To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Ludzie z tamtej strony świata - Hanna Fronczak

nimfa bagienna - 13 Lutego 2012, 11:55

Witchma napisał/a
nimfo, ja tak sobie myślę, że dobry tekst to taki, który wywołuje jakieś emocje.

A ty wiesz, że coś w tym być... :wink:

Agi - 13 Lutego 2012, 12:02

Nimfo, umiesz malować słowami, budować nastrój i pozostawiać czytelnika z gęsią skórką. Gratuluję.
jarekblotny - 13 Lutego 2012, 14:34

nimfa:
Czas temu jakiś, niedługo przed publikacją Deszczowego lata, przeglądałam recenzje w necie - szukałam opinii o kilku książkach. I w pewnym momencie dotarło do mnie, co - według netowych opinii - cenią w literaturze odbiorcy szeroko rozumianej popkultury. Powtarzały się wartości takie jak: niespodziewane zwroty akcji, szybka akcja, humor, dosadny język, doskonała rozrywka. Pomyślałam sobie wtedy o moim opowiadaniu, które już za chwileczkę, już za momencik...

Rzadko wystawiam cenzurki, bo albo się pisze, albo recenzuje, ale ponieważ podobało mi się, to nie zmilczę. Moja rada i życzenie - ani kroku wstecz.
Jak ja chcę "szybkiej akcji", "niespodziewanych zwrotów", "humoru" i "dosadnego języka", to odwiedzam McDonalda. Potem odwiedzam go znowu. A potem jeszcze raz. Robię tak od dwudziestu lat i nie mam stamtąd żadnych wspomnień.
Ostatnio ustami jakiegoś publicysty "Nowej Fantastyki" popkultura wystosowała zaproszenie do Houellebecqa i kilku innych pisarzy, żeby wykonali coming out i wykupili sobie abonament w McD. Uśmiałem się, choć to nie wyczyn, bo "NF" prawie wyłącznie mnie bawi.
Do końca życia nie zapomnę małej, brudnej tawerny na krańcu świata w Turcji, w miejscu gdzie skończyła się nawet szutrowa droga i jedyne, co pozostało, to fale rozbijające się o brzeg i kilka łódek rybackich, kołyszących się wśród trzcin. Zjadłem tam za grosze złowione rano krewetki, podane spracowanymi rękami jakiegoś Tengiza, którego pewnie już nigdy nie ujrzę na oczy. Ale smaku tego, czym mnie uraczył, nie zapomnę, nawet, gdybym miał się urodzić raz jeszcze. Czasem, niektórym muszę objaśniać, że nie chodziło w tym wszystkim o krewetki. Nie wiem wtedy - śmiać się czy płakać.

Adrianna - 13 Lutego 2012, 20:26

Zachęcona "Deszczowym latem" wyszukałam w księgarni "Od nowiu do pełni"... Bardzo przyjemna lektura.
Ja chyba bardziej niż akcji i dosadnego humoru, szukam w książkach ludzi. Lubię wyraziste, ciekawe charaktery. I to dostałam. Co więcej charaktery się kształtujące, zmieniające. Wszystko ładnie połączone z magią, praskimi klimatami.
Świetna rzecz.
Brawa dla Ciebie, Nimfo :)

Adon - 13 Lutego 2012, 22:07

nimfa bagienna napisał/a
Czas temu jakiś, niedługo przed publikacją Deszczowego lata, przeglądałam recenzje w necie - szukałam opinii o kilku książkach. I w pewnym momencie dotarło do mnie, co - według netowych opinii - cenią w literaturze odbiorcy szeroko rozumianej popkultury. Powtarzały się wartości takie jak: niespodziewane zwroty akcji, szybka akcja, humor, dosadny język, doskonała rozrywka. Pomyślałam sobie wtedy o moim opowiadaniu, które już za chwileczkę, już za momencik...

I doszłam do wniosku, że nie ma ono żadnej z powyżej przytoczonych cech. Nie ma w nim niespodziewanych zwrotów akcji (prawdę mówiąc, trudno w nim o coś takiego jak akcja), absolutnie nie jest humorystyczne, język nie ma w sobie krzty dosadności, a co do rozrywki, doskonałej czy niedoskonałej, mija się z nią w bezpiecznej odległości.

Doświadczyłem tego na własnej skórze. :( Tekst, który uważam za lepszy, ale mniej w nim akcji doceniają tylko niektórzy (fakt, że osoby, z których opinią bardziej się liczę), ale dla pewnych osób tekst ten był pełen
Cytat
rzekomo burzliwych (mnie wydawały się raczej mocno przerysowane i tym samym mało wiarygodne) uczuć

Dlatego ciągle się waham nad jednym tekstem i piszę go od pół roku. Bo nie ma w nim specjalnie żadnej akcji. A ja raz się upewniam, że jej wcale być nie musi, a potem sobie myślę, że nikt go nie będzie chciał i kombinuję, jakby tu dodać jakąś bieganinę i kilka trupów. I tekst stoi w miejscu. Normalnie bez wódki nie razbierjosz. :(

A tymczasem złapałem Cię na kłamstewku. Bo więcej tekstów popełniłaś, niż mi się w innym wątku przyznałaś. Fantasta.pl nie kłamie. Zamówiłem sobie właśnie "Podróż do tyłu", a zaraz też dokupię antologię "Nawiedziny". Fenixa nr 1 (60) 1997, też już odkopałem. Nie wywiniesz się. Na pewno już masz we mnie fana. :bravo ;P:

nimfa bagienna - 14 Lutego 2012, 11:54

Adon napisał/a
A tymczasem złapałem Cię na kłamstewku. Bo więcej tekstów popełniłaś, niż mi się w innym wątku przyznałaś. Fantasta.pl nie kłamie. Zamówiłem sobie właśnie Podróż do tyłu, a zaraz też dokupię antologię Nawiedziny. Fenixa nr 1 (60) 1997, też już odkopałem.:

Fucktycznie...
Aż głupio to zabrzmi, ale nie pomyślałam o nich. Są teksty, do których czuję się przywiązana, i takie, do których mniej. Themooniada z antologii Nawiedziny to jedna z tych rzeczy, o których dziś myślę, że napisałabym ją zupełnie inaczej. Ma jedną zaletę: jest bardzo krótkie. :wink:
Co do Bezsilnie jak bestia z Feniksa, to uśmiejesz się, ale dziś nie bardzo to opowiadanie pamiętam. To było piętnaście lat temu, byłam wtedy prawie nieletnia. :wink: Nawet go w domu nie mam.
Tak że za bardzo ci nie nałgałam, nienienie. :D

cranberry - 14 Lutego 2012, 12:24

Co do akcji, to chyba jak ktoś się wychował na mainstreamie to ma trochę inną definicję tego, czy w tekście "coś się dzieje". Z takiego punktu widzenia w Deszczowym lecie dzieje się bardzo dużo i dramatycznie.
I ja też w literaturze szukam ludzi.
A w tym opowiadaniu większe wrażenie niż sam Stukacz zrobiło na mnie jego otoczenie - cała ta atmosfera twardej surowości. Takie czasy, tacy ludzie, bardzo przekonująco i dobrze pokazane.

charande - 14 Lutego 2012, 12:26

Podpisuję się pod powyższym, gdy chodzi o kwestię bycia "wychowanym na mainstreamie".
Adon - 14 Lutego 2012, 13:23

Ale co rozumiecie jako mainstream, dziewczyny? Wszystko co nie jest fantastyką, czy jakoś wężej? Bo nie wierzę, że wychowałyście się na bełkocie Masłowskiej.
cranberry - 14 Lutego 2012, 13:35

Adon, żeby się na Masłowskiej WYCHOWAĆ to miałabym dość rażące problemy rocznikowe :mrgreen:
Mam na myśli szeroko pojętą literaturę obyczajową. W literaturze obyczajowej zazwyczaj więcej się dzieje między ludźmi w drobnych zachowaniach i dialogach niż "na zewnatrz" - tzn. np. konflikty mogą zostać zarysowane na poziomie przemocy psychicznej a nie że ktoś z nożem lata. Dramatem może być, że żona bohatera Opowieści starego Kairu wychodzi na ulicę wbrew jego woli, a nie że w mieście szaleją demony i terroryści. I Achilles z bogami na dodatek. Chodzi mi o skalę "jaskrawości" przy zachowaniu dramatycznego napięcia - tylko to napięcie jest inaczej pokazane.

dalambert - 14 Lutego 2012, 13:35

Adon, pewnie na Chmielewskiej :wink:
cranberry - 14 Lutego 2012, 13:43

dalambert, nie trafiłeś ;)
Jakoś mi nigdy Chmielewska nie wchodziła, bo ja ponurak jestem i mnie rzeczy "do śmiechu" nudzą zazwyczaj po trzech stronach zaśmiewania się do łez (jakby mi się głupawka wyczerpywała jak bateria).

Rany julek, no lektur szkolnych tu nikt nie czytał? Tych, które akurat nie są z serii full romantic fantastic czyli odejmijmy od tego Achillesa z wielkim mieczem, Odyseusza z jego cycatymi boginkami, Mickiewicza z balladami i inne teksty, w których dużo biegają, czarują i trup ściele się gęsto. Ogolnie proza obyczajowa realistyczna, XIX wiek, Mann itd. No i dalszy XX w. przecież też, nie wszyscy od razu bełkotali eksperymentalnie.

A u Chmielewskiej to akurat chyba jakieś trupy były? Nie wiem, na trzech pierwszych stronach nadal wszyscy żyli :D

Edit: ze zdania mi wynikło, że Mann zył w XIX w., co nie bylo moim zamiarem ;)

Adon - 14 Lutego 2012, 13:50

Rzuciłem Masłowską, bo przecie Wy młode kobitki jesteście, od razu widać ze zdjęcia. :)
Lowenna - 14 Lutego 2012, 13:58

Yyyy... A co to jest 'masłowska'? :roll:
cranberry - 14 Lutego 2012, 14:02

Z mojej strony wielkie podziękowania dla mBiko, który mi tę słit focię trzasnął tak, że mi chyba z dyszkę ujął :D

Ale wracając do meritum: w tej chwili tak wyrwanej do tablicy trudno mi rzucić nazwiskami, bo to dawno było, ale ogólnie chodziło mi o prozę obyczajową, polską i obcą, z obcych chyba głównie XX-wieczną amerykańską.
Chmielewska jest o tyle kiepskim przykładem, że o ile się dobrze orientuję, to też jest literatura "gatunkowa" czyli trochę wyjaskrawiona fabularnie - w końcu to są chyba kryminały, czyli prawdopodobieństwo nagłego zgonu bohatera rośnie tam w stosunku do prawdziwego życia i nie robi na bohaterach tak wielkiego wrażenia, jak zrobiłby IRL?

O, to chyba dobre kryterium - bohaterowie fantastyki czy kryminałów są zazwyczaj bardziej znieczuleni na dramatyczne wydarzenia niż bohaterowie prozy obyczajowej. Albo inaczej reagują: gdyby Hańba Coetzeego była powieścią sensacyjną to bohater nasłałby na gwałcicieli córki ruską mafię (nie pytajcie, skąd by ją w RPA wziął), a nie w zgrozie patrzył, jak córka wchodzi w "niecywilizowane" zależności afrykańskiej prowincji (fikcyjne małżeństwo itd.)

charande - 14 Lutego 2012, 14:08

Chmielewskiej nie byłam nigdy w stanie zdzierżyć, mam z literaturą "do śmiechu" ten sam problem, co cranberry. Pisząc o mainstreamie, miałam na myśli właśnie ten kanon literatury XIX-XX w., który częściowo omawia się w polskiej szkole, a częściowo nie. W liceum oprócz obowiązkowych lektur czytałam Balzaca (dużo), trochę Zoli, Dickensa, siostry Bronte, Jane Austen, "Głód" Hamsuna... (a poza tym, oczywiście, sporo fantastyki). "Czarodziejską górę" Manna męczyłam, ale nie zmęczyłam :)

Na marginesie: jakoś na studiach przeczytałam debiut Masłowskiej i doceniłam język, którym ta książka jest napisana. Może mam trochę wyższą tolerancję na "bełkot" awangardzistów literackich z racji własnych flirtów z poezją :)

Ziuta - 14 Lutego 2012, 14:12

Masłowska była swego czasu złym mzimu, którym straszono fantastów. Ja się od jej literatury na razie odbijam, ale mam szacunek, że nie dała się upupić, jak wielu wcześnie debiutujących.
nimfa bagienna - 14 Lutego 2012, 14:19

Yyy...
Nie wiem, czy wychowałam się na mainstreamie. To szło równolegle, z jednej strony Lem z Niezwyciężonym (te muszki po nocach mi się śniły) i Solaris, Fiałkowski i cała reszta, z drugiej John Irving, William Faulkner, Tarjei Vesaas, ludzie od bogactwa ludzkiej duszy i całej tej wewnętrznej walki i szamotaniny, która odbywa się bez pościgów, wystrzałów i wiader krwi, ale o wiele bardziej niszczy i spala lub tworzy i wzbogaca. A i owszem, Chmielewska też była, ale do dziś nie rozumiem zachwytów nad Lesiem.
Chciałabym kiedyś, gdy do tego dorosnę (o ile po drodze nie wymięknę), popełnić coś, co łączy obce światy i duchowe bogactwo. Ale doskonale wiem, że to proces na lata. Teraz jestem na etapie niemowlaka, który cieszy się, że udało mu się przewrócić z plecków na brzuszek. To nie sukces, to dopiero początek drogi.
Mam czas. Pochodzę z długowiecznej rodziny. Moja prababka żyła 107 lat. Może i mnie się uda. :wink:

cranberry - 14 Lutego 2012, 14:24

Wzięłam na ambicję i usiłuję sobie przypomnieć, jak brzmi odpowiedź na pytanie Adona, czyli co czytałam, kiedy byłam piękna i młoda.
I doszłam do przerażającej konkluzji, że mgliście pamiętam nazwiska - że Eco, że Llosa, Maalouf, Cela czy Ondaatje, ale kompletnie nie pamiętam tych książek. Masakra :( :roll:
Tylko mi się coraz bardziej wydaje, że akurat wyżej wymienieni pisarze kiepsko pasują do mojej tezy o mniejszej skali dramatów, bo tam a to wojna, a to rezim. No, nieważne.

Nimfo, wybacz, że my tak w Twoim wątku, ale to tak z szacunku :D

Edit:
John Irving - ja też. Ale on akurat to miał z kolei czasem takie dość odjechane pomysły, niby nie fantastyczne, ale też średnio prawdopodobne.
A to o popełnianiu - popełń!!!

nimfa bagienna - 14 Lutego 2012, 14:26

Cranberry, ale ja sama zapoczątkowałam tę dyskusję w moim wątku. ;P:
Fidel-F2 - 14 Lutego 2012, 14:31

nimfa bagienna napisał/a
ale do dziś nie rozumiem zachwytów nad Lesiem.
Pfff
Ziuta - 14 Lutego 2012, 14:42

Z fantastyki jestem dzieckiem SF: Verne, Wells, Żuławski, Bradbury, Strugaccy.
Zaś jeśli chodzi o główny nurt... mocno mi się przetasował ostatnimi czasy. Wygasła mi miłość do Hłaski, Hemingwaya i Chandlera. Odkryłem Mackiewicza i McCarthyega. "Głód" Hamsuna jest de best. Niesamowita jest melancholia Maraiego i anarchizm Jungera.
No i uwielbiam "Moby Dicka"

Adon - 31 Lipca 2012, 09:18

Właśnie skończyłem "Podróż do tyłu". Trudno mi tu teraz coś konkretnie napisać, bo zbyt świeżo jestem po lekturze, mogę jedynie rzec, że jestem pod wrażeniem, do tego bardziej mi się podobało od "Od nowiu do pełni", które też już chwaliłem.
nimfo, to już definitywny koniec? :(

nimfa bagienna - 31 Lipca 2012, 11:01

Jak najbardziej definitywny.
Od nowiu do pełni jest o Bernhardzie, a Herbert jest drugoplanowy. Podróż do tyłu jest o Herbercie, a Bernhard jest drugoplanowy, a na koniec
Spoiler:
Tu nawet nie ma miejsca na cokolwiek. Podejrzewam, że
Spoiler:

edyta: słowo mi uciekło

Agi - 31 Lipca 2012, 11:03

nimfo bagienna, a nowego coś piszesz?
nimfa bagienna - 31 Lipca 2012, 11:05

Kryminał historyczny. Bez grama fantastyki. :)
Kruk Siwy - 31 Lipca 2012, 11:27

He he.
Agi - 31 Lipca 2012, 11:31

Sami kryminaliści. Hi hi.
nimfa bagienna - 31 Lipca 2012, 11:37

W kominiarkach i z pistoletamy. :wink:
Kruk Siwy - 31 Lipca 2012, 11:39

Wyłącznie.


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group