Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Labirynt szortów - głosowanie do 28.02

Z którego labiryntu wyszedłeś cało?
Zgoda buduje...?
2%
 2%  [ 3 ]
Tysiącletni głód
2%
 2%  [ 3 ]
Ostatnia sprawa inspektora Wgłębki
5%
 5%  [ 7 ]
Resnik we mgle
5%
 5%  [ 7 ]
Escape it
10%
 10%  [ 12 ]
Perła
5%
 5%  [ 6 ]
Podziemia
7%
 7%  [ 9 ]
[...]
10%
 10%  [ 12 ]
Bajka o potworze podatkowym
16%
 16%  [ 19 ]
Zabawa
18%
 18%  [ 22 ]
Wyprawa
4%
 4%  [ 5 ]
Strażnik
10%
 10%  [ 12 ]
Głosowań: 35
Wszystkich Głosów: 117

Autor Wiadomość
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 14 Lutego 2010, 15:29   Labirynt szortów - głosowanie do 28.02

I tak oto w ogródku Chomikowym, zakwitły szortowe kwiatki. Dwa mają nieco przekroczony limit znaków, ale doszłam do wniosku, że za dużo nawozu padło na grunt i pozwoliłam im rosnąć i cieszyć nas swoją obecnością.
A zatem przedstawiam wam najświeższe uprawy tego sezonu. Zobaczymy, która urośnie najwyżej. :mrgreen:


Zgoda buduje...?

Choćbym szedł ciemną doliną, Zła się nie ulęknę... Ale tu jest jasno! Powinienem się bać? – rozejrzał się po wapiennych stokach, bielejących w słońcu. Wspinał się powoli na kolejny szczyt. W dolinach były małe wioski, ale odkąd wyrzucili go z największej z nich postanowił przejść przez ten labirynt górą. Nie będę nauczać tych idiotów, choćby nie wiem, co! Nie zmusisz mnie do tego! – spojrzał z niechęcią w jasnobłękitne niebo.

Kobieta z mozołem szła górskimi ścieżkami. Kolejna wioska i znów porażka, ludzie jak zwykle nie zrozumieli przesłania. Zawszone pokurcza! Jeszcze wam pokażę kto tu rządzi! Pogroziła pięścią wiosce majaczącej w dolinie rzeki. Kobieta pokręciła głową i już nie oglądając się, podjęła dalszą wędrówkę.

Kraina była górzysta, ale wiedział, że różnymi ścieżkami można dojść na niziny. Jednak każda droga, którą obierał, wciąż wyprowadzała go na kolejne szczyty. Będę tak błądził, aż do zasranej Apokalipsy – warknął w myślach. – Wybacz mi Panie, bo nie wiem, co czynię – przeprosił szybko. Uniósł wzrok na rozciągające się po horyzont pasmo górskie. Gdzieniegdzie snuł się dym, oznaczający wioskę. Mężczyzna zmarszczył brwi, dostrzegłszy ciemną postać o ognistoczerwonych włosach na tej samej ścieżce. Przyspieszył kroku.

Człowiek!? Na takim odludziu? Uśmiech Kaduka – pomyślała zatarłszy ręce z zadowolenia i ruszając raźniej. Zauważyła, że i obcy zmierza pewnie w jej kierunku. Szedł podpierając się kosturem, na którym miał zawieszony niewielki tobołek. Narzucony na ramiona biały płaszcz od kurzu drogi już dawno zszarzał. Zmrużyła oczy, próbując dojrzeć jakieś szczegóły. Chyba nie jest młody, trudno. Lepszy rydz niż nic.

Stanęli naprzeciw siebie. Oboje skrzywili się paskudnie, kiedy dotarło do nich na kogo patrzą. Kobieta zaklęła na czym świat stoi, a mężczyzna wzniósł oczy ku niebu z zapytaniem: "Panie, za co?!"
- Ironia, prawda? – Kobieta odezwała się pierwsza.
- Pan na pewno ma w tym cel – zaoponował z przekonaniem.
- Dobre sobie! – prychnęła. – *beep* Go obchodzą te zagubione wioski. Wiesz w co oni wierzą? – zapytała z oburzeniem.
- W nic.
- Właśnie!
- Skoro spotkaliśmy się, to znaczy, że ani tobie, ani mnie się tutaj nie wiedzie – zauważył.
- Prawda, bywało lepiej. To co, mijamy się, jak para nieznajomych i idziemy błądzić dalej? – zapytała, jakby to było normalne, że dwóch takich jak oni rozstają się w zgodzie.
- Na to wygląda – wzruszył ramionami.
- Będziesz ich kierować na Dobrą Drogę, a ja będę ich sprowadzać na manowce. To chyba całkiem niezły układ? – zapytała wesoło.
- Niekoniecznie – zaśmiał się. Uśmiechnęła się szeroko.
- Wiesz, zawsze to ruch w interesie!
- Może. Bywaj – uciął.
- Niech cię... i tak dalej – odparła ze śmiechem, mijając go na ścieżce. Mężczyzna patrzył za nią przez chwilę, po czym zaczął schodzić ku najbliższej dolinie, nad którą widział dym.
Choćbym szedł jasnymi szczytami, Zła się nie ulęknę... A jednak znalazłeś sposób, żeby mnie zmusić – spojrzał z ironicznym uśmiechem w bezchmurne niebo.


Tysiącletni głód

Przebudził się. Było mu okropnie zimno, czuł się zesztywniały. Pomieszczenie skrywał mrok, pochłaniający odrobinę światła, dostarczaną przez odległe gwiazdy. Pchnął ręką szybę, po czym drzwiczki kabiny hibernacyjnej rozchyliły się. Rozejrzał się i odzyskując wzrok spostrzegł, że pozostałe hibernatory są już puste. Czy nie mieli się wybudzić równocześnie?
Doszedł do kokpitu nie natrafiając na nikogo. Wszędzie ciemność, statek był uśpiony.
Zasiadł w fotelu pilota, polecając komputerowi wyświetlenie logów. Poczęły się pokazywać zielone napisy:
„4473-0302. Wykryty nieznany obiekt, twór nienaturalny. Procedura wybudzania.
Otwarto z powodzeniem: 1/2/3/4/5/6/7
BŁĄD! Awaria kabiny nr 8 – PROCES ANULOWANO.
4473-0305. Dokowanie rozpoczęte. Powodzenie.
4758-$#%$ AWARIA ZASILANIA. AWARIA ZEGARA. Przyczyna: mikrometeor 97%.”

Dopiero teraz zauważył, że ich mały, kilkuosobowy statek przycumowany został do tysiąckrotnie większego. Nie widać było jego końca.
- Budujemy takie statki? Ileż lat tu jestem? Boże… Reszta dawno już nie żyje...
Ubrał kombinezon i udał się na drugi okręt. Wszedłszy na jego pokład aparatura wykazała skład powietrza: 17% cyjanowodór.
- Co za cholerstwo mogło tym oddychać?
Statek wydawał się opuszczony. Mrok rozświetlała latarka umieszczona u góry hełmu. Było chłodno, ale znośnie. Doszedł do pierwszych grodzi, które automatycznie rozchyliły się. Przekroczył je i podążył korytarzem. Na jego końcu czekały kolejne, już otwarte. Minął i te. Znalazł się w kwadratowym pomieszczeniu, z jednym otwartym przejściem pośrodku każdej ściany. Wciąż było zimno. Obleciał go lekki strach. Targnięty jakimś odruchem obejrzał się za siebie, jednak nie ujrzał już korytarza. Było tam identyczne pomieszczenie, jak to w którym się znajdował.
- Iluzja?
Postąpił krok do przodu, nie znalazł się jednak w korytarzu, którym przybył, a w kolejnym pomieszczeniu. Obrócił się znów, lecz za sobą widział jeszcze inne miejsce, przypominające ogród. Wszedł do niego - tym razem za sobą miał luk wypełniony wodą.
- Na Boga… To nie iluzja, to system portali!
Zrezygnował z basenu i ruszył w kierunku przerażających pnączy. I wtedy dostrzegł coś, co wystraszyło go jeszcze bardziej. Pośród nieznanych roślin leżał hełm. Identyczny jak jego, zakrwawiony i z wytłuczoną szybką. Począł uciekać ile sił, biegł przed siebie przeskakując kolejnymi portalami, chcąc się wydostać, jednak gubił się coraz bardziej. W końcu trafił na ślepy zauek – żadnego wyjścia, także za nim.
Na przeciwległej ścianie znajdowała się komora hibernacyjna. Podszedł i dostrzegł najokropniejszą szkaradę jaką dane było mu widzieć. Tkwiący wewnątrz potwór, miał wydłużoną czaszkę, cztery trójpalczaste łapy zakończone ogromnymi pazurami, z jego paszczy sterczały zaś kły długości ludzkich palców. Granatowa skóra powodowała dreszcze, ale najgorsze były czarne, pozbawione powiek oczy. Miał wrażenie, że obserwują.
Odwrócił się szukając wyjścia, gdy za sobą usłyszał syk. Poczuł uderzenie w plecy, po czym zobaczył przed sobą, wystające z własnej klatki piersiowej, łapsko…

Obcy, po tysiącu lat czekania, posilił się wreszcie ostatnim osobnikiem rasy ludzkiej.



Ostatnia sprawa inspektora Wgłębki

Ogromny hol uniwersyteckiej biblioteki pogrążony był w mroku. Ciemność rozrywały jedynie lampki oświetlające portret rektora i małe, niebieskie diody nocnego podświetlenia akwarium, substytutu życia niedawno wybłaganego od dyrekcji przez zasuszone bibliotekarki.
Nagle czerń przeciął jeszcze jeden rozbłysk. Niska, pulchna dziewczyna szła wymachując telefonem.
- Przepraszam – szepnęła poprawiając brzydkie, rogowe okulary – Czy ktoś tu jeszcze jest?
***
Inspektor Wgłębka wpatrywał się w białą sylwetkę namalowaną na podłodze.
- Takiej jatki jeszcze nigdy nie widziałem – powiedział technik chowając do woreczka dowód numer dwa – grube, rogowe okulary.
- Taaa... - odrzekł w swoim stylu Wgłębka.
- Z twarzy nic nie zostało, nogi pocięte, ręce też. A…
- Starczy. Zjeżdżajcie już.
***
Mały pokój gdzieś w trzewiach ogromnego budynku zastawiony był monitorami.
- Taaak je... jeest pa... paaanie i... ins.... inspektorze! - Mały, zakurzony niczym rocznik Trybuny Ludu jąkała, etatowy podglądacz wewnętrznego życia biblioteki rzucił się między stosy płyt.
- Mam wszystko pooo... se... se… datami! O ta!
Konus wsunął płytę do czytnika. Po chwili zobaczyli szary, niewyraźny obraz. Strażnik przewinął nagranie.
Dziewczyna szła wolno, nagle zatrzymała się, odwróciła i zaczęła biec. Powalona na ziemię rozpaczliwie wymachiwała rękami, kopała powietrze. Po kilkudziesięciu sekundach zastygła bez ruchu.
- Niewidzialny zabójca! – sapnął na wdechu strażnik i umilkł zaskoczony swą nienaganną wymową.
***
- Niewidzialny zabójca widziany na moście Bolka – przeczytał Wgłębka, po czym cisnął „Fakt” do kosza.
- Idiotyzm idiotyzmem, a ty masz cztery trupy – powiedział komendant. – Mów.
- Co?
- Jajco - Padła szybka odpowiedź. – Dobrze wiesz co. Mów do mnie, rozmawiaj, peroruj, wygłaszaj wariackie teorie. Porządkuj sobie w głowie.
- Cztery morderstwa popełnione na terenie biblioteki uniwersyteckiej. W holu konkretnie. Monitoring rejestruje moment morderstwa, sprawcy już nie. Wykluczyliśmy usterkę techniczną oraz sabotaż. – Wdech - Ofiary nie miały ze sobą nic wspólnego, psycholog policyjny stworzył profil walniętego mola książkowego. Ataki ustały wraz z zamknięciem dostępu do holu po osiemnastej. – Wdech – Nic tu się nie trzyma kupy, muszę iść tam w nocy i sprawdzić na miejscu.
- Z mundurowymi.
- Nie, sam – odpowiedział Wgłębka – Tłum go wystraszy, muszę sam.
- Nie zezwalam.
***
Wgłębka sunął wolno przy ścianie pogrążonego w niemal całkowitych ciemnościach korytarza. Lufa służbowego pistoletu lśniła w blasku przebijającego się przez ciężkie zasłony Księżyca.
Inspektor dotarł do holu. Ciężka, drażniąca nerwy cisza była niemal wyczuwalna. Upiorna, niebieska poświata akwarium potęgowała atmosferę wprost z taniego horroru.
Uderzenie było błyskawiczne. Wgłębka zachwiał się, jednak zignorował piekący ból poranionych łydek i zapalił latarkę.
- Policja! Jesteś otoczony! – krzyknął próbując zlokalizować przeciwnika.
Kolejne cięcie. Inspektor wrzasnął, wypuścił latarkę z poharatanej dłoni.
- Ty suk... – Nie dokończył. W świetle leżącej kilka metrów dalej latarki zobaczył sunącego ku niemu zabójcę. Zimnokrwiste spojrzenie pozbawionego uczuć psychopaty przegoniło resztki odwagi policjanta.
- Mój Boże! – krzyknął – To gurami labiryntowy!


Resnik we mgle

Błąkał się tak już od kilku godzin. Stopy zapadały się w grząskim bagnie. Gęsta mgła ograniczała widoczność do kilku metrów. Ze zmęczenia podpierał się mieczem.
- Jest tu kto? - krzyknął Resnik, nie licząc specjalnie na odpowiedź. Zdziwiło go, gdy usłyszał z oddali stłumiony, mamroczący głos. Ruszył w tym kierunku. Nadzieja napełniła mu serce. Przynajmniej nie wpakował się w to sam. Z mgły wyłoniła się zgarbiona, zakapturzona postać. Ciarki przeszły mu po skórze.
- Czy to sama śmierć się po mnie upomniała? - Zapytał z niepokojem w głosie.
- Nie, to tylko ja, Dundalf, kretynie - odpowiedział człowiek, odkrywając zniszczoną czasem twarz. Tak to on, stary mag. Kogo jak kogo, ale takiej ofiary losu się tutaj nie spodziewał.
- Ty żyjesz? Od trzech miesięcy nie pojawiłeś się w karczmie, myśleliśmy, żeś się zachlał na śmierć, stary dziadu - zagadał Resnik.
- Zachciało mi się przygód i wpakowałem się tutaj. Nie bez powodu nazywają to miejsce mglistym labiryntem śmierci.
- Przygód? - roześmiał się głośno – Dla ciebie przygodą to było trafić do domu nad ranem. Ale żeby po pijaku aż tu zawędrować?
- Zamknij się ośle. Od trzech miesięcy tu siedzę i czekam na durnego wojaka jak ty, aby mi pomógł wyjść! - wykrzyknął mag.
- Spędziłeś tu trzy miesiące? A co niby jadłeś na tym bagnie?
- Jestem magiem idioto. Potrafię sobie coś skołować. Nie spodziewałem się tylko, że mocniejsze zaklęcia stąd nie idą. Niestety wyjść trzeba na piechotę.
- To chodźmy. Mam cię nieść staruchu?
- Tak nie wyjdziesz – westchnął. - To magiczne miejsce. Kręcisz się w kółko. Potrzebny jest punkt orientacyjny. Stój tutaj – mag ruszył na wschód, dokładnie licząc kroki i zniknął we mgle. Po chwili pojawił się od zachodu. Obszedł go i ruszył na północ. Przyszedł od wschodu. Resnik wpatrywał się w ten rytuał z coraz większym zdziwieniem. W końcu nie wytrzymał:
- Jak to robisz?
- Tak działa to miejsce bezmózgu. Magiczny labirynt. Czy twój pusty łeb nie słyszał nigdy o takim czymś? Gdy jesteś tu sam to wydaje ci się, że to tylko mgła ciągnąca się w nieskończoność. A naprawdę to bardzo mała powierzchnia lecz zapętlona. Potrzebny jest jakiś prostacki punkt odniesienia. Żaden miecz czy plecak się nie nada, bo natychmiast tonie w bagnie. Za to ty nadajesz się znakomicie. Stój tu i czekaj, prawie to już rozpracowałem. - Mag znów ruszył we mgłę mamrocząc – dwanaście kroków, dwadzieścia trzy, piętnaście – pojawił się jeszcze kilka razy, po czym przepadł.
- Jesteś tu? – krzyknął Resnik. Nie usłyszał odpowiedzi.
- Wyszedł? I zostawił mnie tutaj? A to wredny piernik – pomyślał. - Zaraz jak to było? Punkt orientacyjny. - Wbił miecz w grząską ziemię. Ruszył przed siebie. - Dwa kroki w tą, dwa kroki w tamtą, jak dorwę cię magu, to sprawię ci manto. - Szedł coraz szybciej. Biegł i dyszał jak szalony - Niech go tylko dostanę. - Coraz ciężej stawiał kroki. Buty mu przesiąkły. Po mieczu ani śladu. W końcu upadł ze zmęczenia. Czołgał się jeszcze zanurzony w lodowatym błocie.
- Nie dam rady. Będę tu musiał przez trzy miesiące czekać na innego cholernego naiwniaka. Ech... Tylko co ja ku*wa będę jadł, skoro jestem tylko prostym, niemagicznym wojakiem?


Escape it

„...try to escaaape it” - Znajdujący się na skraju szafki telefon wydzierał się do mnie głosem Blaze Bayleya, potęgując ból głowy. Naciągnąłem poduszkę na uszy i zacisnąłem zęby. Jeszcze było ciemno, co za idiota dzwoni o tej porze?! Nie dawał za wygraną, więc niezbyt skoordynowanymi ruchami tułowia i ręki postanowiłem go uciszyć. Aparat spadł za szafkę, ale przynajmniej przestał dzwonić. Obróciłem się na drugi bok i z poczuciem dobrze wykonanej misji zapadłem w sen.
***
Obudziłem się koło południa, wciąż mocno skacowany. Pragnienie zaspokoiłem obrzydliwą w smaku kranówką i zacząłem sobie bezskutecznie przypominać, co mnie tak upodliło. Zdarzenia dnia poprzedniego wywijały się pamięci, niczym śliski wąż, toteż postanowiłem zbadać fakty. Ubrania leżały obok łóżka. Ostrożnie je powąchałem. Żadnych nieprzyjemnych zapachów, czyli upiłem się kulturalnie i w towarzystwie niepalących. Odpowiedź na pytanie „w czyim towarzystwie?” zapewne kryła się w spisie połączeń. Odsunąłem szafkę i wydobyłem komórkę. Świetnie. Pękł wyświetlacz i zamiast spisu połączeń mogłem podziwiać fantazyjną, czarną plamę. Z ciężkim westchnieniem przełożyłem kartę SIM do starego aparatu a w rozbitym umieściłem nieużywanego od paru miesięcy pre-paida. Mimo rozlanego wyświetlacza, odbierał połączenia. Odłożyłem uszkodzoną komórkę na skraj szafki i wyskoczyłem na dół, coś zjeść. Przed wejściem do baru napatoczyła się Cyganka.
- Pan da pieniądz, powróżę.
- Zjeżdżaj – syknąłem, niezbyt przyjaźnie.
- Błądzi w labiryncie. – Chwyciła nagle moją dłoń. - Błądzi w kółko, są różne drogi, ale tylko jedna prowadzi do wyjścia. Za sto złotych pokażę...
- Spier... - warknąłem, wyszarpując rękę i wpadłem do środka, macając się po portfelu. Na jej szczęście, był na miejscu. Gdy najedzony i opity piwem opuszczałem bar, baby już nie było. Wieczorem przypomniałem sobie o imprezie u sąsiada. Drzwi Marka stały zawsze otworem, zarówno w przenośni jak i dosłownie. Zapukałem, uderzyła mnie cisza. Nienaturalna, jak na imprezę. Zajrzałem do dużego pokoju, ktoś ujął mnie pod ramię, podał szklankę. Marek leżał, rozciągnięty na sofie. Na nim siedziały dwie, nagie kobiety. Kolejne wachlowały go, poiły i głaskały. Mnie trzymała ponętna brunetka. Byłem w szoku, tak fantastycznej imprezy się nie spodziewałem. Wychyliłem zawartość szklanki i wśród tej absolutnej ciszy usłyszałem, bardzo wyraźnie, głos Marka:
- Pomóż mi.
W tej samej chwili zaszumiało mi w głowie, wódka musiała być zmieszana z czymś mocniejszym. Ciepłe usta przylgnęły do moich. Straciłem rachubę czasu, gdzieś na granicy świadomości huczały dziwne słowa kolegi. Świat iskrzył jaskrawymi kolorami. Dlaczego były tu same dziewczyny?
- Pomóż mi! - krzyk rozbił ciszę. Oprzytomniałem. Z oczu Marka sączyły się strużki krwi. Uświadomiłem sobie, że to już się stało, wczoraj, przedwczoraj i...
Ciszę zastąpiła kakofonia chichotu, wszystkie śmiały się teraz, ukazując długie kły. Odgryzą Markowi głowę, a potem zabiorą się za moją. Ślepa uliczka, musi być wyjście z labiryntu, muszę się obudzić! Rzuciłem się do drzwi, ale długie, szponiaste palce przygniotły moją głowę do podłogi. Z kieszeni wypadła komórka. Prawdziwy ja śpię za ścianą w mieszkaniu obok. Gdy zadzwonię, obudzę się. Tylko to nas może uratować. Głowa Marka wylądowała pół metra dalej.Wybrałem rozpaczliwie numer...
***
„...try to escaaape it”


Perła

Igor trafił tu wprost z kamieniołomu - oburącz dzierżył brudny kilof i głośno sapał; Levy ściskał pod pachą nieprzydatnego laptopa - właśnie rozładowała się bateria. Bliźniaczki Nowickie trzymały się za ręce, Stefan stukał wędką o podłogę, a Zosia marszczyła dłońmi białą, elegancką koszulę.
Zanim objawił się Głos, minął kwadrans, więc zdążyliśmy się poznać. Każde z nas zostało w tajemniczy sposób teleportowane z własnego świata do labiryntu.
- Pieprzyć „Cube” – krzyknął Levy. – Durny film o współpracy w labiryncie takich pechowców jak my. Znacie?
Odpowiedzią była cisza.
- Nie obejrzałem tego gniotu do końca, zasnąłem po kwadransie – dodał.
- Współpraca nic nie da. Głos dał do zrozumienia, że przeżyje tylko jeden. Ten, kto pierwszy znajdzie wyjście – przypomniałem stanowisko Porywacza.
- My wyjdziemy stąd razem – odpowiedziały w duecie bliźniaczki.
- Ja pójdę cały czas prosto, rozwalę wszystkie ściany – stwierdził Igor i ruszył jako pierwszy w prawo.
W przeciwną stronę udał się Levy z laptopem. Stefan z kolei rozwinął żyłkę i próbował skorzystać z patentu Ariadny. Nic nie wskórał: dwa razy wrócił z nawiniętym kołowrotkiem, aż w końcu dał sobie spokój i zniknął gdzieś za rogiem. Zosia natomiast otworzyła aktówkę, zajrzała do notatek i niepewnym krokiem ruszyła na wprost.
A ja? Cóż, ponieważ nie chciałem krzątać się bez sensu, po prostu usiadłem pod ścianą, otworzyłem plecak i zacząłem leniwie sączyć jedno piwo za drugim. Było kupione dla moich kolegów…
Gdzieś w okolicach piątego odwiedziły mnie zdezorientowane bliźniaczki. Chciałem je poczęstować, ale pobiegły w stronę Igora. Musiał dojść daleko – już nie słyszałem uderzeń kilofa. A może, cholera… znalazł wyjście? Cóż za ironia losu: największy tępak przechytrzyłby Levego albo Zosię. Nie mówiąc o mnie.
Wypiłem jeszcze dwa, po czym wstałem i lekko mną zachwiało. Sięgnąłem po ostatnie i przestraszyłem się. Wiedziałem, że zaraz zniknie ostatni pretekst kapitulacji. Za chwilę nie zostanie mi nic innego poza walką o życie. Będę musiał podjąć trud. Nie wykpię się poczuciem beznadziei, depresją, alkoholowym zamroczeniem albo brakiem szans.


Zostało kilka łyków, gdy niespodziewanie odezwał się Głos:
- Gratuluję. Znalazłeś wyjście.
- Ja? Sądzę, że… – zaskoczył mnie, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Wszak walczyłem o życie.
- Podjąłeś mądrą decyzję, nie zagłębiając się w labirynt. Stamtąd nie ma żadnego wyjścia.
- No taaak – zaplątał się język.
- Jedyne wyjście znajduje się tam, gdzie wejście.
- Jaaasne - pomyślałem sobie, że warto było obejrzeć „Cube” do końca.
Nagle otworzyły się drzwi ukryte w ścianie, o którą przed chwilą się podparłem. Oślepił mnie błysk, ale przeszedłem kilkanaście metrów i znalazłem się niedaleko „Perły” – osiedlowej budki z piwem. Spojrzałem w górę: niebo pokryło się błękitem, zaświeciło słońce.
Nie dla mnie. Najpierw potężna pięść wylądowała na mojej twarzy, a potem poczułem złamany nos i wystawioną z zawiasów szczękę. Tracąc przytomność, zdążyłem jeszcze usłyszeć słowa:
- Wypiłeś nasze piwo, gnojku! Myśleliśmy, że poczciwy z ciebie studenciak!


Podziemia

Strome i śliskie schody prowadziły w czeluść piwnicy. Powinnam była biec prosto na ganek, ale świszczący oddech prześladowcy, który niemal czułam na karku, skutecznie pozbawił mnie zdolności logicznego myślenia. W tej chwili, chciałam jedynie być jak najdalej od tego monstrum. Potężne, drewniane drzwi zapieczętowane wcześniej zardzewiałą kłódką, stały otworem. Przekraczając próg poślizgnęłam się na jakiejś glutowatej plamie i z gracją zjechałam w dół, obijając się tyłkiem o każdy stopień. Tąpnięcie, z jakim wylądowałam na betonie, z pewnością nie umknęło uwadze polującego na mnie stwora. Słyszałam, jak zbliża się na tych nieproporcjonalnie wielkich, glizdowatych nogach, które przy każdym kroku wydawały obleśne mlaśnięcie. Nie zamierzałam czekać, aż jego balonowata głowa o jednym oku pojawi się w drzwiach.

Skrzywiłam się podnosząc z ziemi - stara kontuzja w kolanie akurat teraz musiała o sobie przypomnieć. Na czuja złapałam się regału i podciągnęłam do góry. Na jednej z półek zauważyłam latarkę, dobra moja. Przy okazji przypomniałam sobie, jak agent od nieruchomości wspominał, że poprzedni właściciel tego domu kazał wydrążyć w piwnicy system tuneli, na wypadek jakiegoś tam ataku - mniejsza z tym – trzeba było zlokalizować to przejście. Ręce trzęsły mi się, jak w delirce, przez co słabe światło latarki skakało po ścianach, niczym byk na rodeo. Wśród sterty rozczłonkowanych mebli, zaśniedziałych rur i innych rupieci, błysnęło coś, co zdawało się być klamką. Nie tracąc czasu, ani nie dbając o hałas, odsunęłam część desek i pudeł na tyle, że utworzył się niewielki lufcik między kredensem, a drzwiami. Niemal w tej samej chwili usłyszałam, jak ten maszkaron ześlizguje się po schodach. Charczał przeraźliwie, aż ciarki mnie przebiegły. Kątem oka dostrzegłam rosnący na podłodze cień…

Nagły przypływ adrenaliny obdarzył mnie niemal nadludzką siłą. Naparłam z całej siły na zardzewiałą klamkę i drzwi odskoczyły z jękiem. Zanurkowałam w otchłań korytarza. Serce biło mi coraz szybciej, a oddech wyrywał się z piersi. Tunel ciągnął się w nieskończoność. Kilka razy minęłam rozwidlenia, ale bałam się gdziekolwiek skręcić, dopóki niespodziewanie nie odbiłam się od ściany w ślepym zaułku. Zakryłam usta dłońmi, by stłumić krzyk rozpaczy, gdy zrozumiałam, że muszę zawrócić tam, gdzie w ciemnościach czekał wygłodniały potwór. Sparaliżował mnie strach, a mięśnie, wyczerpane szalonym biegiem, odmówiły posłuszeństwa. Nie, nie dam się zeżreć, nie pozwolę, żeby to coś mnie dorwało. Zacisnęłam pięści i ruszyłam z powrotem. Pierwszy zakręt w prawo kończył się rozwidleniem, a potem następnym i kolejnym. Korytarz wił się jak serpentyna, dzielił na dwie, albo i trzy odnogi, zawracał, – takie przynajmniej miałam wrażenie. Za plecami czułam zbliżającego się oprawcę. Był tuż, tuż.

Gdy straciłam nadzieję, że system tuneli faktycznie gdziekolwiek prowadzi, wyrosły przede mną mosiężne wrota z napisem „WYJŚCIE EWAKUACYJNE”. Pchnęłam je z ulgą, ale radość trwała zaledwie chwilę. Pomieszczenie wydało się dziwnie znajome. Spojrzałam na strome schody i rosnący na podłodze cień…



[…]

...rawo, jeszcze raz w prawo, prosto, prosto… w lewo, ściana.
Powrót.
W prawo, prosto, prosto, w lewo…
Skrzyżowanie?
No to w prawo, prosto, długo prosto…
W prawo?
W lewo?
W lewo, prosto, jeszcze raz w lewo, ściana.
Powrót.
W prawo, prosto, w prawo.
Odpoczynek.
I prosto. Prosto. Prosto. W lewo.
Ściana.
Powrót.
Skrzyżowanie.
W lewo, w lewo, w pra…


Bajka o potworze podatkowym

Stwór ma coś z Cerbera, bo obok jednego łba wyrastają dwa kolejne, obumarłe, kompletnie nieużyteczne. Z paszczy tego żywego buchają kłęby pary.
– Mówiłam – wrzeszczy paskudztwo. – W tej kratce dochód netto odliczony od przychodu rocznego, przemnożony przez ilość przypadków choroby psychicznej w rodzinie.
Malutki „ja” kurczę się w sobie jeszcze bardziej.
– A w tamtej kratce mazać nie wolno, bo to bardzo ważna khratka.
Przy słowie „khratka” trzygłowa bestia charczy i krztusi się, wyciąga szponiastą łapę w kierunku drzwi.
– Pokój 3367, piętro trzydzieste ósme, siedemnaste biurko licząc od wejścia – informuje niewyraźnie. – Nowy formularz zeznania podatkowego.
Idę. Ściany korytarzy pulsują, jakby coś żywego usiłowało się przebić przez nie na moją stronę. Staram się iść środkiem. Piętra mi się mylą. Schody zdają się zmieniać kierunek, w skrajnych przypadkach prowadząc w bok – wiem, wiem, niemożliwe. A jednak.
Na drzwiach widnieje numer podany przez monstrum. Naciskam klamkę.
– Nie ten pokój – słyszę od progu. – I zupełnie nie to piętro.
Szukam więc dalej, a korytarze to kurczą się, to znów rozciągają, zdając się ciągnąć w nieskończoność. Co i rusz muszę zawracać i wybierać kolejne odnogi, bo przede mną wyrasta ściana. Być może jednak nie jest tak źle – z pokoju, do którego trafiam, nikt mnie nie przepędza. A i potwory, siedzące przy setkach biurek, zdają się zajęte własnymi sprawami. Nie zwracają na mnie uwagi.
Liczę biurka. Dziesiąte, piętnaste…
– Aneks 2432/67 do podania o przydzielenie nowego formularza jest? – mruczy coś, co przypomina beczkę skrzyżowaną z homarem, postukując przy tym szczypcami, wyglądającymi na krabie. – I proszę się tak nie trząść i nie pocić, bo mnie to rozprasza.
Gnę się w ukłonach, mamroczę coś pod nosem w ramach przeprosin.
– Piętro czterdzieste drugie – informuje beczko-homar. – Pokój 4365, biurko po przeciwnej stronie od wejścia.
Mnąc czapkę, cofam się do wyjścia. Modlę się, by stworzenie zostało na swoim miejscu za biurkiem.
Potwory krążą przed moimi oczyma, mieszając się z biurkami, drzwiami i ścianami korytarzy. Numery pokoi wirują, zmieniając bez ustanku konfiguracje cyfr. W dodatku podłoga zmienia się w coś przypominającego silnie rozgrzany asfalt, o konsystencji kisielu. Jest gorąca i parzy w stopy. Przykleja się do butów oraz nogawek.
Zewsząd docierają do mnie ponaglające wrzaski, informujące o właściwych kratkach, klauzulach, formularzach i aneksach do podań.
Nawet gdybym chciał, nie potrafię zrobić kroku. Zanurzam się w smolnym kisielu coraz głębiej. Nie macham rękami, nie gorączkuję się. Nie krzyczę. A potwory wirują, wirują, wirują…

Mówiłem już, że będąc trzyletnim dzieckiem zgubiłem się w budynku Urzędu Skarbowego? Szukano mnie godzinę i odnaleziono wciśniętego w najdalszy kąt jednej z ubikacji, pomiędzy wiaderko z mopem a kosz na zużyte papierowe ręczniki. Widocznie coś się musiało odłożyć w pamięci, bo co roku około lutego, marca, czuję się jak na schodkach prowadzących na szafot.
– A pieprzę to – mruknąłem drżącym głosem, stojąc przed drzwiami do US i starłem wierzchem dłoni pot z czoła. – Wyślę pocztą.


Zabawa

Rozlegają się oklaski, dwie dwórki ujmują go pod ramiona i przy akompaniamencie królewskiej kapeli wyprowadzają z apartamentów wprost do parku. Jest czerwcowa noc. Młody król, oszołomiony winem i tanecznymi korowodami, daje się prowadzić jak wystrojona kukła. Oczy ma przesłonięte chustką, zdany jest więc przede wszystkim na słuch i węch. Zmieszane aromaty roślin zastąpiły ciężkie zapachy perfum, pudru i potu; gra świerszczy i szmer wodotrysków koją uszy po hałaśliwej muzyce. Zabawa jak zwykle przenosi się do parkowego labiryntu. To właśnie tutaj towarzystwo będzie się teraz chować. Wiele par zaszyje się pośród olbrzymich żywopłotów. Prawdę mówiąc, dwudziestoletni król też ma na to ochotę. Słyszy śmiech diuszesy. Mimo zasłoniętych oczu widzi ją wyraźnie : śliczna twarzyczka pod wysoką koafiurą, srebrzystoróżowa spódnica na szerokim stelażu i zwiewny wachlarz w drobnej dłoni. Wie, kogo będzie szukał tej nocy w roślinnym labiryncie.
Dwórki obracają go kilka razy wokół jego królewskiej osi i delikatnie popychają w stronę wysokich żywopłotów. Jeszcze nie wolno mu zdejmować z oczu obszytej koronką chustki. Jeszcze nie teraz. Monarcha idzie przed siebie po omacku, oddychając głośno, podniecony zabawą. Wyciągniętymi dłońmi dotyka liści i sprężystych gałązek. Śmiechy i nawoływania za jego plecami stają się coraz cichsze, w końcu zupełnie milkną. Nikt teraz nie chce zdradzać, gdzie jest. Kiedy młody król zdejmuje nareszcie chustkę, nie ma pojęcia, w którym miejscu labiryntu się znajduje. Jest ciemno, ogród rozświetla jedynie blask księżyca. Myśl, że się zgubił, budzi jeszcze większe podniecenie. Kto wie, może diuszesa czeka już za najbliższym zakrętem? Ileż będzie śmiechu, kiedy na siebie wpadną w tym mrocznym korytarzu! Ale nie ma jej ani za tym, ani za następnym zakrętem. Zdaje sobie sprawę, że całkowicie stracił orientację. Nie wie, czy oddala się od pałacu, czy też zmierza w jego kierunku. Zrzuca z ramion płaszcz, bo robi mu się nagle gorąco – poci się pod peruką. Ściany wyglądają jak wykute ze skały. Ulatnia się naraz dobry nastrój, młodzieniec ma ochotę jak najprędzej wrócić do apartamentów i napić się wina. Zaczyna biec, oddychając ciężko, ale już nie podniecenia, lecz z wysiłku. Serce króla bije coraz mocniej. Oddech krótki, w prawym boku szarpiący ból. Dokąd prowadzą te korytarze? Jak rozległy jest labirynt? Skąd ta cisza? Ktoś powinien przecież złamać milczenie, roześmiać się, prawda? Ma wrażenie, że uczestniczy w jakimś koszmarnym śnie. Wreszcie widzi przed sobą blask pochodni. A więc wraca jednak do pałacu.
Zdyszany i mokry, wybiega z labiryntu, lecz staje jak wryty, uświadamiając sobie, że wydostał się nie na plac przed pałacem, ale na rynek jakiegoś miasta. W nozdrza uderza fetor krwi. Żołnierze i tłuszcza otaczają ciasno platformę na której stoi wysoka konstrukcja z uniesionym stalowym ostrzem. W blasku pochodni lśnią wykrzywione nienawiścią twarze motłochu. Król moczy pludry. Dwaj śmierdzący tanim winem żołnierze ujmują go pod ramiona i wloką w stronę machiny przy akompaniamencie warczących werbli. Peruka spada z dostojnej głowy, odsłaniając zaawansowaną łysinę. Niemal czterdziestoletni, przygarbiony i schorowany monarcha daje się prowadzić na szafot jak kukła.



Wyprawa

Wrzesień, ostatni miesiąc studenckich wakacji, Roman postanowił wykorzystać na turystykę, a przy okazji załatwić pewną zaległą sprawę. Siedział teraz przed schroniskiem na Hali Kondratowej i podziwiał wspaniałe szczyty otaczające dolinę, gdy ostry dźwięk zegara poinformował go o nadejściu dwunastej. Szybkim ruchem ściągnął maskę sensoryczną z twarzy i wyciągnął jej wtyczkę z gniazdka. Obraz nieskażonej przyrody zniknął, a jego miejsce zajęły budowle Tatrzańskiej Aglomeracji, otaczające obszerny plac wypełniony turystami. Roman wstał i wszedł do budynku udającego schronisko. Minął restaurację kierując się wprost do pokoju redakcji lokalnego dodatku "Fantastycznego Turysty".

– Dzień dobry! Zastałem redaktora naczelnego? Powiedziano mi, że będzie o tej porze – spytał od progu sekretarkę.
– Był przed chwilą, ale musiał pilnie wyjechać do Krakowa.

No cóż, trzeba będzie wybrać się do Starej Stolicy. Na zewnątrz Roman przywołał śmigacza i już po chwili unosił się ponad dachami. Z tej wysokości Tatry wyglądały naprawdę imponująco. Ogromne hotele, restauracje, a także przybytki wirtualnego narciarstwa, pozwalające każdemu szusować po stokach bez wychodzenia z pokoju, zajęły każde wolne miejsce. Tylko gdzieniegdzie spomiędzy budynków wychylała się jakaś zapomniana skała. Cała Polska przypominała istny labirynt wielopoziomowych ciągów komunikacyjnych pomiędzy nowoczesną zabudową, pokrywającą kraj od brzegów morza aż po górskie szczyty. Naturalne krajobrazy i zabytki okazały się bezużyteczne. Zresztą, kto chciał sobie na nie popatrzeć, zawsze mógł udać się na plac widokowy i skorzystać z gniazdka do wizualizacji dla turystów.

Krakowski Rynek Główny otaczała ze wszystkich stron galeria handlowa. Roman siedział w ogródku kawiarni znajdującej się na miejscu nieistniejących już Sukiennic. Czekając, aż w redakcji skończą jakąś pilną naradę, zjadł lody, napił się cappuccino, a potem założył maskę i włożył wtyczkę do gniazdka ze standartową wizualizacją. W jednej chwili galerię zastąpiły stare kamienice i Kościół Mariacki. W miejsce kabin teleportacyjnych pojawiły się dorożki. Wyjął z plecaka płytę z najnowszym numerem "Fantastycznego Turysty" i wsadził ją do otworu obok gniazdka. Obraz pociemniał, a w powietrzu pojawiło się menu z zawartością czasopisma. Roman wybrał przerażającą historię najazdu Orków na realistycznie oddany czternastowieczny Kraków. Przyglądał się właśnie, jak z wieży kościoła spada strażak przeszyty orkijską strzałą, gdy zegar poinformował go, że nadeszła szesnasta. Zebranie pewnie już się skończyło. Roman podszedł do teleportera i po chwili znalazł się w budynku redakcji.

– Dwa miesiące temu wysłałem do was projekt wizualizacji – powiedział, gdy znalazł się już przed obliczem naczelnego.
– Na jaki temat?
– Skansen w Klukach. Folklor Słowiński z elementami steampunku.
– A tak, przypominam sobie, pójdzie w listopadowym numerze.

Roman zebrał się na odwagę i zapytał:

– A czy jest szansa, żebym coś za nią dostał?
– Wie pan, debiutantom za pierwszą wizualizację z zasady nie płacimy. Taka jest polityka wydawnictwa.

No i szlag trafił opłatę za piąty semestr.


Strażnik


Nie potrafił powiedzieć od jak dawna był sam. Pamięć o własnej przeszłości była, jak pył na wietrze, kolejne dni zlewały się ze sobą. W Labiryncie czas nie miał znaczenia.
Nie sypiał. Labirynt nie pozwalał.
- Strażnik musi być zawsze czujny – szeptał wiatr hulający w pustych pomieszczeniach. – Musi trwać na posterunku.
I Strażnik trwał. Niestrudzenie przemierzał korytarze i dziedzińce, komnaty i ogrody, wysokie mury okalające cały pałac. Wszędzie pod stopami chrzęściły kości tych, którzy ośmielili się zakłócić spokój Labiryntu. Jedne bielały w słońcu na wysokich tarasach, inne gniły w wilgotnych piwnicach.
Żaden człowiek nie mógł się równać ze Strażnikiem Labiryntu. Zwykle rzucali się do ucieczki na sam jego widok. To wprawiało go w jeszcze większą wściekłość. Przychodzili okradać jego pałac i nie mieli nawet cienia godności, by stawić czoła konsekwencjom! Żałosne pchły. Ucieczka była dla nich jedyną szansą, ale Labirynt nie pozwalał im zbiec. Mamił obietnicą łatwej drogi, by w ostatniej chwili za zakrętem zostawić ich w ślepym zaułku. Ginęli przyciskając do piersi marny tobołek ze zrabowanymi kosztownościami.
Ale moc, która więziła śmiałków w murach Labiryntu, więziła również Strażnika. Wiele razy próbował przejść przez główną bramę, jak na ironię zawsze otwartą na oścież. Gdy tylko przekraczał jej próg, nieznana siła przenosiła go gdzieś w głąb Labiryntu. Rzucał się wtedy w szalony bieg po pałacu, wyładowując swoją wściekłość na niewzruszonych kamieniach, meblach, milczących posągach. Jego ryk, pełen niemocy i wściekłości, wypełniał puste korytarze.
Gdy gniew mijał, Strażnik udawał się do swojej komnaty. Położona na szczycie najwyższej wieży była otwarta na cztery strony świata. Jedyne miejsce, które pozwalało mu wyjrzeć poza Labirynt, zobaczyć zieloną równinę i morze poza nią.
W trakcie jednej z tych krótkich chwil wytchnienia do komnaty wszedł śmiałek.
Strażnik prędzej go wyczuł, niż zauważył, przesiąkniętego zapachem potu i morskiej wody. Przybysz wszedł do komnaty. Nie okazywał lęku, nie uciekał. Nie spuszczając wzroku ze Strażnika, uklęknął przy wejściu i położył na podłodze wytartą sakwę. Pałacowy łup. Oddech Strażnika przyspieszył. Rozgrzane wcześniejszym biegiem mięśnie grały pod skórą.
Obcy powoli dobył broni. Cienkie stalowe ostrze mierzyło prosto w serce Strażnika. Nie drżało.
-To koniec, bestio – powiedział przybysz. - Nie będziesz więcej zabijać.
Zawirował. Ostrze błysnęło w szybkim wypadzie, a ramię Strażnika eksplodowało bólem. Potworny ryk poniósł się po korytarzach Labiryntu.
Nikt wcześniej tego nie dokonał, nikt się nie ośmielił. Gniew zawrzał w żyłach Strażnika, pchnął do działania. Przemknął pod wyciągniętą ręką, zacisnął dłoń na stalowym żądle i nie bacząc na ból wyrwał je z ręki napastnika. Szybkim ruchem zatopił ostrze w sercu śmiałka.
Tamten upadł na kolana. Nie mógł złapać oddechu. Zdumione spojrzenie podążało za Strażnikiem, gdy ten podszedł do drzwi i podniósł sakwę. W środku nie było żadnych łupów, tylko kłąb sznurka. Jego koniec ginął za załomem korytarza.
Strażnik opuścił komnatę na szczycie wieży. Labirynt wzywał.


___________

W takim razie zapraszam do Labiryntów. :mrgreen: Gdyby coś, komuś, gdzieś uciekło w tekstach, to dajcie znać.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 14 Lutego 2010, 15:59   

Szkoda tylko, że we wszystkich ankietach przyjęła się już nieograniczona ilość głosów. Ale to tylko taka dygresja.
Sporo shortów znów.
Jutro wydrukuję i kto wie, może przeczytam... :)
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 14 Lutego 2010, 16:02   

Chal-Chenet, trzeba się ćwiczyć w wybieraniu spośród wielu możliwości ;P:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 14 Lutego 2010, 16:09   

Można to tez robić, mając dwa głosy do wyboru. ;P:
A w ogóle jak zamówię kiedyś prenumeratę to będę zakładać ankiety z ograniczoną możliwością wyboru. :twisted:

I już uciekam z offtopem. ;)
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
ketyow 
Jim Raynor


Posty: 11344
Skąd: z domu
Wysłany: 14 Lutego 2010, 16:19   

Przeczytałem na szybko. Jeśli się wypowiem, to później, ale labirynty wypadły znacznie lepiej niż śledztwa.
_________________
http://ketyow.deviantart.com
http://www.biblionetka.pl/
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 14 Lutego 2010, 16:22   

ketyow, to cieszy :wink:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
hardgirl123 
Kaznodzieja

Posty: 2441
Skąd: Kraków
Wysłany: 14 Lutego 2010, 17:06   

moje głosy idą ku:
Podziemiom
i
Bajce o Potworze Podatkowym

uzasadnienia nie będę podawać cooby nie zostać posądzonym o jakieś dziwne rzeczy przez niektórych szanownych uzytkowników :roll:
_________________
Władza jest po to, by świat nie rozpadł się na tysiące kawałków.
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 14 Lutego 2010, 17:11   

[odgłos wzruszania ramion]

pfff...
 
 
 
ketyow 
Jim Raynor


Posty: 11344
Skąd: z domu
Wysłany: 14 Lutego 2010, 17:12   

hardgirl123, co masz na myśli?
_________________
http://ketyow.deviantart.com
http://www.biblionetka.pl/
 
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 14 Lutego 2010, 17:30   

Zgoda buduje...?

Ładne, czytelnie napisane opowiadanie. Może trochę przewidywalne i pozbawione mocnej puenty, ale nie pozostawiające w pełnym zakłopotania: o czym to...

Tysiącletni głód

Trochę monotonna narracja, ale też nie jest źle. Oprócz kilku powtórzeń, zatrzymało mnie tylko jedno zdanie:

Cytat
Ubrał kombinezon i udał się na drugi okręt


Ubrać mógł siebie, ubrać mógł dziecko, psa, manekina... ale kombinezon, co najwyżej założył, względnie wdział, naciągnął.

Ostatnia sprawa inspektora Wgłębki

Nieco poza moimi zdolnościami poznawczymi.

CDN
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 14 Lutego 2010, 18:31   

Cytat
uzasadnienia nie będę podawać cooby nie zostać posądzonym o jakieś dziwne rzeczy przez niektórych szanownych uzytkowników :roll:

Poczekamy na koniec i wtedy się przyczepimy. :twisted:
Spoiler:
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 14 Lutego 2010, 20:27   

hardgirl123, dzięki za głosy i rozpoczęcie typowania. :D Wielki Chomik patrzy 8)
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 14 Lutego 2010, 22:15   

Zgoda buduje…? – szort misyjny. Taka trochę jakby przypowieść. Fajnie napisane, fajnie się czyta. Ma sens. Podobał się.
Tysiącletni głód – szort alienacyjny. Od momentu, kiedy pojawia się pierwsze skojarzenie z filmem, czytelnik [znaczy ja] nieco traci zainteresowanie, ale w sumie nie jest źle. zakończenie lekko zalatuje niepotrzebnym patosem.
Ostatnia sprawa inspektora Wgłębki – szort akwarystyczno-kryminalny. Jeśli dobrze wygooglałem zabójcę. Jeśli ‘gurami labiryntowy’ to rybka akwariowa, zakończenie nie ma sensu. Jeśli nie – też nie ma sensu dla czytelnika [znaczy dla mnie], który musiał googlać.
Resnik we mgle – szort podmokły. Język, którym posługują się bohaterowie, nie przystaje do charakteru postaci. Przez to cala opowieść traci na wiarygodności.
Escape it – szort zakrwawiony. Nie podszedł mi. Zagmatwany nieco. Postać Cyganki, tak ni z tego, ni z owego. Niby miała coś wyjaśnić, może bohaterowi, może czytelnikowi [znaczy mnie], ale nieszczególnie jej to wyszło. W końcówce zupełnie się pogubiłem.
Perła – szort cubistyczny. Podobał mi się bardziej niż wspomniany w tekście film, ale nie przekonał mnie. To ‘piwo kupione dla kolegów’ plus zakończenie, sprawia, że czytelnik [znaczy ja] może łacno dojść do wniosku, że autor szorta przedziwnie pojmuje koleżeństwo.
Podziemia – szort piwniczny. Niby pomysł fajny, ale… potwór wydał mi się mało potworny, raczej pocieszny. I trochę problemów z czasem i przestrzenią. Bohaterka biegnie przez te korytarze i biegnie [jak rozumiem długo], potem wraca do punktu wyjścia, a cień ciągle rośnie! Pomijając fakt, że biegnąc, słyszała prześladowcę tuż za sobą.
[…] – szort drogi. Mroczny. Swoista metafora ludzkiego losu. Zagmatwanego i bez wyjścia. Albo powalająca dosłowność.
Bajka o potworze podatkowym – szort poPITolony. Niezły. Podobał się. Chociaż uważam, że wspomnienia trzylatka są zbyteczne. Niczego nie wnoszą.
Zabawa – szort antymonarchistyczny. Fajny, zakręcony, poziom abstrakcji w sam raz dla mnie. W dłuższej formie byłby może trudny do przełknięcia. Tutaj jest w sam raz.
Wyprawa – szort solidarnościowy. Przekonywujący bohater, z którym czytelnik [znaczy ja], łatwo się identyfikuje. Czy trzeba czegoś więcej. Wzruszyłem się.
Strażnik – szort disnejowski. nie wiem dlaczego wyobraziłem sobie strażnika jako postać z ‘pięknej i bestii’. Ale generalnie tekst spoko. Bez fajerwerków może, ale wchodzi gładko.


I podsumowując.
Edycja moim zdaniem lepsza od poprzedniej. Autorzy lepiej trafili w gust czytelnika [znaczy mój]. Poziom labirantyzacji :?: tekstów różny, ale do przyjęcia.

Punkty dla szortów:
Zgoda buduje…? – za klimat
Zabawa – za zakręcenie
Wyprawa – bez komentarza [szloch]
 
 
Delfino 
Tom Bombadil

Posty: 34
Skąd: Warszawa
Wysłany: 14 Lutego 2010, 22:57   

Zgoda buduje - Dla mnie nie na temat. Wplecenie słowa labirynt IMHO nie wystarcza.

Tysiącletni głód - Początek fajny, klasyka. Potem niestety coraz słabiej. Labirynt wkręcony na siłę. Zakończenie z którego właściwie nic nie wynika. Nie wiadomo skąd ten potwór - czy on zbudował statek i dlaczego tyle czekał? No i czemu to był ostatni człowiek?

Inspektor - W sumie ciekawe i zabawne. Ale znów nie na temat. Blisko punktu, ale jednak za mało.

Resnik - Zabawne i w końcu na temat. Jednakże autor chyba nie bardzo czuje się w klmatach fantasy i nie stworzył wiarygodnych dialogów. Blisko punktu, ale za mało.

Escape it - Bardzo fajne. Tematyka może trochę oklepana, ale przedstawiona w bardzo ciekawy sposób. Dobry warsztat. Punkt.

Perła - Domyślam się, że to nazwa jakiegoś alkoholu ;) W sumie zabawne. Ale jakoś specjalnie do mnie nie trafiło. Blisko punktu, ale za mało.

Podziemia - Opowiadanie w konwencji horroru. Niestety nie udało się zbudować tej mrocznej atmosfery grozy. To jest ogólnie trudna rzecz, a zrobić to w szorcie byłoby prawdziwą sztuką. Gdyby się udało, pewnie wygrał by edycję. Tutaj niestety nie wyszło zbyt przekonywująco.

[...] - Hehe. Trafione w sedno. Ale to za mało na punkt :)

Bajka - Można się czepić paru rzeczy. Ale ogólnie pomysł i zakończenie świetne. Punkt.

Zabawa - Niespecjalnie do mnie trafiło. Niby jest labirynt. Nie potrafię jednak ogarnąć absurdalności całej tej sytuacji.

Wyprawa - Znów nie na temat, a labirynt wpleciony na siłę. Opisy w sumie ciekawe, ale całość jakoś tak nic nie niesie.

Strażnik - Chyba najlepszy z edycji. Bardzo fajnie zbudowany klimat. Ciekawie obejrzeć tą historię z innej perspektywy. Niebanalne zakończenie. Dobry warsztat. Punkt.
_________________
Pozdrawiam,
Delfino
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Lutego 2010, 09:08   

No dobra, spójrzmy, co nam zgotowali autorzy tym razem.

Zgoda buduje...?
Fragmenty z pierwszego akapitu: "ten labirynt (...) tych idiotów (...) mnie do tego" - trochę nadmiar zaimków
Znalazło się również parę interpunktów:
odkąd wyrzucili go z największej z nich postanowił przejść - powinien być przecinek po "nich"
Jeszcze wam pokażę kto tu rządzi! - powinien być przecinek po "pokażę"
pomyślała zatarłszy ręce z zadowolenia i ruszając raźniej - nie wiem, może się czepiam, ale dla mnie to zdanie brzmi źle (pomijając fakt, że brakuje przecinka); wynika, że najpierw zatarła ręce, po czym pomyślała, równocześnie ruszając, dziwne, zaprawdę dziwne; może to i poprawne, ale mi zgrzyta
warknął w myślach - brzmi zabawnie

Powyżej wypisałem kilka przykładów niedociągniętych wg mnie fragmentów. Fantastyka - jest. Labirynt - na upartego jest. Czytało się nie najgorzej, ale fabuła nie ruszyła mnie zupełnie, a puenta nie usatysfakcjonowała.

Tysiącletni głód
No dobra, zacznijmy od tych złych rzeczy, bo one mi się od razu w oczy rzucają.
Tutaj liczba interpunktów trochę wyższa, naliczyłem mniej więcej 7.
Rozejrzał się i odzyskując wzrok spostrzegł, że - powinien być przecinek po "wzrok", ale swoją droga powinno być raczej "odzyskawszy"
Doszedł do kokpitu nie natrafiając na nikogo. - powinien być przecinek po "kokpitu"
No i w zasadzie jeszcze coś koło 5 błędów takich jak wyżej; nie chce mi się wymieniać wszystkich, chyba że kogoś to interesuje.
Niepotrzebnie logi komputera zostały podwójnie zacytowane (kursywa i cudzysłów równocześnie).
Ubrał kombinezon - wyżej wytłumaczone przez innego forumowicza.
ślepy zauek - uuu... zauek mnie rozwalił, a wystarczyło odpalić spell checka, w przypadku tak krótkiego tekstu podobne zaniedbania rażą.
Odwrócił się szukając wyjścia, gdy za sobą usłyszał syk. Poczuł uderzenie w plecy, po czym zobaczył przed sobą, wystające z własnej klatki piersiowej - pogrubienia rzecz jasna ode mnie: sobą, sobą... jakoś niewprawne toto.
W tym shorcie błędy mnie irytowały i nie pozwalały cieszyć się akcją. Autor powinien trochę doszlifować warsztat. Dobrze, że jest zarówno fantastyka jak i labirynt. Jednakże nie do końca rozumiem, skąd się wziął drugi statek. Czyżby wrócili z długiej podróży? I jakim cudem bohater widział, że jest on tysiąckrotnie większy? Wiem, że niby "nie było widać jego końca", ale jakoś moja wyobraźnia w tym momencie szwankuje. Następnie doszedł do wniosku, że "reszta dawno już nie żyje". Ja wiem, że narrator to wie, ale skąd bohater? Może nie żyją od dwóch dni? Albo żyją, ale gdzieś poszli... Jakoś naciągane dla mnie. No i ten potworek, co pożarł ostatniego człowieka... Nie wiem, dla mnie trochę za bzdurne i pozbawione sensu.
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Lutego 2010, 09:29   

Ostatnia sprawa inspektora Wgłębki
Napisane wg mnie sprawniej niż oba powyżej. Jednakże nie ustrzegło się kilku błędów interpunkcyjnych, np:
Niska, pulchna dziewczyna szła wymachując telefonem. - powinien być przecinek po "szła".
szepnęła poprawiając brzydkie, rogowe okulary - powinien być przecinek po "szepnęła".
Poza tym wypadałoby wrzucić "Trybunę Ludu" w cudzysłów.
Generalnie omawiany short pasowałby bardziej do zeszłej edycji, gdyż więcej tu śledztwa niźli labiryntu (dość, powiedzmy, umownego raczej). Czytało się całkiem przyzwoicie, ale końcówka w ogóle mi się nie spodobała. Po odpaleniu Google'a zrozumiałem, że to jakaś ryba. Ale jak wpiszę w cudzysłowie "gurami labiryntowy", to nic mi nie znajduje (poza niniejszym forum haha). Więc może to jest właśnie ten element fantastyczny, którego mi brakowało? Nie wiem, czegoś ewidentnie nie zrozumiałem.

Resnik we mgle
Jak na razie to opowiadanie czytało mi się najlepiej. Wpadły mi w oko raptem 3 interpunkty i nic poza tym. Bohaterowie wypowiadali się zrozumiale i na tyle naturalnie, że wzrok płynnie prześlizgiwał się po dialogach i biegł dalej. Fabuła nieskomplikowana i pod koniec trochę przewidywalna, lecz napisane całkiem sprawnie; no i są zarówno fantastyka jak i motyw labiryntu. Jest szansa na punkt, zobaczymy, zobaczymy, jeszcze parę tekstów przede mną.
 
 
 
hardgirl123 
Kaznodzieja

Posty: 2441
Skąd: Kraków
Wysłany: 15 Lutego 2010, 09:33   

ketyow napisał/a
hardgirl123, co masz na myśli?
nie zamierzam spamować w tymże wątku, przy uzyciu wyszukiwarki mozna to znaleźć :)
_________________
Władza jest po to, by świat nie rozpadł się na tysiące kawałków.
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Lutego 2010, 10:14   

Escape it
W tym tekście, co nietypowe, miast braku przecinków pojawiają się dodatkowe, niepotrzebnie. Przykłady:
Zdarzenia dnia poprzedniego wywijały się pamięci, niczym śliski wąż
wyskoczyłem na dół, coś zjeść.
syknąłem, niezbyt przyjaźnie.
Na jej szczęście, był na miejscu.

Pomijając te drobne zgrzyty, tekścik prezentuje się całkiem dobrze i jest na chwilę obecną drugim pretendentem do punktu. Podobało mi się śmiertelne zapętlenie będące przewodnim labiryntem. Może bohater kiedyś wyjdzie z tej pułapki... wystarczy sto złotych hehe.

Perła
"Perłę" czytało mi się jak na razie najlepiej ze wszystkich tekstów. Zapewne dlatego, że została doszlifowana i żadne błędy mnie nie raziły. Wychodzę bowiem z podobnego założenia co Kres (o czym zresztą pisał swego czasu na łamach "SFFiH"): najpierw trzeba umieć poprawnie pisać, a dopiero potem zajmować się fabułą. Innymi słowy sama akcja, choćby nie wiadomo jak dobra, nie usprawiedliwia uchybień językowych. Coś w tym jest. "Perła" została dobrze wg mnie napisana, więc bez problemu doszła do drugiej bramki. Tu się jednakże okazuje, że sama fabuła jest dość błaha i nie zachwyca wybitnie; ot, miłe czytadło. Zobaczymy później, jak będzie się prezentowała na tle reszty.
 
 
 
marcolphus 
Batman


Posty: 514
Skąd: Kraków
Wysłany: 15 Lutego 2010, 10:34   

Zgoda buduje...? - nie na temat, w dodatku nie za bardzo skapowałem o co w tym chodzi
Tysiącletni głód - kompletnie bez sensu
Ostatnia sprawa inspektora Wgłębki - dobrze napisane, ale nie wciągnęło mnie kompletnie, nawet po wyguglaniu. No i labiryntu nie bardzo widzę...
Resnik we mgle - ciekawe, ale nie robi wrażenia
Escape it - to mi się bardzo podobało, fajny klimat i ciekawy pomysł. PUNKT
Perła - filmu Cube nie widziałem, szort mnie nie wzruszył
Podziemia - nieciekawe, w dodatku trochę nielogiczne
[...] - bardzo słabe, ale poczułem się jakbym grał w Wolfensteina 3D ;-)
Bajka o potworze podatkowym - zabawne, nawet rozumiem głównego bohatera. PUNKT
Zabawa - nie zrozumiałem nic a nic
Wyprawa - niezłe, ale bez rewelacji
Strażnik - nie podobało mi się

Tak, że tylko 2 punkty...
 
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 15 Lutego 2010, 10:41   

Resnick we mgle
Wyraźne problemy z zachowaniem podmiotu. Bardzo wyraźne. Interpunkcja w dialogach również wali dłonią w matę. Wypowiedzi oraz myśli niczym się od siebie nie odróżniają, w obu przypadkach rozpoczynane od myślnika. A poza tym fabuła, która spłynęła po mnie jak woda po kaczce.

Escape it
Nie jest źle. Prawdę mówiąc całkiem dobrze. Kandydat do punktu.

Perła
Cytat
Levy ściskał pod pachą nieprzydatnego laptopa


Za pytanie do powyższego zdania odpowiedzialny jest biernik. A ten nie zadaje pytań: Kogo? Czego? lecz Kogo? Co? A skoro "Co?", to zdanie powinno brzmieć: Levy ściskał pod pachą nieprzydatny laptop. Zresztą chwilę wcześniej padła informacja, że Igor dzierżył brudny kilof, a nie brudnego kilofa, si?

Poza tym to kolejne ciekawe i przyjemne opowiadanie. Zaczynam się obawiać, że zabraknie mi punktów ;)

2 edity.
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Lutego 2010, 10:58   

terebka napisał/a
Zresztą chwilę wcześniej padła informacja, że Levy dzierżył brudny kilof, a nie brudnego kilofa, si?


Igor dzierżył kilof, nie Levy ;) .
Edit: edytowałeś, hehe.
 
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 15 Lutego 2010, 11:00   

Bystrym trza być, khamenei :mrgreen:
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Lutego 2010, 11:13   

Podziemia
No dobra, trochę się poznęcam, ponieważ błędów ci tu dostatek.
Nadmiar przecinków:
W tej chwili, chciałam jedynie być jak najdalej od tego monstrum.
Ręce trzęsły mi się, jak w delirce
światło latarki skakało po ścianach, niczym byk na rodeo.
między kredensem, a drzwiami.

Brak przecinków:
Przekraczając próg poślizgnęłam się - powinien być po "próg"
Skrzywiłam się podnosząc z ziemi - powinien być po "się"
Poza tym podnosząc co z ziemi? Rozumiem, że "się", ale czegoś tu brakuje.

drewniane drzwi zapieczętowane wcześniej zardzewiałą kłódką - tu jest jakiś błąd logiczny albo składniowy, nie znam się na nazewnictwie; grunt że wychodzi na to, że kłódka była wcześniej zardzewiała (ale już nie jest)

Niestety tekst mnie nie ruszył, liczne niedociągnięcia irytowały, a fabuła nie zachwycała; ot potwór podążał za główną bohaterką, a ona uciekała, aż zatoczyła koło (tak?).

[…]
Ryzykowny short. Nie trafił do mnie, nic zachwycającego. Brak jakiejkolwiek fantastyki i głębszej fabuły. Pomysł sprowadza się do dosłownego labiryntu, nieustającej wędrówki i formy zapisu. W zasadzie przeleciałem wzrokiem, a nie przeczytałem.
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 15 Lutego 2010, 11:50   

baranek, Delfino, marcolphus, dzięki za głosy i komentarze ;P:

terebka, khamenei, ciekawe opinie, dajecie dalej :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Lutego 2010, 13:04   

Bajka o potworze podatkowym
No proszę, kawał solidnego shorta. Wydaje mi się, że wiem, kto go pisał. Stawiam na kobietę, ale niedużo; żadnej części ciała nie chcę tracić.
Labirynt jest, fantastyka subtelna. Mnie ten tekst bardziej rozśmieszył niż przestraszył, nie wiem, jakie były intencje, ale nie zmienia to faktu, iż uważam go za dobry. Co prawda dotąd nie miałem problemu ze skarbówką, co nie znaczy, że w innych urzędach było równie gładko. Najpewniej będzie punkt.

Zabawa
O kurczę, kolejny świetnie napisany short, który ma wszystko, czego oczekuję: dobry język, przemyślany dobór słów, motyw fantastyczny i labiryntynizm. Gratulacje, naprawdę kawał świetnej prozy, a do tego niespodziewane zakończenie. Przytrafił się drobny błąd:
Zaczyna biec, oddychając ciężko, ale już nie podniecenia, lecz z wysiłku. - powinno chyba być "nie z podniecenia, lecz wysiłku".
Im dalej, tym lepiej, tu na bank padnie punkt, muszę tylko resztę doczytać.
 
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 15 Lutego 2010, 13:29   

Podziemia
Nie to, aby się nie podobało, czy coś. Nastrój zbudowany jak należy. Tylko historia trochę taka mało szortowa, bez tąpnięcia na końcu ;)

[...]
hehehe...

Bajka o potworze podatkowym
Tak sobie. Znaczy, średnio na jeża.

Zabawa
Pomysł zacny. Wykonanie trochę mniej. Błąd logiczny, który nie do końca rozumiem: to jak jest z tym królem, który w środku opowieści nazwany jest "młodzieńcem", "młodym królem" a na końcu staje się "niemal czterdziestoletnim, przygarbionym i schorowanym monarchą z zaawansowaną łysiną". To był celowy zabieg? Nie zrozumiałem. Jeden fragment jednak zwalił mnie z nóg:

Cytat
Król moczy pludry


W pełni zasługuje na puentę. To właśnie to zdanie, powinno sfinalizować szort.

Wyprawa
Szort przeszedł obok mnie. Nie dlatego, aby było z nim coś nie tak. Poprostu nie utrafił w moje gusta.

Strażnik

Cytat
W Labiryncie czas nie miał znaczenia.
Nie sypiał.


Znaczy, kto nie sypiał? Czas?

Bardzo, bardzo prościutka fabuła. Żadnych emocji nie pozostawiła po sobie. Ot, jeszcze jedna opowieść o bestii i śmiałku, nie ocierająca się nawet o oryginalność.



PUNKTY:
Zgoda buduje...?
Tysiącletni głód
Escape it
Perła
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Lutego 2010, 13:30   

Wyprawa
Chciałbym na samym wstępie zaznaczyć, że pojawienie się słowa "labirynt" w którymś tam zdaniu nie usprawiedliwia braku labiryntu, toteż wg mnie opowiadanie nie na temat. No ale jest fantastyka, o tyle dobrze.
Jednakże nie mogę przejść obojętnie obok wwiercających się w me czułe oczy ortografów pokroju "standartowy". Trafił się jeszcze "Kościół Mariacki", wystarczy "kościół Mariacki".
Nie przemówiły do mnie specjalnie pomysły na wirtualną turystykę, do tego dodano śmigacze, teleportację... trochę dużo jak na krótki short. Puenta też mnie niestety nie urzekła, za proste to wszystko. Ogólnie niby z grubsza poprawnie, lecz kierowane nie do mnie.

Strażnik
Myślałem, że będzie tragicznie, bo początek naszpikowany był błędami.
Nie potrafił powiedzieć od jak dawna był sam. - powinien być przecinek po "powiedzieć"
Pamięć o własnej przeszłości była, jak pył na wietrze - niepotrzebny przecinek
W Labiryncie czas nie miał znaczenia. Nie sypiał. - autorowi chodzi o to, że Strażnik nie sypiał, ale wychodzi na to, że czas nie sypiał

Później trafiają się jeszcze powtórzenia "więziła", "więziła" i trzykrotne "komnaty". Na szczęście poza wymienionymi zgrzytami nie było dużo niedoróbek.
Brakuje puenty albo jej nie zrozumiałem, niemniej jednak czytało się całkiem ok. Pisz autorze, podreperujesz tym samym warsztat.
 
 
 
khamenei 
Zombie Lenina


Posty: 495
Skąd: Gdynia
Wysłany: 15 Lutego 2010, 13:33   

terebka napisał/a
Błąd logiczny, który nie do końca rozumiem: to jak jest z tym królem, który w środku opowieści nazwany jest młodzieńcem, młodym królem a na końcu staje się niemal czterdziestoletnim, przygarbionym i schorowanym monarchą z zaawansowaną łysiną. To był celowy zabieg? Nie zrozumiałem.

No cóż, nie wiem, czy można bronić czyjeś szorty w tym wątku; proszę mnie szturchnąć, jeśli robię coś nie tak.
Oczywiście, że to celowy zabieg, dlatego też autor(ka) tak to podkreśla. Na początku jako młodzieniec trafia na balu do labiryntu celem uciech cielesnych. Łazi po nim, łazi - motyw fantastyczny, przyspieszenie czasu - wyłazi, a tu rewolucja, gilotyna, postarzały o 20 lat i ciach. Rewelacja haha.

Edit: dobra, czas na drobne podsumowanie.
Przyznaję punkciory następującym szortom, dokładnie w takiej kolejności:
Zabawa
Bajka o potworze podatkowym
Escape it

Wyróżnienia (bez kolejności):
Resnik we mgle
Perła
Strażnik
Ostatnio zmieniony przez khamenei 15 Lutego 2010, 13:38, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 15 Lutego 2010, 13:36   

[odgłos pacnięcia się w goopi łeb]

I wszystko jasne.
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 15 Lutego 2010, 13:37   

terebka, :bravo dzięki za głosy.

khamenei, doszedłeś do końca, teraz nagrody dla najlepszych - głosy prosim.
A szorta możesz bronić, czemu nie. Autorowi/Autorce ciężko by było na dobrą sprawę. :wink:

Edit: A oto i stały się głosy :mrgreen:

Chomik poleca pozycję nr 7 w numeracji ogólnej - któż zostanie siódmym wspaniałym? 8)

Już na dzień dobry na prowadzenie wysuwają się dwa szorciki i idą łeb w łeb :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group