Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko
Piech - 23 Stycznia 2009, 18:15
Kasiek napisał/a | Ja od dziś boję się wejść na stołówkę KULu. Wszystko zawsze świeże i pyszne, ale dziś wylądowałam w szpitalu pod kroplówką ze spuchniętym językiem, wargami i dłońmi... prawdopodobnie sztućce, nie mam pojęcia, ale uczulone miejsca na to by wskazywały... Już trochę lepiej, ale jak dojechaliśmy do szpitala, to ledwie oddychałam, ledwie mówiłam, a połykanie śliny sprawiało ból... |
A nie jadłaś nic palcami? Chrupki, orzeszki?
Kasiek - 23 Stycznia 2009, 19:04
Nic, dziś właśnie tylko kanapkę w domu o 7 rano, a potem na stołówce obiad i jakieś 15 min później prawie nie oddychałam
Martva napisał/a | Kurczę, rzeczywiście nieźle... może noś własne sztućce? ale w ogóle pierwszy raz w życiu słyszę o czymś takim |
Jesteś 4 lub 5 osobą, która mi to mówi. Chyba będzie trzeba...
corpse bride - 23 Stycznia 2009, 19:12
Martva napisał/a | W Krakowie to jest ciasto francuskie przekładane różowym, puszystym, słodkim kremem. |
no, na podkarpaciu, gdzie dorastałam (ha ha ha, jak to brzmi), też.
corpse bride - 26 Stycznia 2009, 02:10
kurde, mam jakąś dziwną akcję na popularnym portalu społecznościowym, gdzie zamieściłam przekornie zdjęcie pokazujące, co się stało z częścią moich znajomych (print screen ostatnio dodanych zdjęć, a tam cała masa dzieciaków i to prawie identycznych - nazwałam to atak klonów, a rzecz opublikowana była bez imion i nazwisk).
skończyło się tak, że kumpel, którego bardzo lubiłam i fajny chłopak z niego był usunął mnie z listy znajomych. lepiej wcześnie niż wcale, jak mówią, ale to przykre. fakt, że sprowokowałam tę dyskusję, ale taka już jestem, że prowokuję. ale żeby usuwać znajomych dlatego, że mają inne poglądy na epatowanie prokreacją i inny way of living? musiałabym usunąć chyba z 80%.
nie uważam, żeby bycie emo i dink'sem (tak napisał) było czymś złym. on nie uważa, że czymś złym jest posiadanie dzieci (ja z resztą też). ale żeby od razu usuwać? to tak jakby powiedzieć "nie chcesz patrzeć na mojego synka to spier**** z mojego świata". z resztą coś takiego mi napisał na priv i że to niby przysługa.
life... a tak fajnie kiedyś było. mieszkaliśmy razem na pierwszym roku, spędziliśmy razem kupę czasu gadając, pijąc, grając i śpiewając, imprezując, dyskutując o mikroekonomii, karmiąc gekona, pocieszając się wzajemnie jak nam nie wychodziło w miłości (a nie wychodziło). i tak dalej. potem się trochę popsuło, ale zawsze chętnie umówiłabym się z nim na kawę (-bym, bo mieszka od kilku lat gdzie indziej).
well...
obejrzałam właśnie ten film o benjaminie buttonie i zrobiło mi się tak ckliwie...
idę się lepiej wykąpać, bo jutro znowu :/
Kasiek - 26 Stycznia 2009, 08:53
Współczuję... Ze znajomymi i przyjaciółmi tak bywa... Wtedy się okazuje, że to jednak nie przyjaciele a znajomi. Też miałam takich kumpli. Na koniec świata i dwa kroki dalej. Teraz to jakoś tak... Ze znajomych na tymże portalu mnie nie usunęli, ale nie zaglądają, nie piszą, a jak zagadam, to jakby ich coś poparzyło, bo raz mieliśmy odmienne zdanie. Przykre, to fakt...
Nie daj się, masz jeszcze od groma "znajomych" tam i w realu.
Martva - 26 Stycznia 2009, 09:00
corpse bride, o rany... widziałam początek tej dyskusji i dziwnym trafem zgadzam się z Tobą, nie z nim Ja rozumiem że większość ludzi lubi dzieci, chce je mieć, a jak ma, to się cieszy, ale kilkoro moich znajomych ma w profilu wyłącznie zdjęcia swoich dzieci i czasem się zastanawiałam kto to do cholery jest, bo nazwisko się zmieniło, a w rozpoznawaniu rodzinnego podobieństwa dobra nie jestem.
IMHO to jest początkujący tatuś i jak każdy neofita jest przewrażliwiony.
Ludzie się zmieniają i to nie zawsze w tę stronę w którą byśmy chcieli.
Lynx - 26 Stycznia 2009, 09:09
corpse bride, pocieszę Cię- u mnie wywołałoby to uśmiech- podejrzewam, ze taka była Twoja intencja. Pożegnac z grona znajomych kogoś bez poczucia humoru- nie żal. Tym bardziej, jeśli nie umie śmiać się z siebie. Przewrażliwienie niektórych rodziców, szczególnie mlodych, jest normalne. Dopóki nie zdadzą sobie sprawy, że ich dzieci nie sa ich przedłużeniem, ale odrębnymi jednostkami społecznymi z prawem do własnych doświadczen, błędów i opinii. Jakże często, kiedy się o tym przekonują, następuje syndrom odrzucenia.
Nie martw się dziewczyno jego problem, że nie umie.
Kasiek - 26 Stycznia 2009, 10:12
Wiesz, pewnie jak zostanę mamą (daj Boże nie przez najbliższe dwa lata) a nasza-klasa będzie jeszcze istnieć to pewnie i ja wrzucę jakieś "rodzinne zdjęcie". To się nazywa dzieleniem wielkim szczęściem... Fajnie jest widzieć, że np koleżanka jest szczęśliwą mamusią, a kolega ma cykniętą przez żonę fotkę jak śpi z synkiem, ale...
Martva napisał/a | ale kilkoro moich znajomych ma w profilu wyłącznie zdjęcia swoich dzieci i czasem się zastanawiałam kto to do cholery jest |
No właśnie. Miło zobaczyć jedno zdjęcie kolegów z dzieckiem/dziećmi, ale ileż można? Niektórzy mają niespożyte siły w tym dzieleniu się własnym szczęściem i uszczęśliwiają na siłę, a potem się dziwią, że uśmiech taki sztuczny.
Swoją drogą, nie zapomnę pewnego wątku w gazetowym forum mamusinym o tym, jak nie zaprosić dzieci na własne wesele (z różnych powodów Młodzi nie chcą dzieci - a to koszta, a to chcą żeby rodzice maluchów bawili się z nimi a nie zajmowali dziećmi)... Rozgorzała wtedy wielka dyskusja i gromy posypały się na dziewczynę, która zaczęła wątek i na jej zwolenniczki - Jak można zaprosić mnie, ale nie moje dziecko? jak można lubić mnie, ale nie moje dziecko? Wszak moje dziecko to ja!
To jest problem rodziców, którzy nie potrafią zachować ociupinki dystansu do siebie, dzieci i swojego macie- czy tacierzyństwa. Po prostu. Ignorować, bo cóż innego...
Na koniec jeszcze jedna mała historyjka...
Kiedy półtora roku temu oświadczyłam przyjaciółce, że wyjeżdżam najprawdopodobniej na resztę studiów do Warszawy albo Krakowa, wrzasnęła oburzonym tonem: Jak możesz? Ja planowałam zajść w ciążę! Kto mi będzie pomagał jak ciebie nie będzie? Jak możesz tak sobie wyjeżdżać, nie biorąc mnie pod uwagę?
Przyjaciółka przyjaciółką już nie jest, spotykamy się sporadycznie i raczej wtedy mamy sztuczne uśmiechy na twarzy... Ona częstuje mnie opowieściami jak to ona ma ciężkie życie, ma męża, któremu musi robić kanapki i takie tam... Po każdym takim spotkaniu mam mieszane uczucie: jestem przygnieciona jej spowiedzią i szczęśliwa, że ja mam takie lekkie życie.
Od środy przez trzy tygodnie będę robić kanapki mojemu facetowi, żeby nie był głodny w pracy. I będę znosić codziennie jego chrapanie w nocy. I granie w gry online cały czas. I seriale na Sci Fi (boże, niech zmienią ten kanał w przeglądarce kablówki, bo umrę).
Wtedy ponarzekam jakie mam straszne życie. I jakie straszne mnie czeka kiedyś.
Ziuta - 26 Stycznia 2009, 10:20
corpse bride napisał/a | że mają inne poglądy na epatowanie prokreacją i inny way of living |
Rozumiem, że te same niemowlęce buźki są śmieszne (ironia zwykła, nic obraźliwego), ale żeby od razu było to epatowanie? (Żeby i na mnie nie było: źle kolega postąpił).
Boję się, że mnie ktoś oskarży, że na tym samym portalu epatuję oscyloskopem.
Piech - 26 Stycznia 2009, 10:26
"Atak klonów". Pomysł nawet dowcipny, ale żeby docenić dowcip trzeba dystansu. Trudno tego wymagać od rodzica w stosunku do dziecka. Popatrz na to z drugiej strony. Nie masz dzieci, ale masz innych bliskich krewnych. Wyobraź sobie, że ktoś sobie z nich żartuje...
Fidel-F2 - 26 Stycznia 2009, 11:01
Kasiek napisał/a | Swoją drogą, nie zapomnę pewnego wątku w gazetowym forum mamusinym o tym, jak nie zaprosić dzieci na własne wesele (z różnych powodów Młodzi nie chcą dzieci - a to koszta, a to chcą żeby rodzice maluchów bawili się z nimi a nie zajmowali dziećmi)... Rozgorzała wtedy wielka dyskusja i gromy posypały się na dziewczynę, która zaczęła wątek i na jej zwolenniczki - Jak można zaprosić mnie, ale nie moje dziecko? jak można lubić mnie, ale nie moje dziecko? Wszak moje dziecko to ja!
To jest problem rodziców, którzy nie potrafią zachować ociupinki dystansu do siebie, dzieci i swojego macie- czy tacierzyństwa. Po prostu. Ignorować, bo cóż innego... | bez urazy ale to buractwo (odnosze się do wytłuszczonego)
corpse bride - 26 Stycznia 2009, 11:36
piech, jasne, że masz rację.
a apropos klonów - jest 8 zdjęć ostatnio dodanych, z czego na 3 są dzieci, z czego na 2 jest po dwoje - koleżanka ma bliźniaczki, a kolega zestawił swoje dziecko z jakimś innym. wszystkie te dzieci (pięcioro, o ile dobrze liczę) są podobnego wzrostu i w ogóle podobne - łysawe, okrągłogłowe, ale nawet ładne, jak to dzieci. stąd klony.
fidel, moim zdaniem na moje wesele ja (i przyszły mąż) zapraszamy ludzi, których chcemy tam spotkać. jednych zapraszamy, innych nie, bo to wesele i chcemy się weselić z tymi, których lubimy i w których towarzystwie nam dobrze. jeśli dobrze nam w towarzystwie dzieci znajomych, to je zapraszamy, jeśli nie - to nie. wesele to z resztą pół biedy, jest głośno i jest zamieszanie niemal z definicji. ale nie znoszę dzieci w kościele/urzędzie, które zakłócają lub wręcz niszczą ceremonię. z resztą to nie wina dzieci, bo są małe i nie rozumieją, może im się nie podobać. ale że rodzic nie wyniesie takiego dziecka na zewnątrz, kiedy zaczyna płakać np. tuż przed "sakramentalnym tak"? trudno się dziwić, że ludzie nie chcą zapraszać rodziców z dziećmi, moim zdaniem.
Martva - 26 Stycznia 2009, 11:50
Kasiek napisał/a | to pewnie i ja wrzucę jakieś rodzinne zdjęcie. |
Nie no, jasne, ja to rozumiem. Ale co innego wrzucić rodzinne zdjęcie, a co innego mieć w profilu wyłącznie swoje dzieci. A naprawdę miałam taki przypadek
Kasiek napisał/a | Rozgorzała wtedy wielka dyskusja i gromy posypały się na dziewczynę, która zaczęła wątek i na jej zwolenniczki - Jak można zaprosić mnie, ale nie moje dziecko? |
Strasznie mnie to denerwuje.
Kasiek napisał/a | Kiedy półtora roku temu oświadczyłam przyjaciółce, że wyjeżdżam najprawdopodobniej na resztę studiów do Warszawy albo Krakowa, wrzasnęła oburzonym tonem: Jak możesz? Ja planowałam zajść w ciążę! Kto mi będzie pomagał jak ciebie nie będzie? Jak możesz tak sobie wyjeżdżać, nie biorąc mnie pod uwagę? |
A planowała wiatropylnie, czy jakieś niepokalane poczęcie, czy tatusia z banku?
Fidel-F2 napisał/a | bez urazy ale to buractwo (odnosze się do wytłuszczonego) |
A niby dlaczego? Wesela są na ogół imprezami organizowanymi przez dorosłych dla dorosłych. To nie kinder-party. Nie wszyscy muszą lubić dzieci, nie wszyscy muszą sobie życzyć żeby przyszły, ściągały serwety ze stołów i plątały się pod nogami na parkiecie.
corpse bride napisał/a | ale nie znoszę dzieci w kościele/urzędzie, które zakłócają lub wręcz niszczą ceremonię. |
To tak, w ogóle nie rozumiem po co wlec małe dzieci do kościoła, nie robi to dobrze ani dzieciom ani reszcie
Fidel-F2 - 26 Stycznia 2009, 11:51
oczywiście kościół/urząd to nie miejsce dla dzieci i naturalnie głupawym jest wymagianie od dzieci zrozumienia wszelkich zasad kierujących światem dorosłych, politowanie wzbudzją ludzie którzy najpierw robią jedną głupotę zabierając dzieci do kościoła a potem drugą karając je za nieuszanowanie 'swiętego' miejsca
naturalnie, zapraszamy na wesele tego kogo chcemy tam widzieć ale czynienie jakichkolwiek uwag na temat tego czy zaproszony przyjdzie z dzieckiem (nie mam na mysli dzieci szesnastoletnich) to buractwo i zupełnie nie zmartwiłby mnie brak zaproszenia z takiego powodu
idąc podobnym tropem można zrozumieć kogoś kto nie zaprosi niepełnosprawnego na wózku żeby mu estetycznej oprawy uroczystości nie popsuł
Fidel-F2 - 26 Stycznia 2009, 11:55
Martva napisał/a | A niby dlaczego? Wesela są na ogół imprezami organizowanymi przez dorosłych dla dorosłych. To nie kinder-party. Nie wszyscy muszą lubić dzieci, nie wszyscy muszą sobie życzyć żeby przyszły, ściągały serwety ze stołów i plątały się pod nogami na parkiecie. | dziwną masz definicje wesela, na wesele zaprasza się ludzi z którymi chcemy się weselić bez wzgledu na to czy to dzieci, dorośli czy starcy, i jeśli ktos ma problem z tym, ze inni maja dzieci to burak.
Martva - 26 Stycznia 2009, 11:58
Trudno, mogę być gotycką bezą, to burakiem też mogę być. Lubię buraki.
Fidel-F2 - 26 Stycznia 2009, 11:59
sługa uniżony
Kasiek - 26 Stycznia 2009, 13:05
Fidel-F2 napisał/a | bez urazy ale to buractwo (odnosze się do wytłuszczonego) |
ja się nie gniewam, ale własnego dziecka na wesele bym nie wzięła. Po pierwsze to dla niego mordęga, po drugie, papierosy, alkohol, pijani wujkowie i hałas - to chyba nie warunki dla dziecka, nawet na jedną noc. Poza tym, gdzie je położę spać? Na kupie płaszczy? W kąpie? Albo będę musiała wrócić do domu, albo do hotelu... Czyli nici z zabawy. Wolałabym wynająć nianię/babcię do pilnowania i nie męczyć dziecka, a i samej się pobawić - a co, nie mam prawa?
corpse bride napisał/a | nie znoszę dzieci w kościele/urzędzie, które zakłócają lub wręcz niszczą ceremonię. z resztą to nie wina dzieci, bo są małe i nie rozumieją, może im się nie podobać. ale że rodzic nie wyniesie takiego dziecka na zewnątrz, kiedy zaczyna płakać np. tuż przed sakramentalnym tak? |
Gdzieś o tym pisałam. Ślub kuzynki w maju, dziecko lat ok 1.5. Biega, drze się, mamusia cyka zdjęcia przy ołtarzu. Tatuś nie reaguje. Dziecko ujrzawszy mamusię gdzieś dalej, drze się: MAMAAAAA... Przysięgi nie słyszałam.
Na miejscu Moniki poprosiłabym o wyprowadzenie wrzeszczącego potwora, bo mi psuje prawdopodobnie najpiękniejszą chwilę w moim życiu. I to nie jest pretensja do dziecka - ale do rodziców. To oni grzeszą głupotą.
Martva napisał/a | Nie no, jasne, ja to rozumiem. Ale co innego wrzucić rodzinne zdjęcie, a co innego mieć w profilu wyłącznie swoje dzieci. A naprawdę miałam taki przypadek |
Ja też mam taką znajomą. Jak się pojawi na którymś to wyłącznie w towarzystwie Zuzeńki.
Martva napisał/a | A planowała wiatropylnie, czy jakieś niepokalane poczęcie, czy tatusia z banku? |
Pół roku po ślubie była już.
Martva napisał/a | Wesela są na ogół imprezami organizowanymi przez dorosłych dla dorosłych. To nie kinder-party. Nie wszyscy muszą lubić dzieci, nie wszyscy muszą sobie życzyć żeby przyszły, ściągały serwety ze stołów i plątały się pod nogami na parkiecie. |
podtrzymuję argument, że jeszcze gorsze dla nich są dym, hałas i lejący się alkohol. Jasne, że nie na większości wesel alkohol leje się rzeką i wszyscy leżą pod stołami, ale dla dziecka 5-6 lat to już jest niedobry widok i wolałabym, żeby oglądało dobranockę z babcią i poszło grzecznie spać, a na wesele wybrało się wtedy, kiedy będzie się umiało bawić, to znaczy jak będzie mniej więcej samowystarczalne na tyle, żeby nie spać na rękach mamuni od godziny dwudziestej.
A, nie znoszę też obdarowywania dziećmi każdej cioci, byle sobie ulżyć, na zasadzie: A teraz idziemy do cioci Kasi... A teraz do wujka Romana... jak sobie przyniosłaś zabawkę, to baw się sama/sam/sami się bawcie.
Martva napisał/a | To tak, w ogóle nie rozumiem po co wlec małe dzieci do kościoła, nie robi to dobrze ani dzieciom ani reszcie |
Bo moje dziecko, to JA. Nie lubisz go, nie lubisz mnie.
W tej dyskusji na forum odezwała się kobieta, która stwierdziła, że nie lubi jak jej przyjaciółka zabiera swoją córkę (już nie taką małą, wydaje mi się, że to było ok 7-9 lat podane) na ploty z nią. Ona chce się wygadać, poradzić, opowiedzieć o kłopotach, a mała się wierci, kręci, siusiu, soczku, słyszy już i zapamiętuje niektóre rzeczy... No jak opowiedzieć o małżeńskich problemach, albo w pracy, jak za chwile powtórzy to 7-latka? Poza tym przyjaciółka sama ją ucisza: Pssst, Kamilka!
I obraziła się, gdy ta kobieta ją poprosiła, by czasem spotykały się bez dziecka obok.
Fidel-F2 napisał/a | idąc podobnym tropem można zrozumieć kogoś kto nie zaprosi niepełnosprawnego na wózku żeby mu estetycznej oprawy uroczystości nie popsuł |
To jest buractwo.
Jak będę zapraszać ludzi na ślub, to chciałabym żeby bawili się ze mną na weselu także, a nie wychodzili o 20.00 bo im pociecha przez ręce leci. Na weselu w maju było jeszcze niebezpieczeństwo bliskiej wody (Zalew Zemborzcki), każdy śledził dzieci wszystkich, bo się baliśmy, że wpadną (nie było zabezpieczeń)... Stres pół nocy...
Fidel-F2 napisał/a | na wesele zaprasza się ludzi z którymi chcemy się weselić |
A jak nie chcę się weselić z dziećmi? To po prostu ich nie zapraszam... Z powodu argumentów, które wymieniłam wcześniej.
Fidel-F2 - 26 Stycznia 2009, 13:11
Kasiek napisał/a | ja się nie gniewam, ale własnego dziecka na wesele bym nie wzięła. Po pierwsze to dla niego mordęga, po drugie, papierosy, alkohol, pijani wujkowie i hałas - to chyba nie warunki dla dziecka, nawet na jedną noc. Poza tym, gdzie je położę spać? Na kupie płaszczy? W kąpie? Albo będę musiała wrócić do domu, albo do hotelu... Czyli nici z zabawy. Wolałabym wynająć nianię/babcię do pilnowania i nie męczyć dziecka, a i samej się pobawić - a co, nie mam prawa? | ja też uważam takie postępowanie za rozsądne i z radościa moge przyklasnąć Kasiek napisał/a | Ja też mam taką znajomą. Jak się pojawi na którymś to wyłącznie w towarzystwie Zuzeńki. | no i w czym problem? to tak jak ja bym był wielce zdziwiony, że Ty na zdjęciach nigdzie nie występujesz z dziećmi Kasiek napisał/a | A jak nie chcę się weselić z dziećmi? To po prostu ich nie zapraszam... | owszem ale nie dziw się, że tracisz znajomych
Kasiek - 26 Stycznia 2009, 13:36
Fidel-F2 napisał/a | ja też uważam takie postępowanie za rozsądne i z radościa moge przyklasnąć |
A myślałam, że nienormalna jestem. Ale oprócz tego rozumiem też, że mimo, że kocham moje dziecko, ktoś może go nie lubić (lub dzieci w ogóle) i że moje słoneczko, szkarbiczek najukochańszy może się stać przyczyną nieudanej ceremonii, która dla kogoś jest ważna. Dlatego nie chcąc psuć tej osobie dnia bym go nie wzięła. Czy to takie trudne wczuć się w sytuację i pomyśleć? Chyba oczekiwałabym tego samego od innych Myślenia.
Fidel-F2 napisał/a | no i w czym problem? to tak jak ja bym był wielce zdziwiony, że Ty na zdjęciach nigdzie nie występujesz z dziećmi |
Nii. Ja nie mówię, że to źle, wolnoć Tomku i tak dalej. Ja po prostu myślę inaczej. Martva zauważyła, że ma taką znajomą, ja stwierdziłam, że też taką mam. Ot, podobieństwo sytuacji.
Fidel-F2 napisał/a | owszem ale nie dziw się, że tracisz znajomych |
Pytanie, czy warto ich mieć bo jeśli trzeba kochać także ich psa, kota pomimo alergii, no to sory. Wiem, wiem, dziecko to nie kot, ale można dzieci nie lubić, a ich rodziców owszem, prawda?
Ja bym się za takie zaproszenie nie obraziła, moja chrzestna matka też najpierw nie zapraszała z dziećmi, w końcu dzieci poszły, bo sporo osób odpadło w ostatnich dniach i szkoda było tego, co zapłacone (jakaś epidemia wtedy panowała). Ale Młodzi sami płacili za wesele, a restauracja liczyła osobę jak dorosłą osobę, więc szukali oszczędności. I jasne, że woleli zaprosić wujka i ciocię, czyli 2 osoby, niż wujka, ciocię i 4 dzieci, które kosztowałyby ich sporo, a i tak by z niczego tak naprawdę nie skorzystały. Nie pamiętam, żeby u mnie ktoś się za to obraził, po prostu było stwierdzenie faktu: zapraszamy dorosłych. Bez dyskusji.
edit: dyskusja końca mieć nie będzie Jak to zawsze na "nośny" temat A corpse milczy i patrzy jak spamimy w jej temacie
corpse bride - 26 Stycznia 2009, 16:16
corpse czyta z zainteresowaniem
corpse się cieszy, kiedy uda jej się sprowokować dyskusję.
Martva - 26 Stycznia 2009, 16:17
corpse, a dołączysz do mnie w buractwie? Byłoby mi niezmiernie miło
Anonymous - 26 Stycznia 2009, 17:01
Ja chętnie dołączam.
dareko - 26 Stycznia 2009, 17:22
Kompletnie nie rozumiem dyskusji. Wesele to wesele, jakie jest kazdy wie. Na wszystkich na jakich bylem dzieci byly. Bawily sie swietnie, ich rodzice tez. Zadna tragedia, za to duzo radosci dzieciakow. To nie balanga ze stripizem, zeby dzieci nie mogly w niej uczestniczyc.
Na wesele zaprasza sie rodziny, taka tradycja. Jesli ktos chce mnie zaprosic na wesele, to rozumiem, ze zaprasza moja rodzine. Jesli zaprasza mnie, ale mojej zony nie, to mnie obraza. Jesli zaprasza mnie, ale dziecka nie, to sytuacja sie absolutnie niczym nie rozni.
Piech - 26 Stycznia 2009, 17:25
No właśnie. Nie bać się, kurde, dzieci! Nie demonizować. To też są ludzie. Nie ma się czego bać.
corpse bride - 26 Stycznia 2009, 17:33
dla mnie problem jest czysto teoretyczny, nie mam ani wesela, ani znajomych/rodziny, którcyh bym zapraszała, a którzy mieliby małe dzieci. bo już np ośmiolatka można zabrać (co mi przypomina, jak moja siostra uwodziła takiego na weselu kuzynki. tak razem tańczyli, że do teraz o niej pamięta ).
dareko, mówię o dzieciach, które się nie bawią, tylko które trzeba bawić.
co do zaproszeń, to są pojedyncze, z osobą towarzyszącą i z rodziną. i często to chyba zależy od budżetu, czy możesz sobie pozwolić na to, aby wszystkich zaprosić w tej najbardziej rozbudowanej wersji. np. na weselu koleżanki, na którym byłam trzech jej przyjaciół było zaproszonych bez osób, chociaż jeden ma narzeczoną, drugi dziewczynę, a trzeci matkę swojego dziecka. powiedziała im 'sorry chłopaki, nie damy rady zaprosić was z osobami', oni powiedzieli 'ok, nie ma sprawy, będziemy sie fajnie bawić we trójkę'.
martva, buraczeję wespół
dareko - 26 Stycznia 2009, 17:39
corpse bride, Moja corka miala 1,5 roku gdy byla z nami na sylwestrze. Bawila sie do 1-2 w nocy. Chodzi Ci o niemowlaki?
Martva - 26 Stycznia 2009, 18:00
dareko, niestety nie każde dziecko to ideał i nie każde ma idealnych rodziców. Tobie gratuluję, ale burakiem pozostanę
Lynx - 26 Stycznia 2009, 18:18
Cała rzecz w tym, żeby wszystko konkretnie dogadać. Sama też jestem zwolenniczką pozostawiania dzieci pod opieką, o ile jesteśmy jej pewni, zamiast ciagać je na imprezy wyskokowo-alkoholowe trwające w zamierzeniu do białego dnia. Bo i cierpliwość rodziców nie ta i zabawa nie całkiem.
Z osobą lub osobami towarzyszącymi, lub bez. Zależy to od P.Młodych raczej, bo to ich dzień.
dareko, ja bym się bała. Co innego z samymi rodzicami, co innego, jeśli wokoło są osoby, których nie znam, lub którym niekoniecznie mogę zaufać. Nie jestes w stanie przewidzieć jakiej schizy dostanie facet siedzący przy stoliku obok po 2 czy 4 kieliszku. Zobaczy diabła w moim dziecku? Nie, dziękuję. Wolę unikać ewentualnych zagrożen.
Kasiek - 26 Stycznia 2009, 23:07
Lynx napisał/a | Zależy to od P.Młodych raczej, bo to ich dzień. |
O właśnie... I tu dochodzimy do sedna sprawy... Ja bym się dostosowała do życzenia Tych Ludzi, Którzy Mają Swój Wielki Dzień... raczej sama bym chciała, żeby ten mój był taki jak sobie wymarzę, a nie taki, jak sobie jakiś z gości zamani. Jak mu się nie podoba... na łańcuchu nie ciągnę. Jak Państwo Młodzi życzą sobie słodyczy/książek/misiów zamiast kwiatów, to spełniamy życzenie. Jak by sobie zażyczyli jakiejś konwencji strojów to pewnie zaproszeni też by się dostosowali i dobrze przy tym bawili. Jak chcą się bawić w gronie dorosłych - skąd wiemy jakie atrakcje planują? - to chyba też można by uszanować ich życzenie.
A co do zapraszania jednej osoby z małżeństwa to też się z tym spotkałam. Kobieta nienawidziła się z żoną kuzyna. Poszedł sam i wszystko było dobrze
|
|
|