To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Ziarno prawdy, miara kłamstw.

xan4 - 24 Grudnia 2009, 14:01

Ellaine, Wszystkiego dobrego :)
Ellaine - 24 Grudnia 2009, 14:06

Dziękuję.
Jesteście naprawdę mili.

Chal-Chenet - 24 Grudnia 2009, 15:22

Dobra, wydało się, że przeglądam tego bloga... :roll:
W każdym razie, życzenia mp3 naprawdę ładne...
Ellaine, wszystkiego dobrego.

Ellaine - 25 Grudnia 2009, 00:19

Chal-Chenet napisał/a
Dobra, wydało się, że przeglądam tego bloga...

Nie przejmuj się, Chal-Chenecie, nikomu nie powiem...

Tak w ogóle to czuję się zaszczycona, że tylu z Was tu zagląda i w dodatku uważa, że ładny mam głos. Naprawdę, dawno tyle osób mnie nie skomplementowało. Bardzo miły prezent na święta, dziękuję Wam ślicznie.

Cóż, Wigilia z wolna dobiega końca. Stół już niemal ogołocony z wiktuałów i wszelkich naczyń. Zamiast kolęd, słychać irytujący głos lektora. Zamiast kompotu popija się piwo. Wszystko wraca do normy.
Chociaż nic nie było dzisiaj tak, jak kiedyś.
Chociaż to akurat było do przewidzenia. Od paru miesięcy nic nie jest takie, jak dawniej. Świat się zmienia, nie tylko dlatego, że zmienia się data w gazecie. I nie chodzi mi o globalne zmiany, ale o zmiany na skalę jednego człowieka, jednej rodziny i grupy przyjaciół. Ot, życie. Ot...

Święta, czas spędzany z rodziną. Szkoda, że jeden z rodziny na własne życzenie (chociaż nie do końca świadome) spędził Wigilię sam. I poniewczasie zdał sobie sprawę, co zrobił. I nie miał na imię Kevin.
Przykro mi, ale nic nie mogę zrobić. Gdyby było tak, jak kiedyś, być może byłoby inaczej... być może. Gdyby... niestety w tym wypadku gdybanie nie ma sensu.
Mogę tylko liczyć, że kiedyś znów odwiedzi mnie we śnie.

Skoro życie jest snem - niech się we śnie // Spełni jak zechce... - nie budząc przedwcześnie! - Rechot Słowackiego, J.Kaczmarski.

Najlepszy sposób na doła: słuchanie piosenek Kaczmarskiego przy już miernym nastroju. U mnie to zwykle działa - potem mam doła jak ta lala. Dlatego Luby kiedyś zabronił mi słuchania jego utworów. Wbrew pozorom teraz nie słucham Kaczmarskiego, bo nie jestem u siebie. Po prostu słuchałam go kiedyś niemal co dziennie, zwyczajnie znam na pamięć wiele z utworów Kaczmarskiego, wryły się w pamięć, tak samo jak choćby fragmenty z "Na straganie" Brzechwy (proszę się nie śmiać, ale grałam Kopra na akademii w przedszkolu), albo z "Taktownego umierania", również Brzechwy (Umierać trzeba z taktem, czyli dajmy na to, nie wtedy, kiedy akurat zaczyna się lato - cytat może być niedokładny, ponieważ jest późno, poza tym nie znam całego wiersza na pamięć).

Ellaine - 25 Grudnia 2009, 22:37

Cisza, spokój. Święta, czas odpoczynku. I tyle. I poczucie, że należałoby w końcu COŚ zrobić. Przecież to nie wypada... żeby tak długo NIC nie robić. Niestety wena poszła w krzaki, czy gdzie tam zwykle chadza i nie ma najmniejszej ochoty mi pomóc w wymyślaniu zakończenia dla pewnego opowiadania. No cóż, może innym razem się uda.

Jeśli ktoś ma ochotę poczytać trochę słów prawdy o tym, jak spędziłam święta to zapraszam na bloga. Co bardziej świątecznie rozleniwionym podam nawet link wprost do notki, o tutaj. Życzę miłej lektury. Z drugiej strony nie twierdzę, że każde słowo jest prawdą. Jak już mówiłam - nie znam prawdy obiektywnej.

I chyba jednak pójdę coś zrobić. Muszę wymyślić sposób na zapakowanie szklano-lustrzanego cudeńka, kurzołapka, którym mam zamiar obdarować pewne małżeństwo. Cudeńko jest naprawdę śliczne, tylko niebezpiecznie delikatne (obawiam się, że już niosąc je do domu odrobinę je uszkodziłam, ponieważ w sklepie nie dano mi żadnego pudełka)... a zanim będę mogła przekazać prezent ów na ręce małżonków czekać go będzie ponad 10h podróży. Cóż, sama się wkopałam, ale nie mogłam się oprzeć... (chociaż nienawidzę robić zakupów, ale kiedy trzeba, to jakoś się do tego zmuszam) prezent, co prawda kiczowaty odrobinę, jest śliczny. A niektórzy ludzie mawiali mi, że mam dobry gust (cokolwiek to znaczy, gust gustowi nierówny, a jak to w przysłowiu: de gustibus est non disputandum, więc tym bardziej nie wiem, o co tym ludziom chodzi).

No to idę. Bawcie się dobrze i nie objadajcie zanadto! Obżarstwo to ponoć jeden z grzechów głównych (to informacja dla chrześcijan - wierzących, praktykujących), poza tym jest niezdrowe i może doprowadzić do wielu bolesnych następstw (to dla całej reszty).
A ja zanim wymyślę coś z niczego zjem cokolwiek, bo od obiadu żyję na kilku kostkach gorzkiej czekolady, dwóch mandarynkach i paru szklankach herbaty. Nie, wbrew pozorom ja się nie odchudzam, po prostu nie chce mi się przygotowywać jedzenia - nawet kiedy jestem głodna, a lodówka pęka w szwach (chociaż takowych nie posiada, więc gwoli ścisłości: nawet jeśli drzwi chłodziarki się nie domykają, o! - aczkolwiek to nie jest prawdą, ale cóż z tego?).

Rafał - 26 Grudnia 2009, 02:22

hm...
ihan - 26 Grudnia 2009, 11:31

Ellaine napisał/a
po prostu nie chce mi się przygotowywać jedzenia - nawet kiedy jestem głodna, a lodówka pęka w szwach...

Zawsze raźniej gdy człowiek pomyśli, że inni też tak mają.
Miłego czasu w pociągu Ellaine.

Ellaine - 26 Grudnia 2009, 17:48

Rafał napisał/a
hm...

Słucham?

Cytat
Miłego czasu w pociągu Ellaine.

Dziękuję, ihan. Pewnie połowę trasy prześpię, bo pociąg odjeżdża o 7:30. Chce ktoś pomachać mi na "do widzenia"? Jutro, dworzec główny, peron drugi. Zapraszam.

ihan - 26 Grudnia 2009, 18:15

A miasto jakieś konkretne, czy możemy sobie tak dowolnie na peronach drugich machać jak ze światełkiem do nieba?
Poza tym, jeśli tylko będą w pociagu grzali (w ciągu moich ostatnich 3 podróży przy -15 stopniach nie pofatygowali się) to genialny moment na nadrobienie zaległości w lekturze.

Ellaine - 26 Grudnia 2009, 19:06

Wyjeżdżam z Katowic :) i jadę przez Opole, Wrocław, Poznań, Piłę, i potem jeszcze kawałek.
ihan - 26 Grudnia 2009, 19:19

Czyli forumowicze powinni się ustawić na trasie z transparentami. Nie mogłabyś zboczyć w podróży trochę na południe?
Ellaine - 26 Grudnia 2009, 19:24

Przykro mi, ale Luby mieszka ponad 500 km od Katowic, nie widziałam go od połowy listopada, pociąg i tak jedzie długo... a jakbym miała się cofać to jechałabym jeszcze dłużej. Przykro mi, ale nie mam najmniejszego zamiaru jechać przez dosłownie całą Polskę :> Zresztą, nie stać mnie na taką imprezę. Chociaż teoretycznie to im dłuższa podróż tym tańszy bilet (taaa, a jedzie mi tu czołg?), więc po przekroczeniu pewnej granicy przejechanych kilometrów (np. 1000 - gdybym z Katowic do miejsca docelowego jechała przez Kraków, Zakopane, Warszawę, Białystok, Gdańsk, Łódź i jeszcze zahaczyła o Wrocław, Poznań, Piłę...), to PKP powinno mi zapłacić za to, że korzystam z ich (cenzura) usług (ach, czysta fantastyka!).
ihan - 26 Grudnia 2009, 19:33

Eh, ci lubi, to kompletnie nie mają wyobraźni gdzie powinni mieszkać.
Ellaine - 26 Grudnia 2009, 19:46

Cóż, albo po prostu miejscowi panowie są ślepi, lub głupi (ewentualnie już zajęci). I tylko ci z daleka potrafią naprawdę docenić...
Zresztą, nie narzekam, przynajmniej na co dzień mi nie zawraca głowy, a od czasu do czasu można spędzić miło czas. No i jest nadzieja na mieszkanie w naprawdę miłej okolicy - być może nad Morzem (aczkolwiek nie twierdzę, że tu gdzie mieszkam jest źle... Kto uważa Katowice za brzydkie miasto ten nigdy nie widział Katowic naprawdę; taki ekstremalny przykład - widok z mojego balkonu (zima 2007) :> )
Poza tym w Katowicach poza studiami już mnie nic nie trzyma, od... od pewnego czasu. Dałam kiedyś, Komuś Bardzo Ważnemu, słowo, że nie wyprowadzę się z domu przed końcem studiów, ale obietnica już mnie nie obowiązuje (, niestety i stety jednocześnie).
I generalnie lubię pociągi. Zawsze można poczytać, pospać, pomarzyć, pisać listy czy opowiadania, albo ewentualnie wyszywać, bo czemu by nie...

ihan - 26 Grudnia 2009, 19:51

Jeśli tylko nie ma konieczności korzystania z toalety i grzeją, to pociągi są całkiem znośne. Fakt. A luby "z oddali" zawsze wiąże się z niebezpieczeństwem, że gdy stanie się tym "z bliska" okaże się całkiem inną osobą. Albo wprost przeciwnie. Z drugiej strony zmiany generalnie są dobre.
Ellaine - 26 Grudnia 2009, 22:19

Dzisiaj 20:02
Aż tak źle nie jest, już mieliśmy okresy (zwłaszcza wakacyjne), że mieszkaliśmy wspólnie przez miesiąc, czy ciut dłużej. Skoro obydwoje żyjemy i mamy się możliwie dobrze to znaczy, że damy radę, nawet kiedy nie będą nas dzielić setki kilometrów. Przynajmniej ja tak uważam, nie wiem jak On. Poza tym... najważniejsze to doczekać tego momentu, kiedy będziemy mieli możliwość w końcu być razem, na co dzień. Ale... co to dla nas, mamy za sobą trzy lata jeżdżenia do siebie, a do końca studiów jest już zdecydowanie bliżej niż dalej.

dzisiaj 22:05
Plecak zapakowany, torba prawie pełna. Prowiant na drogę zrobię przed wyjściem. Czyli właściwie to mogę się z Wami pożegnać na kilka dni, aczkolwiek prawdopodobnie zajrzę tu nie raz, nie dwa... Ponieważ jadę do miejsca, gdzie Cywilizacja istnieje. Aczkolwiek, bynajmniej nie jadę na Wschód.
Swoją drogą... co za marnotrawstwo czasu, żeby pociąg miał stać 28 minut we Wrocławiu. Pff, a w Katowicach tylko pięć. Nawet w Poznaniu będzie stał 14. Oj, tam to jednego roku staliśmy prawie godzinę, bo poza zmianą "elektrociągnika" doczepiali dodatkowy wagon pocztowy, o ile dobrze pamiętam. W każdym razie wracaliśmy wtedy z wakacji nocnym pociągiem, bo dawno, dawno temu... jeździliśmy całą rodziną na Pomorze, nad jezioro. Teraz jeżdżę sama na to samo Pomorze, nad inne jezioro, nie do swojej rodziny (chociaż może kiedyś to będzie moja rodzina), a z moją już pewnie nigdy nie pojadę nad tamto jezioro, chociaż pewnie jeszcze będę tam bywać, od czasu do czasu, w końcu mieszka tam moja ciotka.
A tak poza tym to w Poznaniu po raz pierwszy (i jedyny) widziałam pewnego znajomego, którego poznałam na czacie Rock Radia Śląsk. Szalony człowiek... przyszedł na dworzec koło trzeciej w nocy (!) po to tylko, żeby pogadać ze mną przez trzy minuty (akurat wtedy pociąg, jak na złość, jechał punktualnie). Fakt, że był na fleku, znaczy wstawiony lekko był... ale i tak miło z jego strony.
Parę lat później tak samo zrobił inny kolega, właściwie przyjaciel... Akurat w jego mieście, jak co roku mieliśmy przesiadkę na osobówkę do miejscowości, z której potem jechaliśmy do ciotki. Tamtego roku czas oczekiwania na drugi pociąg to było koło dwóch godzin (między czwartą a szóstą - rano!). Ów przyjaciel przyszedł dotrzymać mi towarzystwa (chociaż jechałam z rodzicami). Wariat prawda? W dodatku był trzeźwy! Pogadaliśmy, pośmialiśmy się... parę dni później przyjechał na tę wioskę, gdzie spędzałam wakacje, żeby odwiedzić mnie i pogadać o życiu i kosmosie... A po niecałych czterech miesiącach przyjechał do mnie tylko po to, żeby moi rodzice się o mnie nie musieli martwić... ponieważ postanowił mnie zabrać do Gdańska na Sylwestra, który częściowo był forumowym zjazdem (forum nazywało się Narilvatar, niestety od długiego już czasu nie istnieje). I wtedy... przed Sylwestrem został moim Lubym. Pojutrze będziemy obchodzić trzecią rocznicę.
Uch, jaka ta historyjka jest łzawa... aż się człowiekowi niedobrze robi.

dopisek po 23ciej:
No, to do zobaczenia za rok, znaczy w 2010. Wszystkiego dobrego, przyjemnego imprezowania w Sylwestra.

Fidel-F2 - 26 Grudnia 2009, 23:14

Ellaine napisał/a
Chociaż teoretycznie to im dłuższa podróż tym tańszy bilet (taaa, a jedzie mi tu czołg?), więc po przekroczeniu pewnej granicy przejechanych kilometrów (np. 1000 - gdybym z Katowic do miejsca docelowego jechała przez Kraków, Zakopane, Warszawę, Białystok, Gdańsk, Łódź i jeszcze zahaczyła o Wrocław, Poznań, Piłę...), to PKP powinno mi zapłacić za to, że korzystam z ich (cenzura) usług (ach, czysta fantastyka!).
szczycisz się jak rozumiem, żeś humanistka
Ellaine - 26 Grudnia 2009, 23:16

A czy moja odpowiedź ma jakiekolwiek znaczenie, Fidelu-F2?
Fidel-F2 - 26 Grudnia 2009, 23:19

a czy ja o coś pytałem?
Ellaine - 26 Grudnia 2009, 23:22

Ułożenie słów w zdaniu zabrzmiało mi jak pytanie. Swoją drogą zastanawia mnie, co zacytowany przez Ciebie żart ma do tego, czy jestem lub nie - humanistką i że niby się tym szczycę (lub nie)? (I skąd Ci się wzięło to "szczycenie się"? ).
Fidel-F2 - 26 Grudnia 2009, 23:27

pozwól, nie będę tłumaczył
Ellaine - 26 Grudnia 2009, 23:30

Szkoda. Zapowiadało się ciekawie. Ale skoro nie, to nie.
Agi - 26 Grudnia 2009, 23:35

Ellaine, dobrej podróży!
Mogę Ci o 14.55 pomachać z peronu w moim miasteczku. :D

Ellaine - 26 Grudnia 2009, 23:39

Dziękuję, Agi. Jeśli akurat będziesz przechadzać się o tej porze po peronie, to proszę bardzo, nie widzę przeciwwskazań. Chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że się nie rozpoznamy ;)
Dobrej nocy i spokojnego snu życzę wszystkim. Jak to mawiała moja Mama, czas pacierz myć, nogi rzykać i spać. ;))

Ellaine - 3 Stycznia 2010, 22:57

I jestem. Nowy rok, nowy avatar. Bo tak.

Jestem... lekko skołowana po szalenie długiej podróży. Ostatecznie (nie licząc dojazdów na i z dworca) to było prawie 10 godzin w przegrzanym i dusznym pociągu. Naprawdę, oni to nigdy chyba się nie nauczą ustalać jak naprawdę powinno być zagrzane. Bo albo grzeją za bardzo, albo wcale. Oczywiście, że w Apokalipsie zostało zapisane coś na temat tego, że "letnich będę wypluwać" (czy jakoś tak, wybaczcie, nie znam Objawienia św. Jana na pamięć).

W każdym razie miałam bardzo miłych towarzyszy podróży. Na początku wspomnę o tych, o których właściwie niewiele mogę powiedzieć. Pewien pan zaczytany w Przekroju, który jechał (ów pan, a nie gazeta) już od Gdyni (wsiadałam w Gdańsku) i wysiadł we Włocławku - bardzo umiejętnie umieścił mój bagaż na półce, za co mu jestem niezmiernie wdzięczna.
Trzy studentki, które wsiadły zdaje się w Kutnie. Wysiadły w Łodzi Kaliskiej, więc dość krótko miałam z nimi do czynienia.
Było również starsze małżeństwo, które jechało z Gdyni i wysiadali w Kutnie, gdzie czekała ich przesiadka na pociąg do Konina. Aż do Włocławka rozmawiali z pewną panią, o której zdaje się dowiedziałam najwięcej spośród wszystkich współpasażerów... Nie wiem, czy nie wyjdę teraz na taką, co to podsłuchuje, ale rozmawiali głośno raczej. W każdym razie ma syna jedynaka, który ma paroletnią córeczkę, na którą owa pani, czyli babcia małej, mówi - Diabełek. (Urocze imię.)
Pochwaliła się nawet zdjęciem wnuczki, śliczna dziewuszka, większość zgodnie stwierdziła, że nieładnie tak brzydko mówić o tak ślicznym dziecku... na co stwierdziłam, że to może po prostu jest Aniołek z Różkami. Pani wysiadała we Włocławku. Opowiedziała jeszcze kilka historyjek, niektórych nie pamiętam, a poza tym po co mam Wam je przytaczać? I tak Was wystarczająco zanudzam.
Ach, jeszcze między Gdańskiem a Bydgoszczą jechała z nami pewna Szkotka. Miałam wielką ochotę porozmawiać z nią, o czymkolwiek, ale niestety wrodzona nieśmiałość i niechęć do posługiwania się językiem angielskim mi na to nie pozwoliły (niechęć ta nie jest koniecznie wrodzona). O, i byłabym zapomniała, w Bydgoszczy wysiadła jeszcze jedna pani, która w sumie to jedynie rozpracowywała krzyżówki.
Od Gdyni jechała jeszcze pani, która wysiadała w Częstochowie. Również nieco rozmawiała z innymi pasażerami (ba, nawet ze mną). I tak dowiedziałam się o tym, że lepiej nie jeździć busami do Hiszpanii, że dworzec w Madrycie jest piękny, a Okęcie i dworzec w Warszawie niekoniecznie.
W okolicach Kutna weszła do przedziału dziewczyna z kotem, który był kotką (nie wiem, kiedy dziewczę z kotką wsiadło, ponieważ stała wcześniej na korytarzu... tak, tak, pociąg był nieco wypchany do Łodzi Kaliskiej, potem już ludzi było coraz mniej). Z nią nie porozmawiałam, bo albo spała, albo uczyła się - chemii (dokładniej o alkenach, to akurat podsłuchałam, bo kilkakrotnie rozmawiała ze swoim chłopakiem, jak sądzę), albo rozmawiała przez telefon. W każdym razie kotkę miała śliczną: szara, pręgowana z pięknymi, dużymi oczkami. Dziewczyna tak, jak i ja wysiadała w Katowicach.
Jeszcze w Myszkowie dosiadło się dwóch panów, którzy także jechali do końcowej stacji - ojciec i syn (wnoszę to po rozmowie, jaką prowadzili). Chłopak był studentem. A kiedy podał legitymację konduktorowi ten rzucił na nią okiem i stwierdził: Proszę podpisać legitymację. Z tego, co chłopak mówił do konduktora - był już na piątym roku. Cóż, widocznie większość konduktorów nie zwraca uwagi na to, czy legitymacja jest, czy nie jest podpisana (dziewczę z kotem również miało niepodpisaną legitymację, o czym dowiedziała się dopiero po trzecim sprawdzaniu biletu! tak, od tego ostatniego z konduktorów).

Hm, wydaje mi się, że to byłoby na tyle jeśli chodzi o atrakcje w trakcie podróży. A... tak poza tym to przeczytałam ostatnie 100 stron biografii Franciszka Józefa I (autorstwa jakiegoś niemieckiego historyka, niestety nie pomnę nazwiska) - początkowe 130 przeczytałam jadąc w zeszłą niedzielę na Pomorze. I tak zupełnie przy okazji znalazłam ochłap weny do pewnego opowiadania... może wreszcie uda mi się doprowadzić tę historię do końca, kto wie... kto wie. Póki co, to ja nie.

Gratuluję wszystkim, którzy doczytali do końca - bez przewijania postu. I życzę dobrej nocy, oraz spokojnych snów.

Agi - 3 Stycznia 2010, 23:05

Doczytałam do końca. Masz dobrze rozwinięty dar obserwacji.
Piech - 4 Stycznia 2010, 01:12

Ellaine napisał/a
to może po prostu jest Aniołek z Różkami

Czesi na takie dziecko mówią aniołek z czarną dupką (andieliczek s czrnou prdieliczkou).

Fidel-F2 - 4 Stycznia 2010, 01:19

też doczytałem i w sumie nie wiem po co
Martva - 4 Stycznia 2010, 09:13

Ellaine napisał/a
Cóż, widocznie większość konduktorów nie zwraca uwagi na to, czy legitymacja jest, czy nie jest podpisana


Na piątym roku to mógł być duplikat legitymacji, jako że legitymacje się wtedy często 'gubią' ;)

Ellaine - 4 Stycznia 2010, 09:35

Agi napisał/a
Masz dobrze rozwinięty dar obserwacji.

Chyba jednak nie. Później przypomniało mi się, że między Bydgoszczą a Łodzią Kaliską jechała jeszcze jedna kobieta, która nie robiła nic ponad rozmowy telefoniczne i czytanie prasy kobiecej.
Piechu, to ciekawe, co piszesz. Kiedyś chciałam się uczyć czeskiego, ale póki co to pozostaje to tylko w sferze "chcenia".
Fidelu-F2, czy wszystko musi mieć sens?
Niekoniecznie, Martvo. Chłopak miał ze trzy pieczątki w tej legitymacji, więc musiał mieć ją dłużej. (Dziewczyna z kotą też miała legitymację od ponad roku (legitymacja licealna, dwie pieczątki)).

Historia dwóch poranków (oparte na faktach, wszelkie podobieństwo do osób, miejsc, zdarzeń jest celowe i zaplanowane).

Wczoraj obudził mnie telefonem tuż po trzeciej nad ranem. Miałam ochotę kląć na czym świat stoi. Niestety nie mogłam, bo dzwonił on. Nie mogłam też rzucić telefonem w kąt, bo to był on. Przez cały mój pobyt nad Morzem ani razu nie zadzwonił, a kiedy już zadzwonił to akurat o takiej barbarzyńskiej porze.
Kiedy przebudziliśmy się z Lubym ponownie już o przyzwoitej godzinie, zapytałam:
- Czy ja z nim rozmawiałam, czy tylko mi się to przyśniło?
- Rozmawiałaś.
- Aha... - Jednocześnie westchnęłam w duchu ze zrezygnowaniem. Chyba jednak wolałabym, żeby to był sen. - Nie pamiętam dzwonka...
- Też nie słyszałem. Jak się przebudziłem to odbierałaś telefon i zaczęłaś z nim gadać.
- Dziwne... nawet nie wiem, o czym rozmawialiśmy.
- Nie przejmuj się, to nie było nic ważnego.
- Yhm.
Już wcześniej często budził mnie w nocy (no dobra, piąta to już prawie nie jest noc, ale błagam... kiedy mam na popołudnie to naprawdę chciałabym się wyspać!). Ale skoro nie mógł mnie obudzić osobiście, to zrobił to telefonicznie. Później dowiedziałam się, że dzwonił jeszcze do mojego szwagra i do swojej kuzynki. Reakcji ciotki nie znam, ale szwagier szczęśliwie miał wyłączoną komórkę, więc dopiero rano zobaczył nieodebrane połączenie.

Dzisiaj obudził mnie budzik, ale w sumie to ponownie poszłam spać, miałam jeszcze czas. Jakiś czas potem obudził mnie on z okrzykiem przerażenia.
- Nie ma chleba! O której wychodzisz do szkoły? Masz na dwunastą?
- Jedenastą. Wychodzę po dziesiątej.
- Nie ma chleba. Muszę kupić chleb. Albo francuza...
- Dobrze, zdążysz... - mruknęłam. Rzuciłam okiem na zegarek, było koło ósmej.
Pokręcił się jeszcze po domu, potrzaskał trochę butelkami, aż w końcu wyszedł.
Chwilę jeszcze się zdrzemnęłam, ale w końcu wstałam, bo kiedyś trzeba. Jego jeszcze nie było. Odruchowo poszłam do kuchni, chociaż nie wiedziałam "po co" - w końcu miało nie być żadnego pieczywa. Cóż, jakie było moje zaskoczenie, kiedy w chlebaku zobaczyłam ponad półtorej bochenka chleba! A potem... zacisnęłam pięści i zgrzytnięłam zębami, a w głowie miałam tylko jedną myśl: Taaa, chleba nie ma... pewnie tego, co się zaczyna na Pe.

...dwie dziurki w nosie
i skończyło się.

Idę stąd, w sensie z domu wychodzę, bo jak nie wyjdę to zaraz kogoś rozniosę w proch i pył.



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group