To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Mistrzowie i Małgorzaty - Agnieszka Chodkowska-Gyurics

nimfa bagienna - 24 Maj 2010, 10:42

Adanedhel napisał/a
Kruk Siwy napisał/a
Pisanie razem nie jest łatwiejsze. Ale za to dużo, dużo zabawniejsze.

Znaczy łączy się w jakiś sposób z użyciem dmuchanych młotków?

Cała ta sprawa zaczyna mnie niezdrowo interesować. :roll:

nureczka - 24 Maj 2010, 11:30

nimfa bagienna, robimy co możemy, żeby wzbudzić zainteresowanie czytelników. :mrgreen:
dalambert - 24 Maj 2010, 12:12

nureczka napisał/a
robimy co możemy, żeby wzbudzić zainteresowanie czytelników

pisać, Pisać, PISAĆ :D

Adanedhel - 24 Maj 2010, 17:29

Możecie też przynieść rzeczone młotki na jakieś spotkanie.
Kruk Siwy - 24 Maj 2010, 17:34

Przecież jesteś samobieżny?
nureczka - 7 Czerwca 2010, 15:55

A miało być tak pięknie...
Tłumaczę książkę dla diabetyków :(

RD - 7 Czerwca 2010, 17:21

Z jakiego języka?
nureczka - 7 Czerwca 2010, 20:06

Z angielskiego.
Agi - 7 Czerwca 2010, 20:10

nureczka napisał/a
Tłumaczę książkę dla diabetyków :(

Nie smuć się, diabetycy też potrzebują dobrze przetłumaczonych książek.

Witchma - 7 Czerwca 2010, 20:41

nureczka, o, to koniecznie napisz, czy warto się tą książką zainteresować, mojej mamie wszelkie informacje na temat cukrzycy się przydadzą.
Agi - 7 Czerwca 2010, 20:51

Nie mówiłam!
dalambert - 7 Czerwca 2010, 21:11

nureczka, mnie cholera tyż :!: :(
nureczka - 7 Czerwca 2010, 22:48

dalambert, masz u mnie egzemplarz autorski.
To co teraz robię, to zbiór przepisów kulinarnych.
W dalszych planach pozycje poświęcone "życiu z cukrzycą". Będę informować na bieżąco.

dalambert - 8 Czerwca 2010, 08:09

nureczka, Dzięki, oj zmarniał człek = nietety/ ale wódeczkę mogę :P /
ps. przepisy na jedzonko bardzo się przydadzą, bo dietka zaproponowana przez panią diabetolog to dla mnie koszmar i sałaciarstwo potworne :(

nureczka - 23 Czerwca 2010, 16:33

Jak się sam nie pochwalisz, to cię nikt nie pochwali. Wiem, wiem, powtarzam się.
Chciałam tylko nieśmiało nadmienić, że opowiadanie Nika Pierumowa pozyskałam i przetłumaczyłam ja, nureczka.

Arya - 23 Czerwca 2010, 17:00

Abyś się sama chwalić nie musiała, to ja pochwalę i pogratuluję. :bravo
I chwal się głośno i nie nieśmiało, przecież nie masz się czego wstydzić (a wręcz przeciwnie)!

Witchma - 23 Czerwca 2010, 17:05

nureczka, :bravo
dalambert - 23 Czerwca 2010, 22:03

nureczka, :bravo za fakt, reszta jak przeczytam :)
Kai - 25 Czerwca 2010, 19:53

:bravo :bravo :bravo
Też będę czytać :)

ketyow - 25 Czerwca 2010, 20:59

:bravo
rybieudka - 25 Czerwca 2010, 21:44

:bravo To chyba nawet pierwszy raz od kwietnia kupię SFFiH :wink:
Tym bardziej, żeby się spróbować przekonać do Pierumowa po pewnym rozczarowaniu jakim był dla mnie Tern

nureczka - 25 Czerwca 2010, 23:02

rybieudka, czy to znaczy, że nie czytałeś opowiadania "Tylko pieśń", które razem z Krukiem rodzinnie popełniłam?
rybieudka - 25 Czerwca 2010, 23:29

Noo... yyyy.... <wbija wzrok w podłogę i niecierpliwie wierci stopą> ... no wiesz... jakoś tak wyszło, że ostatnimi czasy nie miałem trochę czasu na czytanie SFFiH, a przez to kilka numerów mi umknęło... Wiem! WIEM! to niewybaczalne, i ja się na pewno poprawię. NA PEWNO:) Mam tylko nadzieję, że w Fabryce dalej mają tą fajną promocję, ze numery archiwalne po cenie okładkowej wysyłają, bez żadnych dodatkowych kosztów.
nureczka - 25 Czerwca 2010, 23:36

rybieudka napisał/a
po pewnym rozczarowaniu jakim był dla mnie Tern

Z przykrością (bo Nik to mój wielki przyjaciel) muszę stwierdzić, że Pierumow dużo traci w przekładzie. Rzecz w tym, że 60% (a może nawet więcej) jego sukcesu tkwi w niesamowitym języku. Nie ma tam ani jakiś wyszukanych stylizacji, ani karkołomnych zdań, a jednak czuje się Mistrza.
Ujmę to tak. Tłumacząc Nika, muszę sięgać do słownika znacznie, znacznie częściej, niż w przypadku innych autorów.
Tłumacząc Kira Bułyczowa zaglądałam raz na rozdział, tłumacząc Nika - raz na stronę. Powyższa uwaga NIE jest atakiem pod adresem tłumaczki. Jak to powiedział wielki Shelley "Poezją jest wszystko to, co gubi się w przekładzie".

PS. Tłumacząc Kirę Izmajłową zajrzałam do słownika raz na całą książkę :twisted:

rybieudka - 25 Czerwca 2010, 23:50

Z tym przekładem myślę, ze jest coś na rzeczy. Niestety rosyjskiego nie znam, wiec raczej nie planuję czytania Pierumowa w oryginale, ale w Ternie (a to jedyna ksiażka Pierumowa) jaką czytałem) bardzo często dało sie wyczuć rusycyzmy, czy zdania, które jakoś po polsku nie brzmią. Nie wiem, może to była kwestia tłumaczenia (p. Iwona Czapla), może faktycznie specyficznego języka. Niestety, choć w momencie, kiedy się dowiedziałem, że dostanę Tern do zrecenzowania dla Fantasty bardzo się ucieszyłem, entuzjazm wraz z lekturą coraz bardziej opadał. Ja sie z ta książką najnormalniej w świecie męczyłem. Aczkolwiek, kilka rzeczy mnie tam urzekło, fakt. coś o tym napomykam we wspomnianej już recenzji

Tym niemniej właśnie dlatego chętnie sięgnę po tłumaczenie tego autora przez kogoś innego (tym bardziej jeśli jest to przekład wykonany przez tak zacną tłumaczkę :wink: ), bo prawdę mówiąc jakoś mi się w głowie nie mieściło jakim cudem koleś, który pisze tak jak jest napisany Tern mógł dostać nagrodę dla najlepszego europejskiego pisarza fantastyki (w 2004 bodajże). Takze cóż, Pierumow dostanie u mnie drugą szansę. Być może dzięki Tobie droga nureczko ją wykorzysta :wink:

nureczka - 26 Czerwca 2010, 00:22

rybieudka napisał/a
Nie wiem, może to była kwestia tłumaczenia

Jest. I braku redakcji.
Iwonka jest osobą przemiłą, ale początkującą, a dostała do tłumaczenia rzecz, która wymaga mistrza.
Inna sparwa, że Tern jest książką "niespieszną". Akcja rozkręca się powoli. Rosyjski czytelnik (albo szczęśliwy absolwent filologii) rozkoszuje się jeżykiem popijając kawę. Reszta drapie się w głowę "ale o co chodzi". Np. autor często sięga po słowa lekko archaiczne. To jest trochę tak, jakby słuchać osoby wykształconej z pokolenia naszych dziadków. Niby język ten sam, niby nie ma w nim nic dziwnego, ale jest jakaś taka dyskretna elegancja i coś nostalgicznego (nie wiem, czy się jasno wyraziłam).
Sama nie mam pewności, czy dałam radę z opowiadaniem. Choć akurat tutaj język był znacznie prostszy niż w Ternie.

Matrim - 26 Czerwca 2010, 00:25

nureczka napisał/a
Niby język ten sam, niby nie ma w nim nic dziwnego, ale jest jakaś taka dyskretna elegancja i coś nostalgicznego


I niestety coraz mniej tego :(

nureczka - 3 Lipca 2010, 22:37

Nieoficjalny, nureczkowy , (wielce subiektywny) przewodnik po Museo Reina Sopia

Jako że wczoraj udało się w pełni zaspokoić klienta, wyszło mi, że dziś mam dzień wolny i mogę go poświęcić na zwiedzanie Madrytu. Niestety, rano obudziła mnie burza z piorunami. Uporczywe opady deszczu wpłynęły na plan dnia: nureczka idzie do muzeum. Na pierwszy ogień poszło Museo Reina Sopia.
Parter. Miejsce dla twardzieli, czyli ekspozycja sztuki niezwykle nowoczesnej. Zwiedzający od początku wprowadzany jest w stan osłupienia. Od razu, w pierwszej sali uświadomiłam sobie, że kilka razy dziennie, nie zdając sobie z tego sprawy, oglądam niezwykle cenne dzieło sztuki. Do takiego wniosku doszłam po obejrzeniu szeregu instalacji, które pozwolę sobię określić wspólnym, roboczym tytułem „Burdel w schowku ogrodowym”. Dla znawców sztuki współczesnej podaję, że w rubryczce „autor” przy owych dziełach widniało słowo „Arman”.
Gdy jako tako udało mi się opanować, wyjść ze stuporu i odzyskać władzę w nogach, ruszyłam dzielnie na przód, zupełnie nie świadoma czyhających na mnie niebezpieczeństw. Pełna dobrych chęci oglądałałm dzieło składające się z kilku podwieszonych pod sufitem starych sukienek, próbując swym małym rozumkiem pojąć przesłanie tego cuda. Nagle, nieoczekwanie dzieło zachrzęściło, zaskrzypiało, zatrzęsło się i kopnęło mnie w głowę! Konkretnie kopnęło mnie plastikową nogą (taką jakie czasem można zobaczyć na wsystawać sklepów z pończochami) odziną w podarte, czerwone rajstopy. Zbiegłam. Aha, dzieło miało wielce ucieszny tytuł „Moving movement”.
W kolejnej sali nie kryło się nic zagrażąjącego zdrowiu fizycznemu, ale jeśli chodzi o psychiczne... no cóż. Łódka rybacka oklejona w środku styropionowymi penisami (było ich tan na oko ze cztery setki) spowodowała nieodwarcalne zmiany w mej korze mózgowej. W szzcezgólności wyparte zostało z mej świadomości nazwisko twórcy.
No nic, brnę dalej. Trafiam do sali poświęconej twórczości Piero Manzoni’ego. Tak, tak. Właśnie TEGO Manzoni'ego. Trafiła mi się niepowtarzalana okazja obejrzenia jego najsławniejszego dzieła „Artist’s shit”. Dla niewtajemniczonych podpowiedź: jak sama nazwa wskazuje, dzieło składa się z niewielkiej puszki, w której zamknięto kupę artysty.
Booosze, przede mną jeszcze trzy (!!!!) piętra. Ale cóż, zapłaciłam za bilet, będę oglądać!
Pierwsze piętro. Od razu w oczy rzuca się dziwne zachowanie turystów. Nie snują się po salach bez sensu, jak ci na parterze. Wykształciły się dwa sznureczki podążajace zdecydowanym krokiem przed siebie. Krótkie rozpoznanie walką i mam odpowiedź: sznureczke pierwszy (bardziej zdesperowany) podąża ku toaletom, drugi – ku sali oznaczonej na planie czerwonym napisem „Guernica”.
Przed obrazem (o którym nie będę pisać, bo Gurenica jaka jest, każdy widzi) tłumek turystów, jak zwykle z przewagą Japończyków. Japończycy fotografują (w końcu po tym, a nie po skośnych oczach, można bezbłędnie poznać Japończyka). Japonka chce mieć lepsze ujecie, ustawia się malowniczo przed obrazem, nie zwracając uwagi na czarne linie wymalowane na podłodze. Zaczyna wyć alarm. Ochrona wzdycha – widać to dla nich nie pierwszyzna. Wycieczka ucieka. Uff... mogę spokojnie popatrzeć. Guernica rzeczywiście robi wrażenie, choć do mnie, osobiście, jeszcze bardziej przemówiły obrazy z cyklu „Post Scriptum do Guerniki”. Mocna rzecz (tym razem piszę serio, serio).
Dalsza część ekspozycji na tym piętrze przekomnuje mnie, że jednak nie zmaronowałąm 4 euro wydanych na bilet. Oto mój ukochany Dali. Przed „Kobietą w oknie” (tłumacznie tytułu moje – być może oficjalna nazwa jest nieco inna) bezczelnie siadam na podłodze i się gapię. Kocham ten obraz. Slavatore zajmuje cztery sale. Orgazm estetyczny.
I kolejna niespodzianka. Otóż na starość zrozumiałam wielkość Picassa, którego do tej pory omijałam dużym kołem. Nie wiem w czym rzecz, ale wśród wielu obrazów (ekspozycja zoraganizowana jest chronologicznie, a nie według twórców) zawsze zwracam uwagę na jego obrazy. Żeby nie było – najpierw obraz przyciąga moją uwagę, a dopiero potem czytam podpis. Więc jednak coś w tym jest.
Piętro drugie. Eeee... Ooooo... Uuuuu.... Wystawa czasowa poświęcona architekturze Ameryki Łacińskiej. No nie wiem, jakoś makiety modernistycznych osiedli średnio mnie kręcą. Kilka ciekawych zdjęć przyciąga moją uwagę. Aczkolwiek muszę przyznać się do grzechu. Nie oparłam się pokusie. Po prostu musiałam „macnąć” (dotknąć paluchemm) rysunków roboczych Le Corbusiera. Niech mi bogini architeków wybaczy.
Ostatnie piętro. Znowu Picasso. A tym razem pusto, bo winda nie działa i trzeba wdrapać się po schodach. Mogę sobie spokojnie pooglądać. Szkoda tylko, że nogi tak mnie bolą.

W następnym odcinku: Muzeum Prado.
Mrożąca krew w żyłach opowieść, którą można streścić zdaniem „Jeśli zobaczę jeszcze jedną Madonnę z Dzieciątkiem ucieknę z krzykiem”

Kruk Siwy - 3 Lipca 2010, 23:16

I ta kobieta nie chciała z nami (Lichem i mua) zwiedzać Muzeum Rewolucji w Moskwie. A przecież tam żadnej kupy nie pokazywali, jeno taczanki i organki (Stalina).
Arya - 4 Lipca 2010, 11:16

nureczka, :bravo
Kiedy następny odcinek? :mrgreen:



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group