Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
SZORTY - "Gdzie do diabła wcięło...?" - do 20.VII.

Którego szorta diabli nadali?
PAMPARARA
21%
 21%  [ 9 ]
INWENTARYZACJA
17%
 17%  [ 7 ]
CIEMNOŚĆ
2%
 2%  [ 1 ]
GRACZ
4%
 4%  [ 2 ]
ZGRZEBNA KOSZULA
0%
 0%  [ 0 ]
ZMIANY
9%
 9%  [ 4 ]
ZAKRĘTKA
2%
 2%  [ 1 ]
DANIE DNIA
29%
 29%  [ 12 ]
SPÓŹNIONY
12%
 12%  [ 5 ]
Głosowań: 27
Wszystkich Głosów: 41

Autor Wiadomość
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 29 Czerwca 2008, 20:15   SZORTY - "Gdzie do diabła wcięło...?" - do 20.VII.

PAMPARARA

-Gdzie do diabła wcięło Lauran?
-Jak znam życie, zostawiłeś ją w łazience najdroższy- Odparła Geez i rozciągnęła się rozkosznie na materacu, aż do osiągnięcia tego charakterystycznego dźwięku wydawanego przez rozprężone chrząstki. Jakob zerwał się z posłania i wcisnął swoje osiemdziesięciokilogramowe cielsko przez nibyścianę prosto w azonatrysk. Geez tymczasem wstała i narzuciwszy na fioletowa skórę zamksamitną podomkę, zgrabnie wsunęła się w kuchnię. Merdała właśnie majka na twardo, gdy z sufitu wychynęła poirytowana głowa jej małwieńca.
-Toaleta czysta, czy jesteś pewna kochanie, że nie schowałaś jej dla żartu?
-Całkowicie mój drogi, nie zniżyłabym się do tak prymitywnych zachowań. Pospiesz się, za chwilę śniadanie.
-Moment!
Odgłosy szeroko zakrojonych poszukiwań dochodziły ze wszystkich stron mieszkania. Geez pokroiła bred i nasmarowała go tłuszczem, po czym przystąpiła do samotnego posiłku. Po kwadransie dołączył do niej Jakob.
-I co samcze? Nie ma jej?
-Nie ma kobieto! Znikła!
-Pewnie znów gdzieś ją zostawiłeś... Znajdzie się. Kiedy widziałeś ją po raz ostatni?
-Wczoraj wieczorem leżała na kanapie, potem już nie wiem...
-Szukałeś w naszych stylowych komodach?
-A jakże!
-W sypialni, bawialni, liwingrumie?- Wyliczała Geez.
-Wszędzie! Jak woda w kamień!
-No trudno, jak się nie znajdzie zrobimy drugą, nie rozumiem skąd ten stres...
-Bo widzisz najdroższa... – Zawstydził się Jakob –zdążyłem się już do tej nieco przyzwyczaić. Nowa może nie spełniać oczekiwań...
-Bzdura! Sam się nie obejrzysz, a nie będziesz nawet pamiętał o starej!
-Tak sądzisz małwienico? – Mężczyzna rozchmurzył się trochę.
-Jasne, jesteś moim trzecim Jakobem, i nie wyobrażam sobie innego!

Tej nocy Jakob długo nie potrafił zasnąć. Geez była jego pierwszą Geez, to samo tyczyło się Lauran. Zastanawiał się, czy hodowanie nowej nie zbezcześci pamięci o pierwszej. Nękany wątpliwościami, w końcu zapadł w płytki sen. Śnił o związkach duetowych, które zdarzały się parom, które z jakichś powodów nie mogły mieć Lauran. Czy można tęsknić za czymś czego się nigdy nie posiadało?
Rano ledwo znalazł drogę do azotrysku. Na śniadanie zszedł już czysty i względnie zadowolony z życia, by przy stole zastać małwienicę z dwoma Lauran.
-Coś ty narobiła Geez?
-Weź nie panikuj –Odparła spokojnie –Gdy hodowałam nową, wróciła stara. Była w szkole, uwierzyłbyś?
-Wiedziałem, że gdzieś ją posiałem... –Zamyślił się Jakob –Ale żeby w szkole?
-Grunt, że się znalazła, po śniadaniu zdecydujemy, która jest bardziej udana, prawda dziewczynki?
-Tak Geez- Odpowiedziały chórem Lauran.
-No dobrze –Jakob zabrał się za śniadanie. –Ale jak mi Cenzus będzie suszył głowę o tą nadprogramową córkę, osobiście z ciebie zrezygnuję! Smacznego kochani!
Jakob zaśmiał się w duchu. Poprzedniego dnia w szkole, zauważył wcale nie brzydką Geez.
KONIEC

Młody Xontas skończył czytać i spojrzał na swojego nauczyciela.
-Czy to wszystko Ambriku?
-Tak profesorze. –Ambrik schował wszystkie wypustki za siebie i czekał na ocenę.
-Przypomnij mi jaki temat zadałem... –Profesor Ambruk poprawił opadające oprawki okularów na piątej parze oczu.
-„Życie rodzinne Ziemian, a przemiany społeczne- forma dowolna”- Wyrecytował chłopak.
-I jaką formę wybrałeś?
Ambrik wyszczerzył kły w prawdziwie ambijskim uśmiechu.
-Ma się rozumieć shorta, panie psorze!
___________________________________________________

INWENTARYZACJA

... Masyw lasu przede mną był mroczny jak dusza heretyka. Podobnie jednolicie czarne było futro bestii która z niego na mnie wyskoczyła. Blask księżyca srebrzył się na nitkach śliny ociekającej z wyszczerzonych kłów i dodawał upiorności jarzącym się zielono ślepiom.
Wiedziałem ze to moje ostatnie chwile. Byłem zmęczony długa ucieczką i bezbronny. Gdy potwór zaatakuje nie zdążę nawet powiedzieć: „ Więc to tak... „
Wielkie cielsko prężyło się do skoku, gdy ...

- Co za sakramencki burdel!!!

Gdy rano budzi cię brzęk przewracanych pustych puszek i wiązanka przekleństw, to oznacza to dwie rzeczy: jesteś w porcie, a poziom upierdliwości starego, który właśnie się obudził i wyruszył na poszukiwanie jakiegoś cudem nie wypitego piwa, stoi na czerwonym polu.

- Miglanc! Weź Farfocla za szmaty i każ mu sprzątnąć ten syf! Tak by wszystko się świeciło jak psu jajca! A potem bądź łaskaw pofatygować się do mnie.

Jako, ze ostatnie ryki dobiegły już z nawigacyjnej, odsunąłem zasłonkę koi i ostrożnie poszukałem miejsca na stopy na zastawionym puszkami pokładzie dusznej klitki, która na tej zardzewiałej krypie robiła za kajuty załogi, mesę i wszystko inne. Dzięki temu, że reszta naszej bohaterskiej załogi wybyła na przepustkę, było tu cicho jak nigdy.
Jednym ze znalezionych butów rzuciłem w zasłonkę naprzeciwko.

- Farfocel! Słyszałeś?! No to wszystko ma tu lśnić, bo inaczej tak ci się woda w *beep* zagotuje, że jaja stwardnieją!

Stary siedział za swoim biurkiem sącząc wydobyte skądś zimne piwo. Ale o jego wściekle wysuniętą szczękę mógłby rozbić się krążownik.

- Co jest szefie?
- O 16tej mamy w zadek dźganą inspekcje z francowatego sztabu. Kwatermistrze, żeby ich przesrało przez oczy, chcą sprawdzić czy wszystko na tej balii jest zgodne z ich pitolonymi papierami!
- To faktycznie *beep* i kilo mułu – westchnąłem z rezygnacją.
- A żebyś wiedział! Bo skąd mam do nagłej cholery wiedzieć gdzie u diabła wcięło taki SSN 44? Na dodatek to śmieć z Twojego ogródka.
- Standardowy system nawigacyjny typ 44? Od zawsze mieliśmy tu zintegrowany 87! To staroć, ale 44rka to już jakiś zabytek!
- Ty mi tu nie mędrkuj, tylko bierz tyłek w troki i zrób klar w swoim dziale – stary wręczył mi listę którą dostał ze sztabu dla porównania – Nie muszę chyba dodawać, ze ma się znaleźć, bo najpierw mi się dostanie, a potem ja zrobię jesień średniowiecza z tego co ty masz zamiast łba.

Po kilku bezowocnych godzinach spędzonych w nawigacyjnej nad porównywaniem niezliczonych raportów, faktur i spisów pogodziłem się już z nieuniknionymi konsekwencjami utraty wartościowego mienia w nieznanych okolicznościach. Czyli piekłem na ziemi.
Siedziałem zrezygnowany, gapiąc się martwym wzrokiem przez okno, gdy usłyszałem krzątaninę za plecami.

- Farfocel. Jak już jesteś to nalej mi kawy i ogarnij tu na błysk.
- Tak jest sir! A ten fikuśny ekspres tez mam wyczyścić?
- Nie zadawaj durnych pytań tylko pucuj!

Sklecony własnym sumptem ( znalazłem chyba dwie setki podań o przydział nowego ) z czego się dało, poobijany i pokryty nigdy nie usuwanymi zaciekami ekspres do kawy stał w nawigacyjnej od zawsze. Powiedzieć ze wyglądał odstraszająco byłoby wielkim eufemizmem, ale kawę robił wyśmienitą.
- Panie skipper, sir. A czemu on jest nazwany jak jakiś okręt?
Nie miałem siły ustawiać młodego, który im bardziej się stara, tym gorzej mu wychodzi. Zrezygnowany tylko westchnąłem w pustkę.
Nie wiem co mnie podkusiło by jednak zapytać.
- Skąd to durne pytanie?
- Bo on tu ma napisane: „SSN” i numer 44. Jak jakiś okręt. To wojskowy model?
___________________________________________________

CIEMNOŚĆ

- Gdzie u diabła są gwiazdy? – mruknął Clarke, wyglądając przez iluminator na mostku. Ale nikt nie odpowiedział. Mężczyzna odwrócił się od okna i spojrzał po twarzach pozostałych. Wszystkie wyrażały to samo pytanie.
- Nie wiem, kapitanie – Ellison bezradnie rozłożył ręce. – Po prostu nie wiem.
Statek opuścił Ziemię półtora roku temu i przez ten czas załoga niejedno zdążyła już zobaczyć. Nigdy jednak nie widziała tak kompletnych ciemności. Na zewnątrz panowała smolista, nieprzenikniona czerń.
- Wskaźniki w normie – oznajmił Silverberg znad aparatury. – Jesteśmy na kursie. Wszystkie gwiazdy powinny być na miejscu.
- Więc dlaczego ich nie widać?
- Pojęcia nie mam.
- A jeśli wpadliśmy w czarną dziurę?
- Puknij się, Ellison – mruknął Clarke. – Wiedzielibyśmy o tym.
- Więc może coś czarnego oblepiło iluminatory?
- To jest myśl! Bradbury, zasuwaj do ambulatorium – stamtąd widać całą burtę. Może po prostu wpadliśmy w jakiś kosmiczny szlam.
Młody nawigator popędził, ile sił w nogach. Po kilku minutach wszyscy usłyszeli jego głos przez interkom.
- Jestem na miejscu. Burta jest czysta, na oknach niczego nie ma.
- A jak stamtąd wygląda niebo?
- Bez zmian.
- W porządku, wracaj do nas - Clarke westchnął zrezygnowany.
- Kapitanie, coś mam! – wykrzyknął znienacka Silverberg. Wszyscy podbiegli do panelu, przy którym siedział. – Złapałem jakiś głos przez radio.
- Jaka częstotliwość?
- To właśnie najdziwniejsze – chyba awaryjna. Nigdy niczego na niej nie było.
- Dawaj to na głośniki – polecił Clarke.
Po chwili przez interkom rozległy się chaotyczne szumy i trzaski.
- To ma być to? – z powątpiewaniem spytał Ellison.
- Ktoś mówił bardzo niewyraźnie i zaraz ucichł – uspokajał Silverberg, dostrajając coś na panelu. – Spróbuję namierzyć go jeszcze raz.
Ellison chciał coś dodać, ale w tej samej chwili hałas z głośników mocno zmalał. Na jego tle pojawiły się głosy dwóch mężczyzn. Rozmawiali.
- ...jest za to odpowiedzialny! Trzeba to jakoś naprawić, zanim wszystko diabli wezmą!
- Wszystko jest pod kontrolą. Ekipa naprawcza już do państwa jedzie. Gdyby w tym czasie mógł pan zadzwonić...
- Nie mogę zadzwonić, bo telefony też padły! Niby dlaczego korzystam z pieprzonego radia?
- Rozumiem pańskie zdenerwowanie, ale…
- Niczego nie rozumiesz, człowieku! Potrzebujemy prądu, i to już! Wysiadło nam wszystko: komputery, siłowniki, awaryjne generatory. Wszystko leży! Zgasła cała cholerna sfera wokół statku!
- Nie rozumiem, o czym pan mówi.
- Zrozumiesz, jak ci zaraz nakopię! W sferze od osiemnastu miesięcy są zamknięci ludzie! Jak jej zaraz nie naprawicie, to się połapią!
- Proszę pana, jeśli ktoś tam u was jest zagrożony, to radziłbym się skupić na pomaganiu mu, a nie krzyczeniu na mnie.
- Ty beznadziejny idioto! Oni o niczym nie wiedzą, rozumiesz? Siedzą w pieprzonym symulatorze i nie mają o tym pojęcia! A przez was cały eksperyment zaraz weźmie w łeb!
- Jaki znowu eksp…

Kolejna fala szumów pochłonęła oba głosy. Przez dłuższą chwilę Kapitan i reszta stali jak wmurowani, bezskutecznie próbując usłyszeć coś jeszcze.
- Chryste – jęknął Ellison, bez sił opadając na fotel.
- Dobrze słyszałem? – zmarszczył czoło Bradbury. – Symulator?
- Spokojnie, panowie – Silverberg uspokajająco uniósł ręce. – Na pewno jest jakieś wytłumaczenie.
- Kapitanie, co teraz?
Clarke popatrzył na nich nieobecnym wzrokiem.
- Nie wiem jak wy, ale ja wychodzę - odparł i ruszył w stronę śluzy.
Mój Boże – pomyślał z żalem - było tyle gwiazd.
___________________________________________________

GRACZ

Budzę się z bólem głowy tak potwornym, że niemal materialnym. Rozglądam się po pogrążonej w mroku sypialni. Na szczęście pusta. Przez chwilę bałem się, że Anna wróciła.
Przełykam ślinę. W gardle i przełyku czuję piekący kwas. Od mojego oddechu mogłyby więdnąć róże.
Przez chwilę jeszcze odpoczywam z zamkniętymi oczami. W końcu stwierdzam, że mam dość. Muszę umyć zęby. Nienawidzę tego kwaśnego posmaku.
Zwlekam się z łózka i obieram kierunek na łazienkę, która na pewno gdzieś tam jest. Muszę tylko do niej dojść. Dam radę, choć podłoga postanowiła ożyć i przeszkadza w marszu. Przez nią muszę zygzakować.
W końcu staję u wrót. Przebijam się przez atakujące oczy światło i dostaję się przed umywalkę. W lustrze widzę zmęczoną, nieogoloną gębę z przekrwionymi, podkrążonymi oczami. Witam się z nią mrugnięciem i sięgam po szczoteczkę.
- Do diabła!
Nie leży na swoim miejscu. Rozglądam się, ale nigdzie jej nie widzę. Otwieram szafkę, zaglądam pod zlew, sprawdzam, czy gdzieś nie wpadła. W akcie rozpaczy otworzyłem nawet sedes. Nie ma.
- Nie no... Akurat teraz... - warczę i chwytam płyn do płukania ust. Wlewam go w siebie, przez chwilę trzymam z przodu, potem przelewam do lewego policzka, w końcu do prawego i znowu naprzód, nim w końcu wypluwam.
Pozbywszy się okropnego posmaku i czując się trochę lepiej drepczę do kuchni.
Znalazła się. Tak, jak oczekiwałem, jest tam, gdzie zwykle. Wyjmuję z szafki puszkę kawy i rozglądam się za ulubionym kubkiem.
- Nie... Kubek też?
Nie ma go na miejscu. Jeszcze nim zacząłem poszukiwania dzwoni telefon.
- Tak? - chwytam słuchawkę. - Jestem trochę zajęty. Kimkolwiek jesteś...
- Chłopie, ale balangę urządziłeś! - coś mi ryknęło do ucha.
Krzywię się, chwytam za głowę i czekam, aż brzęczenie ucichnie.
- Łukasz, ciszej do diabła. Głowa...
- A, tak, przepraszam... Ale wczoraj było naprawdę ekstra. Dałeś czadu, poszedłeś na całego...
W tym momencie uznałem, że nie chcę znać szczegółów.
- Dzięki - przerywam. - Wiem. Do usłyszenia. Muszę odpocząć.
Odwieszam słuchawkę i opieram głowę o zimne kafelki. Właściwie co takiego wczoraj robiłem? Pamiętam imprezę, ale koło drugiej w nocy moja pamięć się urwała... W coś grałem...
Nagle otwieram oczy. Pędzę do sypialni, ze sterty ubrań wygrzebuję portfel.
- O nie! - chwytam się za głowę. W jest wszystko - poza forsą. Przepieprzyłem kilka tysięcy...?
Biegnę do salonu. Obrazy wracają do łba. Grałem w karty z jakimś gościem. Szło mi dobrze. Duże stawki. Ale też przedmioty, czasem dziwne.
W salonie chwytam się za głowę.
- Jezu k*rwa! Anna mnie zabije!
Nie ma jej ukochanego obrazu. Mimochodem zauważam, że nie ma też mojego medalu z nowojorskiego maratonu.
Siadam na sofie. Biorę leżący na stole telefon, i wybieram numer Anny. Chcę to załatwić szybko i na odległość.
- Cześć Aniu, wiesz...
- NO NARESZCIE SIĘ ODEZWAŁEŚ! - wita mnie krzykiem. - Co ci odwaliło?!?
- Ale o co chodzi - pytam głupio.
- Jest tu jakiś facet. Twierdzi, że nazywa się Luis Cypher, i że wczoraj wygrał coś od ciebie w karty. Zgadnij co...
- No właśnie...
- MNIE! - ryczy, aż odskakuję od słuchawki. - Niech no wrócę do domu to...
Przerywa połączenie. Powoli, czując się jak we śnie, odkładam telefon. Siedzę przez chwilę, trzymając głowę w dłoniach. Gorzej być nie może. Podnoszę się i podchodzę do okrągłego świetlika, przez który mogę popatrzeć na Ziemię. Widok z orbity zawsze mnie uspokajał.
Opieram głowę o zimną szybę i przez chwilę stoję tak, z zamkniętymi oczami. Oddycham ciężko. W końcu rozchylam powieki.
- O cholera... GDZIE DO DIABŁA WCIĘŁO ZIEMIĘ?!?
___________________________________________________

ZGRZEBNA KOSZULA

Andrzej siedział w fotelu pijąc trzecie piwo i oglądał finał Mistrzostw Europy w piłce nożnej, kiedy Anna wróciła do domu. Wesoło podśpiewywała, co świadczyło, że spotkanie z koleżankami się udało. Czekał spokojnie, na pewno zaraz przybiegnie i zacznie opowiadać o spotkaniu, pokazując co wspólnie kupiły, na końcu dopiero wydusi z niej o ile skurczyły się ich oszczędności.
Anna weszła do pokoju dopiero w przerwie meczu. Andrzej zdążył już zajrzeć ponownie do lodówki i otwierał następne piwo. Spojrzał na nią, wypijając pierwszy łyk i omal się nie zakrztusił.
- Co ty masz na sobie? – krzyknął – co to jest za szmata?
- Andrzej … - Anna zrobiła słodką minkę i zakręciła się pokazując w całej okazałości swój strój – nie podoba ci się? Andrzejku, to najnowsza moda! Wszystkie koleżanki powiedziały, że wyglądam olśniewająco!
Andrzej jeszcze raz spojrzał na nią. Anna miała na sobie długą koszulę do kolan, w odcieniu nie pranej przez długie lata bieli. Wyglądała w tym jak mercedes zakryty brzydkim plastikowym pokrowcem, wyglądała jak …, Andrzej nie umiał znaleźć słów, a czwarte piwo wcale mu w tym nie pomagało, wyglądała jak modelka na pokazie mody dla ślepych mieszkanek slumsów.
- Jakby wyciągnęli cię z tej ostatniej reklamy plusa – Andrzej pokazał, że zna się na reklamach – ściągnij to zaraz z siebie i jutro oddaj do sklepu. Gdzie ty w tym chciałaś chodzić? Na pole, gnój rozrzucać? – zaśmiał się z kawału – Oj kobieto, ty i te twoje głupie pomysły, załatw jutro tę sprawę i nie mówmy o tym więcej – podszedł do żony i próbował ją przytulić.
- Przestań! Przestań! – Anna odrzuciła jego ręce – zawsze tylko ty i ty, liczy się tylko to, co ty wymyślisz i postanowisz, a ja jak ta głupia gęś mam prawo cię grzecznie słuchać!
Andrzej w duchu przyznał jej rację. Anna była kwiatkiem do jego butonierki, osłodą życia, fajną laską z którą można pokazać się w towarzystwie. Nie była jednak stworzona do myślenia, była wprost stworzona do pokazywania. Piękna dziewczyna w pięknych ubraniach, właśnie… w pięknych ubraniach, a nie w łachmanach.
- Dobrze wiesz, że tak nie jest – skłamał – ale nie mogę pozwolić abyś chodziła w tym czymś, w tym … - Andrzej zastanowił się – w tej zgrzebnej koszuli! – wykrzyknął odkrywczo.
Anna stała na środku pokoju zaciskając usta, walczyła ze sobą i próbowała wymyślić co ma zrobić. W tym momencie z telewizora dobiegł głos spikera, który zapowiedział drugą połowę meczu, Andrzej postanowił szybko zakończyć sprawę, aby spokojnie ją oglądać.
- Gdzie do diabła wcięło twój gust? Wybieraj – Andrzej oskarżycielsko wyciągnął rękę – albo ja, albo to coś! Nie zniosę takiego czegoś w moim domu.
Zaciśnięte ręce Ani zadrżały, a z oczu zaczęły płynąć łzy. Andrzej już wiedział, że wygrał. Anna powoli ściągnęła koszulę i pozostając w samej bieliźnie, położyła ją na fotelu. Następnie wygładziła jej zagniecenia i nagle poderwała do góry i przytuliła.
- Moje ty kochanie – szepnęła na tyle głośno, żeby mąż usłyszał – ruszaj!
- Dawaj to! - zdenerwowany Andrzej przyskoczył do żony i wyrwał jej ubranie z rąk.
W tym momencie płótno koszuli wyprostowało się, zatańczyło wokół niego i przerzuciło go lekko na drugi koniec pokoju. Wylądował pod oknem parę metrów dalej, mocno uderzając głową o parapet.
Kiedy ptaszki zaczęły ćwierkać mu wokół głowy, zobaczył stojącą przy drzwiach triumfującą żonę i zbliżającą się koszulę z paskiem. Zamarł, bo przypomniał sobie z uprawianych w młodości sportów walki, co oznacza czarny pas założony na taką koszulę…
___________________________________________________

ZMIANY

"-Gdzie do diabła wcięło Neptuna ? - Jan Błaszczykowski, nie mógł wyjść z podziwu. Uwaga wszystkich naukowców skupiona była na głównym monitorze w centrum sali. Na ekranie pojawiły się aktualne zdjęcia Układu Słonecznego, układu, który do niedawna składał się jeszcze z ośmiu planet. Teraz na monitorze widniało tylko siedem z nich.
-Panie profesorze ... to jeszcze nie koniec niespodzianek, astronomowie z Chile zaobserwowali nową gwiazdę - bąknął młody stażysta
-Nie widzę związku , przecież ostatnimi czasy dość często obserwujemy nowe obiekty...- odparł profesor
-Ależ profesorze , ta gwiazda znajduje się - młody zająknął się na moment, perlisty pot wystąpił mu na czoło - o połowę bliżej, niż dotychczas najbliższa nam Proxima!
-CO ?? To nie możliwe, przecież już dawno zaobserwowalibyśmy tak bliski nam gwiazdę – Błaszczykowski usiadł ciężko na fotelu, potrzebował chwili skupienia.
*
-Co do diabła robią tu te obeliski ? - Felippe Torres nie mógł uwierzyć własnym oczom. Dwoje hiszpańskich archeologów znajdowało się w okolicach szczytu Almanzor. Na porośniętym rzadką trawą zboczy stały trzy posągi do złudzenia przypominające te z wyspy Wielkanocnej. Równocześnie ku większemu przerażeniu Felippe , jego przyjaciel archeolog z wyspy potwierdził dziwne zaginięcie dokładnie trzech posągów.
-Przecież operacja przeniesienia kilkutonowych obelisków zaangażowałaby pół amerykańskiej armii, i wszystko to odbyłoby się bez echa ? - Torres był coraz bardziej przerażony – to musi być jakaś boska ingerencja.
*
-Gdzie do diabła wcięło prawa fizyki ? - Henrich Ballack niemiecki fizyk, szef grupy badaczy specjalnej ekspedycji wysłanej do Afryki środkowej, na przemian klął i szczypał się w ramię myśląc , że to sen.
Niemieccy badacze od kiedy wjechali w okolice Kotliny Kongo zaobserwowali zmniejszone przyciąganie ziemskie, ludzie dokonywali kilku metrowych skoków, zwierzęta szalały nie przystosowane do nowych warunków.
- Musi to być związane jakoś z polem magnetycznym Ziemi, to na pewno da się jakoś racjonalnie wytłumaczyć, Scheisse !! - Niemiec odchodził już od zmysłów
*
-To dopiero mała namiastka możliwości jakie daje Ci kula światów – Turueański kupiec zbliżył się do małego Xienaugi, młody Turueańczyk wpatrywał się maślanymi oczami w sporą kulę ustawioną na ladzie sklepowej, obraz w kuli skupiony był na „błękitnej planecie”, ponownie wyciągnął macki do klawiatury sterowniczej, aby dokonać kolejnych zmian, ale powstrzymał go uścisk sklepikarza
-Nie jest to tylko zabawka, jest tam w środku skomplikowany świat wraz z zamieszkującymi go rozumnymi istotami, nieźle muszą teraz być przerażeni zamieszaniem jakie wprowadziłeś naciskając przecież tylko kilka klawiszy – sklepikarz skarcił chłopaka
-Nie wiem, czy jest to odpowiednia zabawka dla niego – wtrąciła się do przekazu matka
-Ależ oczywiście że jest odpowiednia – przerwał jej kupiec - sterowanie światami jest tak wciągające , że będzie pani miała z nim spokój na długo, mały będzie mógł wcielić się w rolę Stwórcy i dowolnie wpływać na świat ludzi, tak , tak, mały, właśnie tak się oni nazywali.
-Mamo , mamo kup mi proszę tą kulę, ludziki w środku są strasznie fajowi – mały wtulił się w ciało matki
-Dobrze, kupujemy ją – matka ku wielkiej radości Xienaugi podjęła decyzję. Odliczyła z portfela kilka Turueańskich pesos, po czym syn zapakował kulę światów do torby i razem udali się do wyjścia
-Baw się dobrze mały, los milionów ludzi jest teraz w twoich mackach – krzyknął za wychodzącymi ze sklepu Turueańczykami sklepikarz."
___________________________________________________

ZAKRĘTKA

- Gdzie, do diabła, wcięło tą przeklętą zakrętkę?
Adam miotał się po mieszkaniu zły i rozdarty pomiędzy szukaniem zgubionego kawałka plastiku, a nerwowym spoglądaniem na zegarek. Na podświetlonym ekranie jego telefonu odczytać można było wiadomość:

„Wysłany przez Pana numer z zakrętki DiabloColi wylosowano w finale naszego konkursu. Główna nagroda w wysokości 1 000 000 PLN zostanie przyznana, jeśli pojawi się Pan w punkcie jej odbioru (ul. Diabelska 666, Warszawa) do godziny 18. szóstego czerwca roku bieżącego. Przypominamy o konieczności okazania dowodu tożsamości oraz opakowania napoju wraz ze zwycięskim kodem […] Gratulujemy wygranej”

Był pierwszy wtorek czerwca 2006. Dochodziła siedemnasta, w bałaganie pozostawionym przez pakującą się przed wyjazdem Anię (wybacz, kochanie, tak, to naprawdę ważne, ja MUSZĘ jechać teraz do mamusi) spokojnie można by zgubić słonia, a co dopiero głupi krążek czerwonego sztucznego tworzywa… Do tego pies – Adam zaklął wściekle – czarny, podpalany kundel, którego mu żona przyprowadziła do domu tuż przed odjazdem, tłumacząc to zbyt mętnie i pospiesznie, żeby mężczyzna cokolwiek zrozumiał. I pojechała. A pies został, wiecznie głodny, piszczący i sikający, gdzie popadnie…
Adam szukał, kopał, rył w stertach ubrań, przetrząsnął nawet śmietnik. Nie znalazł absolutnie nic… Pieprzona zakrętka znikła, zapadła się pod ziemię, wpadła jak kamień w wodę, ewentualnie pochłonął ją ogień piekielny… Telefon zadzwonił dokładnie w chwili, w której zegar wybił szóstą po południu.

- Cześć, Anka… Nie, do cholery, ja nie chcę rozmawiać, zgubiłem…
- Nie denerwuj się, kochanie. Zapomniałam cię uprzedzić, że jeżeli zniknie ci jakiś drobiazg, to może nasz Diabełek… - kobieta świergotała do słuchawki nieświadoma powagi sytuacji.
- Kto?! – skojarzenie z DiabloColą budziło w Adamie chęć mordu.
- No, Diabeł… Diabełek, nasz nowy piesek, zapomniałeś? Jest jeszcze młody i lubi się bawić, więc jeśli zgubiłeś coś małego, to pewnie – perlisty chichot – można dosłownie powiedzieć, że diabeł przykrył to ogonem. Skarbie? Jesteś tam?

Mężczyzna rzucił słuchawką o podłogę. Spod łysego, szczurzego ogonka leżącego na dywanie kundla wyglądał kawałek czerwonego plastiku. Diabeł wyszczerzył się szyderczo – normalne psy nie potrafią przywołać na pysk takiej miny – a potem w oku coś mu błysnęło. Paskudnie. Czerwono. I zniknął. Zakrętka potoczyła się pod nogi Adama.

- Gdzie, do diabła… Ano dosłownie, do Diabła, cholera, wcięło…
___________________________________________________

DANIE DNIA

Norman wyszedł na rozgrzaną ulicę. Lipcowe słońce ostro dawało po oczach, i czuł, że jeśli szybko nie dotrze do domu, zapali się po drodze. Dzień, jak zwykle, spędził na przeglądaniu tabelek, wystawianiu faktur i telefonicznych rozmowach z przełożonymi, skarżącymi się na niską efektywność pracy jego działu. Normalka. Kierownictwo zresztą narzekało zawsze, więc tym faktem akurat mało się przejmował. Spieszyło mu się do domu, czuł się zwierzęco wręcz głodny. Jedyne o czym w tej chwili marzył to kolacja.
- Ach, kolacyjka… - Norman aż westchnął na myśl o czekającym go w domu posiłku. Mięsnym oczywiście. Nie wyobrażał sobie życia bez mięsa i skrycie gardził tymi, którzy dobrowolnie zdecydowali się odstawić te frykasy.
Rozmyślania o jedzeniu umiliły mu drogę do domu na tyle, że nawet się nie spostrzegł, a już klucz chrobotał w zamku drzwi od jego mieszkania. Zgarnął jeszcze z podłogi gazetę codzienną, straszącą z okładki tekstem o nieuchwytnym i psychopatycznym seryjnym mordercy – kanibalu, i wszedł do środka.
Rzucił torbę na podłogę, zdjął buty i udał się do kuchni. Czekała tu na niego, przygotowana już z samego rana patelnia i soczyste mięsko, moczące się w pełnej wody misce. Umył ręce i wziął się za przyrządzanie posiłku. Kuchenka gazowa zamigotała wesołym płomieniem, nóż został obudzony z głębokiego snu i dziarsko kroił przepyszne kawałki a bułka tarta i jajko czekały na swoją kolej, by otoczyć sobą ubite i gotowe do smażenia porcje.
Tym razem daniem głównym była jakaś, bliżej Normanowie nieznana, młoda kobieta. Znalazł ją podczas wczorajszych nocnych wojaży. Wystarczyło tylko uderzyć, a gdy osunęła się bezwładnie na ziemię, poderżnąć gardło. Obyło się bez krzyków i szarpaniny. No i zbytnio się nie pobrudził, nie lubił prać, martwiły go horrendalnie wysokie ostatnio ceny proszków, a on nie lubił przepłacać.
- Mięsko już prawie gotowe! – nie mógł się powstrzymać i wypowiedział to zdanie głośno. Zajrzał do lodówki, ale szybko ją zamknął.
- "Co się ze mną dzieje? Chyba powinienem iść do lekarza. To jakaś patologia, jak to możliwe, żebym w wieku 25 lat miał aż takie problemy z głową?" – myśli przebiegały Normanowi przez głowę.
- Gdzie, do diabła, wcięło ketchup!? Sklerozę mam czy co? Cholera. Trzeba iść do sklepu. Przy okazji chyba zahaczę o aptekę i kupię coś na pamięć, bo to zaczyna być naprawdę przerażające…
___________________________________________________

SPÓŹNIONY

Znowu nie dotarł na czas. Tak to już z Nim było, że nawalał wtedy, kiedy był najbardziej potrzebny. Ale tego wieczora, jak zawsze zresztą, miał być w tylu miejscach, że, żeby dać radę pojawić się wszędzie tam, gdzie Go potrzebowali, musiałby mieć klona. A najlepiej armię klonów. A że na razie na taki luksus pozwolić sobie nie mógł, to znowu był spóźniony.

A tymczasem godzina przeprowadzenia eksperymentu zbliżała się nieubłaganie. Doktor i jego pomocnik, Franek – swoją drogą, straszna pierdoła i cykor – pochylili się nad zwłokami leżącymi na stole. W oku doktora pojawił się błysk. Pojawiał się coraz częściej, odkąd odkryto metodę bezpiecznego zamrażania mózgu i jego późniejszego „wszczepiania” w inne, pozbawione uprzednio tego organu, ciało. Była to ostatnia część ludzkiego ciała, której nie przeszczepiano jeszcze na skalę masową. Tyle, że projekt był jeszcze w fazie testów i nikt poza naukowcami z tajnych laboratoriów Wielkiej Unii nie miał dostępu do raportów z dotychczasowych prób. To jednak dla doktora ważne nie było. W końcu kto za parę lat będzie pamiętał o jakichś ważniakach z unijnych laboratoriów, skoro to on zostanie tym, który pierwszy dokona „wszczepienia” idealnie zachowanego mózgu w jak najbardziej martwe ciało.

Odkąd tylko z Unii wyciekły plotki o tego typu eksperymentach, doktor nie myślał o niczym innym. Zdobycie ciała nie stanowiło żadnego problemu. Wciąż istniało wiele niezniszczonych z czasów pierwszych, nie do końca udanych, eksperymentów z klonowaniem ludzi. Były ich tysiące, więc zniknięcie jednego z miejskiej kostnicy dla klonów zostało niezauważone. Zdobycie i zamrożenie sprawnego mózgu nie było bardziej skomplikowane. Tylu było w pobliżu bezdomnych...

I oto właśnie nadchodziła wielka chwila doktora, a tymczasem nie było Tego, który był najbardziej potrzebny, a w dodatku Franek znowu zrzędził i zaczynał nabierać wątpliwości.
- Może jeszcze nie dzisiaj. – zaproponował po raz kolejny tego wieczora, bez większej nadziei na odpowiedź inną niż poprzednie.
- Franek, do ciężkiej cholery, nie trzymam cię tu, żebyś panikował jak dziewica przed pierwszym razem. – odparł gniewnie doktor.
- Ale...
- Nie ma żadnego „ale” – przerwał stanowczo doktor – Nie ma na co czekać. Zaczynamy!

Kiedy palec doktora wędrował w kierunku przycisku uruchamiającego proces tworzenia połączeń między mózgiem a ciałem, Franek usłyszał hałas, jakby kroki na schodach. Chciał powstrzymać doktora, ale było już za późno. Proces ruszył. W tej samej niemal chwili szalejący na zewnątrz wiatr okazał się silniejszy od starych okien opuszczonej dawno temu kamienicy, w której doktor przeprowadzał swoje eksperymenty. Szyba wypadła z ram i roztrzaskała się o podłogę. Sekundę lub dwie później potężna błyskawica wpadła przez pozostałości po oknie do nafaszerowanego żelastwem i elektroniką pokoju. Nie mieli szans na reakcję. Padli tak samo martwi, jak obiekt ich eksperymentu.

I wtedy do pokoju wpadł On. Słysząc hałas dochodzący z pomieszczenia na górze, wbiegał po schodach coraz prędzej, ale nie był wystarczająco szybki. Otworzył drzwi do pomieszczenia, popatrzył smutnym wzrokiem, odwrócił się i pobiegł szukać szczęścia gdzie indziej. Zbiegając po schodach, wiecznie spóźniony Zdrowy Rozsądek zaklął cicho...
Ostatnio zmieniony przez Adanedhel 30 Czerwca 2008, 09:30, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 29 Czerwca 2008, 20:18   

Na zegarku 15 po 20. Ruszamy z tym koksem.
Dziś w Menu 9 szortów. Wszystkim autorom już teraz niezmiernie dziękuję za poświęcenie się, i wstukanie wszystkich tych znaków :)
Macie 21 dni na głosowanie. Wykorzystajcie dobrze ten czas!

A teraz juz milknę.
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 11:25   

Przeczytałam, decyzja musi dojrzeć. Ale cieszę się że nic nie napisałam, chociaż mnie korciło ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 11:28   

Ej no! Ja się domagam pierwszych dwóch głosów! Już ponad 12 godzin minęło i... nic. Nad czym się tu zastanawiać, to tylko 9 szortów ;) Trzeba było napisać, Martviczko. Mielibyśmy okrągłą liczbę ;)
 
 
Taselchof 
Yans


Posty: 2182
Skąd: Ćwierkacz
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 11:30   

mi się jakoś szczególnie nie podobały trzeba przemyśleć ocenę ja na razie jedno zasługuje na głos ;P:
_________________
Gdybym nie wiedział że to głupota pomyślałbym że to prowokacja...
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 11:43   

Adanedhel napisał/a
Trzeba było napisać, Martviczko. Mielibyśmy okrągłą liczbę ;)


Tak, moje by dostało okrągłą liczbę ;)
Nie umiem pisać, bu :|
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 15:17   

Taselchof napisał/a
na razie jedno zasługuje na głos ;P:


Nic nie stoi na przeszkodzie, by oddać tylko jeden. :)
 
 
Taselchof 
Yans


Posty: 2182
Skąd: Ćwierkacz
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 15:48   

wiem ale muszę się z ta myślą przespać :P 21 dni mam czas :)
_________________
Gdybym nie wiedział że to głupota pomyślałbym że to prowokacja...
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 16:45   

Adanedhel, rozleniwiłeś ludzi tym terminem. ;)
 
 
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 16:53   

Lato. Upały. Ludzie pewnie leżą do góry brzuchem i zastanawiają się, czy wejść do lodówki, czy wystarczy zimna kąpiel. W każdym razie ja rozważam te dwie opcje.

Właściwie to Ty też mógłbyś sobie pozwolić na głos ;)
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 17:35   

Z pewnych względów wolę nie głosować. ;) Idę do lodówki.
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 19:52   

Stormbringer, a który Twój? :wink: :mrgreen:
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 20:50   

no nieźle, chwilę muszę podumać
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Stargazer 
Frodo Baggins


Posty: 116
Skąd: miasto piękne inaczej
Wysłany: 30 Czerwca 2008, 23:44   

ok , na razie jedna osoba zagłosowała, to ja będę drugi

na razie same punkty, komentarze do każdego szorta z osobna w stosownym czasie. generalnie tylko napiszę, że wybór łatwy nie był dlatego, że wszystkie były niezłe - nie było ani jakichś szczególnie dobrych, ani kompletnych niewypałow (które trafiały się czasem w poprzednich edycjach). z wyrażaniem swojego zdania bardziej szczegołowo na razie się wstrzymam, a punkty idą do Pamparara i Danie dnia
 
 
Taselchof 
Yans


Posty: 2182
Skąd: Ćwierkacz
Wysłany: 1 Lipca 2008, 00:21   

no to odemnie dla Pamparara to ta główna co mi się najbardziej podobała i to chyba głównie za końcówkę :D a jak z przymusu dwóm to jeszcze sypnie się ,,Zmianom przynajmniej się przy niej uśmiechnąłem :D
_________________
Gdybym nie wiedział że to głupota pomyślałbym że to prowokacja...
 
 
Słowik 
Cynglarz

Posty: 4931
Skąd: Kraków
Wysłany: 1 Lipca 2008, 11:46   

PAMPARARA - całkiem zgrabne. Pomysł nie pierwszej świeżości, ale ewolucje językowe dają ciekawy efekt.
INWENTARYZACJA - bestia wyskakująca z heretyka, no no, początek z grubej rury :D
Potem jest niby jakaś akcja, dialogi, ale językowo nadal kiepsko.
CIEMNOŚĆ - kosmiczny Truman show? Poziom zdecydowanie wyższy niż poprzednie szorty, ale niezbyt to ciekawe.
GRACZ - poprawnie napisane, ale, jak dla mnie, wieje nudą.
ZGRZEBNA KOSZULA - ostateczny test dla ukochanego, który zakończył ten bardzo udany związek. Trochę ta scenka jednak sztuczna, jak na specyfikę krótkiego tekstu, zbyt słabo zarysowane powody postępowania bohaterów.
ZMIANY - twórcze rozwinięcie zakończenia pierwszych Facetów w czerni? Bardzo nieodpowiedzialni ci obcy ;)
ZAKRĘTKA - diabelska gwiazdka w umowie konkursowej. Sprawnie napisane, choć ostatnie zdanie chyba niepotrzebne.
DANIE DNIA - hehehe, doskonale przyrządzone. Świetne.
SPÓŹNIONY - niezłe, trochę przydługie, męczące zdania złożone.

Zdecydowanie DANIE DNIA. Potem długo długo nic, więc tylko jeden punkt.
_________________
I'd rather have a bottle in front of me than a frontal lobotomy.
 
 
 
Rafał 
.

Posty: 14552
Skąd: Że: Znowu:
Wysłany: 1 Lipca 2008, 12:17   

1 - całkiem zgrabne
2 - dobrze napisane, chociaż przypomina Elemelka (tego od Pipoka)
3 - troche pomysł nie tego ...
4 - he, he, to za to na pewno pomysłowe
5 - nooo, ujdzie, ale tylko trochę
6 - ziieeeeew
7 - ziiiiieeeeeewwww
8 - danie dnia jak je potraktować jak autor każe to bez pralni się nie obędzie
9 - gdzieś wcięło zakończenie

PAMPARARA - Pvnct
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 1 Lipca 2008, 12:36   

Ja na razie tylko punkty, szczegółowe opinie, kiedy wrócę do domu :)

Punkt dla Spóźnionego, bo jakoś tak od razu mi się spodobało niekonwencjonalne podejście do tematu i dla Dania dnia (które o włos wygrało z Pamparara i Graczem)
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Godzilla 
kocia mama


Posty: 14145
Skąd: Warszawa
Wysłany: 1 Lipca 2008, 12:38   

PAMPARARA.
_________________
Blog
Kedileri çok seviyorum :mrgreen:
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 1 Lipca 2008, 16:57   

Agi napisał/a
Stormbringer, a który Twój? :wink: :mrgreen:


Może się przyznam, jak się coś ruszy, bo na razie mam wrażenie, że trochę w tej edycji przekombinowałem. ;)
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 1 Lipca 2008, 18:13   

Ekhem... to który _nie_ jest Twój? ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
savikol 
Klapaucjusz


Posty: 963
Skąd: Wawa
Wysłany: 2 Lipca 2008, 08:18   

Pamparara - zdecydowanie się wyróżnia.
 
 
Sandman 
Rumburak


Posty: 2079
Skąd: Sosnowiec
Wysłany: 2 Lipca 2008, 09:43   

PAMPARARA - Ciekawy pomysł, zgrabnie napisane. Podobało mi się. PUNKT
INWENTARYZACJA - Przewidywalne,
Cytat
Gdy potwór zaatakuje nie zdążę nawet powiedzieć: „ Więc to tak... „
zdanie według mnie całkowicie niepotrzebne, "burzące" nastrój w pierwszym akapicie. Reszta w miarę niezła.
CIEMNOŚĆ - Nieźle napisane, choć pomysł taki sobie.
GRACZ - Całość bardzo zgrabnie napisana. Niestety pomysł stary, a końcówka przekombinowana, można grać tylko o to czego jest się właścicielem.
ZGRZEBNA KOSZULA - Nie przekonała mnie niestety ta koszula.
ZMIANY - Kolejny szort, który do mnie nie trafił zupełnie.
ZAKRĘTKA - Pomysł dziwny, żeby nie powiedzieć fatalny, wykonanie takie sobie ...
DANIE DNIA - W zasadzie jedna uwaga. Gdyby w gazecie były wymienione inne artykuły i wśród nich wzmianka o kolejnej ofierze kanibala czytelnik prawdopodobnie dopiero później zorientował by się kto nim jest. Poza tym bardzo dobry tekst. PUNKT
SPÓŹNIONY - Każdy powinien mieć chyba własny "Zdrowy Rozsądek", a nie jeden zbiorczy. Dziwne i przekombinowane. Nie podobało mi się.
_________________
"Życie to taki dziwny teatr, gdzie tragedia miesza się z farsą, scenariusz piszą sami aktorzy, suflerem jest sumienie i nigdy nie wiadomo, kiedy otworzy się zapadnia."
Andrzej Majewski
 
 
 
xan4 
Tatuś Muminków


Posty: 5116
Skąd: Dolina Muminków
Wysłany: 2 Lipca 2008, 11:23   

Ogólnie - wszystkie shorty z tego sortu wydają się słabsze od najlepszych z poprzedniej edycji,
PAMPARARA - zgrabne, trochę naciągane w wykonaniu, pomysł w porządku,
INWENTARYZACJA - język w porządku, pomysł mnie nie zachwycił,
CIEMNOŚĆ - jak na shorta zbyt oklepany pomysł,
GRACZ - całość zgrabna, trochę przekombinowane, lekko zużyty pomysł,
ZGRZEBNA KOSZULA - nie moja liga :( ,
ZMIANY - pomysł starszy, dobre wykonanie,
ZAKRĘTKA - jak dla mnie totalnie niezrozumiałe,
DANIE DNIA - przewidywalne, nie przekonało mnie,
SPÓŹNIONY - pomysł mocno wyciągany za uszy, wykonanie średnie,
Podsumowując - zdecydowanie najlepsze w moich klimatach to ZMIANY i to punktuję, potem dłuuuugo nic i GRACZ
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 4 Lipca 2008, 13:14   

Pamparara - Jak na tymczasowego lidera, to jestem rozczarowany. Pomysł w miarę ciekawy, ale denerwowały mnie te wszystkie "dziwne" wyrazy. Zdaję sobie sprawę, że to zabieg celowy, tym niemniej było to irytujące.
Inwentaryzacja - Nie do końca zrozumiałem o co w tym wszystkim chodzi, pewnie też dlatego do mnie nie trafił. Wydał mi się męczący.
Ciemność - Podobał mi się pomysł, interesujący i wciągający. Akcja przeprowadzona w taki sposób, że czytałem tego shorta z dużym zainteresowaniem.
Gracz - Napisane sprawnie, ale pomysł jest szczerze mówiąc taki sobie. Końcówka wydaje się być napisana na siłę.
Zgrzebna Koszula - Kompletnie mnie nie zaineresowało. Codziennie możemy oglądać podobne scenki w "Klanie" lub innym "M jak Miłość". Aczkolwiek napisane nieźle, jednak kompletnie nie w moim guście.
Zmiany - W sumie całkiem niezłe, brak większych zastrzeżeń.
Zakrętka - Okej, do pewnego czasu wiem o co chodzi, ale końcówka jest, jak dla mnie przynajmniej, niezrozumiała.
Danie dnia - Ot, makabreska. Nie wybija się specjalnie.
Spóźniony - Przyjemny shorcik, interesująca zwłaszcza końcówka. Spowodowała u mnie uśmiech, za co dodatkowy plus.

Punkty: Ciemność (Jak dla mnie najlepszy w zestawie) i Spóźniony
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
banshee 
Doktor Przybram

Posty: 5288
Skąd: ...
Wysłany: 5 Lipca 2008, 15:25   

Danie dnia, bo jako jedyne nie wywołało u mnie bólu głowy...
 
 
czterdziescidwa 
New Avenger


Posty: 1310
Skąd: Warszawa
Wysłany: 6 Lipca 2008, 17:24   

Danie dnia. Z ketchupem dało się przełknąć.
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 8 Lipca 2008, 19:48   

Ale posucha...
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 9 Lipca 2008, 17:26   

Właściwie to zostało jeszcze półtora tygodnia.
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 9 Lipca 2008, 17:45   

Tak. Choć w poprzednich edycjach bywało lepiej. Czyżby ludziom brakowało podziękowań Tomcicha?
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group