Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Szorty - Władza

Który szort okaże się najbardziej władczy?
Bunt
5%
 5%  [ 9 ]
Defekt
11%
 11%  [ 18 ]
Głowa króla
0%
 0%  [ 1 ]
Jestem panem świata
4%
 4%  [ 7 ]
Niezbadane wyroki
3%
 3%  [ 6 ]
Oddzielne królestwo?
3%
 3%  [ 6 ]
Ofiara epidemii
1%
 1%  [ 3 ]
Omega?
5%
 5%  [ 8 ]
Opieka kompleksowa
3%
 3%  [ 6 ]
Poczet nie-ludzkich władców Polski
5%
 5%  [ 8 ]
Power girl
8%
 8%  [ 14 ]
Rozdwojenie władzy
0%
 0%  [ 0 ]
Siła wyższa
1%
 1%  [ 2 ]
Słonina
3%
 3%  [ 6 ]
Taka sobie historia
10%
 10%  [ 16 ]
Test
3%
 3%  [ 5 ]
Tryptyk o władzy
9%
 9%  [ 15 ]
Waładza
5%
 5%  [ 8 ]
Władza
3%
 3%  [ 6 ]
Zabawne draże
6%
 6%  [ 10 ]
Zwierzenie
1%
 1%  [ 2 ]
Głosowań: 48
Wszystkich Głosów: 156

Autor Wiadomość
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 20:46   Szorty - Władza

No to macie nową edycję szortów.
21 nowiutkich, pisanych na zamówienie opowieści o "Władzy". Parę szortów ma trochę przekroczony limit ilości znaków, nie zaznaczam ich, bo nie są to duże odstępstwa.
Mam szczęście do rekordów ( i to z 1 na końcu :D ).
Z racji przekroczenia 20 daję Wam 4 możliwości zaznaczeń.
2 tygodnie na głosowanie, tym razem chyba nie będzie za długo, bo jest co czytać :!:
Bawcie się dobrze :D :!:
***************************************************************************

Bunt

– Przestań się stawiać, Navier – rozbrzmiał głos za plecami młodzieńca o blond włosach. – Czy po to dostałeś plany podziemi, by teraz odmawiać udziału w misji? Masz wejść do wieży i pokonać strażników. Potem schodzisz do podziemi przez ukrytą w podłodze klapę, idziesz tunelem aż do mrocznych czeluści zamku, gdzie czeka na ciebie zły czarnoksiężnik Morton, który jest w posiadaniu twojego rodzinnego artefaktu. Czy to aż takie trudne?
– Te mroczne czeluści nie brzmią zbyt zachęcająco – odparł Navier.
Stał z założonymi rękoma wśród wysokich, pożółkłych traw, wpatrzony w posępny krajobraz. Była chłodna jesień. Nagie, czarne gałęzie drzew nikły we mgle. W bladym świetle poranka na odległym wzgórzu pyszniła się potężna wieża. Wzniesiona została z ciemnego kamienia, przez który biegły migoczące, zielone smugi.
Navier poprawił na plecach łuk, przesunął pas z mieczem, wygładził ubranie. Wytarłszy rękawem nos, przybrał naburmuszoną minę. Ani myślał ruszać do akcji.
– I w ogóle nie przemawia do mnie idea walki z tym całym Mortonem – rzekł nagle z wyrzutem. – To zwykły złodziej. Niby za kogo on się ma?
– Dobrze wiesz, że jest groźny. To szalony władca zrujnowanej krainy. Chce odkryć działanie magicznej bransolety, którą ci ukradł i wykorzystać ją do zniszczenia reszty świata. Przywołuje piekielne istoty. Eksperymentuje na jeńcach. Przecież widziałeś w bitwie na Wzgórzach Ognia pół kobiety, pół harpie, mężczyzn z głowami drapieżnych ptaków i ciałami jaszczurów! Niektórzy wyglądali jak ucieleśnienie rogatych diabłów, którymi straszy się niegrzeczne dzieci…
– Tak, tak, pamiętam aż za dobrze – przerwał zniecierpliwiony Navier. Nie lubił, gdy ktoś poruszał nieprzyjemne wydarzenia, a do takich z pewnością należały bitwy, w których brał udział, choć robił wszystko, by trzymać się od nich z daleka. – Tylko czemu znowu ja mam walczyć? Do tego zupełnie sam? Ostatnio miałem chociaż wsparcie – burknął z wyrzutem.
Odszedł kawałek dalej. Co prawda ostatnim z jego kompanów był mały chochlik, darzący go fanatycznym wręcz uwielbieniem, ale to zawsze jakaś pomoc… Zapatrzony w przyprawiającą o dreszcz wieżę, przystanął za gęstymi, suchymi zaroślami.
– To nieuczciwe! – warknął nagle i tupnął nogą. – Nie wierzę, że to jest jedyna droga do warowni Mortona, musi być jakieś inne wejście!
Wyciągnął zza pazuchy plan i przebiegł wzrokiem po plątaninie korytarzy.
– Co to za wielka czerwona kropka w rogu? – mruknął z niechęcią.
– Smok.
– Aa! – wrzasnął Navier i cisnął zwojem o ziemię. – Nie ma mowy, żadnych smoków! Po ostatnim do dziś śnią mi się koszmary! Wszystko, tylko nie smok, wypraszam sobie! Niech idzie ktoś inny!
– Navier, oddychaj głęboko. Wdech, wydech. No, jeszcze raz. Uspokój się.
– Nie idę, rozumiesz? Nigdzie nie idę! To, że jesteś autorem opowiadania wcale nie znaczy, że możesz ze mną robić, co ci się żywnie podoba!

Defekt

Hrabia Vort, Namiestnik Trzeciej Prowincji, miał zły dzień. Zblazowany siedział na Sali Powitań, wypełniając swą słuszną posturą fotel, z którego zwykł przyjmować gości. Czekał.
Wtem drzwi pomieszczenia otworzyły się i do środka wpadł, chudy jak szczapa, kamerdyner.
- Mości hrabio! - wykrzyknął. - Wrócili!
- Znakomicie. Dawać ich tu!
Służący wybiegł, a po chwili na Salę weszło dwóch poturbowanych jegomości. Twarze mieli umorusane, a z ramion zwieszały im się pogięte resztki pancerzy. Chwiejnie stanęli przed fotelem.
- No i co? - spytał hrabia. - Bestia ubita?
- Niezupełnie, mój panie - z zakłopotaniem zaczął niższy z rycerzy.
- Jak to?
- Z potworem jest coś nie tak - odparł wyższy. - Dziwnie się zachowywał.
- To znaczy?
- Gdy podeszliśmy do jaskini, w ogóle nie zaatakował. I nie zionął ogniem.
- Nie?
Bestia z Gór słynęła z tego, że jednym, płomiennym oddechem była w stanie zwęglić oddział wojska. Brak pirotechniki był wyjątkowo podejrzany.
- Ani trochę, tylko syczał. A potem zadymił.
- Niebywałe - Vort pokręcił głową.
- I jeszcze rzęził tak dziwnie. Jakby coś w nim zgrzytało.
- Pewnie zjadł coś niezdrowego.
- Nie, raczej jakby mu się... jakieś tryby rozregulowały.
- Co mi tu bredzicie? - rozeźlił się hrabia. - Że Bestia jest nakręcana? Jak wyglądała na chorą, trzeba ją było dobić!
Rycerze spojrzeli po sobie. Potem odezwał się wyższy:
- Mości hrabio, to samo nam przyszło do głowy. Chwyciliśmy miecze i ruszyliśmy do ataku. Tylko, że...
- Że co? - warknął Vort tracąc cierpliwość.
- Jak ucięliśmy potworową głowę, ona... ona... gruchnęła o ziemię i wysypały się z niej kółka zębate.
- A potem bestia zabulgotała i zaczęła nas ścigać - wtrącił niższy.
- Bez głowy? - zdumiał się Vort.
- Właśnie tak. Chociaż dziwnie nas goniła, jakby na kółkach jechała.
- Na kółkach? - powtórzył hrabia, podnosząc głos.
- Tak. A potem wywróciliśmy się opacznie, bośmy nie patrzyli pod nogi, i przejechała po nas. Dlatego tak wyglądamy.
Vort ukrył twarz w dłoniach.
- A co z potworem? - wymamrotał.
- Zatrzymał się na drzewie.
- Możecie odejść.
Rycerze spojrzeli po sobie.
- Wynocha! - huknął hrabia. - Kamerdyner! Zawołać mi Kowalskiego!
Goście oddalili się w pośpiechu.
Kilka minut później do Sali wszedł otyły jegomość z dłońmi jak bochenki chleba. Był to naczelnik Cechu Rzemieślników, Główny Młotkowy, Kowalski. Nosił roboczy fartuch, z którego kieszeni wystawały rozmaite narzędzia.
- Fuszerka! - zagrzmiał doń Vort.
- Co takiego, mój panie?
- Potwór się rozstroił!
Kowalski pobladł.
- Jak to?
- A tak to! Bubel mi sprzedaliście! A tyle razy mówiłem: bestia ma być jak żywa. I nie do zabicia ma być!
- Ale...
- Milczeć! Rycerze z sąsiednich prowincji przyjeżdżają tu, by potwora ubić, złoto w karczmach zostawiają, nową broń kupują, przemysł rozkręcają, a ty mi konstruujesz bestię z defektem?
- Panie...
- Ty mi tu nie panuj, Kowalski! Nowego potwora masz zmajstrować! Na gwarancji i z pełnym serwisem. I niech się nie psuje! Pamiętaj, Kowalski, sprawny potwór gwarantem dobrobytu całej prowincji!
- Pamiętam, mój panie - gorliwie przytakiwał kowal. - Dzięki bestii mamy złoto i turystów. No i pobudza się to... no... gospodarstwo.
- Gospodarka! - rozwścieczył się Vort, rwąc włosy z głowy. - Gospodarka, durniu!
Kowalski uciekł w popłochu. Hrabia został sam. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się ścianę. Wszystko w nim wrzało, ale w końcu emocje zaczęły opadać.
- Do diaska - mruknął do siebie. - A wystarczyło zatrudnić Japończyków.

Głowa króla

Głowa króla spadła wprost do kosza. Tłum zgromadzony na rynku zawył z zachwytu. Niezliczone kapelusze wystrzelono w górę i na pewno nie wszystkie wróciły z powrotem do swoich właścicieli. Mężczyźni pobrzękiwali kuflami, rechocząc basowo. Bursztynowe podłe piwsko wylewało się na bruk. Kobiety chichotały, pozwalając ponad przyzwoitą miarę obściskiwać się zgrabiałym łapskom.
Król zachował się honorowo. Przegrał zakład o życie ze swoim doradcą i życie oddał.
Siekierę w dłoni dzierżył sam doradca, asystowała mu gwardia przyboczna, którą sobie wyhodował bez wiedzy króla.

- Dlaczego król przegrał zakład? – zapytała potem córka zamordowanego. Przecież miał rację ponad wszelką wątpliwość.
- Masz słuszność, pani – doradca uśmiechnął się szyderczo i posłał niedoszłej następczyni tronu szyderczy uśmiech. A za nim błyszczące w świetle świec ostrze.

Głowy poddanych spadały wprost do kosza. Tłum zgromadzony na rynku topniał, jęcząc i zawodząc. Gwardia przyboczna wybiła z głupich łbów marzenia o piwsku i obściskiwaniu niewiast. O życiu też.

Jestem Panem świata

To prawda - jestem panem świata. Stwarzam i zabijam, wysłuchuję uniżonych próśb albo śmieję się z nich do rozpuku. Taki jest przywilej boga – niepotrzebna, aczkolwiek łechcąca próżność ekstrawagancja. Spełniam każdy swój kaprys, jakże często ku udręce wiernych. Bawię się w kotka i myszkę z najpotężniejszymi istotami zamieszkującymi świat, który przecież stworzyłem i jest mój.

Królowie to kruche posągi lękające się zdrady.
Generałowie są żałosnymi więźniami chorych ambicji.
Przeciętny człowiek jest nikim.

Śmieję się im w twarz, bo uważają, że jestem dobry. Naiwnie sądzą, że skoro pozwoliłem im żyć, spełnię każde marzenie. Dla nich jestem wszechpotężny.
Dla wszystkich innych również.

Sądzisz, że Twoja sytuacja wygląda lepiej? Pomyślisz sobie, że skoro wspomniałem o królach i generałach – jesteś bezpieczny. Może jednak odczułeś niesmak, gdy zlekceważyłem ludzi przeciętnych? Krąg się zaciska, nie uciekniesz, nie masz szans.

Bóg widzi wszystko, bóg wie wszystko. Panuję nad Tobą tak długo, jak tego pragnę. Zastanawiasz się, czy to możliwe? Preferujesz ateizm lub agnostycyzm? Nieważne, bo ja jestem Twoim bogiem i władcą. Jedynym panem czasu, który właśnie straciłeś. Narratorem.

Niezbadane wyroki

Sala posiedzeń zapełniła się nieziemskimi bytami. Aniołowie wszelkiej maści usiedli z prawej strony, delegaci świętych pańskich - z lewej. Gdy ucichł gwar, Archanioł sekretarz zainicjował modlitwę, która niczym fala radiowa rozeszła się po niebie, niosąc błogosławieństwo i błogość każdej napotkanej istocie. Gdy wybrzmiał ostatni wers, Bóg zstąpił na monumentalną mównicę w kształcie góry Synaj. Wieki temu, w ramach obchodów tysiąclecia chrześcijaństwa, zbudował ją Józef robotnik. W niebie musiał się czymś zająć, obowiązki głowy świętej rodziny zostały wszakże anulowane. W ogóle święta rodzina uległa rozpadowi niczym pewna słynna drużyna ze Śródziemia...
Bóg odezwał się tymi słowy:
- Mamy problem. Władza wymyka mi się z rąk. Ludzie odchodzą nie tylko od chrześcijaństwa, ale w ogóle od religii. Musimy temu zaradzić.
Szmer rozległ się na sali. Gdy Wszechmocny pytał o radę, nie czuł się bezradny, lecz pragnął udowodnić aniołom i świętym, że po raz kolejny potrafi zaskoczyć, a popularny ustęp: „niezbadane są wyroki boskie” nie stracił na aktualności.
Oczywiście słowa Boga usłyszało całe niebo i natychmiast zaczął się ruch w rajskim interesie: bukmacherzy obniżyli kurs na szybki wybuch armagedonu, aniołowie stróżowie zmobilizowali się do pilniejszego nadzorowania podopiecznych, armia niebieska została postawiona w stan gotowości. Przygotowano nawet powołania dla rezerwistów ze Starego Testamentu. Na kartach mobilizacyjnych lśniły imiona najdzielniejszych wojów z mojżeszowego plemienia.
- A Watykan? – zapytał jeden z cherubinów. – Może czas otworzyć gorącą linię?
- Żeby mnie papież i wierni zadręczyli pytaniami natury teologicznej? – parsknął Bóg. – Od czasów tajemnic fatimskich mam dość ciuciubabki. Potrzebujemy rozwiązań praktycznych. Czegoś, co odciągnie ludzi od hedonizmu, telewizji i komputerów. O alkoholu nie wspominając.
W duszach niektórych świętych, zwłaszcza tych o krótszym stażu w niebie, zaświtała niepoprawna myśl, że być może Bóg rzeczywiście nie wie, co uczynić. Jednakże już pierwsze wypowiedziane w myślach słowa modlitwy pańskiej przegnały z doskonałych dusz zalążki bezbożności.
- Moi poddani przegrywają w wyborach, ateizm szerzy się jak zaraza. Zostało tylko jedno rozwiązanie.
Napięcie sięgnęło zenitu. Wszystkie anielskie pióra przestały falować i zaczęły drżeć. Wielu świętym na skutek zachwiania równowagi pospadały znad głów aureole.
- Musimy zejść do piekieł. Zamieszkamy tam jakiś czas.
Niebieska społeczność zaniemówiła. Sama myśl o diabłach, siarce i płomieniach przyprawiała wszystkich o palpitacje nieistniejących serc. Cisza stała się tak potężna, że słychać było próbę chóru z odległego zakątka raju.
- Ale Panie... – jęknął święty Paweł.
- Kochacie mnie bezwarunkowo? Ufacie bezgranicznie?

Sto lat później

Belzebub wycierał łzy, siedząc na zbezczeszczonej górze Synaj. Kazał ją przenieść z sali posiedzeń do własnego gabinetu zaraz po zajęciu nieba.
- O, ja głupi, tak się dałem podejść! Powinienem przewidzieć, że to podstęp – pluł sobie w brodę, a ponieważ miast śliny wypluwał siarkę, już dawno brodę spalił. Spojrzał z góry na ziemski glob i po raz kolejny skonstatował, że przegrywa. Już nie należy do grupy trzymającej władzę.

Oddzielne Królestwo?

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Przedarły się przez zabrudzoną szybę i oznajmiły, że czas rozpocząć nowy dzień. Spojrzałem dookoła. Plamy, pajęczyny; nie tak wyobrażałem sobie swoje królestwo.
Jak byłem młodym królewiczem marzyłem o tym aby zastąpić ojca na tronie, a teraz? Teraz gdy to nastąpiło, chciałbym wrócić do tamtych lat, kiedy nic nie zależało od moich decyzji, kiedy mogłem się swobodnie bawić, nie myśląc o królestwie, obowiązkach i moich poddanych.
Nie mogę się poruszać. To dziedziczne. Cały mój ród cierpi na tą przypadłość. Jako dziecko byłem przenoszony i przebywałem w przydzielonych mi pokojach. Po odziedziczeniu królestwa zostałem przeniesiony do Sali Tronowej i podłączony na stałe do aparatury podtrzymującej życie. Tutaj śpię, podejmuję decyzje, rozmawiam ze służbą i przede wszystkim, wysłuchuję skarg i próśb moich poddanych. Królowa, która przebywa w pomieszczeniu przeznaczonym dla kobiet, tuż obok mojej sali, wysłuchuje w moim imieniu niewiast z całego królestwa.
Przychodzą codziennie aby złożyć mi hołd. Każdy przynosi dla swojego ukochanego króla nektar i ambrozję, nieodłączne atrybuty władzy. Tylko parę razy podczas remontów pomieszczenia w którym przebywam, nie dopuszczano do mnie ludzi, ale wtedy i tak, robotnicy składali mi dary.
Służba od pewnego czasu nie pracuje tak jak powinna, nie zauważa wszystkich moich potrzeb. Źle sprzątają, żarówkę w Sali Tronowej wymienili ostatnio po 2 godzinach, a ze skarg moich poddanych wiem, że dopuszczają się rzeczy o wiele gorszych - usłyszałem, że za wizytę u mnie kazali sobie płacić!!!! Parę razy odźwierny zaspał i nie przyszedł na czas do pracy. Tłumaczył mi później, że nie otwierał drzwi, bo nie było żadnego poddanego z wizytą do mnie, a ja przecież słyszałem jak składają dary na korytarzu, przed moją salą.
Podobnie jak pod koniec panowania mojego ojca, służba pozwala sobie na zbyt wiele. Zaczyna się szeptanie za moimi plecami, że za stary, że nie radzi już sobie z tą powinnością, że mój czas się kończy i czas mnie wymienić. Pewno skończę jak mój poprzednik, na śmietniku historii. Nie mogę mieć jednak o to pretensji, przecież szybko zająłem jego miejsce.
Wydaję rozkazy, a oni obiecują, że zaraz je wykonają; ale czy to robią? Czy moje rozporządzenia wchodzą w życie, czy nie są przekręcane? Czy w najdalszych częściach mojego królestwa chwalą moją mądrość i zapobiegliwość, czy raczej przeklinają mnie za złe rządy? Tego nie wiem. Wiem tylko tyle, ile usłyszę od zaufanych dworzan oraz tyle, ile wywnioskuję z wypowiedzi poddanych.
No, ale poranny czas odpoczynku już się skończył, czas rozpocząć urzędowanie. Słyszę poddanych i drzwi do Sali Tronowej zaraz zostaną otwarte.
- Hej. Służba! – krzyknąłem głośno, aby usłyszeli mnie przed drzwiami – otwierajcie!

Gerdzia kończąc wycierać podłogę, usłyszała dziwne odgłosy. Pokręciła głową i powiedziała do mężczyzny, który przygotowywał właśnie talerzyk na drobne:
- Słyszałeś Marian? Znowu. Mówię ci, że jak nic z tym nie zrobią, to niedługo szlag trafi te całe ustrojstwo, a nas tutaj w piwnicy, to już całkiem zaleje. Ta cała aparatura już więcej nie wytrzyma. Cały dworzec wyremontowali, a ubikacje to co? Oddzielne królestwo?


Ofiara epidemii

Stefan Praktyczny był człowiekiem nieposzlakowanej uczciwości i głębokiej wiedzy. Nikogo nie zaskoczyło więc, że dokooptowany został najpierw do parlamentu, a później do rządu na stanowiska ministra finansów, rolnictwa, w końcu zaś obrony narodowej. Ostatni tydzień zaczął się jednak dla niego pechowo. W poniedziałek, wkrótce po przyjściu do pracy, ogarnęło go w całym ciele niepokojące mrowienie, które nasilało się zawsze wtedy, gdy podjąć miał jakąś ważną decyzję. Tego samego dnia składał w sejmie sprawozdanie z działalności resortu. Podczas przejazdu ulicami miasta zdawało mu się, że dziwna przypadłość go opuściła, jednakże wróciła akurat podczas interpelacji, gdy jedna z posłanek zaczęła zadawać mu pytania. Nie wytrzymał wówczas i krzyknął:

– Niech ktoś zabierze mikrofon tej małpie w niebieskim!

Wprawdzie później przeprosił koleżankę i przesłał jej kwiaty, wciąż jednak czuł niesmak i zdumienie. Wszak do tej pory nigdy nie zdarzyło mu się zachować w podobny sposób. Początkowo uznał, że jest to skutek zwykłego przeziębienia, lecz z upływem czasu było coraz gorzej. W środę zatrudnił u siebie siostrzeńca, choć dotąd stanowczo wzbraniał się przed takim postępowaniem. Wczorajszego wieczoru zaś, na urodzinach znajomego, zupełnie przypadkowo spotkał producenta transporterów opancerzonych. Dyskutował z nim właśnie na jakiś nie związany ze sprawami służbowymi temat, gdy nagle przez jego ciało przebiegło jakby stado mrówek, a w głowie usłyszał szept nakazujący zaproponowanie rozmówcy kontraktu na dostawy dla wojska. W zamian za odpowiednią gratyfikację, ma się rozumieć. Wyraźnie coś było nie tak. Może to pierwsze objawy grypy? Stefan postanowił odwiedzić po pracy rządową przychodnię.

– Niedobrze – powiedział lekarz, gdy skończył oglądać migdałki pacjenta. – Po znajomości powiem ci, że spełniły się nasze najgorsze obawy. Zdawało nam się, że całkowicie zwalczyliśmy tę chorobę sto lat temu, ostatnio jednak z różnych miejsc kraju otrzymujemy sygnały o jej powrocie.

– Jakiej choroby? – Minister wyglądał na przestraszonego.

– To właściwie jest tajemnica, ale pokażę ci, co odkryliśmy w pobliżu domniemanego ogniska epidemii. – Lekarz pogrzebał w szufladzie biurka i wyjął stamtąd zadrukowane, zszyte ze sobą kartki papieru. – Nazywa się to gazeta. Kilkadziesiąt jej egzemplarzy znaleziono podrzuconych w księgarniach, na kawiarnianych stolikach i w innych miejscach publicznych.

Stefan zabrał się do lektury. Tytuł artykułu na pierwszej stronie krzyczał wielkimi, czerwonymi literami: Minister obrony łapówkarzem!

– Ta gazeta jest z wczorajszego poranka – wyjaśnił lekarz. – W numerach z poprzednich dni także znajdują się poświęcone ci artykuły, a każdy z nich ukazał się tuż przed twoimi dziwnymi wyczynami.

Stefan brał do ręki kolejne numery i z rosnącym zdumieniem czytał: Minister obraża posłankę, Nepotyzm w rządzie, Tajemnicze powiązania Stefana Praktycznego.

– Nic z tego nie rozumiem – powiedział.

– Po prostu dopadło cię dziennikarstwo. – Lekarz schował gazety z powrotem do szuflady. – Zostałeś opisany przez dziennikarza.

Omega?

A w tych oczach to można zwyczajnie tonąć. Co tam zwyczajnie – nadzwyczajnie! Zapaść się i zaginąć, trwać w nieskończoności, umrzeć w chwili. Oczy wspaniałe, kuszące, magnetyczne. Te na twarzy też niczego sobie, chabrowe, lecz oczy właściwe wołają, mamią i tylko czekają by... Cóż, by pokonać przeszkody. Kwiecista bawełna jest najmniejszą z nich.
- Więc zrobisz to dla mnie? – od niechcenia poprawia rąbek sukienki, udając że cokolwiek zasłania – Proszę.
Rozkazuje. Odrywam wzrok od oczu, przenoszę niżej, przymuszony gestem. Wszystkowiedząca bogini leniwie przeciąga się, bose stopy szurają po wełnianym kocu, a ja czuję pulsowanie podbrzusza. Niedbale rozparta, opromieniona słońcem, świadoma swej doskonałości idealnie wpasowana w zieleń łąki, w czas, cykanie świerszczy, miejsce, brzęczenie owadów. Rozkazuj, proszę, rozkazuj!
- Wiesz, to będzie trudne – słabo się bronię, chyba tylko dla zasady. – Musiałbym kompleksowo. Bo wiesz, niby da się lokalnie lecz ze względu na powiązania...
Milknę speszony. Romantyczny język jak cholera, szlag by mnie trafił.
- A mówiłeś że masz władzę – mówi cicho, subtelnie dozując rozczarowanie. Wspaniała!
- Bo mam.
- Więc... – cudownie zawieszony na wydechu głos.
Więc? Wstaję z koca, obracam twarz ku Słońcu, wyciągam ręce. Nie muszę, mógłbym wydać rozkaz siedząc, lecz nieco dramaturgii jest szczyptą przyprawy, zaostrza smak, przygotowuje na danie główne, na te oczy. I nie tylko.
- Zatrzymaj się! – grzmię.
Oś Wszechświata zgrzyta i już nic się nie kręci. Dobrze że Galileusz tego nie dożył. Zatrzymują się galaktyki, gwiazdy, planety. Czarne dziury przestają zasysać materię, elektrony drgać. I zgodnie z życzeniem Ziemia zastyga w bezruchu. Przepełnia mnie poczucie siły. Tak dawno już nie robiłem rzeczy wielkich, nawet dużych, nawet małych. A przecież mogę wszystko... spieprzyć?
Siedzi podparta na rękach, z wyrazem zachwytu na twarzy. Jest cudowna, boska, podniecająca, spełniająca każde wyobrażenie o pokusie i obietnicy rozkoszy. Jest nieruchoma. Bo jedynie udały mi się Ziemianki, a cokolwiek innego robiłem... Ech! A najgorszy w tym wszystkim jest śmiech. Narastający, dudniący rechot Demiurgów z sąsiednich wszechświatów.

Opieka kompleksowa

Miałem wszystko. Od zawsze. Urodziłem się w bogatej rodzinie, więc już od najmłodszych lat przyzwyczajony byłem do życia w dostatku. Rodzice nie oszczędzali na inwestowaniu w wykształcenie swojego jedynego syna. Podstawówka, liceum, uczelnia - wszystko zawsze w najlepszym wydaniu i z najwyższej półki. Zero kontaktu z marginesem. Łatwo się domyślić jak to wszystko na mnie wpływało. Byłem traktowany jak pępek świata i tak też się czułem. Na rówieśników patrzyłem z góry i nimi gardziłem. Bo czym mogli mi zaimponować? Pieniędzmi? To ja miałem ich więcej. Talentem? Można było zapłacić, bym w różnych konkursach wygrywał ja. Nie byli w stanie mnie przerosnąć. To ja zawsze byłem obiektem ich zazdrości. Ale pożądliwe spojrzenia przestały mi wystarczać. Ja chciałem mieć nad nimi władzę! No, może nie tyle nad nimi samymi, co nad ich emocjami. Chciałem bezkarnie niszczyć ich psychiki.
Byłem na tyle rozsądny, że nigdy nie starałem się szkodzić innym w sposób nadmiernie widoczny. Wolałem trzymać się na uboczu i z cienia obserwować efekty moich destrukcyjnych starań. Już w przedszkolu oszpecałem zabawki innych i śmiałem się, kiedy widziałem płaczące oblicza moich rówieśników i gdy obserwowałem jak biegali do wychowawczyni, bezsilnie pokazując urwaną nóżkę swojego ulubionego misia...
Na wyższych etapach edukacji obrałem inną, mniej bezpośrednią taktykę. Dzwoniłem do kolegów, podszywając się pod pracowników różnych instytucji i kłamałem im w żywe oczy. Wbijałem im do głów, że popadli w tarapaty. Miałem bujną wyobraźnię: jednemu mówiłem, że za długi z kasyna ktoś chce mu połamać nogi, innemu, że policja dowiedziała się o jego przygodach z narkotykami. Uwielbiałem obserwować ich histeryczne reakcje i chaotyczne działania. Wymyślałem różne rzeczy. Pomagał mi w tym fakt, że sami mi się zwierzali. Na co dzień starałem się być ich powiernikiem, a gdy zaczynali mi ufać i opowiadać o swoich problemach, natychmiast to wykorzystywałem by napsuć im trochę krwi. Lubiłem patrzeć jak się męczą. Paru nawet zabiło się przez moje kłamstwa. Oczywiście starannie ich dobierałem. Nigdy nie byli to ludzie z silną osobowością. Nie wytrzymywali, gdy pokazywałem im spreparowane zdjęcia ich dziewczyn, pieprzących się z wielkimi Murzynami. To był dopiero ubaw! A że się zabijali? Cóż... Świat to nie miejsce dla słabych.
---
Lubię ironię i cynizm. Ale pod jednym warunkiem: wtedy, kiedy to ja jestem ironiczny lub cyniczny. A tu, k*rwa, taki klops. Widać za dobrze mi się powodziło i za dużo ludzkich wraków zostawiłem za sobą, bo życie postanowiło, że tym razem to ono będzie cyniczne wobec mnie. Standard: zbyt szybka prędkość, poślizg, drzewo. Ale mimo wszystko miałem chyba jednak szczęście, bo obudziłem się w szpitalu. Leżałem na łóżku i gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że pochyla się nade mną jakaś kobieta.
- Obudził się pan. – powiedziała.
No fakt. Nie spałem, ale nie miałem jak tego powiedzieć. Nie mogłem mówić. Widać wypadek uszkodził mnie w dosyć dużym stopniu.
- Co za szczęście, że trafił pan akurat do mnie. – kontynuowała przemowę. – Będę prowadziła pańską operację.
Ucieszyłem się na te słowa. Kobieta wyglądała naprawdę miło. Cóż, może w ramach podziękowań zafunduję jej po udanej operacji nieco miłych chwil? Aż się uśmiechnąłem na myśl o perspektywie przyszłego seksu z tą śliczną doktorką.
Następne słowa kobiety starły uśmiech z mojej twarzy szybciej niż Tomisław Tajner spada z progu skoczni.
- Operacja nie będzie trwała długo. Tylko muszę się jeszcze zastanowić jak się skończy. Sparaliżowanie? Amputacja? No nic, pomyślę jeszcze. Miłego dnia, niech się pan przygotuje, za dwie godziny zaczynamy!

POCZET NIE –LUDZKICH WŁADCÓW POLSKI.

Ponieważ zdajemy sobie sprawę, że historia naszego państwa, rozpatrywana jedynie z ludzkiej perspektywy, pozostaje rozpaczliwie niepełna i przeinaczona, a więc tym samym w wysokim stopniu zubożona, pragnęlibyśmy poniższą pracą przynajmniej w niewielkim stopniu uczynić zadość dziejowej prawdzie. (…). Tworząc notki o nie-ludzkich władcach naszego państwa, opieraliśmy się przede wszystkim na przekazach ustnych oraz najnowszych odkryciach archeologicznych. (...)

Obrotosław Podwodny ( 921 – 1013)

Władca jezior oraz terenów podmokłych w okolicach Krakowa, a następnie Poznania i Gniezna. Syn krakowskiego topielca i czeskiej rusałki. Zjednoczył zbiorniki wodne południowej oraz zachodniej Polski. Utrzymywał stosunki polityczne z książętami Polan, które zerwał zaraz po przyjęciu przez Mieszka chrztu. Mimo swojego wodnego imienia, utonął w trakcie przeprawy wojsk przez Odrę.

Nieruchomir Ciemnozielony (1000 -?)

Pochodził od rasy Dziwowężów. Potrafił przybierać ludzką postać, aczkolwiek, jak przekazują nam ruskie latopisy oraz bałkańskie pieśni ludowe, czynił to niechętnie. Okres jego panowania to nieustanne wojny przeciw Stolinom, Wilkołakom i Bolesławowi Chrobremu. Czterokrotnie żonaty. Mecenas sztuki, sam ceniony poeta, pieśniarz, zmieniacz skóry i kolorów. Pod koniec życia przyjął chrzest. Data jego śmierci do dzisiaj pozostaje zagadką.

Wypełzław Nieśmiertelny ( 1012 -….)

Również Dziwowąż, choć według źródeł niemieckich po prostu człowiek zamieniony w gada. Panował krótko, ale żyje do dzisiaj w Szwajcarii, gdzie naucza na jednym z uniwersytetów.

Szeleścian Sześcioramienny ( 1018 -1029)

Ostatni ze średniowiecznych władców nie-ludzkich. Pochodził z innego wymiaru. Mieszkał w dziupli drzewa. Próbował zreformować strony świata, wprowadzając dodatkowe trzy kierunki (w tym jeden wewnętrzny). Z powodu kłopotów z rozumowym opanowaniem trójwymiarowej przestrzeni utracił większość swego terytorium. Kawaler. Pojmany przez Prusów w puszczy, wzięty za ośmiornicę i bezpotomnie zjedzony. Zaliczony do grona pogańskich męczenników.

Wąskie ramy powyższej publikacji nie pozwalają nam na przedstawienie wszystkich nie -ludzkich przywódców działających na arenie dziejów naszego kraju. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że zainteresowanie mediów ( na polecenie jednej z niemieckich stacji powstaje film dokumentalny o rządzącym Polską w ubiegłym wieku cyborgu Jaruzelskim) stworzy klimat dla ogólnonarodowej dyskusji na ten drażliwy temat.

Power girl

Fajnie było. Staliśmy pod sklepem i straszyliśmy ludzi. Znaczy, piliśmy piwo, śpiewaliśmy i gadaliśmy głośno, a oni się nas straszyli. Znaczy, bali. Tłoczyli się za wiatą przystanku i starali się nie patrzeć w naszym kierunku. Nawet nie przechodzili obok, tylko drugą stroną ulicy. Śmiechu było co niemiara.
No i ona przeszła koło nas, aleśmy nawet jej nie zauważyli, jak szła do tego warzywniaka zakutana w jakiś bury prochowiec. Nawet nie było czasu pomyśleć, bo któryś z ziomków dał cyna, że staruch, co wsiadł do autobusu zadzwonił po gliny. Poszliśmy za sklep, trochę kur*ując na dziada. Ona właśnie wychodziła z warzywniaka z jakimiś chabaziami w siacie. Przyglądała nam się jakoś tak złośliwie.
Wróciłem pod sklep, bo co miałem niby robić cały wieczór. Zimno było, mokro i mgła i tylko piwo mogło pomóc, tak myślałem. Albo że może kto jeszcze przyjdzie z naszych. Dziewczyna czekała przed przejściem dla pieszych (chociaż nic nie jechało, tylko światło było czerwone, głupia) kiedy pojawiła się suka. Zwolniła i zaparkowała centralnie przed sklepem. Ludzie na przystanku skulili się w sobie. Tamta od razu złapała kontakt wzrokowy z jednym z psów. Uchylił okno.
- Jak panowie szukają tych chłopaków, co tu hałasowali, to poszli tam, za pawilon – powiedziała.
Nawet gliniarz wyglądał na zdziwionego, mało kto dziś kooperuje. Wysiadł, podszedł do niej i zapytał:
- Co?
Powtórzyła, to co, wcześniej i wskazała ręką za sklep, żeby nie miał wątpliwości, psi syn. Zaświeciło się zielone i poszła w ch*j. W mgłę poszła. Gliny pędem za sklep, gdzie – jak się potem dowiedziałem – spisali paru naszych, a ja - za nią. W uszach mi dźwięczało jeszcze, jak nazwała nas chłopakami. Może my tak na siebie mówimy, ale dla niej – myślałem – to jesteśmy panami. Niektórzy to nawet ponad czterdziechę mają na karku i stali tu już, pod tym sklepem, jak jej mać ulegała zaciążeniu.
Tak sobie myślałem idąc za nią, a ona szła coraz głębiej w osiedle. Tak się nie chodzi, mała, samotnie i po ciemku. Zaraz cię nauczę, co się dzieje niegrzecznym dziewczynkom i kto rządzi osiedlem.
W pewnym momencie zacząłem mieć złe przeczucia. Nie wiem, może kiedy wyciągnęła telefon. Komóry to się udaje, że się nie ma w takich miejscach. Co z tobą, bejbe? A potem weszła w tą wąską ścieżkę między blokami a szkołą. Ciemno tam jak w d*pie, mgła, że czułem się, jakbym mnie ktoś dusił mokrą poduszką, a ona sobie idzie rączym spacerkiem.
Wtedy zrozumiałem, że to jakaś power girl. Nie boi się glin, nas się nie boi i może sobie co sobie chce. Sztywna pała tego selera (pora – przyp. red.) wystająca z torby to pewnie jakaś maczuga świetlna, a te niby jabłka to plazmiczne granaty, jeden taki może rozp***dolić w drobny pył kwadrat pod blokiem.
Kiedy to sobie zrealizowałem taki mnie strach ogarnął, że nie wiedziałem, co robić. Na paluchach zboczyłem w trawnik, żeby mnie nie usłyszała i nie odwróciła się.
Cały ubabrany w rozmokłych psich gó*nach dotarłem do domu i szybko go nie opuściłem. Chłopaki przyszli trzy dni później. Wysłuchali, ale do dziś mi nie uwierzyli.
Mówią, że to dziewczyna z biurowca, że tu pracuje i widzą ją rano, jak kupuje pączki i chichocze z koleżankami. Ale ja swoje wiem. Warzywa też kupuje, widziałem. I ch*j.

Rozdwojenie władzy

...Odwołano poszukiwania kapitana Ahsora Uh’kana i jego załogi. Na pasach asteroidów nie znaleziono żadnych szczątków wraku. Po tygodniu nieprzerwanych wysiłków załogi sześciu statków ratowniczych powróciły do macierzystych portów. Na stacjach orbitalnych nie potwierdzono żadnych emisji promieniowania, pochodzących z eksplozji pojazdów kosmicznych w tym czasie. Więcej wiadomości po przerwie... „

***
- Znałem Ahsor Uh’kana, najwierniejszego sługę Imperatora. Nie znałam jego załogi. Ale Ci, którzy z nim latali, musieli być najlepsi. Śpijcie w pokoju, górnicy. Możemy ich jedynie zachować w naszych sercach. Śpijcie w pokoju bracia i siostry! – Pierwszy Paladyn Imperatora, dostojny Baaz Ar’keen zakończył mowę pogrzebową.

***
– Zbliżamy się do asteroidy! – Kapitan Ahsor Uh’kana usłyszał głos nawigatora. Barka górnicza powoli wchodziła na orbitę wokół nowoodkrytego obiektu.
Oczom kapitana ukazał się niezwykły widok: kilkanaście olbrzymich, pokiereszowanych wraków statków, których nie potrafił zidentyfikować, leniwie orbitowało wokół kilkukilometrowej asteroidy. Niewielkie części, prawdopodobnie oderwane w chwili eksplozji, tworzyły ruchomą i gęstą warstwę otulającą planetoidę pierścieniem kosmicznych śmieci.
– Jaki jest wynik skanowania? – zapytał Uh’kana stojącego obok technika.
– Na asteroidzie wykryto złoże platyny, około 100 000 m3! –
– Co? To niemożliwe!
– Też nie mogłem uwierzyć, ale to już piąta próba i dane są identyczne! – Technik zdenerwował się, co chwila ocierał pot z czoła.
Nagle z wnętrza asteroidy wystrzelił promień, uderzając w kadłub barki górniczej.
- ...Alarm…Do kapsuł!...

***
Ahsor ocknął się ponownie. Kolejne uderzenie gorąca przycisnęło go do ziemi. Piekielny ból wgryzał się w każdą komórkę jego ciała. Przypalana skóra skwierczała, zmieniając gwałtownie kolor.
– Dość! – rozległ czyjś głos.
– ON chce go widzieć żywego!
Morderczy przepływ ciepła zanikł natychmiast. Coś złapało więźnia za nogi i podciągnęło do góry.

***
– Inkwizytorze, heretycy przyznali się do winy i czekają na twój wyrok. – Zakapturzony mężczyzna rzekł jednym tchem, nisko opuszczając głowę.
– Wprowadzić!
Po chwili do Sali wpłynęła platforma, pod którą wisiały, umocowane za nogi, umęczone ciała załogi barki. Inkwizytor, odziany w purpurowe szaty, podszedł chwiejnym krokiem do kapitana Ahsor Uh’kana. Przyjrzał się zakrwawionej i częściowo zwęglonej skórze. Przeciągnął po twarzy kapitana palcem, po czym wsadził do ust, jakby rozkoszował się jego smakiem.
Nagle uniósł ramiona ku sklepieniu Sali i przeraźliwym głosem wrzasnął:
– Święte Imperium w odmętach grzechu. Nasze ciała są więzieniem naszych dusz. Ciało podlega rozkładowi. Wy, bluźniercy, wyznajcie swoje winy! Śmierć przynosi duszy wyzwolenie!
Skatowani ludzie tępo wpatrywali się w oprawcę. Cuchnęli moczem i strachem. Z otwartych ran sączyła się powoli krwistoczerwona posoka, spadające krople zostawiały rdzawe ślady na posadzce.
Niespodziewanie nad platformą pojawiła się błyskawica, emanująca snopami jaskrawych iskier. Ciała skazańców drgały w konwulsjach, krzyki i jęki mordowanych ludzi odbijały się szerokim echem.
Inkwizytor upadł na kolana, złożył ręce jak do modlitwy, po czym wyczerpany osunął się na podłogę. Po chwili otworzyły się drzwi i do Sali wkroczył Pierwszy Paladyn Imperatora, dostojny Baaz Ar’keen w towarzystwie dwóch barczystych mężczyzn i spojrzał z obrzydzeniem na leżącą postać, ubraną w purpurowe szaty.
– Atak minął, podnieście Imperatora. Statek jest przygotowany. Musimy zdążyć na ceremonię pogrzebową Ahsora Uh’kana!

Siła Wyższa

Gdyby przekraczając próg wiedziała w co się wpakuje, nie nacisnęłaby klamki. Skłoniła się sztywno. Formalność dawno powinna wyjść z mody. Nie wyrażała żadnego szacunku. Mężczyzna stojący do niej plecami, machnął dłonią. Właśnie – szacunek – koszmarna bzdura.
-Cóż za entuzjazm.
Obyło się bez komentarza.
-Jako twój przełożony, powinienem coś z tym zrobić – westchnął – ale za to cię lubię - odwrócił się z promiennym uśmiechem.
Uniosła lekko kąciki ust. Beznamiętna, chłodna postawa była jej wizytówką.
-Przy mnie mogłabyś być sobą…
-O tym chciałeś ze mną rozmawiać stryju? Jeśli tak, marnujesz czas– burknęła.
Patriarcha skrzywił się. Opadł w wielki fotel. Gestem nakazał jej zrobić to samo. Splótł dłonie na wydatnym brzuchu, rzucając zjadliwe spojrzenie i stłumił ripostę. Zanim został głową zakonu szczycił się kwiecistą wymową. Pamiętała te czasy. Chętnie ucięłaby sobie pogawędkę z krewnym.
-Nie mówię, że mamy problem, bo mnie wyśmiejesz –zaczął. – Trzeba mu jednak zaradzić. Ostatnio często nachodzą nas szpiedzy. System obronny wydawał się bez zarzutów, a sprzątnięto nam sprzed nosa kilka cennych drobiazgów –wydął wargi.– Nie o wszystkim muszę cię informować. W każdym razie, zdecydowałem się go zmodyfikować.
I tu zaczęły się schody. Mamy wszystko, by załadować nowe zaklęcie… -w jego oczach pojawił się blask.– Takiego jeszcze nie widziałaś…zboczyłem z tematu. Są składniki, nie ma formuły. Jak to możliwe? Cóż, twórca tego cudeńka nie egzystuje już w naszym świecie.
-Taa i co dalej?
-Odzyskasz tekst.
-No nie może być – parsknęła.– Nie chcę wiedzieć, komu tym razem mam się narazić – jej twarz nie wyrażała nic.
-Tu tkwi drugi problem. W sumie to i trzeci…
-Przestań mnie już zachęcać– przerwała mu.
-Dwa wieki temu zesłano Sotha w Ciemność. Nie mam pojęcia, czym się stał i czy w ogóle jeszcze JEST, o ile można to tak nazwać– zaironizował.– Ty masz szansę przeżyć, ewentualnie. To dość niezwykła podróż… - skwitował dumny z dowcipu.
-Stryju wybacz, że znów wpadną ci w słowo –warknęła. –Co nieco wiem o Ciemności. Nikt o zdrowych zmysłach się tam nie pcha.
-To się dobrze składa, nie szczycisz się takowymi – posłała mu zjadliwy grymas. – Aby zwiedzić to urocze miejsce trzeba umrzeć. Firley przygotowuje napój, by wprowadzi cię w pseudośpiączkę, z której możesz się nie wybudzić i pozostać na wieki z zawieszeniu pomiędzy światami, ale…
-Wychodzę.
-Siadaj!– Patriarcha użył Siły i ściągnął ją powrotem na fotel.– Nie drażnij mnie chyba widać, że nie jestem w nastroju. Nie będziemy ci mogli pomóc, nawet Meritherion nic nie zdziała– wyszeptał słowa modlitwy.– To musisz być ty. Posiadasz wystarczającą moc, by się tam dostać i z twoim szczęściem również stamtąd wrócić.
-Normalka, uśpij się, zabij, a potem wskrześ– mruknęła. Świece w komnacie przygasły.– Niech będzie Ojcze– westchnęła w przestrzeń.– Kiedy?
-Za trzy dni. Bierzesz?
-Cóż, przygotowania ruszyły pełną parą. Wybór to mam wieelki. Jak tego nie zrobię, będziesz mi wyrzucał do końca życia. Wolę zaryzykować dryfowanie międzyuniwersalne z doborową ekipą– usłyszała w głowie chichot, powstrzymała się od reakcji.– Coś jeszcze?
-Nie.
Nieuczciwa zagrywka. Wykorzystywanie władzy było jej domeną, a nie uginanie się do niej. Nie winiła Patriarchy, nie było innego wyjścia. Miała żal, że postawił ją przed faktem dokonanym. Przeklinała w duchu swoje zdolności, sprawiały same kłopoty.
„Czemu, nie urodziłam się debilem, życie byłoby prostsze.”
-Masz do mnie pretensje Fieann?– zapytał Merion.
-Mam. Dobrej nocy– mruknęła i wyszła.
Była stuknięta, a nie szalona. On żądał od niej kompletnego postradania zmysłów.

Słonina

Oto jak naprawdę zaczęła się ta cała historia:

Puszczona seria z PM-u wytłukła równiutki wzorek dziur w klinkierowej ścianie kamienicy - rykoszety zaświergotały jak ptaszki. Janek położył ogień zaporowy zza śmietnika, a Zosia w tym czasie dobrze ukryła się za trupem słonia, ubitego wspólnie przez obie walczące strony zaraz po tym jak zabłąkany pocisk z moździerza rozwalił ogrodzenie ZOO. Od dwóch tygodni miasto było otoczone kordonem wojsk Chińsko-Ukraińskiej Jednostrannej Armii i ustały wszelkie dostawy. Spitalać też nie było jak, strzelali z daleka, dowództwo obu stron trafił szlag, a tak po prawdzie to precyzyjny, chirurgiczny strzał energii z któregoś z militarnych satelitów. W tej sytuacji ubicie słonia to było coś na kształt trafionej inwestycji.

Kolejna seria ugrzęzła w szarej górze mięcha. Zośka nie zważając na ostrzał zabrała się do wykrawania kawała hm… słoniny, dość chudej niestety. Skóra na tylnej nodze była zbyt gruba nawet dla bagnetu od kałacha, ale ta na podbrzuszu już nie, zaraz… jak to było z tą wątrobą… do końca i na lewo… O! Jest! wielki kawał parującego jeszcze mięcha wylądował w plecaku, Zosia rozpoczęła przebijanie się w kierunku serca kiedy nagle świat wywinął fikołka i jeden tylko pisk w uszach świadczył, że mimo wszystko może jeszcze trwa.

Podchodziło ich dwóch, *beep* jeszcze, jeden coś mamrotał trzymając zapisane kartki, drugi zasłaniał się kawałkiem brzozowej gałęzi z przywiązaną na końcu czaszką szczura. Trzymał ją przed sobą niczym odbezpieczonego kałacha. Zosia pomalutku wgrzebała się do słoniowego brzucha. To ta czaszka, te świecące na czerwono oczy, to one sprowadziły koszmar. Przez ciało słonia przeszło drgnięcie, gdy młodszy z dwójki zaczął głośniejszą recytację. Słoń zrobił jeden krok, potem drugi, a Zosia z całej siły ściskała coś obrzydliwego, aby tylko nie wypaść.

Po jakichś 10 minutach marszu głośne okrzyki radości obwieściły koniec podróży. Zosia teraz naprawdę się przeraziła. Dotychczas myślała, że uda się jej wymknąć jak zapadnie noc, ale ta chodząca spiżarnia zgromadziła większość sił przeciwnika w jednym miejscu. A to oznaczało cholerne ryzyko wykrycia przez satelitę i wypalenie całego obszaru. Słonina na gorąco, cóż, świat podskoczył raz jeszcze …

Jasiek trwał w stuporze leżąc za swoim śmietnikiem i ściskał kolbę kałacha tak mocno, aż zbielały mu palce. To co widział nie miało prawa się wydarzyć. Wyobraźnia jednak podsuwała gotowe scenariusze wykorzystania tej potęgi, gdyby tylko udało się zdobyć tę różdżkę i te zaklęcia, władza nad Wrocławiem w ciągu tygodnia, władza na światem najdalej za rok. Marzenia poderwały go w końcu do działania. Wyjrzał zza murku śmietnika i spojrzał prosto w wycelowaną w siebie lufę. Na słaniających się nogach, osmalona, czarna od krwi i brudu stała Zosia.

- Jasiu? Jasieńku to ty? Zobacz co zdobyłam.
A Jankowi świat upadł do stóp. Zosia wyciągnęła właśnie wyśnioną różdżkę owiniętą w papiery z zaklęciami, po czym opadła zemdlona.

- Jasiu? Jasiu??? Wywłoko ty jedna, Panie Janie masz mówić, zobaczysz, jeszcze mi tu na rynku pomnik wystawią!

I tak to właśnie było, proszę ja was, ognie w słoninach, żadnych tam ruinach.

Taka sobie historia

Król wkroczył na dziedziniec z dumnie podniesioną głową i powagą na obliczu. Za nim wpadła w podskokach jego siostra, „zakała rodziny”, jak zwykł nazywać ją brat. Mimo braku kultury i umiejętności zachowania się w towarzystwie poddanych była bardzo popularna wśród obywateli Królestwa Okołotymiankowego. „To wszystko przez te białe skarpetki” – twierdził władca uparcie.
Na dziedzińcu zebrali się wszyscy mieszkańcy. Na chwilę odwrócili się od ogromnego ekranu, na którym emitowano film, by powitać królewską parę. Nic wtedy nie zapowiadało tragicznych wydarzeń, które miały niebawem nastąpić.
Król przystąpił do codziennych obowiązków. Uświadomił obywatelce-sklerotyczce, że to on jest najważniejszą osobą w Królestwie, dlatego to on pierwszy spożywa posiłki, następnie pożywić może się jego siostra a dopiero potem pozostali obywatele. Następnie obszedł całe Królestwo, zaglądając do wszystkich domów, przypominając mieszkańcom, że ich drzwi muszą być zawsze dla niego otwarte. Największym utrudnieniem jego ciężkiej pracy była oczywiście nadmierna czułość okazywana mu przez część poddanych. Niezwykle trudne było wytłumaczenie im, że nie zawsze i nie wszędzie chce być noszony na rękach.
Gdy nadszedł wieczór i władca wykonał już wszystkie ważne obowiązki, poczuł się bardzo zmęczony i głodny. Ku jego ogromnemu zdziwieniu kucharka odmówiła posłuszeństwa i nie chciała podać mu kolacji. Król był jednak dobrym władcą i jej nie zwolnił. Zresztą, nawet gdyby nie był tak wspaniałomyślny nie mógłby zrezygnować z usług zbuntowanej albo też zapominalskiej kucharki (ta druga wersja podobała mu się znacznie bardziej), ponieważ była to jedyna obywatelka Królestwa, która umiała przekonać jedzenie, by smakowało Królowi.
Niestety, jak się okazało nazajutrz, zła pamięć kucharki nie była powodem niewykonania jej obowiązków. Ich powodem był spisek.
Kiedy władca spał sobie spokojnie, porwała go, unieruchomiła i wywiozła bezbronnego poza miasto.
Tam wraz ze swoim współpracownikiem uśpiła go i okaleczyła. Na domiar złego, okazała się na tyle okrutna, by nie pozwolić mu godnie odejść z tego świata – przywiozła go z powrotem do Królestwa! Pijanego z bólu władcę pozostawiła na dziedzińcu narażając go na poniżenie na oczach poddanych.
Ale on był dobrym władcą. Jego godność – godność króla i godność kota - nie pozwoliła mu się poddać i opuścić swoich poddanych – piątki ludzi i jednego psa.

Test

Żyję w ciekawych czasach. Niecały rok temu na Ziemię ponownie zstąpił Jezus. Nasz Mesjasz. Nikt nie wie w jaki sposób się pojawił, nie nagrały tego żadne telewizje, także satelity nie odnotowały zakłóceń w przestrzeni okołoziemskiej. Po prostu się pojawił. Jak to Bóg. Nagle i niespodziewanie. Wszystkie wydarzenia zeszły w cień. Nikt nie mówił już o niedawno wywalczonym przez reprezentację Polski mistrzostwie świata w piłce nożnej. Na poboczu zainteresowania znalazły się również masowe morderstwa w Ameryce Południowej. Jezus był tematem numer jeden. Nie było tak, jak przewidywało wielu fantastów - Pan nie pozostał niezauważony. Stało się wręcz przeciwnie. Wszyscy od razu pojęli, że to naprawdę jest Syn Boży. Zresztą jego czyny nie pozostawiły ludzkości żadnych wątpliwości...
Masowe uzdrowienia, spektakularne nawrócenia, przebudzenia zmarłych – to był w tych czasach nasz chleb powszedni. Świat zaroił się od nowych Łazarzy. Jezus działał. Czasem też przemawiał. Słowo swego Ojca głosił z pasją i przekonaniem. Wybierał różne miejsca, raz była to przestronna hala w Polsce, innym razem niekończąca się równina w Stanach Zjednoczonych. Każdy kto tylko chciał, mógł go posłuchać, bo pojawiał się w wielu miejscach na świecie. I z początku wielu go słuchało. Ludzie chłonęli słowa Mesjasza z uwagą i nabożną czcią. Lecz z wyciąganiem wniosków było gorzej. Zachowywali się zresztą jak typowi chrześcijanie – pobożni tylko na pokaz, a w życiu prywatnym gotowi sprzedać bliźniego dla czystej satysfakcji. Ja na ten przykład ciągle słyszałem, jak w mieszkaniu obok sąsiad bije swoją żonę. I to mimo tego, że publicznie przytakiwał słowom Jezusa. Ludzkość. Niektórych spraw nie zmieni nawet przybycie Boga...
A propos Boga - Ten zaczął nam powoli powszednieć. Po chwilowym zachłyśnięciu się Jego słowami, wróciliśmy do starych zwyczajów. Wojna w Strefie Gazy wybuchła ze zdwojoną siłą, przywódcy państw członkowskich Unii Europejskiej ponownie skupili się na kształcie ustawy dopuszczającej w całej wspólnocie aborcję i eutanazję. Ludzie dalej ginęli. Przestali słuchać Boga, który zstąpił na ziemię. Olali go ciepłym moczem. I jak się można było spodziewać, On także przestał przemawiać. Coraz rzadziej spływały doniesienia o jego wystąpieniach, aż w końcu ucichły zupełnie. Bóg odszedł, a pozostali tylko uzdrowieni i ożywieni, których głos zanikał jednak wśród wrzasku pospólstwa, wracającego do codziennych przyzwyczajeń i wojen...
***
Umieram w ciekawych czasach. Do tej pory żyłem w przekonaniu, że makabryczne horrory o żywych trupach to czysta fantazja. Teraz okazuje się jednak, że jest inaczej. Ci, których ożywił Mesjasz, nie wrócili do życia tak, jakby chcieli tego ich bliscy. Owszem, na początku to byli normalni ludzie, z czasem jednak tracili umysł i powracali do najbardziej pierwotnych instynktów. Chcieli tylko mięsa. Chcieli nas, żywych. A gdy już kogoś dostali, albo go zjadali, albo przemieniali w sobie podobnych. Nie pytajcie mnie, na jakiej zasadzie się to działo. Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że horda ożywieńców stale się powiększa. Ja osobiście myślę, że to kara. Kara za to, że nie chcieliśmy się zmienić. Że nie potrafiliśmy się zmienić. Że miłość i poszanowanie życia były dla nas tylko pustymi frazesami.
Wizyta Boga miała swój sens. Pokazała mu, że nie jesteśmy godni, by przetrwać. Że władza, jaką dostaliśmy, władza nad naszym życiem, nad losami naszych cywilizacji, to dla nas za duże wyzwanie.

Tryptyk o władzy

Władza Księcia
***
Gdy rozkazywał, by wszyscy byli szczęśliwi – radosny śmiech dźwięczał wokół. Wskazywał dziewczynę a ta natychmiast spełniała najbardziej wyrafinowane życzenia. Zapragnął powąchać kwiat bzu w środku zimy – nie minęły dwie godziny, a u stóp leżał bukiet. Chciał zobaczyć pożar – miasto płonęło. Wypowiadał słowo a było ono spijane z jego ust. Miał nad ludźmi władzę, o jakiej nikt inny nie mógł nawet marzyć.
Mimo wszystko, Książę był nieszczęśliwy.
Od miesiąca rozkazywał Słońcu, by zmieniło kolor na zielony a ono wciąż było żółte.


Władza Czarownicy
***
Niepozorna, niebrzydka ale też nie piękność. Współczesna czarownica, elegancka, zawsze gustownie ubrana. Wzbudzała zaufanie. Mężczyźni chętnie zwierzali się jej z najgłębszych sekretów, czasem sami, czasem po czarodziejskiej miksturze, rozwiązującej język. Słuchała cierpliwie i z uwagą, notując każde słowo, nie tylko w pamięci. Wiedziała dużo, wybierając tych coraz bardziej wpływowych. Gdy nadchodził ranek, zwykle nie pamiętali. Miewała prośby, czasami drobne a czasem wymagające wielu starań. Nie mogli odmówić, gdy delikatnie przywoływała opowieści z minionych nocy. Miała ogromną władzę, chociaż musiała pozostawać w cieniu.
I to nic, że zapłaciła za nią własnym ciałem, uprawiając najstarszy zawód świata.


Władza Stwórcy
***
Tchnął w nich Słowo. Zabawne, mógł zrobić wszystko, ale nigdy nie chciał spowodować, by wykroczyli poza ramy, które sam nakreślił. Stworzył wszystkich, również Księcia i Czarownicę. Bawił się nimi, dopóki nie poczuł znudzenia. Ale zawsze wracał, kochał ten świat, własny świat. Lubił mieć poczucie panowania nad wszystkim, które niestety kończyło się w momencie, gdy zamykał brulion. Na zewnątrz czekała już inna rzeczywistość, której jego władza nie obejmowała. Ludzie, którzy nie chcieli pomóc w spełnieniu marzeń, chociaż potrzebował tak niewiele.
Dlatego wolał odejść w świat, którym sam władał.
Tam było lepiej.

Waładza

Połacie szarego nieba rozciągały się nad Kwadratowym Królestwem. Delikatne podmuchy wzburzały pokrywające niemal połowę kraju oceany. Nikt nie wiedział co znajduje się za nimi, i niewielu to interesowało. Prawdziwego Obywatela interesowały sprawy bieżące. A działo się wiele.
Po stu latach panowania Jego Królewska Mość Archibaldiusz Neroniusz Wspólny Drugi odszedł we śnie. Odszedł oczywiście, niemal naturalnie, co w historii Królestwa zdarzało się nader często.
Jego dwóch synów miało nieszczęście urodzić się bliźniakami, co może i zdarzało się wcale nierzadko, ale utrudniało jednoznaczne uznanie sukcesji. O kilka sekund starszy Teodoniusz Mrowiusz zwany później Ojcobójcą, już od lat planował zamach. Pewien swego nie spodziewał się, iż jego młodszy brat, zdołał go prześcignąć i w rezultacie po latach Radeniusz Smarkacz zyskał przydomek Bratobójcy.
Nie wybiegajmy jednak tak daleko w przyszłość.
Nazajutrz po śmierci ukochanego Archibalidiusza Tłum Obywateli wyległ na plac defilad przed Pałacem, aby wyrazić swoje niezadowolenie i smutek. Częściej to pierwsze. Straż królewska odpierała ataki plebsu całkiem efektywnie, głównie ze względu na spore różnice w zaawansowaniu technologicznym posiadanej broni. Tak czy owak okrzyki tłumu sprawiły, że wyczerpany knuciem Teodoniusz dał się podejść bratu i w drodze na plac nadział się na jego nóż.
-Ty?-Stęknął umierający
-Ja! Umarł Król, umarł królewicz, niech żyje Smarkacz!
Korona wykonała w powietrzu salto i wylądowała na łysiejącej głowie Radeniusza.
-Yes, yes, yes!- Wyrwało mu się. Pozwolił, aby zwłoki opadły na kamienna posadzkę, odrzucił podbijany futrem płaszcz i wyszedł do tłumu.

Tłum zamilkł, kiedy na podium pokazał się młodszy brat.
-Obywatele! Oto wasz nowy Król!
-Wała!- Krzyknął ktoś w pierwszych rzędach. Radeniusz niezrażony w myślach układał plan otrucia bliższej mu połowy tłuszczy.
-Rodacy!- Kontynuował -Przeszliśmy długa drogę, od barbarzyńskich plemion do zjednoczonego Królestwa! Pod panowaniem mojego nieodżałowanego ojca żyliśmy w latach pokoju i względnego dobrobytu. W rodzinie królewskiej zdarzyły się jednak dziś rzeczy straszne. Jedna śmierć to za mało dla złośliwego losu, która oprócz ojca zabrała mi dziś brata. Uległ on nieszczęśliwemu wypadkowi, wszyscy jesteśmy pogrążeni w żałobie. Podwójnej! Gdyż śmierć odebrała nam dwie wspaniałe istoty, którym Królestwo zawdzięcza tak wiele.
Radeniusz odczekał chwilę, aby łzy wzruszenia pojawiły się w oczach plebsu.
-Jednakże, bez obaw! Królestwo pozostaje zabezpieczone! Władza spoczęła w rękach ostatniego z rodu- Radeniusza Smarkacza Ocalałego!- Potoczył wzrokiem po zebranych- Który się wami zaopiekuje...
Reszta utonęła w ogromnym huku który rozbrzmiał w przestworzach. Szare dotychczas niebo stało się niemal czarne i z niesamowitą prędkością zbliżało się do Królestwa.
Tłum ogarnęła panika. Ludzie rzucili sie do ucieczki tratując się nawzajem, ale od spadającego nieba nie było ucieczki. Wezbrane wody oceanów zalały miasto, plac i pałac topiąc nieszczęsne istoty wraz z ich nowym królem. Zaledwie garstce udało się wbiec na najwyższe wzgórze z którego rozciągał się widok na apokalipsę,. Wody zawrzały, pałace runęły, śmierć zbierała okrutne żniwo! Nastał koniec ery dla Kwadratowego Królestwa, które już nigdy nie pozbierało się po katastrofie.
Jola wracała z pracy. Stukot obcasów niósł się przez uśpione osiedle. Późno, Jola była głodna, zmęczona i zła. Na dodatek padało, ciężkie krople bębniły w ulicę i zalewały jej twarz uniemożliwiając nawigację. Przeklinała pogodę, obcasy oraz zmęczenie. Spieszyła się do domu, aby ogrzać zmarznięte dłonie oraz w końcu coś zjeść. Nagle straciła równowagę na krzywej płycie chodnikowej, a jej spodnie zalała fala zebranej pod spodem wody.
-Shit! -Westchnęła. Spodnie były mokre do kolan, a płyta zapadła się kilka centymetrów w ziemię kładąc kres cywilizacji.

Władza

Władza jest jak narkotyk, władza to wielka siła… – nucę ten utwór odkąd usłyszałem go pierwszy raz. Nigdy nie zapomnę niepokojącego głosu Anji Orthodox wbijającego w mój mózg kolejne wersy pieśni, która zmieniła moje spojrzenie na życie. Wiedziałem, że Anja ma rację. Jednak, podczas gdy moi znajomi, pod wpływem tych słów, mówili o buncie i anarchii, ja zastanawiałem się jak władzę zdobyć. Teraz, po latach bezskutecznych prób, mogę wreszcie zażywać tego narkotyku do woli. I wierzcie mi, Anja nie kłamała. Nic nie upaja bardziej niż świadomość, że setki istnień są skazane na twoją łaskę i niełaskę. Uczucie triumfu kiedy padają u twych stóp jest doznaniem niemal transcendentalnym. Ludzie przychodzą do mnie i błagają, żebrzą o pomoc, a ja, w swej łaskawości wysłuchuję i wybawiam ich. A gdy czynię swe dzieło, nie przestaję nucić: Władza tak jak narkotyk / Władza to wielka siła / Rodzi miłość i lęk / Czasami też zabija. O tak. Zabijanie jest najlepsze. Kiedy widzę ich nędzne truchła, nie potrafię powstrzymać spazmów rozkoszy. Ci, którzy zostają wysłuchani, nazywają mnie Wybawicielem albo po prostu mówią mi Panie. Lecz imię, którym tytułują mnie najczęściej jest zarazem tym, które budzi największą grozę w mych wrogach. Jam jest Deratyzator.

Zabawne draże

Oddział był obrzydliwie biały i przerażająco czysty. Codziennie nabłyszczali go od nowa i czyścili z toksycznych oddechów. Z rzadka przyjmowali pacjentów. Dla ciężkich przypadków mieli skrzydło zamknięte.
Magda biła rekordy przełajowe od ściany do ściany. Cztery metry na trzy. Od czasu
do czasu rzucała poirytowane spojrzenie na padający za oknem śnieg. Szczęknięcie klamki zatrzymało ją w półkroku.
-Leki – wymamrotała salowa i zastygła z kubkiem w dłoni.
-Nie potrzebuję. Nie jestem chora – prychnęła Magda, wracając do przerwanego marszu.
-Oczywiście, że nie. To ja skakałam z piątego piętra.
Uśmiech na obu twarzach. Sterylne cztery ściany. Balkonu brak, a szkoda. Lubiła podziwiać widoki z lotu ptaka. Miała mętlik w głowie. Głosy spacerowały grupami, za każdym zwojem w mózgu czaiła się nowa teoria. „Nie jestem chora. Poślizgnęłam się na mokrych kafelkach. Tak pięknie wtedy padało. To oni są szaleni. Terapeuta wmawia mi jakieś urojenia, wahania nastroju. Miesza mi w głowie.”
Przy czterysta dwadzieścia trzecim i pół okrążenia wpadli sanitariusze. Trzymali ją mocno. Opasła blondynka wpychała do gardła kolorowe krążki. Magda gryzła, pluła i kopała. Wszystko na nic. Rosły kudłacz o aparycji orangutana zatkał jej usta. Trzymał tak długo, aż odruchowo przełknęła ślinę, pociągając w otchłań przełyku „ zabawne drażetki”, jak nazwał je paranoik Maks.
Niezwykłe, jak szybko powalały na kolana. Pustka w głowie otoczona tęczową, puchatą kołderką była przyjemnie relaksująca i odprężająca. Głosy zamilkły. Nikt nie przeszkadzał, nie snuł spiskowych teorii. Była sama. Wreszcie sama. Płakała i na zmianę cieszyła się z tego. Bez szeptów nie czuła się sobą. Wstydziła się, że jest jej z tym dobrze.
Nazajutrz znów przemierzała kilometry nikomu nieznanej trasy o precyzyjnie wyznaczonych ścieżkach. Była zdrowa, pełna sił i energii. Wraz z lokatorami w podświadomości układali plan ucieczki. Oswobodzenia z tego domu wariatów do świata ludzi normalnych, gdzie było jej miejsce. Salowa z wyrzeźbionym uśmiechem podsuwała kubeczek. Cukierki zalśniły w świetle jarzeniówki i wdzięcznie rozsypały się po posadzce. Punkt pierwszy zaliczony. Jak przybiegną kudłate orangutany – ucieknie.
Godziny mijały, a ona nadal pokonywała dystans pomiędzy ścianami. Głosy denerwowały się. Schemat został przerwany. I wzbudzał lęk. Magda nerwowo rozglądała się za drażetkami. Chemikalia miały władzę nad jej życiem. Dawały spokój i ciszę. Były dobre. „Nie jestem wariatką...jestem uzależniona od słodyczy.”
- Siostro! – zawyła tłukąc się w drzwi.

Zwierzenie

Siedzę na kanapie. Wygodnie mi tu, przytulnie i ciepło. Wpatruję się w okno, przez które mogę podziwiać świat pełen ludzi pięknych, zdolnych i bogatych. Czasami chorują. Wówczas leczą ich lekarze równie zdolni, młodzi i piękni. Wszystko kończy się dobrze. Kiedy zechcę, widzę świat pełen przemocy. Mogę zajrzeć gdziekolwiek przyjdzie mi ochota, na inne światy, planety. Przyroda nie ma przede mną tajemnic. Jeśli zechcę, poznam wszystkie języki świata.
Mam władzę nad wieloma krainami. Nawet nad krainą smoków. Jestem dla nich nietykalny. Świat zwierząt oddaje mi hołd. To do mnie trafiają aktualne informacje z całej ziemi. Jestem najlepiej poinformowanym władcą świata.
Byli tacy, którzy próbowali mi to odebrać. Zająć moje miejsce. Ich żałosne próby zawsze kończyły się niepowodzeniem. Przeważnie korzystali z mojej nieobecności. Przejmowali władzę na kilka chwil. Jednak, gdy tylko się pojawiałem, rezygnowali ze swych uzurpatorskich zamierzeń. Zawsze byłem łaskawy i pozwalałem im pozostać w moim pobliżu. Dobry władca, to łaskawy władca. Dzięki temu nigdy nie odebrali mi symbolu mojej władzy na długo. Zasiadali u mego boku i doradzali. Czasami pozwalałem im nawet wybierać świat, który chcą poznać. Umożliwiałem im wycieczkę do niego. Zawsze byli mi za to wdzięczni.
Dzieci mnie kochają. To ja zapewniam im rozrywkę i daję radość oglądania i wędrówek po świecie bajek. Otwieram im drzwi do krainy fantazji i wiedzy. One mnie uwielbiają niczym najlepszego czarodzieja.
Nigdy nie oddam swojej władzy.
Jestem... Władcą pilota...
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 20:48   

dżizas
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 20:48   

xan4, :bravo Trzeba będzie czytać na raty. Jestem pod wrażeniem :D
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 20:49   

:shock:
Szczerze mówiąc po ostatnim razie naprawdę mam wątpliwości, czy to dobrze.
Przeczytać przeczytam, ale zanim napiszę coś o każdym - trochę zejdzie ;)
 
 
Gwynhwar 
Tarmogoyf


Posty: 9817
Skąd: Z forum SF
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 20:57   

Łał o.o
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:05   

Adanedhel napisał/a
Szczerze mówiąc po ostatnim razie naprawdę mam wątpliwości, czy to dobrze.

no ja trochę też, ale powiedziało się a, trzeba powiedzieć i b,

teraz idę na spacer z psem, po powrocie mogę dalej przyjmować ewentualne poprawki :D


Agi, ratuj :!:

nie wpisałem do ankiety ostatniego szorta tj. Zwierzenie :oops:
Wpisz proszę :oops:
 
 
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:17   

xan4 napisał/a
no ja trochę też, ale powiedziało się a, trzeba powiedzieć i b,

Cóż zrobić, jak wysłali tyle? ;)
Dawać trudne tematy :twisted:
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:19   

xan4, jest problem, system nie przyjmuje ankiety z 21 opcjami.
Ci, którzy chcieliby oddać głos na "Zwierzenie", proszę na razie wstrzymać się z głosowaniem.
Wyślę pw do gorata, może coś poradzi.
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:22   

Biedna Bellatrix. Ciężko jej będzie to wszystko zmieszać z błotem :D
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:23   

kiedyś było dziesięć jeno, a po moim awanturowaniu się rozszerzono do 20 'i tak nikomu do niczego tyle nie będzie potrzebne'

edit lit
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
Ostatnio zmieniony przez Fidel-F2 30 Stycznia 2009, 21:28, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:25   

Wysłałam S.O.S. do gorata
 
 
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:27   

Może by zdjąć limit? Na wszelki wypadek.
 
 
Nocturn 
Nocturn


Posty: 1591
Skąd: dokąd?
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:44   

eee... mozna się p-rzejechać po tekstach tak na gorąco???

Straszną mam chętkę :P
 
 
Fearfol 
Pilot Pirx


Posty: 1098
Skąd: Przylesie Większe-Wałcz
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:45   

2 tyg to nie wiem czy będzie wystarczająco dużo czasu.


Nie zapowiadało się przecież na tyle, powiedzenie "Z małej chmury wielki deszcz (shortów)" się sprawdza.

Pobieżnie sprawdziłem całość i na szczęście dla moich oczu (czytam z monitora) jest kilka tekstów naprawdę "shortowych" , mniej więcej takich jak na 8 latka.
 
 
 
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:47   

Akurat dwa tygodnie to dobrze. Żeby przeczytać i z 30 szortów to dość. Zresztą sprawdziłem sam - 3 tygodnie to za długo.
Nocturn, chyba możesz. Choć zwykle rozjeżdżane były w pakiecie ;)
 
 
Nocturn 
Nocturn


Posty: 1591
Skąd: dokąd?
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:51   

Adanedhel, Jeżeli mogę to zrobie to po kolei... cała noc przedemną. Pracy dzisiaj nie dużo :P

Ostrze już sobie zęby i czyszczę walce do rozjeżdżania
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 21:54   

Nocturn, Ty tam po nockach wynaturzenia tworzysz :D
to oceniaj :!:
akurat po 2 szorty na noc Ci przypadnie,
Agi, całe szczęście, że to system, bo myślałem, że to znowu ja coś zwaliłem :D

edit:
gdybym wiedział, to nie robiłbym oczka :D
Ostatnio zmieniony przez xan4 30 Stycznia 2009, 22:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Nocturn 
Nocturn


Posty: 1591
Skąd: dokąd?
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 22:11   

BUNT
Tekst zamknięty zakończony suspensem. Nie mam zastrzeżeń co do formy. Nawet mi sie podobało. Sympatyczne, tylko troszkę ograne, całkiem nieźle napisane. Sprawiło mi frajdę jak czytałem. To duży plus :P
Osobiście nie lubię takiego dużego nagromadzenia przymiotników jak tutaj :
Cytat

Stał z założonymi rękoma wśród wysokich, pożółkłych traw, wpatrzony w posępny krajobraz. Była chłodna jesień. Nagie, czarne gałęzie drzew nikły we mgle. W bladym świetle poranka na odległym wzgórzu pyszniła się potężna wieża. Wzniesiona została z ciemnego kamienia, przez który biegły migoczące,zielone smugi.

Ale to moje zdanie i niekoniecznie jest to błąd.
Nie rozumiem też czemu autor podkreślał porę roku. Właściwie to do niczego nie było potrzebne. Uważam, że Shortach powinno się jak najwięcej niepotrzebnych rzeczy wycinać i zostawiac tylko to co jest istotne dla tekstu.
Cytat

Przecież widziałeś w bitwie na Wzgórzach Ognia pół kobiety, pół harpie, mężczyzn z głowami drapieżnych ptaków i ciałami jaszczurów!

Nie bardzo zrozumiałem autora w tym fragmencie. Pół kobiety, pół harpie. Czy to znaczy, że walczyły tam na Wzgórzach Ognia połowy ciał? Czy może chodziło Ci autorze o coś innego. Bo przecież harpia to kobieta-ptak. Dalsza częśc zdania też jest potworkowata albo ja nie mam zbyt plastycznej wyobraźni bo nie potrafie sobie w głowie ukazać mężczyzn z głowami drapieżnych ptaków i ciałami jaszczurów. To w końcu co w nich było tym kawałkiem męskości? A może lepiej nie odpowiadaj :P

Ogólniew mi się naprawdę podobało. Drobne wpadki nie psuja mi odbioru krótkiego tekstu. Short z humorem ... tak trzymać autorze :)


/edit
Zapomiałem poruszyć ten short w sprawie tamtu , którego miał się trzymać.
Autorze .... za bardzo nie widzę w tekście nic na tematy władzy. Jednak przy odrobinie dobrego podejścia moge uznać, że tytuł, który nadałeś sprawia prawem kontrastu, że jednak się kwalifikuje do tematyki władzy.
***********************************************************************
DEFEKT
Cytat

Hrabia Vort, Namiestnik Trzeciej Prowincji, miał zły dzień. Zblazowany siedział na Sali Powitań, wypełniając swą słuszną posturą fotel, z którego zwykł przyjmować gości. Czekał.

Tu mości autorze popełniłeś błąd, którego Ci nie mogę podarować. Stwierdzenie "miał zły dzień" i "zblazowany" o tym samym pasują do siebie jak wół do karety.
Według słownika języka polskiego zblazowany znaczy: znudzony, zobojętniały, przesycony wrażeniami, uciechami życia. I jakoś nijak mi to pasuje do określenia zły dzień.
Dodatkowo na sali się nie siedzi tylko na krześle czy tronie. Siedzi się w sali. Jeszcze bardziej dodatkowo. Czemu ta sala jest wielkiej litery? Nie rozumiem.
Cytat

.... po chwili na Salę weszło dwóch....

Czemu z dużej litery ta sala? Znaczy, że wcześniej to nie była literówka a zamierzenie, jeżeli tak to zupełnie jej nie rozumiem. Bo przecież sala nawet, jeśli jest salą powitań to nie jest żadna nazwa własna tylko określenie użyteczności danego pomieszczenia nie?
Cytat

Brak pirotechniki był wyjątkowo podejrzany.

Hm. Piszesz autorze wcześniej takie słowa jak "jegomości" czy "opacznie" i nadajesz pewną wartość opowiadaniu jakbyś miał zamiar lekko stylizować słownictwo, przynajmniej ja mam takie odczucie. A tu nagle wyjeżdżasz z tą pirotechniką. Mogę to przeżyć, nie jest to w końcu straszne, ale w pewien sposób zdradzasz tajemnice swojego tekstu. Jeżeli takie było Twoje zamierzenie to, to pomimo, że go nie bardzo rozumiem, akceptuję. Jeżeli nie to jest błąd fabularny.
Cytat

A tyle razy mówiłem: bestia ma być jak żywa.

Hm... Osobiście uważam, że nie powinno się używać takich znaków interpunkcyjnych jak cudzysłów czy dwukropek w dialogach. Psuje to odbiór tekstu, sprawiając jakbyśmy nie słyszeli tego, co mówi bohater tylko czytali. Wiem, wiem, że to czytamy, ale w końcu czytając wyobrażamy sobie jakbyśmy tam byli i taki dwukropek działa jak wiadro zimnej wody.

Forma zamknięta, zgodna z tematem, zabawna. Podobało mi się całkiem całkiem. Błędów fabularnych nie zauważyłem o ile ta pirotechnika byłą zamierzona.
Autorze, autorze. Zadam Ci pytanie teraz. Bez złośliwości, bo nie mam zamiaru nikogo urażać. Powiedz mi... ile czasu to opowiadanie odleżało zanim je przeczytałeś po raz drugi i wysłałeś? Bo pomysł dobry tylko warsztat troszkę zaszwankował.

/edity kosmetyczne i wycięcie mego błędu dotyczącego stwierdzenia "doń Vort"
*****************************************************************
GŁOWA KRÓLA
Nie rozumiem autorze. Naprawdę nie rozumiem o co Ci chodzi w tym tekście. Nie mam żadnego puntu zaczepienia. Dotyczy to władzy ale abolutnie nie mam jak sie ustosunkować. Stosujesz straszne skróty myślowe. Tekst nie jest zamknięty i ma duże braki w fabule. Nie wiemy gdzie jesteśmy, zero punktów zaczepienia dla wyobraźni oprócz szafotu. Doczepie się też słownictwa.
Cytat

Niezliczone kapelusze wystrzelono w górę

Co to znaczy wystrzelono? Z kuszy, łuku, karabinu?
Cytat

Siekierę w dłoni ...

Siekierą się ścina drzewa. Głowy obcina się toporem a do szlacheckich głów używano mieczy katowskich. Oczywiście to Twój tekst i to nie musi byc katowski miecz może być topór, ale kurka, nie siekiera.

Za dużo przymiotników w zdaniu. Oczywiście to moja prywatna ocena ale strasznie tego nie lubię, jak już mówiłem.
Bardzo mi się tekst nie podobał. Przykro mi to mówić jednemu z forumowiczów, ale to prawda.
*************************************************************************
JESTEM PANEM ŚWIATA
Nie mam nic obiektywnego do zarzucenia tekstowi. Forma jest zamknięta, dotyczy tematu, czyli wszystko jest tak jak być powinno z tej strony. Ale.
Właśnie jest ale. Bardzo subiektywne. Mianowicie nie lubię w tekście, który czytam potoków świadomości. Co prawda trzymasz to w ryzach Autorze, ale i tak mi się to nie podoba.
Sposób przedstawienia tekstu, chodzi mi o podział tekstu na takie jakieś zwrotki, nie podoba mi się strasznie.
Ogólnie nie dla mnie :P
**************************************************************************
NIEZBADANE WYROKI
Oh Autorze ... ostrzegam przejadę się po Tobie. Ale zanim zacznę jechać to Ci powiem, że bardzo mi się Twoje szorty spodobały :) Poważnie.
Ok to zaczynamy
Forma zamknięta z ciekawym zakończeniem. Trzyma się tematu jak trzeba. Dobrze się czyta. Plastycznie napisane.
A teraz będę lał.
Kilka kfiatków znalazłem, może były zamierzone, ale psuły mi klimat i strawność tekstu a szkoda, bo tekst fajny.
Cytat
Gdy wybrzmiał ostatni wers, Bóg zstąpił na monumentalną mównicę w kształcie góry Synaj.

Po pierwsze, co to znaczy, że wers wybrzmiał? To jakieś dziwne dla mnie jest. Wybrzmieć to się mi kojarzy z jakimś dźwiękiem z trąby, co się kończy a nie z wersem modlitwy. Powiedz mi Autorze jaki jest kształt góry Synaj, bo jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić. Myślę też, że nikt, kto jej nie widział nie umie sobie tego wyobrazić inaczej, niż jako no... górę. Gdybyś Autorze napisał, że to miał być symbol góry Synaj byłoby lepiej.
Cytat

W ogóle święta rodzina uległa rozpadowi niczym pewna słynna drużyna ze Śródziemia...

A to jest niepotrzebne, zaburza klimat i strawność. Czuję, że było to zamierzone i miało być humorzaste, ale tylko lekko zakwasiło.
Cytat

Bóg odezwał się tymi słowy:

Dwukropek psuje plastykę tekstu. To zdanie powinno brzmieć inaczej. Oprócz załamania plastyki tekstu nie pasuje to tego, co wcześniej napisałeś, tak jakbyś z opowiadania do jakiegoś sprawozdania przechodził.
Cytat

Szmer rozległ się na sali. Gdy Wszechmocny pytał o radę, nie czuł się bezradny, lecz pragnął udowodnić aniołom i świętym, że po raz kolejny potrafi zaskoczyć, a popularny ustęp: „niezbadane są wyroki boskie” nie stracił na aktualności.

Kursywą oznaczyłem fragment, który zaburza mi resztę. Bo w jakiś taki łamany sposób przechodzisz ze szmeru na sali to myśli Wszechmogącego. One przecież nie mają nic wspólnego, a Twoje zdanie sugeruje inaczej.
Pogrubiłem słowo, które powinieneś Autorze zmienić. Ustęp oprócz tego, że to ubikacja - czyli ma nieciekawe zabarwienie semantyczne, jest to : fragment tekstu opatrzony nagłówkiem. Myślę, że to powinno być słowo powiedzenie albo cos w tym guście.
Cytat

bukmacherzy obniżyli kurs na szybki wybuch armagedonu

Eee... Jakoś niegramatycznie mi to zabrzmiało strasznie i pokracznie. Mogę się mylić, ale okropnie to gryzie w oko.
Cytat

rezerwistów ze Starego Testamentu

Hm.. Stary Testament to część Pisma Świętego a nie jakiegoś miejsca, czy formacji wojskowej. Może powinno tam się dopisać z czasów Starego Testamentu, albo cóś.
Cytat

Żeby mnie papież i wierni zadręczyli pytaniami natury teologicznej?

Uważam, że słowo to powinno brzmieć zadręczali . Zadręczyli jest formą dokonaną, czyli w tym zdaniu absolutnie nie pasuje do wszechmogącego i wiecznego, nie?
Cytat

Sama myśl o diabłach, siarce i płomieniach przyprawiała wszystkich o palpitacje nieistniejących serc

Hehe rozbawiło mnie to zdanie. Śmieszne jest, ale niestety absolutnie nielogiczne :P
Cytat

Spojrzał z góry na ziemski glob i po raz kolejny skonstatował, że przegrywa. Już nie należy do grupy trzymającej władzę.

To słowo absolutnie jest nie na miejscu. Według Słownika Języka Polskiego skonstatować znaczy sformułować (w postaci wypowiedzi ustnej lub pisemnej) wniosek z wypowiedzi, dyskusji, dialogu itp. A domyślam się z kontekstu zdania, że chodziło Ci o coś w rodzaju zdał sobie sprawę , ale mogę się mylić.

Ogólnie mi się bardzo podobało i chyba nawet zapunktuje.
***********************************************************************

Z powodu pracy, która jeszcze mnie dzisiaj czeka, oraz wypłaszczenia mózgu kończę na dzisiaj miażdżenie :P
Ale nie cieszcie się, wrócę i dokończę niedługo :twisted: :twisted:
Ostatnio zmieniony przez Nocturn 31 Stycznia 2009, 01:01, w całości zmieniany 6 razy  
 
 
Nocturn 
Nocturn


Posty: 1591
Skąd: dokąd?
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 22:19   

xan4 nie mam dzisiaj pomysłu na wynaturzenie dziasiaj :P
Ale jutro też mam nockę :P To cos wymyśle. A dzisiaj może uda mi się przejechać po wszytskich tekstach.

PS - nie edytowałem swojego poprzedniego posta bo dotyczył on oftopu, który teraz tworze.
 
 
gorat 
Modegorator


Posty: 13820
Skąd: FF
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 22:50   

To ja spadam. Nara.





:P:
_________________
Początkujący Wiatr wieje: Co mogę dla kogoś zrobić?
Zostań drzewem wiśni.
---
鼓動の秘密

U mnie działa.
 
 
Gwynhwar 
Tarmogoyf


Posty: 9817
Skąd: Z forum SF
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 23:07   

Nocturn, jakbyś nie mógł zacząć od końca :|
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 23:17   

Łomatko, ale urodzaj. :) To ja się najpierw idę wyspać. ;)
 
 
Nocturn 
Nocturn


Posty: 1591
Skąd: dokąd?
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 23:18   

Gwynhwar, uhh?
Zaczyna się od początku ... tak matuś uczyła :P
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 23:19   

gorat, dzięki
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 30 Stycznia 2009, 23:31   

no to z tej racji, że ja te teksty znam trochę dłużej, to zacznę:
Bunt - dobrze napisane, dialogi, moja kula u nogi, tutaj bardzo dobre, pomysł ok, kandydat do punktu,
Defekt - jak powyżej, pomysł bardzo dobry, dialogi super, mocny kandydat do punktu,
Głowa króla - klimat bardzo ok, dobrze napisane, końcówka fatalna,
Jestem panem świata - podobny do Buntu, dobrze napisany z dobrym pomysłem,
Niezbadane wyroki - wykonanie bardzo dobre, pomysł taki sobie,
Oddzielne królestwo? - wykonanie średnie, trochę śmieszne, pomysł dobry lecz (niesmaczny?),
Ofiara epidemii - dobrze napisane, dobry pomysł, kandydat do punktu,
Omega? - fajny klimat, wykonanie dobre, fatalna puenta, ale kandydat do punktu,
Opieka kompleksowa - wykonanie bardzo bardzo, ale nie porwało mnie, puenta taka sobie,
Poczet nie-ludzkich władców Polski - tutaj dwa duże plusy za pomysł, mocny kandydat do punktu,
Power girl - spodobało mi się wykonanie i pomysł, kandydat do punktu,
Rozdwojenie jaźni - nie zrozumiałem niestety,
Siła wyższa - bardzo fajny klimat i pomysł, wykonanie dobre, kandydat do punktu,
Słonina - uśmiechnąłem się, wiem, że się zdarza, ale znowu nie tak często, dobre wykonanie, dobry pomysł, mocny kandydat do punktu,
Taka sobie historia - dobrze napisane, pomysł z racji pewnego towarzystwa na forum ma duże szanse, środek trochę niezrozumiały,
Test - podobało mi się, klimat ok, wnioski fajne, dobrze napisane, kandydat do punktu,
Tryptyk o władzy - klimat super, wykonanie bardzo dobre, bardzo mocny kandydat do punktu,
Waładza - fajne, śmieszne, dobrze wykonane, trochę oklepana puenta, kandydat do punktu,
Władza - duży plus za puentę, kandydat do punktu,
Zabawne draże - dobrze wykonane opowiadanie, którego nie zrozumiałem, dziwne,
Zwierzenie - plus za pomysł i puentę i tyle,

Ogółem wydaje mi się jak już wcześniej napisałem, że to dobra, wręcz bardzo dobra edycja,
kandydatów do punktów trochę było, więc punkty dostają tylko mocni kandydaci, tj:
Defekt, Poczet nie-ludzkich władców Polski, Słonina, Tryptyk o władzy,

edit: dopisek do końca, bo za wcześnie wysłałem :D
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 31 Stycznia 2009, 09:42   

Rany boskie, 21?

Przeczytam po południu, miałam męczący wieczór ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 31 Stycznia 2009, 10:44   

mad napisał/a
Biedna Bellatrix. Ciężko jej będzie to wszystko zmieszać z błotem


jak widzisz następny recenzent nam się objawił :D

ale to dobrze, dobrze jest przeczytać o innym spojrzeniu na swoje "wypociny", nawet jak się z nim nie zgadzasz :)

a i byłbym zapomniał, dziękuję xanowi 4 ( :lol: ) i no name za rozpoczęcie głosowania :D
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 31 Stycznia 2009, 13:53   

Wow :shock: ile czytania.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 31 Stycznia 2009, 14:33   

i głupio się zgrało z lutowym numerem
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 31 Stycznia 2009, 15:21   

Bunt - Bardzo dobrze napisane, czyta się z dużą przyjemnością, niestety puenta pozostawia całkowicie obojętnym. Tekst jakby się urywał.
Defekt - Ciekawy pomysł, co prawda nieco na siłę powiązany z tematem, ale co tam. Czytało się dobrze, tylko ostatnie zdanie dowcipne jakby na siłę.
Głowa króla - Nieprzekonujące. I nikt w tłumie nawet nie zaprotestował?
Jestem panem świata - Napisane dobrym językiem, ale mnie ta historia nie przekonała.
Niezbadane wyroki - Lubię tematyke religijną, ale ten tekst nie przypadł mi do gustu. Po prostu pomysł nie był porywający.
Oddzielne królestwo? - Dobrze się to czyta, interesujący pomysł i ciekawa puenta. Dosyć mi się podobało.
Ofiara epidemii - Napisane całkiem sprawnie, ale nie podoba mi się pomysł i zakończenie.
Omega? - Wydumane. Zdecydowanie nie w moich klimatach.
Opieka kompleksowa - Wariacja na temat przewrotności losu. Da się przeczytać, ale szału nie robi.
Poczet nie-ludzkich władców Polski - Miało być zapewne śmiesznie, jest z lekka drętwawo. Nie podobało mi się.
Power girl - Nie podoba mi się język tego shorta. Pomysł też taki sobie.
Rozdwojenie władzy - Napisane sprawnie, ale nie zrozumiałem.
Siła wyższa - Takie sobie. Poza tym sprawia wrażenie małego kawałka większej całości.
Słonina - Słonina. Wydumane. Końcówka stanowi przyjemne nawiązanie, ale to nie wystarcza.
Taka sobie historia - Bardzo sympatyczny tekst. Interesujący i pomysłowy. Przypomina mi nieco ostatni short Hemerlinga z SFFH.
Test - Znowu o bogu. Jak dla mnie zbyt oczywiste wnioski na koniec.
Tryptyk o władzy - Dobrze napisane i interesujące.
Waładza - Przyjemny shorcik. Dobrze napisany i miło się go czytało. Miejscami autentycznie dowcipny.
Władza - Sprawnie napisany, interesująca puenta.
Zabawne draże - Widać sprawny warsztat. Sam tekst również dobry. Intrygujący.
Zwierzenie - Interesujące. Dobra puenta.

Punkty: Oddzielne królestwo?, Taka sobie historia, Tryptyk o władzy, Zabawne draże
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group