Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Superszorty, czyli najlepsi z najlepszych v. 3 - rok 2009

Kto zostanie zwycięzcą w superszortach?
Stormbringer - Defekt (Władza)
5%
 5%  [ 4 ]
Mad - Ja, Róża (Róże i pistolety)
8%
 8%  [ 7 ]
Martva - Świt (Przed świtem)
15%
 15%  [ 12 ]
jewgienij - Audiencja (Szorty królowej matki)
7%
 7%  [ 6 ]
xan-4 - Jak Klapaucjusz maszynę doskonałą skonstruował (Lemoniada)
16%
 16%  [ 13 ]
Martva - Najpiękniejsza katastrofa (Ko(s)miczna podróż za jeden uśmiech)
12%
 12%  [ 10 ]
baranek - Niebo? Nie, bo... (Bezzębny anioł)
5%
 5%  [ 4 ]
baranek - Mas'A'Cra. Fragment ; (Heroina)
6%
 6%  [ 5 ]
Pucek - Wizyta (Póki Ducha, Póty Nadziei)
7%
 7%  [ 6 ]
Martva - Inwazja pożeraczy... (Pełnia)
8%
 8%  [ 7 ]
xan-4 - Więź 2.0 (Szorty związane)
6%
 6%  [ 5 ]
Głosowań: 28
Wszystkich Głosów: 79

Autor Wiadomość
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 1 Czerwca 2010, 11:06   Superszorty, czyli najlepsi z najlepszych v. 3 - rok 2009

Kolejny rok, kolejni zwycięzcy zmagań w szortach.

Ponieważ przygotowałam już temat do wysłania, a widzę, że są propozycje co do późniejszego przeprowadzenia głosowania, zamykam tymczasem wątek.
Otworzę we właściwym momencie.


Stormbringer - Defekt

Hrabia Vort, Namiestnik Trzeciej Prowincji, miał zły dzień. Zblazowany siedział na Sali Powitań, wypełniając swą słuszną posturą fotel, z którego zwykł przyjmować gości. Czekał.
Wtem drzwi pomieszczenia otworzyły się i do środka wpadł, chudy jak szczapa, kamerdyner.
- Mości hrabio! - wykrzyknął. - Wrócili!
- Znakomicie. Dawać ich tu!
Służący wybiegł, a po chwili na Salę weszło dwóch poturbowanych jegomości. Twarze mieli umorusane, a z ramion zwieszały im się pogięte resztki pancerzy. Chwiejnie stanęli przed fotelem.
- No i co? - spytał hrabia. - Bestia ubita?
- Niezupełnie, mój panie - z zakłopotaniem zaczął niższy z rycerzy.
- Jak to?
- Z potworem jest coś nie tak - odparł wyższy. - Dziwnie się zachowywał.
- To znaczy?
- Gdy podeszliśmy do jaskini, w ogóle nie zaatakował. I nie zionął ogniem.
- Nie?
Bestia z Gór słynęła z tego, że jednym, płomiennym oddechem była w stanie zwęglić oddział wojska. Brak pirotechniki był wyjątkowo podejrzany.
- Ani trochę, tylko syczał. A potem zadymił.
- Niebywałe - Vort pokręcił głową.
- I jeszcze rzęził tak dziwnie. Jakby coś w nim zgrzytało.
- Pewnie zjadł coś niezdrowego.
- Nie, raczej jakby mu się... jakieś tryby rozregulowały.
- Co mi tu bredzicie? - rozeźlił się hrabia. - Że Bestia jest nakręcana? Jak wyglądała na chorą, trzeba ją było dobić!
Rycerze spojrzeli po sobie. Potem odezwał się wyższy:
- Mości hrabio, to samo nam przyszło do głowy. Chwyciliśmy miecze i ruszyliśmy do ataku. Tylko, że...
- Że co? - warknął Vort tracąc cierpliwość.
- Jak ucięliśmy potworową głowę, ona... ona... gruchnęła o ziemię i wysypały się z niej kółka zębate.
- A potem bestia zabulgotała i zaczęła nas ścigać - wtrącił niższy.
- Bez głowy? - zdumiał się Vort.
- Właśnie tak. Chociaż dziwnie nas goniła, jakby na kółkach jechała.
- Na kółkach? - powtórzył hrabia, podnosząc głos.
- Tak. A potem wywróciliśmy się opacznie, bośmy nie patrzyli pod nogi, i przejechała po nas. Dlatego tak wyglądamy.
Vort ukrył twarz w dłoniach.
- A co z potworem? - wymamrotał.
- Zatrzymał się na drzewie.
- Możecie odejść.
Rycerze spojrzeli po sobie.
- Wynocha! - huknął hrabia. - Kamerdyner! Zawołać mi Kowalskiego!
Goście oddalili się w pośpiechu.
Kilka minut później do Sali wszedł otyły jegomość z dłońmi jak bochenki chleba. Był to naczelnik Cechu Rzemieślników, Główny Młotkowy, Kowalski. Nosił roboczy fartuch, z którego kieszeni wystawały rozmaite narzędzia.
- Fuszerka! - zagrzmiał doń Vort.
- Co takiego, mój panie?
- Potwór się rozstroił!
Kowalski pobladł.
- Jak to?
- A tak to! Bubel mi sprzedaliście! A tyle razy mówiłem: bestia ma być jak żywa. I nie do zabicia ma być!
- Ale...
- Milczeć! Rycerze z sąsiednich prowincji przyjeżdżają tu, by potwora ubić, złoto w karczmach zostawiają, nową broń kupują, przemysł rozkręcają, a ty mi konstruujesz bestię z defektem?
- Panie...
- Ty mi tu nie panuj, Kowalski! Nowego potwora masz zmajstrować! Na gwarancji i z pełnym serwisem. I niech się nie psuje! Pamiętaj, Kowalski, sprawny potwór gwarantem dobrobytu całej prowincji!
- Pamiętam, mój panie - gorliwie przytakiwał kowal. - Dzięki bestii mamy złoto i turystów. No i pobudza się to... no... gospodarstwo.
- Gospodarka! - rozwścieczył się Vort, rwąc włosy z głowy. - Gospodarka, durniu!
Kowalski uciekł w popłochu. Hrabia został sam. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się ścianę. Wszystko w nim wrzało, ale w końcu emocje zaczęły opadać.
- Do diaska - mruknął do siebie. - A wystarczyło zatrudnić Japończyków.



Mad - Ja, Róża

Byłam królową ogrodu mojej Pani. Jej najwspanialszym, ukochanym kwiatem. Lubiła do mnie mówić w trakcie pielęgnacji, a ponieważ słuchałam wszystkiego z uwagą, wcześnie uświadomiłam sobie, że jestem wyjątkowa. Twierdziła, że stanowię symbol miłości, ale jednocześnie mogę ranić - więc na zmianę czerwieniłam się i prostowałam kolce. Chociaż sama nie odczuwałam cierpienia, lubiłam korzystać z niesamowitego daru natury. Nie dlatego, że nie lubiłam ludzi. Wprost ubóstwiałam słodycz ich krwi.
Pani pokazywała mnie wszystkim gościom podziwiającym ogród. Przy żadnym innym okazie nikt nie zatrzymywał się tak długo. Przystawali na chwilę, pochylali się i przeważnie nie potrafili powstrzymać pragnienia dotknięcia mnie. Wtedy chytrze ustawiałam kolce, co dla normalnego człowieka było niezauważalne, i lekko kłułam opuszki palców. Wielu nawet się nie zorientowało, inni ledwie widoczną ranę szybko wkładali do ust. Dla mnie najważniejsze, że mogłam przez wiele godzin delektować się smakiem niewielkiej kropelki krwi otulającej kolec.
Pani nigdy nie poznała mojej tajemnicy.

Tamten dzień zaczął się od silnych podmuchów w ogrodzie. Nie lubiłam, kiedy wiatr mną tarmosił. To bardzo nieprzyjemne, że istnieje potężna siła, której nie można się przeciwstawić. Bałam się o delikatne płatki, mogłabym zostać oszpecona, jeśli wiatr wyrwałby choć jeden.
Ledwie przestało wiać, do ogrodu wbiegła Pani. Była roztrzęsiona. Krzyczała z całych sił i płakała. Zatrzymała się nade mną, ukucnęła i dotknęła drżącą dłonią lekko zroszonej łodygi. Wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że może jednak warto spróbować... wcześniej nigdy nie ukłułam swojej Pani, nigdy nie spróbowałam jej krwi. Nie zdążyłam jeszcze wyrzucić z siebie okropnej myśli, gdy stało się coś dziwnego. Usłyszałam przeraźliwy huk, a potem Pani upadła tuż obok. Z głowy zaczęła wypływać szeroka struga. Boże, tyle krwi jeszcze nigdy w życiu nie widziałam! Nie potrafiłam się powstrzymać: głęboki korzeń natychmiast wyłowił z ziemi rozkoszną słodycz, kilka czystych kropel spływających po łodydze wchłonęłam w głąb siebie. Krew mojej Pani była najlepsza na świecie.
Po jakimś czasie wokół zebrało się mnóstwo ludzi. Robili zdjęcia, rozmawiali. A potem zabrali moją Panią.
Nie to jednak było najgorsze. Na drugi dzień przyszedł do ogrodu jakiś smętny typ i nie zastanawiając się wiele, ukucnął, mruknął coś pod nosem i uciął mnie. Natychmiast straciłam łączność z korzeniem, dojrzałam tylko niski kikut łodygi znajdujący się w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą rosłam. Chciałam ze złości ukłuć ohydnego typa, ale miał na dłoniach rękawiczki.

Teraz znów jestem ze swoją Panią - leżę między jej złożonymi dłońmi. Czuję się osłabiona, a kolce, którym udało się przebić twardą i zimną skórę, nie odnalazły nawet kropli krwi. Pani leży bez ruchu i w ogóle się mną nie interesuje. Przez dłuższą chwilę mnóstwo osób podchodzi do nas i pochyla się nisko. Jakże różnią się od ludzi z ogrodu, którzy szczerze mnie podziwiali. Ci tutaj są ubrani na czarno, zapłakani, niechętni do wypowiedzenia nawet słowa.

Dlatego z ulgą przyjmuję trzask opadającej na moją Panią pokrywy.

Martva - Świt

W pokoju pachnie różami.
Kwiaty stoją w wazonie koło łóżka, gubiąc płatki na pościel – jedwabną, lśniącą złotem i oranżem, nieco zmiętą. Nic dziwnego, to była ciężka noc. A w każdym razie... intensywna. Sama myśl o tym przywołuje uśmiech na moją twarz.
Wysuwam się spod kołdry, przez chwilę patrzę na leżącą obok kobietę: jasne loki rozrzucone na poduszce, długie rzęsy rzucają cień na policzki. Oddycha spokojnie, pogrążona w głębokim śnie.
Przeciągam się, podchodzę do okna, otwieram je szerzej. Wdycham świeże, rześkie powietrze, spoglądam w ciemność spowijającą ogród. Ptaki jeszcze się nie obudziły, ciszę zakłóca tylko cykanie świerszcza, widać znalazł się jakiś nadgorliwiec – większość jego pobratymców ucichła przed północą.
Wracam do łóżka, przysiadam na brzegu. Delikatnie muskam ramię śpiącej.
- Hej, czas wstawać! – mówię wesoło. Z jękiem przewraca się na brzuch, przykrywa głowę poduszką.
- Nie chcę – mruczy niewyraźnie w prześcieradło.
- Przecież wiesz, że trzeba... – tłumaczę – nie zdążysz do pracy.
- Poradzą sobie beze mnie – mamrocze.
- No już, bądź dzielną dziewczynką – przekonuję, podnosząc poduszkę i odkładając ją na bok- jesteś niezastąpiona, musisz się zjawić przed szefem i otworzyć mu.
Błękitne oko patrzy na mnie nieprzyjaźnie znad zgiętego łokcia, zasłaniającego resztę twarzy.
- Myślę, że mój brat mi wybaczy nieobecność raz na jakiś... - Zdecydowanym ruchem ściągam z niej kołdrę. Parska jak rozzłoszczona kotka, a potem przewraca się na plecy i przeciąga się zmysłowo, patrząc mi w oczy.
-... czas. Prawda?
Jej ciało jest doskonałe. Aksamitna skóra lśni w migotliwym blasku świecy; kusi mnie żeby wyciągnąć dłoń i poczuć gładkość pod palcami. Powstrzymuję się ostatkiem sił.
- No chodź do mnie, chociaż na chwilę... – Lubieżnie przesuwa językiem po górnej wardze.– Nie chcesz...?
- Później, piękna. Im szybciej pójdziesz, tym szybciej wrócisz, prawda? I będziemy mieli mnóstwo czasu dla siebie – wykrztuszam przez ściśnięte gardło. Nagle robi mi się gorąco.
Widzę w jej oczach zawód, potem gniew. Wstaje, wychodzi z pokoju demonstracyjnie wolno, kołysząc biodrami, żebym dokładnie widział, co straciłem. Wiem o tym aż za dobrze. Kolejny raz żałuję mojej stanowczości... Nadal siedzę na łóżku, kiedy po chwili wraca, odświeżona i rześka, gotowa do wyjścia. Ma na sobie bezwstydnie krótką tunikę w kolorze szafranu, a rzemienie sandałów oplatają długie nogi aż do kolan. Wstaję, żeby przytulić ją na pożegnanie. Jej loki, nadal w nieładzie, łaskoczą mnie w nos. Odsuwa się, patrzy mi w oczy.
- Wróć do mnie szybko, moja bogini – mówię z przesadną atencją.
- Wrócę, a wtedy się policzymy, śmiertelniku – parska, wydyma wargi w grymasie złości. Udawanej złości, oboje dobrze o tym wiemy. W błękitnych oczach odbija się mój uśmiech.
Chwytam jej dłoń, z galanterią całuję różane palce.
- Będę czekał, Eos.

jewgienij - Audiencja

*
Kiedy stoisz na czele teatralnej trupy i regularnie wcielasz się w rolę Juliusza Cezara albo przynajmniej Kleopatry, to starasz się dbać o reputację. Lepiej, żeby nikt nie widział, jak pijany i wymięty opuszczasz dom publiczny na Grass Street.
Tego słonecznego poranka ta sztuka mi się jednak nie udała.
- William Szekspir? – czterech strażników z halabardami wyrosło niemal pod samą bramą burdelu.
-We własnej osobie – odparłem dumnie. Próbowałem się nawet ukłonić, ale spodnie miałem tak obcisłe, a kubrak tak usztywniony, że musiałem ograniczyć się do skromnego pochylenia głowy. - Czyżbyście czekali na mnie, szlachetni panowie?
Zamiast odpowiedzi strażnicy chwycili mnie pod ramiona i nie zważając na moje głośne protesty, poprowadzili do pobliskiej bramy z czerwonej cegły. Znaleźliśmy się na śmierdzącej zgnilizną klatce schodowej. No to ładnie, pomyślałem, jutro zapewne rybacy wyłowią moje zwłoki z Tamizy.
I to teraz, kiedy właśnie zacząłem być modny.
Ale nikt na szczęście nie zamierzał używać sztyletu. Wspięliśmy się na piętro, otworzyły się masywne dębowe drzwi i wepchnięto mnie do na wpół ciemnego pokoju.
*
-Miałam o was dużo lepsze wyobrażenie, panie Szekspir – usłyszałem niski głos. –Nie sądziłam, że tak subtelny poeta może czuć się dobrze w tego rodzaju lokalach.
-Na swoje usprawiedliwienie muszę rzec, że nie przyszedłem tutaj bynajmniej z własnej inicjatywy.
-Zachowaj ostry dowcip dla teatru, rymopisie. Mówię o domu publicznym na Grass Street.
Momentalnie wytrzeźwiałem. Pod wysokim oknem siedziała na krześle sama Królowa Elżbieta. Usztywniona krochmalem kreza otaczała szeroką, pokrytą grubą warstwą pudru twarz władczyni.
-Zbierałem materiały do najnowszej sztuki, Najjaśniejsza Pani – wybąkałem po chwili, odzyskawszy głos.
-Doprawdy? – odparła. – Chodzi niby o tę sztukę, której akcja dzieje się na królewskim dworze?
Bezwiednie cofnąłem się o krok.
-Niezupełnie. Chodzi raczej o wątek poboczny, rozgrywający się w środowisku przestępczym.
Za oknem sprzedawcy zaczęli już wychwalać pasztety i gorące ciasto z marmoladą. Zapragnąłem znaleźć się na ulicy.
-Dość tych kłamstw, panie poeto – huknęła królowa. - W gruncie rzeczy twoje wyuzdane praktyki są tutaj mało ważne. Niepokoi mnie inna sprawa. Doniesiono mi, że w najnowszej sztuce królowa jest mężczyzną przebranym za kobietę. Czy to prawda?
-W istocie, jej rolę odegra niezrównany Richard Jones – z trudem przełknąłem ślinę. - Wasza Wysokość wie przecież, że kobietom nie wolno...
-Nie nadużywaj mojej cierpliwości – jej głos zadudnił już zupełnie po męsku. Zacisnęła upierścienione palce na poręczy krzesła.
-No cóż, szczerze powiedziawszy, rzeczywiście myślałem o wprowadzeniu młodzieńca przebranego za królową – rzekłem cicho. - To ma być komedia.
-A co w tym niby śmiesznego? – zapytała królowa głębokim basem.
-Właściwie nic.
-Więc zapomnij o przebierankach, komediancie za szylinga.
Wstała ciężko z krzesła. Była ode mnie przynajmniej o pół głowy wyższa. No i dużo szersza w barach.
- Aha, jeszcze jedno – dodała niby od niechcenia - masz wykreślić również takie słowa, jak: Syriusz, rasa, inwazja, flotylla i gady. Zrozumiałeś?
Przytaknąłem w milczeniu. O ile dobrze pamiętam, nigdy w swojej twórczości nawet nie wspomniałem o Syriuszu, jednak wolałem nie dyskutować z kimś, kto wygląda jak monstrualna żaba o jarzących się na czerwono oczach.
Olbrzymia szponiasta łapa spoczęła ciężko na moim ramieniu.
-Wróć do tej tragedii o zazdrosnym murzynie – zarechotała królowa. –Ciekawie się zapowiadała.

xan-4 - Jak Klapaucjusz maszynę doskonałą skonstruował


Klapaucjusz wrócił do domu zdenerwowany. Nie dość, że na Zgromadzeniu Najlepszych Konstruktorów, główną nagrodę znowu odebrał Trurl, to jeszcze on wyszedł na kompletnego idiotę, bo wychodząc podczas przemówienia zwycięzcy, próbował trzasnąć drzwiami, które zamykały się automatycznie.
Rzucił na stół Nagrodę za Najdziwniejsze Urządzenie i włączył system rozczulania się nad sobą. Jak to jest możliwe?! Żeby takie nic, konstruktor trzeciej klasy, który nadawał się tylko do nabijania nitów przy taśmie montażowej zgarniał co chwilę nagrody! Wszystko co Trurl zbudował było nieudane, brzydkie i zagrażające życiu obywateli. Wspominając tylko jedno z jego ostatnich osiągnięć - maszynę robiącą wszystko na literę n, która tylko dzięki jego, Klapaucjusza inteligencji, nie zniszczyła świata. Wszystko pomagało Trurlowi, a jemu, biednemu i uczciwemu, tylko wiatr w soczewki wiał. Nawet gdy obił przeciwnikowi blachę, jak ten udawał maszynę do spełniania życzeń, obróciło się to przeciwko niemu.
Nalewając sobie kubek oleju, Klapaucjusz przypomniał sobie Elektrybałta, poetę - grafomana, kolejne niepowodzenie swojego sąsiada. Wymyślił, że po takiej porażce, Trurl nie będzie już próbował zbudować podobnej maszyny, więc postanowił to wykorzystać. Przełączył tryb myślenia na: Bardzo Twórczy, z Elementami Genialności i rozpoczął spacer dookoła stołu.
Po paru dniach, kiedy podłoga w miejscu spaceru była już mocno wydeptana, wpadł na świetny pomysł. Stworzy maszynę, która będzie pisała rewelacyjną prozę. Maszynę, która będzie potrafiła oddać cybernetyczną złożoność świata, jednocześnie podkreślając bezsens istnienia większości jej mieszkańców.
Miesiąc później, chudszy o dwa litry oleju, w niektórych miejscach wręcz nadrdzewiały, ale bardzo szczęśliwy, przybył na Zgromadzenie. Zbudował najlepszą pisarską maszynę wszechświata. Aby pracowała jak najlepiej, przeniósł ją w czasie, dołożył kłopoty psychiczne, rodzinne oraz pojawiające się objawienia boskie. Nazwał ją na cześć swojego pluszowego misia Dick. Philip Dick.
Wpisał się jako ostatni na listę prezentacji. Już wyobrażał sobie te wiwaty! Inni szybko omawiali swoje urządzenia, jakby wiedząc, że nie mogą się równać z jego wynalazkiem. Jako przedostatni wszedł na mównicę Trurl.
- Szanowni Konstruktorzy! Pamiętając o oszałamiającym sukcesie Elektrybałta, postanowiłem stworzyć maszynę, która przyćmi jego osiągnięcia. Skonstruowałem najlepszego prozaika wszechświata!
Klapaucjusz poczuł, jak odkręcają się śrubki, podtrzymującego jego obudowę, a w szczelinach pojawia się olej, który zaczął z niego wyciekać.
- Aby urealnić jej istnienie, przeniosłem ją w czasie, rozpocząłem wojnę, którą przeżyła, zbudowałem socjalizm w którym żyła oraz, aby była bardziej samotna, dałem jej dwa razy wyższy iloraz inteligencji niż otoczeniu. Proszę państwa! – Trurl pilotem otworzył okno czasowe - Przedstawiam wam Literacką Extra Maszynę, w skrócie: LEM.
W tym momencie przemówienie zostało przerwane przez przelatujące części rozpadającego się Klapaucjusza.


Martva - Najpiękniejsza katastrofa


Biegnę najszybciej jak mogę i ledwo starcza mi tchu. Kamienie osuwają mi się spod nóg i grzechoczą, staczając się w rozpadliny. Powietrze jest ciężkie i wilgotne, w oddali słychać grzmot, echo przetacza się wśród skalnych ścian. Jestem zmęczona, ale widzę już szczyt, więc pędzę dalej, potykając się o własne stopy. Dobiegam i nie zwalniając - skaczę na kolejny wierch, majaczący w chmurach. Dopadam go jednym susem, odbijam się, szeroko rozpościerając ramiona; powietrze eksploduje tęczą, ląduję na barwnym łuku. Zapadam się po kostki w zielonej i niebieskiej mgle, jeszcze kilka kroków i znów rzucam się w górę, prosto w niebo. Ogarnia mnie wielki błękit, a potem wielka czerń. Unoszę się w ciemności, obserwuję kratery na powierzchni Księżyca, czerwony blask Marsa, w pogoni za rojem meteorytów przemykam między lodowymi pierścieniami Saturna. Płynę dalej, wśród odległych, zimnych gwiazd, mijam komety o długich warkoczach, nurkuję w obłoki mgławic. Galaktyki wirują powoli, przyciągając wzrok. Serce bije mi mocnym, spokojnym rytmem, czuję go wewnątrz, widzę w regularnym migotaniu czerwonych karłów. Słyszę echo mojego imienia, rozglądam się, kiedy tuż obok eksploduje supernowa, rozbłyskując bielą, złotem i turkusem, jaskrawe światło oślepia mnie na chwilę, więc zamykam oczy...

...otwieram je kilka sekund lub eonów później. Dolna warga pulsuje bólem, musiałam ją przygryźć. Czuję wilgoć na policzku, ścieram łzę grzbietem dłoni. W uszach mi szumi, mięśnie drżą, w ustach mam zupełnie sucho. Pomięte prześcieradło uwiera w plecy, więc przeciągam się i odwracam na bok. Widzę uśmiech, od którego zawsze miękną mi kolana i rozpływa się serce, ciepły, z nutką rozbawienia i czułości. Patrzę w oczy głębokie jak Wszechświat i przysuwam się odrobinę, dotykam biodrem biodra i czołem czoła.
- Witam z powrotem - mówi z lekką kpiną w głosie, przygarnia mnie ramieniem, tuli mocno. - Gdzie byłaś?
Zwlekam z odpowiedzią. Delikatnie gryzę go w ucho, potem jeszcze raz, mocniej. Całuję w usta, potem w szyję, niżej, i jeszcze niżej... Uśmiecham się do swoich myśli.
- Pokażę ci.

baranek - Niebo? Nie, bo...
Zdziwiłem się kiedy wsiadł do windy.
Bo rozumiecie – anioł w windzie. Bez sensu. Przecież ma własny napęd.
Ale nic nie mówię. Patrzę tylko.
Dziwny jakiś ten anioł. Garniturek niezły, Armani zdaje się. Tyle, że pomięty cały i ubłocony. Skrzydła wyświechtane. Pióra połamane. Blond loczki posklejane w strąki. Kółeczko nad głową powyginane we wszystkie strony. Gęba pokancerowana. No mówię wam – koszmar.
Pod tira wpadł, czy co? Może pomocy potrzebuje? Tylko jak tu zagadać do anioła? Głupio, nie?
Wytrzymałem do siódmego piętra.
- Będzie pochwalony – zagajam.
- Kto?
No też coś? Anioł to powinien najlepiej wiedzieć kto pochwalony.
- No... – mówię i pokazuję palcem w sufit. – Ten tam...
- Aa! – zaskoczył. – Tak, tak. Pochwalony. Wielokrotnie.
I gadaj tu z takim. Ale nie daję za wygraną.
- Co pan taki jakiś, nieszczególny? Szczególnie na twarzy?
- Upadam.
Aha, wszystko jasne.
- Znaczy, przewraca się pan? Choroba jakaś? Epilepsja, nie daj... khe, khe.
Popatrzył na mnie dziwnie. Jednym okiem. Bo drugie miał całe fioletowe i opuchnięte.
- Choroba? Ależ skąd. Khe, khe broń. My tam – popatrzył na sufit - nie chorujemy.
I wyszczerzył... Właściwie to nie wiem, czy wyszczerzył, bo zęby miał powybijane, a dziąseł chyba się nie da szczerzyć, nie?
Nieważne, grunt, że najwyraźniej jaja sobie ze mnie robi! Obraziłem się. Odwróciłem się do niego plecami i mruczę, niby pod nosem, ale tak żeby słyszał:
- Bądź tu człowieku miły dla takiego... Dłoń pomocną wyciągnij...
Winda akurat dojechała na siedemnaste. Koniec trasy. A aniołowi chyba się głupio zrobiło, bo poklepał mnie po ramieniu i powiada:
- No nie gniewaj się. Chodź na dach, to ci wszystko opowiem.
Wyszliśmy na dach. Usiadł na wywietrzniku, wyciągnął z kieszeni pomiętą paczkę fajek. Poczęstował. Siedzimy. Palimy. Milczymy. Dziwnie tak.
- Byłeś kiedyś w niebie? – pyta w końcu.
Zacząłem mu opowiadać o nocy z Balbiną. Zarumienił się i mówi, że nie o to mu chodziło. Że właśnie wprost przeciwnie. I że pytanie było retoryczne.
- Dość już mam tego całego nieba. Ciągle tylko śpiewy i modlitwy. I sami nudziarze dokoła. Nic się nie dzieje. A w piekle? Ooo, piekło to zupełnie inna sprawa. Pełno znanych ludzi. No, dusz może raczej, ale zawsze. Non stop impreza. Panienki. Wódeczka. Kojarzysz?
Kojarzyłem. Zalatywało mi to wszystko banałem, ale w końcu banały są najbardziej życiowe.
Poopowiadał mi jeszcze trochę o tym jak cudownie jest tam na dole, i że to jego siódme podejście, a w końcu wrzasnął:
- Ja chcę do piekła!
Upadek! No tak! Jasne! Nareszcie zrozumiałem. No, prawie zrozumiałem, bo przecież:
- Wie pan, ja myślałem, że z tym upadkiem to tak bardziej metafizycznie jednak. Przenośnia taka. A nie tak na chama, jebudu z wieżowca.
- Tak jest szybciej. I pewniej. Bo wiesz, najpierw nagrzeszysz, potem ci wszystko odpuszczą i musisz zaczynać od początku. Albo wylądujesz w czyśćcu, a to dopiero kicha! No, ale późno się robi. Czas na mnie. Będę leciał.
Wstał, rozpędził się i skoczył.
Mam nadzieję, że mu się uda. Bo wtedy jest szansa, że kiedyś jeszcze się spotkamy.

baranek - Mas’A’Cra. Fragment „Księgi mitów i legend Miasta Tuzina Bogów przez szlachetnego A’No’Neema spisanej”.

Mas’A’Cra była wojowniczką. Cholernie dobrą wojowniczką. Doskonale władała mieczem i toporem. Bywało, że równocześnie. W rzucaniu sztyletami nie miała sobie równych. W strzelaniu z łuku, chociaż uważała tę broń za niehonorową, ustępowała jedynie najznamienitszym elfim łucznikom. Ba, nawet zwykły nóż i widelec stawały się w jej mocarnych dłoniach niebezpieczną bronią.
A do tego wszystkiego Mas’A’Cra była piękną kobietą. Miała prześliczną buzię. Długie kasztanowe włosy, splatała zawsze w dwa grube, sięgające prawie bioder warkocze. Warkocze te, obciążone ołowianymi kulkami w potrzebie mogły również stać się zabójczą bronią. Miała również Mas’A’Cra kształtne ramiona, którym potężne mięśnie dodawały jedynie uroku i długie, cudownie smukłe nogi, zwieńczone rozkosznie krągłą i kusząco wypiętą pupą.
Jeśli zaś chodzi o szczegóły kobiecej urody, które w eM’Te’Be uznawano powszechnie za najważniejsze... Cóż, w przypadku Mas’A’Cry było to zaiste szczegóły. Płaska była jak sosnowa deska. Wszystkie te skórzane fatałaszki, które z racji swej profesji zmuszona była nosić, a które winny aż trzeszczeć, naprężone do granic wytrzymałości, zwieszały się jeno smętnie. A przy silnym wietrze łopotały złośliwie, niczym jakieś proporce.
Mas’A’Cra zazdrościła innym wojowniczkom. Taka, dla przykładu, Tzy’Tza’Tha... Miecza nie potrafiła w dłoni utrzymać, ale o jej piersiach śpiewali wędrowni bardowie. Ze słynnym Ba’Year’Foolem na czele. Jego pieśń: „Pod kolczugą dwa arbuzy masz” znało każde emtebiańskie dziecko. Cóż, matka natura, która tak szczodrze obdarowała Mas’A’Crę przeróżnymi przymiotami ducha i ciała, w tym jednym względzie okazała się nader skąpa. I nic nie można było na to poradzić. Tak przynajmniej myślała dzielna wojowniczka do czasu, kiedy w jakiejś oberży nie podsłuchała rozmowy dwóch pijanych krasnoludów.
- My, krasnoludy, - dowodził jeden z nich - rzadko paramy się magią. Ale kiedy już się za nią bierzemy, nikt nam nie dorówna. Ani ludzie, ani elfy. A Hee’Roor’Gh jest najlepszym krasnoludzkim magiem. Mieszka w górach na dalekiej północy. Droga do niego długa jest i pełna niebezpieczeństw. Jednakowoż ten kto ją przebędzie i kto zdobędzie względy maga, liczyć może na spełnienie każdego życzenia. Każdego!
Mas’A’Cra uśmiechnęła się lekko pod nosem. Decyzja zapadła błyskawicznie.
* * *
Pół roku później, zasapana i brudna Mas’A’cra wpadła jak burza do groty Hee’Roor’Gha. I zanim zaskoczony krasnolud zdążył choćby mrugnąć oczami, przyciśnięty do granitowej ściany, dyndał w powietrzu nogami, a wojowniczka krzyczała mu prosto w twarz:
- Posłuchaj, cholerny pokurczu! Żeby tutaj dotrzeć, przebyłam pustynię, przepłynęłam morze, przedarłam się przez dżunglę i wspinałam się po ośnieżonych szczytach. I mam dość! Jestem zmęczona i wściekła jak raniony ogr. Krótko: chcę mieć cycki jak balony! Wiem, że potrafisz to sprawić i jeśli ci życie miłe, sprawisz. I *beep* mnie obchodzi jak tego dokonasz!
Przyduszony Hee’Roor’Gh uśmiechnął się złośliwie.
* * *
- Może byłam odrobinę za ostra? – myślała Mas’A’Cra szybując łagodnie ponad górami. – Może trzeba było po prostu grzecznie poprosić?

Pucek - Wizyta

Złote światło słonecznego popołudnia przesiewało się przez gałęzie drzewa rosnącego za oknem. Wysokim oknem jak to w starej kamienicy. Pani Mela krzątała się troszkę nerwowo po kuchni.
- Jak to miło że wpadłeś. Że o mnie pamiętasz.
Postawiła cukiernicę na małej serwetce. Przyniosła talerzyk wafelków.
- Ale wiesz? Naprawdę dobrze wyglądasz. Zupełnie się ostatnio nie zmieniłeś.
- Miła. Tyle razy mówiłem, że cię nigdy nie zawiodę - siwy, elegancki pan siedzący przy stole spojrzał na nią z ciepłym uśmiechem.
- Może herbatki ? – starsza pani brzęknęła filiżankami.
- Nie, nie naprawdę dziękuję. – Ale sobie nalej oczywiście.
- A może – przysunęła w jego stronę słodycze.
- Melu, nie żartuj. W mojej sytuacji? Usiądź. Spokojnie.
Mela przysiadła na brzeżku krzesła.
- Och, to takie nieprawdopodobne! Ci spadkobiercy Miodowicza! Pamiętasz, właściciela kamienicy. Znaleźli się. Trudno się nie niepokoić – to mieszkanie... Takie duże jest, no wiesz - czynsz pewnie podniosą, a moja renta...
- Ależ Melu ! Nie trać nadziei. Z tymi spadkobiercami...
Ostry dzwonek poderwał starszą panią.
- Chwileczkę, pójdę otworzyć – rzuciła przepraszająco, podreptała do drzwi i ufnie je uchyliła.
Tłusty, wysoki typ w średnim wieku, z teką papierów pod pachą burknął:
- Pani Melania Kowalska z domu Kopeć? - i nie czekając na odpowiedź wepchnął się do mieszkania.
Mela potrząsnęła siwymi loczkami, .
- Wdowa po Zygmuncie Kowalskim? – dorzucił taksując ciemnawy przedpokój.
- Noo... tak. To ja. Och, Zygmuś... – westchnęła i załamała ręce
- Proszę pani, firma Szczęśliwy Dom Development S.A. w imieniu prawowitych właścicieli przejęła administrację w tym budynku. Dom idzie do kompleksowego remontu. W związku z tym wręczam pani wypowiedzenie umowy najmu, ze skutkiem natychmiastowym – zaczął grzebać w papierach.
Drobniutka gospodyni podniosła pełne smutku i przerażenia oczy na urzędnika.
- Zygmusiu, a nie mówiłam... – wyszeptała.
Gość tymczasem z głośnym klapnięciem zamknął teczkę i z osłupieniem wbił spojrzenie w coś za plecami starszej pani. Jego twarz zaczęła szybko zmieniać kolor na intensywnie czerwony, aż po czubek łysinki. Mela zerknęła przez ramię. Na środku przedpokoju zmaterializowała się właśnie głowa Zygmunta jaśniejąca zielonkawym blaskiem. Zarysowywały się już ramiona, błysnęła spinka na krawacie. Widmo wyciągnęło do natręta coraz bardziej materialną dłoń gestem powitania. Gość jednak zrobił krok w tył, przycisnął teczkę do piersi i wypadł za drzwi. Po chwili tupot dobiegający z dołu skończył się jakimś straszliwym łomotem .
- Nadciśnienie to jednak niebezpieczna choroba – zauważył spokojnie acz z nutką ironii Zygmunt.
- No wiesz, może tylko nie trzymał się poręczy. Tam niżej stopnie są takie wydeptane – cichutko zauważyła Mela. – Ale co dalej? Co dalej? - machinalnie strzepnęła nie istniejący pyłek z mężowskiej marynarki.
Zygmunt znów serdecznie uśmiechnięty ujął drżące dłonie żony.
- A więc pozwól, że wreszcie dokończę: to nie są spadkobiercy Miodowicza. Beniek sam mi o tym powiedział. Melu kochanie, pamiętaj - póki ducha póty nadziei.

Martva - Inwazja pożeraczy...

Trupioblada tarcza księżyca, naznaczona znamionami kraterów, wisiała na czarnym niebie. Jasny blask ześlizgiwał się po dwuspadowym dachu starego domostwa i ścianach porośniętych pędami bluszczu. Brzozy o nisko zwisających, powykrzywianych gałęziach i posępne, dziwaczne wierzby rzucały długie cienie na srebrzysty dywan trawnika. Rzędy wysokich ostróżek trwały w zatrwożonym milczeniu, sztywno wyprostowane; różane krzewy kuliły się na ciasnej rabacie w kłującym obramowaniu lawendy. W wilgotnym powietrzu wisiał smród gnijącej roślinności. Panowała nierzeczywista cisza, zmącona trzepotem skrzydełek nielicznych przerażonych ciem. Przyroda zamarła w oczekiwaniu.
W odległym kącie ogrodu, ocienionym przez gęsty żywopłot z prastarych cisów coś się poruszało. Coś oślizłego i bluźnierczego. W mętnej ciemności kłębiły się mrożące krew w żyłach kształty wynaturzonych, ohydnych istot. Księżycowa poświata wydobywała z mroku upiornie lśniącą, obmierzłą skórę, makabryczne cielska, prężące się złowrogo i nieuchronnie mięśnie. Przeklęta była chwila, w której pierwsze odrażające sylwetki wychynęły na światło, plugawiąc je samą swoją obecnością.
Ślimaki ruszyły na żer.

xan-4 - Więź 2.0
Wstaję z ciężką głową, po nieprzespanej nocy. Rozpoczynam codzienną gonitwę. Budzenie dzieci, przygotowanie śniadania, wspólny posiłek. Wreszcie Ania pomaga ubrać się Jasiowi, cześć, cześć kochanie, całusy, zobaczymy się wieczorem, jutro tata ma urodziny, tak pamiętam i wyruszają do szkoły. Monika zbiera zabawki i też wychodzimy. W przedszkolu chwila przytulania, pa, buziaczki, kocham cię, baw się dobrze, będę przed czwartą. Wsiadam do auta, jadę. W pracy, dzień dobry Alina, jak dzieci, witam panie Prezesie, tak, na jutro będzie gotowe, wreszcie wpadam do mojego boksu. Uruchamiam komputer i idę do kuchni zrobić kawę. Wracam, stawiam kubek obok klawiatury, loguję się.
Czytam najnowsze wiadomości. Na forum 184 wpisy, nie jest źle, zdążę przeczytać zanim wezmę się za robotę. Zbych skomentował wczorajszy mecz. Piszę mu, że lepiej to już nie będą grali i wycofuję się z jałowej dyskusji. Frank zamieścił parę fajnych kawałów, pośmiałem się i wysłałam mailem Joli, niech się też pośmieje. Jarek zapytał jak sprawuje się nowy monitor, odpowiedziałem. Przejrzałem jeszcze resztę wpisów i wyłączyłem Firefoxa. Odebrałem maile. Pan Skolik prosi o opinię prawną dotyczącą przetargów. Jacek opisał wieczór z nową dziewczyną, odpowiedziałem, że ma dać sobie z nią spokój, przecież poznał w necie Kaśkę. Przed rozpoczęciem harówki wchodzę jeszcze raz na forum, przeglądam posty, odpisuję. Sprawdzam godzinę, dziesiąta. Uruchamiam aplikację biurową i piszę sprawozdanie dla Prezesa. Jednak po chwili przerywam, Patryk nic nie napisał od wczoraj, może coś się stało. Piszę PW i czekam. Nie odpowiada.
Wstaję i idę zrobić drugą kawę. Spotykam Kazika, cześć, cześć, jak leci, roboty nam dołożyli, a premię wzięli, oszołomy jedne. Uwalniam się od niego i pędzę do komputera.
Patryk nie odpisał, zaczynam się denerwować, piszę do Zosi czy coś wie. Odpowiada, że nie miała ostatnio od niego żadnej wiadomości. Pytamy się paru innych osób, nikt nic nie wie. Sprawdzam, czy był obecny na forum od wczoraj, był. Wracam do zestawienia, ale za chwilę przychodzi wiadomość od Zosi, rozmawiamy dalej. Dzwoni klient, zbywam go, bo zacząłem pomagać Rafie rozwiązać problemy z żoną. Wreszcie chwila odpoczynku i jem śniadanie. Trzeci raz rozpoczynam pracę, ale nie umiem się skupić. Rzucam na bok sprawozdanie dla szefa i poświęcam się całkowicie forum, jutro przecież też jest dzień.
Odwracam się, jak obok mnie rozpoczyna się większy ruch, koledzy skończyli pracę, pakuję się, winda, rozmowa, ciężki dzień dzisiaj miałem, ja też, przeklinam kierowców po drodze, odbieram Monikę. W domu jemy obiad, jak w szkole, jak w pracy, mamusia dzwoniła, tak kochanie, napraw lampkę u Jasia, ok, wyprasuj mi proszę koszulę.
Po wszystkim wpadam do pokoju i odwiedzam forum. Siedzę tak bardzo długo, omawiamy problemy alienacji we współczesnym społeczeństwie. Około drugiej w nocy kładę się prawie nieprzytomny obok Ani.
***
Pan Forum z uśmiechem zatarł ręce. Przywiązał nitkę z następną złapaną duszyczką do pulpitu i nalał sobie szklaneczkę whisky. Należała mu się.
Ostatnio zmieniony przez Agi 6 Czerwca 2010, 00:44, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 1 Czerwca 2010, 21:54   

Odblokowałam temat.
Głosowanie zakończy się 31 lipca ok. 21.50

Kopiując teksty z poszczególnych edycji w większości przypadków nie musiałam sprawdzać kto jest autorem, bo pamiętam, myślę, że to dobrze świadczy o tekstach, na które będziemy głosować.
Swoje głosy po długim namyśle oddałam na:
- Martva - Świt
- xan-4 - Jak Klapaucjusz maszynę doskonałą skonstruował
- Pucek - Wizyta

Zapraszam do zabawy.
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 4 Czerwca 2010, 22:53   

Moje typy:

Stormbringer - Defekt
mad - Ja, Róża
jewgienij - Audiencja

Na czwartym i piątym miejscu: Świt i Wizyta
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 5 Czerwca 2010, 07:56   

Pucek i dwa razy Martva.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 5 Czerwca 2010, 12:28   

jewgienij i dwa razy Martva

(Agi jedno Martva w ankiecie Ci się przez "w" zrobiło :wink: )
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 5 Czerwca 2010, 12:32   

Zdecydowanie Jak Klapaucjusz maszynę doskonałą skonstruował i Wizyta. Trzecie miejsce, po zastanowieniu Więź 2.0.
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 5 Czerwca 2010, 23:59   

Bardzo dziękuję za głosy. Już się zaczynałam matrvić, ze wątek został zignorowany, a tu taka miła niespodzianka. :D
Martvą w ankiecie zaraz poprawię. :oops:
 
 
Zagubiony 
Langolier


Posty: 251
Skąd: Ożarów Mazowiecki
Wysłany: 6 Czerwca 2010, 00:38   

Agi napisał/a
Już się zaczynałam matrvić, ze wątek został zignorowany (...)


Może dlatego, że wątek jest podklejony do tematów ważnych, a nie w zwykłych tematach i tym sposobem mało widoczny?

Ja, Róża - Jak dla mnie zdecydowany faworyt.
Miałem problem, gdyż potem musiałem dokonać selekcji. Głosy poszły na: Niebo? Nie, bo... oraz Świt. Tuż za nimi Defekt, który nie zmieścił się w trójcy tekstów.
_________________
Weapons are just tools. True strength lies within me.
Heishirō Mitsurugi

Forever Lost
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 6 Czerwca 2010, 00:41   

Rzeczywiście wątek został dziwnie umiejscowiony. Ale z głosowaniem nie jest najgorzej, poza tym zostało duuuuuużo czasu - nie ma możliwości, że ktokolwiek zainteresowany szortami tutaj nie dotrze.
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 6 Czerwca 2010, 00:50   

Zagubiony napisał/a
Może dlatego, że wątek jest podklejony do tematów ważnych, a nie w zwykłych tematach i tym sposobem mało widoczny?

Oznaczyłam go celowo jako przyklejony, ponieważ głosowanie przewidziane jest na dwa miesiące, nie chciałam, żeby zagubił się między innymi wątkami.
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 21 Czerwca 2010, 09:59   

W przerwie na pisanie przypominam o głosowaniu na najlesze szorty AD 2009!
 
 
brajt 
Komandor Koenig


Posty: 642
Skąd: GGFF
Wysłany: 21 Czerwca 2010, 10:37   

Zdecydowanie najlepszy jak dla mnie jest Klapaucjusz, a za nim o dwa punkty biły się Defekt, Róża, Świt, Audiencja i Mas'A'Cra. Ostatecznie puntują u mnie Defekt i Mas'A'Cra.
_________________
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Ostatnio zmieniony przez brajt 21 Czerwca 2010, 11:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 21 Czerwca 2010, 10:55   

brajt, dziękuję za głosy. :D
Komu 12-ka, komu?
 
 
jaskiniowiec 
Jaskier

Posty: 74
Skąd: Pruszków
Wysłany: 1 Lipca 2010, 00:17   

oba opowiadania baranka i "ja róża" mada
_________________
Mamuty to szkodniki :)
 
 
Ramzes 
Sky Captain


Posty: 159
Skąd: Małe miasteczko
Wysłany: 2 Lipca 2010, 12:43   

Świetny pomysł z głosowaniem na zwycięskie shorty :bravo
Niektóre pamiętam, na niektóre głosowałem, ale wielu edycji w ogóle nie znam :roll:

Głosy idą na: (kolejność nieistotna)

Defekt
Ja, Róża
Najpiękniejsza katastrofa
 
 
hardgirl123 
Kaznodzieja

Posty: 2441
Skąd: Kraków
Wysłany: 3 Lipca 2010, 11:09   

3 X TAK dla Martvej :D
_________________
Władza jest po to, by świat nie rozpadł się na tysiące kawałków.
 
 
Nutzz 
Yans


Posty: 2170
Skąd: że znowu?!
Wysłany: 3 Lipca 2010, 18:10   

Głos na xana i "Jak Klapaucjusz..."
Wybór prosty - jedyny zapadł mi w pamięć na wystarczająco długi czas, bym nie musiał odświeżać sobie wspomnień powtórną lekturą.
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 27 Lipca 2010, 21:19   

Do zakończenia ankiety zostały cztery dni.
Nikt już nie chce głosować? :(
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 27 Lipca 2010, 21:23   

Szkoda, że wiadomo co kto napisał. Nie jestem przyzwyczajony przy shortach. ;P:

Później zapomnę, więc zagłosuję na to, co pamiętam, że mi się podobało:
- Audiencja
- Najpiękniejsza katastrofa. (Martva, żeby nie było za słodko, nie omieszkam wspomnieć, że wciąż jest antypunkt za ślimaki. ;) )

Edit:
Agi napisał/a
Do zakończenia ankiety zostały cztery dni.
Nikt już nie chce głosować? :(

Tak przypuszczałem że jedne supershorty za szybko po poprzednich...
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
merula 
Pani z Jeziora


Posty: 23494
Skąd: przystanek Alaska
Wysłany: 27 Lipca 2010, 22:15   

Ja, Róża, Więź 2.0 i Świt są moimi wybrańcami.
_________________
Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego.
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 28 Lipca 2010, 00:02   

Chal-Chenet, merula, dziękuję za głosowanie.

Komu oczko? :)
 
 
mBiko 
Кощей


Posty: 17377
Skąd: The Boat
Wysłany: 28 Lipca 2010, 21:21   

jewgienij - Audiencja
xan - Jak Klapaucjusz maszynę doskonałą skonstruował
baranek - Niebo? Nie, bo...
_________________
Wcale nie jestem pod wypływem kolaholu niek jaktórzy w zas pogli momyśleć.
Nie niestem jawet wpiłowie tak pojany jak pożecie mymyśleć.
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 28 Lipca 2010, 22:14   

Dziękuję mBiko i NN za głosowanie :D
 
 
Virgo C. 
Fred Flintstone


Posty: 6481
Skąd: Owczary
Wysłany: 29 Lipca 2010, 13:35   

Defekt Stormbringer
Jak Klapaucjusz maszynę doskonałą skonstruował xan
Najpiękniejsza katastrofa Martva
_________________
"Ja tam nie wiem o co cała ta wrzawa. U mnie w domu elektryczność jest w gniazdku. Gdyby ten pomysł rozpropagować, niepotrzebne byłyby żadne atomy."
 
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 1 Sierpnia 2010, 01:31   

2x xan4
i pierwszy z dwóch baranków
 
 
Matrim 
Kwiatek


Posty: 10317
Skąd: Zagłębie i Wielkopolska
Wysłany: 1 Sierpnia 2010, 01:47   

Rano chyba nie zdążę, to teraz raz-dwa:

Martva - Świt

xan4 - Jak Klapaucjusz maszynę doskonałą skonstruował

mad - Ja, Róża
_________________
Scio me nihil scire.

"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
 
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 2 Sierpnia 2010, 01:12   

xan4 :bravo :bravo :bravo
Martva :bravo :bravo
Martva :bravo

W punktacji żużlowej wyszedłby remis 3-3
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 2 Sierpnia 2010, 09:17   

xan4, :bravo :bravo :bravo
Martva, :bravo
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 2 Sierpnia 2010, 11:32   

Gratuluję, xan, Martva. :bravo
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 2 Sierpnia 2010, 11:41   

Gratulacje dla podium! :bravo
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group