To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko

corpse bride - 18 Sierpnia 2009, 15:30

balkonowy fotoblog nieco uzupełniony
Anonymous - 18 Sierpnia 2009, 15:31

ihan napisał/a
W brak kociego zapachu zwyczajnie nie wierzę.

Fidel-F2 napisał/a
no to pozostaje żyć w smrodzie,

What? Śmierdzi, owszem, jeśli się kuwety nie sprząta. Podobnie by było, gdyby przestać spuszczać wodę w toalecie. :wink:

Martva - 18 Sierpnia 2009, 15:55

Fidel-F2 napisał/a
no to pozostaje żyć w smrodzie,


Od zawsze mam w domu dwie sztuki kocie, wychodzą jeśli im się chce, jeśli im się nie chce to mają kuwetę - może jestem przyzwyczajona, ale nie czuję żadnego smrodu. Chyba że pies jadł coś wzdymającego ;P:

corpse bride napisał/a
balkonowy fotoblog nieco uzupełniony


Jaaaa, ależ masz fajny ten balkon :)

illianna - 18 Sierpnia 2009, 20:49

corpse bride, Twój balkon to istna dżungla, gratuluje hodowli, aż miło popatrzeć :D ;P:
corpse bride - 19 Sierpnia 2009, 15:44

dzięki :) siedzenie na nim uspokaja... a teraz idę się położyć, bo mi smutno...
Ziuta - 19 Sierpnia 2009, 16:12

Przechodziłem obok i nawetr kuknąłem, który balkon Twój. Zazielenionych było kilka, więc popatrzyłem, czy na którymś się nie rudzi kot. Ale akurat nie go było.
corpse bride - 19 Sierpnia 2009, 16:41

mój ma chyba najwięcej krzaków i najmniej ładu :) next time zadzwoń, możesz wpaść na herbatę czy coś.

a kota nie było, bo siedział rano za barierką i teraz ma karę.

Martva - 19 Sierpnia 2009, 16:53

Klęczy na grochu w kącie?
corpse bride - 19 Sierpnia 2009, 17:03

aż pójdę sprawdzić...

nie, ale widać, że analizuje swoją winę:



i od razu jeszcze to:


corpse bride - 20 Sierpnia 2009, 11:21

hm, oglądałam go przed chwilą i wydaje mi się, że od tego zdjęcia urósł... i dobrze, trzeba będzie coś jeść, kiedy skończą się pieniądze, a tymczasem... :( :shock: :? :roll: :|

wczoraj zrobiłam kolejny spacer przez oferty, nic mi się nie podobało, a z tych, co mi się nie podobają, ale pasują wymaganiami było raptem 5. wyślę dziś cv, co robić. sprawdzę jeszcze na ngo, tam są czasem fajne oferty.

no i pudełko z letnią biżu poszło w świat, ciąg dalszy następuje. powstaje też osobna kolekcja na potrzeby przyszłej strony internetowej. i kilka zamówień. żeby skompletować jedno idę dziś do kłębucha. przy okazji pójdę przymierzyć staniki jednej dziewczyny, co sprzedaje je na allegro i ma podobny gust do mojego. czy może biust? nie, biust ma chyba większy, bo te, które mogą na mnie pasować ona oddaje, bo są na nią małe.

mmm, wczoraj zjedliśmy pyszny obiad... oj, oj, przepyszny. nie wiem, jak można nie radować się jedzeniem. są ludzie, którzy mogą jeść cokolwiek i nie są przez to nieszczęśliwi. mój kolega w stanach jadł same parówki i chleb, bo to było najwygodniejsze. przy odrobinie więcej wysiłku można było, nawet przy tak ograniczonym czasie, jaki mieliśmy w pracy, zorganizować coś super, ale jemu było wszystko jedno. moja promotor powiedziała, że to są ludzie o ubogiej wrażliwości i że pewnie ten chłopak jest słabym kochankiem, hy hy. :twisted:

edit: martva, sorx, ale całkiem niechcący wjechałam na trzy twoje ulubione tematy: szukanie pracy, biżu i staniki ;)

Virgo C. - 20 Sierpnia 2009, 11:27

Heh, gdyby mojemu współlokatorowi narzeczona nie gotowała to by się żywił tylko parówkami i frytkami (albo dał drapaka do mamusi jak ostatnio gdy wyjechała na tydzień). I wydaje się szczęśliwy z tego powodu, od czasu do czasu tylko sarkając że dziwny jestem jak sobie coś ugotuje bo mam czas na eksperymenty w kuchni ;)
O tym jakim jest kochankiem nic nie wiem, ale po pewnej wymianie zdań między nimi dochodzę do wniosku, że coś w tym musi być :D

Martva - 20 Sierpnia 2009, 11:31

Zawsze mnie zastanawiają ludzie którzy nie przejmują się tym co jedzą, albo nie lubią jeść i jedzą tylko po to żeby nie umrzeć z głodu. Mają jakieś inne kubki smakowe niz ja, czy co? Dla mnie jedzenie jest niesamowicie przyjemne, zdarza mi się jeść byle co przez kilka dni i się nie zastanawiać, ale potem robię sobie coś megafajnego.
Ziuta - 20 Sierpnia 2009, 11:34

U mnie w domu na poza, poza mną i mamą (i trochę) najchętniej by jedli non-stop ziemniaki, kotleta i sałatkę na occie. Teraz, jak mama u babci, mamy małą wojnę podjazdową pt. wrócić szybko do domu z roboty i zrobić mizerię, zanim Tata przyniesie kolejny słoik papryki. Albo co gorsza buraków. Raz jeden były w domu takie fajne słoikowe buraki. Ale nie zrobimy ich ponownie, bo musimy najpierw zjesć te z chrzanem, których serdecznie nie lubię. Życie, życie...

corpse: mam taką tezę, że radowanie się jedzeniem, to znak, że odradza się u nas burżuazja. I bardzo dobrze. Jedzmy i radujmy się :D

corpse bride - 20 Sierpnia 2009, 11:45

Martva napisał/a
nie lubią jeść i jedzą tylko po to żeby nie umrzeć z głodu


własnie, przypomniałaś mi tym, że ten kolega powiedział kiedyś coś takiego. i że jest zły na jedzenie, bo to jest takie fizjologiczne i zajmuje czas i nie może się doczkeać, kiedy ludzkość wymyśli pokarm w tabletkach.

ziuta, w occie latem? kiedy place uginają się od świeżych warzyw? wow :) ale to chyba coś innego, jak ktoś lubi te ziemniaki i kotleta tak, że nie chce nic innego, a co innego, jak ktoś właściwie nie lubi niczego.

martva, chyba inny mózg raczej, niż kubeczki...

Ziuta - 20 Sierpnia 2009, 11:58

Tak, latem. Tata jadłby wszystko w occie, gdyby Mama pozwoliła. Podobnie, albo prawie podobnie, dziadkowie. Więc to chyba wynika z wychowania.

Tydzień temy to było u mnie żarełko. Ryż (uwielbiam ryże i kasze) z mięcham, pomidorami i bazylią. Więcej nie powiem, bo przepis leży gdzieś w domu.

ihan - 20 Sierpnia 2009, 13:09

corpse bride napisał/a
moja promotor powiedziała, że to są ludzie o ubogiej wrażliwości i że pewnie ten chłopak jest słabym kochankiem, hy hy. :twisted:

Uff, bo już myślałam, że jestem doskonała, mądra i sławna, ale przynajmniej jestem słabym kochankiem. Ufff. :mrgreen: Choć jest różnica między lubieniem jeść smacznie (lubię), a poświeceniem czasu by jeść smacznie (zupka z torebki i obwarzanek to naprawdę jest wystarczająca inwestycja czasowa).

corpse bride - 20 Sierpnia 2009, 21:48

well, ja też jem zupki z torebki (te, które lubię) i obwarzanki, ale jeśli mam czas i możliwość, to gotuję/kupuję również inne rzeczy. wolałabym chyba ogłuchnąć niż stracić zmysł smaku, więcej mam radości z jedzenia niż słuchania...
Martva - 20 Sierpnia 2009, 22:24

ihan, eee, ale jak lubisz jeść smacznie, tylko czasem Ci się nie chce robić to wybacz ale się nie liczy ;)
corpse bride - 20 Sierpnia 2009, 22:29

kiedy pracowałam albo studiowałam na pełny etat (lub dwa) to z mojego lubienia było tyle, że prawdziwy, zadowalający obiad mogłam sobie zrobić 1-2 razy w tygodniu. pracując mogłam sobie jeszcze pozwolić na jedzenie na mieście czasem. studiując mogłam co najwyżej eksperymentowac z przyprawami dodawanymi do codziennej porcji mrożonki warzywnej i ryżu. dlatego doceniam ten aspekt mojej obecnej sytuacji, dzięki któremu w większość dni tygodnia mam świeży obiad.
ihan - 20 Sierpnia 2009, 22:39

Martva napisał/a
się nie liczy

Trudno, więc muszę się pogodzić z myślą, że jestem doskonała. Nie wiem, czy jestem na to gotowa.
corpse, mogłabyś robić cattering dla osób, które tego czasu nie mają. O, na campus mogłabyś dowozić, tylko jedno wymaganie, żeby się dało odgrzać mikrofalówce.

Martva - 20 Sierpnia 2009, 22:44

ihan napisał/a
jestem doskonała


I tak Cię lubimy :)

ihan - 20 Sierpnia 2009, 22:48

No, ba...
illianna - 20 Sierpnia 2009, 22:50

ja robię nie najgorszy catering na imprezy, tylko jeszcze musisz przyjść :mrgreen: ;P:
Martva - 20 Sierpnia 2009, 23:11

illianna napisał/a
ja robię nie najgorszy catering


To się nazywa przesadna skromność, moja droga ;)

ihan napisał/a
O, na campus mogłabyś dowozić, tylko jedno wymaganie, żeby się dało odgrzać mikrofalówce.


Ale tak robić fajne jedzenie komuś kogo się nie zna?

illianna napisał/a
tylko jeszcze musisz przyjść


Właśnie, przyjdź, powyższy argument straci rację bytu. A takie curry się da odgrzać w mikrofali, inna rzecz że nie wiem czy by wytrzymało podróż na kampus ;)

corpse bride - 20 Sierpnia 2009, 23:28

ja zawsze ledwo wytrzymywałam drogę na kampus. zwłaszcza obowiązkowe zajęcia, na które jechałam w godzinach szczytu, a wracałam cała w nerwach, bo koleś przedłużał i pod koniec była zawsze najlepsza dyskusja, a ja od planowego końca miałam i tak tylko 30 min, żeby znaleźć się na rynku na lektoracie z psychopatką. to były piękne czasy :) prawie jak teraz :)
corpse bride - 25 Sierpnia 2009, 18:47

w ciągu pięciu minut miałam dwa telefony w sprawie żółwia. widać g. powiesiła ogłoszenia, że znaleziono... napisałam, że oddam troskliwej rodzinie. ale w tym momencie to go nic chcę oddawać. jest milusi i je mi z ręki. zaraz przyjdą ci pierwsi obejrzeć, czy to ich.

poza tym, to mi smutno z powodu losu żółwi i innych egzotycznych zwierzaków, które uciekają balkonem albo oknem, a potem... no właśnie. nie każdego znajduje ktoś, kto ma jakieś pojęcie o terrarystyce. nie każdego znajduje ktokolwiek... a jaka musi być skala! g. powiesiła ogłoszenia tylko na swoim (długim wprawdzie, ale jednak) bloku i już okazuje się, że conajmniej dwa żółwie uciekły. buuu :cry:

corpse bride - 25 Sierpnia 2009, 21:24

oto ja, mały żółw. corpse znalazła mnie w ogródku swojej koleżanki. wprawdzie trochę na nią fukałem, ale w sumie to ona jest ok. i ten wysoki też. tylko ten rudy, mały jest dziwny. no, ale to ją lubię najbardziej, bo mnie uratowała i karmi mnie z ręki.



mieszkam sobie na balkonie, w dzień, kiedy słońce, a wieczorami siedzę w jej pracowni, pod lampką. teraz mały spacer.



tak, maszeruję raźno, pogoda piękna, staram się nie myśleć o przeszłości.



o której ona nie wie. pokazała mnie jakimś miłym ludziom, pani z chłopcem, ale powiedzieli, że nie jestem ich. wracam więc na balkon. czuję dziwny niepokój, jakby ktoś gapił się w mój ogon.



o nie! telefon dzwoni znowu!!!



biegnę co tchu, prawie lecę, ale łapie mnie i znowu pokazuje ludziom. to te moje. blondynka z tipsami i jej córka na granicy upośledzenia. ta sama, która wyniosła mnie przed blok i bawiła się z sobie podobnymi. każda wzięła swojego zwierzaka, jakby nie wiedziały, że się nie znosimy. zwłaszcza ta świnka morska śmierdzi. no więc schowalem się trochę dalej, a tamta nawet nie zauważyła, że mnie nie ma. potem nie umiała mnie znaleźć. a teraz zabiorą mnie z powrotem... do widzenia, corpse...


Ziemniak - 25 Sierpnia 2009, 21:28

No i z zupy żółwiowej nici :twisted:
Anonymous - 25 Sierpnia 2009, 22:21

A taki fajny gad...
dalambert - 25 Sierpnia 2009, 22:26

corpse bride, jak mogłas zrobić cos TAKIEGO temu żółwiu :|


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group