Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Szorty - Przed świtem

Przed świtem - przeczytaj i zagłosuj!
1. Azyl
6%
 6%  [ 7 ]
2. Godzina wilków
2%
 2%  [ 3 ]
3. Po zmierzchu
4%
 4%  [ 5 ]
4. Jak pech...
14%
 14%  [ 16 ]
5. Logos
4%
 4%  [ 5 ]
6. Przed świtem
3%
 3%  [ 4 ]
7. Okopy
7%
 7%  [ 8 ]
8. Rozstajne
3%
 3%  [ 4 ]
9. Świt
17%
 17%  [ 20 ]
10. Strażnik
9%
 9%  [ 11 ]
11. Życie
2%
 2%  [ 3 ]
12. Nocna tragedia
0%
 0%  [ 1 ]
13. To nie jest opowieść o wampirach
8%
 8%  [ 10 ]
14. Wielkanoc
7%
 7%  [ 9 ]
15. Przed, czyli nie po
1%
 1%  [ 2 ]
16. Dziewczynka z nabojami
1%
 1%  [ 2 ]
17. Nieme kino
3%
 3%  [ 4 ]
Głosowań: 42
Wszystkich Głosów: 114

Autor Wiadomość
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:23   Szorty - Przed świtem

Oto świeżutki zestaw 17 szortów penetrujacych temat "Przed świtem" ;P:
Zapraszam do czytania, głosowania i wyrażania opinii.

Szorty posegregowałem od najdłuższego do najkrótszego.

***************************************************************************

1. Azyl

Czasami żałowała, że na azyl dla zwierzaków wybrała odludne miejsce. Nie przepadała za ludźmi, goniącymi za pieniędzmi, dbającymi tylko o własne wygody, czującymi się panami Ziemi. Zdecydowanie wolała towarzystwo zwierząt i dlatego odizolowała się na dalekich przedmieściach wraz z liczną grupą pupili. Tylko czasem, tak jak dziś, brakowało jej kogoś, kto mógłby ponieść współodpowiedzialność. Kogo mogłaby się poradzić co robić, kto dodałby słowami otuchy.
Trzecia nad ranem
Psy powarkiwały cicho, błyskając w ciemnościach białymi kłami. Bały się. Nie miała pojęcia, czego. Wcześniej opatrzyła króliki, poraniły się rzucając na oślep po klatce. Ptaki wrzeszczały wniebogłosy. Wszystkie zwierzęta ogarnęła niezrozumiała panika, tylko koty zachowały spokój. Leżały na tarasie, bez ruchu, niczym pięć sfinksów, wpatrzonych w punkt na wschodzie. Zanim zapadł zmierzch, próbowała przez lornetkę wypatrzeć co przykuło ich uwagę, lecz nie potrafiła. Rozległe pole, w oddali ciemna ściana lasu, nic więcej. Bez zmian. Ten koci spokój przerażał ją najbardziej. Dido i Łatka, dwa największe łasuchy, nie ruszyły się, mimo kuszenia rybką na kolację. Do tego, nigdzie nie mogła znaleźć Lili, szóstej kotki, która zawsze reagowała na wołanie.
Trzecia trzydzieści
Fred rozszczekał się pod progiem. Otworzyła, zaskomlał i ruszył przed siebie, oglądając się na nią. Narzuciła kurtkę, chwyciła przezornie latarkę oraz paralizator i podążyła za wilczurem. Doprowadził ją do drzwi szopy. Wzięła głęboki oddech, włączyła latarkę i zdecydowanym pchnięciem otworzyła drzwi. Omiotła światłem niewielkie pomieszczenie, wypatrując potencjalnego złodzieja i poczuła mdlącą słodkość w ustach. Oparła się o ścianę, czując, że zaraz straci przytomność. Roztańczony drżącą ręką snop światła wydobywał z ciemności elementy makabrycznej układanki. Już wiedziała, czemu Lili nie przybiegła na wołanie.
Czwarta dziesięć
Nie warczały. Pochowały się po kątach, skomląc żałośnie. Czuła, że traci nad sobą panowanie, że poddaje się tej zwierzęcej panice. Kolejny królik pokaleczony o pręty klatki. Opatrzyła go, drżącymi dłońmi, nie mogąc przestać myśleć o tym, co zobaczyła. Cztery koty. Trzy okoliczne dachowce i jej ukochana Lili. Drżące, królicze serce biło w tempie co najmniej półtora raza szybszym, niż zwykle. Leżały tam, w szopie, obok siebie. Przeciete w poprzek brzucha. Ostatni, nabity jeszcze na ostrze.
Widziała śmierć zwierząt w wypadkach, składała ofiary sadystów, lecz jeszcze nigdy nie spotkała się z czymś takim. Cała czwórka popełniła zbiorowe, kocie samobójstwo, skacząc spod dachu na ustawioną, ostrzem do góry, siekierę.
Gdy wróciła na taras, nie było już tam Łatki.
Piąta nad ranem
Wyczerpana, stanęła na tarasie obok czterech kocurów. Drżące nogi odmawiały posłuszeństwa, chciała tylko, by ten koszmar się zakończył. Zaraz zacznie świtać. Niech to wszystko okaże się tylko złym snem, nocnym horrorem. Żałośliwe skomlenie dobiegało jakby z daleka, z innej rzeczywistości.
Nagle koty wstały, jak na komendę, patrząc wciąż przed siebie. Obróciła powoli głowę i podążyła za ich wzrokiem.
Od strony lasu nadciągała biało-szarawa mgła, zbliżając się w dziwnie szybkim tempie. Poczuła, jak każdy włosek na ciele jeży się, niczym sierść prychających obok kotów. Irracjonalny, zwierzęcy strach. Pot na czole. Naraz zrozumiała, odwróciła się, lecz nie było już dokąd uciekać. Wszystko ucichło, jak ucięte nożem, w ogromnej, monstrualnej, szarej bieli.
Usłyszała w niej tylko nieludzki chichot.


***************************************************************************

2. Godzina wilków

Tuż przed świtem jest godzina wilków, kiedy drapieżniki wychodzą na polowanie.
Zmierzch przyczaił się, czekając na znak. Obok niego mignął śnieżnobiały cień - Vanya. To ona przewodziła dzisiejszemu polowaniu. Delta zatrzymała się w pół ruchu; odebrała od swego patrona ostateczne namiary.
Duża zdobycz. Inteligentna. To będą piękne łowy.
W obławie brały udział, oprócz niego, dwie mantikory, delta i trzy alfy. Na czas polowania lykantropi porzucili humalne formy; w sąsiedniej uliczce mignął cień wielkiego czarnego psa – to wysłannik egzorcystów czekał na potwierdzenie, że pułapka jest już aktywna. Zmierzch żałował, że nie wolno zabić zwierzyny, jednak pomiot Bramy był zbyt potężny, zbyt niebezpieczny, by ryzykować bezpośrednie starcie. Dlatego dzisiejszej nocy polowali z nagonką.
Mrok wypełniał wąskie zaułki slumsów Chebucto. Słona wilgoć, niesiona wiatrem od morza, przesycona była zapachem portu oraz odległą wonią zdobyczy. Czuł jej strach – przeczuwała, że coś jest nie tak. A zarazem spokój – wierzyła w swą siłę, w moc Bramy, jaka ją skażała i wzmacniała.
Już niedługo. Instynktownie wysunął kolce jadowe, nie mogąc opanować niecierpliwości. Jasny błysk kłów; to alfa wyszczerzył się w parodii humalnego uśmiechu – on też odczuwał wszechogarniające podniecenie, kiedy krew krążyła szybciej, a adrenalina oszałamiała jak najlepszy narkotyk.
Krótki przekaz mentalny:
„Ruszamy.”
Nagonka cicho otoczyła zdobycz szeroką tyralierą. Musieli bardzo uważać, by nie się nie zorientowała; jeśli stanie się to za szybko, mogła spróbować wyrwać się z okrążenia. Kiedy ruszą do ataku, cel musi widzieć tylko jedną drogę ucieczki – prosto w pułapkę.
Jest!
Czuł zdobycz. Była blisko. Wielka czarna plama, ciemniejsza od otaczającego ją mroku; bezkształtna jak makabryczna ameba. Parodia stworzenia, dziecię skażenia Bramą.
Nagle jeden z alf zawył – to był sygnał do ataku.
Stworzenie zafalowało, rzuciło się w kierunku Zmierzcha. Zawarczał, ruszył na potwora. Zdusił instynktowną chęć użycia kłów i jadu; dziś musiał polegać na magii. Wzory zaklęć bojowych zamigotały błękitnie na jego białej sierści; pomiot Bramy cofnął się przed mocą, uciekł w bok. Niebieski błysk – napatoczył się prosto na współplemieńca Zmierzcha.
W sąsiedniej uliczce zakotłowało się. Ruszył biegiem w tamtą stronę; o jego bok otarła się delta, przeskoczyły modre iskry, gdy tarcze zaklęć bojowych na moment się nałożyły.
Błękitno-czarne kotłowisko rozdzieliło się, gdy pomiot Bramy zauważył przypływ mocy – wsparcie mantikory. Zewsząd wyczuwał zbliżającą się do niego magię. Panika powoli odbierała mu zdolność myślenia. Zmierzch instynktownie wyczuł tę chwilę; moment, w którym potwór, z równorzędnego przeciwnika, stał się zwierzyną. Zdobyczą. Poczuł przypływ triumfu. Dołączył do pogoni, gdy pomiot w końcu rzucił się do bezładnej ucieczki.
Jest pułapka! Na wprost otwartych drzwi świątyni stał humalny, szeroko rozkładając ramiona, jakby w geście przywitania. Śmiał się. Zmierzch odruchowo przystanął; nawet z tej odległości czuł niepokojącą moc bijącą od mężczyzny. Potwór, spanikowany, zorientował się o ułamki sekund za późno. Wokół humalnego pojawiła się łuna, ciemniejsza niż czerń; samo patrzenie w nią bolało.
Ciemność zapadła się pod ciężarem własnego mroku, wciągając w siebie stworzenie.
Ifryt upuścił ramiona; moc otwartej Bramy przygasła, aż znikła.
Polowanie skończone.
Za plecami mężczyzny, nad wieżami świątyni, pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca.

***************************************************************************

3. Po zmierzchu

Wydawnictwo RE wznowiło właśnie antologię Przed świtem. Okazją, była ekranizacja ww. antologii przez telewizję RE.TV. Serial z założenia przypominający słynny amerykański Twilight Zone, w Polsce osiągnął niesamowitą popularność.
Jest to zbiór opowiadań, które wzięły udział w konkursie na najlepszego shorta na forum SFFiH, w edycji, której tematem przewodnim był późniejszy tytuł antologii. Datuje się, że właśnie od tej pory, zabawa rozpoczęta przez RFŁ w lutym 2007 roku, zamieniła się w poważny, comiesięczny konkurs literacki. Przede wszystkim było to spowodowane dużą ilością nadesłanych opowiadań, opublikowaniem ich w specjalnej antologii przez wydawnictwo RE założone przez MFS, oraz co chyba najważniejsze, faktem, że kilka opowiadań z tego zbioru zdobyło nagrody w konkursach na najlepsze opowiadania 2009 roku (od tego czasu, jury większości konkursów ustanowiło nową kategorię – najlepszy short). Po sukcesie pierwszej książki, RE rozpoczęło wydawanie comiesięcznej antologii, w których publikowano najlepsze shorty wysyłane na konkurs.
W zbiorze, który zapoczątkował całe przedsięwzięcie, większość opowiadań trzyma równy poziom, tylko kilka z nich nie zasługiwało na publikację. W następnych edycjach, z racji olbrzymiej ilości tekstów (niekiedy ponad 100), przyjęto zasadę, że publikowana zostaje najlepsza pięćdziesiątka.
W stosunku do pierwotnego wydania, wznowienie zostało wzbogacone o kolorowe zdjęcia z serialu oraz o posłowie, w którym autorzy z perspektywy 3 lat opisują swoje przygody z literaturą. Kilku z nich osiągnęło duże sukcesy (należy tutaj wspomnieć MRV, która wydała powieść nominowaną do Nagrody im Zajdla, GWH - autorkę popularnych książek dla kobiet, oraz STB, który porzucił pracę, aby na stałe zająć się pisaniem opowieści o Tropicielu z Nowej Moskwy).
Książkę otwiera wstęp MAD, w części zasadniczej przedstawiono 48 shortów, z których kilka zasługuje na szczególne wyróżnienie.
CHN (Kac przed świtem) przejmująco przedstawia nocne życie muzyków heavy metalowej kapeli. SLL (Pies z uroczego miasteczka) opisała przygody psa w rodzinie rządzonej przez koty. Najlepsze warsztatowo opowiadanie MAD (Poświata) w krótkich słowach potrafi polemizować z istotą wiary. BLX (Zginiesz, zanim skończy się noc), zazwyczaj pisząca nastrojowo, tym razem sensacyjnie zrelacjonowała nieudany pościg zabójcy za swoją ofiarą. MRB (Owieczko, czy ci nie żal) przedstawił przemyślenia owieczki uciekającej do USA. XAN (Woda kapie) napisał bajkę o zepsutym zlewozmywaku, który przeżywa psychiczne i fizyczne katusze związane z kapiącym kranem. ADH (Jesteś?) zaprezentował wstrząsającą w swojej wymowie rozmowę ateisty z objawiającym mu się bogiem. JWG (Czerwone ręce) odmalował prozą pracę rzeźnika, który musi do rana zabić 50 cielaków. Ostatnie z wyróżnionych przeze mnie opowiadań, Herbaciana baza, napisana przez WTM, opisuje dramat umierającej kobiety, która boi się, że nie zdąży przed śmiercią skończyć pisać pierwszej powieści.
Podsumowując, wznowienie Przed świtem daje możliwość przypomnienia sobie antologii, która była kolejnym kamieniem milowym polskiej fantastyki. Od niej rozpoczął się drugi boom literatury sci-fi w Polsce (i to w czasie, kiedy większość krytyków przepowiadała jej kryzys). Podstawowa lektura dla każdego fana sf. Ocena: 5/5.
Przed świtem. Antologia shortów pod redakcją MAD, BLT. RE 2020.Cena 9,90 Euro.

***************************************************************************

4. Jak pech...

Dla każdego maga, czarodzieja czy innej wiedźmy najbardziej magiczną chwilą doby nie jest północ, lecz ta sekunda, kiedy noc przechodzi w dzień. Czarownice w tym czasie kładą zebrane ziele, a magowie starają się, żeby kulminacja ich rytuałów trafiła akurat na tę chwilę. Dowiadują się tego już w pierwszym roku nauki. Wraz z adnotacją, że bardzo trudno jest trafić dokładnie w ten moment- vide: brak zegarków.
Pappamolla, uczeń- student magii ostatniego roku przeklinał głośno acz nieco mało artystycznie. Zadanie na zaliczenie semestru, jakie otrzymał od prowadzącego ćwiczenia, zadufanego w sobie doktoranta Impegno, przekraczało jego wiedzę i możliwości o jakieś dwa lata nauki. Gdyby tylko w tym czasie się uczył zamiast się obijać i przepijać stypendium.
Westchnął ciężko i zajrzał do księgi. Nic, tylko przyjdzie ściągać. Trzeba będzie dorwać jakiegoś diabełka, żeby wykonał robotę za niego. A jeszcze lepiej, żeby posłużył mu za pamięć przenośną na egzaminie.
Ze szkatułki wyciągnął kredę i na podłodze narysował nieco nierówny krąg. Przepisał z instrukcji ściągania (przywołania) odpowiednie symbole i zapalił świece. Zatarł ręce i drżącym głosem rozpoczął inkantację.
- Przybądź na wezwanie, mocą czarów i więzi, mocą kręgu i nocy, przyjdź demonie Ritenti. Zahuczało, zaszumiało, błysnęło i w kręgu pojawiła się postać.
- Gdzie kolacja?- zapytał demon.
Młodzian zdumiony, aż oniemiał. Gały wytrzeszczył. Jąkając się zapytał:
- Yyy. Jaka kolacja?
- Jak to jaka?- wysapał, dla odmiany zdumiony demon.- Tradycyjna. Jak wzywasz demona, musisz go nakarmić. Czego was teraz w tych akademiach uczą? I jak to się młodzieńcze nazywasz?
Pappamolla oprzytomniał nieco. Pytanie obudziło w nim ostrożność i pamięć. Przynajmniej strzępy wiedzy pozostały mu w głowie i wiedział, że nie wolno mu wyjawić swego imienia tej istocie.
- Jesteś Ritenti?- Nieco niepewnym głosem zapytał chłopak.
- Ritenti, srenti. Jestem Soprastante.
- Nieważne. Dobra, kolację dostaniesz, ale najpierw musisz dla mnie coś zrobić.
- Co takiego? Chcesz klejnotów? Kobiet? Wina? Mów, bo mało mam czasu.
- Masz tyle czasu, ile ja zechcę. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jesteś w kręgu. Zrobisz, co każę.
Studencik zaczął nabierać pewności siebie. Demon nie wyglądał groźnie. Ot, jak urzędnik niższego szczebla. Marynarka, spodnie na kancik, okularki. Średniego wzrostu. Mógłby nawet zniknąć w tłumie.
W tym czasie demon rozglądał się uważnie. Jego oczy błyszczały. Zamyślił się na chwilę, rozejrzał jeszcze raz. Spojrzał w okno i zaczął się uśmiechać.
- To jak powiadasz? Mam cię słuchać? A niby dlaczego? Kolacji nie dałeś...
- Bo jesteś w moim kręgu.
- A nie zapomniałeś o czymś?
- A o czym?
- A o tym, że krąg nie powinien być więcej jak 5 metrów nad ziemią rysowany. A my jesteśmy na ostatnim piętrze wieży.
Młodzian zbladł. Demon tupnął nogą raz, drugi i trzeci i wybił kopytem dziurę w podłodze. A po chwili stanął przed magusem, ale już poza kręgiem.
- I co?
- Eee, no ja nie chciałem... - Pappamolla nie dokończył.
- Ale ja zechcę. Widzisz, potrzebuję jakiegoś maga, może być niedouczony, do eksperymentów i pokazów. Dlatego teraz nabiję cię w tę butelkę. I zabiorę do siebie. Za to będziesz miał naprawdę długie życie. - Soprastante uśmiechnął się i pokazał buteleczkę, taką, w jakich elegantki noszą perfumy. Nawet zapach się rozszedł. Taki kwiatowy.

***************************************************************************

5. Logos

Zdała sobie sprawę, że nagle świat skurczył się do jednego uśmiechu. Uśmiechała się do Niego. A mogła uciec. Stracić rozum. Pozwolić sercu wyskoczyć z piersi. Przecież Jego nie spotyka się na co dzień, a może wręcz przeciwnie? Widzi się Go jadąc autobusem, czekając w kilometrowej kolejce, czy kopiąc grządki w ogródku. Przecież można Go zwyczajnie minąć na ulicy! Ale czy to usprawiedliwia spontaniczny uśmiech, który zmaterializował się na jej twarzy? Spotkała Go zupełnie nieoczekiwanie. Choć nie zaskoczyło jej, że siedzą na tej samej ławce, spośród stu innych w całym parku. Uśmiech. Czy miała do niego prawo? Prawo – a co to takiego jest? Smakowała każde zabarwienie słowa. Przed oczyma przelatywały definicje z mądrych książek, pisanych przez mądrych ludzi. Czy ona była godnym tego spotkania człowiekiem? Znowu smak, lekka nuta goryczy, prawie niewyczuwalna cierpkość. Nie, właściwie słodycz mlecznej czekolady. Co to było? Jak nazwać ten stan? Z pewnością niejeden uczony bez zająknięcia wyprowadziłby odpowiedni dowód i z matematyczną dokładnością zaakcentował wybrane słowa. Ona jednak była tylko sobą, dziewczyną siedzącą na ławce i uśmiechającą się cicho do Niego.
Musnęła rzęsą powietrze. Kosmyk wiatru zaplątał się gdzieś koło ucha. Słyszała wokół siebie głosy. Myśli szeptały nad lewym okiem. Układały początek. Początek czego? Przecież już się zaczęło. Nie, nie możne istnieć rozwinięcie bez wstępu, tak nauczali. Wszyscy. Czy ten uśmiech traktowała jako wstęp? Raczej nie, nie pasował do zakończenia.
Niedostatecznie - zaświszczało koło prawego ramienia. I znów świat się skurczył. Tym razem jeszcze bardziej. Do tego jednego słowa, które dopiero rodziło się pod czaszką. Musiało być odpowiednie, właściwe, dobrze zabarwione, smakowite. Narodziny były męczące, bolesne, czasochłonne. Wymagały wysiłku. Czy ten zwykły uśmiech mógłby Mu wystarczyć? Mógłby? Teraz nie miało to znaczenia, proces się rozpoczął. Rodziło się słowo. Na początku. Od razu wiedziała, że na końcu też się jedno narodzi. Posiała ziarno. Czuła jak przeciska się coraz niżej, ku przodowi. Chyba nawet trochę się bała, że urodzi się niedoskonałe. Niemożliwe, pierwsze słowo musi być odpowiednie. Tylko, czy chce je Mu powiedzieć? Przecież należało do niej. Tak bardzo się nad nim napracowała. A co jeśli ją wyśmieje? Dlaczego nie miała tej pewności, którą posiadały miliony ludzi czekających całe życie, żeby oddać Mu swoje słowo? Dlaczego usiadł akurat na jej ławce? Spotkała Go, mówi się trudno. Kości zostały rzucone. Należało temu sprostać z godnością, a nie trywialnie, powierzchownie, naiwnie, bezbarwnie...Jego obecność miała mieć sens. Miała? Przygryzła wargę. Chyba. Niczego nie była już pewna, poza tym że On czekał. Zawsze czekał. Nuta żalu zadzwoniła koło ucha. Nie potrzebowała jej teraz, może później, ale nie teraz.
I nagle coś w niej pękło. Strumień świadomości. Bunt. Nie! Krzyknęła gdzieś w środku. Kto to wymyślił? Od kiedy podporządkowywała się regułom? Od kiedy On grał zgodnie z zasadami? Znów bunt. Zegar jej serca zaczął szybciej bić. Świat rozrastał się, powracał do normalnych rozmiarów. Poza jej głowę. Pozostały dwie rzeczy. Uśmiech i słowo, które smakowała w całej okazałości. Im dłużej je wymawiała, tym stawało się prostsze. Podzieliła się nim. A On usiadł na innej ławce i podarował światu świt.

***************************************************************************

6. Przed świtem

Jeśli wierzyć statystykom nikt nie ma ochoty zabijać się między godziną 5.35 a 6 rano. Monroe siedział na brzegu Wielkiego Wiaduktu, który łączył ze sobą północną i południową ćwiartkę Veritapolis. Wybrał miejsce w połowie drogi pomiędzy dzielnicą uciech, a heroinowym rajem, i z zadumą spoglądał w dół. Uzbrojone ściany dookoła upstrzone były wielkoformatowymi ekranami transmitującymi non stop telewizyjną papkę dla proletariatu. Miasto ciągnęło się kilkanaście kilometrów, aż do starej powierzchni planety. Najniższe poziomy odwiedzali jedynie szaleni odkrywcy, pragnący zbadać pozostałości po wcześniejszych cywilizacjach. Chłopiec wiedział, że są opłacani przez wojsko, i szukają antycznych laboratoriów którymi niegdyś dysponował rodzaj ludzki. Nie zazdrościł im roboty, na dole nie było czym oddychać, a część poziomów opanowana była przez szczury. Monroe zabił kiedyś jednego, miał półtora metra długości i ostre jak brzytwa zęby. Próbował włamać się do jego pokoju, zapewne szukając czegoś do jedzenia. Ironia sprawiła, że sam stał się obiadem. Ta sama ironia sprawiła, że szczur miał liczną rodzinę, która natychmiast zjawiła się by dokonać zemsty. Zabrały mu pokój, ale darowały życie.
Monroe starł wierzchem dłoni pozostałości szminki i mechanicznym ruchem wyjmował pióra z włosów. Ostatnia noc nie była dla niego łaskawa. Miał zarobić kilka groszy za podawanie do stołu, a tuż przed szarym świtem został z pustymi rękoma i obolałym tyłkiem. Powoli kończyły mu się pomysły, a Wielkie Wiadukt kusił.
Nie zauważył gdy od tyłu podleciała do niego mobilna kamera, a ekrany telewizorów ukazały jego brudną twarz i dyndające nad przepaścią nogi.
„Drodzy Państwo, specjalnie dla Was niemała gratka. Oto pierwszy gość naszego nowego programu Aleja Samobójców! Kim jest? Gdzie są jego rodzice? Dlaczego chce zakończyć swoje życie? I wreszcie najważniejsze pytanie: kogo to obchodzi?”
Salwa śmiechu przetoczyła się tunelem. Monroe odtrącił kamerę, ale ta nie ustępowała śledząc jego postać.
„Nasze komputery podliczają właśnie głosy. Jaka będzie wola ogółu? Sylvio możesz podać mi kopertę?” Wypindrzona blondynka z przekłutym nosem podała prowadzącemu wyniki uśmiechając się bezmyślnie.
„Drodzy Państwo nie trzymam was już w niepewności! 8,5 miliarda naszych widzów opowiedziało się pozytywnie! Pozwolę przytoczyć sobie co ciekawsze smsy! - Leć w dół szczurzy pomiocie- Skacz smarkaczu!- Wasz program to *beep*. Przywróćcie koło tortury! Przypominam, że wśród głosujących rozlosujemy atrakcyjne nagrody!”
Monroe podrapał się po brudnych kolanach. Człowiek nie może nawet spokojnie ze sobą skończyć, bo zawsze napatoczą się łowcy sensacji- pomyślał.
„Zatem nie krępuj się chłopcze! Ogląda Cię cały świat! Skacz!”
Chłopak pokręcił głową i zaczął się podnosić. Nie miał ochoty stać się podnietą dla tych wszystkich trupów sączących chemię z puszki, przed szklanym ekranem. Znajdzie jakiś cichy kąt, żeby się przespać i wszystko przemyśleć. Nie zdążył się wyprostować kiedy znudzona kamera zaatakowała z tyłu spychając go z wiaduktu. Nie zaznał uczucia spadania, ześlizgując się uderzył głową o betonowy brzeg miażdżąc czaszkę.
„Co za lot mili Państwo! Tym podniecającym akcentem żegna was, wasz ulubiony prowadzący Mike Urb, zapewniający sto procent ekscytacji każdego dnia!”

***************************************************************************

7. Okopy

Ciche popiskiwania milką, a malutki pyszczek wysuwa się z ciemności. Drobne wąsy poruszają się niespokojnie, szukając zagrożenia. Nie obawiaj się, mały przyjacielu – szepczę łagodnie. Nie wiem, czy mnie zrozumiał, ale wydaje się mniej przestraszony. Może po prostu uznał, że nie stanowię zagrożenia ? W przeciwieństwie do osoby, której głośny śmiech dociera do nas i płoszy szczura. Znam ten śmiech, każdy tutaj go zna. Stary, dobry Jack. Idę pomiędzy wałami ziemi, kierując się do miejsca, skąd dochodzi głos. Jest tam – jak zwykle otoczony przez liczne grono słuchaczy i z tą okropną, śmierdzącą fajką w ustach. Kiedyś z pewnością go zabije, o ile wcześniej jego wątroba nie skapituluje. Niektórzy nawet się o to zakładają, jednak wszyscy wiedzą jedno – z pewnością nie zginie na wojnie. Uczestniczył w wielu bitwach, nabrał sporego doświadczenia w nieumieraniu. I widział rzeczy, których się nie zapomina. Ból maskuje śmiechem i anegdotami. Zawsze tymi samymi, bo zawsze znajdzie się ktoś nowy na froncie. No, nie do końca tymi samymi. Już teraz Jack kreuje się na jednoosobową armię. Po wojnie pewnie będzie spędzał całe dnie w pubach i opowiadał, jak to jest być całym frontem i wygrać wojnę w pojedynkę.
Nie znam jego słuchaczy, musieli niedawno przybyć. Nowy zaciąg. Patrząc na nich można stracić wiarę w ogłaszane przez wszystkich rychłe zwycięstwo. Dzieciaki, którym zamarzyła się sława, chwała i przygoda. Walka o słuszny cel. Bzdury, slogany, puste hasła. Niektórzy z nich ciągle mają mleko pod wąsem. A większość jeszcze dzisiaj wróci do domu. Na tarczy. Pozostali zaś wrócą z tarczą poszczerbioną, zmienioną przez wojnę i obozowe życie. Dla ich bliskich lepiej będzie, jeśli w ogóle nie wrócą. Zatrzymają cały ten burdel przy sobie, z dala od uporządkowanego świata innych. Czasami lepiej jest nie wiedzieć.
Kilku innych gołowąsów zauważam kawałek dalej, obok Zegarmistrza. W cywilu był podobno jednym z najlepszych w swojej pracy. Widocznie jednak nie tak dobrym, skoro tutaj trafił. Zegary były dla niego wszystkim, im poświęcał całe życie. Teraz, z taką samą pieczołowitością, zajmuje się bronią, ucząc nowych. Często powtarza, że karabin i zegar niewiele się różnią. Tak jak zepsuty zegarek nie pozwala określić czasu, tak podczas bitwy zepsuta broń przestaje określać człowieka. Staje się nieokreślony, zawieszony między życiem i śmiercią. Nie musi wspominać, że częściej los przypisuje tą drugą możliwość, sami doskonale o tym wiedzą.
Zaraz będą mogli sami się o tym przekonać. Nad liniami okopów wroga powoli niebo zaczyna się różowić. Zbliża się świt. Nie pada żadna komenda, wszystko odbywa się w niemal kompletnej ciszy. Od ścian odrywają się ciała, grupują i zaczynają wychodzić na ziemię niczyją. Powoli kierują się na wschód, w kolejnej próbie przesunięcia frontu o te kilkaset metrów. Jestem wśród nich, gdy gniazdo karabinu maszynowego zaczyna pluć ogniem. Wielu ludzi pada na ziemię. Część by się ukryć, większość – by już nigdy nie powstać. Ale szturm nadal trwa, pierwsi żołnierze docierają do linii wroga. Mocniej chwytam kosę. Tak, to będą dobre żniwa.

***************************************************************************

8. Rozstajne

W półmroku szosa odznaczała się jaśniejszą, krętą smugą. Wokół tkwiła jeszcze ciemność, ale jej tkwienie było chwilą tuż przed wyjściem, kiedy pakuje się walizki, a potem w pośpiechu pędzi na dworzec. Rosa skrapiała trawę, źdźbła gięły się ku ziemi, wilgoć moczyła łapki.
Dwa cienie przemknęły z prawa na lewo, coś zaszemrało w krzakach.
- Wracasz?
- Wracam.
- Ale przyjdziesz znowu? Nocą?
Gdzieś daleko zawył pies. Skarżył się, że przed świtem jest zimno i nieprzyjemnie, że przemaka mu buda, a kocie rozstania nie pozwalają zasnąć. Jakiś samochód przejechał po wąskiej wstążce szosy z prędkością aenzee, rozdzierając ciszę światłem i hałasem.
- Przyjdę. Może nawet wcześniej, już wieczorem. I znów pożegnamy się o takiej porze, co?
- Oczywiście. Wezmę trochę zapachu maciejki z ogródka. To nic, że potem kicham. Maciejka pięknie pachnie przez całą noc.
- O tak, weź koniecznie! Ale dużo. Włóż w vitrolkę, odporna na urazy mechaniczne.
Dwie pary oczu spojrzały w niebo. Czas płynął nieubłaganie: tkwił w szeleście liści i dalekim wyciu psa, i w odgłosie, z jakim budzące się ptaki wierciły się w gniazdach. "Doprawdy, aż muszę się oblizać" - pomyślał on. "Szkoda, że tak późno" - pomyślała ona.
- Niedługo zacznie się jesień. Wiesz, uwielbiam, jak wszystko szemrze i szumi.
- Myszy uciekają. Poza tym masz rację - jesienią jest pięknie. Ale czasem zimno.
- Będziemy spotykać się na strychu.
- Twoim czy moim?
- Raczej moim. U ciebie jest ten gospodarz, z którego nigdy nie ma pożytku. Chyba nie lubi, jak ktoś używa jego schodów. Ostatnio gonił mnie starą szczotką. Z czego się śmiejesz?
- Musiałeś mieć zabawną minę. Daj spokój, on goni tylko tych, którzy podwędzają mu światłowody. Albo sygnalizatorki nadokienne.
- Ale ja nie podwędzałem żadnych światłowodów! Hej! Z czego tym razem się śmiejesz?
Westchnął. Ona chichotała nieprzerwanie, a perełki śmiechu migotały na końcówkach wąsów.
- Przecież ty w ogóle nie masz strychu - powiedziała, co znów ją rozbawiło. - Masz najwyżej dach! Dach albo schowek! Albo kierownicę...
- No i co z tego? Mam też bagażnik, zapraszam, jeśli będzie akurat otwarty. Często tam śpię.
- Kiedyś bardziej mi się podobało. Pamiętasz, mogliśmy wychodzić stamtąd na łąkę albo do lasu. I stały nasze koszyki. Mój z kokardką.
- Pamiętam, pamiętam. Ale to przeszłość. Obecnie są jedynie teleporty, w dodatku po awarii.
Była tą jedyną, tą wymarzoną, tą, dla której porzuca się wszystko i chwyta nic. Spędzał z nią noce, ale teraz noc zamierzała pójść spać i pośpiesznie zdejmowała suknię.
- Odprowadzę cię.
Z lewa na prawo, rowem, a potem w bok. Krzaki ociekały wilgocią, która wsączała się w sierść, wpadała do uszu. Stary płotek zajaśniał odrobiną srebra.
- Idziesz?
- Idę.
Wskoczyła na parapet, mrugnęła i skorzystała z ekranu logowania. Na zewnątrz coś westchnęło i pomachało łapką na pożegnanie. "Do zaś!" Rozmyło się w półmroku, zaszeleściło... znikło.
Szosą nadjechał samochód, zatrzymał się na chwilę w zupełnej ciszy. Na niebie zajaśniała pierwsza łuna świtu.

***************************************************************************

9. Świt

W pokoju pachnie różami.
Kwiaty stoją w wazonie koło łóżka, gubiąc płatki na pościel – jedwabną, lśniącą złotem i oranżem, nieco zmiętą. Nic dziwnego, to była ciężka noc. A w każdym razie... intensywna. Sama myśl o tym przywołuje uśmiech na moją twarz.
Wysuwam się spod kołdry, przez chwilę patrzę na leżącą obok kobietę: jasne loki rozrzucone na poduszce, długie rzęsy rzucają cień na policzki. Oddycha spokojnie, pogrążona w głębokim śnie.
Przeciągam się, podchodzę do okna, otwieram je szerzej. Wdycham świeże, rześkie powietrze, spoglądam w ciemność spowijającą ogród. Ptaki jeszcze się nie obudziły, ciszę zakłóca tylko cykanie świerszcza, widać znalazł się jakiś nadgorliwiec – większość jego pobratymców ucichła przed północą.
Wracam do łóżka, przysiadam na brzegu. Delikatnie muskam ramię śpiącej.
- Hej, czas wstawać! – mówię wesoło. Z jękiem przewraca się na brzuch, przykrywa głowę poduszką.
- Nie chcę – mruczy niewyraźnie w prześcieradło.
- Przecież wiesz, że trzeba... – tłumaczę – nie zdążysz do pracy.
- Poradzą sobie beze mnie – mamrocze.
- No już, bądź dzielną dziewczynką – przekonuję, podnosząc poduszkę i odkładając ją na bok- jesteś niezastąpiona, musisz się zjawić przed szefem i otworzyć mu.
Błękitne oko patrzy na mnie nieprzyjaźnie znad zgiętego łokcia, zasłaniającego resztę twarzy.
- Myślę, że mój brat mi wybaczy nieobecność raz na jakiś... - Zdecydowanym ruchem ściągam z niej kołdrę. Parska jak rozzłoszczona kotka, a potem przewraca się na plecy i przeciąga się zmysłowo, patrząc mi w oczy.
-... czas. Prawda?
Jej ciało jest doskonałe. Aksamitna skóra lśni w migotliwym blasku świecy; kusi mnie żeby wyciągnąć dłoń i poczuć gładkość pod palcami. Powstrzymuję się ostatkiem sił.
- No chodź do mnie, chociaż na chwilę... – Lubieżnie przesuwa językiem po górnej wardze.– Nie chcesz...?
- Później, piękna. Im szybciej pójdziesz, tym szybciej wrócisz, prawda? I będziemy mieli mnóstwo czasu dla siebie – wykrztuszam przez ściśnięte gardło. Nagle robi mi się gorąco.
Widzę w jej oczach zawód, potem gniew. Wstaje, wychodzi z pokoju demonstracyjnie wolno, kołysząc biodrami, żebym dokładnie widział, co straciłem. Wiem o tym aż za dobrze. Kolejny raz żałuję mojej stanowczości... Nadal siedzę na łóżku, kiedy po chwili wraca, odświeżona i rześka, gotowa do wyjścia. Ma na sobie bezwstydnie krótką tunikę w kolorze szafranu, a rzemienie sandałów oplatają długie nogi aż do kolan. Wstaję, żeby przytulić ją na pożegnanie. Jej loki, nadal w nieładzie, łaskoczą mnie w nos. Odsuwa się, patrzy mi w oczy.
- Wróć do mnie szybko, moja bogini – mówię z przesadną atencją.
- Wrócę, a wtedy się policzymy, śmiertelniku – parska, wydyma wargi w grymasie złości. Udawanej złości, oboje dobrze o tym wiemy. W błękitnych oczach odbija się mój uśmiech.
Chwytam jej dłoń, z galanterią całuję różane palce.
- Będę czekał, Eos.

***************************************************************************

10. Strażnik

Czas przed świtem. Zza okna dobiega stłumione „mrrraouuu” zakochanego kota. Koci czas. Kocia pora. W dziecinnym pokoju w ciemność wpatruje się pluszowy kociak w paski. Szklane oczy połyskują nad głową śpiącego chłopca. Powietrze drży, gęstnieje, nad łóżkiem unoszą się świetliste postacie. Kociak zna je dobrze. Co noc przychodzą, uwolnione z dziecięcej wyobraźni. Oto księżniczka z bajki. Wiruje zielona suknia, mienią się klejnoty. Tam, proszę, ropucha. Podgardle wydyma się w bezgłośnym skrzeku. Nad wyłupiastymi oczami królewska biżuteria: korona z wielkim szmaragdem. Zgęstek ciemności nad wezgłowiem wydłuża się, skręca, opada na podłogę – i już maszeruje po dywanie orkowe wojsko. Pluszowy nos marszczy się, kociak syczy ostrzegawczo. Nie lubi tych prostaków. Wielki ork ryczy ochryple na towarzyszy. Jego okrzyk wsiąka w ściany bez echa, oddział znika w szparze pod szafą. Do jutra, do nowej godziny fantomów.

Lecz oto nowe zjawisko: powietrze nad głową chłopca rozjarza się, wybucha fontanną iskier. Kociak jeży się, kładzie płasko wąsy. Na czole dziecka sadowią się dwie istoty. Nie są bajkowe. Skąd się wzięli ci nieproszeni goście, ona w kozakach i kusej spódniczce, z ostrym makijażem w najgorszym gatunku, i on, gęba cwana a bezmyślna, ubrany tak nijako że w każdym tłumie się roztopi… Pusta lala i złodziej… Kto ci takie bajki opowiadał, mały przyjacielu? Skąd znasz tę parę? Ona podnosi się, podryguje energicznie w rytm niesłyszalnego techno. On schyla się i sięga rękami w dół. Jej buty, jego ręce zanurzają się w głowie małego. Kociak czuje każdym nerwem, jak wykradają i zadeptują bezcenne skarby: wyobraźnię, beztroskę, śmiech, i coś jeszcze, czego nie umie nazwać, coś najważniejszego. Syczy. Nie zwracają uwagi. Alarm, pora działać, kocie!

Z pluszowych łapek wysuwają się pazury. Pazury z cienia: długie, giętkie, rosną jak młode pędy, już sięgają jasnych potarganych włosów, już tryskają snami wprost do głowy malca. Sny-koszmary, sny-niepokoje, sny-strachy jak burza przewalają się przez dziecięcą wyobraźnię, wprawiają w pląs zamknięte oczy, ciało w drżenie. „Mamo, mamo!” – piszczy przerażony chłopczyk – „Mamo, chodź! Mamo, chodź!”

Para intruzów blaknie i rozsypuje się w deszcz szarego popiołu, rozwiewa go nagły przeciąg. To mama otwiera drzwi. Nie ma już królewien, żab, orków, w szarzejącym mroku na łóżku siedzi półprzytomne dziecko, za nim na poduszce leży ukochany pluszowy kociak. Mama zna najpewniejsze czary, najskuteczniejsze zaklęcia. Obejmuje synka, całuje w czoło, przytula, i nim sama się spostrzeże, zasypia koło niego, przykryta rogiem kołderki. Kociak rozluźnia się. Teraz żadne strachy nie mają tu dostępu. Zadanie spełnione, warta skończona do następnej nocy i godziny przed świtem.

Bo jak by wyglądał świat, gdyby młodych głów nie strzegły pluszowe misie, łosie i koty?

***************************************************************************

11. Życie

Co to za cienie wokół? Gdzie jestem? Kto tu? Boję się!!! Co mnie obudziło?
Zaraz, spokojnie, to mój pokój, tu nikogo nie ma. NIE MA! Spokój!
Ciemno jeszcze. Ciekawe jaki dziś dzień tygodnia.
Pić... muszę się napić. Cholera, drżą mi ręce, a serce zaraz wyskoczy i pójdzie na spacer. Karwa, ale mam delirkę. Moja głowa, rozpadam się!
Powinny tu gdzieś flaszki stać, może znajdę w nich… choć kilka kropel.
Cholera! Nie mam nawet na piwo. Pójdę, zahaczę jakiegoś zgreda.

Błysnął chowany do kieszeni nóż.
***
Tyle lat studiów i co? Siedzę nocami za psie pieniądze i patrzę w niebo. Jak dupek. Dość mam takiego życia! Chrzanię to! Doktor od gwiazd. Tyle lat... i nie mam nic. Pensję ledwie starczającą do pierwszego i pokój w akademiku.
Ziewnął i rzucił okien w ekran komputera wyświetlający obraz z superteleskopu.
A to co? – przetarł oczy, skalibrował i wyostrzył obraz.
Rany, coś tu leci. Wygląda, że minie Ziemię całkiem blisko. Jak to możliwe, że nikt tego wcześniej nie wypatrzył? Co to w ogóle jest? Zbliża się z niespotykaną prędkością!
Będę sławny!

Chwycił telefon i wybrał numer centrum.
***
- Jeszcze… mocniej! Mocniej!
- Tak... tak...
- Aaaaaaaaaaaaaaaa.
Cisza, słychać tylko uspokajające się powoli oddechy.
- Nieźle było mała, a teraz zmykaj.
Spojrzała nie rozumiejąc.
- Co się gapisz Ulka? Ubieraj się i wypad! Masz pięć minut! Zamawiam ci taksówkę.
- Ale ja…
Rozpłakała się.
***
- Panie prezydencie, proszę się obudzić! To ważne!
- Mmm…Auch – ziewnął - Jest piąta rano, zwariowałeś? Wojna!?
- Musi pan natychmiast zejść do schronu, jakiś obiekt z kosmosu zbliża się do ziemi, katastrofa jest nieunikniona. To kwestia minut, nawet nie godzin, proszę się pośpieszyć!
- Ty naprawdę zwariowałeś! Powiedz, że to żart!
- Przykro mi…
- Czemu wiemy o tym dopiero teraz? Amerykanie nie wykryli tego wcześniej, z ich milionami dolarów wydanymi na programy kosmiczne?!
Ci nasi naukowcy to też gamonie! W tyłki im te teleskopy powsadzam, profesorkom od siedmiu boleści, niech no tylko skończy się to zamieszanie.
- Co z Wandą i dzieciakami?
- Są właśnie budzeni, panie prezydencie, helikopter zabiera ich z dworku. Za kwadrans powinni lądować na dziedzińcu.
- Jakie będą skutki uderzenia tego… czegoś? Szacowane straty wśród ludności?
- …
***
Cholera! Nie mogę spóźnić się na ten samolot! To kontrakt życia! Japończycy nie będą czekać. Spojrzał na zegarek – 5:30, za godzinę odlot. A ja stoję w jakimś pieprzonym korku. Skąd tyle ludzi o piątej rano!
- Jechać ćwoki! – wkurzony uderzył ręką w kierownice i nacisnął klakson.
Muszę lecieć tym samolotem, szef mnie zabije. Wrrr… czemu spałem tak długo? Jak mogłem przewidzieć TAKIE korki? Coś się stało?
Włączył radio. I zrozumiał.

***************************************************************************

12. Nocna tragedia

W mroku nocy wyobraźnia podpowiada niesamowite historie, pełne emocji, czasami dobrze znane, czasami niezrozumiałe. W ciemnościach, tuż przed świtem, rzeczywistość jest gorsza. Miasto w nocy jest pełne bólu i rozkoszy, życia i śmierci.

03:52
Zwinna, smukła sylwetka w ciemnym futrze, ledwie widoczna w mroku nocy. Porusza się ostrożnie. Cicho stąpa po ulicy. Rozgląda się. Pełna napięcia postawa zdradza, że istnieje jakieś zagrożenie. Przerażona szuka bezpiecznego miejsca. Widać tylko błyszczące oczy, słychać szybkie bicie serca, przyśpieszony oddech. Wpatruje się w wilgotny chodnik. Nasłuchuje zbliżającego się myśliwego. Ostrożnym truchtem oddala się w kierunku ciemnej uliczki. Słychać oddalający się tupot nóg.
04:09
Polujący złapał trop. Zaczyna poruszać się nieco szybciej. Skupia całą uwagę na wąskim, mrocznym zaułku. Zatrzymuje się na rogu i nasłuchuje. Ofiara już wie, że ktoś ją tropi. Zaczyna szukać schronienia. Niestety, uliczka kończy się zbyt wysokim murem, żeby udało się na niego wspiąć. Także ściany po obu stronach nie dają możliwości ucieczki. Stoją tylko kontenery na śmieci.
04:20
Czarno odziana postać przesunęła się nieco do przodu. Nasłuchuje uważnie. Już wie, że cel jest blisko. Ofiarę w tym czasie śmietnik kusi złudnym bezpieczeństwem. Cicho, ostrożnie, drobna postać uciekiniera zbliża się do niego. Na ziemi widać but z rozszarpaną cholewką i dziurawą podeszwą.
04:32
Tropiciel zaczął się poruszać zdecydowanie szybciej. Już wie, że dzisiejsze polowanie zakończy się sukcesem. Stąd nie ma ucieczki. Oblizuje usta. Szykuje się do ataku. Jest już coraz bliżej śmietnika. Przerażona postać przycupnęła, drżąc, za największym kontenerem. Zamyka oczy. Jej strach jest wyczuwalny z daleka. Nad ich głowami niebo zaczyna zmieniać barwę na jaśniejszą. Gwiazdy bledną. Czas polowania się kończy. Niedługo w zaułku zacznie się poranny ruch.
04:59
Przygodny obserwator, gdyby taki się znalazł, właśnie w tym momencie zauważyłby poruszenie w uliczce. Moment, tuż przed świtem, kiedy myśliwy dopada swoją ofiarę. Chwila szarpaniny. Krótki, urywany krzyk mordowanego. I cisza.
05:08
Wstaje dzień. Robi się jaśniej. Widać już wyraźnie resztki okrycia ofiary. Stary but ochlapany krwią. Morderca siada zadowolony z dobrze wykonanego zadania.
05:12
Do zaułka wjeżdża śmieciarka. Kierowca patrzy na kota myjącego pyszczek z resztek krwi i wylizującego swoje piękne, czarne futerko. Zwierzak wydaje się szczęśliwy. Śmieciarz uśmiecha się pod wąsem.

***************************************************************************

13. To nie jest opowieść o wampirach

- Nie pisz o wampirach! Nie pisz o wampirach! Wdech – wydech, wdech – wydech, żadnych wampirów do jasnej cholery! – wrzeszczał sam na siebie, załamany brakiem weny, desperacko broniąc się przed wpływem czynnika klimatyczno-astronomicznego. No tak, łatwo powiedzieć „nie pisz o wampirach”. Środek bezsennej nocy, na dworze leje jak z cebra, co kilkadziesiąt sekund okolicę rozświetla potężny błysk zesłany przez Matkę Naturę. Do tego, mimo szalejących dookoła burz, skrawek nieba uchował się przed grubą warstwą chmur by zaprezentować tę odbijającą cudze światło cholerę w pełnej okazałości. Prądu nie było od dobrych kilku godzin, a przyzwoitą widoczność zapewniały stare świeczki znalezione zawczasu w piwnicy.

- Jeszcze mi tu tylko wycia wilków brakuje – pomyślał. - Raz w życiu chciałbym napisać coś normalnego. Żadnych zasranych potworów, elfów czy smoków ziejących ogniem i gwałcących wieśniaczki. Że też ludziom chce się jeszcze czytać takie pierdoły. Mówią, że fantastykę czytają ci, którzy wszystkimi kończynami bronią się przed dorosłością i mierzeniem się z problemami życia codziennego. To co powiedzieć o tych, którzy ją piszą? Jeszcze parę takich książek i całkiem mi odbije. Zamkną mnie w pokoju bez klamek i nie wypuszczą do końca życia, jak zorientują się, że desperacko szukam tam bramy do innego wymiaru. Ale jak tu pisać o czymkolwiek normalnym w takich warunkach? Tu aż się prosi o stada nietoperzy, kilka wilkołaków i jakiegoś jegomościa z przydługim uzębieniem. Co za koszmar...

Z pewnym oporem położył palce na klawiszach starej maszyny do pisania, pomyślał chwilę i zaczął: „Urodziłem się w Transylwanii, w starym zamczysku będącym własnością mojej rodziny.” Popatrzył na kartkę, następnie zerknął na zaglądający do niego przez okno wielki, okrągły księżyc i siarczyście przeklinając wyszarpnął papier z maszyny, gniotąc go z wściekłością rozjuszonego byka i rzucając w najdalszy zakątek pokoju.

- Przeklęta telewizja. Naoglądał się człowiek tych bzdetów o wampirach i innym cholerstwie i teraz niczego normalnego stworzyć w taką noc się nie da. A najgorsze jest to, że ta banda maniaków i tak szczałaby po gaciach z zachwytu, gdybym napisał coś takiego. Dość! Jest myśl! Napiszę coś o historii. Żadnych czarowników, bram między wymiarami, postaci z zaświatów i innych pierdoł. W końcu stworzę coś poważnego. Tylko jak to zacząć? Hmm, może tak: „Koniec świata w Roku Pańskim 1420 nie nastąpił. Choć wiele wskazywało na to, że nastąpi.”

***************************************************************************

14. Wielkanoc

Był Wielki Piątek. Przygotowania do obchodów święta szły pełną parą. Kowalscy, w sile czterech osób, uwijali się, aby zdążyć na godzinę szesnastą, kiedy to pierwsi goście mieli przybyć z wizytą. Przytulny domek zapewni schronienie w sumie ponad dwudziestu członkom bliższej i dalszej rodziny.
Wcześniej podzielono zadania: mama gotowała, ojciec robił porządek w ogródku, córka odkurzała i myła podłogi, syn był odpowiedzialny za świąteczne dekoracje. Co dwie godziny następowała przerwa w pracach i krótkie zebranie podsumowujące dotychczasowe postępy. Ponieważ zbliżała się piętnasta, większość prac była już na ukończeniu. Rodzina zebrała się na ostatnią naradę.
- Ciasta już stygną, rybę wstawiam za chwilę, żeby była gorąca jak się wszyscy zjadą. W tym czasie przygotuję surówki. Przekąski są już gotowe.
- Ogród skoszony, wyrównany, uprzątnąłem graty, wyczyściłem podjazd i uzgodniłem z sąsiadem obok, że użyczy nam swojego podjazdu. On zaraz wyjeżdża i nie będzie go cały weekend, więc nawet się ucieszył, że sztuczny tłok mu zrobimy. Mogę komuś pomóc, bo mam wolne moce przerobowe.
- Podłogi odkurzone, umyte, łazienki porządnie wyczyszczone, powycierałam kurze gdzie się dało, ale nie wszędzie dosięgłam. Proszę, tato, możesz dokończyć – córka rzuciła w ojca ściereczką do kurzu. – Ja w tym czasie podleję kwiaty i ściągnę pościele z suszarki, bo pewnie już powysychały. Zacznę powlekać, to później nie trzeba będzie.
- Pisanki już gotowe, koszyczek przygotowany do poświęcenia, w lodówce jest specjalny talerzyk, na którym leżą wędliny do poświęcenia, żeby teraz nie wyschły. Na stole w wazonie stoją bazie przystrojone wielkanocnymi ozdobami. Przygotowałem też napis nad drzwi do powieszenia, ale sam nie dam rady.
- To tata ci pomoże z napisem, a jak skończycie, to zetrzecie razem kurze. Pokaż, jak ci ten napis wyszedł.
Czteroosobowa komisja podeszła do rozłożonego na podłodze napisu, na którym prawie już wyschła farba. Popatrzyli krytycznie na ukończone dzieło.
- O, cholera – wyrwało się ojcu.
- Ale numer – dodała siostra.
Wszystkie spojrzenia spoczęły na synu, który momentalnie poczuł, że skóra mu się pali na twarzy, a uszy chcą odpaść. Wielki napis w kolorach tęczy, ozdobiony dookoła starannie wplecionymi kolorowymi łańcuszkami, kurczaczkami i pisankami głosił:
„Wesołych Świt!”

***************************************************************************

15. Przed, czyli nie po

Przed świtem
Czyli nie po
Ani w trakcie
Ale po, jest właściwie też przed, ale kolejnym
Gdyby się tak głębiej zastanowić.


Rozmyślała idąc przez pola. Koan wcisnął swój pysk w jakąś dziurę i wąchał. Zaraz zacznie kopać.

Co ludzie mogą robić przed świtem?
Spać. Tak - to robią normalni ludzie w nocy…


I będzie go trzeba odciągnąć, bo nie ma tyle czasu, by przekopał całe pole.

Co można napisać na taki temat? „Przed świtem”… hymm…

Podchodzi do psa, zapina go na smycz i odciąga od dziury. „No, chodź idziemy do domu już. Do szkoły muszę jeszcze iść”

Ciemno jest. Ciemno jest przed świtem. Mroczno.

Otwiera drzwi. Koan zrezygnowany kładzie się na podłodze. „Teraz tylko wytrzemy ci łapencje i jesteś wolny”

A potem wschodzi słońce…
***


Obudziła go żona. Świszczącym, przeszywającym mózg szeptem.
- Wstawaj. Zaraz świt.
- I co z tego?
Wzruszyła ramionami
- Będzie wschód słońca. Przypomniało mi się, że jeszcze dwa lata temu oglądaliśmy go codziennie – Rozmarzyła się.
Westchnął ciężko i wtulił głowę w poduszkę. Ale sen wyparował mu już spod rzęs.
- To było dawno temu. Były wakacje, a teraz za – zerknął na zegarek – za godzinę muszę wstać do roboty. Jestem zmęczony, bo robię po nocach. Dla nas. Dla małego.
Chciała coś powiedzieć. Nie powiedziała nic - ubrała kapcie i wyszła na balkon oglądać wschód słońca…
***


Nie, nie, nie - to straszne. Takie ckliwe. Błeee.

Wzdrygnęła się. Wrzuciła do torby zeszyt z polskiego i zeszła na dół.

Dlaczego ktoś miałby wstać przed świtem?

***


Jeszcze nie wzeszło słońce, gdy stanęła przy oknie. Uchyliła je i nabrała w płuca trochę świeżego powietrza.
Godzina nie miała większego znaczenia. Nie było kogoś, dla kogo powinna być wyspana. Nie było nikogo, z kim byłaby umówiona. Nie miała się gdzie spóźnić.
Książki nie mają nic przeciwko temu, by czytać je przed świtem. Wokalista nie zająknie się ze zmęczenia, gdy „poleci z płyty” tak wcześnie.
Nie mogła nawet odliczać dni i godzin do odwiedzin wnuków. Albo chociaż dzieci.
Może pójdzie do sąsiadki i wyciągnie ją do kina. Ona też samotna.
***


Nic niezwykłego. Zresztą, co ja mogę o tym wiedzieć? Piszę o ludziach, których sytuacji nie odczułam, a nawet nie znam z czyichś opowieści.
Więc o czym?

***


Za chwilę wzejdzie słońce. A ja? Śpię.
***


Przynajmniej prawdopodobne…

***************************************************************************

16. Dziewczynka z nabojami

Obiekt Nr 8, Laboratorium C, zapis: 2009/15/03

„Siadam na brzegu wanny. Muszę się umyć. Muszę, natychmiast. Jestem brudna. Drapię się po nieczystej i śmierdzącej skórze. Podnoszę głowę, widzę obce odbicie w lustrze. Zakrwawiona twarz dziewczynki o martwych oczach. Gaszę płomyk w piecyku gazowym. Odkręcam wodę. Gaz wolno się ulatnia. Zbliżam twarz do wylotu, żeby wdychać śmiercionośny zapach. Zaciągam się głęboko. Zapach gazu nie jest wcale taki zły – na pewno lepszy od zapachu potu i spermy mojego ojca. Oddycham jak szalona, byle zdążyć, zanim mama wróci do domu.”


Dar al-harb, Tajna Baza USA, Toruń, godz. 8.45 CET

Ostrożnie otworzył drzwi, duża sala konferencyjna, czekają na niego, są zniecierpliwieni, jak zwykle. Dwunastu gniewnych, siedzą za stołem, niektórzy ćmią cygara. Inni pobieżnie przeglądają sprawozdanie. Słychać tylko szelest papieru, groźniejszy niż wyrok śmierci.
- O, nareszcie, panie pułkowniku, prosimy o raport! – cichy głos przebił się przez zapach kubańskiej salsy, aromat tytoniu przypominał wakacje w Guantánamo.
- Witam szanownych…
- Do rzeczy, pułkowniku Sanders , jakieś postępy?
Wszystkie oczy niczym lufy karabinów celowały w jego głowę. Czuł, jak drga powieka i pocą się ręce. Nabrał powietrza, zacisnął pośladki, tak jak go uczono.
- Tak, znaczące. Obiekt Numer Osiem przeszedł pomyślnie fazę drugą, w czasie o połowę krótszym niż zakładaliśmy. Obecnie jest w śpiączce farmakologicznej. Zespół empatów jest już gotowy do przeprowadzenia fazy trzeciej. Dalsze stymulowanie Obiektu rozpoczynamy jutro przed poranną salah, o drugiej trzydzieści.
- Kiedy obiekt będzie zdolny do walki?
- Według harmonogramu, po szkoleniu wojskowym, za pół…
- Znamy założenia projektu, pułkowniku Sanders, nie tego oczekujemy od pana! – usłyszał coś co przypominało tarcie stali o beton.
- Oczywiście, możemy dodatkowo zwiększyć ilość bodźców, ale…
- O, jednak potraficie, pułkowniku Sanders, i dlatego prowadzicie ten ośrodek. Jak naucza nasz wielki przywódca duchowy, ajatollah’ Barak Obama, na ich dżihad talab odpowiadamy zawsze: dżihad al-daf’!

***************************************************************************

17. Nieme kino

Siedząc przy okrągłym, zielonym stoliku, zdecydowanie za małym dla sześciu krzeseł przy nim postawionych, obserwuję ludzi. Balkon w kinie. Przedziwna konstrukcja, zawieszona parę metrów nad tekturowymi makietami. Jest nas tu kilkanaście kolorowych głów. Przechylamy szalę na jedną ze stron i odliczamy obroty wskazówek zegara. Zamglone spojrzenia, półprzytomne ziewnięcia. Wszyscy padają – jak muchy. Szukają zrozumienia, przecież czekamy na kolejny seans, kolejną kawę, kolejnego papierosa – na zbawienie. Urywające się rozmowy, poglądy, próby artykułowanej mowy – istnieją gdzieś obok nas. To jedynie dywagacje, spekulacje zmęczonych umysłów. Dym i narastająca irytacja. Alkohol, stolik obok - pusty do połowy. „Spotkałem gromadkę dresów. Nie no, spoko kolesie, pytali gdzie jest piwo.” Zrobiło się gorąco. Duszno, przez dym nad głowami. Kolejna zamówiona herbata. Znużonymi spojrzeniami oceniamy nadszarpniętą rzeczywistość. Przez tych kilka krótkich chwil ludzie zbliżają się do siebie, by z czystym sumieniem zapomnieć o sobie gdzieś między północą, a świtem.

***************************************************************************

I to wszystko. Sorry za opóźnienie, musiałem jeszcze powalczyć z kursywami.
Ostatnio zmieniony przez mad 29 Marca 2009, 23:45, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:25   

szesnastka, zupełnie niezły wynik tej edycji
mad napisał/a
Oto świeżutki zestaw 17 szortów penetrujacych temat Przed świtem ;P:


mad w zestawie do głosowania jest 16 tytułów
Ostatnio zmieniony przez Agi 29 Marca 2009, 23:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:25   

mad coś w ankiecie brakuje jednego szorta :mrgreen:

Edit: :bravo :bravo
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:27   

Już poprawiłem. Prosiłem, żeby przez parę minut nie pisać. Kursywa mi się zacinała. Chyba wszystko już jest ok.
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:28   

Ups, jest siedemnaście. W a w ankiecie 16. Agi chyba musisz ratować!! Poza tym chyba za dużo tych gwiazdek, bo się froum nie mieści w przeglądarce (znikoma szkodliwość):P

Edit: ankieta git - szerokość chyba będzie mnie na moim niezadużym monitorku irytować :?
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
Ostatnio zmieniony przez Ozzborn 29 Marca 2009, 23:30, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:29   

Cierpliwości, Ozzborn, juz wszystko jest o.k.
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:31   

:bravo mad, dzielnie sobie poradziłeś, a już chciałam spieszyć z pomocą
 
 
Godzilla 
kocia mama


Posty: 14145
Skąd: Warszawa
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:32   

Tak tak, gdyby można prosić w jakiejś wolnej chwili o skasowanie części gwiazdek, bo źle się czyta.

Edit - tylko części od końca, nie wszystkich, bo mi ekran rozciągają.
_________________
Blog
Kedileri çok seviyorum :mrgreen:
Ostatnio zmieniony przez Godzilla 29 Marca 2009, 23:37, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:34   

Gwiazdki mają o nocy przypominać. Takie nawiązanie do tematu ;P:
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:35   

A w ogóle to świetny pomysł z uszeregowaniem ich malejąco-objętościowo. :bravo :D

EDIT: mad chodzi o to, że jest ich za dużo w liniach i to blokuje dopasowanie (zawijanie tekstu) i trzeba przesuwać poziomym suwakiem.
EDIT2: według moich szacunków usunięcie 15 sztuk z każdej linii powinno załątwić sprawę.
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
Ostatnio zmieniony przez Ozzborn 29 Marca 2009, 23:39, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Godzilla 
kocia mama


Posty: 14145
Skąd: Warszawa
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:36   

Brawo, przed północą zawisły. Jutro będę czytać, o ile się dobudzę.
_________________
Blog
Kedileri çok seviyorum :mrgreen:
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:46   

Dobra, usunąłem połowę gwiazdek. Może macie rację. Znam ten ból - niedawno przez dłuższy czas musiałem pracować na 12-calowym monitorze.
 
 
Godzilla 
kocia mama


Posty: 14145
Skąd: Warszawa
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:48   

No, teraz się mieszczą.
_________________
Blog
Kedileri çok seviyorum :mrgreen:
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 29 Marca 2009, 23:53   

Przeczytałam siedem, reszta na jutro. Na razie zupełnie nieźle.
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 30 Marca 2009, 00:04   

No to fajnie, że wszystko się udało,

mad, termin 16 dni :?:
 
 
anja.sfanvitch 
Gollum

Posty: 21
Skąd: lubelskie
Wysłany: 30 Marca 2009, 00:06   

Fajnie fajnie :)


Zadziwiające jest to, że edycję "Przed świtem" zdominowały koty.
_________________
Pierwszy samochód ominął go z boku, drugi zatrąbił.
Zszedł więc na chodnik,
zwolnił.
 
 
Ozzborn 
Naznaczony Ortalionem


Posty: 8409
Skąd: z krainy Oz
Wysłany: 30 Marca 2009, 00:08   

Super, dzięki mad! Przeczytałem pierwszy, więcej po kąpieli :P
Recenzcje i głosy wyprodukuję jak ostatnio, tj. po przetrawieniu tekstów bez sprawdzania wyników ankiety i czytania innych opinii. Tym razem dodaję nowy ficzer - od razu po przeczytaniu wynotowuję sobie wady techniczne produktów (te większe, które mi zazgrzytają mocniej) :twisted:
_________________
Czerwony Prorok i Najwyższy Kapłan Ortalionowego Boga

'Irony is wasted on some people.'-T.Pratchett

"Ozzborn, pogódź się z tym. Twoja uroda jest Twoim przekleństwem." (c) baranek
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 30 Marca 2009, 00:16   

No pierwsze czytanie mam za sobą. :) Nad głosami się zastanowię. Ale mam kandydatów. Jak przeczytam drugi to zagłosuję :)
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 30 Marca 2009, 00:25   

xan4 napisał/a
mad, termin 16 dni


Żeby w święta nie wypadło zakończenie. Sam nie wiem, czy bedę miał wtedy dostęp do sieci. Zresztą wszyscy możemy być wtedy zajęci... Jeżeli dobrze policzyłem, to konkurs się skończy we wtorek po świętach.
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 30 Marca 2009, 00:29   

I dobrze. :D
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
Stargazer 
Frodo Baggins


Posty: 116
Skąd: miasto piękne inaczej
Wysłany: 30 Marca 2009, 02:22   

OK, przeczytalem calosc pierwszy raz. Mam czwórke kandydatów na te 3 punkty. Trzeba sie bedziepoglowic chwile. To juz nie dzisiaj :)
_________________
www.facebook.com/rockaxxess - jedyny rockstyle'owy magazyn na świecie ;)
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 30 Marca 2009, 07:35   

mad napisał/a
Już poprawiłem. Prosiłem, żeby przez parę minut nie pisać. Kursywa mi się zacinała. Chyba wszystko już jest ok.


mad, z segregacją szortów miałeś dobry pomysł, dorzuciłbym prośbę, by oceniać za:
- warsztat
- pomysł
- ogólne wrażenie

co my na to?
_________________
nie robisz za żadnego katalizatora, tylko za pierdzielizatora... by bio
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 30 Marca 2009, 08:24   

anja.sfanvitch napisał/a
Zadziwiające jest to, że edycję Przed świtem zdominowały koty.


czytać to jeszcze nie czytałem, ale nie byłoby to nic nowego na tym forum ;P:

mad napisał/a
Żeby w święta nie wypadło zakończenie.


masz rację, w następnej edycji nadgonimy
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 30 Marca 2009, 08:46   

chyba pierwszy oceniam, hyhy

1. Azyl - warsztat trochę kuleje, nie bardzo załapałem o co chodzi z oniryczną mgłą, niezbyt czytelne zakończnie

2. Godzina wilków od razu wpadka na początku tekstu (pierwsze zdanie). Później autor wprowadza tylko zamieszanie, chaotyczny tekst, główny zarzut - rozjechała się kompletnie narracja, może tak ma być: magicznie?

3. Po zmierzchu Ani pomysłowe, ani wybitnie warsztatowe, zbyt dużo niewiadomych - wprowadzenie nazw, bez podanie ich definicji (opisu po co i dlaczego?), np. RE ? - Radio Erewań? Radio Ewangielickie? i tak od początku do końca.

4. Jak pech... - ghrrr - magia i pamięć przenośna - strasznie zabolało. Pomysł trochę z czapy - zahuczało, zaszumiało, błysnęło i odleciało w niepamięć

5. Logos nierówny warsztat - raz teksty jak w liceum, a czasem dość fajne porównania - świadczy o braku dyscypliny tfurcy, pewnie miało być poetycko, a wyszło jak zwykle, za długaśne dywagacje bohatera, nużą. Gdyby jeszcze uratowac tekst inna puentą...eh.

6. Przed świtem warsztatowo kuleje, opis miesza się z emocjami, rozjechana narracja, słuchać zgrzytanie w trakcie czytania. Na pewno pomysł jest, gorzej z puentą, brak dramaturgii show - równie dobrze mogłby robić coś bardziej fizjologicznego. Do poprawy.

7. Okopy na początku nie załapałem, czy szczur to może jack? Zegarmistrz i żółnierz? Według mnie pomylona kolejność, w dodatku po co podajesz, ze jest zegarmistrzem? A koniec rozwala całkowicie - śmierć lata se z kosą...banalne aż do bólu.


8. Rozstajne
nareszcie sprawny warsztatowo tekst, znalazłem tylko jedno zdanie niepasujące do klimatu: Obecnie są jedynie teleporty, w dodatku po awarii. - nie wiadomo po co? taka liryczna kocia opowieść


9. Świt - klimatyczna córka Hyperiona, zwiastunka jutrzenki...no i co z tego? generalnie bardzo sprawny tekst, klimatyczny.

10. Strażnik - świetny tekst, bajka dla dorosłych, posiada głębię, tylko fatalne ostatnie zdanie - po cholerę? takie dydaktyczne wyszło, a juz bałem się, że bedzie hit.


11. Życieszort w formie filmowych kadrów, pod koniec dialogi trochę papierowe i zakończnie takie, hm...tragiczne? Co niby miał zrozumieć?

12. Nocna tragedia kot ninja zabójca? Ale dlaczego zabijał? dostał zlecenie? Z nudów, dla rozrywki? Nie wiadomo, kto jest zabójcą, a kto ofiarą, narracja szwankuje

13. To nie jest opowieść o wampirach zawsze irytują mnie takie teksty, niby sprawne warsztatowo, forma jak najbardzej, ale po co? n-ty raz czytać o mękach tfurcy?

14. Wielkanoc
Rodzinny project management z humorem - hehe, tego jeszcze nie było.

15. Przed, czyli nie po Pomimo słabości do Zen, nie kupuje. Warsztatowo kuleje - jako praca domowa (KOAN) dla tfurcy: Gdybyś wisiał na drzewie, mając związane ręce i nogi, trzymając się gałęzi jedynie zębami, a na dole przybył by jakiś człowiek i zapytał cię "dlaczego napisałeś ten TEKST", to co byś wtedy zrobił?

16. Dziewczynka z nabojami kontrowersyjny, zgwałcona dziewczynka zostaje islamskim komandosem w amerykańskiej armii? Są dwa dźihady???

17. Nieme kino stanowczo za krótkie, nim człowiek wczuje się w klimat, bach i koniec. Sprawne, pewnie miało być o życiu, ale gdzieś umknęło.


Punkty podam poźniej, jakoś nie mogę się zdecydować w tej chwili.
_________________
nie robisz za żadnego katalizatora, tylko za pierdzielizatora... by bio
Ostatnio zmieniony przez MOFFISS 30 Marca 2009, 09:40, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 30 Marca 2009, 09:14   

anja.sfanvitch napisał/a
edycję Przed świtem zdominowały koty.


No bardziej do czytania nie można mnie było zachęcić :D Mam nadzieję, że zdążę przed wyjazdem :)
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
magda2em 
Vampirella


Posty: 561
Skąd: Warszawa
Wysłany: 30 Marca 2009, 09:21   

Ktoś powiedział "koty"? :mrgreen:
Do kiedy można głosować?
M.
_________________
Alchemia Słowa || Strzeż się potwora - darmowa antologia
 
 
Godzilla 
kocia mama


Posty: 14145
Skąd: Warszawa
Wysłany: 30 Marca 2009, 09:33   

Jeszcze 15 dni.
_________________
Blog
Kedileri çok seviyorum :mrgreen:
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 30 Marca 2009, 10:33   

głosuję na:

8. Rozstajne
10. Strażnik
14. Wielkanoc
_________________
nie robisz za żadnego katalizatora, tylko za pierdzielizatora... by bio
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 30 Marca 2009, 10:36   

MOFFISS, :bravo pirwsze głosowanie za nami :!: :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
marcolphus 
Batman


Posty: 514
Skąd: Kraków
Wysłany: 30 Marca 2009, 12:29   

Głosuję na:

1. Azyl - fajny klimat, choć końcówka mocno rozmyta
4. Jak pech... - sympatyczne i zabawne, lubię przyszłych magów-nieudaczników
14. Wielkanoc - bardzo fajne i śmieszne, świetnie napisane

Co do reszty, to większość mi się nie podobała. Motywy z kotami są już tak zjechane, że jak tylko widziałem, że bohaterem jest/są kot/y to już miałem dość ;-) Wolę psy ;-)
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group