Blogowanie na ekranie - Polowanie na Wąpierza
illianna - 2 Czerwca 2012, 10:13
Kai napisał/a | Teraz myślę, czy go jednak nie odświnkować, bo nie chorował | koniecznie, bo jak zachoruje jako dorosły może stać się bezpłodny, a przy okazji to jest skojarzone z odrą i różyczką, odra też jest groźna. S szczepił się w dorosłości na te trzy po tym jak przechorował ospę w wieku 28 lat.
A świerzb często łapie się z ubrań, pościeli, krzeseł z obiciem itp. osób zarażonych, jak już jedna osoba złapie choruje cała familia, a ponieważ lekarze sobie o świerzbie zapomnieli i na silę diagnozują alergię, często trawa zanim ktoś się zorientuje. Można złapać świerzb w hotelu na przykład.
Kai - 2 Czerwca 2012, 10:16
Różyczkę miał, przeciwko odrze był szczepiony, ale porozmawiam. No cóż, teraz jest dorosły, nie mogę złapać za wełnę i zaciągnąć
Kasiek - 3 Czerwca 2012, 16:21
O różnych pomyślimy, ale na razie powoli, bo wszystko niestety kosztuje, a nasze pensje... I niby L4 ciążowe i zasiłek macierzyński to 100% pensji, a i tak tracę około 300 zł na miesiąc, bo wyliczają średnią z roku, potem coś tam jeszcze kombinują...
O pneumo pomyślimy jak mały będzie szedł do żłobka, na razie dominuje opcja dom+babcia (jedna lub druga) bo urodził się tak, że już nie dało się papierów do żłobka złożyć :/
Jutro powinny przyjść z dawna oczekiwane tkaniny. Zaczynam kombinować, co z nich uszyć.
I szukam wykroju na kopertową bluzkę, albo jakąś rozpinaną z przodu, bo nie mam w zasadzie w czym karmić. Za to znalazłam w odmętach szafy ze dwie spódnice, w które bez problemu się mieszczę. Alleluja Kiedyś MilleniumFalcon powiedziała, że własna szafa to najlepszy odzieżowy sklep i chyba się z nią zaczynam zgadzać w całej rozciągłości
Kai - 3 Czerwca 2012, 16:44
Żłobek to konieczność, jeśli możesz uniknąć, to unikaj. Co innego przedszkole, tu już socjalizują, trochę wychowują, aczkolwiek mojego bezcukrowego do cukru nauczyli, bu!
Kasiek - 3 Czerwca 2012, 20:33
Jeśli mama Marcina znajdzie pracę, to nie będzie innej możliwości (chyba że moja mama, ale to bardziej ostateczność niż złobek), bo ona mu da czekoladę zaraz jak tylko wyjdę z domu. I będzie dopajać nie wiadomo czym, soczkami i herbatkami... Ona już go wozi w spacerówce po domu (pożyczyła od cioci po jej wnuku), fakt, że w prawie rozłożonej na płasko, ale prawie... dlatego od wczoraj nie pozwalam jej zabierać małego na dół nawet na chwilę.
W zasadzie żłobki to teraz jak miniprzedszkola są, to już nie to co kiedyś na szczęście...
ilcattivo13 - 4 Czerwca 2012, 15:31
Kai napisał/a | Co innego przedszkole, tu już socjalizują, trochę wychowują, aczkolwiek mojego bezcukrowego do cukru nauczyli, bu! | cukier krzepi A poza tym, pewnie z 99% przedszkolaków powie Ci, że najlepsze żarcie to serwowany w przedszkolu makaron z cukrem
Kai - 4 Czerwca 2012, 20:17
ilcattivo13, ale nie przyuczając do cukru masz święty i boski spokój z kapryszeniem. Mój od zawsze był maniakiem żółtego sera i mleka. Cukier w napojach i jedzeniu poznał w wieku 5 lat i naprawdę wcześniejszego kontaktu z nim nie miał - poza słodyczami typu czekoladki, ale NIE w normalnym jedzeniu. A potem nadal słodycze mogły leżeć - żółty ser i jajka na twardo nie
ilcattivo13 - 4 Czerwca 2012, 23:52
To z cukrem, to znam z autopsji. Moi bracia Francmani słodycze dostawać zaczęli dopiero wtedy, kiedy zaczęli trenować tenis. I dziś mogą godzinami siedzieć przy jednym stole z miską mini-snickersów i żaden nie zniknie (znaczy, mini-snickers, a nie brat). Tak samo mieli z tv - który stał w takiej specjalnej "komodzie" z drzwiczkami i włączany był tylko od święta, albo kiedy akurat ja u nich przebywałem (czyli w sumie, też od święta). I teraz młodzi w ogóle tv nie oglądają (przynajmniej nie mają glizd w głowach)
A żółty ser... Mmmmmm... Wiesz, jak miałem te 20 - 21 lat, to miałem na brzuchu "kaloryfer". Ino co później miłość do żółtego sera okazała się być nieco... hmmm... "brzemienna" w skutkach
Kai - 5 Czerwca 2012, 09:06
ilcattivo13, jeśli przez 3-4 dni w tygodniu wyciskasz po 20 kilo na każdym ramieniu plus laptop na szyi i z tym lecisz z buta na próbę, to wybiega.
Z telewizją było podobnie - chcesz, obejrzyj, ale są ciekawsze zabawy. Żadnych obowiązkowych wieczornych bajek - raczej obowiązkowa wieczorna muzyka, tylko wybrane filmy - i telewizja skończyła się w ogóle w 7-8 roku życia, gdzie wyłaził ze swojej nory już tylko na dźwięk Williamsa. Kino, owszem. Wideo - bardzo rzadko.
Teraz słodycze to ostateczność. Dopóki w lodówce jest sałatka jarzynowa i żółty ser, słodkie może leżeć.
Kasiek - 5 Czerwca 2012, 13:08
Tego słodkiego w wydaniu mojej mamy się boję. Bo wiecie, jak tu nie dać wnuczkowi czekolady, do dziecka się idzie ze słodyczami (a potem rodzice próbują jakoś sprzątnąć te czekoladki z linii wzroku trzylatka, który chce a nie może)... Może powiem, że jest uczulony na czekoladę?
Godzilla - 5 Czerwca 2012, 13:09
Ewentualnie ma zaparcia. Do trzeciego roku życia zresztą czekolada jest chyba wyłączona jako silny alergen. Tylko czy mama zrozumie z tą alergią?
Kai - 5 Czerwca 2012, 14:41
Mów tak, jak jest - ja się nie kryłam z tym, że nie chcę przyzwyczajać dziecka do słodyczy. Chcesz mu coś kupić, proszę, za te same pieniądze jakąś maskotkę, samochodzik, książeczkę, a najlepiej nic, żeby się nie nauczył oczekiwać hołdów od gości.
corpse bride - 5 Czerwca 2012, 15:40
Hm, właśnie - mi się zawsze dobrze kojarzyły odwiedziny innych dorosłych (niestety, rzadkie, bo rodzina mieszkała daleko, a rodzice nie mieli znajomych), bo zawsze coś nam przynosili. Do tej pory przynoszą
Kai - 5 Czerwca 2012, 16:07
corpse bride, mój był nieprzekupny, jeśli kogoś nie polubił, to zwiewał gdzie pieprz rośnie (kiedy był starszy), albo ryczał (kiedy był mały).
corpse bride napisał/a | Do tej pory przynoszą |
E, no, kwiatki dla pani domu, czy tam coś, to całkiem co innego. Nie ryzykujesz, że za tydzień usłyszysz "Ciocia, a co masz dla mnie?".
illianna - 5 Czerwca 2012, 18:54
hym, a ja mojemu niczego nie wmuszam i niczego nie zabraniam no i cóż, czekolady on po prostu nie lubi, nawet jak weźmie to liźnie i odkłada, innych słodyczy też nie bardzo, lubi ciasteczka mleczne, bułki drożdżowe, owoce zwłaszcza arbuzy, jabłka, banany, poziomki, to ze słodkich rzeczy, a poza tym makaron, ryż pasjami, świeże pieczywko, mięso, chińszczyznę, w tym ramen i ryż z octem ryżowym, oraz makaron z warzywami, sosy pomidorowe, rosół, pomidorowa, zupy warzywne, ser żółty, no i hit wszech czasów jajka na miękko, po czekoladzie alergii nie stwierdzono, takoż po orzechach laskowych i włoskich, a nawet po zwykłym mleku, nie mówiąc o tym że jadł już kotlety i kapustę, a także bigos, a nawet ogórki kiszone i nic żadnych bóli, niestrawności. Ja wychodzę z założenia, że dziecko jak je to, co mu smakuje krzywdy sobie nie zrobi i to się rewelacyjnie u nas sprawdza. A najlepsze jest w tym to, że ja się obżeram czekoladą a on nawet nie chce mi jej zabrać.
Kai - 5 Czerwca 2012, 21:34
illianna, jasne, ale jak od najmłodszych lat jedynym sposobem na zwiększenie zjadliwości posiłków jest ich dosładzanie, to ja przepraszam. Napoje w ogóle poza kompotem nie wymagają cukru, słodycze są opcjonalne. Walczyłam przez całą podstawówkę z tatusiowym nawykiem wtykania dziecku pączka po przyjściu ze szkoły - w końcu dzieciak poszedł na stołówkę, efekt jest taki, że wybierze kanapki, gyros, kebab, a nie słodkie.
illianna napisał/a | dziecko jak je to, co mu smakuje krzywdy sobie nie zrobi i to się rewelacyjnie u nas sprawdza |
illianna, ok, ale do czasu. W pewnym momencie ten instynkt zanika, pojawia się owczy pęd. Zwróć na to uwagę, póki Młody jest malutki, masz na to wpływ i to jest moment, żeby pewne nawyki utrwalić. Wszystkie inne są później tylko nałożone, łatwo się ich pozbyć. Twój jest jeszcze malutki, masz na niego wpływ, to się kończy w przedszkolu i podstawówce. Musialam kłamać, że ma podejrzenie cukrzycy, żeby nie musiał pić tej ohydnej słodkiej brei zwanej herbatą.
illianna - 5 Czerwca 2012, 22:46
Kai, ja nie jestem wcale za dosładzaniem, ale za urozmaiceniem, wszytko jest potrzebne w rozsądnej ilości, cukier też, w sensie cukry, ja jak jem więcej makaronu, jem mniej słodyczy, równowaga, jak dzieci jedzą dużo makaronu, ryżu, owoców, warzyw, to mają mniejszą potrzebę słodkiego. Uważam natomiast, że jak się dziecku czegoś nie daje, to ono tego właśnie najbardziej chce na zasadzie przekory i pokusy, no chyba że się samemu tego nie je w ogóle, to wtedy ok. Ja i tak mam problem, bo piję kawę i mały też chce, a przecież mu nie dam, muszę strasznie pilnować kubka, raz cały się oblał taką zimną kawą. A skoro się styka ze słodkim i traktuje je samoczynnie tak jak wszystko, czyli czasem trochę, a nie że tylko to, to zanim pójdzie do przedszkola na pewno mu się utrwali taka zdrowa postawa i dzięki temu to nie będzie jakaś nowinka zabroniona przez mamusię, tylko coś zwyczajnego. A jeśli chodzi o napoje, to też woli kwaśniejsze niż słodsze. Myślę, że małe dzieci często wybierają słodycze, bo potrzebują masy energii łatwo przyswajalnej, i tzreba im jedzenie proponować zanim staną się mega głodne, bo jak już są głodne, a słodycze są pod ręką, to organizm wybiera łatwe źródło szybkiego uzupełniania rezerwy, a jak ciut wcześniej dostaną kanapkę, to chętnie ją wtrząchną zamiast batona. Zresztą dorośli często też tak robią, zamiast zjeść coś konkretnego jedzą słodkie jako zapychacz, bo tak jest szybciej.
W ogóle jestem generalnie w wychowywaniu za ograniczaniem restrykcji do minimum, nie tylko w diecie, jak nie chce się żeby dziecko klęło, trzeba się hamować samemu, jak się chce żeby jadło warzywa to należy je smacznie podawać i jeść samemu, a nie wmuszać dziecku itp, takie maluchy najłatwiej uczą się przez naśladowanie a potem to procentuje. Zresztą większe dzieciaki też. Zawsze mnie rozbrajały matki zaniepokojone nastoletnimi córkami, które same urodziły te córki mając 17 lat, a potem się dziwiły, że ich córki w tym wieku mają chłopaka, przecież nastolatki zwykle umieją odjąć 17 od 35 Oczywiście łatwo teoretyzować, a każdy z nas jest jaki jest i czasem nie dajmy dobrego przykładu, a czasem ten przykład nie działa, bo dziecko to odrębny człowiek i tez ma swoje gusta, nasze na przykład jakoś nie lubi szpinaku, mimo przypraw, a my uwielbiamy
ilcattivo13 - 5 Czerwca 2012, 23:37
Kai napisał/a | ilcattivo13, jeśli przez 3-4 dni w tygodniu wyciskasz po 20 kilo na każdym ramieniu plus laptop na szyi i z tym lecisz z buta na próbę, to wybiega. |
sześć dni w tygodniu po 8 - 12 godzin pracy fizycznej na magazynie z budowlanką, siłka i raz w tygodniu koszykówka nie pomogły
feralny por. - 6 Czerwca 2012, 09:23
Po prostu masz grube kości.
Kai - 6 Czerwca 2012, 10:27
illianna napisał/a | no chyba że się samemu tego nie je w ogóle, to wtedy ok |
Pierwszy problem z cukrem polegał u mnie właśnie na tym, że go nigdy nie miałam w domu, bo sama nie używam. Słodyczy też najczęściej nie było, poza okazjonalną czekoladą.
To, co robiłam, nie było restrykcjami, tylko niewytwarzaniem nawyku. Sama pisałaś o naśladowaniu. W domu nie było zwyczaju jedzenia słodyczy, to i nie bardzo miał się o co upominać i tak mu już zostało. Po prostu cukier w posiłkach się skończył wraz z kaszkami. Kawa z mlekiem, herbata, płatki, wszystko było już bez cukru.
illianna napisał/a | jak się chce żeby jadło warzywa to należy je smacznie podawać i jeść samemu |
No ba. Ale i tak muszę prowadzić dla niego oddzielną kuchnię, żeby znał wszystkie smaki, bo jakby chciał jeść tak jak ja...
illianna napisał/a | zanim pójdzie do przedszkola na pewno mu się utrwali taka zdrowa postawa |
Tyle, że już nie będzie miał wielkiego wyboru. No, chyba, że trafisz na takie, gdzie uwzględnią indywidualne smaki dziecka. Żywienie zbiorowe u nas było fatalne, nie wiem jak teraz.
Co do restrykcji, owszem, uważam, że należy wprowadzać ograniczenia, w końcu kiedyś przestanie być słodkim maluszkiem i będzie musiał się podporządkować pewnym regułom, ale nie na zasadzie zakazów i nakazów, tylko przybrać postawę "nie wygłupiaj się, naprawdę tego chcesz?", wszystko traktować zdroworozsądkowo i dzielić sprawy na ważne i nieważne. Lubienie/nielubienie potraw, zmuszanie do jedzenia, chodzenie spać o ustalonej porze, później sposób ubierania się, fryzura, a nawet pierwsze piwo na imprezie należały i nadal należą do tych nieważnych, o które nie ma co kruszyć kopii. Dzięki temu okres młodzieńczego buntu przeszedł gładziutko, bo nie było się przeciwko czemu buntować
illianna - 6 Czerwca 2012, 12:50
Kai napisał/a | Dzięki temu okres młodzieńczego buntu przeszedł gładziutko, bo nie było się przeciwko czemu buntować | no właśnie tyle się pisze o buncie dwulatków, owszem mojemu zdarzają się gorsze momenty, ale generalnie nie mówi na wszytko "nie" jak niektóre dzieciaki. Oczywiście jakieś restrykcje są konieczne, tylko tez uważam, że nie ma co narzucać swojego zdania w kwestiach nieważnych, ja zabraniam głownie rzeczy niebezpiecznych i aspołecznych, których u takich maluchów jest i tak dużo, bym musiała wiele razy dziennie czegoś zabraniać, ale staram się zamiast mówić ciągle "nie" dawać alternatywę i to często działa, a czasem nie dział i wtedy jest płacz, no cóż trudno. Zresztą dzieci lubią uporządkowany tryb życia, rytuały, to samo o tej samej porze, częściej to ja zaburzam mu harmonogram, niż on od niego odstępuje, mam wrażenie, ze można wg małego zegarek regulować, mimo że wcale go do tego nie nakłaniałam.
Kai - 6 Czerwca 2012, 13:33
illianna, ta skłonność do uporządkowania to musi być dziedziczna, bo u mnie jest totalny chaos .
Nie było buntu dwulatka, ani nastolatka, gdyby nie zamiłowanie do porządku godne przeciętnego tornada, mogłabym powiedzieć, że mam idealne dziecko
A tyle się pisze, bo zjawisko jest popularne i uciążliwe. Cóż, im dalej się jest od dziecka psychicznie, tym bardziej się ono buntuje, jeśli się nie jest blisko, to się go nie zna i nie lubi (nie mylić z kochaniem), o rozumieniu nie wspomnę. Dzieci zaczynają czuć ten brak kontaktu bardzo wcześnie i próbują to przełamać po swojemu. I co ciekawe, nie zawsze jest to zależne od czasu, jaki się razem spędza. Akurat my mieliśmy to szczęście, że nam się zbiegły zainteresowania, ale nie zawsze tak jest.
ilcattivo13 - 7 Czerwca 2012, 01:33
feralny por. napisał/a | Po prostu masz grube kości. | i "młodzieńczy puszek". Jak Cartman
Kasiek - 7 Czerwca 2012, 10:18
Moja siostra powiedziała, że schudłam Jeee Aż dziwne, bo normalnie się wyzłośliwia.
Mały po raz pierwszy wstał o 1 w nocy, a o 1:10 już spał. Po prostu zjadł i zasnął, nawet nie domagał się zmiany pieluchy. Dopiero o 4 pouśmiechał się, porozglądał dookoła. Szybkie karmienie o 5.30 i wstaliśmy o 8.20. Kocham moje dziecko Jestem wyspana.
Wczoraj jak zasnął to napiłam się trochę matini z sokiem jabłkowym. Jak mi tego brakowało...
Kai - 7 Czerwca 2012, 13:40
Kasiek, za moment wszystko wróci do normy A ile z dzieciaka będzie radości
Kasiek - 8 Czerwca 2012, 16:22
Nadal tak zasypia!!! Fajnie tak
Kasiek - 9 Czerwca 2012, 21:02
Powoli rozglądamy się za własnym mieszkankiem. Z kalkulacji banku wynika, że dostaniemy całkiem spory kredyt, ciut więcej niż ja myślałam i dużo więcej niż spodziewał się Marcin. Dobija mnie fakt, że przez następne 30 lat trzeba będzie składać grosz do grosza, żeby wystarczyło na raty i martwić się, co będzie, jeśli... ale jak mus to mus... Szukamy jakiejś okazji, może coś się trafi. Noża na gardle nie mamy, ale też nie chciałabym mieszkać z mamą Marcina dłużej niż rok-dwa... Bardzo ją lubię, ale dla żadnej ze stron to nie jest komfortowa sytuacja, zwłaszcza że mały będzie rósł, darł się, niszczył rzeczy, właził w każdą szparę... No i miejsca będzie o wiele mniej. I nie będzie takiej swobody.
Ech...
Najgorsze jest to, że odpowiedź co do tego mieszkania musimy dać w ciągu kilku dni, a jaka będzie nasza sytuacja dowiemy się w lipcu :/
Jeśli mama Marcina nie znajdzie pracy to musimy wracać na Racławickie. Jest szansa, ze będzie mieć pracę w przedszkolu, w którym odbywa staż z UP, wtedy moglibyśmy zostać tutaj. Dwóch mieszkań nie utrzymamy.
Tu dostaliśmy propozycję 500 zł+ opłaty i czynsz, choć może byśmy wynegocjowali niższą opłatę - w końcu A. nas zna i nam ufa, a mojej mamie tym bardziej, nie musi nikogo szukać, martwić się, czy czegoś nie zniszczymy (wręcz przeciwnie, mieszkanie jest w lepszym stanie niż było, a jakbyśmy zostali tu dwa lata, jak oni planują siedzieć w Anglii, to jeszcze byśmy je odnowili), czy będziemy płacić... No ale. Trochę mi smutno, bo zawsze tu miałam pomoc w postaci mojej mamy. Szlag nas czasem trafia na to co robi, ale gdyby nie ona to nie wiem jak by było. Strasznie dużo pomaga.
Wygadałam się. Idę spać.
Kai - 9 Czerwca 2012, 21:28
Kasiek napisał/a | mały będzie rósł, darł się, niszczył rzeczy, właził w każdą szparę... |
Hej, nie przesadzaj!
Kasiek - 10 Czerwca 2012, 10:13
Nie mowie ze non stop ale bedzie na pewno. Od tego jest dzieckiem. A ja bede chowac wszystkie piloty
Kai - 10 Czerwca 2012, 10:25
Kasiek, weeeź, trochę stanowczości i będziesz miała jedwabiste dziecko. Niczego nie musi niszczyć, a co do darcia, to naprawdę jest do opanowania. I nie, nie od tego jest dzieckiem, jeśli się zdarzy przypadkiem, to oczywiście, ale jeśli coś zrobi umyślnie, trzeba to tępić. Metodę pozostawiam Tobie.
|
|
|