To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Planeta małp - Co nas śmieszy?

Memento - 23 Sierpnia 2010, 13:39

Nie. Dwóch kolegów miało talent do bajdurzenia, a ja byłem w wieku, w jakim każdą ściemę brało się za dobrą monetę. No i koledzy tak bajdurzyli o wilkołakach i satanistach, że po 22:00 bałem się pójść do kibla. :mrgreen: No i masz, wyszło że nie wiem co to klaustrofobia. :?
Godzilla - 23 Sierpnia 2010, 15:15

Tam to raczej agorafobii można dostać - w górze wsi widok jest na wszystkie strony, a po burzy widać tęcze wyłażące z dolin.
ketyow - 23 Sierpnia 2010, 15:59

Śmieszy mnie, że Warszawa jest stolicą. Mogłaby być co najwyżej stolicą absurdu.
Godzilla - 23 Sierpnia 2010, 16:03

Nie wiem, przyjmuję to jak zjawisko atmosferyczne. Może jak by nie była, nie musiałabym nasłuchać się tylu kretyńskich tekstów o warszawiakach i "warsiawce". U nas jak się jest na świeczniku, to cię zaraz jajami obrzucą. Ja tu się urodziłam, dlaczego mam rykoszetem obrywać za każdego buraka, który gdzieś tam narozrabia? A władza gdzie by się nie ulokowała, narobi bagna.
ketyow - 23 Sierpnia 2010, 16:37

Godzilla, akurat teraz nie chodziło mi o samo buractwo, ale przy temacie - dlaczego w Wawie tych buraków jest zdecydowanie większy % w stosunku do normalnych kulturalnych ludzi niż w innych miastach? Od wszystkich Warszawiaków których znam a mieszkają tu od urodzenia też słyszę, że największe chamstwo mają w swoim mieście - ich zresztą to drażni bardziej niż mnie, bo są potem z takim elementem utożsamiani. Dlaczego w innych miastach (nie licząc starych bab czy dresiarstwa) przeciętny człowiek w autobusie powie Ci "przepraszam" a w Wawie nie? Mam wrażenie, że bierze się to stąd "mieszkam w stolicy, jestem najważniejszy, wszyscy muszą mi służyć, bom król, a ja mam was wszystkich w duupie". Więc pewnie miasto (tudzież ludzie, bo miasto nadal jest paskudne) byliby przyjemniejsi, gdyby stolicą nie była. Ta nasza polska "lepszość od innych" mnie wpienia, a status stolicy daje po prostu kupie buraków powód do pokazywania tej "lepszości".
nureczka - 23 Sierpnia 2010, 16:45

ketyow, Warszawiaków w Warszawie jest może 10%. Reszta to element napływowy. No, ewentualnie Warszawiak w drugim pokoleniu.
Kruk Siwy - 23 Sierpnia 2010, 16:48

ketyow, większość warszawian to tacy jak ty obywatele, wpadną oplują i wypadną. Acha, zarobią w międzyczasie.
Godzilla - 23 Sierpnia 2010, 16:53

ketyow, tu ściąga mnóstwo ludzi z całej Polski. Może u niektórych taki objaw występuje - teraz jestem panisko, już ja im wszystkim pokażę? Pojęcia nie mam. Od ojca słyszałam, że jak kiedyś był na jakimś zjeździe naukowym w NRD, miał nieszczęście być jedynym warszawiakiem, reszta Polaków była z Krakowa. Krakusy zadzierali nosa pod sam sufit. Po jednym czy dwóch zderzeniach poszukał sobie towarzystwa gdzie indziej, i do końca imprezy trzymał się z jakimś zaprzyjaźnionym Węgrem, bardzo sympatycznym człowiekiem. Pewnie każde miasto ma swoje paskudne strony. Zresztą pamiętam jak się zdziwiłam, kiedy kuzyn z Krakowa, jak do niego wpadliśmy, pytał co tam słychać w Warszawce. Może tak przywykł do tego protekcjonalnego tonu wobec mojego miasta, że nawet nie zauważał że może to być przykre.
feralny por. - 23 Sierpnia 2010, 17:03

Bo to jest chyba tak, że jak ktoś jedzie do Wa-wy pierwszy raz, to już "wie", że to Wasiawka i buractwo, więc jak przyjedzie to szuka potwierdzenia i w końcu je znajduje, bo wcześniej, czy później na jakiegoś buraka trafi.

Mieszkając w Wa-wie x lat spotkałem ludzi bardzo różnych (przemiłego staruszka, który pomagał mi znaleźć optyka i oprowadził po całym śródmieściu, opowiadając co parą kroków "co tu było przed wojną", ale i szczyli, którzy próbowali mnie okraść, bezskutecznie z resztą), ale najwięcej było ludzi zupełnie zwyczajnych, takich jak wszędzie.

dzejes - 23 Sierpnia 2010, 17:07

ketyow napisał/a
Dlaczego w innych miastach (nie licząc starych bab czy dresiarstwa) przeciętny człowiek w autobusie powie Ci przepraszam a w Wawie nie?


Ile ty w Wawie mieszkasz, że takie zdecydowane sądy stawiasz? Mirmiłujesz i to tak, że niedługo Lubawa na Księżyc wystrzeli.

Piech - 23 Sierpnia 2010, 17:35

feralny por. napisał/a
Mieszkając w Wa-wie x lat spotkałem ludzi bardzo różnych

Kiedyś w Warszawie przystanąłem na przystanku autobusowym, rozejrzałem się i nie widząc kiosku zapytałem kogoś, gdzie w pobliżu można kupić bilet MPK. Zapytany wyjął z kieszeni bilet, wręczył mi, machnął ręką widząc, że sięgam po portfel, wsiadł do swojego autobusu i odjechał. Szczerze mnie zaskoczył, bo to takie mało poznańskie chyba.

Ziuta - 23 Sierpnia 2010, 19:12

Godzilla napisał/a
pamiętam jak się zdziwiłam, kiedy kuzyn z Krakowa, jak do niego wpadliśmy, pytał co tam słychać w Warszawce.

Coś w tym jest. Krakówek jest straszny.

Godzilla - 23 Sierpnia 2010, 20:02

He he, może to alergia po latach psioczenia na Warszawkę. Bo tak poza tym to w Krakowie też byłam, już nie u rodziny a turystycznie, i było fajnie. Zdarza się, że Polacy spotykają się z paskudnymi zagraniami w Czechach i na Słowacji (a może zdarzało się, bo teraz każdy turysta jest w cenie), a ja byłam w Pradze u przemiłych starszych państwa, i byłam tak fantastycznie i gościnnie przyjęta, że długo jeszcze korespondowaliśmy - oni po czesku, ja po polsku.
Memento - 24 Sierpnia 2010, 00:08

Byłem kieeedyś półtora dnia w Czechach w Pradze (z inszą kolonią) i było super, czułem się jak w Brzydgoszczy. Znaczy się swojsko. No. A w Warszawie mam *beep* kumpla, tylko kontakt nam się ostatnio urwał. :F
Rafał - 24 Sierpnia 2010, 08:07

feralny por. napisał/a
Bo to jest chyba tak, że jak ktoś jedzie do Wa-wy pierwszy raz, to już wie, że to Wasiawka i buractwo, więc jak przyjedzie to szuka potwierdzenia i w końcu je znajduje, bo wcześniej, czy później na jakiegoś buraka trafi.
A mnie Warszawa zadziwiła. Jakoś tak się złożyło, że bliżej i częściej mam chociażby do Pragi i Berlina niż w druga stronę (interesa ciągną na zachód :wink: ) i pomimo chęci dopiero w tym roku stolicę wizytowałem (po przeszło 20 latach). Uderza na początek, że po reprezentacyjnym niby Krakowskim Przedmieściu ruch samochodowy się odbywa, a chodniki są brudne. Łażąc po starówce widać zaniedbania, lecące tynki, jakiś taki brak gospodarza. Ale największe zdziwienie robi spacer wieczorno-nocny - praktycznie żywego ducha na ulicach, około 12 w nocy to wymarłe miasto, ludzie pojawiają się tylko na odcinku brama knajpy-taksówka. Spodziewałem się tłumów, bo to najlepsza pora na i imprezowanie i zwiedzanie, a tu cisza, spokój, nawet nikt nikogo nie zaczepiał, tylko koło uniwersytetu kilka osób się bujało na ławeczkach z mętnym wzrokiem. Dziwne to było.
Matrim - 24 Sierpnia 2010, 09:09

Rafał, byłem kilka dni temu i odniosłem wrażenie wręcz przeciwne :) Na Krakowskim i Starówce tłum ludzi, spacerujących lub siedzących w knajpach - były mniej więcej dwie minuty do północy w czwartek, więc nawet nie weekend :) Mnie właśnie zaskoczyło to oraz względny porządek w centrum - nowe chodniki, drogi. O stadionie nie mówiąc ;)
Rafał - 24 Sierpnia 2010, 09:16

Matrim, no nie wiem, ja byłem w środku tygodnia, przełom czerwca/lipca, normalnie wymarłe miasto, może jaki mecz leciał albo nowe odcinki Niewolnicy Isaury i wszyscy siedzieli przed swoimi TV, bo i Krakowskie było wyludnione i plac Teatralny i okolice Grobu Nieznanego Żołnierza, coś niesamowitego, a godziny gdzieś tak od północy do 2-3.
Kai - 24 Sierpnia 2010, 09:48

Mnie w Warszawie przede wszystkim uderza marnotrawstwo tego potencjału kulturowego i kulturalnego wśród ludzi. Znam parę osób, głównie starszych, które mnie onieśmielają (do paraliżu!) z powodu niezwykłej kultury, inteligencji i takiej specyficznej "arystokratyczności", bardzo nastrojowej i przyjemnej w kontakcie, sporo z nich jest raczej zamożnych, czego absolutnie nie dają odczuć, ale takich ludzi jest - na wszystkich znanych mi mieszkańców Wawy - raczej niewielka garstka. Częściej stykam się właśnie z nieukrywaną wrogością, albo cwaniactwem.

Szkoda, że ta kultura nie jest aż tak zakaźna i nie przenosi się tak łatwo, jak chamstwo.

A w temacie, śmieszy mnie to, co chcą zrobić z nowego dworca w Katowicach. Nie wiem, czy projektant nigdy nie uwzględnia charakteru otoczenia, czy liczy na to, że je wyburzą szybciej, niż się jego pomysł rozsypie, ale wstawić coś a la kosmodrom w sam środek czynszówek i starej zabudowy, to trzeba mieć wyobraźnię w pięcie. Przy czym wolałabym też, aby nie było jak w Sopocie bodajże, wszystko jest, galeria handlowa i nawet wc, natomiast nie ma poczekalni dla pasażerów i ławek, żeby można było sobie usiąść.

Matrim - 24 Sierpnia 2010, 10:38

Rafał, może jak ja byłem to główną atrakcją był krzyż przed Pałacem Namiestnikowskim i stąd te tłumy ;)

Kai - dworzec w Katowicach i w obecnym wyglądzie nie pasuje do otoczenia :)
Kai napisał/a
galeria handlowa i nawet wc

Bezcenne :)

Kai - 24 Sierpnia 2010, 11:26

Matrim, ale stary już pasował. Z nowoczesnym wyposażeniem i infrastrukturą wyobrażałabym sobie właśnie coś takiego, na większą, może bardziej dekoracyjną skalę. To co widziałam, stanowi nowa definicję niedopasowania :D
Ellaine - 25 Sierpnia 2010, 22:54

Padliśmy z Lubym ze śmiechu. Wujek Google, jak zawsze starał się być pomocny... xD


(ostatnia z propozycji też jest warta zauważenia :) )

ketyow - 25 Sierpnia 2010, 23:27

:lol: :lol: :lol:
dzejes - 26 Sierpnia 2010, 10:53

Tekst z GTA ;)
Kai - 26 Sierpnia 2010, 20:16

Wypowiedzi administracji na pewnym forum :twisted:
ketyow - 26 Sierpnia 2010, 22:11

Koleżanka była na weselu i kamerzysta w kościele tak się w kamerkę zagapił, że głową zawadził o figurkę Chrystusa. Było to na piętrze i odłamał mu rękę, która spadła i narobiła hałasu na cały kościół :lol: A koleżanka tak to jeszcze opowiedziała, że leżę :mrgreen:
hrabek - 27 Sierpnia 2010, 10:25

Mi kolega na wakacjach taką oto historię sprzedał:

Jego znajomy pojechał z żoną do Niemiec. Zamówił tam VW Touarega za jakieś 300 tysięcy PLN i uroczyście jechał po odbiór. Odbiór przebiegł bez problemu i zapakowali się z żonką do pachnącego nowiutkiego cudu niemieckiej motoryzacji i ruszyli w powrotną drogę.
Po drodze zobaczyli drogowskaz: Safari. Szczęśliwy posiadacz auta stwierdził, że w końcu nie po to kupił terenówkę, żeby tylko asfalt zużywać, można równie dobrze sprawdzić warunki polowe. Oczywiście polowe jak na Touarega i jak na posiadacza nowego auta za 300 tysięcy PLN - łatwo sobie wyobrazić, że te polowe warunki to równiutka droga, tyle że bez asfaltu. No ale dla takiego samochodu to i tak miał być jeden z najtrudniejszych testów.
Wjechali więc na to safari i jadą sobie oglądać zwierzątka. Słonko świeci, kierowca i pasażer integrują się z naturą, wyłączyli nawet klimatyzację i opuścili szybki. Tu osiołek, tam żyrafka, tu słonik, tam wielbłądzik. Jadą sobie, oglądają, powolutku, żeby za bardzo nie nadwyrężyć nowiutkiego zawieszenia, żeby za mocno kurzu nie wzbić, bo się karoseria pobrudzi. Patrzą w prawo na słonika, a słonik w lewo na nich. I jak tak patrzą na siebie, słonik dostrzegł w aucie jabłko. Jabłko leżało sobie pomiędzy przednimi fotelami, w miejscu gdzie zwykle stawia się kubki z colą. Ewidentną winą jabłka było, że kusiło słonika w sposób absolutnie niedozwolony. A słonik był najwyraźniej tuż przed obiadem, głodny i na widok pysznego owocu nie mógł się oprzeć. Niewiele myśląc zapakował więc trąbę do auta, sięgając po przekąskę.
Trąba słonika może i wygląda ślicznie w telewizji, ale pasażerka odniosła zgoła inne wrażenie, gdy wielki włochaty narząd, na oko dwa razy grubszy od węża boa smyrnął jej po kolanach. W panice nacisnęła guzik zamykania szyby. Oczywiście w takim samochodzie jest odpowiedni czujnik, który nie pozwoli szyby domknąć, gdy coś będzie stało na przeszkodzie. Niestety biedny słonik o tym nie wiedział i przestraszył się, że trąbę straci. Próbując za wszelką cenę się uwolnić przywalił z kopa w drzwi. A później drugi raz. Z uwolnioną trąbą uciekł jak niepyszny. Los jabłka nie jest mi znany.

Załamany świeżo upieczony właściciel na widok szkód mało nie zszedł na zawał. Nie odzywając się do żony, zatrzymał się w pierwszym napotkanym barze na trzy szybkie. Ochłonąwszy nieco ruszył w dalszą drogę. Najpierw było cicho, w końcu skończyło się wielką kłótnią. A że ciężko jednocześnie się kłócić i trzymać w pełni koncentrację, facet zagapił się i wjechał w samochód z przodu. Wszystko działo się jeszcze na niemieckiej autostradzie. Niemiec wysiadł, jak zobaczył, że Polak (mimo że świetnie mówiący po niemiecku), to od razu zadzwonił po policję.
Policja przyjechała, ogląda szkodę. Dochodzą do feralnych drzwi, od których wszystko się zaczęło i pytają:
- a to uszkodzenie to skąd się wzięło.
- słoń mi auto skopał - odpowiedział zrezygnowany właściciel zgodnie z prawdą, aczkolwiek niezbyt inteligentnie.
- Aaa... słoń, powiada pan. A to my tu mamy taki przyrządzik, dmuchnie pan łaskawie.

Wyprawa skończyła się zakazem prowadzenia pojazdów w Niemczech i koniecznością naprawy auta z własnej kieszeni (AC nie obejmuje napraw spowodowanych pod wpływem alkoholu).

merula - 27 Sierpnia 2010, 11:01

Historyjka zacna :mrgreen:

A tak mnie dzisiaj rozśmieszył zestaw porannych zakupów mych osobistych. Chleb, gazeta i dysk przenośny.

Kai - 27 Sierpnia 2010, 12:26

merula, to jest zawsze zabawne. Kiedyś w poszukiwaniu portfela wyjęłam część zawartości torebki i był tam także dysk, choć w opakowaniu, zwój kabla sieciowego i kilka innych kabelków. Mina ekspedientki - bezcenna!
Godzilla - 27 Sierpnia 2010, 12:46

Ja przeważnie noszę w torebce scyzoryk i centymetr. Małe a cieszy.
Witchma - 27 Sierpnia 2010, 12:47

Mnie to łatwiej by było wymienić, czego nie noszę :D


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group