Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Szorty królowej matki

Wybierz 4 królowe
Abrakadabra
4%
 4%  [ 9 ]
Arras
10%
 10%  [ 20 ]
Audiencja
14%
 14%  [ 27 ]
Bajki Babci Anioł
5%
 5%  [ 11 ]
Ballada o zapowiadanym, aczkolwiek nieoczekiwanym końcu świata
4%
 4%  [ 8 ]
Gazela ze stoków gór
2%
 2%  [ 5 ]
Godzina Prefektów
9%
 9%  [ 19 ]
Jej Wysokość czeka...
0%
 0%  [ 1 ]
Królowa Matka
2%
 2%  [ 4 ]
Królowa mojego królestwa
5%
 5%  [ 11 ]
Kwiaty Prawdy
0%
 0%  [ 1 ]
Memento
8%
 8%  [ 17 ]
Opoka
5%
 5%  [ 11 ]
Pożądanie
1%
 1%  [ 2 ]
Samo życie
4%
 4%  [ 8 ]
Stary Testament
1%
 1%  [ 2 ]
Zaraza
4%
 4%  [ 8 ]
Zasłużyć na Koronę
7%
 7%  [ 14 ]
Znikające ogórki
2%
 2%  [ 4 ]
1869
4%
 4%  [ 9 ]
Głosowań: 55
Wszystkich Głosów: 191

Autor Wiadomość
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 30 Kwietnia 2009, 20:29   Szorty królowej matki

W Wasze ręce 20 królewsko-matczynych szortów. Trochę ich dużo, dlatego daję do dyspozycji 4 głosy, i 18 dni na ich oddanie, a co ;)


Abrakadabra
Opowiem ci o niej…
Nazywała nas swoimi dziećmi i wykorzystywała do różnych celów. Chociaż może słowo „wykorzystywała” jest nieco nieadekwatne, w końcu za nasze usługi otrzymywaliśmy porządne wynagrodzenie i szereg przywilejów… Nasza Królowa, nasza matka – osoba niezwykle mądra i roztropna. Służba u niej była czystą przyjemnością.
***
Pytasz, czy byłem potężny?
Tak, tak, przyjacielu, bez dwóch zdań. Zresztą czy jesteś sobie w stanie wyobrazić słabą osobę na pozycji nadwornego maga? Dowodziłem „czyniącymi”, jak nas potocznie nazywano. Wygrałem dla Królowej wiele wojen, pokonałem rzesze wrogów i zgromadziłem dla niej majątek, dzięki któremu mogła kształtować kraj wedle własnego zdania. Byłem niepokonany.
Aż w końcu nadszedł ten dzień, dzień, w którym całe moje życie zmieniło się nie do poznania…
***
Posłuchaj jeszcze chwilę, nie odchodź…
Zostaliśmy wysłani na rekonesans w północne rejony naszego królestwa. Uszu Królowej doszły pogłoski, że tuż za granicą gromadzi się armia kah-trivium, A musisz wiedzieć, że byli to okrutni i potężni magowie, zamieszkujący lodowe fortece. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby zjednoczyli siły przeciwko wspólnemu wrogowi. Do tej pory jedynie toczyli wojny między sobą. Co ich zachęciło do ataku akurat na nasze królestwo, zapytasz? Nie wiem. Nikt nie wiedział. Twierdze kahów były niezdobyte, ochraniały je aury tak potężne, że wszelakie próby ich penetracji zawsze spełzały na niczym.
Jednak pojechaliśmy. Elita „czyniących” wraz ze swoim zwierzchnikiem, pragnącym dopisać kolejną wiktorię do swojej listy.
Nie spodziewaj się, że wyjaśnię ci jak nas pokonali. Zobaczyłem tylko błękitny rozbłysk i znalazłem się tu, pod tym murem, zdany na twoją łaskę...
***
- Oj, stary, starczy… Żul – erudyta! Normalnie leżę… Ale wiesz, mam dobry dzień! Masz tu swoją piątkę i idź po tego jabola… Tylko wstań już stąd, zaraz pały przyjadą i cię spiszą. Zwaliłeś zad koło „Biedronki”, dopierdolą się jak nic. Kapujesz, ziomuś? Dobra, ja spadam, umówiony jestem. Pamiętaj, mykaj po mózgotrzepa i zamelinuj się gdzie indziej! Na razie, mistrzu! Abrakadabra, hehehehe.

Arras
Gdy wszystkim się zdawało, że Przewodnicząca skończyła przemówienie, salę wypełniła burza oklasków. Klakierki z pierwszych rzędów stanęły na baczność i jednostajnym rytmem obijały dłonie o dłonie, dając sygnał pozostałym słuchaczkom do jedynie właściwego zachowania. Mówczyni nie opuściła jednak stanowiska.
- Siostry! Mamy wreszcie przekonujący dowód, że Królowa Matka była założycielką naszego państwa. Zdawało się samcom, że prawda utonęła w mrokach dziejów i powodzi alkoholu otumaniającego nasze zniewolone przodkinie. Samce sądzili, że prawda nie wyjdzie na jaw, że będą pokątnie śmiać się z naszej Rewolucji. Proszę, oto dowód!
Dwóch męskich parobków wniosło przed oblicze Przewodniczącej rozpięty na złotej ramie arras. Przedstawiał rumianą niewiastę ślęczącą przy stole nad jakimś materiałem.
- Oto ponad wszelką wątpliwość sylwetka Królowej Matki. Twarz jest podobna do innych wizerunków utrwalonych przez tradycję. Kto wie, może w chwili uwiecznionej na arrasie Królowa właśnie obmyślała plany Rewolucji?
Aktywistki siedziały w skupieniu z otwartymi ustami, Przewodnicząca kontynuowała:
- Metoda węgla c14 i badanie włókien potwierdzają wiek arrasu. Bez wątpienia pochodzi z czasów, w których żyła Królowa – Matka nas wszystkich. Jak się za chwilę okaże, nie jest ona rzekomym mitem matriarchatu, czego życzyłyby sobie szowinistyczne świnie wiadomej płci. To kobieta z krwi i kości, żyjąca w konkretnym czasie i miejscu.
Znów wybuchły oklaski. Przewodnicząca uciszyła je ze sporymi kłopotami.
- Najważniejszego odkrycia dokonała siostra Brygida z Uniwersytetu Parteno-Genezy. Prosimy do nas!
Siostra - doktor wiodącej uczelni w państwie - wdrapała się na podium, stawiając kilka pewnych, zamaszystych kroków. Była podekscytowana: stanąć u boku Przewodniczącej – bezcenne.
- Drogie siostry! – zaczęła zwyczajnie. – Poddałam arras badaniom w pracowni na uniwersytecie. Wraz z asystentkami postanowiłyśmy przyjrzeć się niciom, z których powstało to wiekopomne dzieło. Wśród nieskończonej liczby kolorowych wzorów, tutaj, w rogu odkryłyśmy interesujący nas podpis. Proszę o powiększenie.
Gdy na monitorze ukazał się wyraźny napis „Królowa matka”, na sali po raz kolejny zawrzało. Siostry zaczęły się ściskać i całować, jedna z klakierek zaintonowała hymn państwowy. Przewodnicząca z satysfakcją obserwowała wijący się u jej stóp tłum. Większość oczu zaszkliła się łzami szczęścia. Oto wiara znalazła swój dowód…
- Chwileczkę! – niespodziewanie odezwał się starczy głos.
- To samiec! Co on tu robi? – zawołał zgorszony chór.
- Witam ambasadora Królestwa Cieni – spokojnie odpowiedziała Przewodnicząca. – Rozumiem, że wobec takiego dowodu, samcze roszczenia zdechną raz na zawsze!
- Pozwól, pani – starzec stanął w skupieniu przed arrasem. Wziął do ręki lupę leżącą wśród przyrządów Brygidy i przyjrzał się odpowiedniemu fragmentowi dzieła. – To tylko arras uwielbienia dla ukochanej kobiety.
- Brednie! – krzyknęła doktor.
- Kiedyś mężczyźni opiewali swoje ukochane w wierszach, obrazach. Jak widać, także w arrasach.
- Nie kompromituj się!
- Czym zajmuje się kobieta przedstawiona na arrasie?
- Ślęczy przy jakimś materiale.
- Otóż, moja droga, źle odczytałyście podpis. W rzeczywistości ta nitka nie należy do tekstu, jest tylko przebarwiona. Bogaty ukochany kazał uwiecznić wybrankę swego serca podczas wykonywanej przez nią pracy. Podpis zatem brzmi: „Królowa ma tka”.

Audiencja
*
Kiedy stoisz na czele teatralnej trupy i regularnie wcielasz się w rolę Juliusza Cezara albo przynajmniej Kleopatry, to starasz się dbać o reputację. Lepiej, żeby nikt nie widział, jak pijany i wymięty opuszczasz dom publiczny na Grass Street.
Tego słonecznego poranka ta sztuka mi się jednak nie udała.
- William Szekspir? – czterech strażników z halabardami wyrosło niemal pod samą bramą burdelu.
-We własnej osobie – odparłem dumnie. Próbowałem się nawet ukłonić, ale spodnie miałem tak obcisłe, a kubrak tak usztywniony, że musiałem ograniczyć się do skromnego pochylenia głowy. - Czyżbyście czekali na mnie, szlachetni panowie?
Zamiast odpowiedzi strażnicy chwycili mnie pod ramiona i nie zważając na moje głośne protesty, poprowadzili do pobliskiej bramy z czerwonej cegły. Znaleźliśmy się na śmierdzącej zgnilizną klatce schodowej. No to ładnie, pomyślałem, jutro zapewne rybacy wyłowią moje zwłoki z Tamizy.
I to teraz, kiedy właśnie zacząłem być modny.
Ale nikt na szczęście nie zamierzał używać sztyletu. Wspięliśmy się na piętro, otworzyły się masywne dębowe drzwi i wepchnięto mnie do na wpół ciemnego pokoju.
*
-Miałam o was dużo lepsze wyobrażenie, panie Szekspir – usłyszałem niski głos. –Nie sądziłam, że tak subtelny poeta może czuć się dobrze w tego rodzaju lokalach.
-Na swoje usprawiedliwienie muszę rzec, że nie przyszedłem tutaj bynajmniej z własnej inicjatywy.
-Zachowaj ostry dowcip dla teatru, rymopisie. Mówię o domu publicznym na Grass Street.
Momentalnie wytrzeźwiałem. Pod wysokim oknem siedziała na krześle sama Królowa Elżbieta. Usztywniona krochmalem kreza otaczała szeroką, pokrytą grubą warstwą pudru twarz władczyni.
-Zbierałem materiały do najnowszej sztuki, Najjaśniejsza Pani – wybąkałem po chwili, odzyskawszy głos.
-Doprawdy? – odparła. – Chodzi niby o tę sztukę, której akcja dzieje się na królewskim dworze?
Bezwiednie cofnąłem się o krok.
-Niezupełnie. Chodzi raczej o wątek poboczny, rozgrywający się w środowisku przestępczym.
Za oknem sprzedawcy zaczęli już wychwalać pasztety i gorące ciasto z marmoladą. Zapragnąłem znaleźć się na ulicy.
-Dość tych kłamstw, panie poeto – huknęła królowa. - W gruncie rzeczy twoje wyuzdane praktyki są tutaj mało ważne. Niepokoi mnie inna sprawa. Doniesiono mi, że w najnowszej sztuce królowa jest mężczyzną przebranym za kobietę. Czy to prawda?
-W istocie, jej rolę odegra niezrównany Richard Jones – z trudem przełknąłem ślinę. - Wasza Wysokość wie przecież, że kobietom nie wolno...
-Nie nadużywaj mojej cierpliwości – jej głos zadudnił już zupełnie po męsku. Zacisnęła upierścienione palce na poręczy krzesła.
-No cóż, szczerze powiedziawszy, rzeczywiście myślałem o wprowadzeniu młodzieńca przebranego za królową – rzekłem cicho. - To ma być komedia.
-A co w tym niby śmiesznego? – zapytała królowa głębokim basem.
-Właściwie nic.
-Więc zapomnij o przebierankach, komediancie za szylinga.
Wstała ciężko z krzesła. Była ode mnie przynajmniej o pół głowy wyższa. No i dużo szersza w barach.
- Aha, jeszcze jedno – dodała niby od niechcenia - masz wykreślić również takie słowa, jak: Syriusz, rasa, inwazja, flotylla i gady. Zrozumiałeś?
Przytaknąłem w milczeniu. O ile dobrze pamiętam, nigdy w swojej twórczości nawet nie wspomniałem o Syriuszu, jednak wolałem nie dyskutować z kimś, kto wygląda jak monstrualna żaba o jarzących się na czerwono oczach.
Olbrzymia szponiasta łapa spoczęła ciężko na moim ramieniu.
-Wróć do tej tragedii o zazdrosnym murzynie – zarechotała królowa. –Ciekawie się zapowiadała.

Bajki Babci Anioł
W malutkim domku na skraju raju mieszkała Babcia Anioł. Z okna kuchni widać było Góry Chmury, z ganku przy dobrej pogodzie dojrzeć można było Drzewo Życia. Dobrze się mieszkało Babci Anioł w opuszczonej wiosce aniołów na granicy światów. Rankiem do ogródka Babci Anioł przychodziły dzieci. Bo musicie wiedzieć, że Babcia Anioł miała setki setek, tysiące tysięcy wnucząt, które nie mogły żyć między niebem i piekłem na ziemi. Ludzie nie pozwolili im się narodzić.
Codziennie rano Babcia Anioł siadała w Fotelu stojącym pod gruszą. Fotel dostała w prezencie od Stwórcy. Fioletowy fotel, pluszowy, miękki, w którym trwała wieczność. W którym Babcia zapominała o całym świecie. Nietrwała była pamięć babci Anioł.
*
Dawno temu przy stwarzaniu świata Stwórca zwołał wszystkie anioły, aby nadać każdemu imię i świadomość jego konsekwencji?
Anioł mógł się nie zgodzić. Każdy miał wolną wolę. Mógł powiedzieć nie, sprzeciwić się, mieć wątpliwości. A Babcia Anioł miała ich sporo. Zanim otrzymała imię, Stwórca opowiedział na czym ma polegać jej wieczne istnienie. Zawahała się na chwilę.
- Panie, Stwórco Wszechświata, który Jesteś zanim Byłeś, który Będziesz, kiedy nikogo i niczego już nie będzie, powiedz mi. Jak mogę żyć w pobliżu istot na granicy bycia i niebycia, znać tego przyczynę i nie czuć gniewu, żalu?
Stwórca zdziwił się przenikliwością tego bezimiennego anioła. Może zastanawiał się nad zmianą jego funkcji i nad innym imieniem dla istoty, która będąc w raju, już poznała intuicją skutki nieposłuszeństwa. Ale Wszechmocny wiedział, że niektóre anioły będą pytać i wątpić. Te powołane do spacerowania w Ciemności Zwątpienia. Wyciągnął otwartą dłoń i rzekł:
- Zabiorę wątpliwości i pytania, dam ci ZAPOMNIENIE. To dar, który pomoże wypełniać twą misję i pozostać wiernym. Lecz w zamian ty oddasz wolną wolę, bym ten jeden raz, na twoje życzenie, mógł ją związać zapomnieniem. Najcenniejszy dar Stwórcy dla stworzenia – to możesz mi oddać.
*
Dzięki temu nigdy nie stanęła w Ciemności Zwątpienia. Trwała wiernie w rajskiej wieczności kłębiącej się nad pełną absurdalnych zdarzeń krainą ludzi. Zaś wspomnienia o nie rozpoczętym losie Nienarodzonych, które niczym kurz ugrzęzły w miękkim obiciu Fioletowego Fotela Bóg będzie czytał głosem straszliwym na końcu Czasów.
Ze wspomnień Fioletowego Fotela
Poczułam ukłucie. Coś zimnego przy mojej nodze. Starałam się od tego odsunąć. Przez skórę mamy czułam zimny nacisk, i to światło. Nie mogłam uciec. Złapali mnie i wyciągnęli. Krzyczałam, że za wcześnie, że jeszcze nie umiem żyć poza mamą. Broniłam się, ale oni są więksi. Mądrzejsi ode mnie. Wiedzą jak wydostać mnie z bezpiecznego królestwa. Trzeba pokroić ciało nienarodzonego, żeby nie rozcinać brzucha mamy.
Dlaczego mnie wyciągacie tak wcześnie? Muszę jeszcze kilka miesięcy być z mamą? Nie mogę oddychać. Nie mam już nóg i rąk. Nie mogę się bronić. Mój krzyk jest niemy, jakby ktoś mnie wyłączył. Potem zabrali moje ciepłe, pachnące mamą mieszkanie. Nie wiem, gdzie mnie włożyli. Nie pamiętam. Moje serce… Przecież już mam serce. To znaczy miałam. Babciu Anioł, dlaczego oni mnie tak szybko chcieli urodzić? Nie wiedzieli, że …?

*
Babcia Anioł odpoczywa w Fioletowym Fotelu. U jej stóp przekomarzają się dzieci. Są piękne, spokojne, szczęśliwe. Rozglądają się. Jakby czekały. Na kogo one czekają? Babcia Anioł nie może sobie przypomnieć, o czym rozmawiała ze Stwórcą jeszcze wczoraj. O przeklętej królowej? Na kogo one czekają? Może na Niego? Kogoś miał przyprowadzić. Ale kogo?

Ballada o zapowiadanym, aczkolwiek nieoczekiwanym końcu świata

Prawie cały świat zalała woda. Początkowo nic nie zapowiadało, że tak to się skończy, przecież był to tylko zwykły deszcz. Jednak czas, a przede wszystkim częstotliwość opadów, zmieniły wszystko.

Zebrali się w kapliczce, na szczycie najwyższej góry w okolicy. Osiemnaście osób. Każdy przyniósł ze sobą tyle ile potrafił udźwignąć. Jedzenie, picie, koce, ubrania. Niektórzy zabrali ze sobą cuda techniki, aby próbować połączyć się ze światem. Ale świata już nie było, lub nie można się było z nim połączyć.

Kiedy woda zaczęła przelewać się przez próg kaplicy, wszyscy przebywali w środku. Mężczyźni siedzieli w ostatniej ławce. Zmęczeni, brudni, zniechęceni. W ciszy dopijali ostatnią wódkę. Niedawno przestali złorzeczyć i przeklinać. Teraz było im już wszystko jedno. Kobiety miarowo mamrotały różaniec przed ołtarzem. Uznały, że dającą ukojenie modlitwą chcą zakończyć życie.

Gwałtowny podmuch wiatru otworzył okno i wszyscy odruchowo spojrzeli w tamtą stronę. Pośrodku kaplicy stanęła świetlista postać i powiedziała:
- Bóg postanowił zniszczyć Ziemię. Spróbuję was jednak uratować. Rozpoczniecie nowe życie na innej planecie. Będę się wami opiekować. Zostanę waszą Królową Matką. Chodźcie ze mną!
Postać uniosła się w powietrzu i wyciągnęła rękę. Otoczyła ich mgła i poczuli, że oni także unoszą się w powietrzu…

Królowa Matka odetchnęła z ulgą. Udało się. Ludzkość nie zginęła. Tysiąc osób zostało przeniesionych na odległą planetę. Właśnie zagospodarowują się na wyznaczonym terenie. Uśmiechnęła się zadowolona z siebie. Zdjęła poświatę, ubranie, ciało i położyła obok stojącej w kącie kosy. Nie straciła pracy. Nie straciła sensu istnienia. Teraz, kiedy jest ich niewielu, trochę odpocznie, ale za kilkaset lat będzie mogła wrócić do pracy na pełny etat. Znów rozpocznie wielkie żniwa.

Gazela ze stoków gór
– Kakirini, kochaneczko... daj wody starej Kwagnum... – skrzypi głos haremowej posługaczki. Napuchnięte nogi z trudem niosą obrzmiałe ciało. Kobieta siada ciężko na ławie.

– Wielkie szczęście cię spotkało, Kakirini, gazelo ze stoków gór Taraszkaru, ozdobo cesarskiego haremu, rozkoszy boskiego Imperatora. Szczęście i honor, nieprawdaż. Nosisz w łonie pierworodnego syna Najjaśniejszego Pana. Tak, tak, wróż ci to powiedział przed godziną, a ja wiem już teraz. Kiedy cię tu przywieźli, wystraszoną jak schwytana kozica, nawet ci się nie śniło, że tak wysoko zajdziesz... Za ten kubek wody, coś mi dała, kochaneczko, nauczę cię chodzić po tak niebotycznych wyżynach! – stara milknie na chwilę, łapiąc powietrze.

– Uważaj na każdy krok. Bądź słodka i miła dla innych kobiet w haremie, lecz nie ufaj żadnej. Spodziewaj się podstępu zawsze i wszędzie. Bądź i ty gotowa oczernić, oszpecić lub otruć rywalkę, gdy wejdzie ci w drogę. Kiedy już urodzisz syna, pilnuj go dniem i nocą. Najstarszy chłopczyk w haremie jest następcą tronu. Będzie przyciągać nienawistne myśli, kochaneczko. Będzie żyć w cieniu śmierci. Zaś kiedy zasiądzie na tronie, niczemu się nie dziw. Władca nie może mieć konkurentów do tronu. Ani dużych, ani całkiem małych. Rozumiesz o czym mówię? A jego matka, kochaneczko, nie może mieć serca.

Kwagnum, obmierzła starucho, jakże dokładnie spełniły się twoje słowa. Byłam uczennicą pojętną i pełną inwencji. Rywalce można napuścić do łóżka pająków karakszi, od ukąszeń których tworzą się ropiejące rany. Albo wkropić nieco olejku z nasion purpurowej harpirii do kąpieli, której zażywa przed udaniem się do łożnicy Najjaśniejszego Pana. Imperator z dawien dawna ma wstręt do rzygających dziewek. Zaś co do dzieci rywalek, czy to trudno okaleczyć dziecko na ciele lub umyśle?

Nadszedł wreszcie dzień, gdy młody Pajszygan objął tron ojca, i ujrzałam otchłań w jego oczach. Pajszygan, dziecię moje, synek najstarszy. W ciągu dwóch strasznych dni straciłam młodszego Badibana, małego Jakimiana i śliczną Parwini. Z całego haremu dobiegał lament po dzieciach utopionych w kąpieli, ukąszonych przez skorpiony, uduszonych czy otrutych. Z piątki dzieci został mi trzymiesięczny Radagan. Pajszygan... on nie był już moim synem. Czyż mogłam nazywać się królową matką?

Przeżyłaś kiedyś to samo piekło, wścibska, zgorzkniała Kwagnum. Lecz ja miałam więcej odwagi. Uciekłam z malutkim Radaganem. Nocą, w przerażeniu, przebrana w łachmany. Na poniewierkę. Kosztowności starczyło na tydzień wędrówki. Potem było żebranie na ulicach, złodziejstwo, zamtuz i ucieczka z niego z wędrownym łotrzykiem. Zacny człowiek, silny, honorowy... nieźle w końcu było... tu osiedliśmy, w Dolinie Kadongor, tu się urządziliśmy... i to jak!...

– Pani Kakirini! – wrzask młodego Barnaki wyrywa starszą damę z drzemki. – Wielki wódz Radagan pozdrawia z przełęczy i przysyła łupy!

Kakirini odgarnia siwe włosy, rzuca chłopakowi monetę i podchodzi do okna. Z zameczku zbójeckich władyków Doliny Kadongor rozciąga się pyszny widok na dwa górskie łańcuchy, porośnięte gęstym lasem. Powyżej – niedosiężne wapienne skały o dziwacznych kształtach, a nad nimi bezkresne niebo. Powietrze pachnie świerkiem, macierzanką i skoszonym sianem. Zapach wolności. Na podwórzu słudzy wyładowują skrzynie z trzech wozów zaprzężonych w muły.

– Myliłaś się, Kwagnum. To tu mnie spotkało szczęście. Nigdy bym nie wróciła. Ja, królowa matka tej zapadłej dziury.

Godzina Prefektów
Stara królowa bardzo lubiła Godzinę Prefektów. Był to czas, gdy zasiadała na marmurowym tronie w Sali Wizyt i z podestu spoglądał na swych gości, przedstawicieli egzotycznych prowincji. Ci przychodzili, by oddać jej hołd, a ona, odziana w galową suknię, olśniewała ich swym dostojeństwem i mocą majestatu. Wtedy najpełniej czuła zasięg swej władzy.
Ten dzień nie był wyjątkiem. Królowa zasiadła na stałym miejscu, drzwi sali otworzyły się i do środka wparadował pierwszy prefekt. Był to Drenon Von Myr, przedstawiciel nadmorskiej Paronii. Miał hebanową skórę i nosił pozłacaną, sięgającą kostek szatę.
Mężczyzna podszedł do podnóża tronu.
- Witaj, Łaskawa Pani! - rzekł, kłaniając się w pas.
- Witaj, cny Drenonie - z wdziękiem odparła królowa. - Cóż słychać w twych rodzinnych stronach?
- Susza, Łaskawa Pani. Rolnicy obawiają się o plony.
- Smutne to wieści. Przekaż mieszkańcom swej prowincji moje błogosławieństwo i nadzieję, iż zbawienny deszcz wkrótce zawita w ich strony.
- Dziękuję, Łaskawa Pani.
Wymiana uprzejmości i zdawkowych uwag trwała jeszcze prze chwilę, po czym prefekt wyszedł, a jego miejsce zajął kolejny.
Ten był niski, miał żółtą cerę i ogromne, sumiaste wąsy. Nosił przedziwny, zamszowy strój z mnóstwem zbędnych frędzli. Przybysz obdarzył królową efektownym ukłonem.
- Witaj, Sueh Mingu.
- Witaj, Łaskawa Pani.
Rozmowa kręciła się wokół konfliktu, w którą uwikłana była prowincja Rang, ojczyzna Sueh Minga. Królowa obiecała walczącym militarne oraz duchowe wsparcie.
Kilka chwil później miejsce Rangczyka zajął kolejny mężczyzna.
I tak to szło. Przez salę przewijał się barwny pochód odwiedzających, dużych i małych, dumnych i skromnych. Stara królowa witała wszystkich z dostojną dobrocią. A gdy godzina dobiegła końca, wrota zawarto, a kobieta udała się na zasłużony odpoczynek.
***
W odległej części pałacu, przy długim, drewnianym stole, biesiadowało kilkunastu mężczyzn. Gwar, śmiechy i brzęk sztućców niosły się po kamiennych ścianach.
- Widział ktoś Sarega? - spytał ktoś znad kufla z piwem.
- Siedzi w garderobie - poinformował wysoki, czarnoskóry mężczyzna. - Nie może odkleić wąsów.
Kilka osób zarechotało.
- Znów będzie narzekał, że nie chce być Sueh Mingiem.
- Jakby co, mogę się z nim zamienić.
- Oszalałeś? Nie jesteście podobni.
- A co to za różnica? - mruknął ktoś zza talerza zupy. - Królowa i tak się nie połapie, już nie te lata. Myślisz, że pamięta cokolwiek z poprzedniej Godziny Prefektów?
- Ciekaw jestem, jak długo mamy jeszcze odstawiać tę szopkę - westchnął czarnoskóry.
- Nie marudź. Kobieta ma wierzyć, że ciągle jest u władzy, takie było życzenie jej synów. A że od dawna tkwi tu zamknięta, to już nie nasz problem.
- A tak przy okazji - jakiś otyły jegomość zwrócił się do czarnoskórego. - Zwędziłeś mi tekst o suszy!
- Daj spokój. Trzeba było gadać o powodzi.
- Gadałem, ale widziałeś kiedyś powódź w Terlistanie?
- Dobra, następnym razem bierz suszę. Ja rezerwuję trzęsienie ziemi.
- Już zaklepane! - krzyknął ktoś z końca stołu.
Wtem drzwi stołówki rozwarły się i do środka wpadł mężczyzna, udający Sueh Minga. Był czerwony z wściekłości, a obiema rękami ciągnął się za wąsy.
- Pomocy! - ryknął. - Niech ktoś mi je oderwie!
Wszyscy prefekci wybuchnęli gromkim śmiechem.
***
Królowa odsunęła się od wizjera ukrytego w ścianie jadalni i uśmiechnęła pod nosem. Lubiła tych pociesznych, niczego nieświadomych, aktorów. Lubiła to małe oszustwo – namiastkę władzy, którą utraciła.
Ale nade wszystko lubiła Godzinę Prefektów.

Jej Wysokość czeka...
Czekam. Nie wiem od kiedy, nie wiem już jak długo. Istnieję w trwaniu, oczekiwanie jest drogą do celu. Zastanawiam się nad sensem takiego działania, a raczej jego braku.
*
Sen o matce zamienił się w przesłanie. Zet wyraźnie usłyszał pieśń przywołania.
*
Odczułam zmianę. Jak gdyby moje czekanie zaczęło nabierać sensu i miało się zbliżać do końca. Tak, już jestem pewna. On wyruszył. Odczuwam nieznane dotąd emocje. Króluje ciekawość, jaki będzie? Wiem, że się zbliża. Czuję to.
*
- Malik, kontrakt mi się skończył i muszę odejść. Oddaj mi mój zarobek.
- Hej Zet opuszczasz nas? – Kapitan najemników wyglądał na zawiedzionego
- Muszę. Wiesz jakie mam sny. Ona nie daje mi wyboru. Wzywa coraz mocniej, już nie mogę się oprzeć. – Zet poprawił pas, mieszek schował.
- Obyśmy się nie spotkali na polu bitwy po przeciwnych stronach. Szkoda by było. – To było całe pożegnanie.
*
Obudził mnie jego strach! Znalazł się w niebezpieczeństwie! Czy zdoła dotrzeć? Czy pokona wszystkie przeszkody?
Ulga. Satysfakcja z wygranej. Jego emocje zdominowały moje odczucia.
*
Zet stał nad ciałami bandytów. Z premedytacją pokazał w tamtej karczmie, że miał złoto. Napięcie, które od dłuższego czasu mu ciążyło, pod wpływem strachu, adrenaliny i radości zwycięstwa z niego zeszło.
- Idę do Ciebie moja królowo – wyszeptał i poczuł falę ulgi i ciepła. Był coraz bliżej.
*
Jego zapewnienie, że przybędzie napełniło mnie radością. Kres oczekiwania był tuż. Razem damy początek czemuś nowemu. Kim dla mnie będzie?
*
Spotkanie wyglądało jak jedno z wielu- kawiarniany stolik, znudzona kelnerka podająca kawę. Oni, zapatrzeni w siebie, jak gdyby nieobecni. Istnienie wszechświata właśnie w tym miało swój sens- w tym spotkaniu, które dawało początek...

Królowa Matka
Niech mnie diabli- znów twój duch. Na stole kwiaty gubią już płatki, a drugie skrzydło pałacu zieje pustką. Już nawet służba się tam nie zapuszcza, a mnie co pozostało? Spleśniałe diamenty i rdza. Niegdyś twierdziłeś, że brak ci nostalgii tamtych lat. Czasy wojny wiele tracą, nie tylko ludzi. Moje życie można by zamknąć w szklanej kuli. Te kilka lat gdy Edward był mały. Później już nas nie było.
Dwadzieścia pięć lat odkąd obudziłam się drżąc, dwadzieścia pięć lat od tego strasznego snu. Widziałam jak świat drżał w posadach, nic już nie było takie same. Chciałam biec, ale moje stopy zamarzły, chciałam krzyczeć ale nie było już dźwięków. W moje głowie głosy „Dziewczyno powinnaś wiedzieć lepiej”. Dawno temu, daleko stąd. Próbowałeś mnie ratować, ale czy można uratować kokoś przed nim samym. Tyle lat i straconych marzeń, topionych w studni życzeń. Nasz syn stworzony ma marne. Po cóż mi była ta wiedza?
Służba uciekła lub leży martwa w korytarzach. Słyszę już kroki i szczęk oręża. Edward poległ gdzieś pod murami miasta- sam. Nie mogłam być przy nim. Nie dano mi szansy osłonięcia go przed wrogim ciosem, nie mogłam utulić do snu mojego jedynego dziecka. Powiedziałeś, że to nie śmierć. Oddać życie za to w co się wierzy, to brama do nieśmiertelności. Zawsze byłeś dobry w dobieraniu słów. Oddałeś ducha z pieśnią na ustach broniąc pałacu. A teraz patrzysz na mnie bez wstydu. Znów twój duch, by mnie nękać nawet po śmierci. Widzisz moje dłonie? Ja już nie żyję. Czekam tylko na spoconych, podnieconych rzezią mężczyzn by zbrukali też ciało. Królowa? Czy zrobi im to jakąkolwiek różnicę? Tyle lat czekania na przepowiedziany koniec rodu. Dlaczego się uśmiechasz? Gdzie jest mój syn? Gdzie moje dziecko?
Mów duchu!
Odgłosy walki dochodzą już z korytarza. Poczekaj Mężu. Zaraz do ciebie dołączę. Tylko wstanę, poprawie suknię, włosy- niech Śmierć powita Królową, i odda mi mojego syna. Martwe klejnoty ciążą mi na szyi, ale uśmiecham się- diamenty i rdza tyle po mnie pozostanie.
Przez drzwi wpada piekło. Uzbrojony wróg depczący po moich obrońcach. Odwracam się i czekam- królestwo płonie, tak jak i jego Królowa, a cuchnące oddechy i wyzwiska czają się już za moimi plecami. Dywany stłumiły mój upadek.
Niech mnie diabli, to nie twój duch.
-Kim jesteś?- niemo pytam postać która tuli mnie do serca. Jej długie włosy spływają na twarz, i już po chwili wiem.
Zamykam oczy, gdy Królowa Matka głaszcze mnie po głowie.
Wracam do jej łona.

Królowa mojego królestwa
Chłopiec klęczał na leśnej drodze. Wpatrywał się w czarne mrówki uwijające się między kamykami.
Po chwili wyjął z kieszeni dużą, oprawioną w czarny plastik lupę.
- Przestań! To obrzydliwe! - Mała dziewczynka złapała rękę brata.
- Spadaj – wysyczał chłopiec wyszarpując się z chwytu i odpychając siostrę na drogę.
Słychać...
***
... dziki wrzask!
- Szybciej osły! Spóźnimy się! - Potężna kobieta w lektyce krzyczy poganiając tragarzy.
Drewniana konstrukcja chwieje się i trzeszczy, mężczyźni biegną lawirując między drzewami, łamiąc gałęzie i płosząc zające. Zdezorientowane szaraki wysypują się dziesiątkami z lasu i niczym bura fala rozbijają się na plaży.
- Stać! - Lektyka staje w miejscu, wygina się na bok, jeden z niosących próbuje podtrzymać pojazd, lecz bezskutecznie. Całość wali się grzebiąc pod karmazynowym baldachimem tragarzy, pasażerkę i kilka zagubionych zajęcy.
- Pomóż Aniu! - krzyk uwięzionej wyrywa dziecko z osłupienia. Dziewczynka podbiega bliżej, chwyta materiał i jednym szarpnięciem uwalnia całą gromadę.
Wiatr porywa baldachim, który rozkłada krwistoczerwone skrzydła i majestatycznie wzbija się ku Słońcu.
- Gamonie! - pomstuje kobieta wstając i poprawiając atłasową suknię koloru morskiej zieleni - Nawet lektyki nie potrafią równo... - przerywa, odwraca się, patrzy na dziewczynkę. - Kochanie, Aniu – mówi – Nie poznajesz mnie?
- Babcia Marysia? - szepcze Ania.
- Córciu moja – mówi babcia i przytula dziewczynę. - Jak się cieszę, że jestem o czasie.
Ania obejmuje babcię i pyta:
- Co ty tu robisz?
- Tutaj? Jestem królową!
- Królową?
- Tak córciu, twoją królową twojego królestwa.
- Mojego król... - Ania nie kończy, wpatruje się w stary dom. Pomarańczowe ściany, zielony płot i złośliwy baran łypiący na nią spode łba.
- Pomyślałaś o mnie, prawda? - Babcia-królowa uśmiecha się szeroko.
- Tak – mówi Ania chowając się za babcią. Baran nie spuszcza jej z oka.
- Na nas już czas, kochanie. - Babcia gładzi Anię po głowie. - Czekają na nas.
- Kto czeka?
- Dowiesz się na miejscu.
- A mama? Tata?
- Dołączą do nas później, skarbie.
- Dobrze – mówi dziewczynka spoglądając na ciemne okna mieszkania na trzecim piętrze.- Chodźmy!
Ruszają zostawiając zające, lektykę, oszołomionych tragarzy, brata i motocyklistę stojącego z kaskiem w dłoni i twarzą białą niczym sama śmierć.

Kwiaty Prawdy
„A oto Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. A jest brzemienna. I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia.” Apokalipsa Św. Jana
Kobieta leżała na dywanie traw porośniętych Kwiatami Prawdy. Ich zapach wprawiał w trans, którego poszukiwała od dawna. Kapłani w milczeniu czekali na skraju polany obserwując jak rodzi się Królowa Matka. Kobieta oddychała coraz szybciej. Nikt nie towarzyszył Królowej. Takie prawo – myślała, ale czekała aż przyjdzie ktoś bliższy niż… Trawa otulała uda rodzącej, kwiaty odurzały intensywnie. Ból zastąpiony został emocjami. Głębokie wzruszenie i ekstaza, obok nich rozdzierająca rozpacz objawiająca pod półprzymkniętymi powiekami prawdę o tym, co nadchodzi. Narodzony miał ją zmienić. Nieodwracalnie. Musiała to przerwać.
Kapłani w milczeniu czekali. Jeden z nich wiedział, że tym razem Królowa Matka się nie narodzi. Postarał się i przygotował ją na to. Czekał teraz na efekty, na reakcję współbraci Wielkiej Idei. Tyle słów i żadnych decyzji, żadnego eksperymentu: bo ludzka godność, bo szacunek do narodzonych, bo wola kobiet, no i tradycja, stary bełkot starych ludzi… Teraz miało się wydarzyć nowe. Teraz…
Kwiaty Prawdy roztaczały woń intensywniej niż zwykle. Kapłani po raz pierwszy poczuli ich zapach. Zaniepokoiło to Głównego Ceremoniarza. Nie zdarzyło się to wcześniej. Zapach ten odczuwały tylko Królowe Matki, które miały się narodzić. Wśród mężczyzn zapanowało poruszenie. Porozumiewawcze spojrzenia i ukradkowe gesty przemieniły się w brzęczące szeptem dialogi, pełne narastającego lęku.
Kobieta wydała okrzyk. Sygnał rozpoczęcia Narodzenia. Tak wszyscy myśleli. Wszyscy, oprócz niego. Powoli ominął współbraci. Nikt nie zdążył zareagować, kiedy wszedł na świętą polanę depcząc Kwiaty Prawdy. Główny Ceremoniarz krzyknął. Głosem przerażenia, pozbawionym mocy, która mogłaby zapobiec tragedii.
Wszedł prosto w zapach, który go pochłonął. Szedł dalej ignorując wszystko, co nie było zapachem. Czuł głębokie wzruszenie, ekstazę i objawienie prawdy, o tym nowym, co nadchodzi.
Kobieta zaczęła krzyczeć. W powiększającej się kałuży krwi trawa zmieniała kolor. Intensywny zapach był jak zew ciągnący ich dwoje tam gdzie nie ma już odwrotu. Dotknął jej brzemiennego brzucha. Rozległ się wrzask, jakiego żaden z kapłanów Nowej Idei dotąd nie usłyszał. Mężczyzna trwał związany z tą, która miała narodzić się Królową Matką, którą przekonał, aby odrzuciła brzemię Narodzonego. W imię Nowej Idei.
Kwiaty Prawdy utraciły srebrzystą biel. Błyszczały szkarłatem. Jak krew. Zebrani wokół polany kapłani patrzyli w milczeniu, sparaliżowani. Najśmielsza z teorii jaką dyskutowano na forum świątyni, właśnie zastąpiła Prawdę.
Mężczyzna wstał. Podniósł Kobietę, która wsparta na jego ramieniu beznamiętnie patrzyła na Nienarodzonego. Leżał nieruchomo obok szkarłatnych kwiatów.
- Oto Nowa Niewiasta obleczona w Szkarłat. A pod stopami jej owoce Prawdy! Oto kres Królowej Matki!
Okrzyk Mężczyzny odbił się od ściany milczenia świętych mężów. Główny Ceremoniarz zbladł. Do dziś w legendach wspomina się: „Biel Kwiatów Prawdy ukryła się w sercu tego, który przewodził pierwszej ceremonii narodzenia Nowej Kobiety. Od tego dnia nie widziano go w zakonie.”
Szkarłat Nowych Kwiatów Prawdy odmienił strażników Życia. I Nowe Niewiasty. Śnieżnobiała została tylko twarz Głównego Ceremoniarza wspólnoty Nowej Idei. Idei, która zastąpiła Prawdę: „A oto Nowa Niewiasta obleczona w Szkarłat, Pod stopami jej … Nienarodzeni.”

Memento
Była kobietą niezwykłą, fascynującą i tajemniczą. Jedną z tych, które pragnie się posiąść w namiętnych snach, ożywianych wstydliwymi fantazjami. Po przebudzeniu wspomnienie o niej bezpiecznie ukrywa na dnie serca, modląc się do Boga, by kolejnej nocy zmierzch zapadł wcześniej, a słońce z nieznacznym ociągnięciem wstąpiło na nieboskłon. Na ogół pojawiała się niespodziewanie, krocząc dostojnie wśród cichego szumu liści, wśród wolno płynących kropel deszczu. Ludzie spotykali ją czasem na wzgórzach za miastem, gdzie bujna trawa uhaftowana stokrotkami przynosiła ukojenie tym, którym dane było odpocząć. Padali do jej stóp wszyscy. Nazywano ją kochanicą królów i pocieszycielką biednych. Uwodziła uśmiechem karminowych ust, naznaczała miękkim dotykiem długich, białych palców błądzących pieszczotliwie po ciele. Sposób, w jaki patrzyła elektryzował. Zatapiali się w czarnych, jak węgiel oczach, przyciągani hipnotyzującą głębią. Jej głos, delikatny niczym westchnienie młodej kochanki, niósł ze sobą słodką obietnicę, pożądanie, któremu nie potrafili się oprzeć. Witała w progach swego domu, z szeroko otwartymi ramionami, wszystkich pielgrzymów, którzy po długiej wędrówce dotarli do upragnionej Mekki. Była królową. Matką ich wszystkich. Śmierć nie opuszcza swoich dzieci. Nigdy.

Opoka
Królowa zjadła śniadanie i natychmiast przeszła do gabinetu, aby zająć się sprawami państwa. Wzięła do ręki raport dotyczący funkcjonowania służby zdrowia, zamknęła oczy i pomyślała formułę zjednoczenia. W tym momencie odczuła potrzeby wszystkich poddanych. Zrozumiała wszelkie ich problemy, opoka bowiem, z którą połączyła się dzięki formule, pobudziła jej zdolności umysłowe.

Oczami wyobraźni zobaczyła, że działania lokalnych urzędników mogą w ciągu dwóch lat spowodować pojawienie się długich kolejek do lekarzy. Wiedziała jednak, jak sobie z tym poradzić. Wezwała sekretarza i podyktowała mu dekret o funkcjonowaniu służby zdrowia. Dobra, tę kwestię mamy załatwioną do czasu pojawienia się kolejnych oznak kryzysu. Następnie zajęła się sprawą tego nowego wynalazku, zwanego Internetem. No tak – pomyślała – należy zawczasu ustanowić prawa, które zapobiegną rozpowszechnieniu się piractwa. Gdy skończyła dyktować dekret, satysfakcjonujący zarówno właścicieli praw autorskich, jak i zwykłych internautów, zajęła się jeszcze kilkoma innymi sprawami.

Zegar wybił dwunastą. Czas na spotkanie z córką. W końcu lat nie ubywa, trzeba przygotować księżniczkę do przejęcia władzy.

– Zastanawiałaś się pewnie – powiedziała, gdy skończyły pić herbatę – dzięki czemu przywódcy narodów podejmują zawsze trafne decyzje i są w stanie rozwiązać wszelkie ludzkie problemy.

– Ależ to oczywiste! Na lekcjach z panią de Buffon dowiedziałam się o przedmiotach, prawach lub zjawiskach zwanych opokami władzy. Wystarczy znać tyko specjalną formułę, pozwalającą połączyć się z nimi, aby podejmować zawsze pożyteczne decyzje. Formuły te przechowywane są wśród najlepszych rodzin i nie przekazuje się ich profanom.

– To prawda – odparła królowa. – Zapewne wiesz także, iż opoki mogą być najrozmaitsze, byle tylko występowały powszechnie w danym kraju oraz udało się znaleźć pasujące do nich formuły. Kiedyś sprawa była prosta. Starożytni królowie szukali oparcia w przejawach natury: w bogach słońca, dojrzewania zbóż i deszczu. I radzili sobie doskonale!

– Czemu więc wszystko tak się skomplikowało?

– Cóż, moda, moje dziecko, pęd do zmian. Uczeni szukali nowych formuł i zawsze znalazł się ktoś, kto zechciał je wypróbować. Stąd dzisiejsza różnorodność. Na przykład opokę króla Francji stanowi Wiara, a jego formułą zjednoczenia jest specjalna modlitwa podarowana mu przez papieża. Przywódcy Związku Radzieckiego sprawują władzę dzięki łączności z dialektycznymi prawami rozwoju społecznego, natomiast podstawą sukcesów prezydentów Stanów Zjednoczonych jest ich więź z amerykańskimi ideałami.

– Przypomniałam sobie zeszłoroczną wizytę u wujka Leonida – powiedziała księżniczka. – Pewnego dnia wybraliśmy się incognito z kuzynem Siergiejem do podmoskiewskiego kołchozu. Było cudownie! Tamtejsi kołchoźnicy żyją jak w raju, pośród sadów owocowych i łanów zbóż. Radzieccy przywódcy wcale nie gorzej od nas potrafią rozwiązywać problemy zwykłych ludzi.

– Zgoda. Opoką władzy może być cokolwiek. I już najwyższy czas, aby w tej kwestii cię uświadomić. – Królowa wyjęła z przeszklonej szafy niewielką szkatułkę. Była ona pozłacana, wyłożona szlachetnymi kamieniami, a jej wieczko pokrywały srebrne litery tworzące łaciński napis caprae.

– Twój pradziadek był władcą o wielkim poczuciu humoru i skłonności do eksperymentów. To właśnie dzięki niemu od blisko dziewięćdziesięciu już lat opoką naszej władzy jest łączność z – excuse moi – kozim *beep*.

Pożądanie
Tuliłem ją do piersi, dysząc ciężko. Nerwowo obejrzałem do tyłu. Z oddali dobiegło mnie wycie psów – pogoń zbliżała się powoli, lecz nieubłaganie. Strach jak głodny potwór zacisnął zęby na wnętrznościach. Nie bałem się, że mnie dopadną. Może powinienem – jeśli pościg mnie dogoni, skończę na ołtarzu jako ofiara, by przebłagać gniew Bogini.
Nie, bałem się, że mi ją odbiorą, teraz, gdy jest w końcu moja. Tylko moja!
Ostrożnie rozchyliłem dłonie, by móc na nią spojrzeć. Mój skarb. Moja Królowa. Jej zimny blask ukoił strach, zastąpił go pewnością, że to, co robię, jest słuszne. Bo ona może należeć tylko do mnie. Nikt inny nie jest jej godzien. Tylko ja potrafię szczerze kochać jej błękitny blask, doskonale uwielbić tęczową grę świateł.
Zwą ją Królową Matką, gdyż jest najczystsza i najpiękniejsza ze wszystkich, które zostały umieszczone na ołtarzach Bogini. Tak, imię miała trafne – jest prawdziwą Królową, choć głęboką niechęć budziło we mnie przyrównywanie jej do innych. Jakby mogły się równać z jej skończoną perfekcją!
Od kiedy ją ujrzałem, wiedziałem, że musi być moja. To było jak przeznaczenie. Jeśli pożądanie można nazwać opętaniem przez demony, to tak – jestem opętany. Opętany jej pięknem.
Nie mogłem znieść widoku tłumu wyznawców, przelewającego się przez świątynię; ich tępego wzroku, którym skażali jej piękno, obojętności, z jaką przyjmowali jej doskonałość jak coś oczywistego. Jakby się im należała.
Przychodziłem codziennie ją podziwiać. Mogłem wpatrywać się w ołtarz godzinami, a z każdą chwilą żądza posiadania jej na własność rosła, potężniała. Nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Jej tęczowy blask, chłodna idealność, odebrały mi zdolność myślenia, czucia czegokolwiek innego niż pragnienie, by była tylko moja. Jej widok stał się dla mnie bardziej niezbędny niż powietrze, którym oddychałem.
Żyłem tylko nią.
Królowa Matka stała się Królową mojej duszy.
Tygodniami wypatrywałem sposobu, by się do niej zbliżyć. O ironio, kapłani uznali mnie za niezwykle religijnego, bo potrafiłem wiele godzin czuwać przy ołtarzu w nabożnym skupieniu. A ja czekałem na okazję, odrzucając kolejne, coraz bardziej fantastyczne sposoby, by ją zdobyć. Ale nie tylko to nie pozwalało mi odejść. Do żądzy posiadania dołączyła dzika zazdrość o każde spojrzenie, jakim ją obdarzano. Do szaleństwa doprowadzał mnie widok dłoni kapłana, które jej dotykały, gładziły, brutalnie wymuszały, by obnażała swe piękno przed motłochem, nie potrafiącym docenić cudu, jaki ich dotknął.
W końcu zdarzył się cud. A może moje pragnienia wezwały demona, by mi pomógł? Tak, bym do końca zatracił się w pożądaniu, popełnił najgorsze możliwe bluźnierstwo – wykradł ją. Być może wydałem na zatracenie swą duszę – o ile coś z niej jeszcze ocalało, nie pożarte jej nieodpartym pięknem. Nieważne. Nie żałuję. Przecież w końcu jej dotykam, tulę do piersi, sycę się blaskiem, chłodem i ciężarem w moich dłoniach. A że świątynia płonie, grzebiąc pod swymi gruzami wyznawców? Mieli pecha. Stanęli na drodze mojemu pragnieniu – ich życia są niewielką ceną za możliwość posiadania jej na własność.
Jest moja. Tylko moja!
I jej nie oddam. Pogoń zbliża się, słyszę ją - dyszącego żądzą zemsty potwora. Uczucie, jakim są przepełnieni, pragnienie zasłaniające wszystko inne – jak ja ich rozumiem. Jak dobrze to znam. Ale nie doczekają się spełnienia. Klif jest coraz bliżej. Nie zdążą.
Jeśli ceną za posiadanie jej jest moja śmierć, to płacę ją z rozkoszą. Spoczniemy we wspólnym grobie na dnie morza.
Razem – na wieczność.

Samo życie
Drobna kobieta siedzi na wiązce słomy, nerwowo skubiąc skraj szaty. Przez całe życie przyzwyczajona do wygód, kuli się w kącie celi ze strachu i przejmującego zimna bijącego od kamiennej podłogi. Jedyne źródło światła stanowił judasz, odsłaniany od czasu do czasu przez strażnika pilnującego drzwi. Zaglądającego zresztą coraz rzadziej, krzyki uwięzionej przestały robić na nim wrażenie. W swoim prostym umyśle nie jest w stanie pojąć jak można się bać pająków czy szczurów przemykających w pobliżu. Normalna rzecz w wielu domach. Na kolejny okrzyk przerażenia wzrusza więc już tylko ramionami i cedzi pod nosem przekleństwo w kierunku uwięzionej, która nie pozwala mu na odrobinę drzemki.
A królowa po raz kolejny z wrzaskiem stara się strącić ze swej stopy stworzenie, które już od jakiegoś czasu bezskutecznie próbuje wspiąć się na jej nogę. Wychowywana na przyszłą żonę królów, nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji. Zawsze otoczona służbą, zawsze ubrana w piękne szaty i z damę do towarzystwa u boku. Teraz zaś jedynymi towarzyszami są zwierzęta, których nie znała, a które przerażały ją. Piękny strój zaś zerwano i zastąpiono zgrzebnym, pokutnym worem.
Gdy ojciec wydawał ją za młodszego z synów władcy sąsiedniego królestwa wiedziała, że nieprędko zasiądzie na tronie. Jednak pomimo swojego młodego wówczas wieku zdążyła się wiele nauczyć od matki. Wiedziała też, jak niewiele potrzeba by do końca życia pozostała jedynie księżniczką niewielkich ziem podległych jej szwagrowi. A taki scenariusz nie radował jej serca. Od dziecka nauczona wydawać rozkazy chciała tylko pełni władzy. Jedynie królewska korona założona na skroń była w stanie zaspokoić jej ambicje. Szybko po ślubie rozpoczęła starania o danie swemu mężowi pierworodnego syna. I, ku zdziwieniu tych poddanych, którzy wiedzieli o jego nienaturalnych skłonnościach, niedługo później powiła zdrowego chłopca. Równie szybko nauczyła się, że wielką politykę najłatwiej prowadzić poprzez łoże. I czerpała z tej wiedzy garściami, porzucając kochanków gdy tylko przestali być potrzebni. Budowała swoją pozycję na królewskim dworze, gdzie od lat wyczekiwano następcy tronu. Wiedziano, że król posiada już córkę z nieprawego łoża, jednak prawowity potomek nie chciał nadejść. Wiązano to nieszczęście z jego żonami, kobietami najpewniej nie zdolnymi do posiadania dziecka. Nikt nie wiązał tego nieszczęścia ze słodkimi podarkami, które regularnie trafiały na dwór od ukochanej szwagierki.
Gdy młody król zmarł, wydawało się że osiągnęła swój cel – była królową, najważniejszą kobietą w królestwie. A jednak jej ambicje kazały jej sięgać wyżej. Gdy powiła drugiego syna, jej mąż przestał być potrzebny. Marionetka, którą bardziej od sprawowania władzy interesowały turnieje i rozkosze w objęciach kochanków tylko jej zawadzała. Więc pozbyła się go, bez żalu i skrupułów. Szykowała swych synów na królów, którzy byliby silniejsi niż ich ojciec i rządzili wraz z nią aż do jej śmierci. Którą ktoś postanowił znacznie przyspieszyć. Dzisiaj miała spłonąć na stosie, jak wielu z tych których skazała na śmierć. Gdy patrzyła na ich agonię w płomieniach zastanawiała się nieraz czy tak wygląda piekło. Wkrótce miała się o tym sama przekonać.
Rozmyślania przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi. Światło, które zalało całe pomieszczenie oślepiło ją. Gdy spokojny, lekko kpiący głos dociera do jej uszu natychmiast przychodzi zrozumienie. Wie już gdzie popełniła błąd, który kosztować będzie ją życie.
- Matko, już czas.

Stary Testament
Zza zakrętu wyłonił się mężczyzna, nerwowo rozglądał się dookoła, z trudem łapiąc oddech. Południowy żar lał się z nieba niemiłosiernie. Postrzępiony, nasiąknięty potem przyodziewek lepił się cały do umęczonego ciała. Kroczył niepewnie wąską, kamienistą uliczką wijącą się pod górę, ukazującą podobne do siebie domostwa - narożne belki ścian połączone na rybi ogon, dachy poszyte słomą, z których wystawały okopcone kominy. Z rosnącą trwogą w sercu zerkał na kolejne, zabite deskami okna i pomalowane symbole na drzwiach, z których farba odłaziła płatami niczym skóra wczorajszych trędowatych.
Mężczyzna wreszcie dotarł na wzgórze, na którym stał okazały budynek świątyni Królowej Matki. Gdy zbawczy cień sanktuarium otulił go ramieniem, raptownie obejrzał się za siebie. Otworzył usta niczym ryba rzucona na brzeg rzeki, strach odbił się echem z dna żołądka.
Przed świątynią pojawił się znikąd niemy tłum, gniewnie falował jakby utkany z szarej, gęstej mgły. Kilka widmowych postaci oderwało się od zgromadzenia i poszybowało w jego stronę, pokonując bez wysiłku dzielącą ich przestrzeń. Mężczyzna zacisnął pięści.
- Precz! – wrzasnął. Zerwał się przerażony, ale nogi miał ciężkie, bezwładne, i upadł. Katem oka zobaczył jak półprzezroczyste sylwetki otaczały go zwartym pierścieniem. Ich drapieżne, niematerialne dłonie przenikały na wskroś, chcąc go zatrzymać za wszelką cenę. Czołgając się ostatkiem sił, przekroczył granicę świątyni, obrócił się na plecy i z całych sił uderzył stopami w drzwi. Huknęły mocno, aż zatrzęsła się futryna. Był bezpieczny, przynajmniej tak mu się wydawało.
Teraz dopiero do jego nozdrzy dotarł zapach kurzu i stęchlizny. Mężczyzna uniósł się na łokciu i zlustrował otoczenie.
Nieduża kruchta rozprzestrzeniała się w obszerną i wysoką nawę, ze znoszonymi ze starości ławami, rozepchniętymi pod ściany. Środkowa część, półmroczna i jakby martwa, wiodła do zdewastowanego ołtarza ze zgruchotanym, kamiennym stołem, nad którym półokręgiem zamykała się ściana, pełna witraży. Mury splatały się ze sklepieniem czerwonymi łukami, opadającymi w masywne filary przypominające splecione warkocze w kolorze złota. Wpadające promienie słońca ożywiały postacie na witrażach, poruszające się niczym pochodnie na ścianach.
Nagle wyczuł jak budynek drży w posadach, jakby ktoś z zewnątrz coraz mocniej uderzał weń niczym w bęben. Dźwięk werbli ucichł w jednej chwili, gdy na kamiennym ołtarzu zmaterializowała się świetlista istota.
Długie blond włosy, opadające w nieładzie na sterczące, nagie piersi, twarz o idealnych proporcjach uśmiechała się do niego zalotnie. Położyła ręce na poruszających się zmysłowo biodrach by po chwili zsunąć je głębiej aż do łona.
Mężczyzna gwałtownym ruchem podniósł się na kolana i złożył głęboki ukłon.
- O, Pani Wszechmogąca, Królowo świata – słowa z trudem wydobywały się z zaschniętego gardła. – Milczałem i bardzo cierpiałem. Ziemia jest przeklęta, z twego rozkazu została zniszczona i oczyszczona. – wstrzymał oddech, trwożnie czekając na łaskę boską, ale w zamian usłyszał tylko wypowiadane niebiańskim szeptem słowa:
- Zadowalała mnie ziemska siedziba, choć tak niegodna mej duszy, i za rozkosze miałam przebywanie wśród cieni, spalił mnie ogień namiętności, zakłuły ciernie moich pragnień, a ja tylko śniłam przecież…
- Przeto wejdź we mnie, mój ty diabełku! Niechaj stanie się Świat jako żywy pośród umarłych.

I tak oto stała się Światłość pierwszego Dnia.
Drugiego, robili to samo, a po tygodniu nie mogli już na siebie patrzeć.

Zaraza
Zastanawiałam się, czy może być coś gorszego, niż życie z wyrokiem. Z tykającą bombą wewnątrz, o której pewne jest tylko to, że wybuchnie. Kiedy? Jak? Dlaczego? Oswajałam się z tym dwadzieścia lat, odkąd u ojca zdiagnozowali zespół de Raya, kosmiczną zarazę, przywleczoną na Ziemię z obłoku Oorta. Matka odeszła pięć lat po ojcu, siostra kilkanaście miesięcy temu. Brat nie chciał czekać aż obcy gen się aktywuje, sam wybrał moment śmierci. I choć wtedy go za to nienawidziłam, dziś żałuję, że nie miałam tyle odwagi.
***
Wiedziałam wszystko o tej chorobie. Objawy, początki, przebieg. Jedyne, czego nie wiedziałam, to jak jej zapobiec. Krótko po trzydziestych urodzinach poczułam się źle. Badania krwi potwierdziły obecność przeciwciał.
Zapalnik został aktywowany.
***
Wszystko wokół było białe. Białe ściany, biały płyn w kroplówce, mnóstwo białych rurek, oplatających mnie niczym kokon. Straciłam rachubę czasu. Od momentu wytworzenia przeciwciał, pozostawały jakieś trzy tygodnie świadomego życia i dwa dni agonii. Ile jeszcze mam? Dlaczego leżę w tym dziwnym, cichym miejscu? Czemu ktoś odbiera mi ostatnie dni?
Czułam nieznośne mdłości, próbowałam wstać, ale biały duch zjawiał się natychmiast i wbijał igłę gdzieś, na granicy świadomości.
***
Zespół de Raya w ostatniej fazie powoduje przedziwne urojenia. Siostra przed śmiercią uważała się za drzewo. Matka usiłowała wzrokiem przywoływać przedmioty. Ja nie potrafiłam rozpoznać własnego ciała. Ważyło chyba tonę, monstrualny brzuch przygniatał kręgosłup do materaca. Coś rozsadzało mnie od środka. Trwało to przeraźliwie długo. Wyczekiwałam już niecierpliwie, aż świadomość utonie w odmętach rozpływającego się mózgu.
***
Białe drzwi otworzyły się bezszelestnie, stanął w nich potwór. Rodzaju żeńskiego.
- Wiesz, co się z tobą dzieje? – ciepły szept nie pasował zupełnie do grubej, obrzmiałej twarzy.
- Umieram na kosmiczną zarazę - odparłam. Mój głos brzmiał obco i trochę niewyraźnie.
- A to? – podeszła do łóżka i gwałtownym ruchem zdarła ze mnie kołdrę, odsłaniając napęczniały, nagi brzuch.
- Ostatnia faza… - zaczęłam mamrotać, ale przerwała mi.
- Nie umierasz i nigdy na to nie umrzesz. Jesteś odporna, tak jak dwadzieścia trzy kobiety uwięzione w tym szpitalu.
- Jak to? – zdrętwiałam – Po co więc…?
- Hodują nas, by ratować ludzkość przed wyginięciem. De Raya ma każdy, przeżyje z nim tylko nasze potomstwo. W tym miocie oceniam cię na dziewięć sztuk – roześmiała się gardłowo, po czym nagle wybiegła, wrzeszcząc. Brzęk tłuczonego szkła, głuche plaśnięcie i zapadła cisza.
Zlana potem nie mogłam się podnieść, wyplątać z kokonu, zaczęłam krzyczeć. Biały duch zjawił się, dał zastrzyk i szepnął:
- Spokojnie, proszę. Mamy was już tylko dwadzieścia dwie.

Zasłużyć na Koronę
Tak, oto czas próby. Zanim przekroczysz wrota Groty Bohaterów, przypomnij sobie co mówił mędrzec Ebenezer. Chyba pamiętasz? „Trzy próby czekają na królewskiego syna, by dowiódł, że godzien jest korony. Przystąpi do nich bez zbroi, z głową odkrytą. Pierwsza jest Próbą Serca. Albowiem Król musi mieć serce gorące, by kochać poddanych i miłosierne, by im pomagać…” Zatem wkraczasz do Groty? Pierwsza komnata jest w zasadzie długim holem. Zaraz przy wejściu stoją dwa słupy. Kiedy postępujesz krok naprzód, dostrzegasz ze zdziwieniem, że po drugiej stronie kogoś przywiązano. Do jednego z nich twojego starego nauczyciela retoryki, a do drugiego trzyletnią córkę pokojowca. Mała strasznie płacze. Zanim zdążysz coś zrobić, łucznik stojący na końcu sali mówi:
-Mości książę, czas wybierać. Starzec, albo dziecko. Kiedy wskażesz jedno, zastrzelę drugie. Decyduj zanim przesypie się piasek w klepsydrze.
Jesteś pewien? Zatem dobrze, stajesz przed dzieckiem i osłaniasz je swoim ciałem. Wypowiadasz imię starca i czekasz na strzałę… która nie nadlatuje.
– Chwała ci książę, który życie swoje dla poddanych gotów jesteś narazić. Godzien jesteś przejść! – mówi łucznik.

Zbliżasz się do dębowych wrót na końcu sali. Co mówił mędrzec o drugiej próbie? „Próba druga: Próba Wody. Władca musi posiąść umysł bystry jak górska rzeka.” Ta komnata jest mała. Na środku stoi stół, a na nim trzy dzbany. Z cienia wyłania się mężczyzna i rzecze:
- Witaj książę o mężnym sercu. Oto trzy dzbany z wodą. Pierwszy, na osiem miarek, zawiera pięć miarek wody. Drugi, na pięć miarek, zawiera trzy. Trzeci, na trzy miarki, zawiera dwie. Możesz przelać wodę tylko dwa razy. Odmierz jedną miarkę wody. Zastanów się dobrze. Czasu masz w bród, ale przystąpić do próby możesz tylko raz.
Myśl! Przecież to łatwe. Spokojnie masz czas. Gotów? Najpierw dopełniasz najmniejszy lejąc z największego? A potem? Dopełniasz średni z najmniejszego. Opanuj drżenie rąk, mężczyzna się uśmiecha – w najmniejszym dzbanie została jedna miarka wody.
– Przechodź, książę o umyśle bystrym jak górski potok.

Ostatnia próba. Serce wali jak kowalski młot. „Próba Ognia. Najłatwiejsza i zarazem najbardziej niebezpieczna. Król jest wojownikiem. Twardym jak stal. Stal hartuje się w ogniu.” Stajesz przed żelazną furtą. Ledwie zauważasz drzewce włóczni, którą wręcza ci Strażnik Wody. Zgrzyt drzwi i okropny odór siarki. Jeden krok, jeden trzask i nie ma powrotu. Stajesz oko w oko z Salamandrą. Myślałeś, że to legenda? Cóż, pewnie nie chcesz się przekonać czy naprawdę każdy jej dotyk pali żywym ogniem, a zęby wstrzykują jad, który zamienia krew w płomienie. Już cię zauważyła. Pręży się do skoku. Czy to jedyna szansa? Stwór ze skrzekiem rzuca się na ciebie. Ciskasz włócznię w rozwartą paszczę. Bucha płomień i oto płonące truchło leży u twych stóp. Korytarz i światło. Możesz wyjść. Cały dwór już czeka. Królowa Wdowa, twoje siostry, ministrowie i Pierwszy Mędrzec Ebenezer.
– Klęknij książę dobry, mądry i waleczny.
W jego ręku lśni złota obręcz, symbol władzy. Pochylasz głowę a on nakłada ci koronę i mówi:

- Fraaanek! Dziesiąta godzina! Do domu!
-Ale mamooo. Jeszcze gramy.
-Jaka była umowa?! O dziesiątej do domu.
-No dobra, dobra idę. Sorki chłopaki możemy dokończyć jutro?
-Hehe, jasne. To czekaj… jakoś epicko zakończę.

Korona opada na skronie nowego króla, lecz chwilę triumfu psuje mu jedna, niepokojąca myśl, Jej spojrzenie nie pozostawia wątpliwości. Młody król nie uzyska pełni władzy dopóki Królowa Matka będzie w pobliżu.

Znikające ogórki
Nóż wylądował niebezpiecznie blisko mojej dłoni.
– Cofnij się, gamoniu – powiedziała naczelna kucharka w naszym domu. – Nie dla psa kiełbasa i prędzej utnę ci jaja, niż pozwolę zjeść przed obiadem.
– Nie tylko jaja należą do ciebie, kochanie – odrzekłem miękko acz stanowczo, mając nadzieję, że ulegnie pokusie. – Chcesz je na stojąco, czy na leżąco?
Prychnęła, nawet nie obdarzywszy mnie spojrzeniem. Chwyciła ponownie nóż ze stołu i zajęła się krojeniem marchewki na drewnianej desce. Zgrabnie maltretowała kolejne warzywo, zawartość miski rosła na moich oczach.
Lubiłem patrzeć na matkę moich dzieci, jak zgrabnie porusza się jej niewielki kuperek przy kuchennym blacie. Już miałem ją chwycić w talii i zamuczeć jak zwykle, gdy usłyszałem rzeczową komendę.
- Czego tak sterczysz! Idź i przynieś ogórki konserwowe.
Nie miałem wyjścia, skoro byłem głodny, musiałem aportować. Ruszyłem żwawo, prawie na jednej nodze, w stronę spiżarki. Ku memu zdziwieniu, nie znalazłem ani jednego słoika. Niemożliwe, przecież wczoraj przytachałem zakupy z supermarketu. Kupiłem wszystko zgodnie z instrukcją żony. Pamiętam jeszcze, jak dzwoniła na komórkę, czy aby na pewno mam dwa słoiki ogórków do sałatki. Zdenerwowałem się nie na żarty. Metodycznie przeglądałem zawartość półek. Przeleciałem ręką po szklanych naczyniach: dżemy, konfitury, papryki, kompoty, grzybki. Ni cholery, żadnych zielonych skurczybyków nie znalazłem. Spociłem się, ręce mi całe drżały. Jeszcze trochę i mnie szlag trafi.
- Nawet w prostych rzeczach nie można na ciebie liczyć! – warknęła tuż nad uchem. Mało nie dostałem zawału, gdy jej ręka zbliżyła się do jednej z półek. Dłoń zniknęła w zwolnionym tempie, by raptem znowu zmaterializować się wraz z moim utrapieniem.
- Wiesz co, lepiej włącz sobie telewizor, zamiast tak mi pomagać! – odwróciła się obrażona, jakby mogła, pewnie machnęła by na mnie ogonem, i tyle ją widziałem.
Nikt ze mnie wała robić nie będzie, pomyślałem stanowczo. Wycelowałem oskarżycielsko palcem w domniemane miejsce stałego pobytu tych zielonych drani.
- Pierdo*cie się. - wymamrotałem na tyle cicho, żeby mieć choć cień męskiej satysfakcji. Z pewnym wahaniem, tak manewrowałem dłonią, aby nadzwyczaj delikatnie trafić w ową tajemniczą strefę. Oczy wyszły mi z orbit, gdy moja prawica, urągając wszystkim znanym prawom fizyki, przepadła bez śladu. Gwałtownym ruchem cofnąłem rękę, ale…o, zgrozo, bez dłoni.
- Do kurwy nędzy! – wrzasnąłem na całe gardło.
- Czego się drzesz, idioto jeden! Dzieci jeszcze pobudzisz!
- Chodź, sama zobacz! – zawyłem jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry.
Szurając kapciami, podeszła niespiesznie, spokojnie ocierając ręce o fartuch. Po raz pierwszy spojrzała na mnie tak jakoś dziwnie, aż mną trząchnęło od środka. Pokazałem jej kikut ręki. Teraz dopiero zauważyłem, że też nikł w zastraszającym tempie, coś stanowczo za szybko, jak na mój gust.
- Kochanie, nie martw się tak, za chwilę będzie obiad.
Nawet nie zdążyłem zareagować, bo już mnie prawie nie było, ulatniałem się w niebyt niczym zapach z kuchni. Chyba za karę, uszy rozpłynęły się na szarym końcu, bo dobiegł mnie jeszcze obcy, męski głos:
- Królewno, podano do stołu!

1869
Gdzież ja byłam, gdzież ja byłam? Dziewicze lasy, źródła i dzika zwierzyna. Świat przeczysty jak odbicie oczu moich w wodnej tafli. Zapadł się i zasiedlili go inni ludzie, przez lata, przez wieki, zmienili wszystko, wywołali chaos i zamęt.
Biegnę lekka i wolna jak dawniej, kiedy jeszcze królewska powaga nie marszczyła mojego czoła. Na miejscu - same ruiny. Na miejscu - popękane kamienie. Jedna aby kolumna, a było ich więcej o sto dwadzieścia. Wszystko na moją chwałę, na moją cześć. Wokół nie ma wiernych wyznawców. Obcy, butni i dumni, depczą po gruzach świątyni.
Gestem wzywam pszczoły, zlatują się z łąk zielonych i wonnych ogrodów. Upinam szatę, niech jak kiedyś opływa moją sylwetkę. Kiedy nadejdzie noc, światło koloru srebra obleje ruiny i wskrzesi je, na moją cześć, na moją chwałę. Pojawi się człowiek nazwany od budulca, z którego zwykli wznosić wszystko ludzie niższych stanów. Obrzuci monetami wzniesione ręce i po latach pracy mozolnej znów ugną się kolana pod potęgą matki matek.
Trawa faluje, promienie słońca pieszczą moje nagie ciało. Znów będę karmić dzieci i błogosławić tym, które przynoszą światu potomstwo. Jam nie jedyna, a wielokrotna, wielka, z dawnych czasów, z dawnych wierzeń - aż po dziś. Królowa wszystkiego, co pragnie żyć i kwili, posyłając płacz na skrzydłach wiatru w lasy, knieje głębokie.
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 30 Kwietnia 2009, 20:49   

Drodzy Autorzy, jak widzicie gdzieś braki kursywy i takie tam, to krzyczcie mi na priv, proszę.
I czy tylko jak nie widzę do kiedy trwa ankieta? To się gdzieś jakoś ustawia?
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Adashi 
Cyberpunk


Posty: 16753
Skąd: Pyrlandia
Wysłany: 30 Kwietnia 2009, 20:51   

Jak klikniesz "Zobacz wyniki" to pokazuje:
Cytat
Zakończenie ankiety za: 18 Dni, 1 Godzin, 38 Minut

więc chyba dobrze ustawiłaś ;)

Ach, jak ja nie cierpię smerfów... znaczy no tych shortów ;P:
_________________
Wysłano z Atari
 
 
Iwan 
Żona astronauty


Posty: 7255
Skąd: Radlin
Wysłany: 30 Kwietnia 2009, 20:52   

jak klikniesz zobacz wyniki to pokazuje kiedy zakończenie ankiety
Uff jest co czytać :D jutro w robocie se wydrukuje i spokojnie poczytam
_________________
...i oplata mnie jedwabnymi rzemykami przydymionych swoich spojrzeń... [JHB]

wymień się książkami i nie tylko:
http://www.finta.pl/ref/iwan
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 30 Kwietnia 2009, 21:02   

Stopniowanie przyjemności. Przeczytałam 4 i na dzisiaj styknie :wink:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 30 Kwietnia 2009, 21:37   

No, jak na ostatnie edycje, to ilość jest standardowa. Jutro przeczytam.
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 30 Kwietnia 2009, 21:42   

Przeczytałam kilka z początku, dwa kandydują wstępnie do punktu.
Powaliły mnie
Cytat
spleśniałe diamenty
:lol:
Jutro znowu poczytam.
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 30 Kwietnia 2009, 22:27   

Ło matko, a miał byc trudny temat :twisted:
Jako że tym razem uczestniczę, daję sobie spokój z nieczytaniem recenzji i niesprawdzaniem wyników. ;P:
No ciekawym tej edycji.
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 30 Kwietnia 2009, 23:24   

Przeczytałam :twisted: Woow, ale konkurencja :mrgreen: . I nie ma mrówek :lol:
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
Nutzz 
Yans


Posty: 2170
Skąd: że znowu?!
Wysłany: 1 Maj 2009, 02:06   

A są koty? :wink:
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 1 Maj 2009, 06:41   

przeczytałem pierwszych pięć, na razie koło szkolnego 3/3+
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 1 Maj 2009, 07:29   

przeczytałem wszystkie, jest kilka wybijających sie tekstów. Ogólne spostrzeżenie, poziom jest wysoki. Nawet kilka wyłapanych błędów stylistycznych, w niektórych szortach, nie psuje efektu całości odbioru. Oceny podam później. Punkty też.
_________________
nie robisz za żadnego katalizatora, tylko za pierdzielizatora... by bio
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 1 Maj 2009, 09:44   

Lynx napisał/a
I nie ma mrówek :lol:


Są, przynajmniej w jednym szorcie ;)

Nutzz napisał/a
A są koty? :wink:


Kotów nie zarejestrowałam ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 1 Maj 2009, 10:03   

Przeczytałam :D , teraz muszę się zastanowić nad punktami. Całkiem niezła edycja :bravo :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Nutzz 
Yans


Posty: 2170
Skąd: że znowu?!
Wysłany: 1 Maj 2009, 10:33   

Martva napisał/a

Kotów nie zarejestrowałam ;)

O! To z pewnością edycja wszech czasów :D
 
 
Godzilla 
kocia mama


Posty: 14145
Skąd: Warszawa
Wysłany: 1 Maj 2009, 10:35   

To czytaj, kotku, czytaj! :mrgreen:
_________________
Blog
Kedileri çok seviyorum :mrgreen:
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 1 Maj 2009, 10:45   

Ej, normalnie nic :shock: jest tylko 'bełkot' ;) Jeden raz mrówki, jeden raz pszczoły, ale w znaczeniu nieoczywistym, żadnego Endera - a złe języki mówiły że wszystko będzie na jedno kopyto ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 1 Maj 2009, 12:15   

w najnowszej NF jest polskie opowiadanie z Królową Matką :shock:

Martva :?:
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 1 Maj 2009, 14:23   

Nie mam z tym nic wspólnego 8)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 1 Maj 2009, 14:25   

Może Pani Kamila Turska w ten sposób na nasz konkurs chciała się wpisać :?: ;P:
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 1 Maj 2009, 17:38   

Czy to już jest ta chwila że pytam: Kto pierwszy?
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 1 Maj 2009, 19:00   

jeszcze nikt nie zagłosował :shock:
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 1 Maj 2009, 19:45   

Może chcesz być pierwszy? ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 1 Maj 2009, 20:58   

Martva napisał/a
Może chcesz być pierwszy? ;)


daj przykład Martva
_________________
nie robisz za żadnego katalizatora, tylko za pierdzielizatora... by bio
 
 
Gustaw G.Garuga 
Bakałarz

Posty: 6179
Skąd: Kanton
Wysłany: 1 Maj 2009, 21:25   

To może ja:

Abrakadabra
Ładnie napisane, choć w dość standardowym stylu, który nazwałbym tęsknofantasy. Pointa niezbyt wstrząsająca, a przede wszystkim za długa, efekt się rozmywa.

Arras
Nienajlepiej stylistycznie - coś mi zgrzytało językowo. Niedawno oglądałem Seksmisję, tamtejsze tyrady neofeministek wżarły mi się w pamięć. Pointa słaba, niezbyt zabawna.

Audiencja
Pomysł był, ale coś mi tu nie zagrało. Efekt komiczny nie wygrany do końca, ostatnia kwestia dialogowa odwraca uwagę od sedna treści.

Bajki...
Pierwszy akapit zdradza filozoficzno-religijno-etyczny problem napędzający całość, ostatni nie zaspokaja literacko. Wstawka kursywą mogłaby być krótsza, dobitniejsza.

Ballada o...
Pomysł jest, i to fajny, ale się rozlazł, chyba dlatego, że tekst zbyt krótki, a pointa zbyt długa. Można było zakończyć na "Nie straciła pracy" lub podobnej frazie.

Gazela ze...
Monologowa fantasy lewantyńska/środkowoazjatycka. Mogłoby być wstępem do opowiadania. Niestety nie jest.

Godzina...
Ciekawe, do samego końca przewrotne. Ale sam nie wiem - za krótkie czy za długie?

Jej Wysokość...
Wiem, że miało - musiało - być porwane, ale nie wyszło to, jak trzeba. Trochę więcej literackiego mięsa (ew. soi) powinno pomóc; pytanie, czy pointa jest tego warta.

Królowa...
Kolejny monolog - forma to elegancka, lecz trudna i często nieefektywna. Pisanie na szybko skutkuje nie tylko literówkami. Źle się czytało niestety, a pointa nie wynagrodziła trudu.

Królowa mojego...
Musiałem trochę zastanowić się nad pointą. To dobrze.

Kwiaty...
Ogólne wrażenie patosu wzmacniają jeszcze Wielkie Litery. Nie zachęca, by starać się przeniknąć ideę.

Memento
Nie robi wrażenia. Językowo też można by się przyczepić ("z nieznacznym ociągnięciem"?). Nie zawsze krótkie jest piękne.

Opoka
Fajny pomysł, dobry początek, ale potem rzecz grzęźnie trochę w łopatologicznym dialogu. Pointa zabawna, ale w niewyrafinowany sposób - na pewno dałoby się wymyśleć coś śmieszniejszego od k.g. No chyba, że to nawiązanie, którego nie wyłapałem.

Pożądanie
Tekst się rwie do ogromnych, wielkich rzeczy, a tu wykonanie skrzeczy. Konkretnie językowe, zwłaszcza na początku. No i znów monologia, która nie wypada tu zbyt przekonująco.

Samo...
Gdyby trochę lepiej się czytało, byłoby niezłe, do przemyślenia. Plus za prawdę psychologiczną;)

Stary...
Mocno wydumane. Nie prowokuje, zostawia obojętnym. Tu i ówdzie przydałby się redaktor.

Zasłużyć...
Podobne rozwiązania (tu także w Abrakadabrze) kojarzą mi się z pointami w stylu "I nagle się obudził - to wszystko było tylko snem". Wiem, wiem, to nie to samo. Plus za humor i pomysłowość.

Znikające...
Odwrócenie sytuacji opisanej powyżej. Ożywczy powiew codzienności. Tylko pointa jakby mocno odczapista...

1869
Nie załapałem. Wina autorki/autora albo gorączki, ale na pewno nie moja!

Punkty:
Godzina Prefektów
Królowa mojego królestwa
Opoka
Samo życie
_________________
"Our life is a time of war and an interlude in a foreign land, and our fame thereafter, oblivion." Marcus Aurelius
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 1 Maj 2009, 21:34   

Gustaw G.Garuga, brawa za odwagę :bravo Dziękuję za głosy i opinie w imieniu autorów i własnym :)
To kto następny? :D
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Miria
[Usunięty]

Wysłany: 2 Maj 2009, 10:09   

Kilka uwag z rana:

Abrakadabra

Trochę mi się przysnęło gdzieś tak w połowie, zwłaszcza gdy pojawiły się te dziwaczne nazwy. Ale styl adekwatny. Zakończenie ożywia tekst, ale nie na tyle, żeby wywołać zachwyt. Ot, poprawny, nie wzbudzający emocji tekścik.

Arras

Skojarzyło mi się z tekstem hrabka z poprzedniej edycji. Niestety, zabrakło polotu, świeżości i lekkości tamtego szorta. Tamten tekst pozostawiał czytelnika kompletnie rozbrojonego, tu podobnego efektu brak. Wypadło blado. Zdecydowanie przegadane.

Audiencja

Interesujące, musiałam pogłówkować chwilę, zanim uznałam, że wiem, o co chodzi. Pierwsza koncepcja szybko upadła. Biedna Elżbieta, może była dość niekonwencjonalna, ale zaraz robić z niej…

Bajki Babci Anioł

Ała, ciężko się zrobiło. W sumie plus za odwagę w poruszaniu trudnej tematyki, ale tekst mi się nie podoba. Jest chaotyczny, kilka razy powtarzają się te same informacje, IMo Autor za wiele chciał zawrzeć w krótkiej formie, co powoduje efekt bełkotu.

Ballada o zapowiadanym, aczkolwiek nieoczekiwanym końcu świata

Królowa matka jako śmierć, odsłona pierwsza. I od razu nudnawo. Ten monolog „świetlistej postaci” drętwy, że aż mnie rozbolał mały palec u nogi.

Gazela ze stoków gór

Ciężkie życie i rozterki władców. Ach, ach. Nijak mnie nie ruszyło.

Godzina Prefektów

O, to jest sympatyczne, dobrze rozegrane, rzekłabym. Tylko ostatnie zdanie mi zgrzyta, jakby doklejone na siłę, bo wypada jakoś zakończyć.

c.d.n., jak sądzę
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 2 Maj 2009, 11:27   

GGG, uciekła Ci gdzieś ocena Zarazy.

A teraz czas na mnie:
Abrakadabra – Ot, shorcik na rozgrzewkę. Nie sprawia, że chce się odłożyć czytanie na później, ale też nie zostawia oszołomionym.
Arras – Fajnie zrobiona scenka. Interesujący pomysł, przyzwoite wykonanie. Podobała mi się też końcówka. Pasowała i miała fajny wydźwięk.
Audiencja – Sama historia wydawałoby się dosyć karkołomna, ale autor/autorka wyszedł obronną ręką. Ciekawe i udane połączenie danego okresu historycznego z opowieścią o inwazji obcych.
Bajki Babci Anioł – Tym razem bardziej nastrojowo. Cóż, tekst jest poruszający, mnie osobiście bardzo przypadł do gustu. Do tej pory najlepszy w zestawie, chociaż zarazem bardzo smutny.
Ballada o zapowiadanym, aczkolwiek nieoczekiwanym końcu świata – Całkiem niezły pomysł, wykonanie nie wzbudzające zastrzeżeń, końcówka też przyzwoita. Niby wszystko w porządku, ale tekst nie do końca do mnie trafił.
Gazela ze stoków gór – Jak wyżej, wszystko w porządku, tylko ta historia po prostu nie jest dla mnie.
Godzina prefektów – Maskarada? Okej, może być, tylko ta przedstawiona w tekście co miałaby mieć na celu? Zachowanie iluzji władzy? Może być, ale nieco naciągane.
Jej wysokość czeka… – Czytało się dobrze. Historia zaciekawia a zakończenie zaskakuje normalnością. Niezły tekst.
Królowa Matka – Dobry, nastrojowy short. Sprawnie napisany, autor wiedział co chce powiedzieć.
Królowa mojego królestwa – Zdaje się, że nie zrozumiałem o co chodzi w tym tekście…
Kwiaty prawdy – Niestety kompletnie nie wiem o co chodzi w tym shorcie. Nie trafił do mnie w ogóle.
Memento – Dobry tekst. Krótko, zwięźle i rzeczowo. Już wcześniej było zakończenie podobne do tego, które mamy tutaj. Widać dobre pomysły wpadają do głów jednocześnie.
Opoka – No jak dla mnie kompletny niewypał niestety. Nudne, przegadane i bezcelowe. Puenta też nijak śmieszna nie jest.
Pożądanie – Nie podobało mi się specjalnie. Historia nie wciąga, jakiś koleś ucieka przed pogonią, mając to, czego pożądał, powinno iskrzyć od emocji, a tych zdecydowanie brakuje.
Samo życie – Nieco przegadane, chociaż czyta się raczej dobrze. Podobała mi się trafna konkluzja.
Stary testament – Niespecjalnie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Zdecydowanie przegadane. Końcówka pozostawia obojętnym.
Zaraza – Dobrze się czytało. Pomysł standardowy, ale poprawne wykonanie podwyższa ocenę. Dobra końcówka każe się zastanowić, czy prawdą jest to, co mówi stojąca przy łóżku kobieta, czy są to jednak halucynacje spowodowane chorobą.
Zasłużyć na koronę – Podobny schemat jak w pierwszym shorcie, ale także tutaj starczy to tylko na to, by powiedzieć: jest poprawnie. I tyle.
Znikające ogórki – Czyta się nieźle, ale nie pozostawia jakichś większych emocji. Tak jak wyżej, po prostu poprawnie.
1869 – Nie za wiem o co chodzi.

Generalnie edycja moim zdaniem lepsza od poprzedniej, jest parę bardzo dobrych tekstów, żadnego nie trzeba wyciągać za uszy. Kandydatów było więcej niż punktów.

Punkty:
Bajki babci Anioł
Królowa Matka
Arras
Audiencja
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 2 Maj 2009, 11:42   

Cytat
1869 – Nie za wiem o co chodzi.


Też nie wiedziałam, musiałam wrzucić w Google cyferkę i świątynię i już wiem ;)

Dzięki Chal-Chenet, czekamy na trzeciego głosowacza :)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Gustaw G.Garuga 
Bakałarz

Posty: 6179
Skąd: Kanton
Wysłany: 2 Maj 2009, 11:58   

Chal-Chenet napisał/a
GGG, uciekła Ci gdzieś ocena Zarazy.

Oj, rzeczywiście:(

Zaraza

Zaczyna się fajnie, kończy niby też niezgorzej, ale ja tu widzę niedorost formy - na moje oko z tego dałoby się zrobić średniej długości opowiadanie z mocnym, ponurym klimatem. W formie shorta człowiek nie zdąży poczuć dreszczu, a już po lekturze...

Gdybym nie przeoczył tekstu za pierwszym razem, wziąłbym go pod uwagę przy rozdzielaniu punktów.
_________________
"Our life is a time of war and an interlude in a foreign land, and our fame thereafter, oblivion." Marcus Aurelius
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group