Powrót z gwiazd - Koty, psy i inni pierzasto-futrzaści ulubieńcy.
fealoce - 4 Stycznia 2012, 22:10
Mój kot miał zwyczaj kłaść się centralnie na klatce piersiowej delikwenta...a że ważył tak ok 10 kg więc czułam się wtedy jak Bajdała przygnieciony przez Dusiołka
Lynx - 4 Stycznia 2012, 22:42
Fidel-F2, kota?
Fidel-F2 - 4 Stycznia 2012, 22:58
jak przeszkadza i nie rozumie
Witchma - 5 Stycznia 2012, 09:20
A co w tym przeszkadzającego...? To urocze
Fidel-F2 - 5 Stycznia 2012, 09:22
być może ale Żelazny napisał 'niestety' i pyta o radę jak sobie z tym poradzić
Witchma - 5 Stycznia 2012, 09:31
Zmyliła mnie zielona buźka w jego poście...
Fidel-F2 - 5 Stycznia 2012, 09:53
you've got me
... chociaż ..., nie niepokoją Cię żółte buźki?
Witchma - 5 Stycznia 2012, 10:21
Zinterpretowałam żółtą jako wyraz swego rodzaju rezygnacji i ostatecznego pogodzenia się z losem. Należy również zwrócić szczególną uwagę na jakże znaczące zdrobnienie "podusia", a także wyjątkowo pieszczotliwe określenie "cwaniara". Myślę, że osoba sfrustrowana/oburzona/pałająca nienawiścią zdecydowałaby się raczej na sformułowania takie jak: "włazi na moją pościel!", "sierściuch przebrzydły" lub "zapchlona taka jej ...". Naturalnie mogę się mylić, są to tylko moje domysły, a prawdziwe intencje autora poznamy tylko jeśli sam zechce nam je zdradzić.
Kruk Siwy - 5 Stycznia 2012, 10:25
Witchma napisał/a | włazi na moją pościel!, sierściuch przebrzydły lub zapchlona taka jej .... | nareszcie Witchma, mówi do sensu o sierściuchach. No!
Fidel-F2 - 5 Stycznia 2012, 10:35
Określenie 'podusia' może być wyrazem specyficznej fiksacji lub echem z dzieciństwa gdy najistotniejsze potrzeby emocjonalne zaspokajała właśnie 'podusia' (z braku misia czy co tam). Żółte buźki mogą sugerować próbę obrony cennych wartości przed brutalną ingerencją z zewnątrz.
Rezygnacja i ostateczne pogodzenie się z losem nie pasuje do pozytywnych aspektów naszego życia (w takiej sytuacji raczej pojawia się 'przyjmowanie z radością', itp). Owe poddanie się w połączeniu z pieszczotliwymi określeniami może wskazywać na specyficzną formę syndromu sztokholmskiego.
Agi - 5 Stycznia 2012, 10:40
Fidel-F2, daruj sobie psychoanalizę Żelaznego, bo znowu wybuchnie awantura.
Żelazny - 5 Stycznia 2012, 17:14
Agi napisał/a | Fidel-F2, daruj sobie psychoanalizę Żelaznego, bo znowu wybuchnie awantura. |
Spokojnie - nie ma takiej opcji - już nie ma (w tym miejscu miała być buźka ale w świetle powyższej dyskusji...)
Kai - 5 Stycznia 2012, 20:40
Żelazny, miziać, miziać, miziać, do zamruczenia W sumie u mnie działa, bo 2.15 - 30 kota ewakuuje się do mnie na ostrym mruczeniu, ugniata, wie, który kawałek pościeli jej przynależy i tam się rozwala, ale żąda głaskania przez co najmniej 5 minut, po czym ja się wybudzam, miziam nieco dłużej, zasypiamy i o 5.20 powtórka z rozrywki. W sumie przesypiam całą noc, z przerwami na fizjologię, kota zadowolona, czyli wszystko ok.
Matrim - 5 Stycznia 2012, 22:16
Ale Wy dziwni jesteście Ja swoje koty o północy wywalam na dwór i wszyscy mamy spokój. W nocy mi nic bezszelestnego nie przeszkadza, a w dzień koty wyglądają i zachowują się jak rozgotowane spaghetti - jak się je podnosi to z każdej strony zwisają. Na dodatek cały dzień śpią, bo im się rozrabiać nie chce. Win-win
Fidel-F2 - 5 Stycznia 2012, 22:23
Matrim, +1
Żelazny - 6 Stycznia 2012, 19:28
Matrim napisał/a | Ale Wy dziwni jesteście Ja swoje koty o północy wywalam na dwór i wszyscy mamy spokój. W nocy mi nic bezszelestnego nie przeszkadza, a w dzień koty wyglądają i zachowują się jak rozgotowane spaghetti - jak się je podnosi to z każdej strony zwisają. Na dodatek cały dzień śpią, bo im się rozrabiać nie chce. Win-win |
Matrim - wywaliłbyś na noc kota z domu z mieszkania w bloku w mieście?
Godzilla - 6 Stycznia 2012, 19:30
A zwłaszcza w taką jak dzisiaj, brrr. Co innego jak jest domek i uchylone okienko do piwnicy. Zawsze się futrzak gdzieś przechowa.
Fidel-F2 - 6 Stycznia 2012, 19:39
dlatego mówię, łańcuch i buda
Żelazny - 6 Stycznia 2012, 19:53
Godzilla - dokładnie - w mieście w nocy gania też sporo psów i lisów. Koty nie mają raczej zbyt dużych szans. Poza tym samochody. Co innego jeżeli jest własne ogrodzone podwórko.
Lynx - 6 Stycznia 2012, 19:58
Moje psiaki
Uploaded with ImageShack.us
Witchma - 6 Stycznia 2012, 20:09
Lynx, znaczy się w tle pies, a na pierwszym planie pies, który udowadnia, że psi wygląd może być bardzo mylący Pomiziaj Omiego za uszkiem (a nuż zacznie mruczeć ).
Lis Rudy - 6 Stycznia 2012, 20:55
Lynx, to ja już wiem dlaczego Twoje koty wychowali psy.
Cherlawe jakieś one. Musi śledzie im nie służą
edit. A tak moje boksio bawi się piłeczką na plaży w Łebie: http://imageshack.us/clip/my-videos/20/rwn.mp4/
Matrim - 6 Stycznia 2012, 23:06
Żelazny napisał/a | Matrim - wywaliłbyś na noc kota z domu z mieszkania w bloku w mieście? |
Fakt. Ale mieszkając w bloku, w mieście nie brałbym kota do siebie. Pies to inna sprawa, łeb ma pracujący, żyje, żeby wypełniać polecenia, trzy razy dziennie wyjdzie na spacer, jak go zawołasz to przyjdzie. Z niezależnym kotem czułbym się, jakbym trzymał w domu więźnia. Rybki lubią być w zamknięciu, ale kocia natura domaga się wolności, biegania po drzewach i polowania na stworzenia duże i małe. Taki jest mój pogląd. Nie krytykuję ludzi, którzy mieszkają z kotami w blokach, ale to już jest odpowiedzialność właściciela. Ja bym tak nie potrafił.
Godzilla - 7 Stycznia 2012, 10:26
Czasem jednak w ten sposób ratujesz kotu życie. Ja wszystkie cztery sztuki, jakie w życiu miałam znalazłam na ulicy - ja sama albo moi rodzice. Byłoby więcej takich znajd, gdyby nie alergia brata.
ihan - 7 Stycznia 2012, 11:36
Osobiście pewnie bałabym się wypuścić kota w mieście. Ale dwie osoby z mojej klatki wypuszczają swoje koty. Blok przy ruchliwej ulicy, ale zaraz przy bramie przejazd dla samochodów na podwórko. Oba koty wychodzą już kilka lat, żaden nie wpadł pod samochód. Jak się znudzą, koczują pod bramą, albo wracają na zawołanie. Jeden czeka przy windzie, żeby go zawieźć do domu, bo mu łap szkoda.
Ziemniak - 7 Stycznia 2012, 12:46
Jak mieszkałem jeszcze w kamienicy na parterze, miałem kilka kotów, w porywach do czterech na tyłach kamienicy był cały rząd podwórek, więc koty miały gdzie hasać, wychodziły sobie przez lufcik i wracały kiedy chciały. Czasami nie wracały, albo wracały np. po pół roku. W bloku to raczej kanapowiec, którego nie ciągnie na wycieczki.
Godzilla - 7 Stycznia 2012, 12:53
Moja kićka wychodzi sobie na balkon, a stamtąd potrafi zeskoczyć na ziemię, połazić i wrócić jak jej się znudzi. Ale ja nisko mieszkam, to dla niej żadna sztuka. Pilnuję, żeby pod moją nieobecność nie pozostawała poza domem. Za to jest na podwórku kocur, syjamek, który nieraz włóczy się godzinami po osiedlu. Widziałam go już z myszą w zębach, raz gołębia złapał. Przychodzi do nas przez balkon, jest bardzo grzeczny, podje sobie, pośpi w ciepłym kącie, a potem wraca do siebie. Niewykluczone, że właścicielka wypuszcza go rano, a potem los szczęścia - jeżeli kocisko zdąży wrócić zanim pani wyjdzie do pracy, siedzi w domu, jak nie, szwenda się po dworze. U mnie go krzywda nie spotka w każdym razie. Nie mamy na szczęście pod nosem ruchliwej ulicy, tylko osiedlowe ścieżki.
Tomcich - 7 Stycznia 2012, 22:03
Niektóre koty, i to wcale nie kanapowe tylko wychowane od dzieciństwa w mieszkaniu, nie znają świata zewnętrznego i specjalnie za nim nie tęsknią. Wystarcza im popatrzenie przez okno lub wyjście na balkon. Sąsiadka miała kotkę, która raz wyszła na klatkę schodową, pomyliła mieszkania i weszła do sąsiadów piętro niżej. Gdy sąsiadka poszła po nią na dół, kotka wielce obrażona skryła się w szafie i przez następny dzień nie wychodziła z niej. No i od tej pory nie ciągną jej szerokie przestrzenie.
Może i jest to rodzaj klatki z bajki Krasickiego, ale im to odpowiada.
Pucek - 7 Stycznia 2012, 22:41
Spotkałam dziś na psacerze sąsiadów z kotem ( rasowa norweżka, cudo). Fajnie to wyglądało - Moniek merdający ogonem z nosem w kratce drzwiczek i kotka wewnątrz obwąchująca nochal Mońka. Szczerze zaciekawiona.
czterdziescidwa - 8 Stycznia 2012, 02:41
Kot był na spacerze wewnątrz KLATKI? Aż mi się przypomniały spacery papugi z CK Dezerterzy
|
|
|