Jako, że mój blog w sumie prowadzi się zupełnie inną tematyką i moje piśmiennicze produkty w nim giną, od tej pory wszystko literacko twórcze, będę zamieszczał w tym wątku. Szczególnie, że w związku ze zniszczeniem facebooka przez Anonymous przyda się dodatkowa archiwizacja
Powstawiam w spoilery, będzie mniej rozciągnięte. Raczej nie będę wrzucał tu całych opowiadań, te idą "do szuflady".
Przegrana partia
Spoiler:
Nad ludzkością ciemną, grzeszną i plugawą,
Nastały dni czarne, by skończyć z ich sprawą.
Zaczęło się beztrosko i z epickim rozmachem,
Chwil minęło kilka, niebo zaszło strachem.
Nie wiadomo kto pierwszy, ani w jakim celu,
wcisnął guzik czerwony, by zabić tak wielu.
Masowe eksplozje zagrały nierytmicznie,
Tworząc piękne widoki, jednak sarkastycznie.
Rozpaczliwe wołania i o pomoc krzyki,
Nikt nie poda ci ręki, każdy już jest dziki.
Żywcem usmażeni; skóra oderwana od kości
- fala uderzeniowa nie niesie żadnej litości.
Rakieta za rakietą, spadają wciąż dokoła,
Przy każdym uderzeniu ktoś o litość woła.
Modlitwy giną w hałasie, nikt już ich nie słucha,
Fałszem przepełniona jest przedśmiertna skrucha.
Coś przysłania słońce, to już opad się zbiera,
W tych co ocaleli, nadzieja z jękiem umiera.
Dopalają się lasy, z miast zostały już gruzy,
Ósma bila po faulu, wpadła do ostatniej łuzy.
Spoiler:
W odległym kosmosie, na innej planecie
gdzieś tak daleko, że sami nie wiecie
trzęsie się jajo i nagle rozwiera
mały facehugger na żer się wybiera.
Nie mija chwil parę i zdobycz swą widzi
szybki na-twarz-skok, on się nie brzydzi
całus z językiem a skutek brzemienny
styl rozmnażania wszak niecodzienny
I choćbyś łomem oderwać próbował
Skurczybyk nieźle się przymocował
Po jakimś czasie się jednak odklei
Tylko se człecze nie rób nadziei!
To, że odczepił się wstrętny poczwar
wcale nie znaczy, że skończył się koszmar
gorzej, to raptem dopiero początek
przed tobą istna rzeź niewiniątek!
Burst-day nadchodzi wielkimi krokami
nie czujesz wiercenia między żebrami?
To już chestburster na spacer się zbiera
przykro wspominać - nosiciel umiera.
I nagle z pompą, finezją, rozmachem
i przepełniając każdego strachem
mały stwór z wrzaskiem wystawia łepek
splątany w twoich wnętrzności zlepek.
I jednym susem w ciemny kąt skacze
nim się obejrzysz, zniknął robaczek.
Dla ciebie koniec to opowieści
lecz reszta załogi zlękniona jej treści.
Cały więc statek na nogach stoi
lecz kto się tam jakiejś larwy boi?
Przecież to raptem jeszcze maleństwo
wystarczy zdeptać, żadne przekleństwo.
A jednak szokuje kolejne spotkanie
Oż ty bydlaku! Ty lewiatanie!
Ostatnia myśl nachodzi ponura
I nagle w głowie zieje dziura.
Taki ten obcy wstrętna cholera
że mu nie straszna żadna giwera
jednego po drugim se ludzi zabija
a przy tym mu jeszcze cieknie z ryja.
W końcu gdy wszyscy wyrżnięci wkoło
wierzcie mi, wcale nie jest wesoło
lecz Ripley twarda jest niczym stal
wywala obcego w kosmiczną dal.
Teraz się pewnie mnie zapytacie
jaki jest morał historii tej bracie?
...a choćbyś się bał obcego gatunku
jedynie przed babą nie ma ratunku!
Spoiler:
Kiedy cię słucham profesorze,
to myślę sobie o mój Boże!
Słowa żadnego nie rozumiem,
chyba naprawdę nic nie umiem.
Czy to jest matma czy jakieś czary
czy jakieś potwory ze strasznej pieczary?
Każdy kolejny okropny wzór
blokuje mózg mój jak wielki mur.
Ortogonalne i wielomianowe
aproksymacje średniokwadratowe
ryją mi w bani głębokie dziury,
aż mi uszami lecą wióry.
Nie mogę pojąć o czym ten wykład,
jeden od drugiego gorszy jest przykład.
Fourier i inni dziwni panowie
ciągle mieszają mi tylko w głowie.
Mógłby pan mówić o niebieskich migdałach,
esach floresach i innych dyrdymałach,
a ja bym pojął tyle samo
- chyba zwyczajnie mam we łbie siano!
Wiersz napisany pod okładkę, na konkurs, tematyka - dokąd zmierza chłopiec.
Spoiler:
na piechotę...
Samotnie podążam ku przeznaczeniu
szukam ukojenia w ciszy i milczeniu
nie bacząc na przeszkody i na duchy czasu
jedyne czego pragnę, to uciec od hałasu
Dość miejskiego zgiełku, dość krzykliwych ludzi
kocham, gdy co rano, ptaków śpiew mnie budzi
zapach lasu, zieleń trawy
odpychają me obawy
Nie ma celu na końcu mej drogi
stopy stawiam śmiało, nie patrząc pod nogi
nie martwi mnie jutro, nie boję się niczego
przecież już uciekłem ze świata fałszywego
W każdym jednym liściu, co na ziemi leży
więcej widzę uroku niż ktokolwiek zmierzy
świat mój piękniejszy jest niż kto sądzi
bo kto patrzy sercem, ten nigdy nie błądzi
Nie mam wielkich marzeń, bo już je spełniłem
wziąłem rower pod rękę i w drogę ruszyłem
prostym idę torem i ciągle przed siebie
nocami przyglądam się gwiazdom na niebie
I choć podług materialnej miary
wszystko co mam, warte dwa dolary
jestem wolny, robię na co mam ochotę
swoje szczęście zdobywam - na piechotę...
Moje świąteczne życzenia dla was
Spoiler:
Ketyow chociaż niewyspany,
nocnym życiem wciąż styrany,
dziś wysili jednak się
by Wam uszczęśliwić dzień.
A więc życzę wam robaczki
abyście nie mieli sraczki,
żeby co dzień witał uśmiech
nawet gdy smród po kapuście.
Byście wiecznie młodzi byli
oraz więcej nie utyli.
Żeby zmarszczki nie szpeciły
i dzieciaki nie wadziły.
Byście czasu mieli masę
i na wódkę zawsze kasę,
żeby teście nie drażnili
a seks ostry był jak chilly!
Żeby kuźwa jego mać,
hałas dzieciom nie dał spać,
by się łóżko połamało
gdy się będzie wtedy działo.
By się gumki nie skończyły
i miał kto osłaniać tyły.
By wam z ZUSu spokój dali
niech się to cholerstwo spali.
By komornik nie odwiedzał
i policja gdy impreza.
Byście byli pełni zdrowia
bez potrzeby pogotowia,
a szczególnie Ci co z Łodzi,
niech im w zdrowiu się powodzi.
Byście w szczęściu czas spędzali
i w kolejkach krótko stali.
By w lodówce było żarcie
byście wciąż mieli poparcie,
niech się w kraju ustatkuje,
niech nikt nic nie żałuje.
Niechaj będzie każda chwila
piękna, cudna i przemiła.
By nie ścigał was Zew Cthulhu
a jak dorwie by nie czuć bólu.
Żeby szef się odpie-rdolił
zamiast czepiać co go boli,
żeby sąsiad mordę stulił
zamiast jęczeć na Brzyduli,
by w TV reklam nie było
i się oglądało miło.
By was du-pa nie swędziała
głowa nigdy nie bolała
by się z wami każdy zgadzał
współmałżonek wam dogadzał,
by samochód bez awarii
dojechał do samej Narni.
Żeby pies w domu nie robił
by was nikt nigdy nie pobił.,
a alkohol się nie kończył
nawet gdy trzydziestu sączy.
By wymarło disco polo
I dresiarstwo całe w koło.
Byście na konwentach byli
Żadnego nie przegapili,
Byście świat zwiedzili cały
a w tle wam fanfary grały.
Byście zawsze byli w sosie
nawet jeśli drażnią łosie.
Byście mieli piękne święta,
nawet gdy rodzina spięta.
By was w piśmie drukowali
i na szorty głosowali.
By Mikołaj wielką du-pą
szkód nie zrobił wam z chałupą
By choinka nie spłonęła
a teściowa się zamknęła
by prezentów było w ch-uj
- życzy wam wulgarny zbój!
To również na konkurs, tematyka: dzieciństwo i fantastyka.
Dzieciństwo wiecznością
Spoiler:
Czasami wspominam dzieciństwa dni
Bo dziecięce marzenia wciąż nieobce mi
Lecz jednak z wiekiem świadomość nadchodzi
Że z wielu z tych marzeń nic się nie zrodzi
Czytane za młodu fantastyczne książki
Czy własnej twórczości pierwsze zalążki
W głowie rozbudzały myśli o przyszłości
O innych światach i nieskończoności
Moc wyobraźni tworzyła konstrukcje
Niosące kreacje, lecz także destrukcje
Inne życia i planety pełne zieleni
Niektóre w ognia skąpane czerwieni
Dzieciństwo czyni to wszystko możliwym
Jedynie fantazji jest się wtedy chciwym
Potem rzeczywistość okrywa to cieniem
Życie nie zawsze jest marzeń spełnieniem
Czytając Wyspę Skarbów, chciałem być piratem
Przemierzać wielkie wody z niejednym kamratem
Drewnianą nogą po pokładzie łomotać
Jednooki, jednoręki, szablą dzielnie miotać
Innym razem myślałem o podróżach w czasie
O odległej przyszłości, innych światów masie
By stanąć oko w oko z kresem ludzkiego żywota
Przekonać się czy jest godny, czy może to marnota
Odkrywać planety chciałem niezliczone
Nowe rasy poznawać, dobre, potępione
Własny mieć statek czy inną rakietę
Stworzyć wszechświata całego makietę
I pragnąłem mieć laskę i rzucać nią czary
Zabijać potwory z czeluści pieczary
I służyć wszystkim mądrością i wiedzą
Uciszać tych, co bluźnią i bredzą
Czasem zaś w dłoni miecz dzierżyć chciałem
Zespolić kutą zbroję już na zawsze z ciałem
I stanąć do walki z czarnym rycerzem
I rozprawić się z nim jak szampon z łupieżem
I bywa, że myślę - wszystko to przepadło
Nie będę piratem, lecz obrosnę w sadło
Nie spełnią się wizje z głębi wyobraźni
Chyba, żebym dostał rozdwojenia jaźni
Lecz wtedy zerkam w stronę biblioteczki
Zaraz, hola! A czymże te książeczki?
Jeśli nie portalem do spełnienia marzeń
Uzyskania jednego z tych żądanych wrażeń
Otwieram którąś stronę i zaczynam czytać
Jestem dziś piratem - jeśli chcesz zapytać
Znów staję się dzieckiem, co fantazji chciwe
A więc ci odpowiem - wszystko jest możliwe!
To taki mini-tekst na konkurs, "co zaskoczyło nas ostatnio w fantastyce"
Spoiler:
Tego dnia zamierzałem sobie spokojnie kontynuować lekturę Accelerando. Pogoda na Pomorzu szczerze okrutna (choć dziś trzeci dzień ze słońcem - prawdopodobnie chmury poddały się w końcu pod naporem moich przekleństw - ale niekoniecznie, a o tym dalej), zatem wychodzenie poza swój pokój, ograniczone tylko do łazienki i kuchni. Po wykonaniu wszystkich czynności, które zwykłem robić po wstaniu rano (czyli przeciągnięcie się - choć to jak wiadomo robią kobiety, bo nie mogą się podrapa... no, pozostańmy przy kulturalnej wersji - a następnie chwycenie w szpony - obcinam paznokcie, nadawałem dramatyzmu - swej ukochanej książeczki, Accelerando właśnie). Kiedy jednak wyjrzałem za okno, oczom moim ukazał się widok niecodzienny - okazało się, że nie jestem już na pierwszym piętrze, a pewnie grubo ponad setnym, a okoliczne bloki stały się diamentowo-szklanymi drapaczami chmur. Nawet chmury nie były już tym co zwykle - szara maź, okazała się być milionami samoreplikujących się nanorobotów, konsumujących najwyższe piętra budynków. Nie czekając aż moje piętro zostanie rozłożone na atomy, udałem się zaskakująco szybką windą na dół. Zobaczyłem dziwadła większe, niż podczas obrad sejmu w telewizji. Istoty choć humanoidalne, nie do końca przypominały już ludzi. Na wpół komputerowe cyborgi, często bez interfejsów do komunikacji głosowej. Trafiłem jednak na pewnego starca, który nie poddał się biegowi w przyszłość i zachował swoje pierwotne ludzkie ciało. Doprowadził mnie do Biura Obsługi Klienta, zajmującego się również takimi jak ja. Widząc, że do otaczającego mnie świata nigdy się nie dostosuję, poprosiłem o transfer mej osobowości do świata komputerowego, ale podobnego do tego z początku XXI wieku. Świat wykreowano na podstawie moich wspomnień, więc następnego dnia obudziłem się w swoim łóżku. Z jedną różnicą - świeciło słońce. Od tamtej pory nie wiem, czy to wszystko było tylko snem, czy może jestem jedynie swoją symulacją w czymś na kształt matriksa, a moje białkowe ciało zostało dawno rozłożone na atomy i skonsumowane przez komputery przyszłości. Niektóre książki, stawiają przed nami zagadki, na które nie znajdziemy sami odpowiedzi.
Wierszyk posylwestrowy
Spoiler:
Raz do roku, z końcem grudnia
czas nadchodzi na sylwestra
pije człowiek do południa
a w żołądku gra orkiestra.
Ktoś już gdzieś na ścianę rzyga
Wszyscy bawią się po pachy
Bo to przecież pierwsza liga
Nikt tu ku..a nie gra w szachy
Grill na mrozie - też był ku..a
mokre drewno świetnie bierze
ogień był pod samo niebo
do tej pory w to nie wierzę
Były też miłosne sprawy
jak to bywa - i zawody
Roman znowu nic nie wyrwał
takie już ma kiepskie chody
Ale były też i wzloty
i zalotne gdzieś spojrzenia
teraz będą chodzić ploty
Zielarz z nocy ma wspomnienia
Co się działo, to nie powiem
to już pewna sprośna sprawa
Zielarzowi w dupę zimno
a gdzieś obok trwa zabawa
A na górze gdzieś Szornaki
jak gronkowiec nos przy grypie
atakują się na łóżku
aż się sufit na łeb sypie
Wreszcie noc dobiega końca
podnieść z wyra trzeba się
pada na ryj promień słońca
jedno zdanie: ku..a, nie!
A to przecież dziś sylwester
się zachciało pić dzień wstecz
dawaj piwo i och przester!
kaca człeku z rana lecz
Nadchodzi obiadu pora
frytki czarne niczym koks
dla żołądka to jest zmora
niczym dla Najmana boks
Wreszcie wszystko przetrawili
trochę się już też rozgrzali
piwkiem, wódką zaprawili
bo do szkła się wszystkim pali
I nadchodzi wieczór wreszcie
przebierańce jakieś złażą
wierzcie mi albo nie wierzcie
gały z oczu aż wyłażą
Policjanci i piraci
Wilma, wróżka, kot kobieta
dwaj stalkerzy, jakiś doktor
każdy żłopie jak rakieta
Smierć i ninja straszą ludzi
Joker jednak ku..a żyje
Danny coś się do nas spóźnia
pewnie plecy Sandy myje
Motor Rider w świetnej czapce
a może bombowca pilot?
Nie wiem kim był w tej uszatce
ale upił się na wylot
Wreszcie wszyscy znów zalani
poszli spać, poodpadali
nie ma Krzyśka, nie ma Ani
Zbyszka także nie ma z nami
Tylko Wojtek na parkiecie
ręce dziewkom chce urywać
kręci wariat, w koło miecie
chyba nie chce dziś przerywać
A gdy tylko się położył
wnet się sala zaludniła
pewnie żadna już nie chciała
być dla niego dłużej miła
Ranek wstaje, dzień kolejny
jakieś żarcie znów do gęby
każdy krok ma jakiś chwiejny
szczęściem kurczak nie otręby
Wujek już z gitarą idzie
rozpie..olić wszystkich śpiewem
Zielarz mu przeszkadza swoją
i zagryza wódkę chlebem
Czas nam mija nieprzerwanie
wreszcie kończy się zabawa
wielkie z płaczem jest rozstanie
za rok Wujek - jasna sprawa!
Piosenka o miłości, tekst pod Morskie Opowieści.
Spoiler:
Jeśli życie twoje bracie
Niepodobne jest do bajki
To graj kurfa na gitarze
Pij piwo, pal fajki!
Kiedy w rękach brzmi gitara
Przestań myśleć o dziewczynie
Lepiej wypij se browara
A ci smutek minie
Nigdy babom nie wierz chłopie
Nie wiąż z nimi życia swego
Baba tylko ci dokopie
I znajdzie innego
Nie myśl zatem o miłości
Skutki ma to negatywne
Nie pomogą tu mądrości
Bo one są dziwne
Nie poświęcaj się kobiecie
I nie staraj nigdy więcej
Chociaż wódka jest szkodliwa
One niszczą prędzej
Taka prawda jest niestety
I nic nie poradzisz na to
Cierniem w życiu są kobiety
Nie, nie pijmy za to!
Odszedł Największy
Spoiler:
Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Cały świat ogarnęła dziś rano jakaś paranoja. Wariactwo, mówię wam, wariactwo! Usiadł w kuchni zalanej promieniami słońca, postawił na stoliku poranną kawę – mocną, czarną, bez cukru i śmietanki – i rozłożył przed sobą gazetę. Nie, to jakieś żarty! Przyglądał się tekstowi w nagłówku, jednak nie docierało do niego to, co było tam napisane.
Z zewnątrz słychać było ciągłe krzyki, czyjś płacz, pisk opon samochodów, od czasu do czasu odgłos jakiejś mniejszej stłuczki, czy w końcu sygnały służb ratowniczych. Najwyraźniej cały świat ogarnęła paranoja. I właściwie nie byłoby w tym nic dziwnego, odgłosy takie słyszał przecież codziennie. Tym razem jednak, jakby tysiąckrotnie głośniej, miał wrażenie, że zaraz rozsadzą mu czaszkę. Dobrze, że kubek kawy czekał już tylko, aż go opróżni – bez niego nie potrafił normalnie rozpocząć dnia. Ale nawet kawa smakowała inaczej, straciła swą moc. Wszystko zdawało się inne.
Tknięty nagłym impulsem wyjrzał przez okno – nad Kaplicą Sykstyńską unosił się czarny dym. No cóż, może to szaleństwo, czymże jednak by było, gdyby unosił się biały? Wrócił do gazety, wciąż niedowierzając temu, co widzi w tytule. A jednak wszystko wskazywało na to, że dzieje się to naprawdę. „Po ciężkiej chorobie, dzisiejszego ranka zmarł Bóg” mówił nagłówek. Jak do diaska może umrzeć Bóg? W gazecie przeprowadzono długie dywagacje na różne tematy związane z Bogiem, z tym, co może to dla nas wszystkich oznaczać, nie było jednak żadnych szczegółowych konkretów. „Podano do publicznej wiadomości, że Bóg nie żyje”. U licha ciężkiego – jak to „podano do wiadomości”?
Co zatem będzie dalej? Bóg nie żyje, namiestnicy kościelni snują wybory na temat kandydatów do przejęcia pałeczki, jak jednak ma to zostać zrealizowane? Czyż Bóg czasem nie był jeden jedyny? „Umarł największy geniusz, Twórca którego na zawsze zapamiętamy. Niewielu zrobiło dla nas tyle co On” – mówiła gazeta. „Bez Niego nasz świat nie będzie już taki sam. Jego życzliwość nie miała granic, wszyscy dobrze wspominają spotkania z Nim. Nikomu nigdy nie wyrządził krzywdy, w niejednego tchnął wiarę i skłonił do głębokich refleksji. Wielu obrało właściwą ścieżkę życia już za młodu, mając Go za swój autorytet i chcąc naśladować Jego czyny. Kochali Go, a On kochał ich. Odczuwali radość mogąć być blisko Niego, słuchali Jego głosu i podążali drogą przez Niego wyznaczoną.”
Upił ostatnie łyki kawy, pogrążony w refleksjach. Ale jakże to wszystko możliwe? Czyż Bóg nie miał żyć wiecznie, czy nie był nieśmiertelny? To niedorzeczne – któż mógłby go kiedykolwiek zastąpić? Co się z nim teraz dzieje – czy zaznał radości jak ci, których wcześniej sam wzywał ku sobie? Cały swój żywot poświęcił nam, ludziom, nigdy nie miał za złe tym, którzy go odrzucali, dał nam wybór. A teraz go nie ma? Kto się nami zajmie?
Wstał od stolika, zerknął na zegarek – już czas. Musi wyjść do pracy, choć nie wiedział jak dzisiaj miałoby to wyglądać. Nie wyobrażał sobie siebie za biurkiem, przerzucającego dokumenty, wzywanego na konferencje, pytanego o rzeczy do zrobienia. Zawsze podejmował decyzje, wiedząc że będzie miał się do kogo odezwać i przed kim wytłumaczyć, w razie popełnienia błędu. Kto zaś wesprze go dziś? Czyjego głosu posłucha?
Włożył lekki, wiosenny płaszcz i udał się na zewnątrz. Wyszedł przed kamienicę, na niewielką alejkę, którą pomaszerował w stronę głownej ulicy, gdzie złapie taksówkę. Na chodniku i jezdni walały się gazety, każda o podobnie pogrążającym nagłówku: „Bóg odszedł”, „Dzisiejszy dzień spędzimy bez Boga”, „Umarł Bóg, nie(ch) żyje Bóg”. Słońce w Rzymie grzało dziś silnie już od rana, w sercu nosił jednak chmury. Strach pomyśleć, jak wyglądać będzie każdy kolejny dzień. Czy pozbieramy się i dojdziemy do siebie po tej stracie? Czy jest ktoś jeszcze dostatecznie wielki, by mógł go zastąpić? Pytania nie dawały mu spokoju.
Doszedł do głównej i machnął ręką na taksówkę. Zatrzymała się z piskiem opon. Wsiadł i beznamiętnie rzucił w kierunku taksówkarza nazwą ulicy. Ten ruszył, by po chwili przerwać milczenie:
- Słyszał pan, prawda? – zapytał.
- Tak – odpowiedział mu spokojnie.
- Nie sądzi pan, że to jakiś spisek? – zagadywał w dalszym ciągu kierowca. – Przecież to niemożliwe. Uwierzyć mogę w różne rzeczy, jednak by to on odszedł? On? Ten, który był dla nas tak ważny?
- Tak, to z pewnością zastanawiające, proszę pana. Nie mogę się z tym pogodzić.
W radiu rozbrzmiewał znajomy mu utwór:
Boże czy mnie słyszysz?
Jestem zagubiony i taki samotny.
Proszę cię o to byś mnie prowadził.
Czy nie zejdziesz ze swojego tronu?
Taksówka wreszcie osiągnęła zamierzone miejsce. Wysiadł, zapłacił i pożegnał się z kierowcą. Dziś wszyscy byli w smutnych nastrojach. Na ulicy, przed budynkiem jego firmy, stała grupa starszych kobiet, śpiewająca i zalewająca się łzami. Minął je, unosząc kapelusz w kulturalnym geście i przeszedł przez szklane, automatycznie otwierane drzwi.
- Dzień dobry – zagadnął go portier.
- Witam – odpowiedział i wsiadł do windy.
Dojechał do swojego piętra, przeszedł koło sekretarki, kłaniając się jej nisko, zawiesił płaszcz na wieszaku i wszedł do swojego gabinetu. Na biurku spoczywał stos dokumentów, nie miał dziś jednak nastroju by babrać się w numerkach. Zerknął na ścianę i coś wzięło nad nim górę. Podszedł do pięknej, zdobionej boazerii i zdjął z zamontowanych uchwytów gitarę elektryczną. Usiadł w wygodnie w fotelu, podłączył ją i oddał się całkowicie jej dźwiękom. Grał długie solowe riffy oraz znajome mu i ukochane przez niego melodie. W jego głowie układały się słowa:
So live for today
Tomorrow never comes
Jak to możliwe, że jego już nie ma? Jak to możliwe, że ten, którego ścieżką całe życie podążał, przestał istnieć? A może nie? A może na zawsze będzie już żywy, w jego sercu, w sercach milionów, którzy na zawsze już pozostaną mu wierni? Przecież to niemożliwe, by o nim zapomnieć. Nie. Teraz zrozumiał, że bez względu na to, czy jest pośród nich, czy już nie – na zawsze pozostanie przecież to, co im dał. A dał tak wiele, jak nikt inny. Jego dzieło na zawsze pozostanie w pamięci, na zawsze pozostanie w duszach.
Spojrzał jeszcze raz na ścianę. Wisiał na niej plakat, przedstawiający niskiego, starszego faceta, w długich włosach. Miał wyciągniętą w górę rękę, w geście znanym na całym świecie – rogatej dłoni – mano cornuta. No tak, przecież Dio po włosku znaczy Bóg.
Ostatnio zmieniony przez ketyow 19 Kwietnia 2012, 22:25, w całości zmieniany 2 razy
Pij piwo, pal fajki mi melodycznie nie pasuje. Znaczy za krótkie
_________________ Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" specially for smert
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
_________________ Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" specially for smert
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
_________________ Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" specially for smert
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
_________________ Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" specially for smert
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
Tym wczoraj wygrałem 3 gry komputerowe na Polterze. Wiersz ma daleko do doskonałości, ale miałem na jego napisanie 10 minut. Tematem było mniej więcej "proszę w miły/wesoły sposób pozdrowić redakcję za pracę, którą dla nas wykonuje".
/edit: a gwoli ścisłości - konkurs zaczynał się 00:20, więc późno było
Pozdrawiam was wszystkich, ludki, serdecznie
życzę by sen wam minął bezpiecznie
to znaczy aby nic was nie zjadło
ani spod łóżka nic nie dopadło
i by koszmary się wam nie śniły
by żadne stwory was nie goniły
żeby choć raz noc była spokojna
a jeśli los da, to nawet upojna
dzięki wam za to, co dla nas robicie
konkursy świetne, a wy nie śpicie
nie wiem naprawdę ile wam płacą
bo kto się po nocach męczy pracą?
lecz jako pełen fantazji człowiek
choć sen się dobiera i do mych powiek
pragnę spędzić te chwile z wami
i wam umilić ten czas przed snami
a zatem piszę ten wiersz wesoły
chociaż już siedzę na wpół goły
kot mi też jęczy koło ucha
że nikt mu nie drapie teraz brzucha
lecz jeszcze chwilę tę poświęcę
wyciągnę do klawiatury ręce
napiszę zdań parę dodatkowych
parę sensownych, a parę... kijowych
tak, bo nie jestem już zbyt przytomny
a na dodatek ból łba - ogromny
ale ja nic dziś nie wygrałem
- tak bardzo chciałem, tak się starałem!
więc dam sobie jeszcze tę jedną szansę
niech to pisanie się stanie transem
i zwrotek jeszcze ze dwie lub pięć
nie będę już robił żadnych cięć
zawalę was tekstem, liter setkami
jak wy to robicie całymi dniami
a ja wciąż siedzę, i czytam, i czytam
aż się czasami za serce chwytam
bo jak ma żyć człowiek bez Poltera?
bez fantastyki się szybko umiera
bez tego szaleństwa, bez tej radości...
tak, to po prostu obiekt miłości!
Wiersz o mikserze na konkurs z mikserem do wygrania (więc musiał wychwalać Boscha)
Niestety nie wygrał
Chciałem zrobić ciasto, ale – o mój Boże!
Niech mi ktoś lepiej w mieszaniu pomoże
Bo ręce już obie mi tu opadają
Od tego machania stawy już siadają
Lekarz ortopeda powiedział mi szczerze:
Ja w te wyjaśnienia zupełnie nie wierzę
Proszę już przestać dźwigać te ciężary
Bo pan zniszczysz ręce, jak reumatyk stary
Ale co ja pocznę, kiedy prawda taka
Mieszanie bez miksera to kuchenna draka
To pan nie masz miksera? – pewnie zapytacie
A no jakiś mam, po dziadku czy tacie
Lecz pamięta on czasy samego Jagiełły
Wszystkie w nim końcówki dawno się pogięły
Kiedy go załączam, hałas jest straszliwy
Jakiś dym się unosi – swąd jest obrzydliwy
Powoli się rozkręca, niczym koło w młynie
Pewnie tak z godzinka spokojnie upłynie
A wtedy się zaczyna jazda na całego
Nie chcecie znać tego widoku upiornego
Strzela piorunami, gdzieś, na wszystkie strony
Zanim się obejrzysz, stół masz podpalony
Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga
A z miksera mruga z milion – to dopiero bajka długa
A kiedy już wreszczie wymieszać się uda
Na przeżyty stres – nie pomoże i wóda
A przez to smalenie coś dziwnego się rodzi
Robiłem szarlotkę, murzynek wychodzi
Więc zwracam się z prośbą o mikser od Boscha
Żebym mógł stary wyrzucić do kosza
Żeby się ciasto nie piekło przy mieszaniu
I bym uniknął pożaru w mieszkaniu
Tak, mikser Boscha z pewnością będzie boski
Wraz z jego nadejściem, odpłyną me troski!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum