Powrót z gwiazd - Koty, psy i inni pierzasto-futrzaści ulubieńcy.
ihan - 9 Czerwca 2012, 16:00
Obawiam się Godzilla, że sama zainteresowana i kilka osób z jej otoczenia i dalsi też, po poznaniu tej historii doszli do podobnego wniosku.
charande - 9 Czerwca 2012, 18:02
Cytat | W życiu nie tknę samotnego kociaka. Niech zdycha. |
Bo jest duże prawdopodobieństwo, że matka się tylko oddaliła i niedługo wróci?
Moja teściowa lata temu przygarnęła malusieńkie kocię piwniczne, ale zdaje się, że takie ewidentnie osierocone. Odkarmiła butelką, wyrosło na wielką czarną kocicę o niezbyt miłym charakterze
Co się tyczy przypadku pani - taak, a ciekawe, czy jakiś sąd zajmie się tym chłopaczkiem, co zakopał kota w mrowisku?
Martva - 9 Czerwca 2012, 18:27
ihan napisał/a | Sprawa kończy się w sądzie, |
Z czystej ciekawości - jaki paragraf, czyjaktosiętamnazywa?
Kai - 9 Czerwca 2012, 21:35
ihan napisał/a | Nie każdy ma czas i możliwości żeby się takimi kociakami zająć. |
A tak ciężko do najbliższej prozwierzowej organizacji zadzwonić?
Poza tym u nas weterynarze wszyscy bez wyjątku biorą pod opiekę takie stworzenia, leczą, odrobaczają i znajdują domy. No, ale my wiocha jesteśmy, nie metropolia.
ihan, akurat w Tarnowie działa organizacja "Zmieńmy Świat". Nie pamiętałam nazwy, googlanie zajęło mi 3 sekundy. Tak trudno?
charande napisał/a | a ciekawe, czy jakiś sąd zajmie się tym chłopaczkiem, co zakopał kota w mrowisku? |
Powiem Ci, co będzie, przyjdzie ktoś, popyta rodziców czy nie piją, potem dzieciak stanie przed sądem rodzinnym, który pogrozi mu paluszkiem, może dostanie kuratora na rok-dwa i tyle.
Godzilla - 9 Czerwca 2012, 21:44
Trzeba jeszcze coś wiedzieć o takich organizacjach. Nie wszyscy wiedzą. Kobieta chyba chciała maluchom pomóc, niezbyt wiedziała jak ma to zrobić. Dostała po tyłku tak, że się nie pozbiera przez wiele miesięcy. Jej paluszkiem nikt nie pogroził, przyładowali full zakres. Jak powiedział Dzejes, za głupotę. Dzieciak od mrowiska za okrucieństwo i bezduszność usłyszy "nu nu". Bardzo, bardzo ciekawe porównanie.
charande - 9 Czerwca 2012, 21:59
Cytat | Dzieciak od mrowiska za okrucieństwo i bezduszność usłyszy nu nu |
Może zareagują, jak za dwa lata zakopie młodszą koleżankę
Kai - 9 Czerwca 2012, 22:05
Godzilla napisał/a | Kobieta chyba chciała maluchom pomóc, niezbyt wiedziała jak ma to zrobić. | Ejże, czy wyniesienie poza "gniazdo" aby na pewno jest pomocą? Sama logika nakazuje, żeby zapewnić im bezpieczeństwo. Ale zgadzam się, że brak myślenia jest powszechny. Ciekawe, co chciała osiągnąć? Albo wynosi kotki tam, gdzie dostaną pomoc, albo niech nie rusza, dopóki się nie przekona, że matka nie żyje, albo coś. A wtedy jak wyżej.
charande napisał/a | Może zareagują, jak za dwa lata zakopie młodszą koleżankę | dostanie psychologa z NFZ
Godzilla - 9 Czerwca 2012, 22:12
W każdym razie ma nauczkę na całe życie. Kredyt, odsetki i te sprawy. O włos nie straciła pracy, ciekawe jak by wtedy grzywnę spłacała. I ciekawe, jakie kary spotykają złodziei, jakie są mandaty za wykroczenia drogowe, ile się płaci za niszczenie mienia publicznego, za rozbój itd. Jak by wypadło porównanie. Może już bardziej opłaca się coś ukraść?
Anonymous - 9 Czerwca 2012, 22:46
Godzilla napisał/a | W życiu nie tknę samotnego kociaka. Niech zdycha. |
Smutne to. Tym bardziej, że taka pomoc to naprawdę nie jest wielkie obciążenie. Kobietą z opowiastki to chyba nie tyle powodowała chęć pomocy, co pozbycia się kociaków z posesji. Ale kto to tam wie, przypominam, że historyjka jest "z drugich rąk", coś mi się wydaje, że mogła nabrać rumieńców w trakcie przekazywania więc nie ma co tak przeżywać.
Godzilla - 9 Czerwca 2012, 22:56
Dla kogo nie jest, dla tego nie jest. Ludzie różnie mają i sama tego doświadczyłam, że w pewnym momencie po prostu nie było można.
Anonymous - 9 Czerwca 2012, 23:07
Myślę, że wykonanie paru telefonów jednak nie jest strasznym obciążeniem, jeśli nie jest się w stanie zrobić nic innego. Wystarczy chcieć. Można też szukać stu pięćdziesięciu powodów, by tego nie robić. To właśnie jest smutne.
illianna - 10 Czerwca 2012, 07:05
Cytat | dostanie psychologa z NFZ
| chcesz o tym porozmawiać
ja wzięłam kociaka z podworca, ma już 11 lat, ale kolejnych już nie biorę, sąsiadki karmią i leczą te koty z podworca, a inne dzwonią do administracji i sanepidu
W piątek widziałam idące ruchliwą ulicą, ale po pasach, kaczkę i kaczuszki, zmierzały w stronę Rakowickiego cmentarza, był mały ruch, samochody stały i grzecznie czekały aż przejdą.
Kai - 10 Czerwca 2012, 07:13
Jeśli historia nabrała rumieńców, to raczej w stronę "jak niesprawiedliwie z nią postąpiono", a nie odwrotnie. A jak było naprawdę, raczej się nie dowiemy.
ihan - 10 Czerwca 2012, 09:46
Trudno mówić o "gnieździe" w przypadku kociaków plączących się dowolnie, a nie siedzących w jednym miejscu.
Nie wiem czy kobietka miała internet i mogła sobie wygooglać organizację, nie wiem. Nie wiem co wiele jest do ubarwiania we wsadzeniu do pudła i włożeniu im kocyka. Kilka lat temu w moim ogrodzie kotka miała gniazdo w trawie pod drzewem, pod gołym niebem, nie interweniowałam (zresztą co miałam niby zrobić, nie mieszkam tam), wszystkie przeżyły i po pewnym czasie sobie poszły.
I co do organizacji. Ratowaliśmy klacz ze źrebakiem, klacz niedożywiona (i co najśmieszniejsze, dowiedzieliśmy się o stanie klaczy dzięki zdjęciom na blogu różowych panienek, które robiły zdjęcia źrebaczka, a klacz przypadkowo weszła w kadr, zresztą panienki żadnego problemu w tym, że klacz ma skórę i kości nie widziały), weterynarz oceniał jej szanse na góra 4-5 dni jeśli zostanie w tych warunkach. Organizacje nie były zainteresowane. PZHK powiedział, że nic zrobić nie może, bo nie może wejść na prywatny teren, pracownice, które zrobiły gdzie indziej zdjęcia niedożywionych koni (w stylu tych arabów sprzed kilku lat z powrastanymi kantarami) przy okazji opisu do paszportów miały duże nieprzyjemności, bo właściciel miał dobrego prawnika. Klacz żyje teraz u nas, źrebak (no już nie źrebak, bo ma trzy lata) też bo koleżanka miała wystarczające jaja by zrobić awanturę, wynająć przewoźnika i nie przejmować sie pogróżkami gościa (właściciel za granicą) u którego koń był głodzony. Do dzisiaj konie u tego człowieka nie mają różowo, chodzą samopas nie wiązane i nie ogrodzone, zresztą w pobliżu schroniska dla psów, więc nie jest to jakaś tajemnica, droga krajowa też niedaleko. Facet kryje na czarno ogierami bez licencji. PZHK doskonale wie o sytuacji, gość bez problemu uczestniczy w zebraniach Związku. Ba, nawet jacyś "ułani" u niego jeżdżą, miasto, kupiło mu konia do zabawy, dla dorosłych facetów, którym się wydaje, że są żołnierzykami, miejscy oficjele go po plecach klepią. Fakt, odbieraliśmy konia te trzy lata temu, może teraz z nowymi przepisami by nam było łatwiej.
A w temacie, wczoraj w stajni, gdzie jesteśmy, zaczęła się prosić świnia, ta od knura wietnamskiego. Wyszłam jak było 12 młodych (niestety jeden nieżywy) i akcja trwała, więc nie wiem na jakiej liczbie się zakończyła .
Kai - 10 Czerwca 2012, 10:04
ihan napisał/a | Trudno mówić o gnieździe w przypadku kociaków plączących się dowolnie, a nie siedzących w jednym miejscu. | Zdziwiłabyś się. To, że się plączą, nie znaczy, że nie mają "punktu zbornego".
Cóż, widać konie warto ratować, a koty nie...
Agi - 10 Czerwca 2012, 10:05
Kai napisał/a | Cóż, widać konie warto ratować, a koty nie... |
Kai, przesadzasz. Co ma kobieta od kotów do ratowania koni w innym miejscu.
ihan - 10 Czerwca 2012, 10:23
Kai napisał/a | Cóż, widać konie warto ratować, a koty nie... |
Zdziwiłabyś się. Ale łatwiej ocenić nie mając pojęcia o rzeczywistości i poprawić sobie samopoczucie, nieprawdaż?
Kai - 10 Czerwca 2012, 10:23
Agi, niewiele, pewnie tylko nastawienie.
ihan napisał/a | Nie wiem co wiele jest do ubarwiania we wsadzeniu do pudła i włożeniu im kocyka. | I wyniesienie ich poza granice posesji (tak przypuszczam), dzięki czemu matka nie mogła ich znaleźć (koty wbrew pozorom mają dość kiepski węch). Może jeszcze na słońcu? Kocyk jest kociętom potrzebny jak sześć kilo kitu, im potrzebna jest matka.
ihan - 10 Czerwca 2012, 10:31
Ło jejku. Kai, nigdzie nie piszę, że kobietka postąpiła optymalnie. Nie wiedziała, zwyczajnie nie wiedziała co ma zrobić. Ty w swojej mądrości wiesz, że kocyk niepotrzebny, ona mogła nie wiedzieć. Może to nie było lato tylko jesień i wtedy jednak troszkę inaczej podchodzimy do sprawy kocyka? Nie ma sprawy, można zacząć akcję edukacyjną, uczyć dzieci w szkole, wpleść w jakieś seriale rodzinne. Ale, IMHO, karanie w takiej sytuacji trochę nie ma sensu i jest nieadekwatne do sytuacji. Rozumiem, przyjeżdża straż miejska, organizacja jakaś i po wysłuchaniu i poznaniu sytuacji poucza, kociaki zabiera (w międzyczasie mogła się znaleźć matka, ale kogóż to obchodzi). I może jakaś rada, co robić w takiej sytuacji? Od razu dzwonić? Po kilku tygodniach schroniska nie wyrobią. A może zwyczajnie najlepiej mnie reagować jednak.
EDIT: i wcale nie ratowanie koni było najważniejsze, bo jak wiadomo z koni to i tak najlepszy jest tatar. Tylko o to, że niekoniecznie zdanie się na różne organizacje i związki (bo jednak związek hodowców powinien reagować na takie przypadki) jest takie niezawodne.
Kai - 10 Czerwca 2012, 10:40
ihan, sama pisałaś i parę razy powtarzano, że to relacja z drugiej, jak nie z trzeciej ręki. Jeśli ktoś pomyśli, to taka kara jednak jest bardzo duża. Może tam było coś więcej? Może kocięta znalazły się na słońcu i umierały z pragnienia? Może chodziło o coś jeszcze?
Nie wiemy. Dlatego chyba lepiej takich przykładów nie przytaczać, bo jeśli się nie wie, jak było naprawdę, to można sobie gdybać do uśmiechniętej śmierci i nie znajdziemy rozwiązania. Rzecz w tym, że użalamy się nad jedną stroną, a nie wiadomo, co miałaby do powiedzenia (lub wymiauczenia) druga.
Nie ma to, jak przekazywać plotki i potem je roztrząsać. Tak się rodzą urban legends... Istne Radio Erewań.
ihan napisał/a | Nie wiedziała, zwyczajnie nie wiedziała co ma zrobić. |
No nie mów, nauczycielka nie wiedziała? To jak i czego ona dzieci uczy? Podstawowe informacje na temat zachowania w takim przypadku powinna mieć. I nie, nie wierzę w brak dostępu do internetu, książki telefonicznej, informacji na poczcie.
Ziemniak - 10 Czerwca 2012, 10:53
Kai napisał/a | No nie mów, nauczycielka nie wiedziała? To jak i czego ona dzieci uczy? |
Kai, weź nie osłabiaj ludzi. Według ciebie, każda nauczycielka ma być wykwalifikowanym opiekunem zwierząt? No bez jaj.
A jedynym efektem tej akcji będzie to, że nikt z okolicy nie tknie bezpańskiego zwierza, choćby mu zdychał na progu.
Anonymous - 10 Czerwca 2012, 11:16
Cytat | Kai, weź nie osłabiaj ludzi. Według ciebie, każda nauczycielka ma być wykwalifikowanym opiekunem zwierząt? No bez jaj.
A jedynym efektem tej akcji będzie to, że nikt z okolicy nie tknie bezpańskiego zwierza, choćby mu zdychał na progu. |
Ja się akurat z tym, co napisała Kai, zgadzam, nauczycielka powinna mieć jakie takie pojęcie, co robić w takiej sytuacji, w końcu i taką wiedzę się uczniom przekazuje. Minimum pomocy nie wymaga bycia "wykwalifikowaną opiekunką".
Poza tym nadal nie widzę w jej zachowaniu żadnych chęci niesienia pomocy więc nie wiem, dlaczego inni mieliby nie tykać bezpańskich zwierząt. Pomoc nie jest karalna. Zresztą to nadal jałowe gdybanie, bo historii nie znamy, przeinaczenia mogą dotyczyć wszystkiego, zaczynając od wysokości grzywny, tego, skąd się wzięły kociaki i mnóstwa innych faktów. Dla mnie całość jest mało wiarygodna.
Pomaganie bywa trudne, stresujące i obciążające, nie da się zaprzeczyć. Niedawno znaleźliśmy psa, wzięliśmy do domu i było ciężko, ale udało się, pies ma fajnych opiekunów. Z kotami jest łatwiej, zwłaszcza, jak ktoś ma kawałek miejsca w domu, koty są stosunkowo mało kłopotliwe i łatwiej im znaleźć dom.
Kai - 10 Czerwca 2012, 11:52
Ziemniak, rozumiem, że znasz tę historię z pierwszej ręki? Bo mnie tu śmierdzi wszystko. I tak, jak mówi Miria, wszystko to brzmi bardzo nieprawdopodobnie.
Miria napisał/a | Pomaganie bywa trudne, stresujące i obciążające, nie da się zaprzeczyć. |
Czasem wystarczy nie przeszkadzać. Akurat w Tarnowie (nawet nie wiadomo, gdzie ta straszliwa niesprawiedliwość miała miejsce), działa mój przyjaciel i dokładnie wiem, jakie mają procedury. 3000 nie dostaje się nawet za pobicie. Dopóki nie dostaniemy pełnych informacji, możemy sobie pogdybać, pokłócić się w wątku, a prawda i tak będzie "out there".
Ja bym się nie zniechęcała do pomocy zwierzakom tym jednym debilnym, bo niedoinformowanym i zapewne wyolbrzymionym przykładem. Trzeba oczywiście pomyśleć, czasem się skonsultować - tak jak ja z Miśką, która teraz jest bardzo zadowolona, są fora, są telefony, nie wierzę, że jeśli na onecie jest kilka tysięcy wpisów na byle temat, nie można skorzystać z internetu w lepszej sprawie.
ihan - 10 Czerwca 2012, 12:10
Spróbuję dotrzeć do poszkodowanej, bo to nie są aż tak dalekie "drugie ręce", i zobaczymy .
I wciąż nie wiem co zrobić w takiej sytuacji. Niekoniecznie musimy chcieć mieć bezpańskie młode koty na naszej posesji, bo potem okaże się, że są już "nasze" (i wtedy już umarł w butach) i co niby z kilkoma kociętami mamy robić? Nie każdy musi mieć ochotę zajmować się, wychowywać i posiadać koty, zwłaszcza jeśli nie mieszka na miejscu, bo któż miałby je karmić? To co, dzwonić do organizacji i żeby sobie wzięli matkę z młodymi? A jeśli nie będzie matki, czy możemy liczyć, że organizacja zajmie się małymi, jeśli są całkiem surowe przecież trzeba je karmić co kilka godzin. Jeszcze raz, co robić: dzwonić?
I szczerze, spodziewałabym się, że kotka jeśli nie "wywącha", to usłyszy młode, jak będą wrzeszczeć i znajdzie je w nowym miejscu, które nie jest oddalone o kilometry od miejsca porzucenia.
I jeszcze do pomagania, chwała za to tym, którzy to robią. Ale nie każdy ma czas, możliwości, a czasem ochotę.
Anonymous - 10 Czerwca 2012, 15:20
ihan, dzwonić i nie zrażać się - organizacje mają zazwyczaj pełne ręce roboty i bywają podejrzliwe (bo wiele osób wciska im koty urodzone przez ich domową kotkę na przykład), ale ostatecznie nie odmówią pomocy. Namiary można znaleźć w sieci, polecam forum miau i dogomanię, tam jest też sporo osób prywatnych pomagających zwierzakom. Ludzie ci tworzą sieć znajomości, dzięki temu nawet maleńkie kociaki mają szansę, bo albo znajdzie się karmiąca kotka, albo ktoś z czasem i doświadczeniem w odchowywaniu malców. Ja na miejscu tej kobitki poobserwowałabym najpierw sytuację, jeśli kociakom nie zagrażało bezpośrednie niebezpieczeństwo (a pewnie nie, skoro były na posesji), może kotka by wróciła, ale jest też spora szansa, że ktoś je podrzucił (nie wiemy nawet, jak małe były te kociaki). Można też podejść lub zadzwonić do weta, nawet jeśli bezpośrednio nie pomoże, to powinien dać namiary na najbliższą organizację czy choćby jakiś dom tymczasowy. Można też zadzwonić do Straży Miejskiej, każda gmina powinna mieć podpisaną umowę ze schroniskiem (choć w praktyce to nie wygląda tak różowo, niestety) i interweniować w przypadku bezdomnych psów (schronisko świetną opcją nie jest, ale czasem jedyną).
ihan napisał/a | I jeszcze do pomagania, chwała za to tym, którzy to robią. Ale nie każdy ma czas, możliwości, a czasem ochotę. |
To zrozumiałe, jeśli mówimy o zabraniu zwierzaka do siebie, odchowaniu i znalezieniu mu domu, ale żeby wykonać parę telefonów, to chyba tylko ochota jest potrzebna.
ihan - 10 Czerwca 2012, 17:33
Dzięki Mirio.
Uszczegółowione, czego się dowiedziałam. Sprawa była wczesną wiosną, chłodno, kocyk miał sens. Były 3 rozprawy, w sumie skończyło się na 1 tys PLN z kawałkiem na jakiś tam cel, ponad 2 tys dla prawnika.
Ze schroniskami też bywa ciężko, bo nie zawsze chcą przyjąć zwierzaki. I w zasadzie trudno się dziwić.
Gdyby to była moja bezpośrednia znajoma, nie byłoby problemu, wylądowałyby w stajni, jak kilka innych kotów, w tym cztery znalezione w worku w lesie jeszcze ślepe, które koleżanka wykarmiła i mieszkają u niej (tzn. mieszkają trzy, jeden umarł).
Kai - 10 Czerwca 2012, 17:34
Miria, to chyba jest teren Krzysztofa i fundacji Zmieńmy Świat. Fajnie by było, żeby choć dokładnie miejsce zdarzenia było znane. Zadzwonię do niego, i tak mamy sporo do nadrobienia. Ale muszę znać fakty.
Anonymous - 10 Czerwca 2012, 17:50
Kai, pojęcia nie mam, ja się orientuję raczej lokalnie tylko. Daj znać, jak coś się dowiesz.
Lynx - 10 Czerwca 2012, 23:17
Zima była, na śmietniku (kontenerze) postawiono karton z kociętami, na oko z dwóch miotów- były w różnym wieku, aczkolwiek różnica mogła wynosić max. 3-4 tygodnie. Jakoś się ludzie z osiedla dogadali i powybierali te kocięta. Niektóre trafiły na wieś, inne do domów. Dzieciarnia głównie wymiauczała u rodziców. J eden jakiś czas mieszkał i u nas- młoda przywlokła. Da się, jak są chęci.
dalambert - 11 Czerwca 2012, 10:20
Miria, & Co - własnie mamy okres lęgowy PTAKÓW - czy jest jakaś organizacja która by broniła ptactwo wszelakie, przed masowo i pour la chec mordującymi je , rozplenionymi do absurdu KOTAMI
|
|
|