Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Literacka wycieczka poza rzeczywistość
Autor Wiadomość
Margot 
Connor MacLeod


Posty: 1593
Skąd: Twierdza Wrocław
Wysłany: 8 Grudnia 2005, 08:42   

DiPoint Ragoonie, nienawidzę Twojego bohatera! Ten qrw...syn zamordował konia!

Dobra, parę uwag na szybko:
1. człowiek z liściem na głowie => znaczy: nosił liść, jak kapelusz? (wiem, co wcześniej napisałeś i w świetle wcześniejszego wskazania na tatuaż, to określenie jest komiczne, niezamierzenie komiczne, IMAO. Poza tym, brakuje określenia dokładniejszego, gdzie on konkretnie miał ten liść wydziargany? Domyślam się, że skoro nie napisałeś, że na paszczy, to raczej twarz i czoło odpadają?)
2. wymykać się spod palców => mogą sznurki marionetki, czy coś. U Ciebie powinno być:
a. albo tradycyjny frazeolog: "wymknąć się z rąk"
b. albo po prostu: Tyle, że niedawno przepuścił/stracił okazję. (lub coś podobnego => unik, znaczy)
Zwłaszcza, że potem bogowie maczają w czymś palce. Trochę dużo palców, jak na jeden krótki akapit.
3. nietknięte góry => po mojemu, chodziło, że nieosiągalne. Znaczy, leksyka mi zgrzytnęła.
4. Gdyby tylko szeryf... Brakowało mu kilku kawałków układanki. => szeryfowi brakowało? Z podmiotami problem jest.

No, to opowiadajcie dalej. Zaczyna się gmatwać, znaczy, ciekawie się robi. :bravo I krew spływa w piach :mrgreen:
_________________
Bo jatek było za mało
 
 
DiPoint Ragoon 
Jaskier


Posty: 64
Skąd: Poznań
Wysłany: 8 Grudnia 2005, 11:59   

Powiem w zaufaniu, że miało być komiczne :)
Człowiek z liściem na głowie - czyli ma wytatuowany liść (konkretnie klonu) na "szczycie" nagiej czaszki. Ale skąd ma tatuaż jeszcze nie powiem :P

Za dużo palców w tej grze - to fakt. Niechże więc wymknie mi się z rąk :)

Nietknięte góry - znaczy się dziewicze w moim pomyśle. Takie, na których stopa człowieka jeszcze nie postała. Zgrzytnęła leksyka - całkowita racja!

Z podmiotami jeszcze się bardziej zagmatwa... Ale postaram się wyrażać bardziej precyzyjnie. Obiecuję! *podniósł rękę jak do przysięgi harcerza*

I mała cegiełka - czemu "potomkowie bogów" i inne postaci nie biorą udziału w "dzianiu" się historii? Czy tylko Człowiek z liściem jest bohaterem? Wplatajcie swe wątki jak wstążki w warkocz! Niech będzie strojny i gruby!


Odczekał chwilę i ruszył naprzeciw coraz silniejszej burzy piaskowej. Zdołał okryć twarz szalem, gdy pierwsze ziarna spowodowały pierwsze iskry bólu. Miał wrażenie, że wiatr zorientował się o co chodziło temu przybyszowi. Ale ten konkretny przybysz nie miał zamiaru ustąpić.
Parł naprzód jeszcze jakiś czas. Nie czuł jednak, że choć o krok zbliżył się do centrum piaskowego gniewu. Mimo to musiał się zatrzymać. Jeszcze jeden krok i wirująca śmierć odcięłaby mu całkowicie powietrze. "To tylko piasek" - mawiał mu Nauczyciel. "Piasek, który wciśnie ci się w każdy odsłonięty otwór na ciele. I jak mówię każdy to mam to na myśli. Aby wezwać Władcę Piasku sam musisz stać się piaskiem..." Stać się piaskiem. Za chwilę przestanie to być problemem. Powstanie za to nowy - jak wyjść z tego żywym?

Rozpostarł ręce. Wyglądał jak ukrzyżowany. Burza skręciła z piasku bicze i zaczęła smagać jego ciało. Najtrudniejszy moment... Nieświadomie zagryzł wargi do krwi. Nagle z ust wyrwał mu się jęk. Wytrzymał. Nie zmienił pozycji. Od dawna nie mógł mieć dzieci, więc ten cios nie mógł go zranić. Ból miękkiej tkanki był jednak bardzo odczuwalny...
Stał tak jeszcze chwilę gdy coś się zmieniło. Piasek opuścił go. Bicze przestały smagać. Nie odszedł jednak daleko. Wokół podróżnika powstała strefa stojącego wręcz powietrza otoczonego wirującym piaskiem. Wyglądało to tak, jakby człowiek z liściem na głowie był zamknięty w szklance, której ścianki stanowiła wirująca masa piasku. W szklance wysokiej na kilka metrów. Podróżnik opuścił ręce. Teraz albo nigdy...

- Cenai et alat. Woe cenai magat. Shadelan!! - Magiem ja jestem. Jako mag rozkazuję. Otwórz się!!
_________________
Jeśli mnie nie widzisz, znaczy, że stoję za Tobą.
 
 
Haletha 
Zielony Ludzik


Posty: 2051
Skąd: Carrodunum
Wysłany: 8 Grudnia 2005, 12:38   

DiPoint, ja się już uśmiechałam zachęcająco do twojego bohatera, ale to on mnie zignorował i nie zaszczycił nawet spojrzeniem. Trudno, postaram się odkręcić ten wątek. Wymyślę coś, jak już wrócę z administracji i zrobię sobie obiad:)

W powieści nieco się już namieszało, więc może czas rzucić światło na parę problemów. Bohater DiPoint Ragoona jest odradzającym się nieśmiertelnym, który jest na czyimś tropie. Bohater Adona/Gorata/Margot własnie na takiego awansował, przedtem szukał czegoś prastarego. Podejrzewam, że obaj panowie gonią się nawzajem, nie wiedząc o poczynaniach drugiej strony. I to mi się podoba:) Gulp of Glistbourne wie o czymś ważnym, więc chyba nie skończy się na epizodzie z jego udziałem. Polecam rozwinięcie wątku Łowcy (pisarze, do dzieła!) i nadanie wszystkim jakichś imion, żeby łatwiej się było połapać.
Może mały plebiscyt wśród czytelników?;-)
_________________
Pewien król miał dwóch synów. Jednego starszego, drugiego zaś młodszego.
----------------------------------
Daj się porwać przygodzie! Forumowa powieść w odcinkach czeka na ciebie!
 
 
 
Margot 
Connor MacLeod


Posty: 1593
Skąd: Twierdza Wrocław
Wysłany: 8 Grudnia 2005, 15:54   

Koniecznie! Najwyższy czas nazwać, bo się pogubimy. Jest łowca-teraz już nieśmiertelny, jest jeździec-mag, jest kobieta inteligentna => doskonała sytuacja do rozwinięcia (ich dwóch, ona jedna => kłopoty, jak mówi stare przysłowie policjantów i złodziei).

DiPoint Ragoonie, określenie jest śmieszne, ale styl patetyczny, którego używasz nijak nie wskazuje na zamiar rozśmieszenia odbiorcy. Za to ładne współbrzmienie jest w określeniu "człowiek z liściem na głowie" :mrgreen:

Na razie pewnie odpuszczę sprawdzanie poprawności, więc pilnujcie się sami.
Ale wrócę - rzecz jasna :twisted:
_________________
Bo jatek było za mało
 
 
Haletha 
Zielony Ludzik


Posty: 2051
Skąd: Carrodunum
Wysłany: 8 Grudnia 2005, 20:27   

Sieć oczywiście w południe siadła, więc piszę dopiero teraz.


Łojowa świeca na poplamionym i zagraconym biurku szeryfa dopalała się ze swądem. W powietrzu wisiała przygniatająca cisza, z rzadka jedynie mącona ślurgotliwymi pociągnięciami nosa młodego Gulpa. Powoli wracał spokój.
Zanim opadł jeszcze kurz wzniecony przez gwałtownie trzaskającego drzwiami nieznajomego, następca Geya of Glistbourne rozluźnił zaciśnięte kurczowo pięści i spojrzał schnącymi oczyma na swą towarzyszkę. Wiedział, że scena, która rozegrała się przed kilkoma chwilami była tylko przedstawieniem. Znaczące szturchnięcie i przyprawione oszałamiającymi środkami wino, trzymane specjalnie na takie okazje – to była gra przeznaczona dla zagadkowego człowieka z liściem wytatuowanym na czaszce. Dlatego atak żalu wywołany informacją o nagłej śmierci ojca był symulowany. W rzeczywistości Gulp był mądrzejszy, niż mogło się to wydawać niewygodnym obserwatorom. No, w każdym razie trochę mądrzejszy.
Gulp uznał, że milczenie przeciąga się zbyt długo. Chwycił głęboki oddech, po czym kichnął gwałtownie i z imponującym rozbryzgiem.
- Jak mi poszło? – spytał, gdy tylko wyplątał nos z obfitych zwojów płóciennej chusteczki.
- Nieźle – burknęła zapytana – Następnym razem powinieneś jednak powstrzymać się od przesadnych okrzyków w stylu „mości szeryfie, larum grają”, czy „wielkieś mi uczynił pustki w domu moim”. Przede wszystkim zaś zabraniam ci rozpowiadać na prawo i lewo o tym, że twój ojciec żyje. Na Noogara, ledwie zdążyłam zareagować i zainscenizować wespół ze służbą tę historyjkę o nagłym zawale. Czy masz świadomość co by się stało, gdyby tamtemu typowi udało się dostać do Geya? Cała nasza misja wzięłaby w łeb.
- Znałaś go wcześniej, prawda?
- Kogo, twojego ojca?!
- Tego faceta z liściem na głowie. Widziałem jak na niego spojrzałaś – jakbyś się czegoś przestraszyła. A on zapytał wtedy...
- Pilnuj swojego nosa – burknęła gniewnie. Nie zaprzeczyła jednak, co nie uszło jego uwadze – Człowiek, z którym rozmawiałeś i któremu tak nieopatrznie ofiarowywałeś swą przyjaźń, jest największym wrogiem Ahtelaha. Śmiertelnym wrogiem, jeśli wolno mi użyć takiego sformułowania w stosunku do jego osoby.
- Więc on też...
- Tak. Jego bogowie obdarzyli go nieśmiertelnością jeszcze w czasach, kiedy jej przekleństwo dotknęło Ahtelaha. To przez takich, jak on istnieją Łowcy, przez nich szeryf zmuszony był mianować cię następcą, choć wszystkie decyzje podejmuję za ciebie ja. Urząd i wiążące się z nim przywileje są dla ciebie jedyną formą ochrony, odwracają też uwagę tych, którzy mogliby posądzać cię o wiedzę odziedziczoną po Geyu. Szeryf bezustannie otoczony jest strażą, trudno więc porwać go, lub po prostu zabić. Masz szczęście, że twoje pochodzenie... Masz szczęście, że tamten człowiek uwierzył w bajkę i poszedł sobie.

W tym momencie dał się słyszeć głośny huk. Sponiewierane już tego dnia drzwi wyleciały w powietrze przy akompaniamencie szczęku broni i tupotu kilku par nóg obutych w żołnierskie skórznie...
_________________
Pewien król miał dwóch synów. Jednego starszego, drugiego zaś młodszego.
----------------------------------
Daj się porwać przygodzie! Forumowa powieść w odcinkach czeka na ciebie!
 
 
 
DiPoint Ragoon 
Jaskier


Posty: 64
Skąd: Poznań
Wysłany: 9 Grudnia 2005, 01:09   

- Kimże jesteś, że w progi moje chcesz wstąpic? - głos zaatakował bębenki podróżnika. Był ciężki, niski, władczy... Człowiek z liściem na głowie miał wrażenie, że dobiega z wnętrza jego czaszki. W rzeczywistości jednak dobegał zza drewnianych drzwi, które nagle wrosły w wirującą ścianę piasku.
- Jam jest Amon, sługa Nehtarai, córki Orgona i Torehan.
- Łżesz! - ryk był tak silny, że Amon odruchowo zakrył uszy. - Prawdę mów, albo na zawsze na miejsce Wyspą Haartevasta zwane zesłan zostaniesz.
- Jam jest Amon - powtórzył podróżnik - sługa Karplusana.
- Amon Sotvicei. - odpowiedział głos - Amon przeklęty. Narzędzie Doskonałe. Powiedz mi: ile razy o klucz Ahtelaha jeszcze mnie poprosisz? Ile razy będziesz do domostwa mego pukał?
- Nie pukam do twego domu. Ja otwieram wrota do niego. - odpowiedział głosem pewnym siebie i stanowczym.
- Nie, Amon. Nie tym razem. Słowa Mocy już na mnie nie działają. Na Twój jad już się uodporniłem. Ani umysł, ani magia już Ci wierzei nie otworzą. Sam sobie radź.
- Nie, Strażniku. Ja Cię nie proszę o klucz Ahtelaha. Wiem, że go nie masz. Miał go szeryf, lecz on już kwiaty od spodu wącha. O ile jakieś na tej pustyni rosną...
- Więc czegóż ode mnie wymagasz?- przerwał mu rozdrażniony Głos.
Przez chwilę słychać było tylko wirujące ziarna piasku, trące nieutannie o siebie nawzajem.
- Chcę Władcę Piasku.
- Cha cha cha cha...cha! - Strażnik wybuchnął potężnym rechotem. Amon zaczął się obawiać, czy przypadkiem się nie pomylił. Że też stracił szeryfa właśnie teraz. Pamiętał, że musi mieć Władcę. Ale czy tu go uzyska? Cholera. A jeśli się pomylił?
- Zabawne rzeczy prawisz... - człowiek z liściem na głowie miał wrażenie, że Głos ociera łzy z oczu po tym wybuchu śmiechu. - Władcę Piasku. A po co? Jeśli oczywiście wiedzieć mi wolno.
- Chcę znaleźć Tarnihil.
I znowu tylko wirujący piach był jedynym źródłem dźwięku.
- Po co Ci Stolica Zrzeszonych Krain? Jeszcze tam krwi nie napsułeś? Jeszcze Cię tam nie było? Czego poszukujesz?
- To moja tajemnica. Daj mi Władcę.
- To już nie szukasz Ahtelaha i jego potomków? Nie chcesz ich dopaść?
- Strażniku. - Amon przybrał ton rozkazująco-ponaglający. - Nasz czas dobiega końca. Daj mi Władcę Piasku.
- Zaklinaczu - daj mi Słowo.
Amon wyprostował się, złożył ręce na brzuchu tak, by utworzyły literę A i zaczął:

Gdym ja był głosem - świat się przez mię stawał;
Gdym ja był czynem - przeze mnie się zmieniał;
Gdym ja był gestem - świat mnie nie poznawał;
Teraz jam ciałem - świat patrząc oniemiał.

Dla Ciebie świecie słowo owo niosę,
Zaklinam władzę, nim swą siłę głoszę;
Słowem tym stwarzam, słowem tym otwieram,
W słowie tym sprawę poważną zawieram.

Powiem je cicho, choć góry przenosi:
Daj Władcę Piasku - proszę, proszę proszę.

edit: Amon przysiągłby, że gdyby Głos miał twarz zobaczyłby na niej szyderczy uśmieszek...
_________________
Jeśli mnie nie widzisz, znaczy, że stoję za Tobą.
 
 
dzejes 
prorok


Posty: 10065
Skąd: City
Wysłany: 9 Grudnia 2005, 10:52   

Drzwi karczmy uchyliły się. Mała, zgarbiona postać wyślizgnęła się z dusznego wnetrza i pobiegła w mrok.
- Dooobry dzień, to był dobry dzień - mruczała do siebie omijając kałuże.
Po kilku minutach lawirowania wśród pogrążonych w ciemności budynków odnalazła swój cel - piwnicę na opał jednego ze śródmiejskich domów.
Mała klapa bezszelestnie uniosła się.
- No co tak długo? Jesteś ostatnia.
- Wpuść mnie głupku.
Klapa wróciła na swoje miejsce, a wnętrze rozbłysło migotliwym płomieniem, w cuchnącym kocimi szczynami pomieszczeniu czekało już czworo dzieci.
Najwyższy z nich, piegowaty blondyn, trzymał lampkę olejową. Postawił ją na brudnym stoliku ustawionym na środku i powiedział :
- Rudy, ty zacznij.
Stojący w kącie chłopiec, którego włosy w rozedrganym świetle lampki sprawiały wrażenie płomienia wesoło liżacego strop, zbliżył się do stołu.
- Dziś tak sobie - powiedział wyjmując na stół wielki bochen chleba - prawie mnie piekarz złapał. Jeszcze to - mały pierścionek z zielonym oczkiem wyladował na stole.
- Teraz ja! Teraz...
- Zamknij się - syknął blondyn - Jeszcze ktoś usłyszy. Dawaj co tam masz.
Małe, pulchne rączki położyły na stole trzy mieszki.
- No, no, no. Ładnie. - w głosie pozostałych zabrzmiał podziw. Mały był mistrzem rzezania mieszków przekupek z targu i robiących zakupy służących. Żadna nie mogła oprzeć się ślicznej buzi i tym tłuściutkim rączkom tak ufnie wyciągniętym w ich stronę.
Prawie osiem asów. Za to mogli opłacić się strażnikowi. Kolejny tydzien spokoju.
- Miesiąc, teraz ty.
Wywołany chłopiec podszedł do stołu i bez słowa położył na nim zakrzywiony sztylet. Skórzana pochwa ozdobiona była metalowymi okuciami, a rogowa rękojeść zakończona była wyrzeźbioną głową dzika.
- Ładne cacko. Stary Redan to weźmie. Teraz ty, spóźnialska.
Dziewczyna wysypała na stół zawartość dwóch mieszków. Trzy asy.
- Troche mało. Tylko tyle po całej nocy w gospodzie? Znależli cię?
Dziewczyna przez chwilę wahała się. Czuła ciężar trzeciej zdobyczy, pamiętała jak po jej zdobyciu schowała się w spiżarni karczmy modląc się do wszyskich bogów, by nikt jej nie znalazł. Pamiętała krew i ludzi z żądzą mordu wypsaną na twarzach. Wreszcie lojalność wygrała.
- Nie. Mam jeszcze to - z niepewnością położyła na stole trzecią zdobycz - Jakiś głupiec odstawiał przemowy w karczmie. Wszyscy się na niego patrzyli, a potem rzucili i rozszarpali na sztuki.
Siedziałam pod stołem i to upadło mi pod nogi.
- No pokaz, pokaz! - Mały już podskakiwał z napięcia.
Dziewczyna wolno odwinęla szmaty.
- Oooooooooo........... - pięć par oczu utkwiło w jednym punkcie.
- Na to to i Re-re-re-redan jest za krótki...- po chwili ciszy zdołał wystękać blondyn.
C
D
N
_________________
If we shadows have offended,
Think but this, and all is mended,
That you have but slumber'd here
While these visions did appear.
 
 
Haletha 
Zielony Ludzik


Posty: 2051
Skąd: Carrodunum
Wysłany: 9 Grudnia 2005, 15:55   

Kobieta zareagowała szybko, jak nakazywała jej rozpoznana już chyba przez czytelnika profesja. Błyskawicznym ruchem chwyciła leżący pod ścianą miecz, po czym przybrała ofensywną pozycję osłaniając oniemiałego z zaskoczenia Gulpa. W miarę jednak, gdy gromadzone tygodniami pokłady kurzu łagodnie opadały na ziemię, a wąskie pole widzenia naszych bohaterów poszerzało się, bojowy nastrój mijał niczym gwałtowny, lecz krótki letni deszcz. Broń ze smętnym brzękiem wylądowała na deskach podłogi. Do gabinetu wkroczyło sześciu uzbrojonych w berdysze drabów prowadzonych przez...
Na widok istoty, która powiewając jadowicie żółtym całunem energicznie wbiegła do sali, przypadkowy widz miał prawo krzyknąć głośniej, niż mogłoby wytrzymać jego gardło. Zaiste było się czego przestraszyć. Odcinająca się na tle półmroku zaopatrzona w zapadnięte oczodoły głowa wieńczyła sylwetkę godną baśniowych olbrzymów. Potężne na wzór dębowych pni ręce gestykulowały żywo, zaś z krwawo rozbitej paszczy dobywały się nieartykułowane tubalne dźwięki. Całości dopełniały ciżmy z długimi na dobry łokieć nosami, oraz różowa kapa spowijająca tułów o wyraźnie żeńskich kształtach. Dookoła rozniósł się zapach krypty.

Na naszych wszakże bohaterach to akurat nie uczyniło najmniejszego wrażenia.

- Witajcie, kochani – wysapała dama o aparycji upiora, gdy już opadła z hukiem na krzesło, wygładziła fałdy modnej sukni i poprawiła na głowie barwiony szafranem welonik. W świetle zapalonej naprędce nowej świecy widać było, iż bystrym, okrągłym oczom niewiasty niczego nie brakuje (efekt pustych jam był opacznie wywołany przez szalenie elegancki cień do powiek), kształt zaś rozciągniętych w uśmiechu ust został podkreślony szminką o stonowanym kolorze. Niezdrowa cera nie była wynikiem pośmiertnego rozkładu, a jedynie w pośpiechu nałożonego blanszu i różu – Wybaczcie, że nachodzę was tak z rana, bogowie jednak świadkiem iż nie mogłam dłużej wytrzymać. Popsutymi drzwiami się nie przejmujcie, pokryję wszystkie koszta. Moi chłopcy mają więcej siły w garści, niż oleju w głowie, trudno jednak słabej kobiecie poruszać się w dzisiejszych czasach bez obstawy... ale o czym to ja miałam mówić? Aha, tak. Gulpku, Isobelko, nie gniewacie się, prawda?
- Ależ skąd, lady Bombarde – odpowiedzieli unisono szeryf i kobieta nazwana Isobelką.
- To doskonale, kochani. Przyniosłam nieco marynat własnego wyrobu; ogrody obrodziły niespodziewanie tego roku, a nie lubię, by cokolwiek się marnowało. Mam też dla was najświeższe nowinki z dworu księcia, jeśli naturalnie macie ochotę posłuchać.
- Ależ tak, tak, oczywiście – zapewnił młody Glistbourne, po czym łakomie wsadził nos w słoik pełen pikli z ogórków. Przetwory lady Bombarde, mocne i kolorowe jak ona sama, cieszyły się opinią zaskakująco smacznych. Dla nich był gotów przetrzymać nawet potok słów wyrzucany przez arystokratkę znaną z oryginalnego wyglądu i upodobań polegających na brataniu się ze wszystkimi dookoła – Jesteśmy niezmiernie ciekawi.
Przez bite trzy godziny oboje słuchali ze świętą cierpliwością ploteczek dotyczących świata mody i arystokracji, poznali dzieje egzotycznego hrabiego Rolady, dowiedzieli się o wahaniach cen na rynku zboża, o nowych perfumach i różach rozmówczyni zaatakowanych przez niezwykle groźnego pasożyta – barloga. Uzbrojeni po zęby „Chłopcy” w tym czasie przestępowali z nogi na nogę, z rzadka decydując się na ciche westchnięcie. Wreszcie wizyta dobiegła końca. Lady Bombarde wstała, ze stęknięciem łapiąc się za krzyż.
- Ach, byłabym zapomniała. W drodze do was napotkałam kuriera pocztowego, który wiózł list zaadresowany do Gulpka – Powiedziałam, że przekażę, po czym schowałam go nie pamiętam gdzie... o, jest. Mam nadzieję, że to dobre wiadomości – Niewiasta wydała z siebie chichot przyprawiający o dreszcze, po czym pomachała na pożegnanie ręką i znikła jak sen jakiś złoty. Jej śladem ruszyła cała szóstka zabijaków, rzucających za siebie przepraszające i nieco spłoszone spojrzenia. Gabinet szeryfa opustoszał.
Gulp z ciekawością zwrócił się ku leżącej na biurku zalakowanej kopercie. Ledwo jednak zdążył sięgnąć po nią pulchnymi palcami, list został mu wyrwany i brutalnie rozpieczętowany. Szeryf nie protestował, patrząc z rezygnacją, jak zwężone czarne oczy jego przybocznej ślizgają się szybko po zabazgranym w zamaszysty sposób pergaminie. Po chwili wylądował on zresztą na kolanach chłopca.

Drogi Gulpie!
W chwili, w której czytać będziesz te słowa, najprawdopodobniej nie będzie mnie jurz na świecie. Noogar (niechaj imię Jego przetrwa wieki) pozwolił mi wreszcie zrzucić jarzmo nieśmiertelności, które złożył dawno temu na mych barkach – nazbyt wątłych, jak pokazał bezlitosny czas. Z dawna już wznosiłem do Niego modły, błagając o morzliwość przekazania misji komuś silniejszemu ode mnie. Komuś, kto będzie głosił chwałę naszego patrona wszędzie, gdzie oręż jego sięgnie, a którego duszy w krytycznym momencie nie zabije strah. Ja okazałem się nadto słaby, by doczekać przyjścia kolejnego nieśmiertelnego z imienia Tagroma. Zapomniałem o Słowach Mocy, zgubiłem ścieżki, które w ostatnim życiu pokazywał mi twój ojciec. Krótko mówiąc – zawiodłem. Udało mi się jednak znaleźć następcę – młodego i nadzwyczaj błyskotliwego Łowcę, który zdolen jest otworzyć bramę do Stolicy Zrzeszonych Krain. Nie wie o tym jeszcze, wkrótce jednak będzie zmuszony stawić czoła nieznanemu. On jest Wybrańcem. Jeśli zaś się mylę, proszę Cię o wybaczenie. Jestem jurz zmęczony. Jutro udaję się do Łowcy, by przekazać mu nieśmiertelność. Niehaj słońce świeci w jego mieczu, a gwiazdy rozświetlają mu drogę. Oby dokonał to, czego ja nie byłem w stanie się podjąć.
Trzymaj się hłopcze i uważaj na człowieka z liściem klonu wytatuowanym na czubku łysej czaszki. Nie wolno go zabić, gdyż stałby się potężniejszy, niż można to sobie wyobrazić. Nie daj się jednak omamić jego układnym słówkom i słuchaj zawsze we wszystkim Isobel. Przekaż jej moje serdeczne pozdrowienia, jeśli nie czytała najprzód tego listu, w co wątpię. Mam nadzieję, że jurz się na mnie nie gniewa. Pozdrów terz Tatę, jeśli żyw jeszcze.
Nie szukajcie mojego następcy – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to on znajdzie was. Raz jeszcze proszę Was oboje o wybaczenie i żegnam się. Odchodzę do świata pszotków, na powrót w ramiona matki. Mam nadzieję, że Misja zakończy się mimo wszystko powodzeniem i Zło nie zapanuje nad światem.

Post scriptum: noś zawsze ciepły kaftan i czyste onuce.

Wasz na zawsze Ahtelah.



- Co o tym sądzisz, Isobel? – szepnął szeryf drżącym głosem – Czy to może być prawda?
- Niestety – jej głos był chłodny i spokojny niczym tafla jeziora w pogodną noc – List ponad wszelką wątpliwość został skreślony ręką Ahtelaha. Nikt inny nie ma takiej dysleksji i dysgrafii; te byki poznałabym na końcu świata. Oznacza to jednak, że nasz druh rozstał się z życiem. To nieoceniona strata. Myślę, że zbyt pochopnie zdecydował się na taki krok. Wierzyłam w niego... nie mogę zrozumieć dlaczego zwątpił. Co się jednak stało, to się nie odstanie, nie pora już więc na takie rozmyślania. Oddajmy hołd jego pamięci.
Gulp posłusznie wstał za jej przykładem i strząsnął na podłogę kilka kropel z trzymanego w rękach słoika. Ze zmieszaniem ujrzał, jak nieruchoma zazwyczaj twarz jego towarzyszki ściąga się mimo woli w grymasie bólu, zaś po policzku kobiety spływa oszczędna łza.



Zapraszam bezimiennego Łowcę do kolejnego posunięcia:-)
_________________
Pewien król miał dwóch synów. Jednego starszego, drugiego zaś młodszego.
----------------------------------
Daj się porwać przygodzie! Forumowa powieść w odcinkach czeka na ciebie!
 
 
 
DiPoint Ragoon 
Jaskier


Posty: 64
Skąd: Poznań
Wysłany: 9 Grudnia 2005, 22:24   

- Panie?
- Tak? Ach... To znowu Ty. Amon, Amon, Amon... Do kroćset czego?! Czegóż chcesz ode mnie?
- Mam Władcę Piasku.
Przez chwilę kontemplował zaskoczenie na twarzy Karplusana.
- Strażnik tak po prostu Ci go dał? Niesamowite... Pokaż go.
Amon wyjął zawiniątko zza pazuchy. Kawałek skóry przewiązany rzemykiem. Powoli rozwinął pakunek.
- Cudo. Doskonała robota Władców. Jedyny przedmiot, do którego wszyscy czworo przyłożyli rękę. Rękojeść ziemiaka, Władcy Ziemi.
- Ostrze dżina, Władcy Powietrza.
- Zaklęcia ifryta, Władcy Ognia.
- I linia życia stworzona przez marida, Władcę Wód.
Jeszcze chwilę cieszyli oko przedmiotem. Potem Amon schował broń na swoje miejsce.
- Jaka szkoda, Panie, że nie możesz go dotknąć... - powiedział ze słabo ukrywanym sarkazmem.
- Jak śmiesz! - ryknął Karplusan - Zaraz Cię...
- Dotknę? - wszedł mu w słowo - O ile dobrze pamiętam pókim żyw nie masz nade mną władzy.
- Mam. I Ty wiesz jaką. Więc zamilcz.
Cholera. Znów miał rację...
- Co teraz, Panie?
- Wykorzystasz Władcę Piasku. Wykorzystasz klucz Ahtelaha i dotrzesz do wieżycy w Tarnihil. Tam wejdziesz do biblioteki i przeczytasz, co dalej. Nie kontaktuj się ze mną wcześniej. Idź już. Nudzisz mnie...
- Tak, Panie.


Jak dogonić Góry Astralne? Po prostu nie chcieć do nich dotrzeć. Amon stał u wylotu malutkiej groty i rozglądał się po okolicy. Pustynia jak okiem sięgnąć. Nie zostawił śladów - tego był pewien. Jutro musi pokonać góry. Jeżeli do zmierzchu ich nie opuści - zostanie w nich na zawsze. Fatamorgana lubi bowiem pilnować swych sekretów. Ponoć wśród mieszkańców Gór są gryfy skalne, giganci, szare smoki czy tytani. Jego ta menażeria nie interesowała. On kierował się do krainy zawsze pokrytej śniegiem. Chciał dotrzeć nad jezioro Faenei - Zmrożonych Wód. Na jego brzegu bowiem stała stolica Zrzeszonych Krain i największa biblioteka świata. Tarnihil.
Wszedł do środka i nakrył się płaszczem. Zmarznie. Ale jutro marsz go rozgrzeje.
_________________
Jeśli mnie nie widzisz, znaczy, że stoję za Tobą.
 
 
DiPoint Ragoon 
Jaskier


Posty: 64
Skąd: Poznań
Wysłany: 12 Grudnia 2005, 23:01   

Spoczął w karczmie "Na skraju drogi" w Dzielnicy Drewna. Wybrał tą dzielnicę już wcześniej. Lubił otoczenie zwykłych, nie wywyższających się ludzi. Lubił patrzeć na życie szarej strefy, lubił słuchać ich opowieści. Tam, zgodnie z opisem, ich znalazł.
Uważał, iż to jest tak naprawdę życie - Drewniana Dzielnica. To nie są "rycerze" i szlachta z Dzielnicy Kamienia, czy też magowie i w ogóle "wyższe istoty" z Dzielnicy Lodu. Wśród leśników, łowców i druidów czuł się najlepiej.

Postawił kufel na stole i zadumał się chwilę. Rzeczywistość nie potrafiła zmienić jego nastawienia do tego miasta. Z książek wydawało mu się śmieszne, w rzeczywistości też takie było. Trzy dzielnice nazwane ze względu na zamieszkujące je profesje oraz charakter budulca użytego do postawienia ludzkich siedzib. Miasto na planie koła. Dzielnice rozdzielone głównym traktem, a właściwie trzema głównymi traktami zakończonymi z obu stron bramą. Zewnętrzną - wejściową do miasta, wewnętrzną - wejściową do centralnej dzielnicy zwanej Dzielnicą Trzech Wież. Trakty dzieliły koliste Tarnihil na trzy równe połowy - równy wkład do stolicy miały trzy Krainy. Zrzeszone Krainy.

Trzy wieże jednak nie były znakiem trzech największych miast w tych krainach. Wieże reprezentowały zgromadzoną przez te Krainy wiedzę. Prawa wieża zawierała laboratorium, lewa bibliotekę. Były sobie równe i sięgały do dwóch trzecich wysokości centralnej wieży. Ta zaś zawierała siedzibę Zarządcy Miasta i wszystkich wysokich urzędów trzech Krain.

Tarnihil. Jak w książkach. Amon dokończył posiłek i udał się traktem w kierunku centralnej dzielnicy. Klucz Ahtelaha powinien otworzyć wewnętrzne bramy. Tam zaś tylko krok i biblioteka legnie u jego stóp. A właściwie oczy jego spoczną na zbiorach największej bodaj ludzkiej biblioteki. Znów będzie miał cel. Znów wyruszy w podróż. Znów będzie się UCZYŁ...

edit: Amon jest teraz w mieście. Co się dalej zdaży - możemy postarać się opowiedzieć. Chcę poznać dalsze poczynania syna szeryfa i jego "pani", chcę się dowiedzieć więcej o "dzieciach bogów dawnych". Chciałbym posłuchać opowieści wielu bohaterów. Za żadne bowiem skarby nie chciałbym pisać tu "swojej" opowieści/powieści. Celem tego tematu było wspólne pisanie. Amon Sotvicei dotarł do kresu części swojej podróży. Podąży za Wami, Postaci, jeśli tego będziecie chcieli...
_________________
Jeśli mnie nie widzisz, znaczy, że stoję za Tobą.
 
 
Margot 
Connor MacLeod


Posty: 1593
Skąd: Twierdza Wrocław
Wysłany: 13 Grudnia 2005, 08:44   

Sancta Maria Dolorosa!! Co się dalej zdarzy, tego nie wie nikt, dlatego czekam niecierpliwie :twisted:
_________________
Bo jatek było za mało
 
 
Haletha 
Zielony Ludzik


Posty: 2051
Skąd: Carrodunum
Wysłany: 13 Grudnia 2005, 12:27   

Ha, znalazłam nieścisłość! Zajrzałam do wcześniejszych odcinków, żeby też coś skrobnąć, aż tu natrafiłam na zdanie "przeczesał ręką włosy". Nieco dalej następuje informacja, że tenże bohater jest łysy i w dodatku wytatuowany. Chyba trzeba będzie coś poprawić albo cofnąc się nieco w akcji i opisać, jak to dla zabawy ogolił się i strzelił sobie wesoły kanadyjski listek;-))
_________________
Pewien król miał dwóch synów. Jednego starszego, drugiego zaś młodszego.
----------------------------------
Daj się porwać przygodzie! Forumowa powieść w odcinkach czeka na ciebie!
 
 
 
dzejes 
prorok


Posty: 10065
Skąd: City
Wysłany: 13 Grudnia 2005, 14:54   

Haletha napisał/a
Ha, znalazłam nieścisłość! Zajrzałam do wcześniejszych odcinków, żeby też coś skrobnąć, aż tu natrafiłam na zdanie przeczesał ręką włosy. Nieco dalej następuje informacja, że tenże bohater jest łysy i w dodatku wytatuowany. Chyba trzeba będzie coś poprawić albo cofnąc się nieco w akcji i opisać, jak to dla zabawy ogolił się i strzelił sobie wesoły kanadyjski listek;-))


Żadna nieścisłość. Po prostu miał dziurawe kieszenie, to sobie mógł przeczesać włosy... :twisted:
_________________
If we shadows have offended,
Think but this, and all is mended,
That you have but slumber'd here
While these visions did appear.
 
 
Haletha 
Zielony Ludzik


Posty: 2051
Skąd: Carrodunum
Wysłany: 13 Grudnia 2005, 15:39   

Kurczę, no chyba tak;)

1. Nie dam już rady dłużej omijać drażliwych kwestii, a nie będę wymyślać swoich, bo powieść całkowicie się zamota. Poproszę na pw wyjaśnienia dotyczące przynajmniej części wielkich tajemnic, nieśmiertelności, bibliotek i mrocznych krain.
2. Ponieważ nikt nie kwapi się zaopiekować Łowcą, przejmuję postać na czas nieokreślony. W razie zainteresowania oddam bez walki.
3. Współpraca połączona z zazębianiem wątków jest więcej niż mile widziana:-)


Przyrdzewiałe zawiasy skrzypnęły cicho, gdy odsunął skobel i rozwarł okiennice, wpuszczając do izdebki strumień światła. Pierwszy dzień lata, tyle słońca w całym mieście... Wydawać by się mogło, że tak piękny poranek nie może przynieść ze sobą niczego poza otuchą. Nasz bohater nie miał jednak dobrych przeczuć. Jego myśli, tak długo skierowane w jedną stronę, wyrażały teraz skrajne uczucia, od przerażenia i oszołomienia, po całkowicie uzasadnioną w tej sytuacji ciekawość. Dokąd teraz skieruje swe kroki? Co pocznie?
Przez ponad połowę niezbyt jeszcze długiego życia pełnił rolę Łowcy. Wczorajszego wieczoru stał się tym, czego szukał. I czego nienawidził.

... Świeżo upieczony Nieśmiertelny zwolnił po kilkunastu minutach szaleńczego biegu, po czym zatrzymał się zupełnie. Wydawało mu się, że pędzi aleją gwiazd do nieba; wrażenie potęgowały eksplodujące w głowie szalone błyski, będące wynikiem wzmożonego wysiłku, stresu, oraz wypitego niedawno alkoholu. Przed chwilą na jego oczach zaszlachtowano człowieka (jak on miał na imię? Attyla?), którego być może powinien był uśmiercić własnoręcznie. Człowiek ten zdążył mu jednak przekazać osobliwy dar, na myśl o którym mężczyznę ogarniała chęć płaczu i tupania nogami. Mianował go sobą.
Plugastwu żyć nie pozwolisz. Czarem i smo... znaczy: ogniem i mieczem tępić je będziesz, dopóki sił ci wystarczy.
Nieśmiertelni od dawna już żyją wśród nas. Wyniesieni ponad resztę ludzkości przez mrocznych bogów, których na wpół zapomniane, zakazane przez kapłanów imiona wciąż jeszcze kołaczą się w pamięci starych. Bogowie utracili dawną moc jednak wciąż jeszcze jesteśmy tylko zabawkami w ich rękach. I wciąż możemy służyć ich celom; wystarczy, że uczynią z nas swoich niewoników
Istnieją też jednak Łowcy. Ci, którzy strzegą, by harmonia świata nie została zachwiana, eliminując przeciwne naturze potwory...

Wiedział już co zrobi. Z trzaskiem opadł na krzesło i wciągnął ze świstem powietrze. Jest Łowcą, Moc w dalszym ciągu mu sprzyja. Ślubował pilnować porządku tego świata, żadne więc spiski nie będą go w stanie od tego odwieść. Nie zacznie oddawać czci pomniejszym bóstwom Mroku, krzyczeć w ciemnościach, ani zatruwać studzien. Zamiast tego dopadnie wszystkich, którzy z wyboru bądź z konieczności podzielili jego los. Zacznie od partyzantów i ich osławionego przywódcy Ethana. Z dawna już miał wobec niego poważne podejrzenia. Teraz nadchodzi czas, by przekonać się o ich słuszności.
Ponownie zerknął przez okno. Za dachami i wieżyczkami miasta majaczyły niewyraźnie poszarpane granie. Gdzieś tam, pośród głębokich grot i lasów nieskończonych cieni czekali oni.

Ileż jednak mogło wydarzyć się w międzyczasie?



Nie idzie mi łowca, niech go ktoś ode mnie zabierze!
_________________
Pewien król miał dwóch synów. Jednego starszego, drugiego zaś młodszego.
----------------------------------
Daj się porwać przygodzie! Forumowa powieść w odcinkach czeka na ciebie!
 
 
 
DiPoint Ragoon 
Jaskier


Posty: 64
Skąd: Poznań
Wysłany: 13 Grudnia 2005, 16:35   

Racja ogromna! Miał przeczesać ręką GRZYWĘ! Ale wpadł... On był łysy z urodzenia a teraz wyszło, że "artysta plastyk" się nim przynajmniej raz zajmował (to znaczy szybką kurację wypadania włosów przeprowadził na nim). Moja wielka wina. Najmocniej przepraszam.

A co do tajemnic niedługo (w następnym poście) małe wyjaśnienie. Takie, jakim widzi je Amon Sotvicei, ślepe narzędzie boga Karplusana.
_________________
Jeśli mnie nie widzisz, znaczy, że stoję za Tobą.
 
 
DiPoint Ragoon 
Jaskier


Posty: 64
Skąd: Poznań
Wysłany: 13 Grudnia 2005, 17:14   

Wedle legend istniało kiedyś wielu bogów. Każdy z nich był przynajmniej raz na ziemi i zostawił tam swego potomka. Owe chowańce posiadały długowieczność, lecz nie nieśmiertelność. Miały charakter swoich ojców, ich siłę i inteligencję, lecz nie posiadały mocy. Czas płynął leniwie aż do momentu, gdy jeden z chowańców usamodzielnił się. Poznał do czego został stworzony i zdjął z siebie piętno sługi. Po prostu popełnił samobójstwo.

Czyn ten wpłynął na pozostałych. Zanim bogowie zareagowali przy życiu zostało tylko czterech. A właściwie czworo. Amon, Ahtelah, Ethan i Kobieta Bez Imienia. Tych czworo spięli więzami większymi, niż wcześniej. Nie zapobiegli jednak wszystkiemu. Po śmierci chowaniec trafiał przed swego boga i ten mógł zrobić z nim co chce. Za życia jednak to chowaniec miał nad sobą władzę. Z tym, że nie jest tego świadomy. Cała czwórka została "nauczona", iż raz na miesiąc musi skontaktować się ze swoim bóstwem. Niby po to, by zdać relację z poczynań. Tak naprawdę chodzi o umocnienie więzów. Mało kto dziś wierzy w dawnych bogów. Stąd też ta potrzeba...

Istnieje też inna legenda. Pierwszy chowaniec, który popełnił samobójstwo, zostawił ślad dla pozostałych. Co to jest - tego legenda nie uściśla. Wiadomo jednak, że rzecz owa (o ile to jest rzecz) pozwoli pozostałym chowańcom przejrzeć na oczy. Ten ślad jest jak jabłko, które Ewa podała Adamowi, by ten "zobaczył". Podpowiedzi ukryte są w Zrzeszonych Krainach - trzech Krainach świata, które pod władaniem miał pierwszy "wyzwolony" chowaniec. I bogowie podjęli walkę. Za pomocą swych "narzędzi" chcą znaleźć i zniszczyć owe "jabłko Ewy". Na razie bezskutecznie.

Ostatnia cegiełka. Wśród ludzi był jeden człowiek, zwany "przyjacielem bogów". Był on świątynnym skrybą. Spisywał on dzieje jednego z chowańców - dziecka boga sztuki. W tych dziejach odkryć można wskazówki co do miejsca ukrycia "jabłka Ewy". Ale są one pokrętnie podane - już o tym wiadomo. Ksiąg tych jest dziewięć i w dziewięciu różnych bibliotekach świata leżą. Ta w Tarnihil jest szóstą z kolei. Pięć pozostałych było jak dotychczas pułapkami. Bogowie dotkliwie się o tym przekonali. Nie dość, iż za każdym razem, gdy ich chowańce docierały do miejsc opisanych w książkach musieli wskrzeszać swoje "narzędzia", to jeszcze każdy z zastanych w tych miejscach przedmiotów powodował kolejną utratę wiary w bogów. Dzięki tym księgom poskromiono ogień, wynaleziono koło, zdobyto pierwsze narzędzia, zaczęto stosować uprawy czy też zapanowano nad chorobami. Co przyniesie kolejne "jabłko Ewy", lub inaczej - kolejna "puszka Pandory" (bo tak według podań brzmiało imię pierwszego "wybudzonego" chowańca)?

Oto krótki zbiór tego, na czym bazuje Amon Sotvicei. Wie gdzie jest szósta księga i chce ją zdobyć. Z tych tekstów wynika, że każdy "nieśmiertelny" dąży do znalezienia "jabłka Ewy". Wiemy już, że to nieprawda. Bogowie mieli między sobą wiele animozji i te przeniosły się na ich chowańców. Więc celem samym w sobie jest np. uśmiercenie jednego z nich. Wiemy już, że to pozbawi boga jego "narzędzia"...
Jeżeli coś należy zmienić, dodać, przestawić, skasować - proszę to uczynić. To ma być NASZA opowieść, a owe legendy to usprawiedliwienia zachowania mojego bohatera oraz cel jego dążeń. I jak wszystko w opowieściach - podlegają zmianom.

I przepraszam za orta. Czasem zdarza się, że myśli biegną szybciej niż palce po klawiaturze, i aby je zatrzymać wiele rzeczy spłycam i wielu nie sprawdzam. Stąd literówki me i orty. Proszę o wybaczenie...

*dla podkreślenia wagi słów odszedł w zacisze domostwa swego i wymierzył sobie zwyczajowe dziesięć batów na gołą skórę*
_________________
Jeśli mnie nie widzisz, znaczy, że stoję za Tobą.
 
 
gorat 
Modegorator


Posty: 13820
Skąd: FF
Wysłany: 13 Grudnia 2005, 20:22   

gorat napisał/a
Niesamowitą ciszę zakłócaną jedynie chlupotem piwa lejącego się po szynkwasie zakończył rumor gości karczmy pędzących z naprędce dobytym orężem, chociażby kuchennym nożem, na byłego nieśmiertelnego. (...) Więc to on teraz miał być tym, kogo czyny będą nadawały ton światu aż do nadejścia nieśmiertelnego z imienia Tagroma, choć imię i postać pozostaną nieznane...

DiPoint Ragoon napisał/a
Owe chowańce posiadały długowieczność, lecz nie nieśmiertelność. (...)A właściwie czworo. Amon, Ahtelah, Ethan i Kobieta Bez Imienia.

Taak... długowieczność. To czemu wszyscy pokornie czekali, aż skończy napuszoną gadkę, by spełnić swoje marzenie?
Haletha napisał/a
Wyniesieni ponad resztę ludzkości przez mrocznych bogów, których na wpół zapomniane, zakazane przez kapłanów imiona wciąż jeszcze kołaczą się w pamięci starych.

A Tagrom? Czyżby nie widać przeciwieństwa bóg krwi<->bóg ... ? A także cykliczności? :cry: Ponadto zaznaczone słowa są sprzeczne chociażby z przemową Ahtelaha.
_________________
Początkujący Wiatr wieje: Co mogę dla kogoś zrobić?
Zostań drzewem wiśni.
---
鼓動の秘密

U mnie działa.
 
 
DiPoint Ragoon 
Jaskier


Posty: 64
Skąd: Poznań
Wysłany: 15 Grudnia 2005, 00:49   

Bo onie nie są świadomi tego. Chowańce nie wiedzą, że bogowie nie mają nad nimi władzy za życia.

- Jak śmiesz! - ryknął Karplusan - Zaraz Cię...
- Dotknę? - wszedł mu w słowo - O ile dobrze pamiętam pókim żyw nie masz nade mną władzy.
- Mam. I Ty wiesz jaką. Więc zamilcz.
Cholera. Znów miał rację...

To fragment rozmowy Amona z Karplusanem. Podejrzewają, że władza bogów nad nimi jest skończona. Lecz każdy "seans" chowańca i boga kończy się umocnieniem władzy tego drugiego nad tym pierwszym. Wiem - nieco pogmatwane. Może nieco później się rozjaśni?
_________________
Jeśli mnie nie widzisz, znaczy, że stoję za Tobą.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group