Konwenty dawno minione - Jaćkon, czyli Sylwester 2010 na Suwalszczyźnie
shenra - 2 Stycznia 2011, 13:25
dalambert, muszę Ci przyznać, że ze zrelacjonowaniem SKOFy to się nie postarałeś. Powinieneś to nadrobić. Dobra, ja się w takim układzie muszę zastanowić
baranek - 2 Stycznia 2011, 16:01
było fajnie.
shenra - 2 Stycznia 2011, 16:38
baranek, przyszalałeś z wylewnością
Brutus - 2 Stycznia 2011, 17:57
Poznałem ich.
Siedziałem na oknie i podziwiałem widok za oknem: biało, biało… biało. Przyszedł aerodynamiczny i ściągnął mnie na imprezę. W końcu Sylwester, nie! I szampana wypiłem, i przy Blues Brothers potańczyłem. Ale na kulig mnie nie zabrali. Może i dobrze, wiuło nieco. Za to wciągłem kartacza przez trąbkę i żaden chomik nie był mi straszny.
Fajnie było.
Lynx - 2 Stycznia 2011, 19:03
Ja kcem relacjem.
Czy to będzie nowa tradycja forumowa? Znaczy Sylwestrowa?
shenra - 2 Stycznia 2011, 19:26
Czym droga bogata, tym rada oraz inne suwalskie ewenementy
Zaczęło się spokojnie: bagaże zapakowane, pośladki umocowane do foteli. Trasa określona – linia niebieska wyznaczała nam drogę, do odległego od znanej cywilizacji, zazadzia w innym świecie, w którym ilcattivo już nie miał zasięgu. W terenie lekko zabudowanym okazało się, że z niemalże co drugiego okna zwisał koleś w czerwonym wdzianku, z długą białą brodą i torbą przewieszoną przez plecy, a na co trzeciej rynnie podobny jegomość spindrał się nieznacznie w górę . Nie był to co prawda najciekawszy element dekoracyjny, jaki udało się zarejestrować naszym pięknym oczom, gdyż ku ogólnemu zaskoczeniu okazało się, że okoliczni tubylcy grzeszą całkiem pokaźną dozą fantazji i zamiast doniczek z kwiatami ozdabiają balkony kilkumetrowymi łosiami, a nawet siedzącymi w wielkiej szklanej kuli, bałwankami. W kluczowych momentach wietrznych, gdy odwaga nie pozwalała nam wcisnąć gazu bardziej niż 40 na godzinę, znaleźli się tacy, którzy w okolicach setki mijali nas zawiewając badziewie prosto w przednią szybę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby owymi kozakami nie okazali się kierowcy pomarańczowych autobusów szkolnych, sztuk 4 . Generalnie rozmów odbywających się w czasie podróży przytaczać nie będę, ponieważ mogłoby nie zostać mi wybaczone, za to doszłyśmy do wniosku, że drogi w dzikiej głuszy prezentują się lepiej, niż w niektórych zabudowaniach, szumnie pretendującymi do miana miasta. W Łomży prawie się zakopałyśmy, natomiast w Augustowie przekonałyśmy się, że nie na każdym czerwonym świetle należy się zatrzymywać, ponieważ można odkryć, że nawierzchnia posiada specyficzne poczucie humoru i należy się na niej ślizgać, niekoniecznie do przodu.
Na najciekawszym odcinku trasy mrugało do nas bardzo dużo czerwonych oczu, które odarte z mistycyzmu przyjęły formy wiatraczków, tych od prądu, jakby ktoś się nie domyślił . Następnie nawigacja widziała ronda, których nie było, a nie zwracała uwagi na te, które faktycznie się znajdowały przed nami. Następnie wyprowadziła nas w pole, sugerując skręt do cudzej szopy i z głębokim przekonaniem kazała nam dalej jechać tą drogą. My, jako prawdziwe fantastki postanowiłyśmy użyć Mocy i sforsować jednak inną ścieżkę, po której śmignął Ciężko Wyczuć Kto, gdyż mrugnął jeno tylnym okiem. Próbowałam sobie przypomnieć, jakimż to szlakiem ilcattivo polecał ogarnąć zaspy, ale jedyne co pamiętałam to lasek, przed którym miała znajdować się tablica wskazująca znaczkami prosto, a także w prawo, ale miałyśmy się nie przejmować, prześmigać lasek na wylot, a następnie kierować się na Przerośl, a jak już tam dojedziemy to będzie jeszcze wiele miejsc, w tym jedno na M, a potem trzeba się będzie zatrzymać.
Po desperackim wypatrywaniu numerków w ciemnościach, Ronin dzielnie wyszedł na drogę i swoją obecnością zaznaczył miejsce docelowe. Naturalnie powitaniom, łzom szczęścia i przeżywaniu spotkania nie było końca. Wszyscy okazaliśmy się być tymi, za których się podawaliśmy, a nawet byliśmy bardziej. ilcattivo na dzień dobry uraczył nas historyjką o Wielkim Ptaku bez jajec, do którego musi podchodzić 50 metrów, żeby móc go oglądać z właściwej perspektywy.
Przejęci swoją obecnością zeszliśmy na obiadokolację, o której jak się okazało nikt nie wiedział, no powiedzmy, że nikt. Właściciel wykazując się błaskowiźnianym(tak to się chyba mówi) humorem nie wspomniał swej małżonce, że mieliśmy jeść, gdzieś w okolicach godzin wieczornych. Jednakowoż jak już zaczęliśmy odczuwać dyskomfort siedzenia i gapienia się w pusty stół, udało nam się w jakiś magiczny sposób namówić goszczących nas tubylców, żeby chociaż kanapkami nas uraczyli. Urzeczeni naszą niezłomną wolą jedzenia, ulitowali się i zapewnili nam coś niecoś na ząb. W czasie konsumpcji dowiedzieliśmy się, że przez jadalnie przemykają się osobniki korzystające z sauny, a nawet ostrzegają, żeby rzucając się w śnieg zablokować drzwi butem, bo można zostać na zewnątrz. Łącząc się z ich bólem i integrując z ogólną atmosferą zaczęliśmy się śmiać dopiero, jak zamknęli drzwi. Po ponad godzinie biesiadowania z częścią biesiadną trwającą ledwie 20 minut, zmieniliśmy wystrój wnętrza na naszą kuchnię zlokalizowaną pięto wyżej między łącznie z pokojami ilcattivo i feralnego oraz Zgagi i Agnieszki. Stado baranków pasło się na wprost schodów, Witchma z Roninem po lewicy rzeczonych(patrząc od dołu), ekipa Matrima po prawicy, a ja wraz z nimfą koczowałyśmy za rogiem baranków.
Uradowawszy żołądki strawą w formie stałej, należało nacieszyć je również tą płynną, której ci u nas był dobrobyt wszelaki. Każdy zalał swój kubek, Zgaga zaplotła szydełko na Cthulhusia, niejednego zresztą. Dyskusje szumne i dumne, zahaczające co jakiś czas o stringi wprowadziły nas w noc późną i ciemną, a niektórych nawet w przesłodzoną kondensację kubeczkową, zakończoną podobną akcją jak na Falkonie, która miała miejsce w pokoju ze szparką w drzwiach.
Uroczy wieczorek zakończyliśmy wszechobecnymi próbami zaśnięcia w różnych konfiguracjach, niektórzy chodzili między zlewami, inni skrzypieli łóżkami, a ekipa Matrima śmiała się ostatnia. Tym optymistycznym akcentem, a niektórzy w bólach i mękach zakończyli pierwszą Jaćkonową nasiadówkę.
CDN
merula - 2 Stycznia 2011, 19:59
brawo. kontynuuj Waćpanna
dalambert - 2 Stycznia 2011, 20:04
Chomik jesteś WIELKIM CHOMIKIEM i jakim zdolnym
Jak tam Gluś Was przeżył, bardzo ją zdeprawowaliście
baranek - 2 Stycznia 2011, 21:09
Gosia odśnieżająca suwalszczyznę:
gdyby miała więcej czasu, to kto wie, kto wie...
shenra - 2 Stycznia 2011, 23:53
Kontynuacja jak siły zbiorę i mniej literówek będę robić Gluś była niesamowita, a jakie zacięcie miała do wszystkiego. Goniła za panem Berkiem i smyrała wujcia feralnego po stopie
Matrim - 3 Stycznia 2011, 00:09
shenra, te dwie wzmianki w pierwszej relacji, to zbytek łaski
Miło było was zobaczyć "w akcji i na żywo"
Dotarliśmy do siebie, a wy jutro uważajcie w drodze. Gdzieś od połowy drogi do Stolicy śnieg ucięło, jak nożem, ale wcześniej było nieciekawie.
baranek - 3 Stycznia 2011, 07:58
Gosia budziła się dzisiaj w nocy cztery razy. tylko po to, żeby mi opowiedzieć o Brutusie. historia, sama w sobie raczej monotonna, o trzeciej w nocy nabiera nowych znaczeń.
shenra - 3 Stycznia 2011, 08:40
Matrim, Ciebie też było miło oblookać , a relacja to dopiero czwartek, będzie gorzej. Potem mijaliśmy się częściej. Postaramy się dojechać w całości. baranku, ale patrz jakie wrażenie Brutus wywarł na Glusiu
shenra - 3 Stycznia 2011, 18:19
Nawrócilim w całości
baranek - 3 Stycznia 2011, 18:23
shenra, ty już w Nikądziu?
shenra - 3 Stycznia 2011, 18:31
baranek, jeszcze nie. Na razie jestem w nimfolandzie. Jutro dopiero pod wieczór do domku.
feralny por. - 3 Stycznia 2011, 18:39
Też wróciłem. Fajnie było.
shenra - 3 Stycznia 2011, 18:41
feralny por., następny kuźwa wylewny. Jeszcze pomyślą, że wy tak z grzeczności piszecie.
ilcattivo13 - 3 Stycznia 2011, 19:02
baranek napisał/a | było fajnie. |
feralny por. napisał/a | Fajnie było. |
ilcattivo13 - 3 Stycznia 2011, 19:02
dzięki wszystkim za życzenia - melduję, że żyję
nie chcę spoilerować jak było, więc z moją wersją wydarzeń poczekam aż Całkowicie Trzeźwy Zjeżdżający Na Plecach Po Schodach Chomik wstawi do końca swoją
Albo i nie.
Piątek.
Wstaliśmy. Porozmawialiśmy o Stringach. Zgarnąłem Brutusa na imprezę. Brutus okazał się największym imprezowiczem, jakiego znam, bo latał po ścianach, wciągnął kartacza przez trąbkę, a potem spał pod stołem Porozmawialiśmy o Stringach. Zjedliśmy śniadanie (fuj, słodkie) rozmawiając o Stringach i tylko momentami wspominając Wielkiego Trzymetrowego Ptaka Bez Jajec.
Poszliśmy na spacer, w trakcie którego toczyliśmy długie dysputy o wszystkim i o niczym, ale głównie o Stringach. Po drodze odwiedziliśmy sklepy - jeden prawdziwy wioskowy post-geesowski sklep z piwem i niczym więcej, umiejscowiony w budynku remizy OSP i drugi, też wioskowy, ale caaałkiem inny taki, bo z TOWARAMI na półkach Zakupy zrobiliśmy i ostawiwszy je opiece boskiej i sklepikarskiej ruszyliśmy w śnieżne pustkowia, gdzie doszliśmy kolejno: na rozstaje, donikąd i prawie-do-tamtej-górki. Wracając, dostaliśmy od feralnego cynk, że już jest. Odebraliśmy zakupy i wróciwszy do obozu przywitaliśmy się z w/w feralnym. feralny się rozpakował, zjadł małe-co-nieco i dołączył do niezmiernie ożywionej dyskusji o Stringach.
Tak doczekaliśmy obiadu, który upłynął w miłej i przyjemnej atmosferze, zbudowanej na rozmowach o Stringach. Choć za sprawą Wtedy Jeszcze Nie Zjeżdżającego Na Plecach Po Schodach Chomika cały czas widzieliśmy Wielkiego Trzymetrowego Ptaka cień... Natenczas ja, poszedłem z panem Ignacym, zwanym także właścicielem i napełniłem pięć worków po saletrze i innych nawozach słomą, poczym poszliśmy zjeżdżać na nich z górki. O taaaaaakie oczy miałem, bo prędkości były ciut nie niesamowite, choć WARP-3 nie chciał zaskoczyć Przy okazji, taki jeden miły pan odśnieżył nam kawał brzegu jeziora, na którym to brzegu mieliśmy rozpalić nasze sylwestrowe ognicho. Jak już nam się znudziło zjeżdżanie, to sobie przygotowaliśmy opał na ognisko - głównie świerkowe gałązki, które jak wiadomo palą się, że ho-ho... Potem co poniektórzy jeszcze trochę pozjeżdżali na workach, aż się wszystkim zimno zrobiło i poszliśmy się ogrzać. Przebraliśmy się, zrobiliśmy sobie herbatki i różne takie tam, usiedliśmy i ni stąd ni zowąd zaczęła się rozmowa o Stringach.
Aż nadejszła wiekopomna, kolacyjna chwila. Pani Teresa, zwana dalej właścicielką, przygotowała nam wspaniała wyżerkę, choć już wyparłem, co to było. Ale serio - nie wiem jak innym (tzn. z grubsza wiem, ale przecież tego nie napiszę, bo zdanie będzie "gupio" wyglądało, no nie...?), ale mnie każdy posiłek przygotowany przez Panią Teresę i zaserwowany przez jej córki baaaardzo smakował. Ale dość tych dygresji. Kolacja minęła jak z bańki trzasł, zebraliśmy naszą wesołą gromadkę do takiej ciut większej kupy i poszliśmy palić ognisko. Wspominałem już o świerkowych gałązkach, które "się-palą-że-ho-ho"?... Ja sobie dałem na spokój już po kilku chwilach, ale koleżanka Jola (chyba jednak zasłużyła sobie na miano mitycznej Westfalki), kolega Tomasz (nie mylić z Berkiem) i nasz własny feralny produkowali dym w ilościach prawdziwie hurtowych. My - obserwatorzy - produkowaliśmy w takich to ilościach łzy, przy okazji obracając się wokół "ognicha" zgodnie z kierunkiem wiania wiatru, czyli zawsze tak, żeby ognisko nas od niego zasłaniało... W trakcie tegoż tańca św. Wita Zgaga uraczyła (tych co mogli) orzechówką. A w tym czasie Witchma ŚWIECIŁA. Muszę przyznać, że na moment "ognicho" ożyło i zaczęło przypominać ognisko, ale potem skończyła się tektura i nadzieja zgasła ostatnia... Dlatego też skierowaliśmy się ku workom i jeździe na nich. Zwłaszcza, że przetarłem ciut lepszy szlak - z dwoma profilowanymi zębami zakrętami, jednym czerwonym krzakiem (takim ciut-nie-gorejącym), piękną hopką i zakończeniem w wielkim kanionie (który nota, a nawet bene, w dniach późniejszych "zadnie poszerzyliśmy", walnie przyczyniając się do zmian w topografii terenu). A jak już nam z zimna i wilgoci przestały się zginać kolana w łokciach, to wróciliśmy do naszej pięknej świetlico-kuchni, gdzie daliśmy czadu i w ogóle, alkohol i herbata lały się strumieniami, Brutus latał po ścianach, a Stringi nie schodziły nam z ust...
Aż nadejszedł rok 2011, korki zaczęły rykoszetować po kuchni, strumień polał się szampanem ( ), złożyliśmy sobie życzenia i poszliśmy puszczać barankowe fireballe z Zielonego Marketu... Mało żeśmy śniegu nie popalili, ale jednodniowego ocieplenia nie dało się uniknąć. A potem poszliśmy na jednego "Blues Brothers'a" i ekipa wykruszała się w tempie "No, obejrzałem swoją ulubioną piosenkę, więc z czystym sumieniem mogę iść spać"...
Stand By Your Man-noc...
Martva - 3 Stycznia 2011, 19:44
ilcattivo13 napisał/a | Witchma ŚWIECIŁA. |
Jak wampir?
Witchma - 3 Stycznia 2011, 19:48
Dotarłam. Było fajnie. Momentami bardzo
shenra - 3 Stycznia 2011, 20:00
ilcattivo13,
ilcattivo13 - 3 Stycznia 2011, 20:08
Martva napisał/a | ilcattivo13 napisał/a | Witchma ŚWIECIŁA. |
Jak wampir? |
Wampiry się snują, podsysają i nie odbijają się w lustrach. Ale nie ŚWIECĄ. A Witchma ŚWIECIŁA. Wydaje mi się, że po prostu musisz zaczekać na fotki... Tylko, czy uda Ci się to potem wyprzeć...
Ać tam, najwyżej zapiszesz się razem z nami na terapię grupową, ale nie jako "uczestnik zajść", tylko jako "ofiary w ludności cywilnej"
shenra - mam wrażenie, że nikt oprócz nas nie pamiętał... Co ten alkohol i jazda na worku robi z ludźmi...
Edit: muszę sobie jakąś trzeszczoczkę zamontować, bo żadne moje łóżko tak nie trzeszczy jak te jaćkonowe, a ja już się przyzwyczaiłem i nie mogę spać gdy wyrko nie wydaje z siebie odgłosów "łamania karku"...
shenra - 3 Stycznia 2011, 20:13
ilcattivo13, no najwyraźniej Relację masz boską, uśmiałyśmy się z nimfą. Jesteśmy za, a nawet przeciw.
ilcattivo13 - 3 Stycznia 2011, 20:17
a chronologia Wam pasuje, bo mam wrażenie, że mi coś umyka... Muszę się wyspać, bo na razie mam w głowie pustkę... A w tej pustce krążą Strin... A fuj! Błeeeeh...
Matrim - 3 Stycznia 2011, 20:19
ilcattivo13 napisał/a | mnie każdy posiłek przygotowany przez Panią Teresę i zaserwowany przez jej córki baaaardzo smakował |
Obrazek, jak z książki - karczmarka i karczmareczki
ilcattivo13 - 3 Stycznia 2011, 20:21
Matrim - prawie gadasz Wódeczki?
Edit: już dwadzieścia minut temu miałem iść spać...
Matrim - 3 Stycznia 2011, 20:22
ilcattivo13, nie, bo chory jestem
ilcattivo13 - 3 Stycznia 2011, 20:23
zaraziłem, zaraziłem Tra-lla-la-laa Mam wrażenie, że nie będziesz ostatni
|
|
|