Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
W stronę fantastyki - moje opowiadania
Autor Wiadomość
jacek.tabisz 
Gollum

Posty: 5
Skąd: Wrocław
Wysłany: 20 Kwietnia 2009, 16:40   W stronę fantastyki - moje opowiadania

Żelazny most.




Słońce spogląda przez żelazne przęsła mostu. Ptaki odrywają się z jego szerokich łuków, by ruszyć w pogoń za gwiazdą dnia. Nie widać brzegów, które są tu złączone. Rdzewiejący, żelazny pas ciągnie się w nieskończoność. Horyzont zaciera jego linię z jednej i z drugiej strony. Puste pociągi gnają z łoskotem po lśniących od deszczu szynach. Ich szare światła płoszą pokłady mgieł, które są chmurami wezbranymi nisko. Most woła burze i deszcze. Co jakiś czas ostrze pioruna rozrywa ciszę i na powrót ją spaja. Na samym środku mostu, a wszędzie jest jego środek, wznoszą się domy zbite z desek zmurszałych podkładów. Ich mieszkańcy spuszczają w dół sieci na długich jak czas linach, sięgając nimi mitycznego morza, którego fal tutaj nawet nie słychać. Żelazne korby dźwięczą nieprzyjemnie przez całe noce i dnie. Gdy nadchodzi czas połowu, ludzie czekają długie godziny by ujrzeć upragniony posiłek. Gdy w sieć zaplączą się wodorosty, posłużą do splatania nowych sieci i do tkania nietrwałych ubrań, które zbyt szybko zamieniają się w łachmany. Mieszkańcy mostu są bladzi i niscy. Ich oczy są zimne i pełne głodu. Odrywam się od spojrzenia jednej z takich twarzy i drżącym głosem pytam sam siebie.
- Co ja tu robię i jak się tu znalazłem? Nie pamiętam brzegu, który mnie tu zawiódł, nie pamiętam myśli, które mnie skłoniły do tej przeprawy – liche domy się trzęsą, mija je pociąg. Widać na wpół zrujnowaną lokomotywę, nie zakrywającą płonącego silnika. Nikt nią nie kieruje. Mieszkańcy mostu rzucają śruby w przejeżdżające wagony, z których pozostało niewiele więcej niż koła wyjące z piskiem na stalowych szynach. Z jednego z nich wypada fragment fotela. Ludzie rzucają się na niego chciwie, kilku z nich spada w bezdenną przepaść. Ze starcia wychodzi zwycięsko lokalny siłacz, tuląc czule bezcenną zdobycz. Ludzie rozstępują się, patrząc z zazdrością jak niesie zdobycz do swojej sadyby. Odwracam się, dziwnie zgorszony tym widowiskiem. Przede mną stoi starzec, który nie brał najwidoczniej udziału w walce o zdobycz.
- Co powiedziałeś chłopcze? – pyta mnie cichym głosem. Wspiera się ciężko na kawałku drewna, jego chude ramiona drżą popękane od słońca i soli. Patrzę na niego z szacunkiem i zdziwieniem. Starych ludzi zazwyczaj zrzuca się z mostu.
- Coś się ze mną stało, dziadku. Odwróciłem wzrok od tego wszystkiego i nagle poczułem, że ten most musi mieć brzegi, że nie jestem stąd, lecz przybyłem tu z lądu, który ten most łączy – odpowiadam mu zdziwiony własną szczerością. Mieszkańcy wioski nie rozmawiają ze sobą zbyt często. Są i tacy, którzy nie znają już mowy, gdyż ta okazała się niekonieczna. Nagle machnąłem ręką w przypływie zniechęcenia. – Nie słuchaj mnie starcze. To jakieś głupstwo.
- Ależ nie mój synu – starzec uśmiecha się z trudem. – Poczułeś coś bezcennego.
- Skąd możesz o tym wiedzieć, dziadku? – dziwię się. Deska pod moimi stopami zaczyna trzeszczeć, robię więc krok do przodu. Nawet najgłupsi mieszkańcy wiedzą, że kiedyś wszystkie deski zbutwieją i nie będzie tu już miejsca dla nikogo.
- Pomyślałem kiedyś tak jak ty – starzec kaszle skrzekliwie. – Patrzyłem wtedy na płynące chmury i zdało mi się, że widzę w nich zarys jakiejś innej, lepszej ziemi. Ruszyłem wtedy przed siebie, wzdłuż mostu. Po kilku dniach nie mogłem już opanować głodu i musiałem wrócić. Nie miałem jak łowić ryb bez sieci – kiwam głową ze zrozumieniem. Sieci z liną nie uniosłoby nawet dziesięciu młodych ludzi.
- A gniazda ptaków? – pytam nagle zaciekawiony.
- Są tylko tutaj – odpowiada starzec. – Wabią je tu ości ryb i nasze odchody.
- Lecz skąd one tu przylatują? – dziwię się nagle.
- Może znikąd... – mamrocze starzec z rezygnacją. Mija nas kolejny pociąg, lecz ludzie nie reagują. Z resztek cystern sączy się tylko cuchnąca maź będąca trucizną. – Lecz ty także wyruszysz? – pyta z nadzieją, gdy łoskot wagonów odpłynął gdzieś w nieznaną ciszę.
- Sam nie wiem... – stwierdzam niepewnie.
- Myślałem, że nosisz ten zamiar – dziwi się starzec siadając ostrożnie na skrajnej desce mostu. Siadam obok niego. Pod nami jest tylko bezdenna, błękitna czeluść poprzerywana niedbale plamkami dalekich ptaków. – Skąd inaczej byś wiedział, że most gdzieś się kończy, że jest jakiś brzeg?
- Ja czuję po prostu, że kiedyś tam byłem – mówię machając bosymi stopami nad przepaścią. Ona jest naszym cmentarzem, w niej też kończą się wszelkie spory.
- To niemożliwe – starzec kręci głową, a jego siwe brwi ułożyły się w na poły śmieszny, na poły groźny łuk. – Jestem już bardzo stary. Mam trzydzieści lat i przyszedłem na świat tutaj. Podobnie jak mój ojciec i dziadek.
- Tak samo rzeczy się mają z moimi przodkami – rozkładam ramiona bezradnie. – A jednak wiem, że byłem kiedyś na brzegu.
- Myślę, że nie ma żadnego brzegu – starzec otula się szczelniej w podartą koszulę. Wieje zimny wiatr. – Choćby te pociągi. Zawsze jeżdżą w tą samą stronę, po kilku miesiącach, jeśli będziesz patrzył uważnie, zauważysz, że przejeżdżają ciągle te same. Jest ich kilkanaście tysięcy, kiedyś było ich pewnie więcej.
- Nie musisz mi tego mówić starcze. Wszyscy o tym wiedzą – zauważam zdziwiony tym niepotrzebnym wywodem. – Jednak czuję, że brzeg naprawdę istnieje. Jestem tego prawie pewien. Byłem tam, choć nie wiem w jaki sposób.
- To jaki on jest? – starzec zaciekawia się. – Opowiedz...
- Jest tam wiele słupów z zielonymi strzępami. Podłoże nie składa się z desek, lecz z czegoś czarnego i trochę tłustego w dotyku. Wystarczy się trochę oddalić od torów i traci się je z oczu. Deszcz jest tam rozlany w ogromne kałuże, większe od naszej osady.
- Nie wierzę ci – starzec gładzi nieufnie swoją rzadką brodę, – Po co ktoś ustawiałby tam słupy? I skąd wzięłyby się tam tak ogromne kałuże? – jakiś zwinny chłopak rzuca się na ptaka, który przysiadł na torach. Zauważam z zazdrością, że udało mu się go złapać. Chłopak zaczyna jeść wypluwając pióra. Czuję się głodny.
- Ja tobie też nie wierzę – czuję napływającą złość. – Wpierw mówisz, że poczułem coś bezcennego, żeby chwilę później tłumaczyć mi, że brzeg nie istnieje.
- Tak rzeczywiście mówiłem? – dziwi się starzec.
- Owszem.
- Widać nie jestem już panem własnej pamięci – przyznaje starzec.
- Powinienem cię zepchnąć, jesteś bezużyteczny – zauważam zgodnie z obowiązującym nas prawem.
- Pozwól synu, że sam zeskoczę, gdy tylko skończymy tą rozmowę – starzec spogląda przed siebie. Czuję ulgę. Nikogo jeszcze nie zepchnąłem, choć sam prawie padłem kiedyś ofiarą trudów moich kuzynów, którzy uznali, że jestem za słaby. Wiatr się nasila, żelazna konstrukcja mostu wyje żałośnie. Ten jęk wzrusza starca, widzę łzy w jego oczach. – Czemu wszyscy tego nie zrobimy? Jaki sens ma takie życie...?
- Już jako dziecko mówiłem to matce – mówię nagle poruszony słowami wypowiedzianymi przez starca. – A ona patrzyła na mnie smutno. Chyba wszyscy myślą podobnie.
- A jednak żyjemy – zauważa starzec.
- Choć ze mną na brzeg, dziadku – proponuję czując w sobie nagłe natchnienie.
- Gdy umrę, a umrę pierwszy, posłużę ci za prowiant? – oczy starca matowieją. Zauważam w nich strach.
- Przecież i tak musisz zeskoczyć – perswaduję, nie czując zbytniej litości. Takie rzeczy często się zdarzają, zwłaszcza gdy sieci wracają puste.
- Dobrze, będę ci towarzyszył – decyduje starzec. O zmierzchu spożywamy dzisiejszy połów i ruszamy w drogę. Nikt nas nie żegna. Wieczorami przejeżdża wiele pociągów i wszyscy zajęci są walką o resztki które z nich wypadają.

Idziemy wiele dni. Droga jest przyjemna, deski są tutaj w lepszym stanie, niż koło naszej osady. Po dwóch tygodniach zjadam mięso starca, a jego kości rzucam w przepaść. Idę dalej. Mijają kolejne dni. Nic się nie zmienia. Słońce i księżyc zmienia się za łukami mostu. Mijają mnie rozliczne pociągu. Nie widzę ptaków. Czuję się coraz gorzej. Na szczęście padają deszcze, więc wystawiając dłonie i liżąc deski zaspokajam pragnienie. Jednak nic nie powstrzymuje głodu, który pożera mnie jak ogień. Ogarnięty gorączką majaczę i wołam do siebie. Dawno już minąłem miejsce, w którym mógłbym zawrócić. Wreszcie udręczony brakiem pożywienia, rzucam się z mostu. Zaczynam spadać. Rozpędzone powietrze wokół mnie ogarnia mnie swoim jednostajnym rytmem. Czuję się szczęśliwy. Zaczynam krzyczeć i wołać i spadam, spadam bez końca. Mostu już dawno znika z moich oczu, w przestrzeni nie ma już żadnych kształtów. Zapadam w coraz dłuższe okresy snu, powodowany głodem nie mam już sił, żeby nie śnić. W snach widzę ląd, którego zapragnąłem tak gorąco. W końcu wszystko staje się snem. Kraina moich marzeń ożywa i cieszy swoim pięknem moje konające oczy.
 
 
dzejes 
prorok


Posty: 10065
Skąd: City
Wysłany: 20 Kwietnia 2009, 17:53   

Przeczytałem 1/3, wyrobiłem dzienną normę głośnego, zdrowego śmiechu. Jutro kolejna część.
_________________
If we shadows have offended,
Think but this, and all is mended,
That you have but slumber'd here
While these visions did appear.
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 05:52   

dżizas
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Pucek 
Tumitak


Posty: 2659
Skąd: Grochów
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 09:31   

Odezwały się stare repy, he he
Przyszedł nowy ze swoim kramikiem na to targowisko różności, a wy tak na dzieńdobry... Jak dla mnie wizja nieświetlanej przyszłości jak z ciężkiego snu, z logiką - no właśnie - czy sny są logiczne?
_________________
prawdopodobnie najstarsza wiedźma w okolicy.
 
 
gorat 
Modegorator


Posty: 13820
Skąd: FF
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 09:47   

Pytanie, czy szyny muszą mieć szare światła. Albo że pokłady mgieł można płoszyć. Może jeszcze ustrzelić i nad kominkiem powiesić?
_________________
Początkujący Wiatr wieje: Co mogę dla kogoś zrobić?
Zostań drzewem wiśni.
---
鼓動の秘密

U mnie działa.
 
 
Pucek 
Tumitak


Posty: 2659
Skąd: Grochów
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 10:16   

Scenografia przegadana co nieco, określeń do czepnięcia jeszcze by się sporo znalazło, ale fakt że chce coś pisać i odważył się pokazać - pozytywny.
Coś w tym obrazku jest, a od tego jest szkoła, żeby było lepiej.

Mistrza objawionego od razu chcieliście?
_________________
prawdopodobnie najstarsza wiedźma w okolicy.
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 10:41   

Podoba mi się pomysł (pomimo, że trochę wyświechtany) i próba klimatu,
no i tyle.
 
 
Rafał 
.

Posty: 14552
Skąd: Że: Znowu:
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 11:08   

jacek.tabisz napisał/a
Nie pamiętam brzegu, który mnie tu zawiódł, nie pamiętam myśli, które mnie skłoniły do tej przeprawy
jacek.tabisz napisał/a
- Czemu wszyscy tego nie zrobimy? Jaki sens ma takie życie...?
- Już jako dziecko mówiłem to matce - mówię


To jak to w końcu było, urodził się tam czy przylazł?

Trochę mimo wszystko, zęby bolą od czytania tego tekstu. Pomysł oklepany, ale niosący w sobie nadal siłę wizji, wykonanie - co tu dużo mówić - wymagające nadal dużo pracy. A może i napisania od nowa? Brakuje mi w tej wizji jakiegoś pretekstu do jej opisania, bo pisanie o przygodach *beep* Maryny w obcych krajach nie wciąga w tekst :wink:
 
 
jacek.tabisz 
Gollum

Posty: 5
Skąd: Wrocław
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 19:33   

No nic. To dopiero początek. Staram się, żeby każdy tekst był inny. Tu chodziło o nastrój.
 
 
gorat 
Modegorator


Posty: 13820
Skąd: FF
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 19:43   

...nastrój nieporadności językowej? :P:
Wbijaj na Fahrenheita - jak Ci powyrywają przy ocenianiu nogi z ****, będziesz zachwycony prosił o więcej :D Niektóre tutejsze [z tych drukowanych] ałtory potwierdzą ;)
_________________
Początkujący Wiatr wieje: Co mogę dla kogoś zrobić?
Zostań drzewem wiśni.
---
鼓動の秘密

U mnie działa.
 
 
Godzilla 
kocia mama


Posty: 14145
Skąd: Warszawa
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 21:05   

Mała próbka, kompletnie niefachowa, bo nigdzie nie publikowałam, tylko sobie czytam:

Słońce spogląda przez żelazne przęsła mostu – OK.

Ptaki odrywają się z jego szerokich łuków – raczej „od łuków”

by ruszyć w pogoń za gwiazdą dnia – ojej, to one wszystkie ścigają słońce?

Nie widać brzegów, które są tu złączone – niewdzięczna konstrukcja, drugiej części zdania mogłoby nie być.

Rdzewiejący, żelazny pas ciągnie się w nieskończoność – OK., niech będzie że ten most jest bardzo długi.

Horyzont zaciera jego linię z jednej i z drugiej strony. – aha, znaczy że oba brzegi są schowane za horyzontem?

Puste pociągi gnają z łoskotem po lśniących od deszczu szynach. Ich szare światła płoszą pokłady mgieł, które są chmurami wezbranymi nisko. – no ja rozumiem że te światła to reflektory pociągów a nie szyny, ale skoro świeci słońce, co tu robią pokłady mgieł? Chmury wezbrane nisko można sobie darować.

Most woła burze i deszcze. Co jakiś czas ostrze pioruna rozrywa ciszę i na powrót ją spaja. – dopiero co była ładna pogoda. Ale ostrze pioruna raczej rozrywałoby ciemność niż ciszę, od rozrywania ciszy raczej jest grom albo grzmot. Ten most wołający burzę za bardzo wydumany. Żelazny most ma prawo ściągać pioruny, jak już burza przyjdzie.

Na samym środku mostu, a wszędzie jest jego środek, wznoszą się domy zbite z desek zmurszałych podkładów. – dopiero co wyobraziłam sobie bardzo długi most kolejowy. Teraz okazuje się, że oprócz torów są tam też domy. Wychodzi z tego spora i całkiem szeroka konstrukcja.

Ich mieszkańcy spuszczają w dół sieci na długich jak czas linach, sięgając nimi mitycznego morza, którego fal tutaj nawet nie słychać. – to musi być bardzo wysoki most, skoro morze jest mityczne i nawet go nie słychać. Ilu w końcu ludzi pływa codziennie po tym mitycznym morzu?

Odrywam się od spojrzenia jednej z takich twarzy – albo ja odwracam wzrok od kogoś, albo ktoś odrywa wzrok ode mnie. Nie wiem jak można oderwać się od czyjegoś wzroku.

Nie pamiętam brzegu, który mnie tu zawiódł – ojej. Całkiem nie tak.

wagony, z których pozostało niewiele więcej niż koła wyjące z piskiem na stalowych szynach. – wyjące z piskiem, to zgrzyta.

Z jednego z nich wypada fragment fotela. Ludzie rzucają się na niego chciwie, kilku z nich spada w bezdenną przepaść. Ze starcia wychodzi zwycięsko lokalny siłacz, tuląc czule bezcenną zdobycz. Ludzie rozstępują się, patrząc z zazdrością jak niesie zdobycz do swojej sadyby. Odwracam się, dziwnie zgorszony tym widowiskiem. Przede mną stoi starzec, który nie brał najwidoczniej udziału w walce o zdobycz. – trzy razy powtarza się „zdobycz”. Zgrzyta mi „sadyba” – zbyt pompatyczna.

Jego chude ramiona drżą popękane od słońca i soli. – niezręczny szyk, a może wystarczyłoby wstawić przecinek przed „popękane”, zastanawiam się.

Dalej jest lepiej, pomysł nieco przypomina mi „Vertical”, tylko w poziomym ujęciu ;-) Język jednak kuleje, i koniecznie trzeba zająć się logiką. Bohater przybył tu z daleka, czy jest autochtonem z amnezją? Jeśli na moście jest małe miasteczko, ktoś go powinien znać. A w tych warunkach nie spodziewam się metropolii. Jeśli jest obcy, jak się tam dostał? I czy nikt nie próbował wsiąść do pociągu? Zatrzymać albo spowolnić by się dało, np. rzucając odpowiednią ilość kłód na tory. W skrajnym przypadku by się wykoleił, co by dało ludności miejscowej możliwość rabunku i ogólny pożytek.

Skoro ten most jest ostatecznie tak nieskończony a pociągi absolutnie nie do zatrzymania, można całość rzeczywiście potraktować jak sen i cieszyć się wizjami. Tylko proszę o opis takim językiem, żeby dało się te wizje poważnie potraktować, a nie prychać czy chichotać co chwila.

Masz wyobraźnię i chęć pisania, brawo. Ale bez bardzo solidnej pracy nie dasz rady. Przeczytaj sobie całość jeszcze raz. Czytelnik jest z kompletnie innej bajki, nie siedzi w Twojej głowie i nie widzi tego co Ty. Masz mu całość tak opisać żeby nie miał wątpliwości jak to ma wyglądać, żeby następne zdanie nie kłóciło się z poprzednim, i żeby co chwila nie warczał na językowe potworki.
_________________
Blog
Kedileri çok seviyorum :mrgreen:
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 21 Kwietnia 2009, 21:35   

Coś w tym jest, jakiś pomysł, jakaś dusza. Warsztat- o matko!!! Powtórzenia, mnóstwo niezręczności, Godzilla, podała Ci przykłady. Nastrój- całkiem nieźle, ale pamiętaj- "odleż" tekst, przeczytaj go krytycznie- jak nie swój- jeszcze raz i zastanów się co czytelnik w nim ma zobaczyć, co chcesz mu pokazać a co pokazujesz. Jeśli masz kogoś zaufanego niech jako pierwszy przeczyta gotowe "dzieło" i wysłuchaj krytyki uważnie. Nie zrażaj się, ale też nie każde opko jest dziełem sztuki i nie każde słowo zachwyca. Nie każda piosenka to przebój...
jacek.tabisz, życzę cierpliwości, samozaparcia i kilku tam takich... I ucz się.
Powodzenia. :twisted:
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
Nutzz 
Yans


Posty: 2170
Skąd: że znowu?!
Wysłany: 23 Kwietnia 2009, 11:46   

Wizja fajna, klimat ok, warsztat... o rzyć stłuc. Szczególnie pierwszy akapit.
Bo ja wiem... gdyby to tak ze dwa razy przeszło korektę to byłoby nawet nawetne.

Nie będę się rozwodził i punktował jak to w szortach bywa, bo za długie, poza tym zrobiła już to Godzilla.
 
 
Raxo 
Gollum

Posty: 5
Skąd: Wrocław
Wysłany: 28 Grudnia 2009, 20:57   

ufff.. przeczytałem całe :) nie jest złe ;)
Ciekawy pomysł w każdym bądź razie
_________________
10 Innowacyjnych wynalazków inspirowanych przez Science Fiction
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group