast zawracała. Dziś jednak miało być inaczej. Oprócz towarzystwa Zithori, dotyku białej jedwabnej szaty, która zastąpiła codzienny płócienny worek, miała się zmienić jeszcze jedna rzecz. Manu już nigdy nie zejdzie tymi schodami.

Tak jak w snach, które śniła w ciągu ostatniego miesiąca, obie stanęły na samym dole wieży, przed stalowymi drzwiami, gdzie kończyły się schody, a dalej była ciężka przyprawiająca o mdłości czerń. Tak jak w snach, Zithori machnęła ręką i biała jedwabna szata dziewczyny opadła w tę czerń. Drzwi otworzyły się wciągając Manu i nawet gdyby chciała, nie mogła się temu sprzeciwić, bo to co było wewnątrz, za drzwiami, jeśli w ogóle było jakieś wewnątrz, miało bestialską siłę, której nie można było się oprzeć. A nawet jeśli Manu w przebłysku zdała sobie sprawę, że to tylko iluzja i że w każdej chwili może zawrócić, ba… wrócić do chwili w której stoi u progu swego domu, od razu iluzja ta przeobrażała się w prawdę i dudniła mocno w sercu, i drętwiała nogi, kurcząc przy tym ręce.

Drzwi zatrzasnęły się, a w trzech lustrach ustawionych przed Manu, rozwidlała się jej przyszłość. Siwowłosa piękna kobieta ociekająca krwią patrzyła z każdego z nich, a u jej stup leżały oddzielone od reszty ciała głowy, w tym głowa Zithori. Każde z luster pokazywało ten sam przerażający widok. Z pomiędzy nich wyglądał zaś chłopiec i uśmiechał się pożądliwie.

Siwowłosa Manu stała na progu domostwa, jeszcze przez chwilę uwięziona w swym umyśle, związanym wolą kapłanki. Otworzywszy oczy, wróciła tu i teraz. Wtedy też na twarz kapłanki wpełzł strach. Jeszcze nigdy lustra nie pokazały jednakowego obrazu, zawsze były trzy możliwe drogi, którymi potoczyć mogła się przyszłość. Jeszcze nigdy w komnacie luster nie zjawiło się bóstwo ich zakonu. Kapłanka sięgnęła po sztylet. Musiała zabić dziewczynę, zanim ona zabije ją… Mocno zacisnęła dłoń na powietrzu i spojrzała w dół ze zdziwieniem, które zmieszało się z bólem, gdy zimny sztylet gładko przebił jej brzuch. Manu też była zdziwiona, ale wiedziała, że musi to zrobić. Takie było jej przeznaczenie…

Na moment jeszcze, zanim Zathori wyzionęła ducha, obie przeniosły się do komnaty luster. Jej mury, jeśli były w ogóle jakieś mury, odbijały dudnieniem rechot chłopca, który ucichł, gdy pękły lustra. Manu nie wiedziała, że chłopiec nie posiadał mocy przepowiadania przyszłości. Miał jedynie moc sugestii. Jeszcze nie wiedziała.
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 14 Marca 2010, 21:42   

Przeczytałam. Jak wrażenia dojrzeją, zagłosuję :)
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 14 Marca 2010, 21:45   

Lynx, łał. To się speeed nazywa :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 14 Marca 2010, 21:49   

Pierwsze czytanie za mną, trzeba będzie powtórzyc koło środy - nie mam na razie żadnego faworyta, ale antypunktów :twisted: tez bym nie miała komu przyznać...
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 14 Marca 2010, 22:36   

Przyjemna, równa edycja, bez jakichś większych wpadek. No, może poza jedną, niedużą:

Cytat
u jej stup leżały


Wrażenia trochę później.
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 14 Marca 2010, 23:26   

Przeczytane. Muszę przemyśleć.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 15 Marca 2010, 10:08   

Jeszcze nigdy na 6 dni przed końcem głosowania nie było tak mało głosów. Tak ekstremalnie mało głosów :wink:
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 15 Marca 2010, 10:13   

Głosujcie, toż to ostatnia prosta! ;)
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Marca 2010, 10:18   

Być pięknym
Z początku rzucały mi się w oczy powtórzenia słów "chory" i "wirus", ale tego chyba nie dało się uniknąć i nie stanowi wg mnie większego problemu.
Ci, który mieli szczęście - literówka
Musi być pan świadoma - znowu literówka
A po chorobie zmieniła się z potwora. - literówka #3, chyba powinno być "w potwora"
gdy cały tłuszcz unicestwił wirus - źle to brzmi, jakby tłuszcz unicestwił wirusa, a to wirus unicestwił tłuszcz! Dlatego wydaje mi się, że lepiej by brzmiało "gdy cały tłuszcz został unicestwiony przez wirusa"
Trochę też dużo powtórzeń wyrazu "skóra".

Fantastyka jest, ciało jest, mniej lustra, ale ogólnie wymogi jak dla mnie spełnione. Chociaż trochę długi tekst, czyżby nie przekroczył 3500 znaków? Wyżej wymienione błędy nie przeszkadzały mi specjalnie. Prędzej nie podeszła mi narracja z przymrużeniem oka, zdania pokroju "Coś się nie udało. Albo udało za bardzo". Rozumiem, że kobiety zaczęły się sztucznie zarażać wirusem, by być ładnymi, ale na początku mowa, że "wirus występował powszechnie, objawy wywoływał tylko u niektórych osób" - no to jak?
Innymi słowy przyzwoity szort, ale tylko tyle.

Największy strach
Przekrwionym z niewyspania oczami - literówka
Drugi szort i tym samym drugi traktujący o pięknie lub urodzie. Nie dziwota, w końcu mamy motyw luster. Tutaj jednak zabrakło mi fantastyki. Poza tym fabuła nie oszałamia, raczej powoduje drobny uśmiech na sam koniec. Trudno mi coś więcej powiedzieć, po prostu za krótkie i zbyt mało treści; ale jest całkiem okay.
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 15 Marca 2010, 10:20   

Fakt, teraz jest tylko tydzień. Dzięki za przypomnienie, bo miałem zamiar zaczekać do drugiego. :D
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
jewgienij 
Parszywiec

Posty: 6286
Skąd: Kraków
Wysłany: 15 Marca 2010, 10:53   

No, khamenei to solidna jednak firma, nie zawiodłem się :) . Już zaczął szczegółowe recenzje.

Pamiętajcie: tylko tydzień jest na głosowanie i recenzowanie, więc za długo się nie namyślajcie. Nie zostawiajcie na koniec, bo w weekend pójdziecie gdzieś w tany i może się okazać, że czasu ani zdrowia nie starczy 8)

Edycja, moim zdaniem, mocna - zasługuje na punkty i komentarze.
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 15 Marca 2010, 11:00   

Ciekawe czy się chociaż 10 głosów uzbiera...
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
jewgienij 
Parszywiec

Posty: 6286
Skąd: Kraków
Wysłany: 15 Marca 2010, 11:04   

Już samych autorów, a ci na ogół głosują, jest czternastu, więc nie czarnowieszcz :twisted:
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 15 Marca 2010, 12:06   

Właśnie, Martva. Nie kasandruj ;P:
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Marca 2010, 12:34   

Zieleń jej oczu
Zobaczył w pubie na drugim końcu miasta. Widok jej długich, kasztanowych włosów, zaróżowionej twarzy oraz szczupłej sylwetki sprawił, że mężczyzna w jednej chwili podjął decyzję. Z bliska jej oczy okazały się zielone niczym morze alg.
stali przed drzwiami jego mieszkania, a on nerwowo przetrząsał
Jak widać, trochę nadmiar zaimków.

Podczas, gdy dziewczyna - tak mnie trochę w oczy kole ten przecinek
– Lustra – zawołała. - aż się prosi o wykrzyknik

Nie wiem do końca, co myśleć o tym opowiadanku, ponieważ jeśli traktuje ono o wysysaniu młodości (tudzież cech fizycznych), to prezentuje się przyzwoicie, acz bez rewelacji, gdyż też sam pomysł nienowy. Jeśli chodzi natomiast o coś więcej, to najprawdopodobniej nie zrozumiałem. Nie przekonało mnie też jakoś ostatnie zdanie, ponieważ główny bohater nie wydawał się potrzebować żadnego liftingu. Gdy o tym teraz myślę, skłaniam się ku tezie, że jednak czegoś nie skumałem. Czy chodzi tu po prostu o cykliczną zmianę wyglądu?

Zakupy
nich ksiądz mnie nie krzywdzi - literówka
Chciałem zauważyć, że czwarty raz z rzędu mamy tu motyw próżności, piękna, urody. Lustra jednaj mają tę swoją moc. "Zakupy" jednak nie do końca mi podeszły; głównie ze względu na lekką atmosferę. Z reguły gustuję w poważnych tekstach, a jeśli ma być bardziej na luzie, to wolę, aby śmieszył. Tu się niestety nie śmiałem. Jednakże napisane całkiem sprawnie, po prostu nie dla mnie. Aha, i nie wiem, może jakieś fatum nad moim ogarnianiem ciąży dzisiaj, w każdym razie ostatnie zdanie znowu wydało mi się tajemnicze i nie do końca zrozumiałe. Może za rzadko bywam w sklepach i nie wiem, co się mówi do kasjerów...?
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 15 Marca 2010, 14:38   

mad, Stormbringer, się wam udzieliło ;P:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 15 Marca 2010, 14:46   

Monday Afternoon Fever ;)
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 15 Marca 2010, 14:53   

To tak :wink:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 15 Marca 2010, 17:41   

terebka napisał/a
Nie kasandruj ;P:


No wiesz, jak się utrzyma dotychczasowa frekwencja... :twisted:
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
hardgirl123 
Kaznodzieja

Posty: 2441
Skąd: Kraków
Wysłany: 15 Marca 2010, 19:15   

Lubię kiedy kobieta
Największy strach
_________________
Władza jest po to, by świat nie rozpadł się na tysiące kawałków.
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 15 Marca 2010, 20:28   

Ha!hardgirl123, brylujesz ostatnio :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Miria
[Usunięty]

Wysłany: 15 Marca 2010, 20:36   

Lubię, kiedy kobieta
Pomijając tytuł, który mam za, hm, nieuprawniony, doceniam bezpretensjonalność utworu, który jest zgrabny i zręcznie napisany.

Niezwykły dzień Jana Nowaka

Jedyny tekst, który zafrapował mnie treścią. Tajemniczy. Do formy też nie można się przyczepić, czyta się gładko, bez potykania się o językowe niedoróbki.

I te właśnie utwory otrzymują moje głosy.
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 15 Marca 2010, 21:09   

Ko-men-ta-rzy! Ko-men-ta-rzy!

(Wiem, zawsze miałem duże wymagania... :mrgreen: )
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 15 Marca 2010, 21:11   

Chal-Chenet, a Tobie co tak ciśnienie na pęcherz skoczyło? :shock:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 15 Marca 2010, 21:14   

Lubię walczyć z wiatrakami. ;)
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 15 Marca 2010, 21:17   

Chal-Chenet napisał/a
Ko-men-ta-rzy!


No Chal, czekamy, kiedy wrzucisz?
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 15 Marca 2010, 21:20   

Wydrukowane już mam, tylko zostawiłem w pracy, jutro powinno się udać. ;)
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 15 Marca 2010, 21:27   

Być pięknym
Trochę nielogiczne miejscami. Bo skoro była tak cenna, że nie mogła zwyczajnie zdechnąć, to dlaczego nie upilnowano jej i pozwolono na kilka prób samobójczych. I czemu w takim razie, ci dla których stanowiła „wartość” sami nie zmierzali do poprawy jej stanu? Ale to takie moje czepiactwo :wink: Ogólnie nie wziął mnie ten szort.

Największy strach
Je je jej :mrgreen: Końcóweczka bardzo sympatyczna, ale tylko końcóweczka :wink:

Zieleń jej oczu
Cytat
Zobaczył ją w pubie na drugim końcu miasta.
– wiemy o co chodzi, ale zdanko tak śmiesznie napisane, że pierwsze co mi przyszło na myśl to „Nosz Sokole Oko” :mrgreen: Sympatyczny szorcik, choć też je je jeje się tu zakradły.

Zakupy
Cytat
Samotny sprzedawca przy kasie był bardzo młody, sprawiał wrażenie studenta.
– nie mogłam się oprzeć :mrgreen: , znaczysja dziany był? :mrgreen: :mrgreen:
Kwestia z ignorantem wywołała u mnie wesołość. Nice.


Danael
Z deczka makabrycznie. Mimo wszystko trochę żal mi tego Danaela, a mógł się chłopak za laską nie oglądać :mrgreen:

Gdzie twe ciało porzucone

Cytat
Przebudziłem się i ledwo kojarzącym wzrokiem omiotłem pomieszczenie
– znów wzrok posiada niesamowite właściwości tym razem ledwo kojarzy, czyżby fakty? :mrgreen: Zaprawdę „fantastyczna” ta edycja. To tak, w ramach czepialstwa. ;P:
Nie przekonuje mnie ten szort. Jakiś taki niezgrabny.

Przypadek Ulricha
Kojarzy mi się to z „Lustrami”, za bardzo.

Gwiezdne zwierciadło
Trochę, jak SG, ale końcóweczka miodzie :mrgreen: Toż to filigranowi chłopcy musieli być, jak w jednym bagażniku się pomieścili ;P:


Lubię, kiedy kobieta
Klimatyczny szorcik, widziany z drugiej strony. Pomyśleć, że gdyby serio lusterka, aż tak przejmowały się naszym losem i samopoczuciem… :mrgreen:

Odwieczny wróg
Przerażające…nie potwierdzam i nie zaprzeczę :mrgreen: A reszta jest milczeniem. :wink:

Gabinet śmiechu

Ciekawa koncepcja, ale ilość „śmiechu” przeszła średnią krajową. Mimo wszystko zgrabny tekścik.

Niezwykły dzień Jana Nowaka
Jakby Joker taki lekko zmanierowany w stanach „trzeźwości psychicznej”. Czy ktoś kiedyś twierdził, że „czubki” nie mają wesoło. Z jednej strony owo lusterko mogło podmienić biednego Nowaka, ale ja przyjmę interpretację, że był z niego swoisty wariant Dr Jekylla i Mr Hyde'a. :wink:

Przeznaczenie
Cytat
a sercu wężu
– literówka
Cytat
wychodzili w górę
– nagła zmiana płci?
Cytat
Manu w przebłysku zdała sobie sprawę,
- przebłysku czego?
Cytat
drętwiała nogi
- ?ke?
i parę innych. Nie podoba mi się ten szort. Niegramotny. Pomysł jest, ale zagubił się w labiryncie przecinków i stu myśli w jednej.

Hmm, edycja ogólnie całkiem niezła. Kilka szortów ciut ponad normę, ale co tam. Nad głosami jeszcze pomyślę. Tak, wiem, że brakuje jednego komentarza, ale jeszcze nie wiem, jak się ustosunkować do tego szorta :wink:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Marca 2010, 22:38   

Danael
Zawiodłeś mnie Danaelu - wydaje mi się, że w takich zdaniach powinien być przecinek przed wołaczem; ale łba nie dam hehe.
Miejscami także nastąpił przyrost zaimków, gdzieś tam zabrakło przecinka, ale powiedzmy, że to drobnica. Szort mi się podobał, lubię taki horror na poważnie, z mrokiem, krwią, okaleczeniami i makabrycznie powyginanymi skrzydłami. Do tego niebanalnie dodane lustra. Solidny kandydat do punktu.

Gdzie twe ciało porzucone
Haha, rzeczywiście otwierające zdanie wywiera dziwne wrażenie. Autorze, "nieprzytomnym wzrokiem" brzmiałoby lepiej.
Gdzieś tam pojawiło się drobne powtórzenie "sięgnąć", więcej nic mi nie zgrzytało. Tematyka może nie jakoś specjalnie oryginalna, ale zawsze doceniałem SF, nawet tę krótkiego zasięgu. Może być.
 
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 15 Marca 2010, 22:40   

Być pięknym - takie jakieś nieskładne to wyszło, przeczytałem, ale nie zainteresowało mnie, po prostu.

Największy strach - piękna puenta, tylko doprowadzenie do niej, o dziwo, za krótkie, tutaj przydało by się stopniowanie, po kolei, aż dziwne, ale dla mnie za krótkie.

Zieleń jej oczu - do tekstu nie pasują mi używane niektóre słowa, zaimkoza, nie wiem czy do końca zrozumiałem puentę, ale jeszcze pomyślę nad nią.

Zakupy - sprawnie napisane, zakończenie takie sobie, na pewno plus za język.
Danael - dobrze napisane, pomysł nie dla mnie, puenta na plus.

Gdzie twe ciało porzucone - po pierwsze nie zrozumiałem, po drugie, trochę nieskładnie napisane, ale bardzo duży plus za tytuł, lubię takie.

Błąd odczytu - fajny początek, opis ciała i umysłu, potem niestety coraz gorzej,
no i końcówki nie zrozumiałem, hmm, ciekawe.

Przypadek Ulricha - doczytałem do gwiazdek i pomyślałem: fajne to jest, takie tajemnicze:), ale okazało się, że autor jednak chce nam to wyjaśnić i wprawdzie końcówka wcale nie jest taka zła, ale to już nie to samo.

Gwiezdne zwierciadło - przepraszam, ale mam alergię na opowiadania w których wszystko się tłumaczy przez dialogi, to dla mnie tak sztucznie wychodzi, takie tłumaczenie świata.

Lubię, kiedy kobieta - fajnie napisane, z góry wiadomo o co chodzi, ale i tak się czyta, klimatyczne, dobrze napisane.

Odwieczny wróg - to taki kawał właściwie i mam wrażenie powtórki z rozrywki.

Gabinet śmiechu - fajny pomysł, poprowadzony od początku do końca, tak klasycznie, szortowo, wprawdzie czegoś mi zabrakło, ale dobra rzecz.

Niezwykły dzień Jana Nowaka - dobrze prowadzony szort, wprawdzie tak w 3/4 trochę siada, ale puenta - miodzio, czysta rewelacja. Myślałem, że opowieść słabnie coraz bardziej, a tutaj takie zaskoczenie. Brawo :)

Przeznaczenie - czuję, że to jest dobre, ale niestety przekombinowane, nie na mój stan umysłu.


Podsumowując: dobra edycja, właściwie nie ma poważnych baboli, których nie da się czytać. Dobry poziom.

Teraz podium: miejsce pierwsze bezapelacyjnie dla: Niezwykły dzień Jana Nowaka, oczarował mnie ten szort. Drugie miejsce dla: Lubię, kiedy kobieta za luzik, trzecie dla: Gabinet śmiechu za klasykę i dobre podejście.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group