Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Dziura w niebie - czyli kolejna edycja szortów

Dziura w niebie
Alpha
10%
 10%  [ 2 ]
Bravo
5%
 5%  [ 1 ]
Charlie
0%
 0%  [ 0 ]
Delta
10%
 10%  [ 2 ]
Echo
26%
 26%  [ 5 ]
Foxtrot
10%
 10%  [ 2 ]
Golf
36%
 36%  [ 7 ]
Głosowań: 19
Wszystkich Głosów: 19

Autor Wiadomość
Ixolite 
Admirał Zwiebellus


Posty: 6116
Skąd: oni wiedzieli?
Wysłany: 7 Listopada 2007, 17:19   Dziura w niebie - czyli kolejna edycja szortów

Oki doki, zaraz zacznę wstawiać w kolejnych postach szorty. Jak skończę, dodam ankietę, stay tuned!

-------------------

Głosowanie rozpoczęte. Obrodziło latoś szortami, 7 propozycji dostaliśmy pod rozwagę. Czytać i głosować! :bravo
_________________
Alchemia Słowa
Well, my days of not taking you seriously are certainly coming to a middle.
Ostatnio zmieniony przez Ixolite 7 Listopada 2007, 17:36, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Ixolite 
Admirał Zwiebellus


Posty: 6116
Skąd: oni wiedzieli?
Wysłany: 7 Listopada 2007, 17:22   

Alpha

Jak co wieczór, od kilku tygodni, Edward siedział w fotelu na werandzie pogrążony w lekturze. Na stole obok stał duży kubek mocnej herbaty, talerz z ciastem i niewielka lampka z abażurem w różowe kwiaty. Zdziczały ogród na tyłach domu powoli pogrążał się w mroku. Od kilku lat Edward obiecywał sobie zająć się nim porządnie gdy przejdzie na emeryturę ale gdy dwa miesiace wczesniej rzeczywiście został emerytem, kilka niemrawych prób było wszystkim na co się zdobył. Po latach ciężkiej pracy w warsztatach PKS w pobliskim Chełmie powoli znajdował przyjemność w leniuchowaniu i myśl o walce z wrogimi chaszczami pozbawiała go chęci do jakiegokolwiek działania.
Nadzwyczajny detektyw właśnie włączył latarkę by przeszukać biurko podejrzanego, gdy przeciągły krzyk i głuche łupnięcie w głębi ogrodu przerwały intrygujacą lekturę. Edward uniósł głowę próbując dojrzeć przyczynę zaskakujących hałasów. Ponieważ jednak nic nie burzyło wieczornej ciszy skierował wzrok na karty książki zamierzając odnaleźć utracony wątek lecz w tym momencie zarośla ożyły nagłą szamotaniną i obcobrzmiącymi słowami przywodzącymi jadnak na myśl gwałtowne złorzeczenia. Zaciekawiony wstał i ruszył powoli w kierunku źródła dzwięków. Po kilku krokach spostrzegł kilkuletniego, pulchnego chłopca owiniętego jedynie w coś co przypominało prześcieradło. Aureola bląd loków, niewielkie skrzydła na plecach, krótki łuk i kołczan z rozsypujacymi sie strzałami dopełniały niecodziennego widoku. Niespodziewany gość zauważywszy Edwarda przerwał próby wydostania sie z gmatwaniny utworzonej przez pnącza dzikich róż i przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
- Priwiet towariszcz – odezwał się chłopiec ukazujac w uśmiechu równiutki rząd białych zębów
Oczy Edwarda, przypominające w tej chwili wielkością spodki od filiżanek, przybrały gwałtownie rozmiar kół młyńskich. Widząc to przybysz spochmurniał i przez chwilę szukał czegoś w pamięci. Po chwili, z widoczną niewiarą zapytał oniemiałego mężczyznę.
- Gawarisz pa ruskij?
- Niemnożka - mimowolnie wymamrotał Edward
Pucułowata twarz znów przybrała wyraz skupienia by za moment rozjaśnić się w błysku zrozumienia.
- Aaaa... Polak? Zgadza się?
- Zgadza - odparł już normalny głosem gospodarz, któremu po chwilowym zaskoczeniu wracała pewność siebie
- Szlag by trafił popieprzony InfoTur - kontynułował gość nie zwracając uwagi na odpowiedź - Odwiedź odległe nieba, poznaj nowych bogów... biorą za to ciężką kasę a nie potrafią nawet uaktualnić map ani porządnie dopasować czasu do przestrzeni! W podstawówce tego uczą! Czy to na prawdę takie trudne? Płaci bóg...
- a Ty, kto? - Edward zdecydowanie przerwał tyradę
- Eros, do usług - odparł z dumą chłopiec wracając do przerwanej czynności. Kolce róży z chciwościa wczepiały się w delikatny chiton. Na różowym ciele pojawiały się kolejne zadrapania - w... żyć chędożone chabezie - popisał się szeroką znajomoscią polszczyzny
- znaczy amorek? - upewnił się mężczyzna
- jaki amorek, do kurwy nędzy!? - oburzył sie grubasek - jestem porządnym greckim bogiem a nie jakimś rzymskim popaprańcem! - helleński deoturysta był już wolny od splotów ziemskiej roślinności. Przez chwilę oglądał poranione ciało po czym pochylił się by pozbierać łuk i strzały.
- witam w takim razie na polskiej ziemi - Edward wczuł się w rolę gospodarza - można wiedzieć co sprowadza szanownego gościa?
- ot, po prostu, dziura w niedorobionym chrzescijańskim niebie - odparł zapytany, po czym zamachał skrzydłami i nie oglądając się odleciał w mrok
_________________
Alchemia Słowa
Well, my days of not taking you seriously are certainly coming to a middle.
 
 
 
Ixolite 
Admirał Zwiebellus


Posty: 6116
Skąd: oni wiedzieli?
Wysłany: 7 Listopada 2007, 17:23   

Bravo

O Boże, ale tu dziura! Nie tak wyobrażałem sobie Niebo. Swoją drogą, ciekawe, gdzie Bóg się podziewa. Jakoś Go do tej pory nie spotkałem. Tylko te posępne twarze dookoła. Nawet nie mam ochoty z nimi rozmawiać. Wszędzie szarość, nuda i pustka. Na Ziemi, to było co innego! Tłumy fanów wręcz spijały słowa z mych ust. Nie ważne, czy słyszeli je w radio, w telewizji, czy podczas występów na żywo. Ileż wielbicielek wręcz modliło się do moich zdjęć wyciętych z gazet! No i życie było zupełnie inne, nie to co w tej dziurze. Samochody, prywatne samoloty, posiadłości. Wokół setki przydupasów na każde skinienie. Nawet politycy mnie słuchali, jak trzeba było, to pomocy nie odmówili. Szlag, jak tylko spotkam Najwyższego, to będę z nim musiał poważnie pogadać. Jakoś trzeba tą dziurę rozruszać, urządzić się tu jakoś. W końcu mam tu spędzić całą wieczność...

***

1. Oto zapytał Wszechmogący Syna Swego: „Dlaczegóż to oblicze Twe jest zasępione, a czoło Twoje okrył cień smutku?”
2. I odrzekł Syn: „Czy nie wiesz Mój Panie? Czyż cała moja mądrość od Ciebie nie pochodzi?”
3. I rzekł Pan: „Pewien grzesznik zatwardziały, w kłamstwie, zbytkach i obłudzie żyjący,
4. który Pana Swego się nie bał i z ludźmi się nie liczył, dokonał ziemskiego żywota.
5. A w dumie i zatwardziałości swojej uważa się za godnego oglądania Oblicza Pańskiego. Znalazłszy się w miejscu wiecznego potępienia, za Niebo je uznał, nie rozumiejąc jak potężne były grzechy jego.
6. Miast łaski prosić i o przebaczenie błagać, grzesznik ów w bezczelności swej Piekło z Niebem pomyliwszy, Dziurą je nazywa. Czy to Cię martwi, Synu Mój?”
7. Odpowiedział Mu Syn: „Panie, Ty wiesz wszystko.”
8. „Niechaj zatem ów grzesznik po wieki cierpi katusze samotności i nudy wszechobecnej za grzechy życia swego oraz pychę, jaka go po śmierci trawi.
9. Albowiem to co czyniłeś tym najmniejszym, mnie czyniłeś, Pater Director.”
_________________
Alchemia Słowa
Well, my days of not taking you seriously are certainly coming to a middle.
 
 
 
Ixolite 
Admirał Zwiebellus


Posty: 6116
Skąd: oni wiedzieli?
Wysłany: 7 Listopada 2007, 17:25   

Charlie - "Podniebienie"

Miotełka, gąbka i butelka płynu do mycia naczyń- wszystko w jednej wyblakłej reklamówce z logo pobliskiego supersamu. Taką zobaczyłem ją po raz pierwszy. W buro-zielonym berecie nasuniętym na zbyt wąskie czoło, w znoszonym prochowcu zapiętym pod szyję, mimo ciepłej słonecznej jesieni.
Wdowa po Kwiatkowskim stanowiła archetypiczny wręcz obraz samotnej starszej pani. Do kompletu miała nawet kota- wyliniałego kocura załatwiającego swoje potrzeby w każdej możliwej części kamienicy. Jako sąsiad z naprzeciwka, miałem to szczęście, że zwykle robił to jak najdalej od mieszkania swojej właścicielki.
Rytuał dnia pani Kwiatkowskiej od kilku lat pozostawał taki sam Około godziny dziesiątej słyszałem szczęk zamka i powolne szuranie po wypaczonych klepkach posadzki. Codziennie o dziesiątej pani Kwiatkowska wyruszała odwiedzić męża. Wracała w godzinach popołudniowych i więcej nie niepokoiła starego domu. Nie znałem pana Kwiatkowskiego. Wprowadziłem się krótko po jego śmierci, a niezmienny od lat plan dnia sąsiadki stał się elementem mojego życia. Każdego ranka wsłuchiwałem się w odgłosy- szczęk klucza, trzaśnięcie drzwiami, ciche kroki na schodach, stanowiły nieodłączną część codziennego karnawału.
31 października nie doczekałem się.
Zdumiony kilkakrotnie wyglądałem na korytarz, jednak na tyle na ile mogłem to stwierdzić, Kwiatkowska nie opuściła mieszkania. Nigdy nie celebrowałem dnia wszystkich świętych, jednak biorąc pod uwagę zaangażowanie jakie codziennie wkładała w opiekę nad szczątkami męża, dla mojej sąsiadki byłoby to nie do pomyślenia. Przez myśl przemknęło mi, że mogła umrzeć. Wyobraziłem ją sobie leżącą w spranej pościeli z kotem śpiącym na jej martwym podołku..
Dokończyłem kawę, zebrałem się w sobie i udałem w kierunku mieszkania naprzeciwko.
Zapukałem dwukrotnie.
Dopiero po dłuższej chwili za uchylonymi drzwiami ukazała się uśmiechnięta twarz mojej sąsiadki.
-Dzień dobry... ja tylko... – zastanawiałem się jak wybrnąć z sytuacji –Wpadłem zapytać, czy wszystko w porządku.
Promienny uśmiech na ustach kobiety był wystarczająco wymowny.
-Z kim rozmawiasz kochanie? – niezręczną ciszę przerwał trzeci głos.
-Z sąsiadem Ryszardzie. – zaświergotała pani Kwiatkowska.
-Doskonale! – odpowiedział nam z głębi mieszkania męski baryton –Zaproś go do środka!
Nim zdążyłem zaprotestować wciągnięto mnie do mieszkania i poprowadzono do salonu. Na staromodnej kanapie w centrum staromodnie urządzonego pokoju, siedział postawny niemłody już mężczyzna. Spoglądał na mnie z ukosa podpierając brodę.
Osłupiałem.
Czyżby Kwiatkowska miała gacha? W jej wieku? Moja głowa uginała się pod ciężarem możliwych scenariuszy.
-To mój mąż Ryszard.- tym jednym zdaniem zostałem brutalnie wyrwany z zadumy. Pomyślałem jednak, że się przesłyszałem.
-Mąż? – gapiłem się jak głupi na mężczyznę –Ale myślałem, że pani mąż...
-Nie żyje! – wykrzyknęła –Tyle lat czekałam, aż skubaniec w końcu raczy zdechnąć!
Poczułem, że muszę usiąść.
Opadłem na fotel opierając się o haftowany podgłówek.
-Pobrudzi pan!
Uniosłem się gwałtownie pod wpływem krzyku kobiety i zadrżałem widząc jak kawałkiem szmaty zawzięcie szoruje materiał- cały w ciemnej brązowej mazi.
-Dziura w niebie panie dziejku - zaskrzeczał Kwiatkowski –Dziura w niebie!
Dotknąłem tyłu głowy trafiając na pustkę.
_________________
Alchemia Słowa
Well, my days of not taking you seriously are certainly coming to a middle.
 
 
 
Ixolite 
Admirał Zwiebellus


Posty: 6116
Skąd: oni wiedzieli?
Wysłany: 7 Listopada 2007, 17:27   

Delta

Mały, ośmioletni Piotruś lubił fantastykę. Uwielbiał przesiadywać z tatą do jedenastej wieczór oglądając Godzillę. Zawsze sprawiało mu wiele radości, gdy potwór niszczył swoim cielskiem wieżowce, doki i hangary. Ojciec Piotrusia był znanym pisarzem fantastyki i z dumą spoglądał na syna. Był pewny, że obok niego kształtowały się właśnie przyszłe nurty polskiej fantastyki. A jeśli Piotruś nie zostanie pisarzem, tak jak ojciec, to może chociaż rysownikiem? Spojrzał na stertę rysunków leżącą obok kanapy. Może nie były one zbyt piękne, ale przynajmniej widać było, co chłopak chciał narysować.

Ojciec poszedł po piwo, a Piotruś tymczasem wpadł w trans. Chłonął wszystko, co działo się na ekranie. Każdy najdrobniejszy szczegół. Tak, jakby jego umysł stał się jednością z telewizorem. Z każdą sekundą informacji w jego głowie przybywało, a obraz z odbiornika zanikał. Wszystko zaczęło drżeć. Z telewizora buchnął płomień, a zszokowany chłopiec spadł z kanapy. W tym samym momencie do pokoju wbiegli rodzice. Matka podniosła go ostrożnie i przytuliła, a ojciec zajął się gaszeniem małego pożaru. Piotrusia wszystko bolało. Zdawało mu się, że w jego głowie upadła właśnie Godzilla przewracając słupy wysokiego napięcia. Chłopiec zapłakał i zemdlał.

Gdy obudził się następnego dnia odkrył niezwykłą rzecz. Na zwykłej kartce papieru, zwykłym ołówkiem narysował klauna. Miał on spiczastą czapkę z pomponem, olbrzymie buty w ciapki, a w prawej dłoni trzymał trąbkę. Piotruś nie był zadowolony z rysunku, lecz po chwili spostrzegł identycznego klauna na ekranie nowego telewizora. Zdziwił się niezmiernie i aby sprawdzić, czy stanie się tak ponownie wziął kredki i narysował różowy samolot. Chwilę później w wiadomościach pokazali pierwszy różowy odrzutowiec wybudowany przez Brytyjczyków. Chłopiec wiedział, że wszystko, co pokazują w wiadomościach jest prawdą, więc szybko pojął również, że wszystko, co narysuje staje się w jednej chwili rzeczywistością. Było to 17 grudnia.

Dwa lata później rodzice chłopca zginęli w wypadku samochodowym, a ojciec zostawił mu w spadku jedynie niedokończoną powieść science-fiction pod tytułem: „Dziura w niebie”. Życie Piotrka znacznie się skomplikowało. Najbliższą rodziną Piotrka, która mogłaby zaopiekować się nim, była osiemdziesięciopięcioletnia babcia Jadwiga samotnie mieszkająca gdzieś w okolicach Białegostoku. Wiek nie pozwalał jej jednak opiekować się wnukiem, a wujek Alfred, jedyna dalsza rodzina, w latach dziewięćdziesiątych wyjechał do Ameryki w poszukiwaniu lepszego jutra. Tak więc los chciał, by Piotrek – dziesięcioletni chłopak obdarzony niezwykłą mocą kreacji - znalazł się w sierocińcu bez żadnych perspektyw na przyszłość. Z początku nie było tak źle. Miał własne łóżko, dostawał jedzenie, a inne dzieci i opiekunki trzymały się z daleka. W końcu był chłopcem bardzo pokrzywdzonym przez los. Odpowiadało mu to. Nic nie rysował. Nie chciało mu się. Całe dni siedział w kącie czytając niedokończoną powieść taty. Było to typowe science-fiction z motywem ataku kosmitów na naszą biedną Ziemię. Powieść urywała się w kluczowym momencie, więc Piotrek co wieczór wymyślał własne zakończenia „Dziury w Niebie” i z dumą wspominał ojca. I pewnie trwałby w takim zawieszeniu między fikcją, a szarą rzeczywistością, gdyby nie Tomasz, który pojawił się wśród mieszkańców sierocińca. Miał trzynaście lat, był ogromny i straszny. Nic więc dziwnego, że większość dzieci poznała się na nim od razu i schodziła mu z drogi najszybciej jak mogła. Tylko Piotrka nic nie obchodziło. Cały czas myślał o ojcu i jego największym, niedokończonym dziele. Oczywiste więc było, że prędzej czy później przyciągnie uwagę Tomasza. Na jego nieszczęście zdarzyło się to prędzej niż później. Tomasz podszedł do Piotrka i niewiele myśląc wyrwał mu maszynopis z ręki. Chwilę później Piotrek klęczał w toalecie wyjmując z klozetu najcenniejszą dla siebie rzecz. Otworzył mokre stronice, lecz niestety nic nie dało się odczytać. Powieść przepadła. W tym momencie Piotrkowa Godzilla obudziła się z trzyletniego snu i zniszczyła wszystkie jego wspomnienia, marzenia, pragnienia. Zniszczyła jedenastoletniego chłopca pozostawiając tylko ludzkie zgliszcza.

Wszystkie nagłówki gazet informowały o tajemniczej „dziurze w niebie”. Naukowcy z całego świata starali się rozwiązać zagadkę jej pochodzenia. Bezskutecznie. Warszawa była pogrążona w chaosie, Watykan milczał, a Amerykanie bawili się w wojnę przeczuwając najgorsze. Nikt nawet nie zainteresował się jedenastolatkiem, który wyskoczył z okna sierocińca. Nikt też nie zauważył rysunku, który wsunął się pod jego łóżko. A nawet jeśli, to nikt nie mógłby wiedzieć, że jest to scena, na której urywała się powieść jego ojca - flota wrogich statków kosmicznych, wlatuje przez tajemniczy portal w niebie – koślawo narysowana tępym ołówkiem.
_________________
Alchemia Słowa
Well, my days of not taking you seriously are certainly coming to a middle.
 
 
 
Ixolite 
Admirał Zwiebellus


Posty: 6116
Skąd: oni wiedzieli?
Wysłany: 7 Listopada 2007, 17:27   

Echo

- Dzieńdobry, panie Szymonek! – krępa brunetka po czterdziestce pomachała mężczyźnie, stojącemu kilkanaście kroków dalej. Ten dał znać następnemu w kolejce, że opuszcza ją tylko, aby się przywitać, i zaraz wróci.
- Pani Gaska. Pani też tutaj? Jaki ma pani numer?
- 3201.
- O, jak się pani udało? Ja jestem prawie trzy tysiące dalej...
- Mąż mi załatwił – wyszeptała – u konika. Przyjechaliśmy wczoraj i od razu wskoczyłam tutaj. A mąż ma numer 2999. Wchodzi pojutrze. Wyobraża pan sobie? – Uśmiechnęła się z dumą, prezentując ładny zgryz, robotę małżonka - dentysty.
- Ile to kosztuje?
Brunetka przybliżyła się do rozmówcy tak blisko, że aż zakręciło mu się w głowie od zapachu Currary.
- Mąż dał piętnaście tysięcy za oba, ale podobno można znaleźć miejsca już od pięciu tysięcy...
Pomimo konspiracyjnego szeptu ich rozmowa doszła do uszu krzepkiej staruszki w szmaragdowym berecie, stojącej za panią Gaską.
- To wszystko granda i oszustwo! Pani w ogóle nie powinna tu stać! My tu uczciwe kolejki społeczne mamy, dyżury nocne pełnimy, meldujemy się na liście, a takie paniusie wykupują miejsca! Niemożliwe, żeby nawet w kolejce do Nieba taka nieuczciwość... aż mnie serce boli...– tu babcia wymownie położyła dłoń na zwiędłym już, acz nadal obfitym biuście.
- To niech pani se usiądzie, bo jeszcze trafi pani tam szybciej, niż zamierza, drogą naturalną. – zasyczała pani Gaska. Pan Szymonek zmierzył spojrzeniem moherową babcię i rzucił półgębkiem, tylko na użytek znajomej;
- Co to, promocje u księdza Muchomorka się skończyły?
Zaśmiali się oboje.
- Najwidoczniej. – odpowiedziała równie cicho pani Gaska. – A jak pan myśli, skąd koniki mają te wszystkie miejsca? Pewnie rejestrowali się w parafiach jako moherki, albo podkradli babci. O, widzi pan – wystawiła nos z futrzanego kołnierza – idzie jeden.
- Ten młody, pryszczaty?
- No. – Zmarszczyła czoło i strzepała z ramion paprochy. – Coś strasznie się tu kurzy.
- Aha. To chyba przez tę dziurę się sypie.
- Śmieci z Nieba? Hm, można by to zbierać i sprzedawać...
- Pani to ma głowę jednak nie od parady... – Pan Szymonek zebrał większy okruch z pleców znajomej – pani Irenko, naprawdę, to jest myśl! Przecież postoimy tu jeszcze parę dni, a przez ten czas trzeba za coś żyć... A gdzie się pani z szanownym małżonkiem zatrzymała?
- Wynajęliśmy pokój na stancji. Na Bzowej.
- Aha... Nie wiem, gdzie to jest, nie znam Hałcnowa.
- My też jesteśmy w tym zadupiu po raz pierwszy – wzruszyła ramionami – i ostatni. Na prawo od rynku, w górę.
- A to blisko mnie. A swoją drogą, dlaczego to tyle trwa? – Wskazał spojrzeniem wielką drabinę.
- Podobno tam na gorze ograniczyli godziny otwarcia. Już tylko od szesnastej do siedemnastej. Tak, że wychodzi tylko osiem osób dziennie. Więcej nie da rady.
- Jeee – jęknął pan Szymonek. – To znaczy, że mam tu czekać cały rok? To się przecież nie da...
- Zawsze może pan skorzystać z konika. – Pani Gaska wzruszyła ramionami. I aż podskoczyła, kiedy tuż za uchem usłyszała zachrypnięty falset:
- Ktoś mnie wołał, czegoś chciał?
To pryszczaty konik szczerzył zęby. Pan Szymonek chrząknął niepewnie.
- Po ile?
- To zależy. Od pięciu patyków za numery koło czwartego tysiąca.
- Najniższy proszę.
Konik pociągnął głośno nosem, przełknął i wyjął zza pazuchy gruby portfel.
- Antoni Tupejko. Numer na liście 2992, poszedł wczoraj do Nieba inną drogą. Może pan mieć jego miejsce za jedyne – tu konik szybko wycenił spojrzeniem możliwości finansowe pana Szymonka – dwanaście tysięcy.
Pan Szymonek oblizał wyschłe nagle wargi.
- Biorę.
Pani Gaskiej zalśniły oczy, pryszczaty nadstawił dłoń.
- No ale co, chyba pan nie myśli, że noszę taką forsę przy sobie – oburzył się pan Szymonek. – Muszę iść do banku. Zresztą, pójdziemy razem...
- Zaraz będzie pana kolej na liście obecności. – Zauważyła przytomnie pani Gaska.
- Ach, kicham listę, skoro będę miał numer wchodzący...
Pani Gaska skuliła się pod oskarżycielskim spojrzeniem szmaragdowego mohera i trądzikiem konika. W końcu jednak sympatia do sąsiada zwyciężyła; przełamała się i wypaliła:
- A skąd pewność, że pan wejdzie? Licho wie, ile list obecności opuścił ten Kopiejko...
- Tupejko. – Poprawił konik.
- No, jeśli trzy dni był nieobecny, to numer już przepadł, wie pan? – kontynuowała, niezrażona. Pan Szymonek zawahał się. Konik charknął pogardliwie, machnął ręką i odszedł.
- Oj no i poszedł... – Niedoszły klient odprowadził pryszczatego smutnym, cielęcym spojrzeniem. Chwilę później numer miał już szczęśliwego nabywcę, jakiegoś grubego Niemca. Pani Gaska położyła dłoń na ramieniu znajomego w geście pocieszenia.
- Znowu te paprochy – mruknęła i zaczęła zbierać w zagłębienie dłoni co większe kawałki. Pan Szymonek oderwał w końcu wzrok od konika i przyjrzał się okruchom kurzu.
- Hę? Pani Irenko, wie pani, co to jest? Kurcze blade...
- Co takiego? – pani Gaska, zaintrygowana, podsunęła palec z paproszkiem pod sam nos.
- Drewno. Oni piłują drabinę.
- Co? – wtrąciła się posiadaczka moherowego beretu. – Kto piłuje drabinę?
- Ci na górze, co już weszli, piłują drabinę, żeby nikt więcej nie dostał się do Nieba! – obwieścił głośno ktoś stojący przed nimi.
- Ludzie, zdrada! Piłują szczeble!
W kolejce podniósł się niesamowity rwetes; oburzeni ludzie krzyczeli, próbowali wspiąć się na drabinę poza kolejnością, ktoś chciał powstrzymać tłum pieprzem, ktoś inny oberwał w nos; ksiądz zaintonował "U drzwi twoich stoję, Panie", więc część kolejki uspokoiła się, większość jednak nadal parła na drabinę, która zaczęła chwiać się niebezpiecznie. Ilość kurzu sypiącego się przez dziurę w Niebie wzrosła drastycznie; wyglądało to, jakby suchy deszcz padał na czekających. Śmieci pokrywały ich głowy niczym w Środę Popielcową. A drabina chwiała się i chwiała coraz mocniej, wywołując panikę wśród tych, którzy się na nią wspięli. W końcu stało się nieuniknione; ktoś na górze nie wytrzymał i spadł. Leciał długo, z przerażającym krzykiem; tłum pod drabiną zaś, uprzedzony jego wrzaskiem, usunął się w ostatnim momencie, pozwalając nieszczęśnikowi uderzyć o bruk jak kamień. Kilka kobiet krzyknęło na widok krwi i różowego mózgu, wylewającego się na asfalt. Ktoś zadzwonił po policję. Pani Gaska naciągnęła futrzany kołnierz na oczy i z trudem powstrzymywała falę mdłości.
- Straszne...
Ale najstraszniejsze dopiero miało się wydarzyć. Cudowna drabina do Nieba, która pojawiła się w Hałcnowie nie wiadomo, skąd, kilka tygodni temu, zaczęła znikać! Stawała się coraz bardziej miękka, wilgotna, przezroczysta...
- To koniec! – zawołał jakiś natchniony braciszek – zbrukaliśmy krwią to święte miejsce, tę świętą dziurę, i Pan odbiera nam drabinę!
Wśród osób, które się na nią wspięły, wybuchł prawdziwy szał. Część usiłowała zejść, część zaś – wspiąć się jak najwyżej, z nadzieją na osiągnięcie dziury w Niebie. Spadały kolejne osoby. Kolejka pod drabiną zaczęła się wykruszać, przerażeni ludzie uciekali we wszystkie strony. Kilku zdesperowanych panów złapało pryszczatego konika i wyperswadowali mu zwrot pieniędzy za zakupione wcześniej numerki. Kiedy nadjechała policja, po drabinie nie było śladu, jeśli nie liczyć ciał dwudziestu ośmiu nieszczęśników, na które opadały powoli ostatnie drobiny kurzu...
_________________
Alchemia Słowa
Well, my days of not taking you seriously are certainly coming to a middle.
 
 
 
Ixolite 
Admirał Zwiebellus


Posty: 6116
Skąd: oni wiedzieli?
Wysłany: 7 Listopada 2007, 17:29   

Foxtrot

Paweł siedział na werandzie paląc papierosa i wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. W lewej dłoni gniótł nerwowo paczkę papierosów. U stóp rosła kupka niedopałków.
Skrzypnęły otwierane drzwi.
-Jak tam Durak?- Paweł wzdrygnął sie odruchowo. Nieznosił swojego nazwiska, szczególnie w ustach rosjanina Odwrócił się i zerknął na Saszę. Ten jednak nie uśmiechał się złośliwie. Wpatrywał się w gwiazdy, z zamyślonym wyrazem twarzy. Paweł wyciągnął w jego kierunku wymiętoszoną paczkę. Pstryknęła zapałka. Sasza zaciągnął się głęboko.
-Co słychać na dole?- zagaił jakby od niechcenia, patrząc jak rosjanin wypuszcza kłąb dymu.
-Kończą testy. Goldman twierdzi, że są gotowi. Jutro możemy zacząć.
Po plecach Pawła przebiegł zimny dreszcz.
-Więc jutro?-spytał, czując, że od tej odpowiedzi może zależeć dosłownie wszystko.
-Jutro.
Cholera, nie ma już odwrotu. Znowu zapatrzył się w niebo, a lodowate palce strachu szarpały mu wnętrzności.
Gwiazdy mrugały do niego szyderczo, odległe i zimne.

*

-Proszę mi wytłumaczyć jeszcze raz jak to działa – piskliwy głos Korytyńskiego wpadał w coraz bardziej histeryczną tonację. Jeszcze chwila i zacznie krzyczeć, pomyślał Paweł.
-Panie Premierze - spokojny, rzeczowy głos Saszy rozległ się zza jego pleców - Jak mówiłem panu wcześniej, promień działa na zasadzie polaryzacji. Skondensowane cząstki...
-Po ludzku do cholery, czy ja wyglądam na naukowca. Jestem socjologiem! – A ja hinduską tancerką, uśmiechnął sie pod nosem Paweł. Kto zrobił tego idiotę premierem.
-Dobrze. Promień załata dziurę. Prościej nie można. – po twarzy rosjanina przemknął cień uśmiechu.
-Zadziała ?– pisnął Korytyński, wybałuszając oczy i szarpiąc nerwowo krawat.
-Tak.
Musi, pomyślał Paweł i od razu spoważniał. Musi. Nie ma innej możliwości
Rozejrzał się. W górnej części hali zebrało się ponad pięćset osób. Większość stanowili przedstawiciele rządów państw z całego świata. Poniżej, na dnie silosu kłębili się naukowcy różnej maści, ubrani w ciężkie kombinezony. Pomiędzy obiema grupami znajdowała się klikunastocentymetrowa tafla zbrojonego szkła. Na samym dnie spoczywał gwóźdź programu. Ponad piętnastometrowa, tytanowa głowica „Projektu”, otoczona przez kłębowisko kabli i paneli kontrolnych. Wielka nadzieja ludzkości. Ostatnia szansa na ratunek. Jedyna maszyna zdolna załatać dziurę w niebie.

*

-Przygotuj się – Sasza szturchnął Pawła. Siódma pięćdziesiąt cztery. Sześć minut. Rozmowy ucichły. Naukowcy pośpiesznie opuszczali swoje stanowiska. Zawyły syreny. Szczyt silosu otworzył się z głuchym zgrzytem. „Projekt” powoli uniósł swoją głowę w kierunku nieba.
Górna część rozsunęła się na boki ukazując srebrny grot, otoczony dwoma pierścienieami. Syreny umilkły. Ludzie wokół zastygli. Siódma pięćdziesiąt dziewięć.
Minuta. Jezu to już, Paweł czuł jak zimne strużki potu ciekną mu po plecach. Boże,
spraw żeby wszystko było dobrze, spraw żeby wszystko... Tąpnęło. Bardziej odczuł niż usłyszał wystrzał. Wstrzymał oddech. Na niebie pojawił się jasny, świetlisty pierścień rozszerzający się z każdą sekundą, zmieniający powoli kolor na ciemno złoty.
Ludzie wokół
-Udało się – krzyczał Sasza– Udało się Durak!
-Nie – szepnął Paweł zbielałymi wargami.
Niebo płonęło.
_________________
Alchemia Słowa
Well, my days of not taking you seriously are certainly coming to a middle.
 
 
 
Ixolite 
Admirał Zwiebellus


Posty: 6116
Skąd: oni wiedzieli?
Wysłany: 7 Listopada 2007, 17:31   

Golf - "2000 lat temu w niebie"

Bóg kontemplował swoje jestestwo w ciszy i spokoju. Zabronił komukolwiek wchodzić do Niebieskiego Gabinetu i postawił przed drzwiami symboliczną cherubinową straż. W ogóle lubił symbole, czym nieustannie ściągał sobie na głowę mnóstwo problemów. Ale tym razem nie o tym...
Gdy był tak zasłuchany w muzykę własnej Duszy, poczuł wiejący tuż nad podłogą wiatr. Spojrzał w odległy kąt i ujrzał sporej wielkości dziurę w niebie. Natychmiast zawołał serafina:
- Proszę bezzwłocznie załatać otwór w moim gabinecie. Przebija niebo na wylot! – zakomenderował.
- Nie potrafię tego uczynić – serafin bezradnie rozłożył ręce i skrzydła. Moje delikatne dłonie nie przywykły do ciężkiej pracy, tu potrzeba kogoś o znacznej tężyźnie.
- Kogo tam mamy od tych spraw? – zapytał pojednawczo Bóg.
Anioł zamyślił się na dłuższą chwilę, po czym odparł:
- Niestety, będziemy zmuszeni zatrudnić pracownika z zagranicy...
- Masz kogoś na myśli?
- Hefajstosa. Znamienity to kowal, w pracy z ogniem biegły.
- Wołaj go szybko!

Hefajstos ucieszył się, że mógł pomóc konkurencji. Chwiejący się w posadach Olimp dogorywał, może by warto wyemigrować z zatęchłej Grecji? Pracował więc szybko, z należytym zaangażowaniem. Aby wykonać zadanie jak najdokładniej, antycypował technologię spawalniczą. Niestety, popełnił mały błąd w sztuce... Gdy kończył łatać dziurę, wysmyknęła się iskra, która przeleciała przez dziurę nieba i zawisła na zewnątrz – na ziemskim nieboskłonie, tuż nad mało znaną miejscowością Betlejem.
- Cóżeś uczynił dobrego? – Bogiem wstrząsnęło, gdyż jako istota wszechwiedząca zdał sobie sprawę z konsekwencji nieszczęśliwego wypadku. Spojrzał w dół i dostrzegł wędrujących tropem wiszącej iskry Mędrców. Nie mógł uczynić im zawodu, nie mógł zignorować proroctwa, które w ten niezwykły sposób się wypełniło. Nie zwlekając ani minuty, zawołał Syna, który – jakby wiedząc, co go czeka – już miał przygotowane pieluszki.
_________________
Alchemia Słowa
Well, my days of not taking you seriously are certainly coming to a middle.
 
 
 
Rodion 
Agent Chaosu


Posty: 7551
Skąd: Gestrandet
Wysłany: 7 Listopada 2007, 18:14   

Echo, choć inne także są całkiem, całkiem.
_________________
Mam czarną koszulkę i piwo... jestem forpocztą sił chaosu.
I tylko konia osiodłać. I przez wrzosowiska, jak przez...
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 7 Listopada 2007, 18:37   

O rany, ja jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Nie wiem czy to kwestia długiego weekendu i tego ze ludzie mieli czas, czy niewydziwianego tematu - ale nie mogę się zdecydować które mi się najbardziej podoba :)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Ziemniak 
Agent dołu


Posty: 5980
Skąd: Kraków
Wysłany: 7 Listopada 2007, 19:10   

przeczytaj je jeszcze raz Martva 8)
_________________
Starzejesz się gdy odgłosy, które wydawałeś kiedyś w trakcie seksu wydajesz obecnie wstając z łóżka
 
 
 
Albion 
Kapitan Kirk


Posty: 1127
Skąd: Warsaw City
Wysłany: 7 Listopada 2007, 20:11   

Głos oddałem, ale żem sam popełnił grafomanię, tedy opiniować nie będę :mrgreen:
_________________
"Historia uczy tego, że ludzie niczego nie uczą się z historii"
(\_/)
(O.o) This is Bunny. Add Bunny to your signature
(> <) to help him achieve world domination.
 
 
merula 
Pani z Jeziora


Posty: 23494
Skąd: przystanek Alaska
Wysłany: 7 Listopada 2007, 21:18   

Też mam problem z wyborem. Zastanowię się, poczytam jeszcze i może się zdecyduję.
_________________
Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego.
 
 
Gwynhwar 
Tarmogoyf


Posty: 9817
Skąd: Z forum SF
Wysłany: 7 Listopada 2007, 23:39   

Echo! :bravo
 
 
Kostucha Drang 
Batman


Posty: 542
Skąd: sprzed kompa
Wysłany: 8 Listopada 2007, 11:53   

Delta ! Trochę szkoda, że chłopak nie spróbował jakoś odmienic swojego losu przy pomocy tych zdolności, ale i tak podobało mi sie najbardziej. Do tego fajne zakończenie.
_________________
Churchill " faszyści przyszłości będą nazywani antyfaszystami"

Where is the Devil ?
http://www.youtube.com/watch?v=tgphO4JJIrw
http://www.youtube.com/watch?v=7EpB03kmGQk
 
 
rumeli 
Narzeczona Frankensteina


Posty: 304
Skąd: że znowu!
Wysłany: 8 Listopada 2007, 14:48   

Ale fajny wątek :D Do kiedy można głosować?
_________________
Cnota jest w sercu, a nie gdzie indziej - Balzac
 
 
Ixolite 
Admirał Zwiebellus


Posty: 6116
Skąd: oni wiedzieli?
Wysłany: 8 Listopada 2007, 15:58   

Zakończenie ankiety za: 9 Dni, 1 Godzin, 38 Minut
_________________
Alchemia Słowa
Well, my days of not taking you seriously are certainly coming to a middle.
 
 
 
Alatar 
Nekroskop


Posty: 735
Skąd: Z trzewi duszy.
Wysłany: 8 Listopada 2007, 20:53   

Alpha, ciekawy pomysł.
Bravo, takie sobie.
Charlie, nie zainteresowało mnie.
Delta, to nie to.
Echo, bardzo przyjemne.
Foxtrot, nic specjalnego.
Golf, zabawne, pomysłowe, punkt :bravo .

Ogólnie to pocieszająca frekwencja (to chyba zasługa tematu niekomplikującego pomysł) :mrgreen: , a i poziom całkiem, całkiem. :D
_________________
"Bo najlepiej jest przykleić nos do szyby,
I wpatrywać się tak bardzo, bardzo mocno,
Aż pojawi się kraina Niby Niby,
Przecież w deszczu kwiaty i marzenia rosną"
 
 
 
elam 
Gremlinek


Posty: 11118
Skąd: kotlinka gremlinka
Wysłany: 8 Listopada 2007, 22:38   

no, no, calkiem niezly wybor :D
na razie brawo dla tego pana za chwytliwy temat :) z glosowaniem jeszcze sie powstrzymam :)
_________________
Ten się śmieje, kto umrze ostatni.
 
 
 
Słowik 
Cynglarz

Posty: 4931
Skąd: Kraków
Wysłany: 9 Listopada 2007, 15:41   

Wahałem się między Alphą i Golfem, ale jednak Golf, za przewrotność.
_________________
I'd rather have a bottle in front of me than a frontal lobotomy.
 
 
 
Fantazja 
Gollum

Posty: 2
Skąd: z Łodzi
Wysłany: 10 Listopada 2007, 20:46   

Alpha to taka ładna bajeczka - lubię takie ;)
Bravo nie przypadło mi do gustu ;]
Charlie zaskakujące :D
Delta jest poruszające
Echo niebałdzo
Foxtrot najbardziej trafiło, nie wiem czemu ;]
Golf bardzo pomysłowe

serdecznie gratuluję!
 
 
elam 
Gremlinek


Posty: 11118
Skąd: kotlinka gremlinka
Wysłany: 12 Listopada 2007, 22:41   

jest niedobrze, bardzo niedobrze - kiedy juz kilka - troche wiecej, niz zwykle- osob sie zebralo i napisalo teksty, nie ma ich kto oceniac...
tylko 7 glosow?? kurcze, no nie oplaca sie pisac.... :(
_________________
Ten się śmieje, kto umrze ostatni.
 
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 12 Listopada 2007, 22:44   

Bo wyjątkowo wysoki poziom, Ja się nie jestem w stanie zdecydować, na przykład :)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 12 Listopada 2007, 22:52   

Martva, zawsze można zrobić losowanie :mrgreen:
 
 
elam 
Gremlinek


Posty: 11118
Skąd: kotlinka gremlinka
Wysłany: 12 Listopada 2007, 22:56   

Martva, rzuc kostka czy cos... :)
_________________
Ten się śmieje, kto umrze ostatni.
 
 
 
Tomcich 
Tigana


Posty: 6557
Skąd: Ino
Wysłany: 12 Listopada 2007, 22:58   

elam napisał/a
kiedy juz kilka - troche wiecej, niz zwykle- osob sie zebralo i napisalo teksty, nie ma ich kto oceniac...


Bo za dużo napisane, a ja nie lubię z monitora czytać. ;P:
_________________
- Jak tam życie?
- Muchom by się spodobało..
 
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 12 Listopada 2007, 22:59   

Ja bym leciutko rzucił gremlinkiem. Taki milusi :wink:

EDIT: Tomcich - to se wydrukuj! :evil: :wink:
 
 
elam 
Gremlinek


Posty: 11118
Skąd: kotlinka gremlinka
Wysłany: 12 Listopada 2007, 23:01   

ech gremlinek nie bedzie sie rzucal ani glosowal, bo sumienie mu nie pozwala ;) (co ja na to poradze, ze moj tekst podoba mi sie najbardziej?? :D )

ale Wkurza mnie przez duze W ze inni sie nie wypowiadaja....
_________________
Ten się śmieje, kto umrze ostatni.
 
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 12 Listopada 2007, 23:09   

skoro widzę, ze jest masowe przyznawanie sie do udziału w tekstach to powiem, ze jedne jest mój
i dlatego nie zamierzam wcale glosować
jakoś nienajlepiej bym się z tym czuł
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
mad 
Filippon


Posty: 3816
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 12 Listopada 2007, 23:27   

Tak samo ja... :|
Ciekawe, czy Martva się przyzna? :wink:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group