To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - Dręczenie dietą i ćwiczeniami

Fidel-F2 - 13 Grudnia 2013, 11:19

Dunadan, czyli jak zwykle należy zdefiniować co się ma na myśli używając pojęcia 'dieta'. :P
Jezebel - 13 Grudnia 2013, 11:20

Dunadan napisał/a
mam na myśli wszelkiego rodzaju diety-cód

A to racja. Jedyna skuteczna dieta-cud to MŻ :D

Dajmy już spokój tej biochemii przemian energetycznych.

thinspoon - 13 Grudnia 2013, 11:22

Cytat
Proces rozpadu tłuszczów w organizmie jest niezwykle złożony. Wewnątrzustrojowej degradacji podlegają zarówno lipidy spożywane wraz z pokarmem jak i ich wewnątrzustrojowe zasoby zgromadzone np. w formie tkanki tłuszczowej podskórnej.
Tłuszcze pochodzące z pożywienia (triglicerydy /TG/ - połączenie glicerolu z trzema kwasami tłuszczowymi) podlegają procesowi trawienia w jelicie cienkim, gdzie pod wpływem żółci i licznych enzymów rozpadają się do mniej złożonych substancji - monoglicerydów oraz pojedynczych kwasów tłuszczowych. Następnie powstałe po rozpadzie związki tłuszczowe ulegają w ścianie jelita cienkiego ponownej zamianie na triglicerydy i w takiej formie wędrują do krwiobiegu, skąd dalej rozprowadzane są do różnych tkanek. Triglicerydy wchłonięte do krwi nie wędrują jednak samotnie, lecz są transportowane w formie specjalnych kompleksów z białkami - zwanych lipo-proteinami. Aby kwasy tłuszczowe zgromadzoine w kompleksach lipoproteinowych mogły zostać ponownie wykorzystane na potrzeby energetyczne ustroju musi w organizmie nastąpić złożona dwuetapowa reakcja:

W pierwszej kolejnosci musi nastąpic rozpad lipoprotein
W drugim etapie uwolnienie kwasów tłuszczowych z cząsteczki triglicerydów

LIPOPROTEINY -------- TRIGLICERYDY + BIAŁKO

GLICEROL + KWASY TŁUSZCZOWE

ENERGIA

Rozpad lipoprotein

Ta rekacja pobudzana jest przez specjalny enzym - lipazę lipoproteinową (LPL), którego znaczące ilości zlokalizowane są w tkance tłuszczowej i mięśniowej.
Jeżeli enzym LPL zostanie uaktywniony w tkance tłuszczowej, triglicerydy uwolnione z lipoprotein wędrują do komórek tłuszczowych, gdzie ulegają zmagazynowaniu. W efekcie tej reakcji powiększają się zasoby tłuszczu podskórnego, co sprzyja pogorszeniu jakości sylwetki oraz rozmaitym zaburzeniom w stanie zdrowia.
Inaczej natomiast kształtuje się sytuacja przy zwiększonej aktywności LPL w tkance mięśniowej. W wyniku działania tego enzymu w mięśniach, uwolnione triglicerydy nie są magazynowane, lecz spalane, co sprzyja zmniejszaniu zasobów tłuszczowych w organizmie.
Z punktu widzenia osób uprawiających kulturystykę i fitness, niezwykle ważne jest więc poznanie czynników odpowiedzialnych za aktywacje LPL w poszczególnych tkankach.
Jak się okazuje na korzystny wzrost aktywności LPL w tkance mięśniowej wpływają przede wszystkim hormony takie jak: adrenalina, noradrenalina, glukagon oraz kortykosteroidy - których poziom znacząco wzrasta w okresie pracy mięśniowej oraz stanu głodzenia. Jak wynika z badań lipaza lipoproteinowa jest szczególnie aktywna podczas wysiłków tlenowych. Z tego też tytułu wysiłek fizyczny (głównie aerobowy) oraz dieta z ograniczoną podażą kalorii ma ogromne znaczenie w redukowaniu wewnątrzustrojowych zasobów tłuszczu.
Ogromny wpływ na aktywność LPL, zarówno w mięśniach jak i w tkance tłuszczowej ma insulina. Hormon ten, którego poziom znacząco wzrasta po spożyciu węglowodanów, ma zdolność silnego hamowania LPL w tkance mięśniowej, oraz uaktywniania go w obrębie komórek tłuszczowych, co sprzyja powstawaniu niekorzystnych proporcji w składzie ciała.
Czy zatem osoby uprawiające kulturystykę i fitness powinny ograniczać podaż węglowodanów w diecie, aby uniknąć niekorzystnego oddziaływania insuliny na przemiany tłuszczowe?

Węglowodanów nie należy unikać, lecz spożywać je umiejętnie

Niebezpieczny wzrost poziomu insuliny powodują nie tyle same węglowodany, co nieodpowiedni ich rodzaj a także niewłaściwa pora spożywania. Generalnie, najsilniejszy skok insulinowy powodują cukry o wysokim indeksie glikemicznym takie jak słodycze, jasne pieczywo, słodkie napoje, itp. Problem ten jeszcze wyraźniej nasila się, gdy produkty będące źródłem szybko wchłanialnych węglowodanów spożywane są jako przekąski miedzy posiłkami lub na pusty żołądek. Pojawiający się w takich okolicznościach nagły wzrost poziomu insuliny bardzo silnie uaktywnia LPL w tkance tłuszczowej, powiększając tym samym jej rozmiary. Szczególnie niebezpieczne pod tym kątem są słodycze, gdyż są one najcześciej nie tylko źródłem cukrów, ale także tłuszczów (triglicerydów). Po spożyciu produktów weglowodanowo-tluszcowych, obserwuje się nie tylko silny wzrost aktywności LPL na skutek działania insuliny, ale także dostarczane są dodatkowe porcje triglicerydów które powiększają zapasy tkanki tłuszczowej.
Węglowodany proste, poprzez swój wpływ na wzrost wydzielania insuliny i aktywność LPL w tkance tłuszczowej, najwyrażniej nie sprzyjają utrzymaniu właściwego składu ciała. Ich spożycie może okazać się bezpieczne jedynie po wysiłku fizycznym. Jak wiadomo, praca miesniowa zwiększa wydzielanie hormonów sprzyjających aktywności LPL w tkance miesniowej (adrenalina, noradrenalina, glukagon, kortyzol) co jak wiadomo nasila spalanie wewnątrzustrojowych triglicerydów. Reakcja ta utrzymuje się nie tylko w czasie wysiłku ale również po jego zakończeniu. Silna reakcja hormonalna „zagłusza działanie insuliny, w efekcie czego spożycie węglowodanów prostych po treningu, nie jest wstanie wpłynąć w znaczący sposób na wzrost aktywności LPL w tkance tłuszczowej.
Ta korzystna aktywacja hormonalna najwyraźniej obserwowana jest podczas wysiłków siłowych, natomiast słabiej podczas ćwiczeń aerobowych. Dlatego węglowodany szybko wchłanialne zalecane są jedynie po zakończeniu treningów o charakterze beztlenowym, natomiast w przypadku umiarkowanych ćwiczeń tlenowych, źródłem cukrów w diecie powinny być przede wszystkim cukry złożone.

Lipaza triglicerydowa - kolejny, ważny enzym w przemianach tłuszczowych

Omówiony powyżej aspekt rozpadu lipoprotein przy pomocy enzymu LPL można uznać za wstępny etap katabolizmu tłuszczu w organizmie. W wyniku wspomnianej reakcji enzymatycznej powstają znaczne ilości triglicerydów z których organizm pozyskuje kwasy tłuszczowe i następnie wykorzystuje je na prace mięśniową lub na potrzeby tkanki tłuszczowej
Z punktu widzenia sportowców oraz osób zainteresowanych zdrowiem i utrzymaniem prawidłowego składu ciała, ważne jest aby zapasy podskórnych triglicerydów były jak najczęściej wykorzystywane przez organizm dla przemian energetycznych. Tkanka tłuszczowa stanowi główny magazyn triglicerydów. Szacuje się, że jeden jej kg zawiera ok. 800 g triglicerydów
Triglicerydy zgromadzone w komórkach tłuszczowych, podobnie jak lipoproteiny mogą ulegać rozpadowi do kwasów tłuszczowych jedynie przy udziale odpowiedniego enzymu. W tym przypadku jest to: lipaza triglicerydowa (LTG). Reakcja rozpadu triglicerydów do kwasów tłuszczowych określana jest procesem lipolizy.
W wyniku działania LTG, triglicerydy rozpadają się na glicerol oraz wolne kwasy tłuszczowe. Lipaza triglicerydowa bardzo często określana jest także jako lipaza hormonozalezna, gdyż na jej aktywność ogromny wpływ wywierają hormony, szczególnie adrenalina, glukagon, hormon wzrostu, glikokortykosteroidy oraz hormon wzrostu. Jak wiadomo, największy wzrost wydzielania tych hormonów obserwuje się podczas pracy mięśniowej, dlatego wysiłek fizyczny odgrywa ogromną rolę w procesie rozpadu triglicerydów tkanki tłuszczowej. Właściwe jedynym hormonem który działa odwrotnie na LTG jest insulina. Jednocześnie związek ten nasila powstawanie nowych kwasów tłuszczowych oraz uaktywnia ponowne tworzenie triglicerydów. Jest to wiec kolejny dowód przemawiający za niekorzystnym oddziaływaniem insuliny na gospodarkę tłuszczową w organizmie.

Łatwiej odchudzić brzuch, trudniej nogi

Intensywność rozpadu triglicerydów w dużej mierze uzależniona jest od lokalizacji tkanki tłuszczowej. Jak się okazuje, największą wrażliwość na działanie hormonów lipolitycznych wykazuje tkanka tłuszczowa brzuszna. Z tego tytułu, wysiłek fizyczny jest podstawowym czynnikiem wpływającym na rozpad triglicerydów w tej części ciała. Co ciekawe, tkanka tłuszczowa brzuszna nie jest aż tak wrażliwa na działanie insuliny, w efekcie czego spożywanie nieodpowiednich węglowodanów nie działa na nią aż tak niekorzystnie.
Mniejszą wrażliwość na bodźce treningowe wykazuje tkanka tłuszczowa zlokalizowana w okolicy ud i pośladków. Bardzo często więc ćwiczenia fizyczne w pierwszej kolejności powodują wyszczuplenie talii, natomiast niewielkie efekty widoczne są w dolnych partiach ciała. Co więcej, tkanka tłuszczowa udowo-pośladkowa (ginekoidalna) jest wrażliwa na działanie insuliny. Spożywanie więc węglowodanów prostych, szczególnie słodyczy sprzyja gromadzeniu się tłuszczu w tych okolicach ciała. Ponieważ dodatkowo reakcję tą potęgują estrogeny - hormony żeńskie (także środki antykoncepcyjne i leki stosowane w okresie menopauzy), największe szansę na rozwój nadwagi ginekoidalnej mają kobiety. Jedynym właściwie okresem w którym obserwuje się znaczny rozpad tkanki tłuszczowej w okolicy ud i pośladków jest okres karmienia piersią. Z tego tytułu wiele kobiet po urodzeniu dziecka może ten czas wykorzystać dla zredukowanie zbędnych zapasów tłuszczu w dolnych partiach ciała.
Osoby ze skłonnościami do nadwagi ginekoidalnej ( szczególnie kobiety), powinny ograniczać w swoim codziennym jadłospisie słodycze, słodkie napoje, unikać zbyt długich przerw między posiłkami, spożywania węglowodanów w godzinach wieczornych (np. owoców), uważać na dietę w okresie stosowania środków antykoncepcyjnych i hormonalnych oraz nie zrażać się powolnymi efektami ćwiczeń.

Nie wszystkie kwasy tłuszczowe uwolnione z komórek tłuszczowych wędrują do krwi

Po rozpadzie triglicerydów większość wolnych kwasów tłuszczowych wędruje do krwi, skąd rozprowadzana jest do różnych tkanek. Przeważająca ich część spalana jest w tkance mięśniowej, reszta zaś wędruje do wątroby, gdzie włączana jest do budowy lipoprotein i w tej formie ponownie przenika do krwi. Na krążenie kwasów tłuszczowych wewnątrz komórek tłuszczowych (adipocytów) oraz ich wędrówkę do wątroby zużywane jest ok. 4% ATP pochodzących z rozpadu triglicerydów w organizmie.
Jednak nie wszystkie kwasy tłuszczowe powstałe po rozpadzie triglicerydów opuszczają adipocyty. Jak się okazuje nawet 20% uwolnionych kwasów tłuszczowych może ulec ponownej przemianie do triglicerydów, tzw. reestryfikacji. Dla osób zainteresowanych utrzymaniem niskiego poziomu tkanki tłuszczowej, ważne jest aby proces ten maksymalnie ograniczyć. Istnieje wiele czynników mających istotny wpływ na dynamikę tej reakcji.
Proces ponownego powstawania triglicerydów z kwasów tłuszczowych w dużej mierze uzależniony jest od wielkości przepływu krwi. Im przepływ ten jest wolniejszy, tym mniej kwasów tłuszczowych zabierane jest przez krew. Z tego tytułu, osoby ćwiczące powinny położyć nacisk na utrzymanie odpowiedniej aktywności układu krwionośnego. Przepływ krwi zwiększa się przede wszystkim pod wpływem wzmożonej akcji serca, dlatego najistotniejszym czynnikiem wzmagającym ten proces jest wysiłek fizyczny. Proces przepływu może byc również aktywowany technikami suplementacyjnymi. W tej kwestii wazna role może odegrać preparat AERO2 oraz LECYTYNA.
AERO2 - preparat zawierajacy jabłczan cytruliny wpływa na zwiększenie syntezy tlenku azotu - hormonu gazowego rozszerzajacego naczynia krwionośne, natomiast LECYTYNA zapobiega tworzeniu zatorów tłuszczowych w krwiobiegu.
Innym bardzo istotnym elementem wpływającym na prace układu krwionośnego jest odpowiednie nawodnienie organizmu. Podczas zwiększonej pracy mięśniowej, szczególnie w gorącym otoczeniu, organizm traci wraz z potem duże ilości wody, w efekcie czego dochodzi do zmniejszenia objętości osocza i wzrostu lepkości krwi. Powoduje to nie tylko spowolnienie odbioru kwasów tłuszczowych z komórek, ale także ich ograniczone spalanie, na skutek wolniejszego transportu tlenu w krwiobiegu. Z tego tytułu osoby trenujące, nie powinny zapominać o systematycznej podaży wody podczas trwania wysiłku, szczególnie o charakterze aerobowym. Ponieważ wzmożona utrata płynów następuje również po treningu, należy pamiętać aby ich dowóz był zwiększony także i w tym okresie.
Spowolniony odbiór wolnych kwasów tłuszczowych może być nie tylko wynikiem zbyt wolnego przepływu krwi, ale także spowodowany niedostatecznym poziomem albumin (białek) w krwiobiegu. Jak już wiadomo, kwasy tłuszczowe nie są transportowane we krwi w formie wolnej, ale w kompleksach z białkami (lipoproteiny). Z tego tytułu, wśród osób uprawiających sport, niezwykle ważna jest odpowiednia podaż białka pokarmowego. Niedostateczne spożycie tego składnika może ograniczać odbiór kwasów tłuszczowych z komórek i tym samym spowalniać proces redukowania zapasów tłuszczu w organizmie.
Kolejnym czynnikiem mogącym nasilać ponowne powstawanie triglicerydów z uwolnionych kwasów tłuszczowych może być zwiększony poziom glukozy we krwi. Cukier ten w toku wewnątrzustrojowych przemian może ulec przekształceniu do glicerolu, który łącząc się z uwolnionymi kwasami tłuszczowymi może inicjować powstawanie triglicerydów. Dlatego na podaż węglowodanów należy szczególnie uważać w okresie, kiedy do krwi uwalniane są znaczne ilości kwasów tłuszczowych, np. po zakończeniu ćwiczeń aerobowych lub po okresie przegłodzenia.

Kwasy tłuszczowe są ostatecznie spalane w mitochondriach

W warunkach zwiększonego zapotrzebowania energetycznego ( wysiłek fizyczny, głód), wolne kwasy tłuszczowe przedostają się do wnętrza komórek mięsniowych, gdzie nastepnie w specjalnych „piecach energetycznych zwanych mitochondriami ulegają całkowitemu spaleniu z wytworzeniem dużej ilości energii. Dynamika procesu utleniania kwasów tłuszczowych w dużej mierzy zalezy od liczby i wydajności mitochondriów. Im więcej aktywnych mitochondriów występuje w komórkach, tym tempo spalania tłuszczów przebiega intensywniej. Najistotniejszym czynnikiem wpływająym na zwiększenie liczby i wydajności mitochondriów jest intensywny wysiłek o charakterze wytrzymałosciowym (sprinty, szybkie biegi, skakanka, itp.). Dlatego też, ważnym elementem w procesie redukawania masy tłuszczowej ciała jest aplikowanie oprócz lekkich wysiłków aerobowych, także ćwiczeń tlenowych bardziej intensywnych (2-3 razy w tygodniu, ok. 20min.), co prowadzi do korzystnych przeobrażeń w obrębie mitochondriów komórkowych.
Aby kwasy tłuszczowe mogły wniknąć do mitochondriów muszą najpierw połączyć się ze specjalnym związkiem - koenzymem A (Co-A). W wyniku tej reakcji powstają „aktywne kwasy tłuszczowe tzw. Acylo-CoA. Tylko w takiej postaci mogą one przenikać przez zewnatrzną błonę mitochondriów i przedostawać się do ich wnętrza

Kwas tłuszczowy + ATP + CoA ______ Acylo-Coa

Po wniknięciu do mitochondriów , kwasy tłuszczowę wpostaci Acylo-CoA napotykają kojeną przeszkodę w postaci drugiej błony mitochondrialnej. Sforfować ją potrafią tylko kwasy tłuszczowe o tzw, krótkich łańcuchach, natomiast te o wydłużonej budowie ( dominujące w organizmie i pozywieniu) muszą skorzystać z pomocy specjalnego transportera - karnityny. Po połączeniu się długołańcuchowych cząsteczek kwasów tłuszczowych (Acylo-CoA) z karnityną powstaje zwiazek o nazwie acylokarnityna - posiadający zdolność wnikania do samego wnętrza mitochondriów gdzie odbywa się zasadniczy proces spalania.

Acylo-CoA + karnityna --------- Acylokarnityna + CoA

Czasteczki karnityny po przeniesieniu kwasów tłuszczowych (grup acylowych) do samego wnętrza mitochodriów odczepiają się i ponownie wracają po kolejny transport Acylo-CoA

Acylokarnityna + CoA ------- Acylo-CoA + karnityna

Natomiast pozostawione przez karnityne wewątrz mitochondriów czasteczki kwasów tłuszczowych, wchodzą w tzw. cykl beta-oksydacji, gdzie ulegają całkowitemu spaleniu z wytworzeniem energii.
Podsumowując rolę karnityny należy pamiętać, że związek ten bierze istotny udział w procesie transportowania długołańcuchowych kwasów tłuszczowych do wnętrza mitochondriów. Wpływa zatem w sposób pośredni na proces ich spalania.
Nic wiec dziwnego, że w ostatnim czasie karnityna zrobiła prawdziwą furorę jako specyfik wspomagajacy odchudzanie. Związek ten może mieć także inne znaczenie dla osób aktywnych fizycznie. Jak donoszą badania, karnityna może usprawniać metabolizm węglowodanów, działać antyutleniajaco i wpływać na szybszą regenerację miesni po treningu.

Szybkość spalania kwasów tłuszczowych zalezy od wielu czynników

Karnityna odpowiada tylko za proces transportu kwasów tłuszczowych do mitochondriów, jednak to czy ulegną one spalenie zalezy już od zupełnie innych czynników. Jeżeli nie będzie odpowiedniej ilości mitochondriów a także także nie będą one charakteryzować się własciwą aktywnością, karnityna nie jest w stanie nic zdziałać - po prostu nie będzie miała gdzie transportować kwasów tłuszczowych. Dlatego też podstawowym czynnikiem warunkującym prawidłowy przebieg utleniania lipidów jest obecność odpowiedniej liczby aktywnych mitochondriów - dostosowanej do wymagań energetycznych. Jak już wczesniej wspomniano, liczebność „piecy mitochondrialnych można zwiekszyc poprzez aplikowanie organizmowi krótkich ale intensywnych wysiłków aerobowych.
Kolejnym elementem mającym istotny wpływ na proces utleniania lipidów jest dostepność tlenu do mitochondriów. Pierwiastek ten jest najwazniejszym czynnikiem umozliwiającym całkowite spalanie kwasów tłuszczowych w procesie beta-oksydacji. Dostępność tlenu uzalezniona jest między innymi od ilości maleńkich naczyń kapilarnych ułatwijących wymianę gazową miedzy krwią a mieśniem oraz zawartości mioglobiny w mieśniach - białka odpowiadajacego za transport tlenu od powierzchni komórki do mitochondriów. Również i w tym przypadku wzrost liczby naczyń kaiplarnych oraz mioglobiny w mieśniach kształtuje się pod wpływem intensywnego wysiłku aerobowego. Odpowiednio ukierunkowany wysiłek fizyczny może zwiększyć poziom mioglobiny nawet o 80%.
Ogromne znaczenie w zwiększaniu dostepnosci tlenu z hemoglobiby i mioglobiny mogą odegrać także niektóre preparaty dietetyczne, szczególnie preparaty glutaminy (L-GLUTAMINE, GLUTAGENIX). Glutamina jest niezbędna dla utrzymania prawidłowej aktywnosci glutationu - zwiazku który zapewnia hemoglobinie i mioglobinie zdolność wiązania, dystrybucji i przechowywania tlenu.
Systematyczny wysiłek aerobowy powoduje także wzrost zdolności pochłaniania tlenu - VO2max (maksymalnie 15-20%) oraz jego konsumpcji. U osób nietrenujących zuzycie tlenu waha się w granicach 1,5 L tlenu/gram mieśnia/godzinę. Codzienny jogging (ok. 5km/dziennie) może zwiększyc zdolność konsumpcji do 2,7 L tlenu/g mięśnia/godzinę, czyli prawie o 100%
Wysiłki o charakterze wytrzymałosciowym są więc najważniejszym czynnikim warunkującym prawidłowy przebieg procesu spalania kwasów tłuszczowych, gdyż przyczyniają się nie tylko do bezpośredniego utleniania lipidów, ale także rozbudowują maszynerię telnową, dzięki której proces ten może przebiegać intensywniej. W procesie redukowania zbednej masy tłuszczowej istnieje konieczność stosowania zarówno wysiłków aerobowych bardziej intensywnych (tetno pow. 150 uderzen/min), jak i mniej intensywnych ( tętno110-130). Pierwsze z nich rozbudowują struktury mitochondrialne, drugie biora bezpośredni udział w spalaniu kwasów tłuszczowych.

Tłuszcze spalają się w ogniu węglowodanów

Jak wynika z obserwacji procesów metabolicznych w ustroju, reakcja całkowietgo spalania kwasów tłuszczowych uzaleniona jest nie tylko od dostępności tlenu, ale także od odpowiedniej ilości węglowodanów. Aby kwasy tłuszczowe mogły wejść w proces beta-oksydacji (utleniania) muszą najpierw połączyc się z kwasem szczawiooctowym. Ważne jest zatem aby mitochondria były zaopatrzone w odpowiednia ilość tego związku, gdyż w przeciwnym razie reakcja całkowitego utleniania lipidów nie może być zapoczątkowana. Kwas szczawiooctowy wytwarzany jest z pirogronianu - związku powstajacego w procesie utleniania weglowodanów (glikolizy). Zatem odpowiedni poziom cukrów w ustroju jest jednym z zasadniczych czynników warunkujących prawidłowy przebieg spalania kwasów tłuszczowych, stąd powiedzenie: „ tłuszcze spalają się w ogniu węglowodanów.

Dunadan - 13 Grudnia 2013, 11:22

Jezebel napisał/a
Dajmy już spokój tej biochemii przemian energetycznych.

Ale do tego wszystko się sprowadza... chcesz spalić tłuszcz? ładując na siłowni tego nie zrobisz za szybko... biegając już prędzej.

Fidel-F2 - 13 Grudnia 2013, 11:25

Cytat
I
Zagroda Melechowów znajduje się na samym skraju chutoru. Wrota ogrodzenia dla bydła wychodzą na północ, w stronę Donu. Stromy, ośmiosążniowy spadek omszałych, zielonawych złomów kredy i oto brzeg: masa perłowa rozsypanych muszelek, zygzakowata obwódka krzemienia wycałowanego przez fale, a dalej już koryto Donu, wrzące na wietrze ciemnymi zmarszczkami. Na wschód, za wierzchowymi płotami gumien - Szlak Hetmański, szpakowacizny piołunu, bury rdest, zdeptany końskimi kopytami, kapliczka na rozstaju, a za nią step, w zamgleniu płynnej dali. Na południe - kredowy grzbiet wzgórza. Na zachód - ulica przecinająca plac biegnie aż do błonia.
W przedostatnią wojnę turecką wrócił do chutoru Kozak Prokofij Melechow. Z Turcji przywiózł żonę - drobną, otuloną w szal kobietę. Chowała twarz przed ludźmi, z rzadka pokazując zdziczałe, pełne smutku oczy. Jedwabny szal pachniał dalekimi, nieznanymi woniami. Jego tęczowe desenie podniecały kobiecą zazdrość. Branka trzymała się z dala od krewniaków Prokofija i stary Melechow wkrótce syna wydzielił. Do synowskiego kurenia nie zachodził aż do śmierci, nie zapominając obrazy.
Prokofij prędko się zagospodarował: cieśle sklecili kureń, sam Prokofij zrobił ogrodzenie dla bydła i pod jesień przeprowadził przygarbioną żonę - cudzoziemkę na nowe gospodarstwo. Gdy szedł z nią za arbą z dobytkiem, wybiegł na ulicę, kto żył. Kozacy śmieli się pod wąsem, baby głośno wydziwiały, horda brudnych Kozacząt biegła z gwizdaniem, lecz Prokofij szedł powoli w rozpiętym czekmenie jak za pługiem: ogromna, ciemna dłoń ściskała kruchy przegub żoninej ręki, głowa z jasnym czubem wznosiła się hardo - tylko na policzkach wzdymały się i falowały guzy mięśni, a pot wystąpił między skamieniałymi w nieruchomości brwiami. Odtąd rzadko widywano go w chutorze, nie bywał też na majdanie. Żył jak wilk w swoim kureniu nad Donem. W chutorze opowiadano o nim dziwy.
Chłopcy pasący cielęta na wygonie gadali, jakoby Prokofij pod wieczór, gdy zorze więdną, wynosił żonę na rękach aż do kurhanu Tatarskiego. Sadzał ją tam na wierzchołku kurhanu, plecami do porowatego kamienia, stoczonego przez wieki, siadał obok niej i razem długo patrzyli w step. Patrzyli póty, póki zorze nie wygasły, po czym Prokofij otulał żonę w zipun (chłopski kaftan) i odnosił do domu na rękach. Chutor gubił się w domysłach, szukając wyjaśnienia tego dziwacznego postępowania, niewiasty aż zapominały się iskać, tyle było plotek. O żonie Prokofija gadano różnie: jedni twierdzili, że jest piękna niesłychanie, inni - przeciwnie.
Sprawa wyjaśniła się dopiero wtedy, gdy żołnierka Mawra, najzuchwalsza z bab chutoru, pobiegła do Prokofija, niby to po świeży zaczyn. W czasie gdy Prokofij poszedł do piwnicy po zaczyn, Mawra sprawdziła, że Turczynka Prokofija funta kłaków niewarta. Po powrocie zaczerwieniona Mawra, z chustką osuwającą się z głowy, rajcowała w tłumie kobiet.
- Najmilsze, co on w niej znalazł dobrego? Żeby choć kobieta jak się patrzy, ale ta... W chutorze mamy do wzięcia dziewuchy o wiele gładsze.
W stanie jak ta osa, o mało się nie złamie; oczyska czarne, ogromne, strzyże nimi jak diabeł, nie daj Boże! Pewno zlegnie niedługo!
- Zlegnie? - dziwiły się kobiety.
- Chybam nie dziecię, sama troje wyniańczyłam.
- A z twarzy jaka?
- Z twarzy? Żółta. Oczy przyćmione, oj niesłodko musi być między obcymi. Aha, wiecie, kobietki, że ona chodzi w mężowskich szarawarach?
- No - o - o, no - o?... - wykrzykiwały jednym głosem przestraszone niewiasty.
- Sama widziałam - szarawary, tylko bez lampasów. Widocznie porwała te, co Prokofij nosi na co dzień. Ma na sobie długą koszulę, a pod koszulą szarawary wpuszczone w pończochy. Jak to zobaczyłam, aż mnie zatkało...
W chutorze szeptano, że żona Prokofija zajmuje się gusłami. Synowa Astachowa (Astachowowie siedzieli najbliżej Prokofija) zaklinała się, jakoby drugiego dnia Zielonych Świątek widziała przed świtem, jak żona Prokofija, bosa, z gołą głową, doiła krowę w ich zagrodzie. Zaraz potem wymię zrobiło się jak piąstka dziecięca, krowa straciła mleko i wkrótce zdechła.
Tego roku był pomór na bydło. Codziennie trupy krów i cieląt plamiły piaszczyste stojła nad Donem. Zaraza przerzuciła się na konie. Tabuny końskie, buszujące na pastwisku stanicznym, topniały w oczach. I wtedy to ciemne gadki jęły pełzać przez ulice i opłotki...
Do Prokofija przyszli Kozacy z zebrania chutoru.
Gospodarz wyszedł na ganek, ukłonił się.
- Z czym przybywacie, panowie starszyzna?
Tłum w niemym milczeniu zbliżył się do ganku.
Pewien podchmielony staruch wrzasnął pierwszy:
- Wyciągaj tu swoją wiedźmę i Zrobimy sąd!...
Prokofij rzucił się do chaty, ale dopędzili go w sieni. Rosły artylerzysta, przezwiskiem Lusznia, stukał głową Prokofija o ścianę, przygadując:
- Nie wrzeszcz, nie wrzeszcz, tobie nic do tego!... Ciebie nie tkniemy, ale babę twoją zakopiemy do ziemi. Lepiej zniszczyć ją jedną, niżby chutor miał zginąć bez bydła: A ty nie wrzeszcz, bo ci ścianę twoim łbem rozwalę.
- Wlec ją, sukę, na dwór! - huczało z ganku. Kolega pułkowy Prokofija, okręciwszy włosy Turczynki na ręce, drugą ręką zaciskając jej usta, biegiem przeciągnął ją przez sień i z wrzaskiem rzucił tłumowi pod nogi. Cieniutki krzyk prześwidrował ryki tłumu: Prokofij rozrzucił po sieni sześciu Kozaków, wpadł do izby i porwał szablę ze ściany. Kozacy jeden przez drugiego uciekali z sieni. Wywijając nad głową rozmigotaną, świszczącą szablą Prokofij zbiegł z ganku. Tłum drgnął i rozsypał się po zagrodzie.
Koło stodoły Prokofij dopędził artylerzystę Lusznię, który był przyciężki w nogach; i z tyłu od lewego ramienia na ukos rozwalił go aż do pasa. Kozacy, wyłamujący już koły z płotu, sypnęli w step poprzez gumno.
Po pół godzinie tłum nabrał śmiałości i podszedł do zagrody. Dwóch zwiadowców kuląc się weszło do sieni. Na progu kuchni, z głową niezgrabnie odrzuconą, leżała we krwi żona Prokofija. Prokofij, z drżącą głową i nieruchomym spojrzeniem, otulał w kożuch barani czerwoną, śliską, popiskującą kruszynkę - przedwcześnie zrodzone dziecko.
Żona Prokofija zmarła wieczorem tego samego dnia. Nie donoszone dziecko wzięła z litości babka, matka Prokofija.
Obłożono je parzonymi otrębami, pojono mlekiem kobylim, a po miesiącu, przekonawszy się; że smagły, podobny do Turczynka malec wyżyje, zaniesiono do cerkwi i ochrzczono. Nadano mu po dziadku imię Pantelej. Prokofij wrócił z katorgi po dwunastu latach.
Przystrzyżona, ruda, siwawa broda oraz rosyjska odzież robiły go obcym, niepodobnym do Kozaka. Wziął do siebie syna i zaczął gospodarzyć.
Pantelej wyrastał śniady, aż czarny. Z twarzy i z figury przypominał matkę.
Prokofij ożenił go z Kozaczką - córką sąsiada.
Odtąd turecka krew zaczęła się krzyżować z kozacką. Stąd zjawili się w chutorze Kozacy Melechowowie, dziwnie przystojni, z garbatymi nosami, przezwiskiem Turcy.
Pochowawszy ojca Pantelej wgryzł się w gospodarstwo. Pokrył dom na nowo, przyłączył do osady pół dziesięciny nie oranej ziemi, postawił szopy i stodołę krytą blachą. Z polecenia gospodarza dekarz wyciął z obrzynków parę blaszanych kogutów i umieścił je na dachu stodoły. Beztroski wygląd kogutów rozweselał zagrodę nadając jej pozór zamożności i zadowolenia.
Na schyłku pełznących latek okrzepł w sobie Pantelej Prokofijewicz, rozrósł się wszerz, przygarbił nieco, miał jednak wygląd postawnego starca. Był grubokościsty, utykał (w młodości na carskiej rewii w czasie skoków złamał nogę), nosił w lewym uchu srebrny kolczyk w kształcie półksiężyca, krucza głowa i broda nie przerzedziły się mimo starości, w gniewie zapamiętywał się i to widać przedwcześnie postarzyło jego dorodną żonę, niegdyś ładną, a obecnie oplątaną siecią zmarszczek.
Starszy syn, Petro, żonaty, podobny był do matki: mały z zadartym nosem, ciemnooki, z bujną wiechą włosów koloru pszenicy; młodszy, Grigorij, wdał się w ojca: wyższy od Petra o pół głowy, choć młodszy o sześć lat, podobnie jak ojciec miał zwisający, jastrzębi nos, sinawe migdały gorących oczu, wykrojone nieco skośne, ostry zarys policzków, opiętych brązową, rumianą skórą.
Grigorij pochylał się tak samo jak ojciec, nawet uśmiech mieli podobny, nieco zwierzęcy.
Duniaszka, pupilka ojcowska, podlotek wielkooki i długoręki, oraz Daria, żona Petra, z niemowlęciem - oto cała rodzina Melechowów.
II
Rzadkie gwiazdy przedświtu migały chwiejnie na niebie koloru popiołu. Spod chmur ciągnął wiatr. Mgła stawała dęba nad Donem, rozpłaszczała się na spadku kredowej góry i pełzła w jary niby szary, bezgłowy padalec. Lewy brzeg Donu, piaski, bagniska porosłe trzciną, las w rosie - ziały opętańczym, zimnym ogniem zorzy. Za linią lasu słońce tęskniło do wschodu.
W melechowowskim kureniu pierwszy zerwał się Pantelej Prokofijewicz. Wyszedł na ganek zapinając po drodze kołnierz koszuli haftowanej krzyżykami. Trawa na podwórzu zasłana była srebrem rosy. Stary wypuścił bydło. Daria w samej koszuli pobiegła doić krowy. Na łydki jej bosych nóg padała rosa. Na trawie poprzez obejście legł zmięty, siwy ślad. Pantelej Prokofijewicz popatrzył, jak trawa zmięta nogami Darii prostuje się powoli, i poszedł do izby.
Na framudze rozwartego okna różowiały martwo płatki wiśni, przekwitającej w ogrodzie przed domem. Grigorij spał twarzą do poduszki z odrzuconą w tył ręką.
- Griszka, jedziesz na ryby?
- Czego chcesz? - zapytał Grigorij szeptem i spuścił nogi z łóżka.
- Jedziemy zawczasu, przed słońcem.
Grigorij sapiąc ściągnął z wieszaka spodnie, wsunął je w białe wełniane skarpety i długo nakładał but, poprawiając podwinięty tył.
- A czy mama nagotowała przynęty? - zapytał ochryple wychodząc za ojcem do sieni.
- Nagotowała. Idź do łodzi, ja zaraz przyjdę.
Stary wsypał do glinianego dzbanka wonne parzone zboże, oszczędnie zebrał spadłę ziarnka i utykając na lewą nogę pokusztykał do rzeki. Grigorij naburmuszony siedział w czółnie.
- Dokąd jechać?
- Do Czarnego Jaru, spróbujemy tam koło karpy, gdzie siedzieliśmy onegdaj.
Czółno rysując rufą ziemię osiadło na wodzie i odbiło od brzegu.
Prąd uniósł je kołysząc, próbując odwrócić bokiem. Grigorij nie wiosłując sterował wiosłem.
- Powiosłowałbyś.
- Jak się dostaniemy na środek.
Przecinając prąd czółno zbliżało się do lewego brzegu. Z chutoru goniły łódź po wodzie wykrzykiwania kogucie. Rysując burtą żwir Czarnego Jaru, którego zrąb zwisał nad wodą, czółno przybiło do kotliny. O pięć sążni od brzegu widniały rozwidlone gałęzie zatopionego wiązu. Wir pędził naokoło bure kawały piany.
- Rozwiń, ja przywiążę - szepnął ojciec do Grigorija i wsunął rękę w parujące gardło dzbanuszka.
Ziarna prysnęły w wodę, jakby ktoś szepnął półgłosem „szik”.
Grigorij nizał nabrzmiałe ziarna na haczyki; uśmiechnął się.
- Łapaj, łapaj, rybo duża i mała!
Linka wpadła do wody, wyciągnęła się jak struna i znowu zelżała, zaledwie ciężarek dotknął dna. Grigorij przycisnął nogą koniec wędziska i starając się go nie poruszyć sięgnął po kapciuch.
- Tato, z tego nic nie będzie... Księżyc na nowiu.
- Zapałki masz?
- Aha.
- Daj ognia.
Stary zapalił, popatrzył na słońce, które utknęło z tamtej strony karczu.
- Karp różnie bierze. Czasem złapie się i na nowiu.
- Czuję drobiazg jakiś koło haczyka - westchnął Grigorij.
Woda chlupnęła koło łodzi i opadła. Dwułokciowy karp, jakby odlany z czerwonej miedzi, wyskoczył do góry ze stękaniem, wtórując uderzeniami w wodę wygiętego chwaścistego ogona. Ziarna kropel usiały łódź.
- Teraz, czekaj! - Pantelej Prokofijewicz otarł mokrą brodę rękawem.
W pobok zatopionego wiązu, między obnażonymi ramionami gałęzi jednocześnie wyskoczyły dwa karpie; trzeci, mniejszy, uparcie trzepotał się koło jaru, raz po raz świdrując się w powietrze.
* * *
Grigorij niecierpliwie żuł rozmiękły koniec koziej nóżki. Słabe słońce wzeszło na pół dęba. Pantelej Prokofijewicz zużył całą przynętę - z niezadowoleniem zacisnął wargi i patrzył tępo na nieruchomy koniec wędziska.
Grigorij wypluł niedopałek, obserwując ze złością jego lot do wody.
W duchu klął ojca za to, że go zbudził przed świtem i nie dał się wyspać. Po tytoniu palonym na czczo pozostał w ustach zapach przysmalonej szczeciny. Przechylił się, by zaczerpnąć wody w garść - gdy koniec wędziska sterczący o kilkanaście cali nad wodą poruszył się słabo i zaczął powoli pełznąć w dół.
- Podcinaj! - wyrzucił z siebie starzec.
Grigorij drgnął, pociągnął za wędzisko, lecz koniec jego wrył się ostro w wodę, wędzisko zgięło się w pałąk. Jakby wir wciągał z ogromną siłą krzepkie, wierzbowe wędzisko.
- Trzymaj! - stękał stary odpychając czółno od brzegu.
Grigorij usiłował podnieść wędzisko, ale to mu się nie udało.
Gruba linka pękła z suchym cmoknięciem. Grigorij zachwiał się tracąc równowagę.
- Ależ byk! - przygadywał Pantelej Prokofijewicz, nie mogąc trafić haczykiem w przynętę.
Grigorij śmiejąc się z podniecenia przywiązał nową linkę i zarzucił.
Zaledwie ciężarek zdołał dotknąć dna, gdy koniec wędziska zgiął się.
- A jesteś, diable... - mruknął Grigorij, z trudem odrywając ode dna rybę, która rzuciła się na środek nurtu.
Linka rysowała wodę z przenikliwym, mokrym bzykaniem, zielonawe płótnisko wody falowało za nią. Pantelej Prokofijewicz przebierał krótkimi sęczkami palców po uchu czerpaka.
- Zawróć go na wodę! Trzymaj, bo przetnie jak piłą!
- Jeszcze czego!
Wielki, żółto - czerwony karp uniósł się na powierzchnię, pieniąc wodę, po czym pochylił tępy łeb i rzucił się w głąb.
- Ale ciągnie, aż mi ręka zdrętwiała... No, czekaj, bracie!
- Griszka, trzymaj!
- Trzy - y - mam!
- Uważaj, nie puszczaj pod łódź... Uważaj!
Grigorij z wysiłkiem doprowadził do łodzi karpia, leżącego na boku. Stary zbliżył się z czerpakiem, lecz ryba wytężyła resztki sił i uciekła w głąb.
- Podnieś mu łeb! Jak łyknie wiatru, to się uspokoi.
Grigorij znowu podciągnął do łodzi zmęczonego karpia. Karp utknął nosem w szorstki brzeg łodzi, ziewając szeroko otwartym pyskiem, i pozostał tak migocąc płynnym pomarańczowym złotem skrzeli.
- Już się nawojował! - chrząknął Pantelej Prokofijewicz, zwaliwszy karpia do czerpaka.
Siedzieli jeszcze z pół godziny. Miotanie się karpia ustało.
- Zwijaj, Griszka. Widać ostatniegośmy osidłali, nie ma co czekać.
Zebrali się. Grigorij odepchnął łódź od brzegu. Przejechali już połowę drogi. Z twarzy ojca Grigorij widział, że chce coś powiedzieć, ale stary patrzył w milczeniu na zagrody chutoru, rozrzucone pod górą.
- Wiesz co, Grigorij... - zaczął ojciec niezdecydowanie, miętosząc tasiemki torby leżącej pod nogami - uważam, że ty coś tam z Aksinią Astachową...
Grigorij mocno poczerwieniał, odwrócił się. Kołnierz koszuli, wpinający się w muskularną, spaloną słońcem szyję, wycisnął na niej białe pasemko.
- Uważaj, chłopaku - ciągnął stary szorstko i gniewnie - zacznę z tobą gadać inaczej. Stepan to nasz sąsiad i nie pozwolę bałamucić jego kobiety. Tu może dojść do grzechu, a uprzedzam zawczasu: jak to spostrzegę - zaćwiczę!
Pantelej Prokofijewicz zebrał palce w sękatą pięść, zmrużył wypukłe oczy i patrzył, jak krew ucieka z twarzy syna.
- Gadanie ludzkie - burknął głucho Grigorij jakby spod wody i spojrzał prosto w sinawy garb ojcowskiego nosa.
- Milcz lepiej!
- Mało to ludzie gadają...
- Sza, psubracie!
Grigorij pochylił się nad wiosłem. Czółno popłynęło skokami.
Loczki fal pluskały i tańczyły za rufą.
Aż do przystani milczeli obaj. Gdy podjeżdżali, ojciec przypomniał:
- Uważaj mi, pamiętaj - masz od dziś skończyć z tymi wszystkimi zabawami. Żeby mi ani kroku za zagrodę! Tak.
Grigorij milczał. Spytał tylko, umocowawszy łódż:
- Czy rybę oddać kobietom?
- Zanieś kupcom - stary zmiękł - będziesz miał na tytoń.
Grigorij szedł za ojcem zagryzając usta.
„Spróbujcie, tato, możecie mnie spętać, a ja i tak pójdę na zabawę” - myślał świdrując gniewnymi oczyma krępy kark ojcowski.
W domu Grigorij troskliwie zmył piasek przyschły na łusce karpia i przesunął patyczek przez skrzela.
We wrotach wpadł na Mitkę Korszunowa, przyjaciela i jednolatka.
Mitka szedł igrając końcem nabijanego srebrem paska. Krągłe, nieco bezczelne oczy oliwiły się w wąziutkich szczelinkach rzęs. Żółte źrenice miał ustawione po kociemu, stąd spojrzenie jego było płynne i nieuchwytne.
- Gdzie to z rybą?
- Dzisiejszy połów. Niosę do kupca.
- Do Mochowa?
- Tak.
Mitka zważył karpia na oko.
- Z piętnaście funtów?
- I pół. Ważyłem na bezmianie.
- Zabierz mnie z sobą, będę się targował.
- Chodźmy.
- A litkup?
- Ugodzimy się, co gadać po próżnicy.
Ludzie po nabożeństwie rozsypali się na ulicy.
Drogą kroczyli rzędem trzej bracia zwani Szamilami.
Bezręki Aleksy, najstarszy, szedł w środku. Sztywny kołnierz munduru podtrzymywał żylastą szyję, klin rzadziutkiej, kędzierzawej bródki skręcał się zadzierzyście, lewe oko mrugało nerwowo. Dawno temu na strzelnicy karabin pękł w ręku Aleksego.
Kawałek zamka zniekształcił mu policzek. Odtąd oko mruga samo przy każdej okazji. Niebieska szrama przeorała policzek i zagłębiła się w kądziel włosów. Lewą rękę urwało mu aż po łokieć, lecz Aleksy pozostałą potrafił skręcić papierosa zręcznie i nieomylnie: przyciskał kapciuch do wypukłej piersi, odrywał zębami kawałek bibuły, zginał w rowek, nabierał tytoniu i skręcał robiąc nieuchwytne ruchy palcami. Zanim ktokolwiek się obejrzy, już Aleksy gryzie w zębach gotowego papierosa, mruga i prosi o ogień.
Aleksy, choć bez jednej ręki, był najlepszym pięściarzem w chutorze. Nie można nawet powiedzieć, aby pięść miał specjalnie wielką - nic podobnego; ale zdarzyło mu się raz zgniewać na wołu podczas orki, bat zapodział się gdzieś; rąbnął pięścią, a wół padł w bruzdę, krew wali mu z uszu, o mało nie zdechł.
Bracia Aleksego, Martyn i Prochor, byli do niego zupełnie podobni - niscy, przysadziści jak dęby, tyle że mieli po dwie ręce.
Grigorij przywitał się z Szamilami, Mitka przeszedł odwróciwszy głowę, aż chrząsnęło. W zapusty Aloszka Szamil w bitce na pięści obszedł się bez litości z młodymi zębami Mitki; machnął tylko na odlew i Mitka wypluł dwa trzonowe na siny lód, zdarty podkutymi butami.
Aleksy zrównawszy się z chłopakami mrugnął co najmniej pięć razy:
- Sprzedasz kloc?
- A to kup.
- Ile chcesz?
- Parę wołów i żonę na dodatek.
Aleksy mrużąc oko zaczął machać kikutem:
- Ach, ty dziwaku, dziwaku. O - ho - ho, żonę... Może jeszcze z przychówkiem?
- Zostaw na rozpłód, bo Szamile gotowi wyginąć - szczerzył zęby Grigorij.
Na placu koło parkanu cerkiewnego gromadzili się ludzie. W tłumie wykrzykiwał starosta cerkiewny podnosząc nad głową spętanego gąsiora:
- Pół rubla. Brać! Kto da więcej?
Gąsior kręcił szyją mrużąc pogardliwie turkusy oczu.
Mały, siwiutki staruszek, z piersią zawieszoną krzyżami i medalami, wymachiwał rękoma.
- Nasz dziadek Griszaka baje o wojnie tureckiej - wskazał oczyma Mitka pójdziemy posłuchać?
- Póki będziemy słuchać, karp nam spuchnie i zaśmierdnie.
- Spuchnie, będzie więcej ważył, czysty zysk.
Na placu, za szopą strażacką, gdzie rozsychały się beczki strażackie z połamanymi dyszlami, zielenił się dach domu Mochowa.
Grigorij i Miszka rozmawiając podeszli do ganku domu Mochowa.
Słupy ganku były pokryte gęstym ornamentem dzikiego wina. Plamiste cienie leniwie układały się na ganku.
- Ot, Mitrij! Jak żyją ludzie...
- Nawet klamki, i te złocone! - Mitka otworzył drzwi na taras.
- Kto tam? - zawołano z tarasu.
Grigorij nieśmiało podszedł pierwszy. Ogon karpia zamiatał malowaną podłogę.
- Do kogo?
Dziewczyna w trzcinowym fotelu na biegunach. W ręku talerzyk z truskawkami. Grigorij patrzył w milczeniu na różowe serduszko pełnych warg obejmujących jagódkę, dziewczyna skłoniwszy głowę oglądała przybyłych.
Griszce przyszedł z pomocą Mitka. Zakasłał.
- Nie kupicie rybki?
- Ryba? Zaraz powiem.
Fotel zakołysał się, dziewczyna wstała człapiąc haftowanymi pantoflami, włożonymi na bose stopy. Słońce przeświecało przez białą suknię dziewczyny, Mitka widział mgliste zarysy pełnych nóg i szeroko falującą koronkę halki. Podziwiał atłasową białość gołych łydek; jedynie na krągłych piętach skóra błyszczała mleczną żółtością.
Mitka trącił Grigorija.
- Patrz no, Griszka, co za spódnica... Widać wszystko jak przez szkło...
Dziewczyna wyszła z drzwi od korytarza i siadła miękko na fotelu:
- Proszę iść do kuchni.
Grigorij wszedł do domu na palcach. Mitka odstawił nogę i gapił się na białą nitkę przedziału we włosach dziewczyny, tworzących dwa złociste półkola. Przypatrywała mu się zuchwałymi, niespokojnymi oczami.
- Tutejszy?
- Tutejszy.
- Czyj?
- Korszunow.
- A jak wam na imię?
- Mitrij.
Oglądała starannie różową łuskę paznokci i podwinęła nogi szybkim ruchem.
- Który z was łowi ryby?
- Grigorij, mój przyjaciel.
- A wy nie chodzicie na ryby?
- Chodzę i ja, jak mi przyjdzie ochota.
- Na wędkę?
- Owszem, łowimy na wędkę. U nas to nazywają prytugi.
- Ja bym też chciała iść na ryby - rzekła po chwilowym milczeniu.
- No cóż, pojedziemy, jeśli jest ochota.
- Nie, poważnie? Jak by to urządzić?
- Trza wstać bardzo rano.
- Wstanę, tylko trzeba mnie zbudzić.
- Można zbudzić... A ojciec?
- Co ojciec?
Mitka roześmiał się:
- Żeby tak nie wziął za złodzieja... Gotów zaszczuć psami.
- Głupstwo! Śpię sama w narożnym pokoju. Oto okno - wskazała palcem.
- Jak przyjdziecie i zastukacie do okna, wstanę zaraz.
W kuchni ścierały się głosy: nieśmiały Grigorija i gęsty, oleisty - kucharki.
Mitka przebierał mętne sreberko kozackiego paska i milczał.
- Macie żonę? - spytała z ukrytym śmieszkiem.
- A bo co?
- Tak sobie, ciekawa jestem.
- Nie, kawaler.
Mitka nagle poczerwieniał, a ona pytała z uśmieszkiem, bawiąc się gałązką, z której jagody osypały się na podłogę:
- A cóż, Mitia, dziewczęta was lubią?
- Jedne lubią, inne nie.
- Co też powiecie... A dlaczego macie takie oczy jak kot?
- Jak kot? - zmieszał się Mitka.
- A właśnie, kocie oczy.
- To, widać, po matce... To nie moja wina.
- A dlaczego to was nie żenią?
Mitka opanował chwilowe zakłopotanie i mrugnął żółtymi oczyma, czując nieuchwytne szyderstwo w jej słowach.
- Żenidło mi jeszcze nie urosło.
Podniosła brwi w zdumieniu, poczerwieniała i wstała z fotela.
Kroki na ganku od ulicy.
Jej krótki uśmieszek, kryjący szyderstwo, oparzył Mitkę jak pokrzywa. Sam gospodarz, Siergiej Płatonowicz Mochow, szurając miękko chromowanymi obszernymi trzewikami z godnością przeniósł swą otyłą postać obok usuwającego się Mitki.
- Do mnie? - zapytał w przejściu, nie odwracając głowy.
- To, papo, przyniesiono rybę.
Grigorij wyszedł z pustymi rękoma.

thinspoon - 13 Grudnia 2013, 11:27

Specjalnie dla Ciebie wytłuściłem ten fragment o spalaniu kwasów tłuszczowych w mitochondriach. Próbowałeś zarabiać na życie jako kabareciarz?
Jezebel - 13 Grudnia 2013, 11:27

thinspoon, ale co ty próbujesz udowodnić?
Fidel-F2 - 13 Grudnia 2013, 11:29

też sobie coś wytłuściłem
hrabek - 13 Grudnia 2013, 11:34

Albo zaczniecie się zachowywać jak kulturalni dorośli, albo zamknę temat. Nie do tego chyba miał służyć.
thinspoon - 13 Grudnia 2013, 11:35

Jezebel napisał/a
thinspoon, ale co ty próbujesz udowodnić?


Choćby to, że spalanie kwasów tłuszczowych ZACHODZI w obrębie komórki. Dunadan wrzucił opracowanie, tam to wszytko jest, warto się zapoznać.

Dunadan - 13 Grudnia 2013, 11:38

thinspoon, Fidelowi chodzi o semantykę... spalanie KWASÓW TŁUSZCZOWYCH a nie tłuszczów... oczywiście to jest bez znaczenia.
Jezebel - 13 Grudnia 2013, 11:42

thinspoon, ale zdajesz sobie sprawę, że to są uproszczenia? Tak czy inaczej w ogólnym rozrachunku mało to wszystko istotne.
Fidel-F2 - 13 Grudnia 2013, 11:43

Dunadan, rozumiesz pojęcie semantyki?
Agi - 13 Grudnia 2013, 11:46

Fidel-F2, zużyj trochę energii na inne cele niż dręczenie współużyszodników forum. Bardzo o to proszę.
Luc du Lac - 13 Grudnia 2013, 11:47

tak mi się wydawało że rozmowy na forum starają się być bliżej "luźnych" rozmów potocznych.... bo przeca wiadomo o co chodzi

a tu zonk - trzeba się podpierać definicjami i wyrażać nad wyraz precyzyjnie

zapamiętamy...
:lol:

Dunadan - 13 Grudnia 2013, 11:49

Fidel-F2 napisał/a
rozumiesz pojęcie semantyki?

Jak zwał tak zwał ;P:

Raz podjąłem się diety, trzydniowej, na samych owocach. W sumie nie było źle ale fajne było to że wpierniczałem ile chciałem :mrgreen:

Jezebel - 13 Grudnia 2013, 11:53

Jak słyszę o monodietach, to mi się włosy na głowie jeżą :D Dobrze, że większość ludzie zdaje sobie sprawę, że tą są rzeczy do stosowania na max. kilka dni. Niestety nie wszyscy. A potem przychodzą do dietetyka ludzie od długich miesięcy egzystujący na diecie surowej, z taką aktywnością enzymów przeróżnych, że zaraz dokonają samostrawienia o.O
thinspoon - 13 Grudnia 2013, 11:54

Dunadan napisał/a
Fidel-F2 napisał/a
rozumiesz pojęcie semantyki?

Jak zwał tak zwał ;P:

Raz podjąłem się diety, trzydniowej, na samych owocach. W sumie nie było źle ale fajne było to że wpierniczałem ile chciałem :mrgreen:


Ja się podjąłem głodówki, połączonej z treningiem. Wytrzymałem pięć dni, finał nie był wesoły :)

Jezebel - 13 Grudnia 2013, 11:55

O, głodówka. Kolejny punkt na liście moich ulubionych pomysłów, na które wpadają ludzie chcący schudnąć :D Chyba jest nawet wyżej, niż monodiety. Acz jeszcze wyżej jest np. picie olejów niespożywczych i/lub smażenie na nich.
thinspoon - 13 Grudnia 2013, 11:57

Jezebel napisał/a
O, głodówka. Kolejny punkt na liście moich ulubionych pomysłów, na które wpadają ludzie chcący schudnąć :D Chyba jest nawet wyżej, niż monodiety.


Ja nie chciałem chudnąć, ja chciałem testować organizm :)

Jezebel - 13 Grudnia 2013, 11:57

I co Ci z tego testu wyszło? :D
Fidel-F2 - 13 Grudnia 2013, 11:58

Jezebel napisał/a
Jak słyszę o monodietach, to mi się włosy na głowie jeżą
+1
To czysty debilizmu

Schudłem kiedyś 18 kg codziennie pedałując 20-30km i jedząc w granicach 1500-1800 kcal (oprócz sobót kiedy jadłem ile chciałem niczego nie licząc), z tym że niczego nie ograniczałem gatunkowo więc nie odstawiłem np. ani boczku ani majonezu, które uwielbiam.

thinspoon napisał/a
Ja się podjąłem głodówki, połączonej z treningiem
z całym szacunkiem, szczyt głupoty
thinspoon - 13 Grudnia 2013, 11:59

Jezebel napisał/a
I co Ci z tego testu wyszło? :D


Że po pięciu dniach głodówki pojawiają się silne i ciągłe zawroty głowy, uniemożliwiające jakiekolwiek funkcjonowanie, prócz leżenia i prób wymiotowania. Szczęściem stało się to już w pracy a nie w drodze do niej, za kółkiem.

Fidel-F2 napisał/a

thinspoon napisał/a
Ja się podjąłem głodówki, połączonej z treningiem
z całym szacunkiem, szczyt głupoty


Specjalnie sprzeczać się nie będę.

Dunadan - 13 Grudnia 2013, 12:18

Jezebel napisał/a
picie olejów niespożywczych i/lub smażenie na nich.

Ale że jak?... na takim Castrolu?...

Ta moja krótka, czowyszczająca monodieta była całkiem OK... bomba witaminowo-węglowodanowa...

Jezebel - 13 Grudnia 2013, 12:28

Dunadan napisał/a
Ale że jak?... na takim Castrolu?...

Aż tak ekstremalnie to nie :D Nie pamiętam już jaki to był olej, chyba wyparłam cały ten chory absurd z pamięci. A chodziło o to, że się nie wchłania w organizmie, więc nie dostarcza kalorii.

Dunadan - 13 Grudnia 2013, 12:33

Jezebel napisał/a
A chodziło o to, że się nie wchłania w organizmie, więc nie dostarcza kalorii.

<facepalm/faceplam/facepalm>
Jak ludzie moga być takimi klockami... chociaż, mogą skoro jedzą "tabletki" z tasiemcem :roll:

Luc du Lac - 13 Grudnia 2013, 12:42

hmm,
dzisiaj w menu:

sałatka grecka. sos na oleju opałowym (lekkim)

Jezebel - 13 Grudnia 2013, 12:54

Dunadan napisał/a
Jezebel napisał/a
A chodziło o to, że się nie wchłania w organizmie, więc nie dostarcza kalorii.

<facepalm/faceplam/facepalm>
Jak ludzie moga być takimi klockami... chociaż, mogą skoro jedzą tabletki z tasiemcem :roll:

Spoko, ja im kibicuję. Selekcja naturalna, c'nie? :D

charande - 13 Grudnia 2013, 12:55

3 dni głodówki wymuszonej (obserwacja w szpitalu) wspominam mało traumatycznie - od drugiego dnia pozwalali popijać trochę soku, czułam się w sumie normalnie (choć gdybym miała podjąć wysiłek fizyczny, to pewnie byłoby kiepsko), ale po wszystkim miałam 2 spostrzeżenia:
- organizm nie jest głupi i w kolejnych dniach powetuje sobie wszystkie straty (wilczy apetyt)
- jeszcze tydzień później miałam silnie zmieniony lipidogram po tym głodowaniu (HDL czyli "dobry cholesterol" dużo powyżej normy), więc na dłuższą metę takie zabawy raczej nie byłyby zdrowe, zbyt wysoki HDL nie jest korzystny.

W ramach anegdoty: jako pierwszy dozwolony posiłek zaserwowano mi nie kleik, tylko niedzielny szpitalny obiad z pieczonym kurzym udkiem (podejście chirurgów: jak zje i nie zwróci, to znaczy że zdrowa) i było to najsmaczniejsze udko, jakie jadłam w życiu :D

A co się tyczy olejów niewchłaniających się w organizmie, to taka właśnie jest logika preparatu Olestra (niedozwolony w krajach UE, dodawany w USA do "dietetycznych" chipsów itp.): substytut tłuszczu, który nie jest trawiony. Jak się tego świństwa zje za dużo, to efektem jest tłusta biegunka. Dodatkowo upośledza wchłanianie witamin rozpuszczalnych w tłuszczach (A, D, E, K).

Jezebel - 13 Grudnia 2013, 12:59

charande napisał/a
W ramach anegdoty: jako pierwszy dozwolony posiłek zaserwowano mi nie kleik, tylko niedzielny szpitalny obiad z pieczonym kurzym udkiem (podejście chirurgów: jak zje i nie zwróci, to znaczy że zdrowa) i było to najsmaczniejsze udko, jakie jadłam w życiu :D

I po co mi ta dietetyka kliniczna, którą mi do łba ładują już nie wiadomo który semestr?!? :D



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group