Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Szorty związane - głosowanie do 5 grudnia godz. 10

Który szort związał Cię najmocniej?
Nasiono z ruin Dawnshire
3%
 3%  [ 3 ]
List miłosny
2%
 2%  [ 2 ]
Powrót
1%
 1%  [ 1 ]
Ukryte pragnienia
8%
 8%  [ 7 ]
Więzy krwi
6%
 6%  [ 5 ]
Opowieść szpitalna
3%
 3%  [ 3 ]
Monolog
1%
 1%  [ 1 ]
Więzy milczenia
1%
 1%  [ 1 ]
Więź 2.0
19%
 19%  [ 16 ]
Odcięcie
10%
 10%  [ 9 ]
Przygody czarodzieja Ryśka: Prawda was wyzwoli
2%
 2%  [ 2 ]
Niebezpieczna opowieść
10%
 10%  [ 9 ]
Gnoriusz dobija targu
4%
 4%  [ 4 ]
Miejsce Dalii
14%
 14%  [ 12 ]
Opowieść wigilijna
3%
 3%  [ 3 ]
Jak śliwka
4%
 4%  [ 4 ]
Głosowań: 33
Wszystkich Głosów: 82

Autor Wiadomość
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 09:58   Szorty związane - głosowanie do 5 grudnia godz. 10

Nasiono z ruin Dawnshire
Ciemność delikatnie rozjaśnił nikły blask Księżyca. Patrzę i widzę, że już wypuściły pędy. Czarny, ażurowy wzór wpełzł na przedramiona. Mam mało czasu a nie wiem, co robić, jak pozbyć się pęt krępujących nadgarstki, żyjących własnym życiem w nieproszonej symbiozie z moją skórą. Nie, nie mogę tracić ani chwili na rozmyślania „skąd?”, „dlaczego?”, muszę to zniszczyć. Jeśli nie zdążę... nie, o tym też nie mogę myśleć. W ruinach zamku Dawnshire znajdę lekarstwo, byle szybciej, szybciej, szybciej!!!
Przekleństwo! Pełno gruzów, kamieni, jak trudno przez to przebrnąć, nie mogąc się podeprzeć dłońmi. Związane, oplątane czarnymi, lśniącymi smugami, niczym złożone do bluźnierczej modlitwy, nie są już moje. Ale odzyskam je. Gdzieś tu ukryte jest antidotum, biegnę przez zapomniane dawno komnaty. Marmurowe posadzki odbijają echem kroki, przetrwały, chociaż zamiast rzeźbionego sufitu widnieje nad nimi pobladłe niebo. Zaraz zacznie świtać, pomocy, niech ktoś mi powie, czego ja właściwie mam szukać?
Wypadłam na dziedziniec, próbuję się uspokoić, skupić. Czarne łodygi sięgają już ramion, związane nadgarstki pieką, ogarnia mnie panika, nie rozumiem tego, czym te więzy są?
Dlaczego ja? Jak? Co takiego... zaraz, stop! STOP! Muszę się skupić, podjąć ten ostatni wysiłek, potem będę wolna. Biorę kilka głębokich oddechów, wędruję myślami w głąb siebie, ignorując na chwilę strach. Legendarne Dawnshire, zbudowane w tym miejscu, bo zdarzył się cud. Śmiertelnie ranny w bitwie Książę dowlókł się tu o świcie a woda tryskająca z podziemnego źródła obmyła i uleczyła jego rany. Woda! Tak! Patrzę przed siebie, na dziedzińcu jest fontanna. Podbiegam, prostokątne obmurowanie przypomina raczej kształtem trumnę, niż życiodajną krynicę. Obrosło mchem, lecz jest wypełnione połyskliwą cieczą. Tuż obok rośnie gigantyczne drzewo, źródło musi więc wciąż posiadać cudowne właściwości. Zanurzam związane dłonie, zamykam z ulgą oczy. Woda jest dziwnie gęsta i ciepła. Tkwię tak aż pierwsze promienie wschodzącego Słońca padają na twarz. Spoglądam na zanurzone ręce. Ciecz w fontannie ma barwę głębokiej czerwieni. Odruchowo szarpię się do tyłu, coś mnie trzyma, nie pozwala odejść, nie mogę wyjąć dłoni! Drzewo jest... idealnie czarne! Fala gorąca podchodzi do gardła, szarpię, krzyczę w panice, z dna fontanny coś się oderwało i płynie do mnie, ratunku! Ja nie chcę! Ja chcę żyć! Żyć! Błagam, nie rób mi krzywdy, ZOSTAW MNieeeeeeeeee...

List miłosny
Kochanie,
nigdy nie mówiłem o tym wprost, ale czuję, że powinienem to zrobić – zależy mi na Tobie, jak na nikim innym. Bez Ciebie wszystko traci sens. Bez Ciebie czuję, jakbym nie istniał. Nie zostawiaj mnie samego. Nie teraz, proszę. Kiedy Ciebie zabraknie stracę wszystko czym jestem, odechce mi się oddychać, jeść, pić. Razem tworzymy jedną całość, wiesz, jak dwie połówki jednej pomarańczy. Jestem stworzony dla Ciebie. Pomyśl, czy mogłabyś teraz, po tylu wspólnie spędzonych chwilach, tak po prostu mnie porzucić, zostawić, zniszczyć? I to tylko, dlatego że zazdrośni ludzie mówią, że nasz związek jest szkodliwy? Nie powinnaś im ulegać. Zależy mi na Tobie. Proszę, pozwól mi zostać. Nie odrzucaj mnie.
Twój Wirus

Powrót
Odkąd sięgam pamięcią, siedzę w tej gospodzie. Ludzie wchodzą i wychodzą, dziewki donoszą trunki i jedzenie, zamiatają, krzątają się, są klepane po tyłkach. Czasem ktoś się przysiądzie, zagada, innym razem pobije jeden z drugim. Jak to w życiu. Siedzę tu już tak długo, że zapomniałem dlaczego tu trafiłem, czy na kogoś tutaj czekam? Nie próbowałem opuszczać tego miejsca, bo i po co? Ale boję się, że nie zdołam tego zrobić, choćbym chciał. Mam niejasne wrażenie, że kiedyś byłem silniejszy, miałem cel.

Centrum GNOSIS-4. Obiekt obieżyświat 6 odnaleziony na jednostce Z-1221AD. Niezwłoczne rozpoczęcie procedury powrotu.

Ludzie wchodzą i wychodzą. Ale ten jeden jest inny, wywołuje we mnie jakieś znajome uczucie. Skądś znam tego człowieka. Nie, nie osobiście, ale mamy ze sobą coś wspólnego. Wzrost, kolor oczu, podobny krój ubrania, tak, to na pewno ktoś mego pokroju. Już wiem.
Pora wracać do domu.

Ukryte pragnienia
Cios spadł nagle, z zaskoczenia. Nieprawdopodobne! Ostatnią rzeczą jaką zapamiętała, nim ogarnęła ją ciemność, były dwa krwiście jarzące się punkty mknące w jej stronę z zawrotną prędkością. Ocknęła się w miękkiej pościeli, albo czymś bardzo podobnym.
Nie wiedziała, gdzie jest ani co się z nią dzieje. Sznury uniemożliwiały jakikolwiek ruch. Oczy przesłaniała szmata. Nagle Margoo wyczuła poruszenie w pomieszczeniu. Emanowała skądś energia. Obślizgła, paskuda, nienaturalna. Coś chropowatego dotknęło jej szyi i spływało w dół przez obojczyk na lewą pierś. Drażniło sutek, zdaje się, że nawet go przygryzło, pozostawiając wilgotny ślad. Powoli schodziło niżej, ześlizgując się z żeber, opadając na biodra tylko po to, by nagle zawrócić i possać prawą pierś. Zataczało kręgi wokół pępka, aż wreszcie zatrzymało się na podbrzuszu. Wywierało silny nacisk i rozgrzewało. Dopiero w tym momencie Margoo uświadomiła sobie, że jest naga. Próbowała zaprotestować, ale ciało nie reagowało na polecenia, a wszelkie słowa więzły w gardle. Jedyne na co ją było stać, to stłumiony jęk. Głęboko zakorzeniony, pierwotny lęk odezwał się w niej ze zdwojoną siłą. Niemożność poruszania się potęgowała napięcie, które w zaskakujący sposób rozbudzało zmysły. Tylko jedna osoba była zdolna ją zniewolić, jedyna która nie powinna tego robić. Niewyobrażalne zło zamknięte w ciele atrakcyjnego mężczyzny. Dlaczego? Jak to możliwe?
Ruchy stawały się bardziej natarczywe. W powietrzu trzaskały iskierki. Czuła jego zapach, który był jednocześnie cierpki i słodki – zapach żądzy pomieszanej z krwią. Chropowaty dotyk biegający nieskrępowanie po jej ciele, pobudzał, rozpalał każdą komórkę. Napięcie potęgowało się, ciało domagało się więcej. Wygięła się w łuk, na tyle na ile pozwalały jej, krępujące dłonie i stopy więzy. Reakcja była natychmiastowa i brutalna. Wszedł w nią i przygniótł swoim ciężarem. Gryzł jej wargi i napierał jeszcze mocniej. Bezgłośnie wołała, by przestał, ale z minuty na minutę jej wola słabła i poddawała się pragnieniom ciała. Ostre pazury rozcinały skórę, a lepki, rozdwojony język spijał upuszczaną krew. Przeszedł ją dreszcz. Resztki świadomości buntowały się przeciw świętokradztwu, jakiego się dopuszczała, co sprawiało, że pragnęła go jeszcze mocniej. Przywierała do jego lędźwi pojękując. Ocierała się o macki wędrujące po ciele, zaciskające się na piersiach, owijające się wokół szyi, szarpiące za włosy. Oddawała mu się z pasją, zapamiętale. Penetrował ją coraz głębiej sprawiając, że spalała się jak pochodnia. Ekstaza eksplodowała
w każdej komórce ciała. Obezwładniał ją i porzucał, tylko po to, by za chwilę znów posiąść. Trwało to całą wieczność. Napawał się władzą nad nią, a ona należała do niego tak długo, jak tego chciał.

Więzy krwi
Czasami nocą, jak nie mogę zasnąć wyobrażam sobie, że jestem ptakiem: kołuję wysoko na prądach wstępujących, wypatruję w dole zdobyczy i leżąc leniwie na skrzydłach wiatru pozwalam jej pozostawać w błogiej nieświadomości mojego istnienia. Wznoszę się coraz wyżej i wyżej tam gdzie niebo jest czarne i gwiaździste i nagle spadam z krzykiem i tym rodzajem strachu, który wyrywa serce z piersi. Zrywam się na nogi w ciemnej klatce, wprost z legowiska mokrego od potu, zaciskając szpony na prętach.

Na szczęście koszmary mam tylko po nauce, albo jak jestem niegrzeczny. Ostatnio staram się bardziej uważać na lekcjach, umiem już dobrze się schować, tak, żeby nawet termowizja mnie nie odnalazła. Strzelam też coraz celniej, nie bardzo tylko wychodzi mi eliminacja kontaktowa, Pani nauczycielka mówi, że to jest blokada psychiczna i że muszą nad tym popracować.

Dzisiaj był ważny dzień, rano do laboratorium wdarli się jacyś ludzie i zaczęli strzelać. Oczywiście od razu się schowałem. Jak już pozabijali wszystkich pracowników wyszedłem za nimi, byłem bardzo ciekawy co będą robić dalej i czy będą chcieli się ze mną pobawić. Od dawna nikt nie chce się ze mną bawić. I wtedy oni złapali mojego ojca! Jeden z nich wziął nóż i przyłożył mu do szyi, a ja nie miałem żadnej broni, w laboratorium nikt nie może nosić broni. Skoczyłem na tego z nożem i jeszcze w locie odgryzłem mu rękę, wpadłem między tych złych ludzi i pozabijałem ich wszystkich, było tak jak na ćwiczeniach, tylko dwa razy lepiej. Nikt z nich nawet mnie nie zobaczył! Ale była zabawa, Pani będzie zadowolona. Potem wpadli szybko żołnierze, oddałem im ojca, naraz było dużo ludzi, słyszałem jak gratulowali mojemu tacie, potrząsali jego dłońmi i chwalili go, nie wiem dlaczego, przecież to ja go obroniłem.

Wieczorem przyszła Pani i powiedziała, że w nagrodę będę mógł się bawić w innych miejscach, będzie dużo zabawy ze złymi ludźmi, nie mogę się już doczekać, ale najważniejsze zostawiła na koniec: będę miał rodzeństwo, dużo braciszków, mój tata się postara, jak ja go kocham, wszystko dla niego zrobię. Jestem tak podniecony, że nie mogę zasnąć. Wyobrażam sobie, że jestem ptakiem: kołuję wysoko na prądach wstępujących, wypatruję w dole zdobyczy i leżąc leniwie na skrzydłach wiatru po chwili nagle spadam w dół jak nemezis porywając w szpony wszystkie te owce i barany. Zasypiam spokojnie.

Opowieść szpitalna
Boże, proszę cię, pozwól mi wstać, uciec, jak najdalej, byle dalej od tego łóżka. Oni mnie nie słyszą – lekarze, pielęgniarki, rodzina, przyjaciele, nawet moja matka, najukochańsza, nawet ona nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo pragnę, by mnie stąd zabrano.
Proszę mamusiu, choć z moich oczu nie popłynie żadna łza – płaczę każdego dnia. Choć nie jestem w stanie wypowiedzieć chociażby jednego słowa – wrzeszczę ile mam tylko sił.
Przemawiasz do mnie, szepczesz czule, uspokajająco, wprost do ucha, a ja nawet nie mogę zamrugać, by dać ci znak, iż rozumiem, rozumiem cię doskonale, och dlaczego nie możemy nawiązać jakiegokolwiek kontaktu?
Mamo, zbliża się noc, nocą ON cię zastąpi, ON nachyli się nade mną – a w przeciwieństwie do twoich – jego słowa wcale a wcale nie niosą pocieszenia.
Nie wiem, czy jest duchem, czy istnieje naprawdę. Po ciszy panującej w szpitalu wnioskuję, że przychodzi późnymi godzinami. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak może wyglądać – co więcej - nie chcę tego robić.
Starczą mi jego opowieści – a raczej opowieść.
Czy tak wygląda czyściec? Leżysz przykuty do łóżka, a dusze potępione zrzucają z siebie ciężar własnego życia? Jesteś ich spowiednikiem? Udzielasz im rozgrzeszenia? Czyżbyśmy razem mieli zostać dzięki temu zbawieni?
Oby.
„To na czym skończyliśmy? Ach tak, mój ojciec. Więc po raz kolejny wrócił pijany, ale tym razem czułem, że coś jest nie tak, ta furia w jego oczach...”
Każde słowo, każda kolejna minuta była niczym szpile wbijane w mój umysł. Proszę, nie chcę już tego słuchać, błagam, zabij mnie.
„... wydłubał mojej siostrzyczce oko...”
Duszę się, zaczynają pojawiać się obrazy, wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach, o Jezu, odbierz mi uszy, zwariuję, jeszcze chwila i zwariuję!
„... i machał jej tym oczkiem przed nosem, krzycząc, żeby zobaczyła, jakie ma piękne błękitne oczy, po tacie!...”
W duchu modlę się, żeby ktoś wpadł do sali, uratował mnie, wziął tego szaleńca, byle z dala ode mnie. Czy nikt nie pilnuje tych sal?
„... Później podszedł do mnie. Klęczałem nad ciałem mateczki...”
A może tak naprawdę ON jest mną? Może to mi przytrafiła się ta straszna historia, nim trafiłem do szpitala? A teraz podświadomość – może sumienie- nie pozwala mi umrzeć w spokoju?
Chryste, co by było, gdybym jednak nie był NIM, a jego ojcem, i oto mój syn, którego wcześniej...
„... i bierze mój paluszek wskazujący i bierze ten drugi paluszek, hi hi hi, wiesz który...”
Czyż noc nie jest dla grzeszników najstraszniejszą porą? Gdy w absolutnej ciemności i ciszy demony sumienia dochodzą do głosu?
„... wybieraj paluszek, który mam uciąć, no który?...”
Noc. Czymże jest moje obecne życie, jak nie wieczną nocą?
„... i ciach, nie ma paluszka, a tatuś przygląda się z zainteresowaniem moim oczkom, zielone? Nie po tacie! Gadaj no, po kim to?!...”
Jeśli to jednak jest czyściec? Próba? Jeśli dotrwam do końca historii i nie oszaleję – pójdę do nieba? W przeciwnym razie...
Nie, mamo, pomóż mi to przetrwać...
„... i nie ma oczka, jedz synu to oczko, to zielone, nie po mnie odziedziczone oczko!...”
O Boże, rozerwij te więzy.

Monolog
Ciemność.
- Obudź się.
Ciemność.
- Obudź się. Do Ciebie mówię.
Ciemność.
- Wstawaj rozpieszczony śmiercią bachorze!
Jęk. Niepokój. Niedowierzanie.
- Nie dziw się. Jesteśmy Bogiem. Twoja śmierć nam nie przeszkadza. Słuchaj.
Zagubienie. Niezrozumienie. Strach.
- W swej szczodrości postanowiliśmy zadrwić z Twojego życia, z Twojej śmierci. Raduj się, bowiem ukarzemy Cię naszą troską.
Paniczne bieganie wzrokiem. Bicie niebijącego serca. Karmazynowe piętno śmierci na piersi. Nietargane wiatrem lotki wystającej strzały.
- Nie wejdziesz do krainy wiecznych łowów. Nie zaznasz wiekuistego szczęścia. W naszej łaskawości odsyłamy Cię do świata żywych. Do Twojego koszmaru. Przerażającej fantasmagorii wszystkich ludzi. Będziesz tam gnił za życia-nieżycia. Rozkładał się fizycznie, psychicznie i moralnie. Twoje istnienie będzie służyło tylko przetrwaniu. Wszystko inne zginie w starciu z rzeczywistością. Raduj się.
Szaleństwo kiełkuje na kredowobiałej twarzy już-nie-martwego. Szaleństwo i rozpacz.
- Znaj nasze miłosierdzie. Kochaj je i głoś. Dajemy Ci je my. Twój Bóg.
Krzyk. Przewlekły, przenikający, przebrzmiewający.
Boski uśmiech.
Ciemność.

Więzy milczenia
– Konowała poznałem około trzech miesięcy temu. Zaproponował mi pewien dochodowy interes. Dwa funty za ciało dziecka. Pięć – dorosłego.
Jeśli jeszcze do tej pory miałem jakieś złudzenia, teraz się ich wyzbyłem.
– Jesteś hieną cmentarną – wykrzyknąłem zszokowany. – To, co robisz, jest obrzydliwe.
– To, co ty zrobiłeś – odparował – było niewiele lepsze.

*
William pojawił się swoim zwyczajem, nie wiadomo skąd i kiedy. Dokładnie tak samo, jak przed kilkudziesięcioma godzinami, gdy dławiąc się, leżałem na zimnym, mokrym bruku, zaś na moim gardle zaciskały się dłonie, skore odebrać życie. W ciemnej, wąskiej uliczce starego Edynburga, jawił się niczym wysłannik śmierci, zdolny do najobrzydliwszego czynu. Rozszerzyłem z przerażenia oczy a on się roześmiał.
– Wyglądasz, jakby cię dotknął upiór.
Tak też się czułem. Szybko przestał się śmiać, na powrót stając się ponurym drabem.
– Pamiętasz, co się wydarzyło przed dwoma dniami?
Przełknąłem ślinę i skinąłem głową. Nie sposób wyrzucić z pamięci tak okropnego czynu.
– Zasztyletowałem Bogu ducha winnego człowieka.
Żachnął się.
– To on cię napadł. Miałeś prawo się bronić. Gdybym przypadkiem nie przechodził obok i nie użyczył ci noża, to ty leżałbyś dzisiaj na stole u jakiegoś początkującego anatoma, nie on. Nie bój się, nikomu nie powiem. Labirynt uliczek Starego Miasta każdej nocy rodzi tuzin martwych ciał. Każdy mógł to uczynić. Nikt nie powiąże tego wydarzenia z tobą. O ile…
Urwał w pół zdania. Taksował mnie chwilę od podeszew przetartych buciorów po czubek filcowej czapki. Jego spojrzenie zdawało się palić mnie, niczym oddech smoka.
– Wiele nas łączy – podjął. – Więcej, niż to samo imię. Obaj potrafimy dochować tajemnicy. Nikomu nie powiem, co widziałem w tamtym zaułku.
– To ty mi podałeś nóż. Jesteś współwinny zbrodni.
Pokiwał głową, nie mówiąc ani słowa, i pociągnął mnie za sobą. Klucząc uliczkami Edynburga, uzmysłowiłem sobie, że bez niego już dawno bym zabłądził. Mimo to pewną nieprawidłowość zauważyłem bardzo szybko.
Poinformowany, że się oddalamy od cmentarza, William się uśmiechnął.
– Na cmentarzu nie byłem już chyba ze trzydzieści lat. Poza tym, nie jestem jedynym, robiącym interesy z doktorkiem. Bywa, że miejscowy cmentarz w nocy jest bardziej ludny niż reszta miasta – zachichotał.

*
– Widzisz ją?
Trudno było nie dojrzeć. Osoba, przechadzająca się kilkadziesiąt kroków od nas, oświetlona blaskiem najbliższej latarni, robiła wszystko, aby być widoczną.
– Kurewka.
– Nazywa się Sally Oates. Zasięgnąłem języka. Ma dwadzieścia dwa lata i nie istnieje nikt, kto by się o nią upomniał. Idealna.
Moja mamusia nie urodziła idioty. Sposób zdobywania ciał przez Williama już dawno przestał być dla mnie tajemnicą. Nie mam pojęcia, dlaczego dopuszczał obcego do swej, zapewne głęboko skrywanej tajemnicy, ryzykując naprawdę wiele. Tymczasem nie pozwolił mi długo bić się z myślami. Ujął mnie delikatnie za łokieć. W mroku bramy, w której od kilkunastu minut staliśmy, zdawał się być zbudowanym z cienia upiorem.
– Chodź, wspólniku – szepnął. – Zacieśnijmy mocniej nasze więzy milczenia.

Więź 2.0
Wstaję z ciężką głową, po nieprzespanej nocy. Rozpoczynam codzienną gonitwę. Budzenie dzieci, przygotowanie śniadania, wspólny posiłek. Wreszcie Ania pomaga ubrać się Jasiowi, cześć, cześć kochanie, całusy, zobaczymy się wieczorem, jutro tata ma urodziny, tak pamiętam i wyruszają do szkoły. Monika zbiera zabawki i też wychodzimy. W przedszkolu chwila przytulania, pa, buziaczki, kocham cię, baw się dobrze, będę przed czwartą. Wsiadam do auta, jadę. W pracy, dzień dobry Alina, jak dzieci, witam panie Prezesie, tak, na jutro będzie gotowe, wreszcie wpadam do mojego boksu. Uruchamiam komputer i idę do kuchni zrobić kawę. Wracam, stawiam kubek obok klawiatury, loguję się.
Czytam najnowsze wiadomości. Na forum 184 wpisy, nie jest źle, zdążę przeczytać zanim wezmę się za robotę. Zbych skomentował wczorajszy mecz. Piszę mu, że lepiej to już nie będą grali i wycofuję się z jałowej dyskusji. Frank zamieścił parę fajnych kawałów, pośmiałem się i wysłałam mailem Joli, niech się też pośmieje. Jarek zapytał jak sprawuje się nowy monitor, odpowiedziałem. Przejrzałem jeszcze resztę wpisów i wyłączyłem Firefoxa. Odebrałem maile. Pan Skolik prosi o opinię prawną dotyczącą przetargów. Jacek opisał wieczór z nową dziewczyną, odpowiedziałem, że ma dać sobie z nią spokój, przecież poznał w necie Kaśkę. Przed rozpoczęciem harówki wchodzę jeszcze raz na forum, przeglądam posty, odpisuję. Sprawdzam godzinę, dziesiąta. Uruchamiam aplikację biurową i piszę sprawozdanie dla Prezesa. Jednak po chwili przerywam, Patryk nic nie napisał od wczoraj, może coś się stało. Piszę PW i czekam. Nie odpowiada.
Wstaję i idę zrobić drugą kawę. Spotykam Kazika, cześć, cześć, jak leci, roboty nam dołożyli, a premię wzięli, oszołomy jedne. Uwalniam się od niego i pędzę do komputera.
Patryk nie odpisał, zaczynam się denerwować, piszę do Zosi czy coś wie. Odpowiada, że nie miała ostatnio od niego żadnej wiadomości. Pytamy się paru innych osób, nikt nic nie wie. Sprawdzam, czy był obecny na forum od wczoraj, był. Wracam do zestawienia, ale za chwilę przychodzi wiadomość od Zosi, rozmawiamy dalej. Dzwoni klient, zbywam go, bo zacząłem pomagać Rafie rozwiązać problemy z żoną. Wreszcie chwila odpoczynku i jem śniadanie. Trzeci raz rozpoczynam pracę, ale nie umiem się skupić. Rzucam na bok sprawozdanie dla szefa i poświęcam się całkowicie forum, jutro przecież też jest dzień.
Odwracam się, jak obok mnie rozpoczyna się większy ruch, koledzy skończyli pracę, pakuję się, winda, rozmowa, ciężki dzień dzisiaj miałem, ja też, przeklinam kierowców po drodze, odbieram Monikę. W domu jemy obiad, jak w szkole, jak w pracy, mamusia dzwoniła, tak kochanie, napraw lampkę u Jasia, ok, wyprasuj mi proszę koszulę.
Po wszystkim wpadam do pokoju i odwiedzam forum. Siedzę tak bardzo długo, omawiamy problemy alienacji we współczesnym społeczeństwie. Około drugiej w nocy kładę się prawie nieprzytomny obok Ani.
***
Pan Forum z uśmiechem zatarł ręce. Przywiązał nitkę z następną złapaną duszyczką do pulpitu i nalał sobie szklaneczkę whisky. Należała mu się.

Odcięcie
Zmęczony długim marszem człowiek rozejrzał się po ciemnym i cichym lesie. Między gałęziami migotały gwiazdy, z północy wiał delikatny wiatr, poruszając wierzchołkami drzew. Nie ma czasu na podziwianie widoków– pomyślał. Odgarnął ściółkę i rozpalił ogień. Krąg światła, bijącego z ogniska, wydzierał fragment świata ciemności, która stała się nieprzenikniona. Z torby wyciągnął kłębowisko sznurków wijące się niezliczonymi końcami, które zdawały się żyć własnym życiem. Przyglądał się chwilę dziwacznemu tworowi, po czym dobył noża i zaczął metodycznie odcinać zwisające z kłębowiska końcówki sznurka i odrzucać je w ciemność. Po pewnym czasie pozostała mu w rękach ciasno spleciona kula wielkości pięści, schował nóż i wrzucił ją do ognia. Niewielkie ognisko zamieniło się w oślepiającą kulę ognia.

W bladym świetle poranka dwaj mężczyźni przyglądali się uważnie wypalonemu plackowi ziemi. Wyższy przykucnął, rozgarnął ściółkę na brzegu wypalonego kręgu i podniósł się, chowając coś do kieszeni.
- Co tu jest grane? – zapytał drugi.
- Trop się urywa, a właściwie kończy wypaloną dziurą w ziemi – mruknął wysoki rozkładając bezradnie ręce.
- Tyle to akurat sam widzę, interesuje mnie jak to możliwe i co tu się właściwie stało. Nie mów mi, że nie masz pojęcia, bo dobrze widzę, że się domyślasz, tylko nie chcesz powiedzieć. Co schowałeś w kieszeni?
Wysoki podrapał się po głowie, skrzywił jakby jadł cytrynę i pokazał równo przycięty kawałek sznurka.
- Co to jest? Tylko nie mów, że sznurek. No?
- Nasz pilnie poszukiwany znajomy odszedł z tego świata – przemówił wreszcie wysoki zastanawiając się nad każdym wypowiadanym słowem.
- Znaczy, co? Zabił się, powiesił, na tym kawałku sznurka? A gdzie trup w takim razie?
- Nie – odpowiedział wysoki siadając na pieńku – przeciął wszystkie więzy jakie go trzymały na tym świecie, wszystko, co łączyło go z tym miejscem, zostało przecięte – kontynuował patrząc zrezygnowany na kawałek sznurka. – Musiał to przygotowywać latami, odnaleźć każdą nić, każdy splot, każdy węzeł… Nie sądziłem, że to możliwe.
- To znaczy, że uciekł nam i żyje? Gdzieś…
- Być może coś spaprał i szlag go trafił, ale na to bym nie liczył. Zresztą tak czy inaczej wymknął nam się, co jest groźnym precedensem, a sama możliwość, że jednak mu się udało… - wysoki pokręcił głową.
Drugi mężczyzna nic nie powiedział, tylko uważnie przyglądał się wysokiemu. W jego oczach malował się strach.

Przygody czarodzieja Ryśka: Prawda was wyzwoli
Zapadł zmierzch i blokowisko rozbłysło niezliczonymi światłami. Rysiek – na co dzień skromny urzędnik magistracki, w wolnych chwilach zaś czarodziej-amator – siedział przy stole zajmującym sporą część jego kawalerki i wertował "Rzucanie uroków dla idiotów".

– Już ja pokażę tym gnojkom, tym podjadkom biurowym – mruczał pod nosem, myśląc z wściekłością o kolegach z pracy. – Tak mnie potraktować! Jeszcze mnie popamiętają! Niedługo wszyscy zobaczą jakie z nich świnie. Ujawnię całą prawdę o podlecach!

Wreszcie znalazł formułę czaru wyzwalającego z więzów kłamstwa i dla pewności po raz kolejny uważnie ją przestudiował:

Weź szklaną popielniczkę, włóż do niej zdjęcie osoby, na którą chcesz rzucić urok i posyp je skrawkami odrzuconego podania, pociętego tępą żyletką o północy, gdy Księżyc jest w pełni. Dodaj pięć listków uschniętej paprotki spod okna oraz niedojedzoną kanapkę kierownika wydziału. Podpal to wszystko czarną zapalniczką i wymów zaklęcie Suscrofa, a wówczas prawda zajaśnieje niczym wyświetlacz twojego telefonu komórkowego.

Pod spodem znajdował się dopisek, na który domorosły mag nie zwrócił większej uwagi: A prawda cię wyzwoli.

Przedmioty niezbędne do odprawienia obrzędu czarodziej zbierał już od tygodnia, czasami z dużym poświęceniem. Na przykład kiedy w ostatni wtorek jego szef, kierownik Wydziału Oświaty, urządzał po pracy przyjęcie imieninowe, Rysiek podkradł z talerza zwierzchnika nadgryzioną kanapkę z szynką drobiową i ogórkiem. W pudle z rupieciami znalazł też stare podania o przedłużenie sesji egzaminacyjnej, które jako student co semestr składał w dziekanacie, z łatwym do przewidzenia rezultatem.

Mag odstawił podręcznik na półkę, rozłożył na stole wszystkie niezbędne ingrediencje, następnie zaś z wprawą zabrał się do dzieła. Umieścił w popielniczce cztery zdjęcia, położył na nich pozostałe składniki i podpalił. Gdy tylko skończył wymawiać zaklęcie "Suscrofa", kawalerkę wypełniło na moment jaskrawe światło. A potem zapadła ciemność.

Nagle w całym mieszkaniu rozległy się ciche pyknięcia. To znikały książki, gry komputerowe, a nawet stare hantle i pompka rowerowa. W ten sposób Rysiek wyzwolony został od wszystkich rzeczy, które pożyczył od nielubianych kolegów i zapomniał oddać.

Niebezpieczna opowieść
- Dziadku, opowiedz bajkę! – ryknęły chórem dzieci.
- Obiecaliście dać mi spokój w tym tygodniu.
- Ty też obiecałeś! – warknęła Wiśka, liderka podwórkowej społeczności.
- Dobrze. Opowiem kolejną baśń, chociaż nie wiecie, ile mnie to kosztuje.
Gdy rozpoczął, dzieci z zachwytu pootwierały usta. Odpłynęły do wykreowanych przez starca lądów; poczuły ciepło promieniujące od dobrych bohaterów i ciarki przechodzące po plecach, gdy w opowieści pojawiła się zła postać. Trans trwał aż do zakończenia, które, jak zwykle, było szczęśliwe i wszystkich satysfakcjonujące.

Wrócił do domu zrezygnowany. Wieczorem włączył radio, zajrzał do paru książek, ale na niczym się nie skupił. Wiedział, że w nocy przyjdzie dżin.
- Nie śpij, staruchu! - usłyszał głos. – Jak ci dzisiaj poszło?
- Nie kpij ze starego człowieka. Nawet jeśli stłukł butelkę.
- Ojoj, od razu „Nie kpij”. Pamiętaj, że jestem ci wdzięczny! Po tylu latach wreszcie odzyskałem wolność i znów cieszę się życiem.
- Więc daj mi spokój.
- Wiesz, że nie mogę. Jesteśmy z sobą związani na dobre i złe. Do końca.
- Mojego końca.
- Oczywiście, że twojego – dżin nie miał zamiaru maskować szyderstwa.
- Chciałbym, żeby już nastąpił.
- Również nie mogę się doczekać. Chętnie bym ci pomógł, ale mi nie wolno.
- Krzywdzisz mnie niemal codziennie.
- Ech tam, zaraz krzywdzę! Po prostu ustawicznie spełniam życzenie.
- W sposób karykaturalny.
- Chciałeś być sławny i podziwiany? Więc podziwiają cię wszystkie dzieciaki z podwórka. Ale ubaw!
Starzec westchnął, podrapał się po siwej brodzie i rzekł:
- Przestanę opowiadać baśnie.
- To dobrze. Wtedy umrzesz.
- Jesteś pewien?
- Taka była umowa. Ja daję ci sławę, a ty troszczysz się o nią do końca życia.
- Nienawidzę bachorów, baśni i fantasmagorii. Nie lubię opowiadać, to koniec!
Dżin uważniej przypatrzył się dziadkowi. Chciał się upewnić, że stary nie żartuje, że rzeczywiście znajduje się na skraju załamania, z którego tylko krok do rozwiązania ostatecznego.
- A więc kiedy?
- Jutro opowiem ostatnią baśń.
- Nie zgrywasz się?
Starzec zamiast odpowiedzi, wolno wycedził słowa:
- Powiedz mi jedno… na zakończenie. Zawsze chciałem o to zapytać.
- Wal!
- Gdybym nie stłukł butelki...
- Ha! Wtedy zostałbym twoim sługą. A ty? Na pewno byłbyś znanym pisarzem! Muzyki nie lubisz, aktora bym z ciebie nie zrobił, polityką się brzydzisz. Zatem tylko w ten sposób mógłbym spełnić życzenie sławy. Kto wie, może dostałbyś Nobla?

Dzieci słuchały z zapartym tchem, a łzy walczyły o pierwszeństwo z grymasami. Dziadek skończył opowieść i tym razem zamiast aplauzu reakcją była zupełna cisza. Pierwsza z odrętwienia wyrwała się Wiśka. Dała znak najlepszym koleżankom oraz kilku chłopakom, i wszyscy skryli się w kąciku podwórka.
Gdy przyszedł dżin, dzieci były gotowe. Nie podejrzewający niczego niewdzięcznik poślizgnął się na skórce od banana i został wepchnięty do butelki. Natychmiast skwaśniała mu mina i znikła zadziorność. Wiśka od razu wbiła korek, podniosła butelkę na wysokość oczu i nie zważając, że było jeszcze za wcześnie na wypowiedzenie życzenia, rzekła:
- Chcę Nobla. Koniecznie z literatury.

Gnoriusz dobija targu
- Cofnij zaklęcie - warknął Gnoriusz, opierając się pięściami o blat biurka, za którym siedział magicznik Aktus. - Ale już!
Tamten pogładził się po krzaczastej brodzie.
- Dlaczego? - spytał z niewinną miną.
- Bo nie podoba mi się, że jestem tu więźniem! - rozgniewany kupiec omiótł gestem ściany pomieszczenia. - Chcę wyjść!
- Przecież przed chwilą wyszedłeś.
- Tak, ale jak tylko dotarłem do furtki stało się coś dziwnego. Poczułem potworny żal, że muszę opuścić to miejsce. Do ciężkiej cholery, nie wzruszam się nawet na najsmutniejszych operach, a tu zrobiło mi się tak przykro, że od razu zalałem się łzami!
- Trzeba było poprosić kogoś o chusteczkę - zauważył Aktus.
- Bardzo zabawne! - burknął gość. - Dopadł mnie tak spazmatyczny szloch, że od razu musiałem wrócić. Przeszło mi dopiero pod twoimi drzwiami, więc nie kręć mi tu, że to nie twoja sprawka. Co na mnie rzuciłeś?
Magicznik przewrócił oczami.
- Jesienny Sentyment - westchnął. - Przywiązuje człowieka do miejsc albo przedmiotów i wywołuje rozpacz, gdy tylko utraci się z nimi kontakt.
- I co, przywiązałeś mnie do swojego domu? Nic z tego, chcę wyjść!
- Ależ wyjdziesz. Jak tylko ponegocjujemy.
- Nie będzie żadnych negocjacji! Chcesz kupić te dwadzieścia zwojów jedwabiu - pogadaj z kimś innym. Marne sto sztuk złota, które za nie proponujesz to jakiś absurd. Towar jest wart trzy razy tyle.
- Ale ja lubię jedwab.
- A ja rozsądne ceny. A teraz zdejmuj zaklęcie, albo doniosę na ciebie w Gildii! - na dobre rozwścieczył się Gnoriusz. - Używasz zaklęć w rozmowach handlowych! Wiesz, ilu magiczników zawisło na haku za takie praktyki?
Aktus zrobił skwaszoną minę.
- No dobrze - westchnął zrezygnowany. - Dam trzysta sztuk złota.
Kupiec wbił weń uważne spojrzenie, trawiąc propozycję.
- Proszę, proszę - rzekł łagodniejszym tonem - może jednak się dogadamy.
I tak dobili targu. Gnoriusz schował za pazuchę mieszek ze złotem i zobowiązał się na piśmie, że transport jedwabiu jeszcze dziś dotrze do klienta. Wtedy Aktus wykonał w powietrzu znak neutralizujący czar. Kupiec ruszył do wyjścia.
Magicznik pomachał mu koślawo na pożegnanie, uśmiechając się ukradkiem.

***

Gdy tylko Gnoriusz znalazł się na ulicy, odetchnął z ulgą. Tym razem obeszło się bez nieprzyjemnych objawów.
Wtedy zza rogu wyłoniła się furmanka z nawozem. Pojazd kołysał się, skrzypiał i cuchnął tak okrutnie, że przechodnie krzywili się i uciekali, przesłaniając nosy chusteczkami.
Gnoriusz zamarł jednak na ten widok, wbijając w wóz rozmarzone spojrzenie.
- Jaki piękny! - wykrzyknął.
Woźnica spojrzał na kupca nieufnie, po czym pogonił szkapę, by jak najszybciej ominąć wariata. Ten jednak puścił się w pogoń, machając rękami i wołając z zachwytem:
- Cudny! Mogę się przejechać? Proszę, proszę, proszę! A można go kupić? Ile pan chce?
Przerażony woźnica robił, co mógł, ale nie był w stanie rozpędzić furmanki na tyle, by uciec natrętowi. Poddał się dwie mile dalej, gdzie sprzedał wóz wraz z ładunkiem za pięćset sztuk złota i czterdzieści zwojów najdroższych, zamorskich tkanin.
Całe miasto do dziś powtarza, że tamtego dnia Gnoriusz zrobił wyjątkowo *beep* interes.

Miejsce Dalii
Więzy, które krępowały Dalię nie były w żadnym sensie fizyczne. Nie oplatały jej nóg ani rąk i gdyby tylko chciała mogłaby opuścić pomieszczenie, w którym spędziła ostatni rok. Mały, słabo oświetlony pokoik na ostatnim piętrze dwunastokondygnacyjnego bloku, chowającego się w dżungli drapaczy chmur, niczym źdźbło trawy pośród potężnych i posępnych drzew.

Odkąd zginął Ojciec, zupełnie nie czuła potrzeby wychodzenia. A nawet wcześniej opuszczała swoje miejsce sporadycznie i niechętnie, z lękiem i obawą. Tutaj miała wszystko co potrzebne. Bezpieczeństwo, zasoby, pracę wraz z wspaniałymi przyjaciółmi, których trójwymiarowe awatary prezentował wyświetlacz, no i papierową książkę o śpiącej królewnie i księciu... Od czasu do czasu lubiła też zabsorbować historie opowiadane przez ludzi żyjących w zewnętrznym świecie. Dziwni byli, ale poszerzanie horyzontów i zdobywanie wiedzy stanowiło jedno z ulubionych zajęć Dalii. I przypominali jej Ojca.

Tak minął kolejny rok i jeszcze jeden, a wtedy przyszedł on.

Najpierw pojawił się na wyświetlaczu. Fuj. Jaki brzydki i nietaktowny. Nie miał awataru, tylko obraz prawdziwego siebie. Tak obrzydliwie niedoskonały… Sama nie znała powodu dla którego zgodziła się aby zajął sąsiednie pomieszczenie. Mówił dużo wolno i nie używał korektora. Zdziwił się, że ma książkę i rzucił uwagę, że ona zbójecka jest. Dziwny był, ale lubiła go. Inaczej niż Ojca.

Pojawiał się co drugi dzień na godzinę lub dwie, a niekiedy nawet dłużej. Z czasem przestał przeszkadzać jej wygląd Piotra, tak się przedstawił. Rozmawiali o tym i o tamtym. Bawił historiami o świecie zewnętrznym namawiając by go zobaczyła, ona zachwalała zaś to co wewnątrz - system. I o książkach rozmawiali – przyniósł dwie nowe. Mówił też coś o miłości i chciał w jej dłonie słońce z pomarańczy składać. Dziwne to było wszystko i trochę straszne, ale wspaniałe, kiedy przesiadywał w sąsiednim pomieszczeniu, a ona oglądała go na ekranie takim jakim był. Prosił nawet, żeby mógł ją również zobaczyć. Dzikus jeden... Miała przecież taki doskonały awatar.

I tak minął rok i kolejny, aż nastał dzień, a później następny i jeszcze kilka takich gdy go nie było. Smutek ogarnął Dalię, więc przemodelowała emocje i od razu stało się weselej, jednak wciąż czekała, bo jakoś pusto się zrobiło. Minęły jeszcze inne dni, a któryś z nich przyniósł komunikat. Piotr informował, że już nie może przyjść – choroba. Nie mogła zrozumieć jak można być tak skrępowanym przez ideę, by odmówić sobie mechanicznej regeneracji. Prosił, żeby ona przyszła. Zaproponowała, że mogą rozmawiać przez komunikator. Nie chciał, a przecież wcześniej mu to nie przeszkadzało.

Czasami myślała, żeby jednak pójść, zwłaszcza gdy czytała te książki. Ale przecież tutaj miała wszystko. Bezpieczne miejsce, zasoby i pracę z trójwymiarowymi awatarami przyjaciół. Poza tym… Poza tym nie chciała… Nie chciała, aby się dowiedział, że ona… Że ma ten blaszany korpus i małe tytanowe rączki, a w środku jest tylko programem pełnym błędów. Przecież wtedy nie mógłby jej pokochać… Prawda?

Opowieść wigilijna
Przy tej robocie Romanowi nigdy nie drgnęła powieka. Szybkim ruchem spuszczał ostrze tasaka na karpie truchła. Raz i drugi zdarzyło się, że ryba nie była jeszcze całkiem martwa - wówczas krew bryzgała to na ścianę, to na Halinkę, małżonkę Romana. Oboje wybuchali wówczas nerwowo-sardonicznym chichotem, jak dwoje spiskowców, mordujących swą ofiarę. Halinka skrzętnie usuwała wszystkie ślady, do późna pucując kuchnię. Roman rżnął, kroił, filetował i siekał rybę, oprawiał warzywa, zgrzytając nożem na szklanej podkładce do krojenia. Od lat, powiadał, tradycyjnego karpia w galarecie, w tej rodzinie, akhem, mój drogi synu, przygotowują mężczyźni. Takoż i ty, perorował, zawzięcie wymachując okrwawionym, omarchewczonym i zapietruszczonym ostrzem, kiedyś przejmiesz tę, akhem, tradycję, która trzyma naszą rodzinę razem. A mały Cyprian słuchał uważnie, nocami śniąc o wyłupiastych oczach karpi.

Lata mijały, niestrudzenie odmierzane ostrzem opadającego tasaka. Mały Cyprian zamienił się w całkiem sporego Cypriana i nadszedł dzień, w którym to on miał przejąć obowiązki pana domu. Długo szykował się do tej doniosłej chwili. Dokładnie wyszorował ręce, założył świeżą koszulę. Wreszcie zdecydował się. Wstał i jednym, szybkim ruchem spuścił ostrze tasaka na kark swojego ojca. Krew bryzgnęła na ścianę i panią Halinkę. Kiedy wyciągał narzędzie z rany, kość zgrzytnęła o metal, ale pani Halinka spała snem sprawiedliwego. Cyprian wzniósł tasak jeszcze raz, oddzielając głowę od ciała matki.

Czekało go jeszcze dużo pracy. Obrać warzywa, posiekać mięso, ugotować wywar z kości i poczekać, aż przepyszna galareta wystygnie. W tym roku Wigilia przyniesie jego rodzinie prawdziwą bliskość.

Jak śliwka
Na rękach miałem więzy, a przed oczami mroczki. A właściwie Mroczki. Tańczące. Prawdziwy koszmar, ale cóż mogłem zrobić? Gdybym miał jakąkolwiek możliwość, wyłączyłbym to paskudztwo w cholerę. Ta opcja, ku mojej rozpaczy, nie wchodziła jednak w grę. Byłem przywiązany do fotela, w telewizji puszczali „Taniec z Mroczkami” czy inny szajs, a ja musiałem to oglądać. Gdybym jeszcze mógł zamknąć oczy… Muzyka nie była w końcu taka zła… W tym odcinku cudowni bliźniacy tańczyli do przebojów Michaela Jacksona. Akurat wypadała rocznica jego śmierci. Ach, z jaką przyjemnością wysłałbym tych dwóch przebrzydłych sukinkotów w zaświaty, nie męczyliby wtedy mnie, tylko katowali wrażliwość muzyczną chórów anielskich.
Ale, ale. Mówiłem o oczach. Zamknąć ich nie mogłem, bo ktoś się tu naoglądał za dużo „Mechanicznej Pomarańczy”. Mechanizm tej rzeczy opinającej mi głowę był podobny i niestety równie skuteczny. Efektem był przymus patrzenia na podrygujące we wszystkie strony wybryki polskiej „kinematografii”.
Czemu znalazłem się w takim położeniu? Cóż, nie jest to powód do chwały. Rzekłbym nawet, że powód ów był, jakby to najlepiej ująć, banalny? Przede wszystkim wiecie jak to jest z kobietami, prawda? Jeśli nie jest oczkiem w twojej głowie, zaczynają się problemy. W moim przypadku były one tym większe, że trafiłem na fanatyczną wielbicielkę polskich seriali. Nie byłoby w tym nic strasznego, ale niestety swego czasu powiedziałem parę słów za dużo. Teraz wiem, że mogłem nie nazywać pana Władysława zramolałym starym warzywem i oszczędzić doktorowi Burskiemu słów o kozim pedofilu. Niestety jasnowidzem nigdy nie byłem. Teraz już bym się nie odważył używać takich słów w odniesieniu do tych wspaniałych postaci…
Szarpnąłem się gwałtownie w fotelu, gdy moje zmysły po raz kolejny zaatakowały słowa wylewnych podziękowań dla wspaniałej publiczności. Znałem to wszystko na pamięć, odcinek, który aktualnie na moich oczach zbliżał się do zakończenia, oglądałem już siódmy raz. Męki były potworne. Niestety więzy trzymały wciąż bardzo dobrze, marzenia o wyzwoleniu były czystą mrzonką.
Nagle skrzypnęły drzwi. Drgnąłem. Może to odsiecz dostała się w końcu do tego domu, pokonała siły zła i przyszła by mnie oswobodzić?
- Witaj kochanie, mam nadzieję, że show ci się podoba – głos, który rozległ się za moimi plecami zamordował wszelką nadzieję, która rodziła się w moim sercu. – Czas zmienić repertuar.
Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Patrzyłem tylko, jak moja małżonka podchodzi do odtwarzacza i wyjmuje z niego płytę. Błoga cisza rozlała się po pomieszczeniu, będąc w tym momencie najwspanialszą muzyką dla moich uszu. Miałem nadzieję, że ten koszmar właśnie się kończy.
- Teraz posłuchasz czegoś żywszego – powiedziała, machając mi przed oczami kolejnym krążkiem dvd.
Odwróciła się, podeszła do odtwarzacza i umieściła dysk w kieszeni. Płyta powoli wjechała do środka, a żona skierowała się do wyjścia, usłyszałem jeszcze tylko jak uderza w pilota, przycisk „play” poprawnie wykonał swoje zadanie i na ekranie ukazało się to, co chciała mi pokazać.
Jęknąłem, gdy w cichym przez chwilę pokoju rozbrzmiały te potworne słowa:
- Maciek! Co się stało?

I poza konkursem:
Więzy
Ból rozrywał jego ciało niczym tysiące zębów. Magiczne bariery przygniatały go do wnętrza kręgu, paliły każdy fragment jego ciała. Szarpnął się potężnie, ale pulsujące mocą więzy trzymały mocno, przy każdym gwałtowniejszym ruchu zaciskając się coraz mocniej. Wyszczerzył kły i zawył z wściekłością. Kropelki śliny wyparowały z sykiem w zetknięciu z tajemnymi znakami wyrytymi na kamiennym podłożu.
Starzec stał spokojnie kilka kroków przed nim, z wyrazem determinacji na twarzy. Ryki demona nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia.
- Daj mi to czego chcę, to puszczę cię wolno – powtórzył po raz kolejny tej nocy. Demon odpowiedział potwornym wyciem i kolejną próbą przerwania magicznych osłon. Komnata na chwilę zalśniła ciemnofioletowym blaskiem, gdy moc skumulowana w kręgu przygięła czerwonawe cielsko do podłoża. W powietrzu rozszedł się swąd przypominający palone kości. Demon ryknął przejmująco, z bólu i bezsilności.
Starzec westchnął i podszedł do stołu zastawionego alchemicznymi utensyliami, księgami i niezliczoną ilością różnorakiego drobiazgu. Sięgnął po karafkę z rżniętego kryształu wypełnioną rubinowym płynem i srebrny puchar.
- Daj mi to czego chcę, a będziesz wolny – powtórzył nalewając trunku i zerkając w stronę demona. Wyciągnął puchar w jego stronę w szyderczym toaście i wypił. Płyn rozlał się po ciele ognistym gorącem, przywracając energię w zmęczonych członkach. W głowie mu pojaśniało.
- Daj mi to czego chcę – powtórzył mrużąc oczy.
- Nigdy – głos demona przypominał odległy grzmot.
Starzec przez chwilę patrzył na niego smutno, po czym nakreślił skomplikowany wzór który rozjarzył się w powietrzu. Bariery rozciągnięte nad kręgiem zalśniły zielenią i fioletem, po czym z ogłuszającym hukiem spadły na demona. Wrzask odbił się od okrągłych ścian komnaty, smród był tym razem tak silny, że ledwo dało się go wytrzymać. Olbrzymie, czerwonawe cielsko pośrodku kręgu wyglądało jakby płonęło. Demon targnął się z całej siły, lecz magiczne więzy utrzymujące jego kończyny zacisnęły się wgryzając się w mięso z upiornym mlaśnięciem. Wrzask przeszedł w przeszywający wizg.
Starzec machnął palcami i wzór rozwiał się powoli. Bariery uniosły się nieco nad drgającym pod nimi kształtem, więzy poluzowały. Demon podniósł swój olbrzymi łeb i spojrzał na starca. Czerń wypełniająca całe ślepia zdawała się lśnić jakimś upiornym blaskiem.
- Będziesz wił się w męczarniach całą wieczność robaku. Nie zaznasz ukojenia aż ostatnie gwiazdy nie ostygną na niebie, a ziemia nie zamieni się w pył. Poznasz taki ból o jakim nie śniłeś, sprawię…
- Najpierw musisz się wydostać – przerwał starzec – Więc na razie o zadawaniu cierpienia mogę mówić tylko ja.
- To kwestia czasu magu – demon rozwarł paszczę ukazując ostre kły – Twoje bariery nie utrzymają mnie na długo.
- Utrzymają – mag zmrużył oczy – To naprawdę potężna magia. Być może najpotężniejsza jaką tylko jest w stanie stworzyć człowiek. Będzie działać także po mojej śmierci, a tylko ja wiem jak zdjąć więzy. Gdyby było inaczej, już dawno byś je zerwał. Masz tylko jedno wyjście. Dasz mi to czego pragnę.
- Jesteś głupcem magu. To czego żądasz, nie będzie trwało wiecznie. Mylisz nieśmiertelność z nienaturalnym wydłużeniem twojego nędznego żywota. Nie przestaniesz się starzeć, będziesz patrzył jak twoje ciało powoli gnije i rozpada się. Aż nie pozostanie nic prócz prochów, które rozwieje wiatr. A ty będziesz się błąkał szalony i samotny, aż nie minie czas wszechrzeczy. – demon mlasnął długim jęzorem – Ale jeżeli naprawdę tego chcesz to tak się stanie.
Starzec przez chwilę wpatrywał się w czarne ślepia z niedowierzaniem, po czym wybuchnął śmiechem.
- To ja jestem głupcem? Nie chcę uciekać przed śmiercią. Chcę ją zwyciężyć.
- To niemożliwe – demon wyszczerzył kły w uśmiechu – Taka magia nie istnieje.
- Istnieje. I wiem jaka to magia. Musisz dać mi słowo demonie. Słowo, że spełnisz jedno moje życzenie. To wszystko – starzec wpatrywał się z napięciem w czerwony pysk – To wystarczy.
- A jakie to niby życzenie? – na pysku odmalowała się drwina – Zdradź mi je, a ja ocenię, czy jestem w stanie je spełnić.
- Moja moc, w zamian za twoją – na twarzy maga napięcie mieszało się z nadzieją. Demon ryknął śmiechem.
- Naprawdę jesteś głupcem, skoro w takiej sytuacji żądasz akurat tego. Nie wiesz z czym to się wiąże.
- Wiem – starzec wyprostował się i spojrzał mu prosto w ślepia – Ponad pięć dekad swojego życia poświęciłem na szukanie tej wiedzy. Dopuściłem się wszelkich możliwych czynów, aby pozyskać składniki, strzępki ksiąg i zapiski starożytnych mistrzów. Ta wiedza leżała pogrzebana przez wieki, ale ja ją wskrzesiłem. Poskładałem fragment po fragmencie, aż wreszcie odnalazłem to czego szukałem. Ostatnim fragmentem układanki jesteś ty. Nie oszukasz mnie, nie zwiedziesz swoimi kłamstwami. Ja wiem demonie. Wiem wszystko o czym nie chcesz mi powiedzieć. Teraz tylko odpowiedz - dasz mi to czego pragnę, na co zasługuje? Czy wolisz gnić tutaj samotnie, cierpiąc męki?
- Twoja wiedza musi zaiste być ogromna magu, podobnie twoja moc, jeżeli nie lękasz się tego co cię czeka. – demon uśmiechał się paskudnie – Wiesz, że oddając ci swoją moc, stanę się śmiertelny? Jaką mam pewność, że mnie wtedy nie zniszczysz?
- Masz moje słowo.
- Słowo – paszcza wykrzywiła się drwiąco, a olbrzymie mięsnie zafalowały – Co mi po twoim słowie magu? Słowo można rzucać od niechcenia i równie łatwo się go wyprzeć.
Starzec podszedł do stołu. Podniósł pożółkły pergamin, zapisany symbolami i znakami. Spomiędzy szat wyciągnął sztylet. Szybkim ruchem przesunął ostrzem po wnętrzu dłoni. Na pergamin pociekła krew. Spojrzał na demona, którego paszcza wyrażała bezgraniczne zdumienie.
- Widzisz to? – mag podsunął pergamin do kręgu – Tak złożonej przysięgi nie da się cofnąć. Jeżeli spełnisz moje życzenie, odejdziesz wolny, a ja pozwolę zachować Ci życie.
Demon wpatrywał się maga, jakby zastanawiając się nad podjęciem decyzji. W końcu wyszczerzył kły.
Komnata zawirowała, świat rozmył się, zakrzywił, wibrując dźwiękami, pełen pulsujących, zlewających się ze sobą barw. Przestrzeń pękła wyjąc przeraźliwie. A potem zapadła cisza, przerywana jedynie trzeszczeniem magicznych barier rozpiętych nad kręgiem.
Mag stał oszołomiony, wpatrując się z niedowierzaniem we własne dłonie. Dotknął twarzy, pokrytej sprężystą, młodą skórą. Na próbę napiął mięśnie, rozprostował ramiona.
Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi, który zmienił się w drwiący uśmiech w momencie gdy jego oczy spotkały się ze ślepiami demona. Czerwone cielsko, pomarszczone i chude, tkwiło pośrodku kręgu, spętane magicznymi więzami. Demon targał się wyjąc, a bariery trzeszczały i błyszczały zielenią i fioletem. Mag rozejrzał się po komnacie, jakby czegoś szukając. W końcu jego wzrok skupił się na zbryzganym krwią pergaminie. Podniósł go, zwinął delikatnie i ukrył w szatach. Jakby od niechcenie nakreślił w powietrzu skomplikowany wzór, który zawisł rozedrgany w powietrzu przed nim. Z kręgu dobiegł wrzask demona, w komnacie rozszedł się smród palonych kości. Mag sycił się przez chwilę widokiem, po czym odwrócił się do ciężkich, okutych drzwi. Już na progu obejrzał się i spojrzał ostatni raz w czarne ślepia.
- Mówiłem, że jesteś głupcem starcze. Ale dziękuję ci za słowo. Wykorzystam je mądrze, gdybyś jednak znalazł sposób na to, żeby się uwolnić. Uprzedzałem cię, że nieśmiertelność to ułuda. I jak wszystko, ona też ma swoją cenę.
Drzwi zamknęły się ze zgrzytem. Komnata płonęła fioletowo-zielonym blaskiem, rzucającym na jej ściany rozedrgane cienie. Pośrodku kręgu wiło się czerwone cielsko, o starczej twarzy wykrzywionej niewyobrażalnym cierpieniem. Powietrze przeszywał wibrujący wizg, potężniejący za każdym razem, gdy demon próbował zerwać więzy. Ale te tylko zaciskały się coraz mocniej.
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 10:01   

Moi drodzy autorzy, nie jestem dziś specjalnie przytomna, więc jeśli ktoś nie widzi swojego szorta (wyrzuciłam podwójne), albo nie widzi tytułu, albo kursywy, albo puenty, albo chce jeszcze zmienić tytuł, to proszę się odzywać na priv. Nie chciało mi się sprawdzać błędów i liczyc znaków, mam nadzieję że pod tym względem jest OK.
Moi drodzy czytacze, wstrzymajcie się z głosowaniem. Ale jakieś 24 godziny, nie więcej ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 20 Listopada 2009, 10:25   

Ale komentować można? :)
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 10:31   

Jasne, nawet trzeba :)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 20 Listopada 2009, 11:34   

Martva napisał/a
Nie chciało mi się sprawdzać błędów i liczyc znaków, mam nadzieję że pod tym względem jest OK.


ja bym proponował policzyć znaki w szorcie "Więzy". tak na oko ze sześć - siedem tysięcy ich jest. przesada chyba troszkę. mimo wszystko, proszę Was.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 20 Listopada 2009, 11:38   

Cholibka, faktycznie. Dokładnie 7 766 znaków. :shock:
 
 
Zgaga 
Nerwus


Posty: 5716
Skąd: Grochów
Wysłany: 20 Listopada 2009, 11:39   

to jeszcze szort?
_________________
Posiadanie książki jest formą lektury
- J. Pilch
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 20 Listopada 2009, 11:40   

To już dwa szorty. ;)
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 11:54   

Tak, zwrócono mi na to uwagę, napisałam pw do autora, bo nie mam pomysłu co z tym zrobić - niestety dostałam szorta jak mnie nie było w domu, wkleiłam rano w stanie niezbyt przytomnym, a jak się wkleja w to takie małe okienko, to nie widać długości. Dlatego właśnie proszę o wstrzymania się od głosu (nie czytanie i nie komentowanie, tylko nie głosowanie. Zaznaczam, chwilowe).
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 20 Listopada 2009, 12:18   

Przy powiedzmy stu znakach okej, można przymknąć oko, ale gdy short jest dwa razy dłuższy niż limit pozwala, myślę, że powinno się go wywalić.
Po coś ów limit chyba jest ustalany, prawda?
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 20 Listopada 2009, 12:19   

Łał, całkiem sporo szorcików. Więzy faktycznie takie długaśne są, jakim cudem? :shock:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 12:24   

Ja nie wiem, czekam aż autor się odezwie, może ma pomysł jak to skrócić.
Uch, nigdy więcej nie robić tematów szortowych w stanie mało przytomnym... :|
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 20 Listopada 2009, 12:25   

E tam, w sumie to nie wina nieprzytomności Twojej tylko autora, nie doczytał chyba, że miało być 3000 znaków nie wariacje na temat :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Marcin Robert 
Orient Men


Posty: 1476
Skąd: Nowy Targ
Wysłany: 20 Listopada 2009, 13:35   

W takim razie można jeszcze dziś do północy wprowadzić niewielkie kosmetyczne poprawki? :D
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 13:39   

A, w sumie to że ja mam zły dzień nie oznacza że wszyscy muszą go mieć ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Rafał 
.

Posty: 14552
Skąd: Że: Znowu:
Wysłany: 20 Listopada 2009, 14:52   

PIERWSZY !!!

Nasiono z ruin Dawnshire
Trochę pokręcone, trochę przegadane, mam wrażenie chwiejności narracji, ale chwilami można się było poczuć jak w tym zrujnowanym pałacu.
List miłosny
Podmiot nie je, ani nie pije, ani nie oddycha. Nie rusza mnie ani trochę.
Powrót
Bo ja wiem, mam alergie na karczmy, dziewki i trunki, nie ratuje sytuacji nawet robot R2D2, sorki, OO6.
Ukryte pragnienia
Ms Magoo znów w akcji, tym razem na różowo, całkiem zgrabnie i powabnie, tylko czy elementem fantastycznym w szorcie jest jedynie ten rozdwojony język? Mam zgryza, bo technicznie świetnie, ale jakiś taki pornosik z tego przebija, musze przemyśleć.
Więzy krwi
Też jakby przegadane, choć z drugiej strony wymagałoby może pewnego dopowiedzenia. Jeszcze się zastanowię. Ale niezłe.
Opowieść szpitalna
Ależ zakręcony szorcik, dokładnie jak słoiczek twist, nawet nie próbuje zgadywać o czym jest, fragmentami nawet zabawny, przypomina trochę martvicę mózgu Jacksona na wesoło.
Monolog
Też zagwozdka, o co w tym chodzi? Pokręcone to za bardzo.
Więzy milczenia
Dobry warsztat przebija z tego skądinąd banalnego tekstu. Autorko/autorze jesteś gotowa/gotów.
Więź 2.0
A tutaj trzeba jeszcze szlifować, szlifować i szlifować.
Odcięcie
Świetne! I pomysł i wykonanie, brawo. Możliwe, że wymaga kosmetyki tu i ówdzie, ale jest dobrze.
Przygody czarodzieja Ryśka: Prawda was wyzwoli
Fajne! Całkiem nielogiczne i pokrętne, ale podobało mi się, ma jakiś taki dynks w sobie, który cieszy człowieka.
Niebezpieczna opowieść
Bardzo dobre. Polecam początkującym pisarzom.
Więzy
Ciekawe opowiadanko, bo to chyba opowiadanko. Wydaje mi się, że dobrze by się czuło w dłuższej formie. Dodać mu początek, jakieś wątki poboczne i słać do druku.
Gnoriusz dobija targu
Sympatyczna anegdotka, całkiem zgrabna, choć do podkręcenia, ot, taka wprawka.
Miejsce Dalii
Z tego mogłoby być coś, a nawet Coś. Do szlifowania autorko/torze, nagiąć karku i szlifować, szlifować, szlifować …
Opowieść wigilijna
Error 404: motive brak
Jak śliwka
No! Ale co on zaczął oglądać? Na poważnie to było już trochę takich klimatów.
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 16:41   

Rafał, dzięki za opinie :bravo
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
mBiko 
Кощей


Posty: 17377
Skąd: The Boat
Wysłany: 20 Listopada 2009, 17:54   

Jak na lekko paniczne doniesienia, to sporo tych sznurowadeł się nazbierało.

Moim zdaniem szort przekraczający ustalenia w sposób tak drastyczny powinien zostać zdyskwalifikowany.
_________________
Wcale nie jestem pod wypływem kolaholu niek jaktórzy w zas pogli momyśleć.
Nie niestem jawet wpiłowie tak pojany jak pożecie mymyśleć.
 
 
dalambert 
Agent Chaosu


Posty: 23516
Skąd: Grochów
Wysłany: 20 Listopada 2009, 20:06   

mBiko, Osobiscie uwazam, ze poprostu nie powinno się na niego głosować, ale nie wywalać.
_________________
Boże chroń Królową - Dalambert
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 20:12   

To może zrobimy tak że go wywalę z ankiety, a samego szorta przesunę na koniec? Kto chce, przeczyta, jakieś uwagi się na pewno autorowi przydadzą, ale możliwość głosowania na ten tekst nie jest specjalnie uczciwa wobec reszty. Co myślicie?
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 20 Listopada 2009, 20:25   

Martva, myślę, że to dobry pomysł.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
mBiko 
Кощей


Posty: 17377
Skąd: The Boat
Wysłany: 20 Listopada 2009, 21:19   

Jest to jakaś forma dyskwalifikacji. Jestem za.
_________________
Wcale nie jestem pod wypływem kolaholu niek jaktórzy w zas pogli momyśleć.
Nie niestem jawet wpiłowie tak pojany jak pożecie mymyśleć.
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 20 Listopada 2009, 21:25   

Ja tyż, ino mig, zanim ktoś zagłosuje :P

Ale trochę się Pani Gospodyni nie popisała tym wpuszczeniem takich rybaczków między szorty. :twisted:
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 21:26   

Przesunęłam 'Więzy' na koniec, ale nie mogę modyfikować ankiety :( Czy jest tu jakis mod?

EDIT: bo widzisz, Ozzy, jakoś tak bez sensu ufam autorom. Wiem, głupia jestem.
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 20 Listopada 2009, 21:30   

zgłoś swojego posta do moderancji ;P:

A widzisz zawsze uważałem, że to podstępne bestie :wink:
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
 
 
Albion 
Kapitan Kirk


Posty: 1127
Skąd: Warsaw City
Wysłany: 20 Listopada 2009, 21:56   

Przyznaję się, że to ja popełniłem Więzy. Daaawno mnie nie było i rzeczywiście nie zwróciłem uwagi na limit znaków.
Upraszam więc łaski, łba mi nie ścinać, jeno wywalić ten pomiot z listy, żeby głosującym w głowach nie mieszać.
Oficjalnie się dyskwalifikuję.
_________________
"Historia uczy tego, że ludzie niczego nie uczą się z historii"
(\_/)
(O.o) This is Bunny. Add Bunny to your signature
(> <) to help him achieve world domination.
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 20 Listopada 2009, 22:14   

Albion, twoja wola. Może wklej do "Naszej twórczości" skoro już tekst wypłynął to warto, żeby ten i ów go skomentował.
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
 
 
Rafał 
.

Posty: 14552
Skąd: Że: Znowu:
Wysłany: 20 Listopada 2009, 22:29   

Albion napisał/a
Oficjalnie się dyskwalifikuję.
A może po prostu weź nożyczki i okrój deczko tekst?
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 20 Listopada 2009, 22:34   

Rafał, deczko jednak za późno już na to. Był limit, był termin - bez przesady. Natomiast na pewno szkoda wywalać całkiem.
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 20 Listopada 2009, 22:38   

Dlatego ja bym go tak zostawiła pozakonkursowo, żeby się na komentarze załapał. Tylko z ankiety nie wyrzucę, bo nie mam możliwości :(
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group