Piknik na skraju drogi [książki/literatura] - "Nowe idzie" - antologia
Tequilla - 17 Lipca 2008, 22:22
andre napisał/a | wiedziałem,że Heniek musi być w to zaplątany.... |
Powinien dostawać pieniądze za każde sprzedane wino syngowane jego nazwiskiem... A dużo tego szło..
jewgienij napisał/a |
Klimat jak ze Skóry Koji. Może być mocne.
|
Trafiłeś, bo takie były inspiracje i stylizacja.
mc - 22 Lipca 2008, 10:24
I następny fragment - "fantastyki religijnej" w kostiumie klasycznej kosmicznej sf.
Andrzej Miszczak
HARPUNNICY
"Torus Bramy majestatycznie orbitował wokół lodowego olbrzyma, strzegącego granic tego układu. Jego biała kula, wyrzucona daleko poza ekosferę macierzystej gwiazdy, terroryzowała swoją potęgą rzeszę skalnych paciorków-satelitów. Bourbaki był tutaj ledwie mikroskopijną kropką, nie większą niż ziarnko piasku trzymane między palcami wyciągniętej dłoni, nie miał więc szans zapłodnić Sierpińskiego. Mroźny Król zadowolić się musiał władztwem nad, tak samo jak on martwymi, kamiennymi kulami, krążącymi wokół, w tańcu niedającym żaru żadnej ze stron.
Burin patrzył przed siebie jak zahipnotyzowany. Cały ekran wypełniało pokryte pęknięciami masywne cielsko Mroźnego Króla. Na jego powierzchni nie było jednak kraterów uderzeniowych, co według wpojonej Ostapowi wiedzy świadczyło o stosunkowo młodym wieku globu.
Przypomniał sobie, że SI oferowała mu możliwość obejrzenia pląsów satelitów olbrzyma. Wyłączył ekran i wydał statkowi stosowne polecenia. Po sekundzie zaczął się spektakl. Holo wytworzone przez komputer fascynowało, dawało poczucie... Skarcił się w myślach, ale skojarzenie uparcie powracało. Patrzył więc, jak na tle ścian sterowni krążył Sierpiński i jego potomstwo, i czuł się jak Stwórca, obserwujący swoje dzieło chwilę po akcie kreacji. Biały jak anioł Mroźny powolnie przesunął się obok syntetyzera żywności; księżyce, zataczając kręgi, nadpłynęły od strony jadalni.
Przydałaby się jakaś muzyka, pomyślał Burin. Jakiś Holst, albo Jarre, choćby Mitteldag. Nagle
przed oczami błysnęło mu słońce odbite od szklanej wieży biskupstwa.
Zawył w myślach, kurczowo chwytając się oparcia fotela. Oddychał szybko, czuł, jak pot kropli jego czoło, ale nie mógł nic z tym zrobić. Na atak niewiele można poradzić. I tak dobrych kilkanaście godzin miał spokój, aż pomyślał, że może modlitwą odegnał chorobę, skoro medycyna bezradnie rozłożyła ręce.
Korytarz biskupstwa wyłożony był bordowym dywanem. W powietrzu unosił się zapach odświeżacza, pozostawiony przez automat sprzątający. Mężczyzna, który właśnie zniknął za rogiem, zostawiał za sobą nutę ekstrawaganckiego zapachu.
W następnej sekundzie był już z powrotem w kabinie statku Zakonu."
mc - 29 Lipca 2008, 10:34
Poniżej metryczka antologii:
Tytuł: Nowe idzie
Autorzy: Dawid Juraszek, Tomasz Kilian, Paweł Majka, Jakub Małecki,
Andrzej Miszczak, Jewgienij T. Olejniczak, Adam Przechrzta, Piotr
Rogoża, Joanna Skalska, Robert Wegner, Cezary Zbierzchowski
Redakcja i wybór: Michał Cetnarowski
Projekt okładki: Rafał Kosik
Seria: SF+
Wydawca: Powergraph
ISBN:978-83-61187-04-2
Cena detaliczna: 34 zł
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 125 x 195 mm
Objętość: 532 strony
Data premiery: 28 sierpnia 2008
I następny fragment - dziwna apokalipsa w (punkowym?) brzmieniu Piotrek Rogoża Band...
Piotrek Rogoża
WIĘCEJ NIŻ SŁOWA
„Świat oszalał - sumą ludzkich szaleństw. Lord Total wymykał się rozumowi, wszelkie próby wyjaśnienia jego istnienia prowadziły do obłędu. Nie można było spojrzeć w jego twarz i pozostać tym samym człowiekiem. Pamiętam ludzi w garniturach, chodzących bez celu ulicami, gdy już zamknęło się niebo. Okazywało się, że tak długo krążą w kółko po raz obranej trasie, aż padną z wycieńczenia. Chodzące trupy z martwymi oczami; nikt nie próbował im pomóc. Zbierały się też całe procesje. Rozebrani do naga pokutnicy maszerowali przed siebie, lamentując i dokonując samookaleczeń. Samozwańczy prorocy wchodzili na dachy samochodów, wspinali się na słupy i przemawiali do ludzi - wielu z nich zginęło, zlinczowanych, rozerwanych przez tłum, który nie chciał słów.
Obserwowaliśmy te sceny, jedząc chipsy wyniesione z niepilnowanych sklepów.
Nie pamiętam dokładnie, jak się poznaliśmy. Musiały to być pierwsze dni po pęknięciu nieba, gdy takich jak ja były tysiące. Spotkaliśmy się przypadkiem i już zostaliśmy razem. Tomas i Damian, osieroceni tak samo jak ja, błąkali się po mieście; poszukiwali czegoś, czego sami nie mogli określić - w tym również byliśmy podobni. Przewędrowaliśmy ulice i skwery, dworce i centra handlowe - nadaremno. Dziś myślę, że tym, czego szukaliśmy, choć nie potrafiliśmy tego nazwać po imieniu, była śmierć.
Kacper pojawił się znikąd i przez długi czas nie odezwał się ani słowem. Dołączył do nas tak po prostu, jakbyśmy znali się od dawna. W jego spojrzeniu było coś oskarżycielskiego, niewypowiedziana skarga; nigdy o tym nie mówił, ale pewnie miał większego pecha od nas i spotkał na swej drodze złych ludzi. Nie okradliśmy go, wiedzieliśmy, że nie wolno nam go skrzywdzić. Po pewnym czasie okazało się, że to nie Kacper podąża za nami, tylko my za nim.
Zespół narodził się spontanicznie, bo coś trzeba było robić. Było to już w trzecim roku naszej znajomości, po wielu bijatykach, w których dostawaliśmy wpierdol albo zwyciężaliśmy innych oberwańców, jak my chętnie ryzykujących zdrowie dla kilku groszy; po wspólnym głodowaniu, gdy zamknięto jadłodajnię, a nie udało się nic ukraść; po dwóch zimach spędzonych na squacie w starych dokach - gdzie trafiły, w taki czy inny sposób, dziesiątki nam podobnych dzieciaków, którym sprzyjał los. Dziś widzę z całą ostrością, jak wiele mieliśmy szczęścia. Razem z tym największym."
Rafał - 29 Lipca 2008, 11:07
Kupuję!
Selithira - 29 Lipca 2008, 18:46
Jeszcze miesiąc... Ale powyższy fragment na tyle zaostrzył apetyt, że czekam z niecierpliowścią
mc - 30 Lipca 2008, 07:37
No ba, hehe...
A tymczasem tekst Adama Przechrzty ("Wilczy legion"), jednego z "Nowych", w NF sierpniowej. A Dawid Juraszek w najnowszym SFFH, oczywiście.
mc - 5 Sierpnia 2008, 21:38
"Nowe" trafiło już do drukarni (ciekawostka, jeśli kogoś interesują takie "szczegóły z tła" - antologię drukuje przypadkowo opolski Opolgraf, w którym w błogich latach studenckich robiłem krótko za "fizycznego"; ach, ten zapach rozgrzanego kleju o poranku...). A tymczasem zamieszczam fragment kolejnego opowiadania - tym razem fantastyka postapokaliptyczna w wydaniu Adama Przechrzty. Od tego tygodnia fragmenty będą też wklejane dwa razy w tygodniu, żebyśmy się zmieścili do Polconu... (Następny fragment zatem w okolicach niedzieli.)
Adam Przechrzta
SMAK APOKALIPSY
"Jak zwykle, niebezpieczeństwo pierwsze wyczuły Słodkie. Nadchodziło oznajmiane szczekaniem psów, zbliżało się do jednego z licznych ghost towns Arizony, gdzie rozbiliśmy obóz. Pościg nadciągał od południa. Kilkanaście kilometrów na północ - prawie dziesięć mil, według miar używanych w tym kraju; nigdy się do nich nie przyzwyczaiłem - rozpoczynała się pustynia. Ktoś to dobrze przemyślał. Przeciętny człowiek nie miałby żadnych szans. Albo zostałby schwytany, albo umarł, zabity przez pustynne słońce. Jednak my nie byliśmy przeciętni - ani ja, ani Słodkie.
Skinąłem dłonią i Leila z niechętnym westchnieniem zaczęła rozpinać jeansy. Po chwili z powrotem włożyła spodnie na gołe ciało, a majtkami obwiązała wajchę starej, niedziałającej pompy na skraju osady. To standardowa procedura stosowana w przypadku tropienia przez psy. Trzeba na chwilę odwrócić ich uwagę, niezależnie od tego, czy chcemy uciekać, czy walczyć. Przekazałem dziewczętom całą swoją wiedzę na ten temat, a one błyskawicznie prześcignęły mistrza. Nie, nie myślcie, że jestem jakimś komandosem. Jestem, a raczej byłem, bibliotekarzem i archiwistą. Mam po prostu fotograficzną pamięć. Przed apokalipsą pracowałem w najbardziej renomowanych bibliotekach świata: szwajcarskiej bibliotece St. Gallen, włoskiej Di Bella Arti, meksykańskiej Palafoxiana, paryskiej Bibliotheque Nationale, Bibliotece Kongresu w Waszyngtonie. Zaliczyłem też kilka archiwów wojskowych. Moja pamięć stanowi prawdziwą kopalnię bezużytecznych informacji, jednak czasem przypominam sobie coś, co ma wartość nawet teraz, kiedy świat cofnął się do stanu totalnego zdziczenia i chaosu.
Dwie Słodkie wzięły broń i ruszyły w stronę kościelnej dzwonnicy. Pozostałe cztery dziewczyny ukryły się w opuszczonych domach niedaleko pompy. Usłyszałem metaliczny trzask - najwyraźniej wejścia do kościoła strzegła kłódka. Rzecz jasna, nie stanowiła żadnego problemu dla dziewcząt. Ujadanie psów słychać było coraz wyraźniej, pojawiły się w nim nowe, tryumfalne tony. Zwierzęta czuły, że cel jest blisko. Nie przejąłem się tym specjalnie. I tak wszystkie rzucą się do pompy. Zapach Słodkich przyprawiał je o szaleństwo. Szczerze mówiąc, podobnie reagowali też ludzie. Ja byłem wyjątkiem. Nie, żeby kusząca woń istot, którymi stały się dziewczyny, mnie nie pociągała - po prostu byłem nieco uodporniony. Na tyle, na ile można się na coś takiego uodpornić.
Dwa psy rzuciły się do pompy, trzeci przysiadł kilkanaście metrów dalej. Zakląłem bez złości - zwierzęta były dobrze wytresowane, a dowodzący pościgiem miał głowę na karku. Jeden pies tropiący i dwa bojowe. To było niezłe zestawienie. Na moment oślepiło mnie słońce, zamrugałem. Kiedy otworzyłem oczy ponownie, było już po wszystkim."
agrafek - 6 Sierpnia 2008, 12:54
Słodkie? I pachnące, hm? I oprzeć się im nie można?
Widzę, że Navajero potraktował apokalipsę dosłownie - jako objawienie
jewgienij - 6 Sierpnia 2008, 13:01
Świetny kawałek. Męski, ale z klimatem.
W ogóle te fragmenty wybierane przez MC jakieś takie zgrabne. Będę miał co czytać, dobrze, że za darmo
Navajero - 6 Sierpnia 2008, 13:57
Bóg zapłać jewgienij, mam nadzieję, że całość też Ci się spodoba Również czekam z niecierpliwością na to by poczytać co pisze "konkurencja"
agrafek - 6 Sierpnia 2008, 14:22
A wiecie, że są tacy, którzy już czytali? Shadowmage pochwalił się na forum NF.
BTW. Navajero, będziesz na Polconie?
jewgienij - 6 Sierpnia 2008, 14:44
Ten Shadowmage to jakiś chochlik drukarski?
A może internetowe wcielenie mc?
Navajero - 6 Sierpnia 2008, 14:46
agrafek napisał/a | BTW. Navajero, będziesz na Polconie? |
Nie, chyba, że duchem
agrafek - 6 Sierpnia 2008, 14:46
Recenzent. Wcieleniem MC być raczej nie może, bo widziałem obu niemal równocześnie na Pyrkonie. I na pewno obu równocześnie na Zamiastconie.
Dostał wcześniej. Pewnie zagwarantował, że nie puści pary z gęby.
Napisał ogólnie na NF, że antologia mu się podobała, za wyjątkiem większości opowiadań.
Żartuję. Bardzo pozytywnie o niej napisał.
Szkoda, Navajero.
Z drugiej strony - nie muszę trenować boksu
Navajero - 6 Sierpnia 2008, 17:41
Spoko, jeszcze się spotkamy, rok w te, rok wewte... Po prostu będziemy musieli bardziej oganiać się od fanek i tyle
Tequilla - 6 Sierpnia 2008, 19:36
To już wszyscy czytają? No proszę recenzje posypią się, jak z rękawa!
No na pewno się spotkamy - potajemnie z doklejonymi brodami i wąsami, bo inaczej ci wspomniani fani gotowi będa rozerwać nas na strzępy za kawałek koszulki...
Jeszcze ze dwa latka..
Witchma - 6 Sierpnia 2008, 19:38
Tequilla napisał/a | potajemnie z doklejonymi brodami i wąsami |
Umawiajcie się, umawiajcie... tu Was nikt nie słyszy
Tequilla - 6 Sierpnia 2008, 21:28
Witchma napisał/a |
Umawiajcie się, umawiajcie... tu Was nikt nie słyszy |
Ech te fanki... wszędzie człowieka znajdą... Może zacznę sprzedawac autografy? Na początek powiedzmy po 20zł? Zainteresowanych proszę o kontakt, w celu ustalenia ewentualnego rabatu...
Po Zajdlu cena podskoczy..
agrafek - 7 Sierpnia 2008, 07:59
Dla ukojenia nerwów zacytuję wspomnianą opinię z forum NF (jakby ktoś jeszcze nie czytał )
Shadowmage napisał tak:
Cytat | A ja dzięki uprzejmości wydawcy już przeczytałem. Podobało się, jedna z ciekawszych antologii ostatnich lat. W zasadzie nie ma slabych tekstów - co najwyżej są takie rozmijające się z moimi preferencjami i upodobaniami czytelniczymi. Pewnie, jest przynajmniej jedno, przy którym się męczylem, w innym nie podobało mi się zakończenie, w jeszcze innych jest za dużo pomysłów w stosunku do objętości. W kilku opkach widać jeszcze spore niefosciągniecia pisarskie, ale zwykle nadrabiane są wyobraźnią. Gratulacje Michal, udało Ci się zebrać ciekawych autorów, którzy przyłożyli się do roboty. |
Gustaw G.Garuga - 7 Sierpnia 2008, 08:25
Ukojenie nerwów? Ja się już zastanawiam, czy to nie przy lekturze mojego tekstu Shadowmage się męczył, krzywił na zakończenie, widział zbyt dużo pomysłów lub niedociągnięcia, nie wspominając od rozmijaniu się z jego upodobaniami!
Witchma - 7 Sierpnia 2008, 08:30
Tequilla, wolę się zaczaić za węgłem i w stosownej chwili zażądać autografu z zaskoczenia
jewgienij - 7 Sierpnia 2008, 08:43
Tequilla napisał/a | No na pewno się spotkamy - potajemnie z doklejonymi brodami i wąsami, bo inaczej ci wspomniani fani gotowi będa rozerwać nas na strzępy za kawałek koszulki...
Jeszcze ze dwa latka.. |
No a jak ktoś już ma swoją własną brodę i wąsy, to co? Zgoli?
Zresztą broda nie pomaga. Husajn i Karadzic, pewnie plują sobie teraz w brodę, że nie wymyślili nic oryginalniejszego.
agrafek - 7 Sierpnia 2008, 09:18
Gustaw G.Garuga napisał/a | Ukojenie nerwów? Ja się już zastanawiam, czy to nie przy lekturze mojego tekstu Shadowmage się męczył, krzywił na zakończenie, widział zbyt dużo pomysłów lub niedociągnięcia, nie wspominając od rozmijaniu się z jego upodobaniami! |
He, he. A ja się nie zastanawiam, ja wiem, że to o mnie.
Dlatego Wy możecie się ukoić
Gustaw G.Garuga - 7 Sierpnia 2008, 09:48
Teraz się będę trapił smutnym losem Twojego agrafku opowiadania
A serio - bo to powyżej nie było na serio - to niecierpliwie czekam na pierwsze recenzje
Navajero - 7 Sierpnia 2008, 10:47
Oj, różnie może być z tymi recenzjami
Agrafku, GGG - nie biespokojties', to na pewno chodziło o moje opowiadanie
Edyta: literówka.
mc - 10 Sierpnia 2008, 23:25
I następny fragment - jedynej w gronie przedstawicielki płci pięknej...
Joanna Skalska
WYSPA
"– Stać! – wrzasnął przewodnik.
Pierwszy rząd przystanął natychmiast. Pozostali nie usłyszeli polecenia, wpadali jedni na drugich i deptali sobie po piętach. Ktoś zaklął.
– Widzicie! Przyjrzyjcie się dobrze. Od tego może ... niane ... lep ... póki ... ecie.
W szparze między głowami Radek widział poruszające się usta Hasiora. Słowa porwał wiatr. Chłopak bezskutecznie próbował zobaczyć, na co wskazywał kij w ręku przewodnika. Wreszcie dał za wygraną. Naciągnął kaptur i wbił w kieszenie zmarznięte dłonie.
Jego gumowce powoli zapadały się w mokry piasek, po chwili muł sięgnął kostek. Radek ostrożnie podniósł nogę i usłyszał dźwięk przypominający mlaśnięcie żywej istoty. Hasior podniósł kij nad głowę, dając sygnał do dalszego marszu.
Odkąd wyruszyli, minęły cztery godziny. Za ich plecami ląd zamienił się w ciemny pasek na horyzoncie, ale morza wciąż nie było widać. Wokół rozciągała się płaska pustynia mokrego piachu i tylko gdzieniegdzie w zagłębieniach dna pobłyskiwała pozostawiona przez odpływ woda. Właśnie takich zagłębień szukali. Hasior podchodził do każdego i uważnie oglądał dno kałuży. Raz czy dwa razy pogrzebał kijem, ale zawsze w końcu kręcił głową. Kokli nie było, więc szli dalej.
Radek wiedział, że większość siedzisk przy brzegu już wyzbierano, ale nie przypuszczał, że trzeba iść tak długo, aby napotkać choć jedno. Coraz częściej zerkał do przodu, niemal spodziewając się zobaczyć tam falę przypływu. Pozostali mężczyźni również okazywali nerwowość, szeptali między sobą i spoglądali na zegarki. Po raz pierwszy znaleźli się tak daleko od brzegu. Instynktownie zwolnili kroku, jedynie ubrany w czerwony płaszcz przewodnika Hasior wciąż szedł w stałym tempie - dla niego takie wyprawy były chlebem powszednim. Wreszcie prowadzący stanął i niecierpliwymi gestami zaczął przywoływać ociągającą się grupę. Mężczyźni przyspieszyli.
Kokle, znaleźli kokle.
– Spójrzcie na osad na obrzeżach. – Hasior kucnął przy kałuży, a wokół ustawili się pozostali. – To znak, że kolonia jest duża.
Mężczyźni, jak pilni uczniowie, nachylili się nad wodą.
– Na co czekacie? – zdenerwował się przewodnik. – Chyba mówili wam, co należy do waszych obowiązków?"
mc - 13 Sierpnia 2008, 21:42
Z portali "branżowych" antologii patronują Creatio Fantastica, Fahrenheit, Fantasy Book, Gildia, Katedra, Valkiria; z portali "pozabranżowych" - Wirtualna Polska. Wśród patronów także zarówno Nowa Fantastyka, jak i Science Fiction Fantasy & Horror. Jeśli się nie mylę, Nowe idzie to pierwsza polska książka, której patronują oba największe na naszym rynku periodyki fantastyczne... (Zaraz za nią idzie Kameleon, najnowsza powieść sf Rafała Kosika.)
A poniżej kolejny fragment opowiadania - drugiej space opery na antologijnych łamach.
Paweł Majka
OKO CYKLONU
"Każda z wojen zmieniała ludzi biorących w niej udział, a wojny wielkie, światowe - zmieniały całą ludzkość. Powojenna trauma spadała na świat i trzymała go w uścisku przez lata. Później nazywano to czasem spokoju. Pamiętający wojenną grozę z czasem wymierali, a społeczeństwa znów zmieniały się w wesołe gromady, w których największym strachem przejmowało nienadążanie za modą. Armie stawały się grupą specjalistów od walk z żywiołami i nawet żołnierze nie do końca wierzyli, że mogliby zabić drugiego człowieka.
Wtedy budziły się demony i zawierucha wojenna ponownie spadała na świat, by odmienić go na nowo, a ludzkość podzielić na dwa gatunki - człowieka przerażonego i człowieka niepojmującego grozy.
Chronowojny znacznie ulepszyły ów proces multiplikowania gatunków.
Oko Cyklonu osiągnęło swą pozycję dzięki użyciu czasu jako broni. Wysyłało kilkaset tysięcy ludzi w przeszłość o kilka milionów lat, by pośród australopiteków zbudowali nową cywilizację, dysponując zdobyczami techniki Oka. W takich światach-fabrykach, światach-poligonach nie ingerowano w historię ludzkich cywilizacji - jak działo się to w światach typu Stalin czy Hitler - bo tych jeszcze nie było. Tam zapewniano sobie czas, potrzebny do doskonalenia wynalazków technicznych.
Nazywano je Atlantydami - dla odróżnienia właśnie od tych rzeczywistości bliższych czasowo Oku Cyklonu, tworzonych bez żadnej kontroli przez rozmaitych wizjonerów i szaleńców - co, jak się okazało, było trafną nazwą. Niewiele Atlantyd przetrwało więcej niż dwa - trzy tysiące lat. Światów dzikich, odbiegających od pnia historii w momencie, w którym na Ziemi pojawiły się już ludzkie cywilizacje, były tysiące.
Zamiast dostarczać niebywałych wynalazków, Atlantydzi ulegali stopniowej degeneracji, aż wreszcie ich cywilizacje zanikały, ustępując miejsca lokalnym plemionom, znacznie już jednak zmienionym w wyniku kontaktu. Niemniej zawsze mieli coś do ofiarowania swojej ojczyźnie. Odkrycia, które można było przekazać kolejnym Atlantydom, zmieniającym kolejną rzeczywistość.
Kilkanaście Atlantyd przetrwało. Agenci Oka Cyklonu korzystali z ich wynalazków, pilnując równocześnie, by w kolonii, przewyższającej rozwojem technicznym Oko, nie doszło do buntu. W im dalsze od momentu ingerencji epoki zaglądali, tym trudniej było im się porozumieć z Atlantydami. Ci bowiem ewoluowali.
W ten sposób ludzkość wzbogaciła się nie tylko o niezwykłe bronie, ale i o nowe rasy. Atlantydzi 16 uwolnili świadomość z ciał i zmienili własną Ziemię w jeden wielki komputer, w którym krążyli pod postacią energetycznych impulsów. Przydali się w walce z armią SI, którymi próbowały posłużyć się światy zbuntowane przeciw Oku. Atlantydzi 210 postąpili odmiennie - rozbudowywali swe ciała, przekształcając je w hybrydy dziesiątek organizmów. Podzieleni na wąsko wyspecjalizowane kasty, żyli w społecznościach przypominających mrowiska.
Atlantydzi 70 nie ingerowali w swój rozwój, ale i tak po milionie lat przypominali bardziej komiksowych kosmitów niż ludzi, natomiast Atlantydzi 8 porzucili ląd i przenieśli się w głębiny. Wyglądem przypominali delfiny i zdaniem Oka Cyklonu nie nadawali się do niczego. Ale, przynajmniej, nie buntowali się, jak Atlantydzi 305, którzy wyewoluowali w formy przystosowane do życia w stanie nieważkości, by podbić kosmos z zastosowaniem Zasady Piotrusia Pana: przystosowując ludzi do warunków zdobywanych planet, zamiast tracić czas na ich terraformowanie."
mc - 17 Sierpnia 2008, 19:22
I kolejny fragment, nowatorskie spojrzenie na fantastykę w słowiańskich dekoracjach.
Dawid Juraszek
RZYG
„Spytek podniósł głowę znad wielokrotnie zdrapywanego, nieledwie prześwitującego płata skórznicy i wgapił się przez ościeże na pagórek pocięty grządkami grochowego pola. Broniący się od wydalenia robotnik nagle przestał jawić mu się chytrym kłamcą, a zaczął łatwowiernym prostaczkiem. Przecież i on żony całymi dniami nie widywał, a wróciwszy do domu, kładł się znużony, ledwo co z nią rozmawiając. Wątpliwość w głowie nie postałaby mu jednak, gdyby Olsza ostatnio nie popatrywała nań przeciągle. Czy była to radość, że wreszcie wrócił - czy złość?
Zacisnął powieki, przetarł oczy pięściami, wstał od stołu. Nawał płatów z zeznaniami domagał się uwagi, ale Spytek odwrócił się i poszedł w kąt izby, gdzie z powalanej polepy sterczał przerdzewiały wód. Stanąwszy jak najdalej, by nie zachlapać nogawic, nachylił się i pociągając miarowo za skrzypiącą dźwignię, zmoczył w wodzie kudłaty łeb. Wiedział, że goniec patrzy nań teraz z przerażeniem wymieszanym z podziwem, ale śledczego nie ciekawił osąd sługi. Puścił dźwignię, zaczerpnął do ust cennej, acz stęchłej wody i wyprostowawszy się, rozkoszował się łaskotaniem strużek cieknących po plecach.
Liczba płatów nie zmalała, ale kościana pieczęć zdawała się jakby lżejsza. Spytek wahał się tylko chwilę. Łacno odpędził bzdurne myśli, robotnik przestał jawić się „zwyczajnym prostaczkiem”. Nie należał do biedoty, a Gród potrzebował środków. Zresztą, powinien był lepiej pilnować żony. Pieczęć uderzyła o skórznicę, zostawiając odbicie kopcia. Słabe, ale wymowne. Jeśli zalecenie zostanie uznane, jeszcze dziś robotnik wyląduje z żoną na Podgrodziu. O ile wcześniej jej nie zatłucze.
– Odnieś – mruknął Spytek, wskazując gońcowi opieczętowane płaty. Było ich mniej, niźli powinno, ale nadrobi się jutro. – A rychło!
Kiedy ucichł odgłos pięt na ubitej glinie, Spytek narzucił lekki niebieski przybór i przypasał odznakę śledczego tak, aby móc natychmiast ją podnieść. Wyszedł, nie patrząc ku śledczym z sąsiednich izb.
Mijając róg budynku, bezwiednie wyciągnął dłoń ku grochowym tyczkom. Śledczemu nikt nie śmiałby zwrócić uwagi. No, może członek Najznamienitszej Rady. Ale nawet gdyby Radźca zauważył chciwie wyciągnięte ku strączkom palce Spytka, pewnie nie rzekłby nic. Po co, skoro grochu po prostu nie było - z powodu upałów i braku rąk do roboty zagony od dawna stały odłogiem.
Nieliczni przechodnie sunęli przygarbieni tuż przy ogaconych gliną ścianach. Spytek pochylił głowę, kiedy słońce wychynęło zza strzechy, promień raził oczy przywykłe do półmroku izby. Pochylił wzrok tylko po to, by zobaczyć pod ścianą plamę rzygowin. Nachylił się i dotknął - były jeszcze ciepłe. Zacisnął szczęki, poderwał głowę i rozejrzał się. W głębi ulicy kroczyła powoli odbywająca przepisowy obchód dwójka.
– Strzeżcy! Tu! – huknął, wyciągając w górę odznakę.
Podbiegli gorliwie, ale to nie uchroniło ich przed wściekłym kopniakiem.
– Gdzie to łazicie, psiekrwie! – wrzasnął. – Ktoś rzygał tu ledwo co, a wyście się przechadzali, po strzechach spoglądali! Szukać mi go zaraz!”
mc - 21 Sierpnia 2008, 09:17
Kolejny fragment – tym razem dynamicznej fantastyki militarystycznej bliskiego zasięgu (bliskiego nie tylko czasowo, ale i geograficznie…).
Robert M. Wegner
NAJPIĘKNIEJSZA HISTORIA WSZYSTKICH CZASÓW
"Żołnierz mówił z wyraźnym wschodnim akcentem, ale zrozumiale. Jakub widział tylko dolną część jego twarzy, usta, podbródek, fragment posiniałego od ciemnego zarostu policzka. Resztę zasłaniał hełm i matowa przyłbica. Dużo by dał, żeby móc spojrzeć obcemu w oczy. Z oczu człowieka, który mierzy do ciebie z broni, można wiele wyczytać.
– Komendant Jakub. Kilku moich ludzi ma cię na muszce, więc lepiej by było, gdybyś nie wykonywał zbyt gwałtownych ruchów, dobrze? Najlepiej, gdybyś w ogóle odłożył broń.
Rosjanin był dobrze wyszkolony. Nie rozejrzał się wokół, nie omiótł lufą okolicznych ruin.
– Moja broń nie lubi walać się po ziemi – mruknął cicho. – Czego chcesz?
Jakub oparł się o najbliższy mur i skrzyżował ramiona na piersi.
– Jesteś na moim terenie. Wszedłeś tu sam, bez kolegów ani bobotów. Prowadzisz dziewczynę, która najwyraźniej nie ma pojęcia, co się wokół niej dzieje. Żyjesz jeszcze tylko dlatego, że na nią nie krzyczysz, nie bijesz, tylko najwyraźniej się nią opiekujesz. Zapytam tylko raz, a potem zdecyduję, czy kazać cię zabić. Co tu robisz?
Rosjanin znieruchomiał na dłuższą chwilę, po czym powoli opuścił lufę broni i ściągnął hełm. Miał krótko przycięte ciemne włosy, prosty nos, czarne oczy. Jakub ucieszył się, że nie widział tych oczu wcześniej. Wyzierała z nich taka wściekła determinacja, że pewnie kazałby go zastrzelić od razu. Profilaktycznie. To, co wziął za zarost, okazało się wielkim siniakiem zdobiącym cały lewy policzek żołnierza.
– Michał Sienkiewicz. Szeregowy. Numer dwa, pięć, osiem, a, zet...
Jakub przerwał mu machnięciem ręki.
– Przestań. My jesteśmy „miejskie szczury”, a nie wojsko. A ty nie poddajesz się do niewoli, tylko walczysz o życie. Dosłownie. Jesteś Polakiem?
Żołnierz skinął głową.
– Z Białorusi.
– I co? Uciekasz do Amerykanów, żeby wstąpić do polskiego wojska i walczyć za ojczyznę? Wzięli cię w sołdaty siłą, a ty nie chcesz strzelać do swoich? Tak? Myślisz, że ktoś kupi tę historyjkę?
Jakub widział, jak z oczu żołnierza znika wściekłość i gniew. Przyjrzał mu się dokładniej, gdyby nie mundur i broń, obcy wyglądałby jak jego rówieśnik. Może nawet jeszcze młodziej.
– Ja naprawdę...
– I co z tego? Nie jesteś pierwszy. Ale Amerykanie każdego uciekiniera maglują tak długo, aż zostanie mu z mózgu żarcie dla psów. Nasi zresztą też. Bo wszyscy wiedzą, co Ruscy robią z rodzinami dezerterów. Więc lepiej przygotuj sobie jakąś lepszą bajeczkę.
W czarnych oczach znów zapłonął gniew.
– Bajeczkę? Masz bajeczkę. Ja nie mam rodziny, jestem z domu dziecka, kogo mi zabiją? Wychowawcę? Srał go cziort, jeszcze im podziękuję...
Wyglądało na to, że się zaciął i nic więcej nie powie. Wreszcie nabrał powietrza:
– Mój sierżant i trzech innych lubili się zabawić z miejscowymi dziewczynami, bić, gwałcić, katować. Mieli do tego specjalną piwnicę. Porywali je i tak trzymali. Gdy dziewczyna się im znudziła, wpuszczali tam każdego z kompanii, za kilka rubli, paczkę fajek, butelkę wódki. Dopóki dziewczyna nie umarła – mówił coraz szybciej, coraz gwałtowniej, z coraz wyraźniejszym akcentem. – Mnie chcieli... mi mówili... ty Paliak, ty nowy, ty pokaż, żeś nasz. Jak ty jej nie wydupczysz, to my tobie granat do jajek przywiążemy i w pole wypuścimy. No to im pokazałem, bagnetem i kolbą, i... i krzesłem. A potem zabrałem dziewczynę i poszedłem. Do was. Albo Amerykanów. Bo gdzie miałem pójść?
Żołnierz rzucił broń na ziemię i zacisnął dłonie.
– Jak mi nie wierzysz, to chodź - tu i teraz. Na pięści. Pokonasz mnie, to zabijesz i zabierzesz wszystko. Ja pokonam ciebie, przepuścisz dalej. No?
Cofnął się o krok, zostawiając ekwipunek na ziemi.
Jakub uśmiechnął się szeroko."
agrafek - 21 Sierpnia 2008, 09:44
Podbijam.
Niech ludziska czytają fragment, bo fajny.
|
|
|