Powrót z gwiazd - Dzieci - wychowanie
Anonymous - 4 Stycznia 2008, 16:08
Pako, no dobra, ale system, taki, jaki jest, tez kiepsko się sprawdza. Naprawdę mnóstwo ludzi podchodzi do studiowania, tak jak to pisał anioł i tez mnie wkurza, że ida na nich pieniądze z podatków, moich między innymi. Sorry, studia nie są obowiązkowe, dlaczego maja być dla wszystkich za darmo? Za darmo mógłby być pierwszy rok, a potem, jak ktos olewa i ma średnią poniżej 4, to płacić. Takie życie, masz wybór, zakuwasz i starasz się, dostajesz stypendium, a nie - to płacisz zamiast tego. Sądzę, że dobry system stypendialny - stypendia zarówno naukowe, jak i socjalne - rozwiązałby sprawę. Dobry, powtarzam. Gdyby Ci, których na to stac, płacili za nauke, więcej byłoby dla tych biednych ale zdolnych, bo z tego, co sie orientuję - a studia skończyłam jakiś czas temu, więc mogę się mylić - to wysokość stypendiów socjalnych jest śmieszna. Poza tym i studenci mają możliwośc zarobienia na naukę, jest wielu takich, co pracuje i studiuje. Da się, serio.
Godzilla - 4 Stycznia 2008, 16:14
Mirio, są kierunki, na których da się studiować i pracować, są takie, na których się nie da, albo okupuje się to zdrowiem. Naprawdę jest duża różnica między Uniwerkiem a Politechniką. Wiem, bo widziałam jedno i drugie od środka. Teraz mam znajomego, który będąc na Polibudzie dorabia w wieczornym sekretariacie w kancelarii, i dowiedziałam się że rezygnuje, bo tego nie da rady uciągnąć, a wiem że chłopak jest zdolny. Naprawdę tu by się przydał przyzwoity system stypendiów.
Anonymous - 4 Stycznia 2008, 16:22
Godzilla, ok, zdaję sobie sprawę, że nie zawsze praca jest możliwa, ale zaradność i motywacja też powiny być premiowane. Same zdolności bez pracy niewiele znaczą, a nie powiesz mi, że nie ma całego mnóstwa studentów, którzy jednak dorobic by mogli, tylko im sie nie chce. Można dawać korki, można pracować w wakacje. Wierz mi, wiem coś o tym. Stypendia socjalne powinny zapewniać warunki podstawowe - czyli bezpłatna nauka, ewentualnie akademik. A resztę trzeba sobie zapewnić samemu, w końcu w zyciu niewiele jest za darmo - czemu akurat studia mają być?
Godzilla - 4 Stycznia 2008, 16:27
Jest mnóstwo studentów, którzy dorabiają, sama mam w firmie takich kolegów. Różnie z tym bywa, czasem rezygnują z pracy, czasem ze studiów, niektórym udaje się godzić jedno z drugim przez dłuższy czas. Częściej zarabiają w ten sposób studenci zaoczni, albo na luźniejszych kierunkach. Ci z Politechniki raczej się nie wyrabiają. Ale fakt, mówię o regularnej pracy na pół etatu w godzinach wieczornych, nie o korkach czy tłumaczeniach. Ja Politechniki po prostu kondycyjnie kiedyś nie wytrzymałam i rzuciłam w diabły.
Pako - 4 Stycznia 2008, 16:54
Pracować regularnie na pełny czy pół etatu nie dałbym rady.
Poza tym: rozpoczynając pracę - tracę stypendium. Muszę więc albo albo... Kroci nie zarobię pracując na pół etatu, studia polecą z pewnością (kto nie studiował na polibudzie ten nie wie). Dziennie tracę do tego jakieś 4-5 godizn na dojazdy. Co oznacza, że wstaję o wpół do szóstej rano, wracam gdzieś koło szesnastej do domu. Odpoczywam chwilę, a potem biorę się do nauki (w przyszłym tygodniu cztery mega kolokwia, z czego dwa w jeden dzień, wszystkie na zaliczenie). W miedzyczasie piszę dwa sprawozdania na laboratoria, poprawiam i opisuję program na inne laboratorium, aktualnie muszę dodatkowo napisać sprawozdanie z tego programu. Kończę z tym całym bajzlem koło 20. Niby można by iśc do pracy... ale... ale kiedy ja będe spal?
Godzilla - 4 Stycznia 2008, 17:05
Jakie te politechniki są do siebie podobne
Jolietka - 4 Stycznia 2008, 17:50
Sama studiowałam na Polibudzie (PK-górą jest ) i na pracę miałam czas dopiero na 4-tym roku, jak wszystkie podstawowe przedmioty miałam za sobą. Od tego momentu studiowanie to było łączenie ze sobą już zdobytej wiedzy. Do tego laborki i projekty, ale to już inna bajka, wymagająca skupienia i czasu.
Obecnie co 3-ci Student pracuje, co oznacza, że ze względu na corocznie zmniejszaną liczbę godzin wykładów i ćwiczeń, mają dużo wolnego czasu.
Pako napisał/a | Poza tym: rozpoczynając pracę - tracę stypendium | , owszem ale tylko socjalne, naukowego nie. Ono zależy tylko od średniej.
Oczywiście doba ma tylko 24 godziny. Studenci kierunków technicznych muszą więcej czasu poświęcić na pracę samodzielną, fakt.
dzejes - 5 Stycznia 2008, 01:50
Heh, jakaż silna grupa propolibudowa. "Bo nie wiecie..." "Bo tak ciężko..." Zmuszał ktoś? Czy to nie Pako pisał, że on to by już do pracy poszedł, ustatkował się?
Cry me a river emo kids, potem pogadajcie ze studentami medycyny. Albo prawa podczas sesji. Bo akurat co jak co, ale sesje prawo to ma prze.....ane.
Ja byłem typowym studentem-pasożytem, dostawałem pieniądze od matki, do tego miałem rentę po ojcu, a studia - banał. W tygodniu zajęć mało, 16 godzin to była absolutna perwersja i czułem się przemęczony. Ale dzięki temu pracowałem w rozgłośni studenckiej, w Polskiej Akcji Humanitarniej, wychowałem sobie świetnego psa, spędziłem pięknie czas. Dla mnie to spora wartość, jak i to, że spróbowałem róznych rzeczy, roziwnąłem się na różnych frontach, niekoniecznie tylko na tym, który wskazywał kierunek, który studiowałem. Nauczyłem się gotować, prać i prasować też.
Studenci dzienni są różni, podobnie jak zaoczni, a wszelkie generalizowanie jest bez sensu. Zresztą w opisanej sytuacji, gdy studenci dzienni urwali się po kwadransie, a zaoczni poszli się awanturować - to jeśli rzecz się działa na jakimś dużym, państwowym uniwerku - to mądrość życiową widzę raczej w zachowaniu studentów dziennych, nie zaocznych.
Inną zupełnie sprawą jest system stypendialny. Śmiem twierdzić, że wprowadzenie odpłatnych studiów z dobrym systemem stypendialnym byłoby ułatwieniem dla wielu zdolnych kandydatów na studia, których na owe studia nie stać - a nad którymi się wszyscy z taką troską pochylają. Ale zniesienie "bezpłatnych" studiów? Zgroza! Ech, czasem rządzenie dekretami jawi mi się jako sympatyczna alternatywa. Choć oczywiście tylko wtedy, gdy dekrety wydaję ja. Więc jeśli będziecie mieli szansę - głosujcie na mnie, będę bardzo dobrym dyktatorem.
ihan - 5 Stycznia 2008, 11:22
Moje osobiste zdanie: zdrowy system stypendiów. Tylko i wyłącznie naukowych, albo jeśli socjalne to wyłącznie wtedy, gdy wyniki w nauce są zadowalające. Zasady jak w którymś bodajże holenderskim uniwersytecie: trzy dwóje i kończysz studia. Widziałam sporo indeksów, gdzie 90% egzaminów zdanych w 3 terminie i wyższej oceny jak 3 brak. Studia nie są obowiązkowe, wszyscy ich skończyć nie muszą. Ciekawe kto by chciał być leczony przez lekarza, którego indeks tak wyglądał, albo chciałby by dom i nośność fundamentów projektował mu taki architekt. Zdarzyło mi się w moim życiu skończyć zaocznie AE gdy już pracowałam, sporo osób nie podchodziło do żadnego egzaminu, w indeksach mieli same piątki, CBA by miało tam śliczny materiał to wpadania o 6 rano. Spory szok po wcześniejszych studiach dziennych, gdzie nikomu by nawet nie przyszło do głowy iść do wykładowcy z załącznikiem. Umówmy się: są kierunki gdzie można pracować równolegle i takie gdzie nie ma takiej możliwości. Na wielu kierunkach sporo osób podejmuje pracę na 4 czy 5 roku, ale tam gdzie praca magisterska jest doświadczalna, a student pracuje w dobrej grupie i chce sie czegoś nauczyć zwyczajnie nie ma czasu. Moi magistranci przychodzą w wakacje, często siedzą razem ze mną do późnej nocy, nie można przerwać eksperymentu w połowie, bo właśnie musimy wyjść. Specyfika, nikt nie narzeka, ale drażni mnie gdy dyskutując o studiach, stypendiach i zdobywaniu doświadczeń wszyscy zapominają, że nie wszędzie praca magisterska polega jedynie na pracy z kilkoma źródłami pisanymi a tempo jej pisania zależy wyłącznie od poukładania sobie czasu przez magistranta.
USA są świetnym przykładem, że da się zbudować rozsądny system stypendialny, da się by równolegle obok siebie egzystowały bardzo dobre uczelnie i takie w Ruchodupkach Dolnych, a ta ich kooegzystencja nie powoduje obniżenia poziomu na tych lepszych, jak to się u nas obecnie dzieje.
Pako - 5 Stycznia 2008, 11:47
dzejes napisał/a | Zmuszał ktoś? |
Nie zmuszał. Ale zamarzyło mi sie tak kiedyś zostać informatykiem. Jestem w te klocki w miarę dobry, lubię to i interesuje mnie to. Chcąc zostać informatykiem studia to rzecz naprawdę fajna - dużo rzeczy niepotrzebnych się człowiek dowie, ale też trochę się nauczy. A potem o pracę jako informatyk łatwiej. Z tego co słyszałem łatwiej, jeśli ma się dyplom polibudy, a nie uniwerku. A więc polibuda. A jaka? Jakaś, która daje porządnego kopa. Więc śląska.
I tutaj stypendium naukowe zaczyna się od 4,55. Śmiem twierdzić, że nie do osiągnięcia dla kogoś, kto uczy się normalnie (czyt. nie zarywa nocy, ma jakieś tam znajomości i odrobinę czasu wolnego). Czemu średnia jest taka wysoka? Bo jej sposób ustalania polega na dawaniu naukowego iluśtam procentom najlepszych studentów na wydziale. A więc stypendia wędrują do osób z łatwiejszych kierunków, na których osiągnięcie takiej średniej jest zdecydowanie prostsze. Przeciętny informatyk czy automatyk będzie w kropce.
Stopa stypendium naukowego też jest świetna: najniższe to 120zł bodajże. Akademik w Rybniku kosztuje zdrowo ponad dwa razy tyle. Resztę niby mogą dorzucić rodzice. Ale tylko jeśli przyjąć, że mój brat skonczy studiowanie, moi młodsi darują se szkoły i pójdą w świat. Opłacenie nauki dwóm uczniom technikum i dwóm studentom już teraz jest dla nich sporym wydatkiem (gdyby nei socjalne nie dałbym rady studiowac).
Ja się kłócić ani dyskutować o tym za bardzo nie chcę, bo mi się nei chce i muszę napisać sprawozdanie z metod numerycznych. Ale wprowadzenie płatnych studiów skończyłoby się na tym, ze zamiast informatykiem zostałbym magazynierem jakimś albo kimś w tym stylu. Bez obrazy proszę, magazynierzy są potrzebni, są potrzebni ludzie którzy robią drogi i tacy, którzy sprzedają mi chleb w sklepie. Ale ja chciałem zostać informatykiem, bo tak sobie zamarzyłem i mam w tym kierunku jakieś talenta.
Anonymous - 5 Stycznia 2008, 11:54
Pako, a ja sobie zamarzyłam, że chcę być kierowcą, uważam, że mam talent. I o pracę byłoby ławiej. No i czemu, u diabła, nikt mi nie chce opłacić kursu na prawko?!
Piszesz o systemie stypendialnym, może lepiej by on wyglądał, gdyby studia były jednak płatne?
Rodzice nie mają kasy, bywa. Tylko nie rozumiem, czemu w tym wypadku inni mają fundować studia. W końcu rodzice mają obowiązek utrzymywania dzieci - alimenty zasądza się do ukończenia nauki/26 roku życia. Life is brutal, w wielu dziedzinach, tylko akurat studia się należą?
Pako - 5 Stycznia 2008, 12:17
Zauważ, że jednak nie tylko studia. Bo strasznie się uparliście: tylko studia i buuu!
Tak samo jest z systemem leczenia, socjalnym całego państwa, całym szkolnictwem, od przedszkola począwszy. Tak samo jest z firmami (wszelkiego rodzaju ulgi i tak dalej). A po co są te ulgi? Żeby się firmy rozwijały, bo potrzeba rozwijających się firm.
u nas potrzeba masy informatyków, naprawdę masy, i to się jeszcze przez parę lat utrzyma, zwłaszcza, że ilość kształconych informatyków maleje. Co się stanie, jak studia będą płatne? Będzie ich jeszcze mniej, a co za tym pójdzie wszyscy ucierpią. Bo informatyków sporo cągle potrzeba, jest sporo oprogramowania do napisania, sporo stron (a raczej poratali, nie stronek bogasqów) do skodzenia, masa systemów do zaprojektowania. Ze stronkami da se radę samokształcący się informatyk (a raczej ich banda) jeśli będzie miał parę lat doświadczenia w ostrym kodzeniu,inaczej wyjdzie kaszanka. Z oprogramowaniem rzesza samokształconych może se da radę, może nie, róznie będzie. Zazwyczaj kod będzie poszarpany strasznie, ale powinno się dać radę. O ile będą mieli długie lata pracy w tym kierunku za sobą, nie samego kształcenia się jako tako.
Z projektowaniem poważnych systemów dadzą sobie radę tylko ludzie po studiach, najlepiej łączonych informatyka i zarządzanie.
płatne studia sprawią, żę najpierw samokształcący się informatycy będą musieli przez parę długich lat nabierać doświadczenia, a w tym czasie pisać masę oprogramwania, które nie do końca będzie dobre. Po czymprzez parę długich lat będą najpierw poprawiali co na początku spieprzyli, a dopiero potem pisali normalnie i w miarę dobrze.
Studia dają to, że już w trakcie studiowania wpaja się ludziom trochę podstawowych zasad co do pisania, uczy ich się i każe im się uczyć tych podstaw, których wypracowanie samemu może zająć o wiele dłużej. Uczy się ich robienia tego, co do nich należy i w miarę na czas. Przynajmniej po części. I daje dużą ilość wiedzy, która może się kiedyś przyda, a na zdobycie której w razie potrzeby samokształcący się stracą o wiele więcej czasu.
O sieciach komputerowych, urządzeniach elektronicznych, telefonach, oprogramowaniu pralek czy mikrofalówek nie wspominam. Tam w ogóle samokształcący będą mieli problemy. Bo jak u licha programuje się te wszystkie duperele, zwane mikroprocesorami, gdzie nie można w wymaganiach napisać: 2Gb ramu. tam się trzeba zmieścić w 64kb... raze z kodem...
ihan - 5 Stycznia 2008, 12:26
Pako, pisałeś coś o systemie stypendiów, który jest ewidentnie zły, bo źle rozliczany w ramach wydziału. Od kilkunastu postów wszystkie osoby piszące o stypendiach mają na myśli przemyślany i dopracowany system. Uczysz się i osiągasz zadowalające wyniki: dostajesz stypendium, nie chce ci się uczyć, bulisz kasę albo wylatujesz. Piszesz o informatykach, znaczy inne kierunki mniej ważne dla Państwa mogą być rozliczane jakkolwiek, rozumiem argumentację. Rozumiem tak długo, jak długo tacy za darmo kształceni informatycy będą mieli obowiązek pracy w kraju i to w zawodzie, a jeśli nie muszą zwrócić koszty kształcenia. inaczej, przyznasz twoja argumentacja sensu nie ma.
Pako - 5 Stycznia 2008, 12:40
Mówię tylko o informatykach, bo nie mam pojęcia jak wygląda sytuacja na innych kierunkach. Jestem informatykiem i w tym się jakoś tam orientuję.
Co do obowiązku pracy w kraju i zwrotu kosztów kształcenia: tu już jest zupełnie inna bajka, tu się nie wtrącam. Osobiście wyjeżdżać nie chcę i nie zamierzam, pracować chcę w zawodzie. Ale jeżeli na przykład w okolicy by się praca nie znalazła, to tymczasowo pracowałbym pewwnie w czym się da, bo na przykład praca informatyka za 1200zł to jawna kpina jest. Ale myślę, ze z tym nie bedzie akurat większych problemów.
Jeśli system stypendialny był by inny, lepszy, można by kombinować. Ale wybaczcie, za 430zł socjalnego nie da się nic konkretnego wymyślić, połowa schodzi na dojazdy, akademik zeżarłby jeszcze więcej. Do tego potrzeba internetu, komputera, ksiazek albo ksera, trzeba jeść i pić. I inne takie. Za 430zł obecneo bym się nie wymieścił, a polibuda nie jest dobra w rozdawaniu pieniędzy.
Kwestia też: uczysz się. Co to znaczy? Ja się uczę, z informatycznych przedmiotów piąteczki i czwóreczki mam, umiem je i rozumiem. Znaczy jest dobrze.
Ale leżę na elektronice i elektrotechnice, mimo, że też się uczę. Zazwyczaj też rozumimem, ale w układach praktycznych rzecz się sypie, bo kompletnie się w tym gubię. A więc powtarzam elektrotechnikę, razem z rzeszą ludzi. Znaczy się nie uczę, bo dizęki temu nie mam szans na naukowe (nie można mieć żadnego warunku) i średnia gdzieś koło czwóreczki. A, wybaczcie, na humanistycznych jest podobno zdecydowanie łatwiej. Tak przynajmniej humaniści twierdzą sami. Że czytania jest sporo i w ogóle zapieprz, ale większość z nich biadoli, jak trója przyjdzie, poniżej cztery, cztery i pół nie schodzą często. I jak tu porównać oba kierunki?
System stypendialny musiałby totalnie stanąć na głowie, zostać kompletnie przerobiony i wprowadzony od nowa. A to zajmie pewnie najbliższe pięć lat, jak nie więcej. Taką przynajniej żywię nadzieje. Że zdążę skończyć studia, zanim ktoś wprowadzi płatne studia.
Mam też nadzieję, że będize mnie stać na studia dla dzieci bez większych zmartwień.
Anonymous - 5 Stycznia 2008, 12:51
Podoba mi się Twój tok myślenia,Pako. "Mi jest tak wygodnie" to rewelacyjny argument.
ihan - 5 Stycznia 2008, 12:55
Jeszcze raz: system stypendialny powinien być dla najlepszych, przepraszam, takie moje zdanie. Zacznijmy inaczej, jaki system jest dla ciebie w porządku? Przyznający kasę w zależności od dochodów rodziny wyłącznie? IMHO stypendia naukowe powinny być wyższe, dużo wyższe od stypendiów socjalnych, to jak z płacą za pracę, lepiej wykonujesz, więcej dostajesz. Jaki sobie wyobrażasz system stypendiów, 430 zł to dużo nie jest, ale wiele osób zarabia jakieś 800 zł na rękę, stypendium socjalne miałoby być wyższe od zarobków, niby dlaczego? Jak sobie wyobrażasz, że utrzymasz się wyłącznie ze stypendium, które w dodatku miałoby być przyznawane niezależnie od wyników w nauce, taki rodzaj nagrody, że oto dzielny młody człowiek zaszczycił swą osobą uczelnię, zechciał studiować i klękajcie narody? Uważasz to za zdrową sytuację? Nigdzie na świecie, w normalnym świecie rządzonym prawami ekonomii, nie stać ludzi na studia dla dzieci bez większych zmartwień. Jeśli znasz taki kraj, proszę wskaż mi go. Dlatego są stypendia naukowe, dlatego są fundusze stypendialne, gdzie rodzice odkładają przez wiele lat. Studia, to nie obowiązek, a wykształcenie dzieci to sprawa rodziców, inni poprzez swoje podatki mogą co najwyżej pomóc tym zdolniejszym.
Edit: mój post to odpowiedź na post Pako.
Anonymous - 5 Stycznia 2008, 13:02
Do tego, co napisała ihan, dodam tylko tyle, że osobiście jestem za prywatyzacją służby zdrowia (temat osobny i wielce skomplikowany, więc rozwijać nie będę), przedszkola są płatne, istnieje coś takiego, jak obowiązek nauki i w przypadku dzieci nie ma mowy o wprowadzeniu systemu stypendialnego, a ulgi podatkowe związane z kosztami na naukę nie są złym pomysłem (kiedyś były, ale chyba już nie ma).
EDIT: A może ktoś orientuje się, jak wygląda sprawa kredytów studenckich w tej chwili?
dzejes - 5 Stycznia 2008, 15:11
Pako napisał/a | ... bo na przykład praca informatyka za 1200zł to jawna kpina jest. |
Nooo to obok GGG mamy drugiego podejrzanego o syndrom WDSP. A wiesz mój drogi, że ja po prawie pracowałem w kancelarii przez całkiem długi okres za minimalną krajową - na rękę to było jakieś 650 zł? Bo nie było innej pracy w zawodzie, a nie chciałem wtedy tego rzucać. A wierz mi, że moja praca nie polegała na parzeniu kawy i odbieraniu telefonów. Do tego dorabiałem sobie zleceniami różnymi, których sam musiałem szukać. Ale jeśli ich nie było, to albo zęby w ścianę, albo "kochane pieniążki przyślijcie rodzice" - obie opcje tak naprawdę kijowe.
Więc Pako - choćbyś jajko zniósł, to nie wzruszysz mnie, a już na pewno nie tekstami tego typu.
Agi - 5 Stycznia 2008, 15:21
ihan napisał/a | Zdarzyło mi się w moim życiu skończyć zaocznie AE gdy już pracowałam, sporo osób nie podchodziło do żadnego egzaminu, w indeksach mieli same piątki, CBA by miało tam śliczny materiał to wpadania o 6 rano. Spory szok po wcześniejszych studiach dziennych, gdzie nikomu by nawet nie przyszło do głowy iść do wykładowcy z załącznikiem. |
Zdarzyło mi się skończyć prawo zaocznie, bo moich rodziców nie było stać na sfinansowanie mi studiów. Nie słyszałam (przynajmniej na naszym roku) żeby ktoś sobie kupił wpis do indeksu.
I jeszcze jedno, student nie da wziątki, jak wykładowca nie przyjmie
Jolietka - 5 Stycznia 2008, 16:20
Pako napisał/a | Mam też nadzieję, że będize mnie stać na studia dla dzieci bez większych zmartwień. |
tia
Być może będziecie się pewnie ze mnie śmiać, ale ja już teraz, mając rocznego synka, odkładam dla niego pieniądze na studia, po trochę, co miesiąc.
dzejes - 5 Stycznia 2008, 17:57
Bo Pako ma bardzo małe wymagania od życia. Ot praca w tej okolicy, w której się urodził, w zawodzie, który sobie wymyślił, za pensję, którą uzna za nie poniżającą. Do tego studia dla dzieci, więc zakłada jakiś związek, czyli to wszystko razy dwa tak naprawdę. Zakłąda też, że dzieci będą na studia chciały, nie zaczną grzać hery np. I ja się pytam - czy to tak dużo?
ihan - 5 Stycznia 2008, 20:57
Agi, ostatnio strasznie dużo się na studiach zmieniło, na gorsze w większości. Taki znak zmian ustrojowych, które poszły w całkiem nie tym kierunku. Są kierunki gdzie dalej nikt nie wpadłby na to żeby dawać, bo w najlepszym razie skończyłoby się to dywanikiem u Dziekana, są takie gdzie jest to codzienność i nikt nie reaguje. Dzisiaj pewnie sama bym zareagowała, ale kilka lat temu byłam grzecznym, strachliwym dziewczątkiem.
Aha dla jasności, studia dzienne z którymi miałam doświadczenie oczywiście nie były na AE.
Easy - 9 Lutego 2008, 19:33
http://www.pardon.pl/arty...wolucja_idiotow
To niebezpieczna reforma" - uważa prof. Marcin Król, historyk idei i wykładowca uniwersytecki. "Tak szybkie profilowanie jest zagrożeniem dla polskiej inteligencji" - uważa. Szkoły opuszczaliby bowiem nie inteligenci, ale wąsko wyspecjalizowani rzemieślnicy.
Szkoły opuszczają inteligenci? Hyhy...
Inteligent nie potrzebuje, by mu obowiązkowo tłukli wiedzę ogólną.
Piech - 9 Lutego 2008, 20:28
Easy napisał/a | http://www.pardon.pl/artykul/3930/historia_tylko_przez_rok_rewolucja_idiotow
To niebezpieczna reforma - uważa prof. Marcin Król, historyk idei i wykładowca uniwersytecki. Tak szybkie profilowanie jest zagrożeniem dla polskiej inteligencji - uważa. Szkoły opuszczaliby bowiem nie inteligenci, ale wąsko wyspecjalizowani rzemieślnicy. |
Co, dwa lata przed maturą uczniowie mają się uczyć już tylko wybranych przedmiotów!? Straszne. Okropne. Horror. Grozi nam system taki jak np. w Anglii i w klasach przygotowujących do międzynarodowej matury (IB).
Easy - 9 Lutego 2008, 20:42
Piech napisał/a | Co, dwa lata przed maturą uczniowie mają się uczyć już tylko wybranych przedmiotów!? Straszne. Okropne. Horror. Grozi nam system taki jak np. w Anglii i w klasach przygotowujących do międzynarodowej matury (IB). |
Luzik, to tylko takie szumne zapowiedzi, jak wszystko w tym kraju, tak i tu pomysł zejdzie śmiercią naturalną.
banshee - 9 Lutego 2008, 20:44
oby tak było
chociaż mnie bardziej boli obniżenie wieku szkolnego...
mad - 10 Lutego 2008, 00:27
Piech ma rację. Nie wolno wymagać od licealistów zbyt wczesnej deklaracji odnośnie dalszych planów. Jakby nie patrzeć, to są jeszcze dzieci
Za przykład mogę podać samego siebie. Jeszcze rok przed maturą - jako uczeń technikum - wybierałem się, co oczywiste, na polibudę. Zdążył się jednak we mnie dokonać radykalny przełom i poszedłem na polonistykę. Oczywiście miałem zaległości, musiałem dużo nadgonić, ale dałem radę. Dzisiaj nie wyobrażam sobie siebie jako inżyniera. Szybka profilizacja oznacza więcej przypadkowych wyborów. Niestety, często dokonywanych pod wpływem rodziców.
Piech - 10 Lutego 2008, 01:13
Nie zrozumieliście mnie. Ironizowałem. Gdyby miał powstać system, gdzie do szesnastego roku życia jest edukacja wszechstronna, a dwa lata przed maturą trzeba wybrać kilka przedmiotów i na nich się skupić, to wcale by nie było złe. To by nie determinowało przedmiotu dalszej edukacji, tylko ogólny kierunek. Matma, fizyka, biologia, chemia dla ścisłowców i medyków; miękkie przedmioty dla 'humanistów'. W wieku 16 lat już naprawdę powinno się wiedzieć, czy ktoś jest predysponowany do przedmiotów ścisłych, czy nie.
Jak napisałem powyżej, na takiej zasadzie działa program IB. Po pierwszym roku liceum wybiera się sześć przedmiotów. Ogólnoświatowy program IB stoi bardzo dobrze. W systemie angielskim po 16. roku życiu wybiera się 3-4 przedmioty. Tamten kraj też funkcjonuje chyba całkiem nieźle.
ihan - 10 Lutego 2008, 10:19
Prawda pewnie leży po środku, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. Bo osobiście pisałabym się na wczesne sprofilowanie, ale większość mi znanych osób, nawet w momencie wyboru kierunku studiów nie było pewnych co ich naprawdę interesuje. A co dopiero mówić o 16 latkach. Są osoby, które na 5 roku studiów dopiero uświadamiają sobie, że to zdecydowanie nie to i na przykład praca doświadczalna ich nie bawi. Sprofilowanie, może, ale z daniem bazy, która przy założeniu nakładu pracy nie zamknie kogoś w ramach wybranego wcześniej koszyka przedmiotów. Myślę, że w polskim szkolnictwie co innego jest problemem. Przejście na system testowy spowodowało, że młodzież uczy się rozwiązywać testy. Nie myśleć, nie szukać odpowiedzi i uczyć się jak zadawać pytania, tylko zakreślać kółeczkiem jedną z 4 liter. Testy są wygodne i dla zdającego i dla oceniającego, oszczędzają pracy. Ale tak naprawdę niczego nie uczą. OK, w systemie amerykańskim też są testy, ale jednocześnie sporo zadań wymaga pracy własnej, są to np. projekty. U nas w szkołach z tym się nie spotkałam. Natomiast podoba mi się system blokowy zajęć. W Szwecji na studiach przedmioty prowadzone są blokowo, wykłady, ćwiczenia przez 5-6 tygodni, potem egzamin.
Alatar - 12 Lutego 2008, 19:54
Ja uważam wyżej zasygnalizowany pomysł za błędny. Zupełnie nie widzę tego by po pierwszej klasie liceum sprecyzować się na dany kierunek. Wybór taki byłby podyktowany nierzadko presją rodziców, widzimisię ucznia ... Poza tym to w czasie nauki w szkole średniej (w całym czasie jej trwania) często krystalizują się osobowości, predyspozycje, dążenia. Swoją drogą dla mnie 3 lata liceum to było za mało. Najlepsze wyniki otrzymalibyśmy chyba wtedy, gdyby tak "zacząć kontrolować" to czy nauczyciel potrafi uczyć, przekazać wiedzę, zainteresować ... bo wtedy można by spokojnie dość sporo wynieść z przedmiotów w sumie jeśli nie wszystkich to na pewno z większości. Nie ma chyba nic gorszego niż nudne lekcje lub/i nieumiejętne nauczanie ... wtedy nawet wybrane przedmioty są smutną koniecznością.
To tak tylko, gdyby ktoś pytał mnie o zdanie.
|
|
|