To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - Czy są na świecie ładne wiedźmy?

Tomcich - 14 Lipca 2006, 20:07

Dobrze ci się kojarzy. :D Dęby należą do jednych z najdłużej żyjących drzew w Polsce, jednak najdłużej żyjącym drzewem w Polsce jest cis, rośnie na dolnym Śląsku i ma ponad 1200 lat. 8)
Anko - 14 Lipca 2006, 20:09

Pako:
Cytat
Zawsze z naprawdę długowiecznymi kojarzyłem dęby tylko :)

Ja słyszałam o sosnach (a może to o inne iglaki chodziło :?: :oops: ), które może nie wyglądają szczególnie okazale, ale żyją po 6 tys. lat. :wink: Znaleziono je bodajdże w Ameryce (Andach czy Kordylierach - pewnie na tyle wysoko, że nikt ich nie zdążył dotąd wykarczować :twisted: ).

Tomcich - 14 Lipca 2006, 20:14

Anko napisał/a
Ja słyszałam o sosnach (a może to o inne iglaki chodziło :?: :oops: ), które może nie wyglądają szczególnie okazale, ale żyją po 6 tys. lat. :wink:


I to jest prawda - Za najstarsze drzewo na świecie uważa się sosne ościstą o nazwie Matuzalem i ma już około 5 tys. lat, a rośnie sobie w USA. 8)

Wiedźma - 14 Lipca 2006, 21:36

Cytat
Kruk Siwy napisał/a
Tomcich, o to to. Ciekawa wypowiedź. Tekst pisałem dwadzieścia lat temu, ale takie wląsnie róźniste myśli biegały mi po szarych komórkach.

A może ktoś m inne refleksje?
I w ogóle, gdzie jest gospodyni?! Ja mogę nudzić w Jej wątku, ale to ona powinna tu sterować. Niniejszym udziela się upomnienia Wiedżmie... wiem, wiem to niebezpieczne, ale czasami trzeba.


No to przyleciałam i się naraziłeś :D Bo chcę Ci powiedzieć, że jestem naciagaczką :D Ludzie, a dokladnie mężczyźni sie mnie boja (i słusznie!) I jestem samotna oraz osamotniona :(

Dlaczego wiedźma zrezygnowała ze szcześcia?
Może chciała być kochana naprawdę, a wiedziała, że młodzieniec kochał jej powierzchowność, obraz stworzony przez nią? Może bała się pokazać mu prawdziwą siebie? Wiele zwykłych kobiet się tego boi, więc wiedźmy pewnie jeszcze bardziej. Może wiedźma wie, ze miłość można wywołać chemicznie? Wiedźma to "naukowiec", a naukowcy to wiedza :D

Tomcich - 14 Lipca 2006, 21:40

Ale Wiedźma wie chyba, że ukoronowaniem wiedzy jest właśnie miłość. :D
Wiedźma - 14 Lipca 2006, 21:41

Cytat
I to jest prawda - Za najstarsze drzewo na świecie uważa się sosne ościstą o nazwie Matuzalem i ma już około 5 tys. lat, a rośnie sobie w USA. 8)


Dokladnie :) Jest taki film "Życie prywatne roślin". Tam można zobaczyć tę sosne :) Po niej jest dopiero sekwoja.

Wiedźma - 14 Lipca 2006, 21:42

Cytat
Tomcich napisał/a
Ale Wiedźma wie chyba, że ukoronowaniem wiedzy jest właśnie miłość. :D


Ale może miłość do wiedzy? I koło się zamyka :D

Wiedźma - 14 Lipca 2006, 21:52

Cytat
Kruk Siwy napisał/a
Tomcich, o to to. Ciekawa wypowiedź. Tekst pisałem dwadzieścia lat temu, ale takie wląsnie róźniste myśli biegały mi po szarych komórkach.

A może ktoś m inne refleksje?
I w ogóle, gdzie jest gospodyni?! Ja mogę nudzić w Jej wątku, ale to ona powinna tu sterować. Niniejszym udziela się upomnienia Wiedżmie... wiem, wiem to niebezpieczne, ale czasami trzeba.


Staram się być prawdziwą wiedźmą Kruku :) I steruję tak, bys TY (i nikt) nie czuł się sterowany :twisted:

Tomcich - 14 Lipca 2006, 22:04

Cytat
Ale może miłość do wiedzy? I koło się zamyka


Miłość do wiedzy to nie to - pamiętaj:

"Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, byłbym miedzią dźwięczącą lub cymbałem brzmiącym.
I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże.

Kor 13, 1-3 (polecam jednak całość)
8)

Wiedźma - 14 Lipca 2006, 22:06

Pamiętam to doskonale :) W końcu jestem miłosniczką miłości :D
Wiedźma - 14 Lipca 2006, 22:08

Jak już tak trochę religijnie poroba mi sietaki aforyzm Balzaka "Miłość jest najpiękniejszą religią. Ktoś, kto kogos kocha odda mu wszystko bez modlitwy".
Tomcich - 14 Lipca 2006, 22:59

O widzę zmianę. Już nie anielska wiedźma czy wiedźmowaty anioł. :D
A co do aforyzmów to jest jeszcze coś takiego z Petrarki:
Kochaj i bądź kochanym, gdyż tylko na takich skrzydłach zwykły śmiertelnik może wzlecieć ku niebiosom. :D

Wiedźma - 14 Lipca 2006, 23:16

Tomcich napisał/a
O widzę zmianę. Już nie anielska wiedźma czy wiedźmowaty anioł. :D



To prawdziwe oblicze :D Ale nie bardziej niż w opisie Kruka :D W każdej chwili moge mieć inne :mrgreen:

Wiedźma - 14 Lipca 2006, 23:49

Do Warszawy się wybieram w środę, gdzieś do czwartku, piątku będę :) Podpatrzę, jak się rządzi :D Moze ktoś z forumowiczów i forumowiczek, z Warszawy nie boi sie spotkać z Wiedźmą? :D
Pako - 15 Lipca 2006, 09:06

Heh... to ty podróżujesz sobie :)
Ale nie podpatruj rządzenia... nic porządnego się nie nauczysz ;) Sama wiesz lepiej, wszak wiedząca jesteś ;)

Edit:
:oops: :oops: :oops:
Zgodnie z tym, co Fidel poniżej napisał, nie mogłem sobie tego orta nie poprawić :/ ale siara :P

Fidel-F2 - 15 Lipca 2006, 09:24

Pako lubisz się czepiać. Przyjrzyj się postowi powyżej trochę dokładniej. :mrgreen: :mrgreen:

EDIT: racja :mrgreen: :mrgreen:

Pako - 15 Lipca 2006, 09:43

Heh... staram się przynajmniej ;) czasem mi nie wychodzi, ale trzeba mi zwracać uwagę, wtedy się uczę :) Dzięks :)
Anonymous - 15 Lipca 2006, 10:16

Gwoli ścisłości, Fidel też orta walnął :mrgreen:
Pako - 15 Lipca 2006, 10:25

Też mi się wydawało, ale ten wyraz także mi sprawia trudności, to wydawało mi się, że jest dobrze :)
A teraz to się miria czepia :P

Anonymous - 15 Lipca 2006, 10:37

Zawsze do usług :twisted:
Fidel-F2 - 15 Lipca 2006, 10:51

thx
Pako - 15 Lipca 2006, 11:03

No to możemy wrócić do meritum, czyli do Wiedźmy samej :)
Który z pisarzy znanych i lubianych (tych obecnych na forum się znaczy :) ) ma pod ręką jakieś opowiadanie wiedźmowate, z wiedźmą w roli głównej lub epizodycznej? Ktoś pamięta jakąś ciekaą wiedźmę? Poszukujemy archetypu wiedźmy fantastycznej :)

Wiedźma - 16 Lipca 2006, 11:03

I wszyscy pisarze pouciekali :( No wyłączając Kruka Siwego :bravo
Pako - 16 Lipca 2006, 11:12

Inni pisarze chyba nie piszą o wiedźmach. A to dziwne, bo temat wdzięczny jest :)
Romek P. - 16 Lipca 2006, 11:27

Mogę wrzucić rozdział "Rycerza bezkonnego", w którym Fillegan zajmuje się pewna wiedźmą :P
Ale będzie tego kilka postów :D

Pako - 16 Lipca 2006, 11:37

;) a to może jakiś krótki opis tejże wiedźmy wrzuć, bo całego rozdziału chyba nie warto ;) No chyba, że podlinkujesz :)
Romek P. - 16 Lipca 2006, 11:43

Z „Rycerza bezkonnego”, Fillegan vs wiedźma, część 1:
I tak zastał go piątek pewnego dnia wczesnej jesieni.
Noc Fillegan spędził w laboratorium, bo od popołudnia nie tylko czytał księgi i rozmyślał nad nimi, ale za pomocą siarki oraz zasuszonego palca żebraka (zdobytego z niemałym trudem), próbował, jak nakazywał przepis, wytrącić z soku mandragory czystą esencję magiczną. W efekcie pracownia strasznie zaśmierdła, palec rozpuścił się do imentu – na dnie naczynia pozostały jedynie kościane drzazgi – sam zaś destylat, jeżeli nawet posiadał jakieś magiczne moce, to ich nie ujawniał ani pod wpływem zaklęć, ani imienia bożego (jak widać, wezwanego nadaremno), ani wreszcie pod wiązką grubych przekleństw miotanych przez ambitnego badacza, którego od tych siarczano-kościanych oparów strasznie rozbolała głowa. Z trudem dotarł do zapasowego łóżka pod ścianą swego laboratorium i zapadł w ciężki sen.
Zbudziło go nieznośne parcie na pęcherz. Akurat świtało. Fillegan nie trudził się poszukiwaniem naczynia w kącie czy pod łóżkiem, postanowił zażyć rzeźwiącego chłodu. W całym nagim majestacie ukazał się w oknie. Dom stał na uboczu, a okna jego pracowni wychodziły na ścianę lasu, tak więc nie obawiał się na tym pustkowiu podglądaczy ani publicznego zgorszenia.
Dokonał stosownych operacji, pogwizdując sobie z narastającą radością – i już miał włożyć koszulę w spodnie, kiedy nagle we framugę okna z przeraźliwym świstem wbiła się strzała! Fillegan dał rozpaczliwego nura w głąb pokoju, potrącając jakieś przedmioty, klnąc i kwicząc jak źle, czyli nie całkiem na śmierć zabite prosię. Przyczaił się za skrzynią z medykamentami. Czekał. Zabłąkane strzały rzadko wypadają z lasu ot tak, same z siebie. Na polu bitwy to co innego, ale tu, niemal w leśnej głuszy? Celując akurat w niewinnego, opróżniającego pęcherz zacnego rycerza? Był to więc zamach – zamach na jego życie, a nawet cześć i godność, bo gdyby strzała trafiła nie w drewno, tylko w czoło albo miejsce poniżej podkasanej koszuli, to nici z chwalebnego eposu, bo jak by go niby bard miał zakończyć: że Fillegan całe życie walczył dzielnie, ale poległ, oddając ziemi nadmiar wody z pęcherza?
Co gorsza, wciąż mogło się tak zdarzyć. Strzały to stworzenia rodem z haremu: cały kołczan podporządkowany jest swemu panu i władcy, łukowi. Zapewne więc wiele sióstr tej, która wciąż drgała nerwowo we framudze, tylko czekało, aż ofiara wychyli nos ze swej kryjówki.
Wreszcie, jakieś trzy utraty cierpliwości później, wymacał miecz i plącząc się w koszuli, chyłkiem i po cichu zaczął się skradać w stronę wyjścia z laboratorium.
– Już ja cię na foie gras przerobię! – mruczał pod nosem.
Nikogo jednak nie przerobił na siekankę, bo kiedy udało mu się cichutko otworzyć drzwi, a później pełznąc, czołgając się i skradając, dotarł wreszcie na miejsce naprzeciw swego okna, gdzie w wygniecionych krzakach znajdowało się stanowisko strzeleckie, nikogo tam nie znalazł. Żadnych śladów.
Chociaż... wciąż jeszcze kręcił się tu nikły zapach ziół, wysuszonych na powale i zmielonych. Inkwizycyjne części duszy Fillegana zaczęły kręcić stryczek i układać drewno na stos okolicznym medykom, ich pomocnikom oraz zielarzom.
Wreszcie uznał, że już nic więcej nie wskóra i ruszył z powrotem do domu.
Orri z Perdiganem akurat przyglądali się strzale tkwiącej we framudze. Widać zbudziły ich hałasy albo lubili rozmowy o świcie.
W pierwszej chwili rycerz chciał się wycofać, ale szelest krzaków zwrócił uwagę dziewczyny. Cóż było robić, przestał się ukrywać.
– Eksperymentowałeś? – spytała chłodno, gdy wylazł z zarośli.
Fillegan wzruszył ramionami, otrzepując się z liści i grudek ziemi.
– Co słowem wypuścisz, strzałą wróci, droga Orri – odparł. – Wracaj do domu, bo się zaziębisz – dodał z troską, podchodząc do obojga. Wciąż było chłodno.
O dziwo, posłuchała. Fillegan zajął się zaś narzędziem zbrodni, uwalniając je z framugi.
W swojej pracowni rycerz długo i w skupieniu przyglądał się strzale.
Była zatruta!
[…]
Rozłożywszy na stole mapę, Fillegan zaczął się zastanawiać, gdzie mieszka ów zagrażający mu zamachowiec.
Na rozwiniętym rulonie Beaufou prezentowało się bardziej imponująco niż w rzeczywistości. Z niezmierzonych przestworzy lasu wyrastała wielka wyspa domów i murów miejskich. Z oględzin mogłoby się wydawać, że świetnością równa się niemal z Florencją czy chociaż z niedaleką Tuluzą. Tymczasem miasteczko było niewielkie, mury zaś... istniały tylko w zamierzeniach. Mówiło się co prawda o potrzebie ich zbudowania, ale gdy pojawiała się kwestia, ile to będzie kosztować i kto sfinansuje budowę, rozmówcy natychmiast znajdowali sobie ciekawszy temat, dajmy na to dociekania, czy suczka burmistrza powiła osiem szczeniąt, czy sześć szczeniąt i dwa prosiaki, jak głosiła plotka.
Imponująca czy nie, do odnalezienia zamachowca mapa wystarczała w zupełności. Jak tylko Oort podeśle walec, rycerz zamierzał dokonać magicznego rzutu.
Spoglądając na grafikę, zaczął marzyć. Ech, gdyby tak mieć taki pergaminoskop, którym by można lepiej niż nieuzbrojonym okiem przyjrzeć się mapie. Albo taki, dajmy na to, pergaminograf, za pomocą którego można by ją skopiować... na przykład w tysiącu sztuk. Tylko, westchnął, skąd wziąć te stada zwierzaków, co to by je trzeba na ten cel przeznaczyć... i ze smutkiem odrzucił to szaleństwo.
Tymczasem jakoś pod wieczór chłopak od kowala przyniósł zamówiony przyrząd. Fillegan zamknął się w pracowni, w czterech narożnikach stołu postawił zapalone świece, rozprostowany rulon mapy położył na blacie i wziął do ręki walec. Zważył go w dłoni...
Ostre płomyki świec tworzyły przestrzeń. Na razie była to tylko zwykła projekcja w umyśle – linie pomiędzy ognikami przebiegały w wyobraźni maga-wizjonera.
– Mercatorus geographus equus buum – zaczął wymawiać zaklęcie. – Unus cilometres kvadratoves est! Yiachoo bum buum!
Pomiędzy świecami pojawiły się ogniste linie zagarniające przestrzeń stołu, obrębiające mapę żywym magicznym ogniem.
– Fireum cum buum! – syknął Fillegan i rzucił ciężar na mapę.
Po czym, ujrzawszy efekt czaru, dosadnie zaklął.
W swej księdze Mercatorus wyraźnie twierdził, że żelazny walec ma pionowo stanąć w tym miejscu, gdzie znajduje się poszukiwany obiekt. I walec to właśnie uczynił. Ba! można by rzec, iż stanął z impetem należnym magicznym przyrządom, strącając jedną ze świec...
Tyle że walec wybrał sobie miejsce poza grafiką miasta, na porośniętych lasem terenach go otaczających! Tkwił na zboczu pagórka, który wedle mapy nosił nazwę Lisiej Góry.
– Psiakrew! – wściekał się Fillegan, mamrocząc w duchu przekleństwa pod adresem nieprecyzyjnego Mercatorusa.
Westchnął ciężko – trzeba będzie powtórzyć ceremoniał.
Jednak ku jego najwyższemu zdumieniu, walec za każdym razem lądował w tym samym miejscu. Po czwartej próbie rycerz zrezygnował, klnąc plugawie. Gdyby go ktoś słyszał i doniósł Trybunałowi, rycerz za same słowa i obelgi dostałby karę trzykrotnego stosu.
Wreszcie, zniechęcony do magii, nauki oraz ogólnie całego świata, poszedł spać.
* * *

Romek P. - 16 Lipca 2006, 11:44

Z „Rycerza bezkonnego”, Fillegan vs wiedźma, część 2:
Obudził się jakoś nocą. Nie, nic nie śpiewało, nie gryzło, nie podchodził go żaden duch... To w głowie zakołatała mu niespokojna myśl. Przekręcił się na bok, odrzuciwszy ją jako idiotyczną. Ale nie mógł ponownie zasnąć. Wstał i popatrzył na księżyc. Noc była chłodna, a zapowiadał się też zimny ranek.
I gdy tak stał w oknie – oświeciło go: a jeżeli magiczna formuła powiedziała mu prawdę i napastnik wcale nie mieszkał w mieście?!
* * *
– A dokąd się wybierasz, panie nasz i władco?
Pytanie wcale nie zawisło w próżni. Orri zadała je zza pleców rycerza tyleż znienacka, co z całkowitą pewnością, że ten będzie musiał zareagować. Jak każdy, kto został przyłapany na gorącym uczynku wykradania się cichaczem, bez powiadomienia kogokolwiek z kompanii.
Tak więc, przydybany znienacka, odwrócił się i poprawił ciężką torbę przewieszoną przez ramię. Rozglądnął się, niby to sprawdzając, czy okolica nadal tak piękna jak przedtem. No i dom stał, liście wciąż zaścielały ogród i ścieżki grubiejącą jesienną kołdrą, a Orri stała bez ruchu na stopniu schodów wiodących do wnętrza ich wspólnego domostwa, z tym samym niby to ironicznym, a może jednak pełnym zaniepokojenia uśmiechem na wargach.
– Wybieram się na ryby – odparł rycerz, krzywiąc się w okrutnym wyrazie. – Idę zapolować na drapieżną i groźną rybkę, kochana Orri.
Dziewczyna nie wydawała się zaskoczona. Sennym ruchem przesunęła dłonią po włosach.
– Idę zapolować – powtórzył. – Gdyby ktoś pytał, znajdzie mnie nad rzeką, rozumiesz?
Skinęła głową.
– Dobrze, będziesz nad rzeką.
Rycerz odwrócił się i z wolna zagłębił w ścianie lasu.
Orri patrzyła, jak niknie pomiędzy drzewami. Szedł w stronę, gdzie na kilka mil naprzód nie było żadnej rzeki, nawet najmniejszej strugi. Jedyny strumień ciurkał po przeciwnej stronie miasteczka.
Szybkim krokiem zmierzał w stronę Lisiej Góry.
* * *
Strużka dymu była tak dyskretna, że gdyby specjalnie jej nie poszukiwał, na pewno by ją przeoczył. Wylot komina znajdował się tuż przy pniu solidnego dębu, rosnącego na zboczu od wschodniej, przeciwnej do miasteczka strony Lisiej Góry. Szerokie na dwa palce ujście wychodziło na głęboką szczerbę w pniu drzewa, przez co dym wspinał się we wgłębieniu, praktycznie niewidoczny dla obserwatora, biegł ku koronie i tam rozpraszał się niepostrzeżenie. Fillegan z uznaniem pokiwał głową, po czym tuż przy wylocie położył niewielką paczuszkę. Rozglądnął się, sprawdził, czy teren nadal jest czysty, po czym szybkim ruchem wcisnął zawiniątko w głąb komina. Sam zaś pędem rzucił się do wyjścia z ziemianki, ładnych kilkadziesiąt kroków w bok. Dobiegłszy, wrzucił do środka drugą paczuszkę, padł na ziemię i zaczął gwałtownie przełykać ślinę...
Zakwiczało i zahuczało. Wzdęło się. Zadudniło. Westchnęło.
Dwa drzewa zwaliły się z hukiem, staczając wzdłuż zbocza.
Z ziemianki nikt nie wyszedł.
Rycerz poczekał, aż opadnie kurz i strącone jesienne liście, nim poszedł sprawdzić rezultaty akcji odwetowej.
* * *
Do domu wrócił przed zachodem słońca. Upaprany ziemią, ale wesół jak pliszka.
Orri wypatrzyła go z okna.
– I jak tam łowy? – spytała, obrzucając spojrzeniem jego ubiór.
Uśmiechnął się szeroko i pokazał wypchaną torbę, którą miał przewieszoną przez ramię.
– Będzie trofeum.
Dziewczyna skinęła z uznaniem głową.
– To te ryby, tak?
Rycerz potwierdził z zadowoleniem. Jego spojrzenie zdawało się mówić całemu światu: Wygrałem. To ja jestem myśliwym.
– Właśnie tak, Orri. Rybie uszy, właśnie tak.
Dziewczyna skrzywiła usta w okrutnym uśmiechu. W jej zmrużonych oczach pojawiły się ogniki zgoła niechrześcijańskiej satysfakcji.
– To już nam te ryby nie będą przeszkadzać, jak myślę? Nikomu z nas?
Fillegan rozluźnił się, przeciągnął z westchnieniem.
– Na pewno nie. Za to mogę ci ręczyć własnym gardłem.
Nikt nie zdoła zrobić krzywdy tak zacnej kompanii – pomyślał, wędrując do swego laboratorium. Był rad, że Orri ma chyba podobne zdanie.
* * *
W swojej pracowni położył kilka wykopanych z gruzowiska pęków rzadkich ziół.
Ażebyś się w piekle smażyła, stara czarownico, pomyślał mściwie. Chciałaś zwalczyć konkurencję? To proszę. A swoją drogą, że też się nikt nie wydał, że taka tutaj lokalna specyfika...

Pako - 16 Lipca 2006, 12:10

Hmm.. jakoś tej wiedźmy tu widać nie było, tylko tyle, że konkurencję chciała wykosić niezbyt fair metodami ;)
Cytat
źle, czyli nie całkiem na śmierć zabite prosię

A to jest calkiem fajne :D

Kruk Siwy - 17 Lipca 2006, 08:11

Czy ja jeszcze nie wytrzeźwiałem po wczorajszym?! Romek, gdzie ta obiecana wiedźma?


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group