To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - Kaszanka z grilla czy wściekły pies? Wybór należy do Ciebie.

robert70r. - 23 Lipca 2010, 13:46

Agi, to mnie pocieszyłaś...

Jutro opowiem czym gości karmiono. :mrgreen:

Ziuta - 23 Lipca 2010, 13:55

illianna napisał/a
Natomiast na pewno nie ma co gotować dla każdego innego obiadku, bo to paranoja, ale też nie dziwmy się, że dziecko nie chce specjalnej srytki zrobionej dla niego, skoro my jemy smaczny obiadek.

U mnie na odwyrtkę było: wszyscy szamają dzień w dzień pomidorową z ryżem, bo nie będziemy gotować dla każdego co innego. Koszmar. Jakim cudem ja jeszcze lubię pomidorową. A, babcia jeszcze dodawała do gotującej się pomidorowej czubatą łyżkę masła, cobyśmy się ładnie zaokrąglili. Afera wypłynęła przez przypadek.

Żeby już tak cierpiętniczo nie była. Mama w niedzielę wybywa do babci, ulżyć jej w samotności. Chcę uniknąć sytuacji sprzed roku, kiedy goniłem z roboty jak szalony, żeby zdążyć przed tatą i zrobić mizerię, zanim on wróci z roboty i wyciągnie z piwnicy kolejny słoik papryki w occie.
Słowem: tydzień po błyskotliwym kulinarnym debiucie, Ziuta bierze się za żywienie rodziny (albo siebie samego, jeśli nie będą chcieli jeść :D ). Przeglądam gazetki kulinarne i szukam rzeczy smacznych a prostych. Od biedy znowu zrobię medaliony w sosie musztardowym. NAjwyżej wymienię makaron na ryż, albo kaszę.

Drobne sprostowanie: mama nam narobiła sznycli, więc raczej ograniczę się do sałatek, kolacji, zup i tym podobnych, ale zawsze coś. :)

Godzilla - 23 Lipca 2010, 14:17

Jak ja sobie przypomnę obiadki mojej babci, to się łezka w oku kręci. Pomidorowa była znakomita. A już nigdy potem nie jadłam niczego, co by przypominało babciną sztufadę. Kawał mięsa marynowany na dwa dni wcześniej w jakiejś zalewie z octem (skąd ja wezmę składniki tej zalewy?!), szpikowany słoniną i duszony czy pieczony, nie pamiętam. To było w sosie. Coś przepysznego.
Agi - 23 Lipca 2010, 14:24

Godzilla napisał/a
Kawał mięsa marynowany na dwa dni wcześniej w jakiejś zalewie z octem (skąd ja wezmę składniki tej zalewy?!),

A choćby stąd: http://pychotka.pl/przepi...a-wo%B3owa.html

Godzilla - 23 Lipca 2010, 15:33

Babcia jakoś inaczej chyba robiła. Wydaje mi się że bez wina, za to sos zabielała śmietaną. Tak czy inaczej będę musiała spróbować któregoś z tych sieciowych przepisów, może smak wyjdzie chociaż w jakimś stopniu zbliżony.

Inna rzecz, że takiej śmietany teraz po prostu nie ma, i na to już nic nie poradzę.

illianna - 23 Lipca 2010, 18:44

Ziuta napisał/a
wszyscy szamają dzień w dzień pomidorową z ryżem, bo nie będziemy gotować dla każdego co innego.
no jak się ugotowało całe wiadro zupy ;P:

U mnie zapiekanka z kapusty włoskiej podsmażonej z cynamonem i gałką muszkatołową, grzanek z grahamki, sera fontina, szynki parmeńskiej, a do tego sałatka z cykorii z sosem sardelowo-czosnkowym

Kai - 23 Lipca 2010, 21:12

a u mnie bardzo singlowski obiad, ale jak to zwykle, Młode ma wakacje i wykorzystuje na nie 2/3 doby, a resztę przesypia. Więc jest kurak z rożna i surówka z warzyw. I czerwone wino. Mraf, jak mawia Martva.
Fidel-F2 - 24 Lipca 2010, 06:24

hrabek, jeśli idzie o żywieniowe metody w stosunku do dzieci to mam podobnie jak Ty. Bez siły ala namawiać to i owszem ale z wyczuciem, jak naprawdę nie chce to nie. Kilka razy zrobiliśmy demonstracje: syn odmówił obiadu bo sobie pomyslał, że potem będą ciastka albo batony. Dostał jasną informację "Ok, jak nie chcesz to nie jedz ale do kolacji nic do jedzenia nie dostaniesz, nie będzie też żadnych batonów, ciastek itp" syn odpowiedział "Dobrze". A za pół godziny, wyciągneliśmy z zoną słodycze na stół. Cóż, rewolucji nie było ale widać małe kroczki. IMO ważne by zmuszając nie wyribić odruchó odwrotnych. I ważne co się daje dziecku pić, jeśli to jest cola, soki itp, to zawarty tam cukier zapobiega pojawianiu się godu - jeśli 3-4 latek wypije 1l soku to własnie wchłonął 1/3 dawki zapotrzebowania kalorycznego na cały dzień.
merula - 24 Lipca 2010, 08:29

Nie wiem z czego to wynikało, ale starszy na pewnym etapie rozwoju po prostu odmówił jedzenia prawie wszystkiego, zwłaszcza białego i w wyniku jakichś działań perswazyjnych doszliśmy do zupy jarzynowej koniecznie z groszkiem i z popychaniem mentalnym i schabowych. Trwało to koło roku, jak nie dłużej. I naprawdę mieliśmy kolosalne problemy z każdą nowością. Czyli inżynier Mamoń w rozkwicie, lubimy tylko te piosenki, które znamy. Jak młodszy był na etapie wychodzenia z cycka i typowo niemowlęcego jedzenia, tylko opinia starszego brata na temat jadalności potrawy była wiarygodna i miarodajna, więc tez był dość krzywy na jedzenie. I nadal obaj, a to juz nie maluchy, bardzo ostrożnie podchodzą do nowości. Dobrze, ze przez lata stołowali sie w stołówkach (przedszkole, szkoła), to trochę oddziwaczeli. Zobaczymy do czego ich to zaprowadzi.
robert70r. - 24 Lipca 2010, 11:16

Kaczka z czerwoną kapustą, sznycelek, pieczone jabłka z cynamonem, kartofelki, krokiety, rosołek, barszcz z pasztecikami... Do ryb w galarecie nie podchodziłem, bo niespecjalnie lubię. Sporo ciasta... I to tyle - było w czym wybierać na imprezie. :wink: Gardło też było czym przepłukać. :mrgreen:
Gustaw G.Garuga - 24 Lipca 2010, 14:42

Od paru dni tylko i wyłącznie swojska kuchnia - żurki, śledzie, kotlety, kiełbasy, sery białe i żółte, kefiry, musztardy, serniki, kompoty, chleb... Takie w sumie zwykłe rzeczy, na wyciągnięcie ręki, ale po dziesięciu miesiącach za granicą są po prostu objawieniem...
Godzilla - 24 Lipca 2010, 17:01

Czyli wróciłeś!
ihan - 24 Lipca 2010, 17:31

Gustawie, kiedyś po tygodniowym pobycie w Szwecji, gdize wszystko, włącznie z chlebem i śledziami było słodkie, miałam ucałować panów stewardów w LOCie, za podanie sałatki z kiszonym ogórkiem. Inna sprawa, że panowie byli [uwaga: seksizm] całkiem. całkiem
Gustaw G.Garuga - 24 Lipca 2010, 17:42

Wróciłem, a jakże - kilka dni temu :D Sporo marzeń gastronomicznych już spełniłem, ale parę rzeczy wciąż zostawiam sobie na potem. Np. barszcz ukraiński, pierogi ruskie, polędwicę sopocką z majonezem kieleckim... Mmmmmmm... Jutro jednak obiecałem przyrządzić rodzicom rybę po chińsku, więc trzeba będzie na moment wrócić do chińszczyzny.
Fidel-F2 - 24 Lipca 2010, 18:33

Gustaw G.Garuga napisał/a
polędwicę sopocką z majonezem kieleckim...
Gustawie, szacun wielki z mojej strony
Gustaw G.Garuga - 24 Lipca 2010, 18:42

Zapomniałem jeszcze dodać, że ze świeżym chlebem razowym 8)
Martva - 25 Lipca 2010, 19:12

Mnie karmili siłą jak byłam mała, i nie chodziło o to że nie chciałam jeśc normalnie bo wolałam słodycze - słodycze nie bardzo były ;) nie chciałam jeść, bo nie. Nie miałam apetytu i nie byłam głodna, koniec. Nie wiem skąd miałam energię na rower i łażenie po drzewach, serio. Mama mówi że jak przyjechała mnie odebrać z wakacji jak miałam może 5 czy 6 lat i zastała mnie siedzącą przed domem i wcinającą chleb z musztardą, to nie chciała uwierzyć że to ja. Niejadkizm przeszedł na krótko przed okresem dojrzewania, w okolicach 10 roku życia. Sam.
Schizów żywieniowych miałam od metra, część została do dziś, część zwalczyłam. Nijak nie wiem skąd się mogły wziąć, takie na przykład obrzydzenie do większości nabiału (mleko, śmietana, twaróg, kefir w stanie czystym etc - na sam zapach robi mi się niemal odruch wymiotny). Nauczyłam się jeść żółty ser na ciepło, fetę, musztardę, oliwki, czosnek, natkę pietruszki, grzyby w postaci innej niż marynata octowa, gotowany kalafior, kaszę gryczaną i mnóstwo innych rzeczy.

Tequilla - 25 Lipca 2010, 19:36

Martva napisał/a

Nijak nie wiem skąd się mogły wziąć, takie na przykład obrzydzenie do większości nabiału


Martva może warto zostać weganką? ;)

Gustaw G.Garuga - 25 Lipca 2010, 19:37

A propos zahamowań żywieniowych, to o dziwo z domu wyniosłem niechęć do wszelkich podrobów i dziwnych mięs (choć mój ojciec nie ma z tym żadnego problemu i nie raz podsuwał). Ale w Chinach chcąc nie chcąc nauczyłem się jeść wiele rzeczy, których w Polsce nie wziąłbym do ust. Teraz na koncie mam prawie wszystkie owoce morza, żabie tuszki, zupę z płatami skrzepłej krwi, rybie oczy, świńskie uszy... Wspólne posiłki wyzwalają niespodziewane reakcje.
Tequilla - 25 Lipca 2010, 19:43

Gustawie mimo wszystko mam nadzieję, że psów i kotów nie tknąłeś? :wink:
Gustaw G.Garuga - 25 Lipca 2010, 19:49

Są granice których przekraczać nie wolno!
Kai - 25 Lipca 2010, 19:51

I to rozumiem, choć ostatnio zaczynam mieć wahania również w stosunku do ośmiornic, aczkolwiek jestem pies na prawie wszystko co nowe.
Gustaw G.Garuga - 25 Lipca 2010, 19:53

Meduzy są zadziwiająco chrupkie. I co do ich inteligencji to chyba nie ma dyskusji.
Kai - 25 Lipca 2010, 19:54

Weź, nie kuś, jestem już po kolacji, a owoce morza się do mnie uśmiechają... :mrgreen:
Gustaw G.Garuga - 25 Lipca 2010, 19:56

Ja też po kolacji, i to zgoła nieegzotycznej - kiełbasa z musztardą :mrgreen:
Kai - 25 Lipca 2010, 19:58

Szynkowa z sosem słodko-kwaśnym. Miało być co innego, ale cały dzień stoję przy garach, to trochę luzu mi się należy no i to pierwsze pieczywo od tygodnia.
dalambert - 25 Lipca 2010, 20:00

Gustaw G.Garuga napisał/a
- kiełbasa z musztardą

Po CHinach , to ja Ci się nie dziwię!
Z felieteny masz znakomite - tu dobrym słowem wspomnę ten o percepcji " onnej kuchni" w Chinach :D

Tequilla - 25 Lipca 2010, 20:02

Kai napisał/a
I to rozumiem, choć ostatnio zaczynam mieć wahania również w stosunku do ośmiornic,.


Heh Kai ty tak na poważnie? :)
Sory, że pytam, ale jeśli tak to zasadniczo dziwny sposób klasyfikacji stworzeń. Świnie mają inteligencję zbliżoną do inteligencji psa, krowy szybko się uczą, tworzą złożone relacje społeczne ( jeśli tylko im na to pozwolić). Jeżeli nie zamierzasz porzucić mięsa, to zdecydowanie te dwa gatunki mają pierwszeństwo przed osmiornicami.
Chyba, że to mundialowy wpływ Paula ;)

Naprawdę nie kpię, po prostu jestem ciekaw.

Gustaw G.Garuga - 25 Lipca 2010, 20:05

dalambert napisał/a
Z felieteny masz znakomite - tu dobrym słowem wspomnę ten o percepcji onnej kuchni w Chinach :D

Właśnie pisze się ostatni, też będzie słówko o kuchni :)

EDIT: klaryfikacja y cytata

ihan - 25 Lipca 2010, 20:06

Tequilla, a jak sobie radzisz, tzn. jest szansa żywić się publicznie, czy tylko gotowanie we własnym zakresie? Obserwuje naszą Hinduskę i ma naprawdę przerąbane, bo stołówki polskie nie są przygotowane, ot, wegetariańskie to musi być słodkie (naleśniki na słodko z serem czy z jakimiś owocami), zupa wegetariańska to ta sama co normalna, tylko nabierając chochlą odcedza się z mięsa. A ona nie jest ortodoksem, raczej jej tato jest religijny, więc takie nie jedzenie mięsa jej zostało, ale nie jest specjalnie przywiązana. Jak sobie radzić, jeśli na większości produktów brak jest informacji o składzie, bo owszem, mogą podać, że żywność jest wolna od GMO, ale czy ma składniki pochodzenia zwierzęcego to nie bardzo. czy żeby być takim uczciwym wobec siebie jesteś skazany na samodzielne gotowanie z produktów podstawowych?


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group