To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko

Ziuta - 4 Lutego 2010, 15:06

Ja bym do Rosji pojechał. Z kimś, bo inaczej rodzice zagrożą zejściem na zawał, gdy przekroczę Bug. Trochę się tylko boję, że przykro bym zweryfikował znajomość języka.

Piter zobaczyć, Moskwę, znicz zapalić pod wiadomym domem w Jekaterynburgu. A potem Ural, Ob, Jenisej, Lena, Irtysz. I Bajkał. I dziczyzna w sklepach zamiast parówek i schabu. Góry Przewalskiego i Stanowe. Pik Lenina.

http://www.englishrussia.com/?p=2339

mBiko - 6 Lutego 2010, 00:38

corpsiak, do tej pory miałem przyjemność dwa razy skorzystać z ich oferty "przyroda" (pierwszy, jeszcze w poprzedniej inkarnacji tego biura) i w obu wypadkach wróciłem bardzo zadowolony. Starają się dobrać takie warunki, żeby wyjazd był naprawdę stosunkowo tani, większość tras mają sprawdzonych,więc z grubsza wiadomo czego można się spodziewać, a przewodnikami są zazwyczaj pasjonaci, którzy prędzej Cię zamęczą niż zanudzą. Wybieraliśmy się po raz trzeci, ale przyjście na świat Potwora zmieniło nasze plany.
Szczerze mogę polecić, oczywiście z zachowaniem elementarnej ostrożności i rozsądku.

ihan - 6 Lutego 2010, 09:12

Ziuta napisał/a
Ja bym do Rosji pojechał.

Musisz tylko uważać na jedzenie, kilkoro znajomych z wypraw na wschód (nie aż tak daleki, bo głównie kresy) wróciło z nieproszonymi gośćmi, od tasiemców po inne pasożyty.

Piech - 6 Lutego 2010, 09:45

Pasożyty pasożytami, ale odmienna flora jelitowa powoduje efekt zwany zemstą Lenina. Do tego bardzo tłuste jedzenie. Najgorzej mają się ci, którzy unikają alkoholu.
corpse bride - 11 Lutego 2010, 01:59

ja mam na codzień problemy z trawieniem, nie sądzę, aby mogło być gorzej.

co za tydzień. jestem zmęczona. wróciłam z przedłużonego weekendu u mamy, który mnie dość wyczerpał prosto na rozmowę kwalifikacyjną i spotkanie z koleżanką i z mamą mateusza (kolejno, nie jednocześnie). dziś byłam u koleżanki z liceum na końcu świata (kozłówce), jutro mam urząd dla bezrobotnych i feminarium, pojutrze wieczorek autorski kuzynki m., w sobotę urodzinowy obiad mamy m. i urodzinową imprezę koleżanki. chyba dopiero na niedzielę nic nie mam. to wszystko dlatego, że miało mnie nie być cały następny tydzień i tak mi się naskładało. normalnie, to lubię tak intensywne dni, ale nie teraz. teraz nie mam ochoty, zwłaszcza na obcowanie z ludźmi.
wolałabym posiedzieć i poskładać jakieś kolczyki do walentynkowej kolekcji albo coś z zamówień. albo poczytać. pospać. pooglądać serial z m. ...

marudzę, wiem. zwykle przychodzę tu marudzić. umówiłam się do psychologa (znaczy nie umówiłam, bo nie wiem, na kiedy mogę z powodu miszmaszu z planami wyjazdowymi), to może jak zacznę chodzić, to przestanę marudzić tu.

a, z ciekawych rzeczy, to na rubieżach zrobiłam sobie trwałą i jestem niezmiernie zadowolona. w końcu mam włosy :)

corpse bride - 12 Lutego 2010, 12:18

ładny śnieg mamy :) zaraz muszę ruszyć dup i pójść do kwiaciarni na plac centralny po kwiaty dla mamy m. m. pojechał do warszawy na imprezę firmową, co nie oznacza, że mam spokój, bo jest u mnie moja nieszczęśliwa siostra, która używa moich rzeczy czasem nawet pytając, czy może.

wczoraj martva uratowała mnie od stania przez godzinę w urzędzie biorąc dla mnie numerek. tylu ludzi to tam nie widziałam jeszcze. okazuje się, że chyba wszyscy przychodzą rano.

a, w związku z tym, że jednak nigdzie nie jadę w przyszłym tygodniu, tylko tydzień później (co pasuje mi mniej, ale byłam w mniejszości), ale na przyszły tydzień nie umawiałam się z nikim (z wyjątkiem psychologa) to z tego skorzystam i nigdzie nie będę wychodzić, jeśli nie będzie absolutnej konieczności. mam tyle zaległych rzeczy, że ojej.

na niedzielę mateusz umówił się na spotkanie z klientem (w pracy), zamiast ze mną na jakąś walentynkową imprezę. ehhhhh....

Martva - 12 Lutego 2010, 12:21

corpse bride, myślę że najgorzej jest rano. Tak zupełnie rano. Jak przyszłam się rejestrować, to kolejka do pokoju sto była juz na zewnątrz, znaczy o wpół do ósmej kilkadziesiąt ludzi czekało jeszcze przed otwarciem budynku. Wczoraj była godzinka czekania, to nie było dużo, ale chyba następnym razem pójdę później.
A w ogóle w końcu nie spytałam, powiedzieli Ci coś nowego?

Ziuta - 12 Lutego 2010, 12:36

Z tego, co mówicie, w UP tłok jak u mnie w przychodni. Tylko pewnie dziadków mniej :)
corpse bride - 12 Lutego 2010, 13:09

nic mi nie powiedzieli. w ogóle pierwszy raz byłam tak krótko, bo zwykle chodzę jeszcze na piętro i tam dodaję im pracy zadając pytania na rózne tematy.

ziuta, żebyś wiedział, wczoraj to nawet zapach był jak w przychodni :D

lecę po te kwiatki.

m. dzwonił i okazało się, że ma imprezę w tym samym hotelu, w którym ja miałam swoją ostatnią integrację z firmą. znaczy mazurkas w ożarowie. nie polecam. za dużo neo-baroku ;) chociaż jedenie było dobre.

Martva - 12 Lutego 2010, 15:08

corpse bride napisał/a
bo zwykle chodzę jeszcze na piętro


Znaczy do doradcy? Doradca wysłała mnie do Klubu Pracy, który był fajny i budował wiarę w swoje możliwości, a jak stamtąd wróciłam naenergetyzowana i z kiełkującą nadzieją że jednak mam potencjał, rozwiała nadzieje i wysłała mnie z powrotem do setki :lol:

corpse bride - 12 Lutego 2010, 15:56

nie, do tych, co zajmują się programem dla własnej przedsiębiorczości i do tych od szkoleń. u doradcy jeszcze nie byłam.

edit:

fajnego masz kotexa w avatarze :)

corpse bride - 13 Lutego 2010, 15:45

szlag by to wszystko :evil: mateusz nie zarezerwował stolika na dzisiejszy obiad z okazji urodzin jego mamy, więc dziś zadzwoniłam, żeby zarezerwować, ale już nie można. trzeba przyjśc i poczekać aż się coś zwolni. i ja mam iść, bo m. jest jeszcze w pociągu z warszawy. nie lubię iść sama gdzieś, gdzie są ludzie. a tam jest dużo. do tego *beep* azalia którą kupiłam zdechła. kupiłam wczoraj i trzymałam w pokoju z wyłączonym kaloryferem, a ona zwiędła i tak. do tego tę zwiędłą azalię otoczoną nie zwiędłymi hiacyntami umieściłam w koszyczku i całość jest dość duża i teraz będę to musiała targać do tej restauracji i wyglądać jak włóczęga. nienawidzę takich akcji.

okazuje się, że moja mysz jest dobrej jakości, bo tłukłam nią o komputer, ale nadal działa i nawet nie pękła.

corpse bride - 13 Lutego 2010, 22:18

poszłam i zajęłam stolik. kijowy trochę, ale coż. a kwiatek odżył. pomogła mu chyba reanimacja w zlewie pełnym wody. widać azalia potrzebuje podlewania nie codziennie, jak powiedziała mi pani w sklepie, ale 2x dziennie.

poza tym - !!! - jaki piękny śnieg!

a w ogóle to rozpisałam się w temacie o filmach o tym filmie, co mnie tak zdenerwował i nikt nawet nie skomentował, że racja, albo że wręcz przeciwnie. nikogo to nie ruszyło w żadną stronę? (mówię o wszstko, co kocham). sala była pełna (na oko) licealistów, aż się poczułam staro. może to był target? koleżance, z którą byłam też się nie podobał, ale chyba nie przez seksizm i ideologię, tylko jako film.

Martva - 13 Lutego 2010, 22:57

Gdzie są takie stolikowe cyrki? :)

Śnieg jest zimny. Gdyby nie był zimny, mogłabym rozważyc jego walory estetyczne ;P:

Z azalią może być różnie. Ona by pewnie teraz chciała temperaturę w okolicach 15 stopni (trzeba by sprawdzić na jakiejś stronie o azaliach), jak ma bardzo ciepło to szybciej paruje i trzeba ją podlewać częściej (co nie zmienia faktu że jak się nie ma oranżerii to często bywa jednosezonowym kwiatkiem).

A filmu może po prostu jeszcze nikt nie widział?

corpse bride - 14 Lutego 2010, 00:22

pod wawelem - kompania kuflowa (jest też w warszawie, tylko tam nie nazywa się 'pod wawelem')
swoją drogą nie polecam, bo po pierwsze za dużo mięsa w menu - właściwie jak ktoś nie chce mięsa, to prawie nic nie ma. jest trzy ryby do wyboru, ale łososia używają mrożonego. wzięłam ostatecznie steka z argentyńskiej wołowiny i stek, jak to stek, dobry. ale mały, a dodatki całkiem niesmaczne. golonki i żeberek mają duuuuuże porcje. żebeek spróbowałam, ale nie umywają się do najlepszych żeberek, jakie jadłam. obsługa miła i dobrze szkolona, wnętrze ładne, skutecznie stylizowane na sto lat temu, ale - jak pisał nowicki - rewelacji nie ma. już wolę jeffsa (tego samego właściciela). może dlatego, że wolę kuchnię amerykańską. ale dlaczego amerykańskie frytki mają być lepsze od austrowęgierskich?
apropos dobrego amerykańskiego żarcia w polsce, to we wrocławiu jest taka knajpa przy rynku, przy której jeffs się chowa. tam to jest rewelacja. rozmarzyłam się.

śnieg jest zimny, ale z wewnątrz tego nie czuję. na zwenątrz też nie jest tak źle, jeśli się ubiorę odpowiednio. najważniejsze, to żeby nie przemoknąć. kiedy mam mokre stopy, to może być nawet ciepło (stosunkowo), a i tak marznę. a kiedy mam suche, to nawet przy dużych mrozach jest ok. dlatego dobrze znoszę większe mrozy, jak nawet śnieg z solą (fuj!!!!!) zamarza.

obejrzeliśmy do końca the office. to kolejny mój ulubiony serial. tylko, co teraz będziemy ogladać?

mBiko - 14 Lutego 2010, 16:19

Nieprzemaczanie stóp jest ogólnie dobrym pomysłem, nawet poza zimą. Dużo ludzi jest w stanie znieść kiepską pogodę pod warunkiem suchości w butach.
corpse bride - 14 Lutego 2010, 21:59

mBiko, fakt. i tak samo jeśli chodzi o przechładzanie. bardzo często reaguję na zmarznięcie stóp zapaleniem pęcherza następnego dnia.

fajne zdjęcie masz w avatarze tak poza tym. zwykle zdjęcia dzieci mnie nie cieszą, ale podoba mi się ta międzygatunkowa komitywa :) oni tak serio?

aha, wesołych walentynek wszystkim! celebrujcie miłość :)

Martva - 14 Lutego 2010, 22:32

corpse bride napisał/a
aha,(...)


noż urwa mać, a taki miałam miły dzień ;( :evil:

corpse bride - 14 Lutego 2010, 23:00

sorówa, ale uważam, że trzeba świętować co się da. kiedyś nazywałam walentynki świętem zmarłych, ale i tak obchodziłam :)
mBiko - 15 Lutego 2010, 21:32

corps, serio serio. I to nie tylko one, pozostałym dwóm kotkom również zdarza się przytulać do Potwora.
corpse bride - 19 Lutego 2010, 01:12

dobrze, że potwór nie ma alergii :) (ja sama mam czasem na własne koty :( )

jestem podekscytowana. mój niby domowy tydzień zamienił się jak zwykle w aktywny, bo ciągle coś. z ciekawszych rzeczy, to byłam u psychologa, a raczej psycholożki i zaakceptowałam ją, więc jeszcze do niej pójdę. może dzięki temu poukładam sobie w głowie na tyle, żeby coś zrobić z tym życiem.

zaczęła mi doskwierać moja niezależność. znaczy brak niezależności :) moje szczęscie nigdy nie było wprost proporcjonalnie zależne od stanu konta, ale od poczucia niezależności już tak. a do tego jest potrzebna niestety kasa. chyba przestanę wybrzydzać i zacznę wysyłać masowo cv starając się nie zrażać, że mnie nie chcą tu czy tam. co mi w końcu szkodzi? no i jeszcze pod koniec miesiąca mają mi dać znać z firmy, w której miałam rozmowę jakiś czas temu. sytuacja jest o tyle nietypowa, że dowiedziałam się o tej ofercie od znajomych. o ile ofertą można nazwać coś, co nie pojawiło się na portalach rekrutacyjnych. po prostu szukali przez znajomych. ale podobało mi się, co mówił gość, z którym rozmawiałam i myślę, że mogłabym u nich pracować.

poza tym - !!! - wyjeżdżam na tygodniowe wakacje. nad morze, w miejsce, gdzie nigdy nie byłam. i straszszsznie się cieszę. mam zamiar dużo spacerować, rozmyślać i wdychać najodowane powietrze. komputer zostawię w domu, więc mnie nie będzie.

poza tym, jak pisałam w innym wątku, obejrzałam właśnie lovely bones i mam ochotę przeczytać jeszcze raz książkę. po filmie pozostaje taki niedosmak. chociaż jest niezły. to jest serio bardzo ładna książka i chociaż na pierwszych stronach główna bohaterka umiera, to jest to książka o życiu.

spadam teraz robić rzeczy, zanim wyjadę. :)

Martva - 19 Lutego 2010, 10:54

To jednak nie myślisz o własnej dg?
corpse bride - 19 Lutego 2010, 11:59

myślę o wszystkim na raz (czy naraz?), może to mój problem? pewnie spróbuję z urzędem i jak się uda to fajnie. a jak nie, to poczekam w szarej strefie, aż zacznę tyle z tego wyciagać, żeby móc bezpiecznie się otworzyć bez kasy z zewnątrz.
hrabek - 19 Lutego 2010, 20:26

kasa z zewnątrz dobra rzecz, od urzędu pracy można chyba dostać do kilkunastu tysięcy bezzwrotnej pożyczki.
Martva - 19 Lutego 2010, 21:01

hrabek, tak, wiemy :) do 18 tysiaków. Kosmos. Usiłujemy obczaić szczegóły i się załapać, tylko strasznie trudno powymyślać te gupie cyferki.
Agi - 19 Lutego 2010, 21:09

Martva, z wyposażenia możesz wpisać aparat cyfrowy i komputer (prowadzisz sprzedaż przez sieć), to juz jest kilka tysięcy.
Martva - 19 Lutego 2010, 21:11

To tak, już wymysliłam, i kasę fiskalną jeszcze. Plus jeszcze może jakieś programy do kompa. I pewnie koraliki, tylko ze jesli dobrze zrozumiałam to trzeba to wydać w miesiąc i to mnie trochę przeraża.
xan4 - 19 Lutego 2010, 21:12

W zależności od danego Urzędu Pracy takze ileś procent towarów handlowych lub materiałów, z reguły tak około 25 % dotacji, to też daje około 4 tysięcy na towar na start.
xan4 - 19 Lutego 2010, 21:16

A po co Ci kasa fiskalna na początek, a o ile będziesz miała sprzedaż przez internet tylko i będziesz miała system sprzedaży, to kasa fiskalna w ogóle nie będzie Ci potrzebna.
Martva - 19 Lutego 2010, 21:18

Muszę mieć kasę fiskalną i płacić VAT od każdej pary kolczyków, bo są takie gupie przepisy o srebrze :(


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group