Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Śledztwo w szortach - głosowanie do 31.01

Które teksty śledziło Ci się najlepiej?
Mig
14%
 14%  [ 9 ]
Hogberg
15%
 15%  [ 10 ]
Black metal
7%
 7%  [ 5 ]
Nowy ład
7%
 7%  [ 5 ]
Pająk
6%
 6%  [ 4 ]
Przysługa
12%
 12%  [ 8 ]
Kroniki zatokowe
20%
 20%  [ 13 ]
Spowiedź
4%
 4%  [ 3 ]
Sposób na zimno
6%
 6%  [ 4 ]
Tajemnicza eksplozja
3%
 3%  [ 2 ]
Głosowań: 31
Wszystkich Głosów: 63

Autor Wiadomość
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 17 Stycznia 2010, 19:28   Śledztwo w szortach - głosowanie do 31.01

Ruszamy z nową edycją konkursu. Oddaję w Wasze ręce dziesięć szortów oraz tyle samo głosów do rozdysponowania.


Mig

Po dopiciu kawy przeniknąłem zawartość pierwszej otrzymanej dziś wiadomości. Oczekiwałem fali odczuć i danych, immanentnie działających na zmysły, a natrafiłem tylko na ciąg symboli. Przywołałem translatora, by przetłumaczył to na przyswajalny przez mój organizm zbiór impulsów. Sprawdziłem nadawcę i wszystko stało się jasne, przesyłkę otrzymałem bowiem od jednego z mniej rozwiniętych protektoratów, których system wymiany informacji wciąż opierał się na zmyśle wzroku. Po chwili mogłem już swobodnie przeniknąć wiadomość, toteż w mgnieniu oka przyswoiłem jej treść. Sprawa przedstawiała się typowo, połowa teraz, połowa po znalezieniu rozwiązania; w cywilizowanej walucie. Mignąłem standardową zgodę i zacząłem zgłębiać szczegóły.

Kobieta, znaleziona martwa we własnym mieszkaniu, brak śladów włamania, wielokrotne uderzenia tępym narzędziem. Mignąłem dane ofiary do międzynarodowego systemu identyfikacji i przeniknąłem odpowiedź, skupiając się na najważniejszych informacjach. Wstałem tymczasem z wygodnej kanapy i udałem się do kuchni, aby ponownie napełnić kubek gorącym, czarnym napojem. Równocześnie posłałem dwa migi; jeden do systemu monitoringu satelitarnego, drugi, aby zgłębić dane sąsiadów tudzież najbliższej rodziny kobiety. Wiedziałem już, że w przeciągu godziny od szacowanego czasu zgonu jej blok mieszkalny opuściło siedem osób. Postanowiłem cztery wstępnie wykreślić, gdyż była to rodzina z dwójką dzieci.

Postawiłem kubek przy ekspresie i wcisnąłem odpowiedni guzik. Mignąłem jeszcze po nagrania z pobliskiego monitoringu ulicznego. Wyodrębniłem interesujące mnie fragmenty, kolejny mig i znałem już tożsamości pozostałej trójki. Kawa zaczęła wypływać z automatu. Okazało się, iż podstarzała pani to sąsiadka z piętra niżej. Dwóch pozostałych mężczyzn nie połączyłem z ofiarą na podstawie posiadanych danych, postanowiłem więc poszerzyć pole poszukiwań. Mignąłem po listę znajomych zamordowanej z jedenastu najważniejszych portali społecznościowych. Kubek już był pełen, chwyciłem go i udałem się z powrotem do salonu. Jedna z osób okazała się figurować wśród najczęściej kontaktowanych na czujMnie, owego dnia wymienili łącznie szesnaście migów. Skupiłem się na powiększonym obrazie twarzy podejrzanego i przywołałem analizator behawioralny. Pośród wyników odczułem napięcie, silne zdenerwowanie i pośpiech.

Spocząłem na kanapie, rozkoszując się aromatem świeżo przyrządzonego napoju. Stwierdziłem, że nie ma co dokonywać głębszych analiz, wszystko miało bowiem sens. Mignąłem podsumowanie do zleceniodawcy. Dołączyłem również wszystkie zebrane dane, wyszczególniając głównego podejrzanego i oceniając prawdopodobieństwo na 88%.

Nie wszystkie władze miały tak łatwy i szybki dostęp do technologii, co przeciętny obywatel w moim protektoracie, dlatego też usługi wolnych strzelców cieszyły się niesłabnącym na razie popytem wśród służb bezpieczeństwa mniej rozwiniętych regionów. To dobrze, w końcu trzeba jakoś żyć. Wziąłem łyk kawy i oczekiwałem kolejnych zleceń.


Hogberg

Tropiłem Hogberga przez szesnaście dni. Wreszcie odnalazłem go w obskurnym hotelu na przedmieściach. I gdy tak skradałem się cuchnącym korytarzem w stronę właściwych drzwi, przypomniałem sobie rozmowę z Dawsonem, moim zleceniodawcą.
- Tylko ty możesz go odszukać - powiedział. - Wierzę, że sobie poradzisz. Ale pamiętaj, sprawa jest delikatna.
- Tak, tak - machnąłem ręką. - Już to mówiłeś.
- Nie bez powodu. Z czterech klonów, które uciekły z Centrali, zlikwidowaliśmy już dwa, ale to Hogberg i Hogberg Dwa są najbardziej niebezpieczni. Dlatego potrzebujemy twojej pomocy.
- To jest jeszcze jeden? Dlaczego dowiaduję się dopiero teraz?
- Spokojnie, drugim możesz zająć się później. O ile będziesz reflektował.
- Pewnie będę. Ale co, jeśli wytropię obu w tym samym miejscu?
- Cóż - Dawson wzruszył ramionami - chyba nie muszę cię uczyć fachu.
- Chyba nie - przyznałem. - Ale na wszelki wypadek zabiorę dodatkowy magazynek - dodałem, siląc się na dowcip.
- Słusznie. I jeszcze jedno, pod żadnym pozorem nie daj się zwieść. Hogberg to sztucznie wyhodowana maszyna do zabijania, nawet jeśli sprawia inne wrażenie. Nie daj mu się oszukać. Może udawać komiwojażera albo księgowego w podróży, może ci mówić, że nie wie, czego chcesz, może błagać o litość, ale i tak masz wpakować mu kulkę w łeb. Jakąkolwiek historyjkę ci sprzeda, na pewno będzie w nią wierzył jak w przenajświętszą prawdę. Klony już tak mają, przyjmują pewną rolę i potem trudno je przekonać, że same ją wymyśliły. Dlatego, do cholery, nie wdawaj się z nim w dyskusję, tylko od razu pociągnij za spust. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno.
- Jeszcze jak - odparłem, stwierdzając w myślach, że ta robota niespecjalnie mi się podoba. Dawson płacił jednak zbyt dobrze, by mu odmówić.
Gdy jednak kilkanaście dni później stanąłem przed właściwymi drzwiami, myśl o gotówce przestała mnie pocieszać. Miałem sprzątnąć człowieka. W przeszłości miewałem podobne zlecenia, ale po każdym z nich dręczyły mnie koszmary. Gdyby ktoś nazwał mnie profesjonalistą, pewnie dałbym mu w pysk.
"No dobra" - pomyślałem. "Lepiej mieć to za sobą". Miałem cichą nadzieję, że trafię tylko na jednego z uciekinierów. Wolałem uniknąć komplikacji.
Upewniłem się, że pistolet tkwi w kieszeni i zapukałem.
Za drzwiami coś zaszurało. Ktoś przystawił oko do judasza. A potem wejście stanęło otworem.
A ja w jednej chwili zrozumiałem, dlaczego Dawson twierdził, iż jestem właściwą osobą do tej roboty. I wcale nie byłem zaskoczony, gdy nagle z dwóch stron korytarza pojawili się policjanci z oddziałów specjalnych. Z uniesioną bronią sunęli w moją stronę.
Ponownie spojrzałem na Hogberga i wyczytałem w jego oczach zrozumienie. Patrzył na mnie bez słowa, a ja kompletnie zapomniałem, po co tam przyszedłem. Wiedziałem jednak z absolutną pewnością, że nie wyjdziemy stąd w jednym kawałku.
Sukinsyn wyglądał dokładnie tak samo, jak ja.


Black metal

Stalowa świątynia na placu Defilad tonęła w słońcu. Została wybudowana, gdy PKiN obrócił się w proch dzięki inicjatywie terrorystów. Do kościoła, o którym mówiono, że posiada specyficznego ducha, ściągnęła śmietanka konsekrowanej inteligencji z całego świata. Nie było tylko papieża, który z Watykanu obserwował obrady.
- Szczęść Boże! – zagaił przewodniczący episkopatu. – Spotkaliśmy się, ponieważ świat naszej wiary stanął pod znakiem zapytania. Tym razem chciałbym przedstawić awizowanego gościa specjalnego.
Gdy na mównicę wkroczył Lucyfer, szmer zgorszenia przebiegł wśród zgromadzonych. Jednak wystarczyło spojrzeć w twarz diabła, by odczytać w niej zagubienie.
- To prawda – zajęczał – Bóg zniknął. Mój przeciwnik, dzięki któremu utrzymuję sens własnego istnienia, rozpłynął się w powietrzu. Nie istnieje.
- Dlaczego mamy ci wierzyć?
- Bądźmy szczerzy, wy również straciliście kontakt.

Kolejne spotkania nie przyniosły rezultatu, ale pewnego dnia na mównicę wkroczył ojciec M. z Sandomierza.
- Sądzę, że rozwiązałem problem zniknięcia Boga – zaczął. Szmer podniecenia zlał się ze wzburzonymi odgłosami. – Zupełnie przypadkowo, dzięki PKP.
- Czy ksiądz zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji?
- Jechałem samotnie na pielgrzymkę do Częstochowy i zamiast autokaru wybrałem pociąg. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce, skład się zatrzymał…
- I co z tego? - przewodniczący pożałował, że wpuścił na spotkanie szeregowego klechę. Cóż, polecił go sam biskup polowy.
- Pociąg zatrzymał się, ponieważ złomiarze ukradli sieć trakcyjną.
- Kpisz sobie!
- Wtedy nastąpiło olśnienie! Proszę o możliwość zadania pytania Lucyferowi.
- Ale…
- W jaki sposób kontaktowałeś się z Bogiem przed jego zniknięciem?
- Omawialiśmy banalne sprawy.
- Co zdarzyło się na końcu?
- Hm, przekazałem Bogu nagrania najbardziej bluźnierczych wykonawców muzyki black metalowej.
- Otóż to! – ojciec M. krzyknął triumfalnie. – Bóg, próbując zrozumieć skierowaną przeciw sobie muzykę, zespolił się z tworzywem i przemienił w wielką bryłę metalu.
- Co ty pleciesz?
- To możliwe! – rzekł Lucyfer. – Bóg lubił żarty. Przyłączam się jednak do pytania: co z tego?
- Boga porwali złomiarze. A potem szybko został przetopiony, tracąc swoją dotychczasową formę bytu.
- Żartujesz?
- Tak wsiąknął w muzykę, że świat przestał dla niego istnieć. Stał się na chwilę bezbronny.
- Gdzie jest teraz?
Ojciec M. rozłożył ręce i rzekł:
- Na co szedł cały złom w ostatnich latach? Bóg jest tutaj, w stalowej konstrukcji świątyni.
Wśród zgromadzonych zawrzało, ale w tej samej chwili metalowy szkielet kościoła rozjarzył się boskim światłem. Wszyscy uklęknęli i uwierzyli.

Na kolejnym spotkaniu oczekiwano decyzji papieża. Sądzono, że kościół zostanie rozebrany, a stalowe elementy stopione ponownie. Wtedy Bóg być może wróciłby.
- Papież postanowił – zaczął delegat – że świątynia trwać będzie w formie niezmienionej.
Znów tumult zagłuszył wystąpienie prelegenta.
- To nie wszystko. Stolica Apostolska zostanie przeniesiona do Warszawy. Już rozmawiamy z polskim rządem.


Nowy ład

Zaczęło się od tego, że miastu przestał doskwierać smog. To był chyba 2015, trudno powiedzieć, cały proces nie zaszedł z dnia na dzień. W każdym razie mniej więcej w tym czasie powietrze przestało być szare i zrobiło się przeźroczyste. Pamiętam, mówiono wówczas, że Los Angeles wreszcie zaczęło zdrowieć. Teraz wiem, że wtedy właśnie zaczęło znikać.

Potem zacząłem tracić klientów. Odpływ był powolny i początkowo niezauważalny. Mniej pobitych żon, mniej zdradzanych mężów, mniej drobnych, podłych szantażyków. Jednak klienci nie odeszli do konkurencyjnych biur detektywistycznych, lecz po prostu zniknęli. Wyglądało na to, że przestali nas potrzebować.

Następnie gdzieś podziali się wszyscy ci duzi, ustawieni gangsterzy. Naturalnie nie rozpłynęli się w powietrzu : niektórzy wyjechali z miasta, inni zajęli się uczciwymi interesami, a jeden nawet przeobraził się w telewizyjnego pastora. Exodus władców miasta nie zmartwił nikogo, z wyjątkiem policji, która nie miała już odtąd od kogo brać łapówek.

Reszta świata przestępczego trzymała się nieco dłużej, ale i ona w końcu wymiękła. Zniknęli wymuszający haracze chłopcy z brzytwami, handlarze narkotyków, alfonsi. Ostatnia dziwka w mieście postanowiła zostać instruktorką jogi.

Tak skończył się świat który znałem, a ja wciąż szukam sensownego wyjaśnienia tego co się tak naprawdę stało.

Może po prostu wypadłem z obiegu ? Wszak zło i przemoc są postępowe, łatwo adaptują się się do nowych czasów, podczas gdy ja po prostu nie nadążam za całą tą elektroniką i wirtualną rzeczywistością.

Ale przecież zmieniły się nie tylko czasy, ale i my sami. Kiedyś wszyscy byliśmy nabuzowani i wściekli . Był to rezultat niezdrowego trybu życia : za dużo cholesterolu, papierosów, kawy, za mało snu. Funkcjonując w ten sposób osiągnęliśmy dwie rzeczy : po pierwsze dorobiliśmy się wrzodów żołądka, po drugie stworzyliśmy wielkość Los Angeles. Musicie bowiem wiedzieć, że miasto jakie znamy nie jest dziełem naszego geniuszu, i rozlicznych talentów ( jedyna rzecz w której ocieraliśmy się kiedykolwiek o mistrzostwo to wciąganie kokainy), lecz faktu, że byliśmy agresywni, drapieżni, i cały czas chcieliśmy więcej.

Jednak z czasem subtelnieliśmy. Zwolniliśmy tempo, a w naszym menu kawę zastąpiła zielona herbata. Zaczęliśmy dbać o zdrowie. Staliśmy się spokojni i opanowani, i zrozumieliśmy, że żądze i pragnienia spalają nas, zaś nadmiar jest problemem, nie stanem do którego należy dążyć. Egzystencja intensywna, lecz krótka przestała nas pociągać.

W rezultacie ze wszystkich mieszkańców tego miasta już chyba tylko ja palę papierosy. Owszem, zdarzają się jeszcze dni, kiedy wierzę, że nie jest to prawda. Zakładam wtedy płaszcz i wychodzę z biura by szukać grzeszników. Tych którzy są gorący albo zimni, nieumiarkowani w jedzeniu i piciu, tych którzy pożądają rzeczy bliźniego swego lub jego żony. Sk***synów takich jak ja.

Powoli jednak godzę się z myślą, że mieszkam w Los Angeles : mieście aniołów.


Pająk

Niektórzy mówili o nim opętany. Inni zaś - szalony. Większość zbywała go wzruszeniem ramion. Jednak on sam nie zważał na ludzi. Miał cel, wiedział, gdzie szukać spokoju. I szukał go, całe życie. Zdobywał małe fragmenty, składał w całość. Składał z mozołem, kawałek po kawałku. Tropił i śledził, przekupywał i zastraszał. Tkwił w centrum szarej sieci niczym gigantyczny pająk czerpiący satysfakcję w tych jakże rzadkich momentach radości, gdy kolejna luka w budowanym przez całe życie obrazie znikała.
Siedział przy stole. Spoglądał na dzieło życia rozłożone na blacie. Tak blisko prawdy, tak blisko objawienia, czuł je już w koniuszkach palców. Delikatne mrowienie, niemal niezauważalne, a doprowadzające do szału. Tak blisko, jest tak blisko! Będzie mógł im wszystkim pokazać! Pokaże, a oni zobaczą i wrócą do niego. Oni zaś patrzyli na niego z fotografii stojących na półce. Kobieta z niemowlakiem, dziś już dorosłym mężczyzną; nie umieli zaakceptować faktu, że nie są na pierwszym miejscu. Para siedząca na kanapie, między nimi chłopczyk w marynarskim ubranku; trzydzieści lat później tak bardzo ich rozczaruje. Czarny kot z białą łatą na piersi, zniknął gdzieś bez słowa kocim zwyczajem.
Wszyscy wrócą. Miał rację i gdy będzie mógł jej dowieść, wówczas wrócą, a ludzkość w końcu przejrzy na oczy.
Dziś zdobędzie ostatni kawałek wielkich puzzli. Mały, nieistotny kawałek, niemal bezwartościowy dla obecnego właściciela, dla niego bezcenny.
Wstał. Założył czarny płaszcz, schował rewolwer do kabury i wyszedł w noc.
***
- Jakie jaja!
- Co jest?
- Wystawiłem na aukcję graty z garażu starego, no i rano dzwoni do mnie jakiś koleś. Zaczął się wypytywać o jakieś idiotyzmy, pół godziny mnie męczył!
- A kupił chociaż coś?
- Kupił! Normalnie nie uwierzysz za co chce dać stówę!
***
Wrócił do mieszkania. Cały drżał. Bał się do ostatniej chwili. Obawiał się, że to żart, że młody człowiek nie zrozumiał jego pytań, albo też że zda sobie sprawę z prawdziwej wartości przedmiotu, który teraz już tkwił bezpiecznie schowany w kieszeni płaszcza.
Siadł przy stole. Założył białe, lateksowe rękawiczki i ostrożnie wyciągnął mały kawałek tektury z koperty. Przyglądał się przez chwilę, po czym szybkim ruchem umieścił go na pustym miejscu. Ostatnim. Układanka była kompletna. Pole tulipanów pod Rotterdamem, dwadzieścia pięć tysięcy części, wydanie z 1947 roku.


Przysługa

Mogłem być świnią. Mogłem mu odmówić. Cholera, powinienem był odmówić. Ale byłem wtedy zbyt pijany, żeby sytuację oceniać racjonalnie. Gdzieś w połowie drugiej butelki poprosił mnie o przysługę.
"Przez wzgląd na dawne czasy, stary" powiedział.
Miał rację. Dawne czasy były niezłe, a ja byłem mu tę przysługę winny.
"Jest taka kobieta..."
Oczywiście. Zawsze jest jakaś kobieta.
Był beznadziejnie zakochany w dziewczynie z wyższych sfer. On - szarak, żyjący dniem dzisiejszym lekkoduch.
"Jest piękna, jak wiosenny poranek. Słodka, jak nektar."
Córka bankiera. Wymienił nazwisko. Gorzała w żyłach zaszumiała głośniej, niż zdrowy rozsądek.
"Wżenisz się w piękną familię" powiedziałem mu wtedy i naprawdę wierzyłem w swoje słowa, choć wypowiedział nazwisko, przed którym drżało całe miasto.
"Myślałem, że uznasz mnie za wariata" odpowiedział.
"Oszalałeś z miłości. To piękne szaleństwo!" zaśmiałem się w głos. Podniosłem szklankę do ust. "Przez wzgląd na dawne czasy." Wypiłem jednym haustem.
"Muszę się z nią spotkać. Bez względu na wszystko. Pomóż."
Skinąłem głową i napełniłem swoją szklankę ponownie. Nie czekałem na niego. Wypiłem szybko, żeby zagłuszyć ostrzegawcze myśli wypływające gdzieś z tyłu głowy.
Zawsze jest jakaś kobieta. I mężczyźni gotowi dla niej zginąć.

Było łatwiej, niż się spodziewałem. W wypadach w miasto towarzyszył jej tylko kierowca. Krępy, szpakowaty, w przepisowym szarym uniformie. Gdy jechał, jechał powoli. Przestrzegał przepisów. Jazda za nimi była jak spacer w parku, bo i charakterystycznego samochodu trudno było nie zauważyć. Wiedziałem gdzie dziewczyna mieszka i pracuje. Po dwóch dniach wiedziałem też gdzie jada, z kim i kiedy się spotyka, gdzie robi zakupy.
O tym, że sam jestem śledzony dowiedziałem się, gdy było już za późno.

Mój przyjaciel siedzi teraz na prostym drewnianym krześle. Głowę ma opuszczoną, jakby drzemał. Czerwona plama na jego koszuli przyciąga mój wzrok, choć z całych sił staram się na nią nie patrzeć.
Lufa pistoletu jeszcze dymi.
- Muszę dbać o honor mojej rodziny - mówi bankier, przed którym drży całe miasto. Obok stoi krępy kierowca w szarym uniformie. Opróżnił już bęben rewolweru i teraz powoli wkłada nowe naboje. Napinam mięśnie, ale więzy trzymają mocno.
Zawsze jest jakaś kobieta. I mężczyźni gotowi dla niej zginąć. Lub zabić.


Kroniki zatokowe

Miałem takie przeczucie, które ma się dwa do trzech razy w życiu. Przeczucie, że coś poważnie śmierdzi. Miasto opanowało podejrzane rozleniwienie. Mijałem przechodniów, którzy sunęli przed siebie niczym zombie, obijając się o mury, latarnie, samych siebie. Ich tępy, beznamiętny wyraz twarzy dawał do myślenia.
W komisariacie szef wesoło pogwizdywał, jakby wygrał szóstkę w totka, co było do niego zupełnie niepodobne. Nocna zmiana skrupulatnie wypełniała raporty, normalnie któryś tam z kolei cud nad Wisłą. Nikt nawet nie zwrócił uwagi, że wtoczyłem się z gracją słonia w składzie porcelany z workiem Świętego Mikołaja na plecach i kubańskim cygarem w zębach. Szef w końcu skinął na mnie ręką zapraszając do gabinetu. Chwała Wielkiej Matce Prochowców, jednak nie wszyscy powariowali. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu, podciągając poły płaszcza, żeby się nie pogniótł za bardzo. Nerwowe kroki inspektora Wysockiego uświadomiły mi, że kroi się większa akcja. Może i mój przełożony miał czasami przysłowiowego "lenia w zadzie", ale za to niepodważalnego nosa do grubszych afer. Potrafił je wytropić niczym świniak niuchający za truflą.
- Jest delikatna sprawa do załatwienia - wydusił półgębkiem, opierając się o kant biurka i nachylając nade mną tak, że aż zawionęło od niego wczorajszą brandy. - Trzeba wywęszyć, gdzie przetrzymują Alosę.
- Że co?
- Alosę - wzniósł oczy ku niebu, jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. - Miała być już wczoraj, tak przynajmniej wynika z naszych informacji. Grzybczak i Worek czatowali całą noc, ale Alosa nie dotarła. Podejrzewamy, że przechwycili ją w czasie transportu.
Porwanie! Ha, wreszcie prawdziwa akcja. Do tej pory myślałem, że czeka mnie perspektywa zanudzenia się w tym zapomnianym przez Boga miasteczku...na śmierć. A tu taka niespodzianka i w dodatku szef wyznacza mnie. Zaraz, zaraz, urodziny mam dopiero za miesiąc.
- Tak jest. Niezwłocznie. Natychmiast. Już lecę - wystrzeliłem, jak z karabinu maszynowego.
- Kret wy macie coś z głową - inspektor popukał się po czole. - Trop prowadzi do Majtasów i Salmonisów. Podobno skrzyknęli się i jakąś rewoltę planują przeprowadzić. Hajduk, ten z rybnego twierdzi, że zdemolowali mu witrynę i grozili, że wrócą. Na twoim miejscu zacząłbym właśnie tam.
Wyfrunąłem z komisariatu na skrzydłach szczęścia, choć zupełnie nie rozumiałem co ma rybny do porwania. Już na Staromiejskiej uderzył mnie smród, jakby coś zdechło za rogiem. Zionęło znad zatoki. O dziwo dotarłem na miejsce jako jeden z ostatnich. Burmistrz klęczał na piasku i miotał klątwami tak zapamiętale, że aż poczerwieniał na nalanej twarzy. Przecisnąłem się przez tłum gapiów. Coś wielkiego leżało na brzegu i cuchnęło niemiłosiernie.
- Jakież dranie mogły zrobić coś takiego? - lamentowała pani Stasia.
Stanąłem przed burmistrzem i zaliczyłem opad szczęki. W całej swojej karierze nie widziałem czegoś takiego. Ze cztery tony filetów śledziowych marynowało się na plaży. No tak Alosa, mogłem się domyśleć, że zabrzmiało to zbyt pięknie.


Spowiedź

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem u spowiedzi. Musiało jednak upłynąć sporo czasu. Może czterdzieści pięć lat? Może pięćdziesiąt? Nie pamiętam również tego, czy odmówiłem zadaną pokutę. Grzeszyłem, jak każdy. Nie biłem żony. Nie wyżywałem się na psie. Swoje dzieci kocham, a jeśli je uderzyłem raz, czy drugi, to nie dlatego, aby im sprawić ból. W gniewie podnosiłem głos, ale kto tego nie robi? Nadużywałem wyrazów powszechnie uznanych za niecenzuralne. Normalka. Każdy by nadużywał, będąc na moim miejscu. Zna mnie ksiądz bardzo dobrze. Wie, czym się zajmuję; zwłaszcza ostatnio. I rozumie, że ciężko jest wytrwać czystym w tym chlewie, jaki mnie otacza, w jakim dzień w dzień się taplam. Nietrzeźwi zabójcy na drogach; nastolatki, mordujące by uczcić urodziny jednego z nich; gwałciciele zwierząt; podpalacze. To wszystko wykańcza i trzeba być naprawdę silnym psychicznie, by sprostać, by się nie załamać.
Słyszał ksiądz o ostatnich wydarzeniach? Założę się, że tak. Głośno o nich nie tylko w naszym prowincjonalnym miasteczku. Ciężko jest ukryć pięć tak okrutnych morderstw przed opinią publiczną. A dziennikarze nie śpią, czyhają tylko, zwarci i gotowi, by podpisać się pod kolejnym newsem. Taki seryjny morderca jest dla nich spełnieniem marzeń. Założę się, że na samą myśl o tym, jak jedną dłoń trzyma ofierze na ustach a drugą podrzyna jej gardło, każdy z tych pismaków trzepie konia aż... Och! Przepraszam. Wymsknęło mi się, ale sam ksiądz rozumie - emocje.
Pięć kobiet. Pięć ciał, zimnych i sztywnych. Pięć poderżniętych gardeł. Rok pracy i żadnych wyników, śledztwo stoi w miejscu i ani myśli ruszyć się na krok. Ludzie z "góry" tylko patrzą, aby mi je odebrać. Wie ksiądz, mam już swoje lata, do pełnej emerytury brakuje mi trzech lat. Tym małym, obłudnym sukin... Wydaje się im, że wiek stanowczo obniża analityczną jakość mego umysłu. Postawię wszystko co mam na to, że już wybrali kandydata do przejęcia śledztwa, i że do emerytury brakuje mu jak młodej kurwie na rozstaj... Emocje. Przepraszam.
Jak się tak nad tym zastanowić, może mają rację. Może się już wypaliłem. Stary wyżeł nie wywęszy tropu, nawet gdyby miał go przy samym nosie.
Tak. Wiem, że ksiądz również nie poda mi tropu. Między innymi dlatego tu przyszedłem, bo wiem, że ksiądz nie powie. Tajemnica spowiedzi. Kaganiec założony na usta. Tylko, że ja wcale tego tropu nie potrzebuję. Ja wiem, kto zabija. Widzę jego twarz w lustrze każdego dnia, kiedy się goli, albo myje zęby. Słyszę jego głos, gdy kupuje w sklepie fajki. Taaaak. Słyszę twój głęboki oddech. Bicie twego serca, księżulku, niemal mnie ogłusza. Ty już wiesz. Też już znasz mordercę.
Nieprędko przestanie zabijać, a ty nic nie możesz na to poradzić. Tak samo, jak ja.


Sposób na zimno

Był już blisko. Był już cholernie blisko! Dorwie go, obleje wiadrem wody a gdy zamarznie, wyrzuci za burtę! Niech to wybije z głowy innym takie pomysły. Od tygodnia okręt stał skuty lodem pośrodku oceanu. Teraz nie ruszyłby z miejsca nawet gdyby silniki były sprawne. Trzeba było czekać na kolejne lodołamacze. Odkąd sabotażysta wysadził w powietrze siłownię, temperatura na okręcie spadła do prawie minus czterdziestu stopni. Jedynie część odizolowanych pomieszczeń była ogrzewana, dzięki agregatom prądotwórczym, którym jednak kończyło się już paliwo. Oficerowie musieli dzielić pomieszczenia z więźniami, zesłanymi do prac wydobywczych na tej planecie. Że też to jego musieli wysłać do tego piekła!
- Kapitanie, czy życzy pan sobie...
- Nie teraz. Dwóch ludzi z bronią za mną. Idziemy do więźniów z C3 - przerwał młodszemu oficerowi i począł schodzić na niższy pokład.
Stanął przed kratami i zaświecił latarką przed siebie. Więźniowie leżeli wystraszeni i przemarznięci. W pewnym momencie zatrzymał się - jeden był już fioletowy na twarzy.
- Wyciągnijcie tego, którego udusili - odezwał się do marines. - Ty... - warknął chwytając jednego z więźniów za gardło. - Pójdziesz ze mną!
Ubrawszy grube futra wyprowadzili go na pokład. Kapitan nakazał marines odmaszerować, po czym stanął z winnym twarzą w twarz.
- A więc sabotowałeś rejs - stwierdził.
Więzień uśmiechnął się szyderczo nic nie odpowiadając.
- Sądzę, że kara jest już dla ciebie jasna, jednak widzisz - dla mnie nie jest jasny motyw. Ślad po śladzie szedłem za tobą. Ostatecznie osiągnąłem sukces, stoisz tu przede mną. A jednak nie rozumiem dlaczego to zrobiłeś. Gdyby chodziło o samobójstwo, są lepsze drogi niż zamarznięcie na okręcie pełnym ludzi, którzy wariują. Nie wszczęliście też buntu, po prostu czekacie na zamarznięcie. Dlaczego?
- Wiesz... - zaczął skazaniec, spoglądając z ogromnym zaskoczeniem tuż za ramię oficera. Ten zaś nie spodziewając się niczego odwrócił się w tamtym kierunku. Sabotażysta w ułamku sekundy rozpędzając się, uderzył środkiem swojej głowy w twarz kapitana, powalając go na ziemię.
- Dwadzieścia osiem lat temu odkryliście tę planetę. Nim stała się kolonią karną pracowali tu ludzie. I gdy doszło do awarii ogniw jądrowych co zrobiliście? By nie zaprzestać wydobycia surowca odłączyliście zasilanie kolonistom! Mój ojciec zginął podczas odwiertów. Ale matka wkupiła się w twoje łaski... łaski tego, który nakazał odciąć miastu dopływ energii! Zabrałeś ją i jej małe dziecko, mnie, na okręt kosmiczny. Rżnąłeś ją ile wlezie, jednak gdy oficerowie zaczęli plotkować na wasz temat, wyrzuciłeś przez śluzę. Mnie odesłałeś - sumienie? Wychowany przez górników, a potem więźniów automatycznie stałem się jednym z nich. Długo czekałem na tę chwilę.
W tle słychać było ogromny huk, przy którym zaczęła trząść się cała planeta. Po chwili ich oczom ukazał się grzyb eksplozji jądrowej.
- Zaskakuje mnie, że tyle lat nie zmieniłeś kodów dostępu... - dodał, po czym wpadł w obłąkańczy śmiech.


Tajemnicza eksplozja

Zbliżała się północ. Kozi Rynek tonął w mroku i październikowej mżawce. Nagle wszystkich mieszkańców obudził potężny błysk i grzmot. Dom Mistrza Sędziwoja stanął w ogniu, który tylko dzięki wszechobecnej wilgoci i szybkiej akcji ratunkowej nie ogarnął sąsiednich budynków. Nad ranem z domu maga pozostała jednak tylko kupa zwęglonych desek. Jego ciała nie odnaleziono.

Dwa dni później Mistrz Jaromir siedział w bibliotece Gildii Magów i przeglądał znalezione w pogorzelisku notatki. Ciekawymi rzeczami zajmował się nasz zmarły kolega - pomyślał. - Eksperymenty z wirtualną rzeczywistością zamkniętą w memokryształach, z potężnymi materiałami wybuchowymi. To ostatnie sugerowałoby, że mógł on po prostu sam się wysadzić w powietrze. Ogół podejrzewał jednak, że był to zamach, za którym stał Mistrz Paradajewicz. Ten ambitny i kłótliwy człowieczek był głównym konkurentem Sędziwoja w zbliżających się wyborach na rektora Gildii, nieraz publicznie mu groził, a tuż przed eksplozją widziano go kręcącego się w tamtej okolicy. Ale to jest ciekawe! Sędziwoj pisze, że w czerwonym memokrysztale umieścił wirtualny model Układu Słonecznego. - Jaromir pogrzebał w stojącej obok skrzyni, wyciągnął stamtąd kamień wielkości dużej pięści i położył go przed sobą na stole. - To pewnie ten. Na następnej stronie zapisana została szyfrem formuła magiczna razem z dopiskiem, że klucz do niej posiada syn Trosa. Według mitów synami Trosa byli Ilos, Ganimedes... No właśnie! Warto to sprawdzić! - Jaromir skoncentrował wzrok na krysztale i zaczął wypróbowywać różne zaklęcia dostępu. W pewnym momencie poczuł, że unosi się swobodnie w przestrzeni wypełnionej gwiazdami i planetami. W środku płonęła złota kula imitująca Słońce, wokół niej zaś krążyło sześć idealnie kulistych planet. Jaromir odszukał Jowisza, któremu towarzyszył niedawno odkryty księżyc, Ganimedes. Mag zbliżył się do satelity i zaczął uważnie przeszukiwać jego gładką powierzchnię. W końcu znalazł to, czego szukał.

Następnego dnia zwykły, bezbarwny memokryształ umieszczony został na łące za miastem. W bezpiecznej odległości zgromadzili się magowie oraz zwykli gapie. Przybyć raczył nawet sam pan starosta. Wszyscy obserwowali Jaromira, który z wyciągniętymi rękami wymawiał cicho zaklęcie. Przez moment nic się nie działo, lecz wkrótce powietrze między kryształem a gościńcem prowadzącym do stolicy zaczęło falować jak podczas upalnej pogody. Wtem kryształ eksplodował w błysku światła i potwornym huku.

- To proste - zaczął wyjaśniać Jaromir, gdy opadł już gwar zdumionych głosów - Sędziwoj pragnął znaleźć sposób na przesyłanie jak największej ilości informacji, w jak najkrótszym czasie. W końcu opracował zaklęcie, za pomocą którego postanowił przesłać w ułamku sekundy całą wiedzę zawartą w bibliotece stołecznego Uniwersytetu do memokryształu. Niestety, spowodowany tym przepływ gigantycznej energii spowodował eksplozję i śmierć Mistrza.
- A więc to prawda, co mówią - odezwał się milczący dotąd starosta. - Faktycznie wiedza to potęga.
Ostatnio zmieniony przez Stormbringer 17 Stycznia 2010, 23:19, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 17 Stycznia 2010, 21:37   

Uwaga! Na prośbę Autora wstawiłem nową wersję opowiadania "Black metal" - w miejsce poprzedniej, nadesłanej mi omyłkowo. Ponieważ nikt jeszcze nie zagłosował uznałem, że taki manewr można w drodze wyjątku przeprowadzić. Wybaczcie dodatkowe "atrakcje". Zapraszam do lektury!
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 17 Stycznia 2010, 21:51   

Wreszcie jakaś sensowna liczba ;) miejmy nadzieję, że przełoży się to na jakość :)
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 17 Stycznia 2010, 23:17   

Koniec w wymówkami, że czasu za mało, albo literek za dużo. ;)
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 18 Stycznia 2010, 08:19   

Może tym razem uda mi się przeczytać. :wink:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 18 Stycznia 2010, 08:42   

Wierzę w Ciebie. :)
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 18 Stycznia 2010, 08:52   

Przeczytałam wczoraj pięć, mam jednego kandydata do punktu.
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 18 Stycznia 2010, 09:23   

Dziękujemy pierwszemu NN. Kto da więcej? :)
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 18 Stycznia 2010, 09:27   

Mig - Ładne
Hogberg - nie wzruszyło
Black metal - bezładna kupa klocków, chociaż pomysł wesoły
Nowy ład - nudne
Pająk - mdłe
Przysługa - no i co? nieciekawe
Kroniki zatokowe - nie zrozumiałem
Spowiedź - eee, nuda
Sposób na zimno - przekombinowane
Tajemnicza eksplozja - niby ok, ale czuć jakąś grudowatość

jeden punkt dla Mig
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 18 Stycznia 2010, 09:53   

I ponownie dziękujemy, temu Fidelu. ;)
 
 
marcolphus 
Batman


Posty: 514
Skąd: Kraków
Wysłany: 18 Stycznia 2010, 13:36   

Osobiście brakło mi pomysłu na szorta, więc mogę poznęcać się na innymi autorami. Słaba ta edycja wyszła, poziom dość niski. Ale po kolei:

Mig - fajne, ciekawy, przyjemny klimat opowiadania, najlepszy szort edycji
Hogberg - nie najgorsze, ale bez rewelacji
Black metal - nie podobało mi się
Nowy ład - fajna wizja świata, choć mocno utopijna. Brakuje mi tu jakiejś wyraźniejszej puenty
Pająk - ciekawe, ale kompletnie nie rozumiem motywacji głównego bohatera
Przysługa - niezłe
Kroniki zatokowe - kompletnie nie wiem o co w tym chodzi
Spowiedź - słabe
Sposób na zimno - bardzo słabe, nie zrozumiałem puenty
Tajemnicza eksplozja - może być

Punkty idą na: Mig, Przysługa, Nowy ład. Reszta zbyt słaba na punkt.
_________________
What Codringher Hears
 
 
 
Zgaga 
Nerwus


Posty: 5716
Skąd: Grochów
Wysłany: 18 Stycznia 2010, 14:43   

A "misie" na Hogberga i Przysługę zagłosowało :D
_________________
Posiadanie książki jest formą lektury
- J. Pilch
 
 
Ellaine 
New Avenger


Posty: 1308
Skąd: wysoki parter
Wysłany: 18 Stycznia 2010, 20:47   

Na razie przeczytałam cztery szorty i szczerze mówiąc nie czuję się szczególnie powalona, ani zachwycona. Jeden z tych czterech wywołał uśmiech i to na razie tyle.
Póki co nie będę ich analizować, bo teraz czasu nie mam, ani porównania - ostatecznie jeszcze zostało mi się zapoznać z paroma :)
_________________
Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 10:48   

Mig - ała. tudzież :?:

c.d.n.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
ketyow 
Jim Raynor


Posty: 11344
Skąd: z domu
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 11:01   

Mój głos na Hogberg.
_________________
http://ketyow.deviantart.com
http://www.biblionetka.pl/
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 12:39   

Hogberg - no tak, klasycznie. nie zaskoczyło przesadnie. a klimat? nie wiem dlaczego, ale tak jakoś 'blejdranerem' mi zapachniało. to nie jest zły zapach.

Black metal - tutaj jakoś sensu nie załapałem. niby wiem o co chodzi. niby wszystko jasne, ale... no właśnie. sensu nie załapałem.

c.d.n.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 12:49   

Nowy ład - moim zdaniem to nie jest szort. to pomysł na opowiadanie. ograniczona ilość znaków zabiła ten tekst. warto go rozbudować.
Pająk - o! i to jest fajna fabuła. tylko trochę niebardzewicz opowiedziana. bez przekonania jakoś. i na początku trochę mętnie.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 14:48   

Przysługa - w sumie spoko. tylko graficznie kiepsko rozwiązane. człowiek się jednak przyzwyczaił do myślników w trakcie dialogów, te cudzysłowy utrudniają odbiór tekstu. który jest spoko. choć bez fajerwerków.
Kroniki zatokowe - nie odnalazłem się w tym tekście. ani niczego innego.
Spowiedź - nie podobało mi się. wcale.
Sposób na zimno - jak wyżej.
Tajemnicza eksplozja - również jak wyżej

no i podsumuję troszkę. ilość nie przełożyła się moim zdaniem na jakość. średnio jest. miało być 'śledztwo'. i niby jest. ale często przepadły gdzieś elementy fantastyczne. a powinny chyba być. raczej.

głos na szorta 'mig'. chociaż jak widzę słowo 'tudzież' to mnie zęby bolą. ale generalnie, moim zdaniem, tekst edycji.
no. dziękuję za uwagę.
E:był
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Radek 
Tom Bombadil

Posty: 46
Skąd: Warszawa
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 18:09   

Mig
4/5

„aby zgłębić dane sąsiadów tudzież najbliższej rodziny kobiety” – tudzież jakoś tu nie pasuje.

Może niezbyt głęboki tekst, ale mnie się podoba.

Hogberg
4/5

„Wiedziałem jednak z absolutną pewnością, że nie wyjdziemy stąd w jednym kawałku.” – to akurat było całkowicie pewne, ponieważ weszli tam w dwóch kawałkach.

Podoba się.

Black metal
3,5/5

Absurdalne, ale całkiem OK.
Szkoda, że tak mało buduje się ze stali. Choć zdarzają się cudeńka takie jak to (stoi już prawie od 120 lat i rdzy się nie boi):
http://en.wikipedia.org/w...bastian,_Manila

Nowy ład
3,5/5

OK. Nie mam się do czego przyczepić, nie mam się czym zachwycać.

Pająk
4,5/5

Pomysłowe i nieźle napisane.

Przysługa
3/5

Cóż, niezbyt głębokie.

Kroniki zatokowe
3/5

Humorystyczne, ale to trochę za mało na punkt.

Spowiedź
4,5/5

Całkiem, całkiem. Podoba się.

Sposób na zimno
3,5/5

Trochę przekombinowane.

Tajemnicza eksplozja
3,5/5

„Nad ranem z domu maga pozostała jednak tylko kupa zwęglonych desek” – o nie. Pozostała kupa zwęglonych desek i notatki.

„Sędziwoj pisze, że w czerwonym memokrysztale umieścił wirtualny model Układu Słonecznego. - Jaromir pogrzebał w stojącej obok skrzyni, wyciągnął stamtąd kamień wielkości dużej pięści i położył go przed sobą na stole.” Czy oprócz desek i notatek znaleziono też skrzynię? Czy Sędziwój trzymał swój czerwony kryształ w bibliotece Gildii Magów (jako backup?)? Pytania mnożą się jak króliki.

Finałowa wypowiedź niezbyt jest mądra i psuje klimat opowiadania.

___

PUNKTY: Mig, Hogberg, Pająk, Spowiedź.

Edycja na przyzwoitym poziomie. Dziękuję.
 
 
Radek 
Tom Bombadil

Posty: 46
Skąd: Warszawa
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 18:14   

marcolphus napisał/a

Pająk - ciekawe, ale kompletnie nie rozumiem motywacji głównego bohatera


Widocznie nie jesteś nałogowym kolekcjonerem. Ja go w pełni rozumiem.
 
 
feroluce 
Sky Captain


Posty: 154
Skąd: znad wody
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 18:17   

Witam

Tym razem nie pisałam, więc moja rola ograniczy się do skomentowania pracy innych.
Na początek tradycyjnie kilka uwag wstępu: Po pierwsze - słabo. Nawet bardzo słabo. Temat kompletnie nie przystał do limitu znaków, przez co wszystkie szorty, co do jednego, wydają się na wpół uduszone. Przydałoby się co najmniej 1000 znaków więcej (albo i lepiej). Może wtedy oprócz pomysłu zmieściłby się w szortach klimat.
Jest tez dobra wiadomość: Alleluja, nie ma szorta jakubopodobnego!

Serwujemy szczegóły:

Mig
"O wyższości technologicznej młockarni nad cepem"

Niezły szort. Przede wszystkim Autorowi udało się (co niezbyt częste w tej edycji) do końca rozegrać pomysł. Jednak przed promieniowanie zachwytem powstrzymuje mnie nie dające sie zwalczyć skojarzenie z innym szortem. Konkretnie chodzi o "Spełnienie". Narracja - bez szału, ot płynie i nie przeszkadza. Poza tym niewiele się da o tym szorcie powiedzieć. Jest. Jednak na tle pozostałych szortów rzeczywiście wybija się na plus.
7/10

Hogberg
"Blade Runner wiecznie żywy"

Skojarzenie jedno. Nie do odpędzenia. O dziwo, nie jest to skojarzenie przykre, wywołujące skrzywienie ust:"Onie, nie znowu!" Pomysł mało świezy, ale broni się tym, że nie udaje, iż jest czymś ambitnym czy oryginalnym. Ot, przyjemny kawałek rozrywkowego tekstu. I w tej kategorii się całkiem podobało.
7/10

Black metal
"Apoteoza sterty żelastwa"

Przepraszam, czy to miało bawić? Przykro mi, wywołuje tylko wzruszenie ramionami i uśmiech politowania. Nosz kurczę, tak głupiego, niespójnego i ogólnie osłabiającego mentalnie tekstu dawno nie czytałam. Co ciekawsze - warsztatowo nienajgorzej, bez fajerwerków, ale i bez większych zgrzytów. Poległ tylko pomysł. Poległ, został posiekany a każdy z kawałków przyrządzono w innym sosie. A potem się Autor dziwi, że czytelnik wymiotuje tą niestrawną papką. Najjaskrawiej wypada ksiądz M. - w niego to chyba sam Duch Św. się wcielił, skoro potrafił przepowiedzieć (bez żadnych wskazówek!) co się stało. Czego nawet sam Lucyfer nie potrafił. A Bóg grzecznie czekał w stercie żelastwa, aż ktoś go palcem pokaże. Wszechmoc zawieszona na kołku (żelaznym)
2/10
_________________
Nie ma rzeczy niemożliwych.
 
 
feroluce 
Sky Captain


Posty: 154
Skąd: znad wody
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 18:43   

Nowy ład
"Słodkie nudy <zieeeeeeeew>"

Podtytuł mówi wszystko, co myślę o tym szorcie. Nuuudyyy. Gratuluję Autorowi, nie sądziłam, że coś, co nie ma nawet strony tekstu zdoła mnie tak zanudzić. Pomysł może i tam jakiś był - gdzieś. Tylko jego realizacja mnie uśpiła. i zemdliła. Ja rozumiem, utopia i te sprawy, ale ilość cukru na cm2 tekstu wywołałaby odruch wymiotny u najbardziej łakomego pięciolatka - tu na czoło słodzenia wybija się fragment o ostatniej dziwce.
Słabo.
2.5/10 (bo lepsze od porzednika - mimo wszystko)

Pająk
"Ostrzeżenie - czytać bez ostatniego akapitu!"

Jak można tak zarżnąć puentę? Przyznaję, do niemal końca czytałam z zaciekawianiem, co takiego zbiera bohater. Obsesyjny klimacik zrealizowany bardzo sprawnie - pod tym względem chyba najlepszy szort edycji. Ale jak dojechałm do końca to walnęłam głową w biurko. No, jak można było popełnić coś podobnego? Naprawdę, ale to naprawdę nie było czegoś ciekawszego? Mniej infantylnego?
Już lepiej byłoby w ogóle bez zakończenia, zostawić czytelnika w niepewności. Przynajmniej klimatu diabli by nie wzięli.
Za zrujnowane nadzieje: 4/10

Przysługa
"Ile schematów da upchnąć się na cm2 tekstu?"

Na swój sposób pomysł interesujący. Ten tekst to destylat schematów, do tego jeszcze zagęszczony do objętości 3000 znaków. Niestety, gdzieś po drodze, w procesie odfiltrowywania kolejnych zbędnych elementów uleciał tez klimat. Jednak plus za użycie kultowego tekstu.
Tylko gdzie tu fantastyka?
6/10
_________________
Nie ma rzeczy niemożliwych.
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 19:32   

feroluce, niektóre Twoje spostrzeżenia na temat szortów czyta się lepiej, niż szorty których dotyczą.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Ellaine 
New Avenger


Posty: 1308
Skąd: wysoki parter
Wysłany: 19 Stycznia 2010, 21:29   

Przeczytałam wszystkie i niestety, ale nie czuję się jakoś zaskoczona, czy chociażby zaciekawiona, którymś z tekstów.

A na pierwszy ogień pójdą ostatnie z nich:
Tajemnicza eksplozja

Schody zaczęły się już w pierwszym akapicie, kiedy odniosłam wrażenie, że dom dzięki wilgoci i szybkiej akcji nie zdołał opanować sąsiednich budynków, a ostatecznie nie znaleziono jego ciała. No dobra, w przypadku zdania z ogniem jeszcze to jakoś mogę przecierpieć, ale w drugim - sorry, stoi jak byk "z domu maga" - dom: podmiot, mag - dopełniacz. A "jego" odnosi się do podmiotu.
Następny akapit. Jaromir myśli i analizuje, a tu co i rusz pojawiają się kolejne sprzęty odratowane z pożogi (mimo, że nota bene z domu pozostała tylko kupa zwęglonych desek!). I tak oto Jaromir pozyskał z pogorzeliska notatki, skrzynię i kryształ. Czy tylko mnie się wydaje, że co najmniej jedna, czy dwie rzeczy nie powinny przetrwać tego pożaru? Poza tym Jaromir rozmyśla, i wydaje się, że rozmyśla przez cały akapit, ale jednocześnie niektóre ze zdań nie brzmią jakby to były myśli, ale regularna narracja trzecioosobowa. Generalnie miałam mętlik w głowie po tym fragmencie, bo naprawdę nie wiem, czy mam to brać za myśli, czy za narrację? I gdzie kończy się myśl, a zaczyna narracja?
Potem występują jacyś synowie, kogoś tam, którzy są kluczem. Nie bardzo wiem, o co chodzi, ponieważ jest to szort i na nieszczęście Autora nie zmieściły się objaśnienia - o co dokładnie Autorowi chodziło. No, chyba, że to tylko taka tam ozdoba...
Swoją drogą, nie trzeba było pisać, że to byli "zwykli gapie"... gapie zwykle są zwykli, więc chyba wiadomo, że jak coś się dzieje, to gapie będą raz dwa na stanowisku.
Potem Jaromir tłumaczy, o co chodzi; powiedzmy, że też rozumiem.

Ogólnie to tekst moim zdaniem słaby językowo (np. zdanie o towarzyszącym Jowiszowi księżycu, który został niedawno odkryty: znaczy ten księżyc to tak od niedawna mu towarzyszył? ja wiem, że się czepiam, ale to brzmi dziwnie... przynajmniej dla mnie). A zdania wypowiedziane przez pana starostę brzmią strasznie sztucznie, jakoś tak sztywno i nieludzko. Strasznie dużo niedomówień, co spowodowało, że w ogólnie nie wiem, po co ten Jaromir wlazł do kryształu (który moim zdaniem nie powinien przetrwać, ale powiedzmy, że miał wysoką temperaturę topnienia, wyższą niż ogień trawiący dom) i czego szukał na tym księżycu.

Sposób na zimno

No! Tutaj przynajmniej Autor nie pozostawił mnie z ogromnymi znakami zapytania nad głową. Za to w kilku miejscach zapomniał, że należałoby postawić przecinek. Poza tym zastanawia mnie sensowność tego zdania: "Stanął przed kratami i zaświecił latarką przed siebie". A przepraszam, że pytam - gdzie niby indziej miał sobie poświecić, jak nie przed siebie? Miał oświetlać za siebie? Poza tym chyba "poświecił" brzmiałoby lepiej, ale "zaświecił"... no nie wiem, może też i mogłoby być.
Cytat
uderzył środkiem swojej głowy w twarz kapitana
- błagam! A niby czyją głową miał uderzyć, jak nie swoją? Miał pod ręką cudzą? Poza tym: czemu środkiem, dlaczego nie po prostu głową? Zawsze to parę znaków byś zaoszczędził Autorze.
Cytat
W tle słychać było ogromny huk, przy którym zaczęła trząść się cała planeta
- ponieważ jest napisane "huk", a nie "huki", czy "eksplozje" moim skromnym zdaniem na początku zdania powinien znaleźć się czasownik dokonany. Bo huk z racji swojej natury jest czymś krótkotrwałym, czymś co jest słyszalne przez moment.
Ogólnie to mam przed sobą taką tam scenkę rodzajową, która niczego nie wniosła w moje życie, nie poruszyła żadnej struny, nie wzruszyłam się nad losem mroźnej planety, ani losem kapitana, który nie był dobrym człowiekiem, ani nad losem obłąkanego górnika. Ale czytało się w miarę dobrze, mimo braków w interpunkcji, tej latarki i środka głowy :)

***

Na razie to tyle, bo mam też inne sprawy do roboty.
_________________
Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja
 
 
 
marcolphus 
Batman


Posty: 514
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Stycznia 2010, 08:27   

Radek napisał/a
marcolphus napisał/a

Pająk - ciekawe, ale kompletnie nie rozumiem motywacji głównego bohatera


Widocznie nie jesteś nałogowym kolekcjonerem. Ja go w pełni rozumiem.


Źle się wyraziłem. Nie wiem po co są te fragmenty - w kontekście końcówki szorta:
Cytat
Tak blisko, jest tak blisko! Będzie mógł im wszystkim pokazać! Pokaże, a oni zobaczą i wrócą do niego. [...] Wszyscy wrócą. Miał rację i gdy będzie mógł jej dowieść, wówczas wrócą, a ludzkość w końcu przejrzy na oczy.

Kto wróci dzięki temu, że ułożył puzzle? Czemu ludzkość przejrzy na oczy?
Tego nie rozumiem.
 
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 20 Stycznia 2010, 12:39   

Mig - dobry pomysł, coś mi nie pasuje z technologią ale to najlepszy szort edycji,
Hogberg - dobrze napisane, ale bez rewelacji, pomysł trochę spłynął po mnie,
Black metal - dobry pomysł, ale wykonanie, ksiądz M i puenta zabiły szorta,
Nowy ład - pomysł na opowiadanie lub powieść przycięty do rozmiarów szorta skończył u mnie fatalnie, przeskakiwać wzrokiem po tekście, który ma 3 tysiące znaków to nie jest za dobrze,
Pająk - pomysł jest, wykonanie jest i tyle, nie dla mnie,
Przysługa - dobrze wykonany szorcik, jakoś mnie nie ruszył, ale jeden z lepszych w tej edycji,
Kroniki zatokowe, Spowiedź, Sposób na zimno, Tajemnicza eksplozja - ostatnie cztery razem, bo do jednego worka trafiły, słabszych, bez wyraźniego pomysłu, z gorszym wykonaniem.

Podsumowując: Mig - najlepszy szort edycji otrzymuje punkt, Black Metal i Przysługa otrzymują wyróżnienia.
Wprawdzie nigdy nie przejmuję się za bardzo zgodnością z tematem, ale tutaj mamy chyba największą dowolność potraktowania tematu z dotychczasowych edycji.
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 20 Stycznia 2010, 13:18   

Podziękowania dla wszystkich dotychczasowych głosujących! Zachęcam pozostałych, bierzcie przykład i też zaznaczcie te kilka kratek, a potem skrobnijcie parę słów. :)
 
 
Ellaine 
New Avenger


Posty: 1308
Skąd: wysoki parter
Wysłany: 20 Stycznia 2010, 21:08   

No dobra, czas na kolejną porcję, tym razem pięć tekstów.

Spowiedź

Cytat
Nadużywałem wyrazów powszechnie uznanych za niecenzuralne.
– zdaniu nie można zarzucić, że jest źle skonstruowane... tylko zastanawiam się, dlaczego Autor tak bardzo nadużywa w szorcie słów niewnoszących nic do fabuły? Nie można było napisać zwyczajnie – Przeklinałem? Tak samo „byłem u spowiedzi” – spowiadałem się? Zawsze to kilka-kilkanaście znaków na zapas.
Cytat
Wie ksiądz, mam już swoje lata, do pełnej emerytury brakuje mi trzech lat.
powtórzenie „lata”, „lat”...

Cóż... Rozgadał się ten morderca. I szczerze mówiąc to niedawno widziałam odcinek pewnego serialu dokładnie z takim samym motywem, dlatego też nie czuję się specjalnie zaskoczona, bo i też jakoś tak od początku czułam jak to się skończy. Niestety, tekst był przewidywalny i to jest jego największa zbrodnia.

***

Kroniki zatokowe

Już pierwsze zdanie mi się nie podobało, nie wiem, jakoś tak... Teoretycznie nie ma w nim nic złego, po prostu to mój gust zazgrzytał zębami.
Cytat
Nikt nawet nie zwrócił uwagi, że wtoczyłem się z gracją słonia w składzie porcelany z workiem Świętego Mikołaja na plecach i kubańskim cygarem w zębach.
Ponieważ nie jestem w stanie powiedzieć o co mi chodzi opiszę moją reakcję na to zdanie: uniesienie brwi i wykrzywienie ust w pełnym irytacji grymasie - po prostu sobie to wyobraziłam i nie zachwycił mnie ten obrazek, mało zabawne te porównania.
Cytat
opierając się o kant biurka i nachylając nade mną tak, że aż zawionęło
SJP nie zna słowa zawionęło, wionęło owszem, ale zawionęło już nie bardzo... bo to brzmi jak połączenie zawiało i wionęło, w śląskim jest takie słówko: zawaniało ;) ale w polskim chyba jednak nie ma „zawionęło”
Cytat
Do tej pory myślałem, że czeka mnie perspektywa zanudzenia się w tym zapomnianym przez Boga miasteczku...na śmierć.

spację po wielokropku, raz poproszę!
Cytat
- Kret wy macie coś z głową

przecinek po "Kret"
Cytat
Hajduk, ten z rybnego twierdzi, że zdemolowali mu witrynę i grozili, że wrócą.
skoro to wtrącenie, to po "rybnego" też musi być przecinek.
Cytat
Stanąłem przed burmistrzem i zaliczyłem opad szczęki.

jakież to poetyczne! :/ przykro mi, ale mój gust ponownie zazgrzytał zębami z irytacji.
A poza tym to mam takie banalne pytanie do Autora: ale osssochodzi?

***

Przysługa

Cytat
Skinąłem głową i napełniłem swoją szklankę ponownie.
- "swoją" w tym wypadku jest absolutnie zbędne.
Cytat
Wiedziałem gdzie dziewczyna mieszka i pracuje.
- zagubiony przecinek po "wiedziałem".
Cytat
Po dwóch dniach wiedziałem też gdzie jada, z kim i kiedy się spotyka, gdzie robi zakupy.
- po "też" przydałby się jakiś znak interpunkcyjny - przecinek, a może dwukropek?

Poetyckie te powtórzenia, nawet była w tym zawiązka klimatu. Napisane poprawnie poza tym, co wymieniłam, ale to drobiazgi. Co prawda pod koniec przejście do czasu teraźniejszego trochę mnie zbiło z pantałyku, ale w końcu przeszłam nad tym do porządku dziennego, więc może być. Byłby to kandydat do punktu, ale szkoda, że nie ma w tym grama fantastyki. No, chyba, że tu wolno pisać niefantastyczne teksty ;) Więc jeszcze pomyślę.

***

Pająk

Cytat
Tkwił w centrum szarej sieci niczym gigantyczny pająk czerpiący satysfakcję w tych jakże rzadkich momentach radości, gdy kolejna luka w budowanym przez całe życie obrazie znikała.
- gdzieś tam powinny być przecinki, ale nie jestem pewna, w których miejscach, jednak wewnętrznie czuję, że ich tam brak.

I znów bez fantastyki. Nie rozumiem do czego dążył Autor, ani jego tytułowy „Pająk”. Nie rozumiem dlaczego wziął giwerę wychodząc z domu, ponieważ nie miało to żadnego zastosowania w dalszej fabule. Mamy tutaj Pająka-Kolekcjonera, no fajnie... tylko po co? Puzzle z 1947, okej, niech będzie. Ale co one mają do tego, że „oni wrócą”? Chyba jednak nie wrócili. Poza tym przerywnik łamie „klimat” tekstu i w ogóle pasuje tutaj jak pięść do nosa, zabiera miejsce i znaki, których zabrakło na pointę - moim zdaniem. Bo to, że ułożył pole tulipanów pod Rotterdamem z 25 tysięcy kawałków, no cóż... mogę pogratulować samozaparcia, ale co z tego wynika? I jaka z tego nauka dla przyszłych pokoleń? Na chwilę obecną, według mnie - żadna.

***

Nowy ład

Cytat
W każdym razie mniej więcej w tym czasie powietrze przestało być szare i zrobiło się przeźroczyste.
- przecinek po "razie" i po "czasie" - ponieważ jest to wtrącenie.
Cytat
Pamiętam, mówiono wówczas, że Los Angeles wreszcie zaczęło zdrowieć. Teraz wiem, że wtedy właśnie zaczęło znikać.
- no i tym ostatnim słowem odkryłeś, Autorze, przed czytelnikiem cały kawał na samym początku tekstu... Ech, po co mam czytać dalej, skoro wiem, że miasto znikło?

Cytat
Tak skończył się świat który znałem, a ja wciąż szukam sensownego wyjaśnienia tego co się tak naprawdę stało.
Moim zdaniem powinien się znaleźć przecinek po "tego".
Cytat
Wszak zło i przemoc są postępowe, łatwo adaptują się się do nowych czasów
- brzydkie niedopatrzenie Autora.

Tak, to zdecydowanie nowy ład, ale w interpunkcji! Błagam, Autorze – nie stawia się spacji przed takimi znakami interpunkcyjnymi, jak: kropka, przecinek, dwukropek, znak zapytania, wykrzyknik, wielokropek. Nie stawiamy spacji po takim znaku jak otwarcie nawiasu! Jedynie pauza ma prawo do spacji z jednej i drugiej strony ( – ).
Przy pierwszym czytaniu umarłam z nudów mniej więcej w połowie tekstu, zwłaszcza, że Autor na początku powiedział mi, że miasto zaczęło znikać. Przykro mi, ale dla mnie w tej formie, ta fabuła była nieciekawa.

***
Póki co, to wszystko, co mam do zaoferowania Autorom. Może dzisiaj, nieco później, wezmę pod lupę pozostałe trzy teksty i ewentualnie zagłosuję. Na razie to na tyle.

edit! był, przepraszam Autora "Przysługi", machnęłam się. Przy drugim komentowanym zdaniu napisałam, że przecinek ma być po "wiedziałem", a chodziło mi o "też", miałam jakąś pomroczność jasną, że się tak głupio pomyliłam. Przepraszam.
_________________
Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja
Ostatnio zmieniony przez Ellaine 22 Stycznia 2010, 11:09, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
Ellaine 
New Avenger


Posty: 1308
Skąd: wysoki parter
Wysłany: 21 Stycznia 2010, 22:55   

I zostały trzy ostatnie, znaczy pierwsze:

Black metal

Z kwestii formalnych mam dwie wątpliwości, co do tekstu.
Po pierwsze słowo „zagaił” nijak mi nie chce pasować do kontekstu, żeby nie wywoływać u mnie napadu śmiechu. Przykro mi, ale „zagaił obrady” w moim odczuciu jest zabawne, a chyba nie o to chodziło, przynajmniej nie w tym miejscu. Wiem, że w tekście nie ma zwrotu "zagaił obrady", ale to wynika z kontekstu, przewodniczący khem... zagaja do zgromadzenia, żeby rozpocząć obrady. xD
Po drugie pytanie księdza M. i odpowiedź Lucyfera nijak ze sobą nie współgrają. Znaczy się, ksiądz o kozie, Lucyfer o wozie. Ksiądz pyta o sposób komunikacji, a Lucyfer odpowiada o czym się komunikowali, a nie jak. Czyli, jak śmiem przypuszczać, coś tutaj się nie zgrało Autorowi...
Generalnie to pomysł ciekawy, powiedzmy, że zabawny, ale... chyba ostatnio mam zbyt ciężkie czasy, żeby mnie to bawiło. Poza tym to niezły ten M., żeby takiego objawienia dostać... PKP zawsze pomocna! Nawet czasem człowieka olśni, kiedy kolejną godzinę siedzi w unieruchomionym pociągu.

***

Hogberg

Trudno mi ocenić ten tekst, bo końcówka mi się rozmyła. Napisany poprawnie, gdzieś chyba jeden przecinek umknął, ale to nic. W każdym razie nie jestem szczególnie zachwycona po przeczytaniu tego. W sumie mogłabym to skwitować wzruszeniem ramion, ani ziębi, ani grzeje. Po prostu przeczytałam. I zastanawia mnie tylko jedno, po co ten Dawson się tak rozgadał, skoro miał bohatera nie uczyć fachu?

***

Mig

(jak przeczytałam tytuł, nie wiem czemu miałam nadzieję, że wystąpi tam prawdziwy Mig, a tu niestety nie było ani słowa o samolotach)

Cóż mogę powiedzieć? Ciągle nie rozumiem, dlaczego – skoro technologia komunikacyjna była tak wysoko rozwinięta (chociaż jednocześnie bohater wyszedł na analfabetę), to jednak kawę wciąż robi się w zwykłym ekspresie?!

Generalnie mam przed sobą tekst o błyskawicznym śledztwie, gdzie chodzi o morderstwo i kogoś tam się podejrzewa (ale tylko na 88%) na podstawie paru emocji, które zupełnie mogły nie mieć związku ze sprawą. To ja dziękuję za takiego śledczego, który nie ma stuprocentowej pewności! I decyzję opiera na tak marnych poszlakach... Niestety, aktualnie czytam o czasach Terroru w czasie Rewolucji Francuskiej i tekst ten trochę mi przypomina tamten sposób postępowania (zaznaczam trochę! – bo tam posyłano na szafot za przejęzyczenia, więc...), że nie trzeba mieć 100% pewności by kogoś oskarżyć (czy skazać).
W każdym razie Autor przedstawił mi po prostu chwilę z życia śledczego, którego za jego postępowanie nie polubiłam. „Stwierdziłem, że nie ma co dokonywać głębszych analiz, wszystko miało bowiem sens.” – a dla mnie nie ma, niestety, dlatego spróbowałam dokonać głębszej analizy. Tekst napisany jak najbardziej poprawnie, tylko po prostu nie polubiłam bohatera i on nie przekazał mi nic ciekawego; po prostu pokazał jak tam leniwie pracuje przy kawie z ekspresu.

***

Na razie jeszcze nie zagłosuję. Może przeczytam szorty ponownie i jeszcze raz zastanowię się nad nimi. Nie wiem. Ewentualnie wstrzymam się od głosu, jeśli mój zły humor utrzyma się dłużej.
Z dołu przepraszam, jeśli któryś z Autorów poczuł się urażony, ale mam nadzieję, że byłam na tyle konkretna i udało mi się przekazać o co mnie chodziło i czego mi zabrakło. I, że to, co tutaj napisałam, w jakiś sposób jest dla Was, Autorzy, pomocne.
_________________
Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 22 Stycznia 2010, 10:42   

Ach, gdyby każdy dawał choć w połowie tak bogate w treści komentarze co Ellaine... Wielkie dzięki, zdecydowanie warte lektury były twe posty. Postaram się w nadchodzących dnia (na pewno przed końcem) także podzielić się swoim zdaniem.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group