To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Z pamiętnika Młodego Elektronika

illianna - 19 Lutego 2013, 16:00

Agi, nie wiem, czy Ty to pamiętasz, ale ja pamiętam jak Twoja rodzona siostra już 20 lat temu zbierała śmietanę z mleka przed odstawieniem go do skupu :mrgreen:
Agi - 19 Lutego 2013, 17:00

illianna, ja nie bywałam u siostry w porze odstawy mleka. :mrgreen:
illianna - 20 Lutego 2013, 11:09

Agi, taaaa ;P:
Agi - 20 Lutego 2013, 11:22

No tak, w tym czasie pracowałam. Mleko odstawia się rano. ;P:
ilcattivo13 - 20 Lutego 2013, 16:48

Agi, w pełni cię rozumiem. Ja też jak tylko mogę, to śpię do południa ;P:
corpse bride - 20 Lutego 2013, 18:25

Fidel, teraz zjadam mało, bo czasy chude. A w lepszych czasach szło masło za masłem, bo na maśle duszę, dodaję do sosów, wegetariańskich zup, a przede wszystkim pieczenie pochłania masło. Czasem przecież idzie kostka na jedno ciasto. Średnio robię ciasto na tydzień, ale w lepszych czasach dużo więcej. A czemu pytasz?
Fidel-F2 - 20 Lutego 2013, 19:05

No, coby obliczyć ile tych oszczędności planujesz
Kai - 20 Lutego 2013, 19:47

Lynx napisał/a
A ja nie jem ani masła, ani smalcu, ani margaryny i nie mam kłopotu. A sposób ilcattivo13, najlepszy.

O jak miło, myślałam, że tylko ja tak mam :)

corpse bride - 20 Lutego 2013, 21:45

Fidel, oszczędności planuję gdzie się da i nie robię wyjątku w przypadku masła. Znajomi nauczyli mnie, że jak jest dobre i tanie to można kupić 10 kostek i zamrozić. Nie traci na jakości ani nic.
Ziemniak - 28 Lutego 2013, 23:21

Z innej beczki:
Koronnym argumentem przeciwników świetlówek kompaktowych i zwolenników klasycznych żarówek jest rzekoma szkodliwość rtęci, którą świetlówki zawierają. Faktem jednak jest, że rtęć tą jest stosunkowo łatwo zutylizować, poza tym opary metalicznej rtęci nie są specjalnie szkodliwe w tak znikomych ilościach. Ale na czymś innym dowcip polega:

Cytat
Zaskakujące może się wydać następujące zestawienie. Nowoczesna świetlówka kompaktowa 15 W zawiera tylko 3 mg rtęci, którą łatwo unieszkodliwić po zużyciu lampy. Równoważne żarówki 75 W rtęci nie zawierają, ale w ciągu 8000 h (trwałość wspomnianej świetlówki) zużywają dodatkowo 480 kWh, co odpowiada emisji przez elektrownie węglowe dodatkowo ok. 18 mg rtęci, a tej emisji i rozproszonej imisji zapobiec niełatwo. Spalanie węgla partycypuje w ponad 40% w zanieczyszczeniu atmosfery rtęcią. Inaczej mówiąc, to żarówka bardziej zatruwa środowisko rtęcią niż równoważna świetlówka kompaktowa.

Także z tą "ekologicznością" naprawdę różnie bywa. Niestety rzadko się zauważa, że "czystą" energię elektryczną produkuje się w elektrowniach i przechowuje się w akumulatorach, co również powoduje zanieczyszczenie środowiska.

ilcattivo13 - 28 Lutego 2013, 23:30

Aż muszę sprawdzić, czy w ignorowanych blogach też się o żarówkach rozmawia ;P:
Rafał - 1 Marca 2013, 07:56

Tak z czystej ciekawości, ile energii kosztuje wyprodukowanie żarówki zwykłej i rtęciowej (kompaktowej)? Nie jest tak, że te oszczędne wymagają więcej nakładu energii i pracy niż tradycyjne? A koszty energetyczne utylizacji - gdyby to dopiero pozbierać i porównać - czy mogłoby się okazać, że po uwzględnieniu tych wartości obydwa wyroby leżą na tej samej eko-półce?
ketyow - 1 Marca 2013, 09:23

Oczywiście, że więcej kompaktowa, ale nie tyle żeby nie skompensowała tego oszczędność z jej późniejszego użytku. Natomiast trzeba by jeszcze poddać w analizę czy rzeczywiście z 480 kWh powstaje aż 18 mg rtęci, bo przy obecnych restrykcyjnych normach wydaje się to mało realne, ale nigdy nie interesował mnie ten temat. Ostatecznie może bym napisał do znajomego Pana, który jest dość ważną osobą w jednej z największych elektrowni w Polsce, tylko nie wiem czy taką informację uzyskam.

EDIT: Tylko oczywiście to byłoby trochę bezsensowne pytanie, w przyrównaniu do USA gdzie tych norm ekologicznych aż takich nie ma i gdzie pewnie na potęgę syfią.

Ziemniak - 1 Marca 2013, 09:39

Rafał, nie sądzę. Ilość energii zużytej na wyprodukowanie świetlówki kompaktowej to max kilka kWh. Inaczej nie opłacałoby się ich produkować. Podobnie z utylizacją. Więc są to ilości pomijalne. Tak więc najbardziej ekologiczne są żarówki LED. W dodatku występują w wielu ciekawych postaciach (np. taśmy świecące z których można robić podświetlenia) więc powinny szybko zdobyć rynek.
Rafał - 1 Marca 2013, 09:59

Że tak powiem siedzę w temacie ledów od 3 lat, nawet byłem bliski zamówienia ileś tam tysięcy prosto z Chin poprzez wyspecjalizowanego kuriera, ale jeszcze czekam na spadek cen. Tak sobie analizując doszedłem do wniosku, że funkcja ceny do czasu jest zbliżona do hiperboli i tak sobie jeszcze poczekam, aż spadnie do 10% od asymptoty :wink: Czy coś w tym stylu. Oprócz zużycia energii, ledy mają tę przewagę nad kompaktami, że świecą od razu, stąd przy masowym oświetleniu obiektów i terenów na czujniki ruchu póki co stosuję tradycyjne żarówki.
Ziemniak - 1 Marca 2013, 11:46

Ja sobie testowo założyłem LEDy w łazience i w ubikacji, zamiast halogenów. Dają słabszy strumień światła, więc musiałem zwiększyć ilość, ale poza tym jestem zadowolony.
A co do emisji rtęci, to tabelka podaje 2.03*10^-8 kg/kWh

http://www.greenpeace.org..._ekspertyza.pdf

ketyow - 1 Marca 2013, 18:31

Ziemniak, zachowaj chociaż pozory i nie cytuj przy mnie nic od greenpeace'u, chyba tylko nasi politycy to więksi kłamcy i manipulanci faktami ;P: Aczkolwiek nawet już wedle tych źródeł ta wartość rtęci jest dwukrotnie niższa, niż wedle poprzedniego cytatu.
Ziemniak - 1 Marca 2013, 23:02

Może w tamtym artykule wykorzystano starsze dane, albo inna elektrownia ma większą emisję. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy minimum dwa razy więcej rtęci, w dodatku niemożliwej do zutylizowania.
ketyow - 1 Marca 2013, 23:13

Żeby nie było - świetlówki są z kolei bardzo niezdrowe dla jakości energii elektrycznej, wprowadzają wyższe harmoniczne, a to jest coś z czym już praktycznie nie można sobie poradzić (szczególnie, że świetlówki są produkowane jak najtańszym kosztem i zaśmiecanie sieci nikogo z producentów nie obchodzi). Nikt o takich rzeczach nie mówi, mało kto się na tym zna, ale na przykład eksplozja w elektrowni okrętowej na Queen Mary II, gdyby akurat statek był wymagał manewrów, mogła doprowadzić do śmierci tysięcy ludzi - przez niską jakość energii elektrycznej, obniżaną także przez oświetlenie.
Ziemniak - 1 Marca 2013, 23:40

ketyow, na litość, przecież praktycznie każdy odbiornik nieliniowy jest źródłem harmonicznych, to coś się biednych świetlówek czepił ;P: A wszystkie ładowarki do komórek, zasilacze? Poza tym porządne kompakty mają filtry, małe bo małe, ale mają.
ketyow napisał/a
wprowadzają wyższe harmoniczne, a to jest coś z czym już praktycznie nie można sobie poradzić

No bez jaj, a układy kompensacyjne to od czego są. Teraz stosuje się je rzadko, możliwe, że trzeba będzie częściej, ale nie jest to jakiś problem nie do przejścia.

ketyow - 1 Marca 2013, 23:45

Ziemniak, uwierz mi, że mam rację. Porównaj moc domowych ładowarek i częstość użycia do oświetlenia. Układy kompensacyjne? Zapomnij. Nikt ich nie sprawdzi, robią byle taniej. A koszt świetlówki z dobrym PFC rozłożyłby na kolana.

http://jakoscenergii.ovh....68rn3c2vurmaa74

http://bambus.iel.waw.pl/...0IEL/247/07.pdf

http://we.pb.edu.pl/~greg.../Monografia.pdf

Ziemniak - 2 Marca 2013, 00:05

Niestety, jesteśmy skazani na takie źródła światła, bo niestety LEDy też mocno zniekształcają rzeczywistość. Może kiedyś rozpowszechni się oświetlenie z centralną żarówką, a światło będzie rozprowadzane światłowodami. Taka żarówka siarkowa rozwiązałaby wszystkie problemy, ma nawet odpowiednie widmo.
ketyow - 2 Marca 2013, 00:26

Czas pokaże, teraz między młotem a kowadłem trochę. Jedno ciągnie dużo prądu, drugie mniej przyjazne dla oczu i sieci. Gorzej, kiedy się zmusza do konkretnego rozwiązania - jakiś czas temu czytałem, że niby i halogenów unia chce się pozbyć. A to już chore.
Ziemniak - 23 Marca 2013, 17:06

Ciekawy artykuł na temat wtórnego analfabetyzmu

Cytat
Trzy czwarte Polaków to mniej lub bardziej zaawansowani... wtórni analfabeci. Czy można to zmienić?


Według badań międzynarodowych organizacji PISA (Międzynarodowego Programu Oceny Umiejętności Uczniów) i OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) blisko 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30% rodaków rozumie, ale w niewielkim stopniu. Powodów postępującego otępienia społeczeństwa jest kilka - najważniejszy to zanik nawyku czytania, bezrefleksyjne oglądanie telewizji oraz wzrastające ubóstwo (dzieci wychowywane w biedzie mogą mieć nawet o 9 punktów niższy iloraz inteligencji). Wtórny analfabeta bez większego wysiłku może przejść przez życie i jego ułomność intelektualna specjalnie mu nie przeszkadza. Nie musi czytać gazet, by wiedzieć, co się dzieje na świecie (informacji dostarczają mu telewizja i radio). Po skończeniu szkoły nie musi nawet pisać (listy zastąpiła rozmowa telefoniczna, a życiorys czy podanie pisze rzadko i według schematu). Nawet w instrukcjach obsługi umieszcza się rysunki ułatwiające zrozumienie, co trzeba zrobić. Paradoksalnie, może być czytelnikiem prasy - choć tylko telewizyjnej (to najpopularniejsze w Polsce gazety) i brukowej, w której tekst ogranicza się do podpisu pod zdjęciem.
Z socjologicznego punktu widzenia analfabeta wtórny to człowiek, który mimo ukończenia szkoły nie potrafi sprawnie czytać ani pisać. Można być także analfabetą funkcjonalnym, czyli osobą, która wprawdzie składa litery w wyrazy, a wyrazy w zdania, ale nie potrafi zrozumieć ich treści ani znaczenia. Dotyczy to nawet prostych komunikatów, z którymi mamy do czynienia na co dzień, np. ulotek informacyjnych o sposobie dawkowania leków.

Analfabeta po uniwersytetach

Choć brzmi to zaskakująco, analfabetyzmem wtórnym i funkcjonalnym zagrożeni są nawet absolwenci szkół wyższych. Z badań przeprowadzonych pod patronatem OECD wynika, że co szósty magister znad Wisły to analfabeta funkcjonalny! W badaniach porównywano zdolności rozumienia tekstu i poradzenia sobie z wyczytanymi informacjami u mieszkańców siedmiu państw: USA, Kanady, Polski, Niemiec, Szwajcarii, Holandii i Szwecji. W każdym kraju obserwowano ok. 3 tys. osób. Okazało się, że Polacy gubili się przy odczytywaniu rozkładu jazdy pociągów czy mapki pogody (40%). Trzy czwarte rodaków bezradnie rozkładało ręce przy pytaniu, czy dostrzegają związek między dwoma wykresami (jeden dotyczył sprzedaży petard, drugi - liczby wypadków). W rezultacie na najwyższych (piątym i czwartym) poziomie znalazło się zaledwie 3% Polaków. Do dwóch najsłabszych grup zaliczono natomiast prawie 80% mieszkańców naszego kraju. Co trzeciego z nas uznano za analfabetę wtórnego lub funkcjonalnego. Zajęliśmy ostatnie miejsce w rankingu.
- Dlaczego wypadamy tak nisko w międzynarodowych rankingach na rozumienie instrukcji obsługi? Bo zamiast ją czytać, Polak woli zapytać znajomego, który wcześniej instalował podobny sprzęt. Jesteśmy społeczeństwem gadanym i unikamy tego, co jest obce naszej kulturze, czyli czytania - komentuje psycholog społeczny, prof. Janusz Czapiński.
Dane budzące grozę, ale czy aby na pewno powinniśmy się temu dziwić? O tym, jak posługują się językiem pisanym wykształceni rodacy, mogliśmy się przekonać pod koniec lutego, kiedy to parlamentarzyści zostali poproszeni o napisanie dyktanda. Nie musieli pisać samodzielnie, lecz... w grupach, tak by mogli się konsultować w przypadku wątpliwości. Kiedy sprawdzono wyniki, okazało się, że nasza elita elit, na co dzień posługująca się językiem mówionym i pisanym, nie potrafi poprawnie pisać! Wbrew logice przyznano jednak tytuł Bezbłędnego Klubu Parlamentarnego tym zawodnikom, którzy... popełnili najmniej błędów!

Analfabeta w szkole

W międzynarodowych testach na rozumienie czytanej treści nie lepiej wypada polska młodzież. W 2002 r. Międzynarodowy Program Oceny Umiejętności Uczniów PISA przebadał 265 tys. 15-latków z 31 państw. W Polsce do testów zabrało się aż 4 tys. uczniów, którzy mieli się wykazać zdolnością wyszukiwania informacji, interpretacji tekstu, refleksji i krytycznej oceny. Nietypowa klasówka wypadła fatalnie. Wyniki podzielono na pięć poziomów. Tylko 6% młodych Polaków zakwalifikowało się do najwyższego poziomu. Natomiast niemal 10%... nie spełniało wymogów najniższego poziomu! Wylądowaliśmy na 24. miejscu. W raporcie końcowym PISA stwierdziła, że co dziesiąty absolwent polskiej podstawówki nie potrafi czytać, w zasadniczych szkołach zawodowych zaś analfabeci wtórni stanowią jedną trzecią!
Jak wyplenić analfabetyzm wtórny i funkcjonalny skoro już młodzież szkolna jest nim zarażona?
Według prof. Janusza Czapińskiego, jeśli chcemy skutecznie walczyć z analfabetyzmem wtórnym, powinniśmy przede wszystkim zabrać się do zmiany systemu szkolnictwa. W Polsce zamiast uczenia samodzielnego myślenia mamy mechaniczne wkuwanie na pamięć dat i formułek. - Tendencje do ułatwienia sobie życia dotyczą nie tylko nowoczesnych technologii, lecz także edukacji. Uczniowie starają się czytać nie lektury, ale ich omówienia. Nawet na wyższych uczelniach sięga się po nowoczesne metody przekazywania wiedzy, np. slajdy, które pomagają przyswoić wiedzę bez żmudnego, lecz owocnego siedzenia w bibliotekach - ocenia prof. Czapiński. - Warto też się zastanowić nad różnicą podręczników polskich i amerykańskich. Tu widać przepaść, jeśli chodzi o ich cele. W przypadku naszych podręczników celem zdaje się ukazanie erudycji autora. Celem amerykańskich zaś jest dotarcie z jak największą liczbą informacji do odbiorcy. Nie da się ukryć, że nasze po prostu nudzą i zniechęcają do czytania.
Sposobem na analfabetyzm wtórny i funkcjonalny jest wypracowywanie nawyku czytania - od książek i prasy począwszy, a skończywszy na ulotkach, regulaminach i instrukcjach obsługi.
Być może internet spowolni proces rozszerzania się analfabetyzmu - wymusza bowiem kontakt ze słowem pisanym. W sieci można znaleźć nie tylko miliony informacji o świecie (hasła encyklopedyczne, artykuły), ale także jest miejsce na indywidualną aktywność - pisanie pamiętników (blogów) czy komentowanie bieżących wydarzeń i czytanych tekstów.
Zdaniem prof. Czapińskiego, warto zacząć od najprostszych rozwiązań, chociażby od emitowania w telewizji filmów z napisami.
- My puszczamy filmy z lektorem, a w Europie, np. w Belgii, Skandynawii i Niemczech opatrzone są tylko napisami. To świetne rozwiązanie, bo lektor rozleniwia, a napisy wymuszają kontakt ze słowem pisanym. Przy okazji odbiorca osłuch*je się z obcym językiem i łatwiej mu się go uczyć - zauważa.
Warto dodać, że statystyczny Polak spędza przed telewizorem cztery godziny dziennie.
Brak refleksyjnego podejścia do przekazywanych treści widać znakomicie na przykładzie reklam. Wiele sloganów pozbawionych jest logiki, roi się w nich od błędów językowych, ale nikomu to nie przeszkadza. To pierwszy krok do bycia współczesnym analfabetą. Podobnie jest z językiem piosenek, np. emitowany od kilku lat serial Klan w swojej sztandarowej piosence uczy Polaków błędnej formuły językowej: Czasem chcesz się pożalić, ale nie masz do kogo. Ilu telewidzów razi ten błąd?
- Tracimy wyczucie językowe. Przejawia się ono choćby w akceptacji bezsensownych tekstów, np. reklamowych typu Zmieniamy sens twoich stóp, Serek dla mocnych kości czy Polskie mleko z polskiej krowy. Ich pojawienie się świadczy o stępieniu się naszej wrażliwości na kłamstwo i manipulację - uważa dr Katarzyna Kłosińska, językoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.
Skutecznym sposobem zahamowania analfabetyzmu wtórnego i funkcjonalnego jest uczestnictwo w kulturze. Niestety, do tej metody Polacy raczej się nie rwą. Nie chodzimy do teatru, na wystawy, a nawet do kina. Z badań CBOS wynika, że jeszcze w 1989 r. 42% Polaków było przynajmniej raz w roku w kinie, w 2003 r. już tylko 29%. Biblioteki są dostępne za darmo, mimo to są coraz rzadziej odwiedzane. W 1989 r. 64% Polaków twierdziło, że czyta jedną książkę w roku. W 2003 r. odsetek ten zmniejszył się do 54%. Aż 44% rodaków przyznaje, że w ogóle nie sięga po książki.

Analfabetyzm wyniesiony z domu

Do tej pory naukowcy przekonywali, że poziom i jakość uczestnictwa w wydarzeniach kulturalnych nie zależą od stanu materialnego Polaków. Ci, którzy wynieśli z domu lub sami wypracowali nawyk czytania, sięgają po książkę niezależnie od grubości portfela. Jednak pracownicy ośrodków pomocy społecznej alarmują, że długotrwałe, niemal 20-procentowe bezrobocie przyczynia się do dziedziczenia, a więc przechodzenia z rodziców na dzieci, analfabetyzmu wtórnego. Mówią wręcz o powstaniu nowej grupy społecznej - o zawodowych analfabetach. Osoby te nie potrafią zrozumieć najprostszych komunikatów wywieszanych w urzędach. Prowadzi to do bezradności i nieumiejętności dochodzenia swoich praw.
Prof. Czapiński uspokaja, że niebezpieczeństwo nie jest tak wielkie. - Problem dotyczy nie tyle bezrobotnych, ile zamkniętych enklaw - terenów postpegeerowskich. Dziecko bezrobotnych rodziców, które chodzi w mieście do szkoły, styka się z dziećmi z większym bogactwem kulturowym i to może je mobilizować do wyrwania się z marazmu, zniechęcenia i bezradności. Natomiast jeśli się obraca w środowisku zamkniętym, wśród społeczności o podobnych (niskich) aspiracjach, to oni nie zarażą chęcią innego życia. To nimi, a nie bezrobotnymi powinno się zająć ze szczególną troską państwo - przekonuje prof. Czapiński.

***
Jest jednak druga strona medalu. Jeśli przestajemy rozumieć treść komunikatu, wina może leżeć po stronie jego autora, a nie odbiorcy.
- To, że wiele osób nie rozumie przekazu telewizyjnego, to raczej wina dziennikarzy. Z instrukcjami też czasem dzieje się podobnie. Producent przetłumaczy dosłownie obcojęzyczną instrukcję lub zapomni umieścić jakiejś informacji w treści - pociesza prof. Czapiński.
Pamiętajmy więc, że nie tylko czytający może być analfabetą wtórnym. Także piszący.


Często się słyszy, że z badań czytelnictwa, tak naprawdę niewiele wynika. Z tego artykułu wynika trochę więcej, ale nic optymistycznego, niestety.

Witchma - 23 Marca 2013, 18:05

Przerażające, ale z moich obserwacji wynika, że niestety prawdziwe.
ketyow - 23 Marca 2013, 18:20

Cytat
Warto też się zastanowić nad różnicą podręczników polskich i amerykańskich. Tu widać przepaść, jeśli chodzi o ich cele. W przypadku naszych podręczników celem zdaje się ukazanie erudycji autora. Celem amerykańskich zaś jest dotarcie z jak największą liczbą informacji do odbiorcy. Nie da się ukryć, że nasze po prostu nudzą i zniechęcają do czytania.


A to jest bardzo, ale to bardzo ważna kwestia. Gdybym jako dziecko nie zaczął czytać science-fiction, to nie wiem co miałbym teraz począć, kiedy części rzeczy w polskich podręcznikach do swojego zawodu kompletnie nie potrafię zrozumieć (choc potrafię zrozumieć sens zdania w odróżnieniu od kolegów, którzy nie czytali), dopóki nie sięgnę do anglojęzycznych artykułów w temacie. Co mają powiedzieć moi koledzy, którzy na co dzień nie czytają, a w podręcznikach zastają jakiś kompletny bełkot? Studia techniczne, a niestety w 80% przypadków nauka czystymi regułkami bez zrozumienia ich sensu. Odzew rządu - próba likwidacji bibliotek szkolnych. Brawo Donek.

A z kolei internet raczej uznałbym za źródło pogłębiające poziom analfabetyzmu, ponieważ obecnie studia dziennikarskie można ukończyć nie znając języka polskiego, a potem pseudodziennikarze wrzucają do sieci teksty, wprost rojące się od błędów. Pierwszy lepszy artykuł na jaki trafiłem:

http://wiadomosci.onet.pl...,wiadomosc.html

Ziemniak - 23 Marca 2013, 18:58

Mnie nic tak nie wkurza, jak niechlujne teksty prosto z google tłumacza, nawet z grubsza nie przeczytane przed wstawieniem. A najgorsze jest używanie liczb zamiast liczebników, często w absurdalny sposób.


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group