Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko
corpse bride - 2 Września 2008, 13:32
dziś przyszła do nas do pracy dziewczyna, która pracowała już wcześniej, ale ja jej nie poznałam, bo zanim ja przyszłam ona poszła na urlop dziecięcy. i cały czas gada o tym dziecku i wysyła jego zdjęcia, ale to nie ważne. powiedziała, że mili psa, ale musieli go oddać rodzinie, bo pies nie tolerował dziecka. dziwne, żeby tolerował, skoro był 'jedynakiem' przez wiele lat...
moja siostra (tymczasowo mieszkająca u mnie) sprowdziła sobie kotka podwórkowego, tylko ten kotek jest chory trzymamy kciuki...
a ja (tymczasowo mieszkajaca na hucie) sobie pracuję, tęsknię, ale generalnie jestem ciągle zajęta i mam mało czasu na cokolwiek, nie jest tak, jak przypuszczałam, że będzie tylko cisza, ja i czas...
Anonymous - 2 Września 2008, 13:36
corpse bride napisał/a | mili psa, ale musieli go oddać rodzinie, bo pies nie tolerował dziecka. |
Ciekawe, jak się to objawiało i co zrobili, żeby zapobiec/rozwiązać sytuację. Najłatwiej psa czy kota oddać. Czytałam ostatnio takie historie i nóż mi się w kieszeni otwierał.
corpse bride - 2 Września 2008, 13:39
warczał, jak dzieciak chciał się z nim bawić, a ten nie chciał (wcześniej był przyzwyczajony, że jego 'czas wolny' się szanuje, o ile zrozumiałam). potem rodzice zaczęli się spinać, pies czuł spięcie i warczał na dzieciaka w ogóle.
Anonymous - 2 Września 2008, 13:40
Tomcich - 2 Września 2008, 13:47
W dużej ilości przypadków wystarczy trochę popracować z psem i sprawę można rozwiązać. Ale jak pisze Miria - tak jest dla ludzi prościej. Zdarza się przecież, że gdy w rodzinie w której jest już jedno dziecko pojawia się drugie i dotychczasowy jedynak też może różnie reagować na malucha. Ciekawe czy też wtedy rodzice rozważają oddanie go komuś innemu?
Anonymous - 2 Września 2008, 13:57
Tez się nad tym zastanawiałam. No bo skoro można z dnia na dzień oddać siedmioletnią kotkę odchowana od małego (bo za dwa tygodnie poród), do schroniska zresztą, bo kto by się zajmował szukaniem nowego domu, to czemu nie dziecko?
Zresztą, za pokazywanie dziecku takich sposobów rozwiązywania problemów wielkie brawa. Żeby się tylko nie zdziwili, jak pewnego pięknego dnia sami zostaną oddani do domu starców, gdy niewygodni się staną.
corpse bride - 2 Września 2008, 14:25
czytałam kiedyś artykuł i to, co mi się spodobało w nim, to brak gloryfikującego podejścia do macierzyństwa. różne osoby pisały o tym, jak były w ciąży i jakie miały w tym czasie wątpliwości i problemy. i jedna pani pisała właśnie, że bardzo się bała, co by było gdyby się okazało, że dziecko będzie uczulone na koty. miszkała z tymi kotami, sama z resztą, od lat i łatwiej jej było wyobrazić sobie, że oddaje dziecko, niż koty. chyba skończyło się tak, że nie było alergii.
Martva - 2 Września 2008, 15:00
Pilipiuk nie lubił kotów zanim miał dziecko, chyba że ich nie lubił proroczo.
Miria napisał/a | Najłatwiej psa czy kota oddać. Czytałam ostatnio takie historie i nóż mi się w kieszeni otwierał. |
Tak, koleżanka ostatnio szukała domu dla kotki, bo jej znajomi zaszli w ciążę i stwierdzili że jak w domu jest kot, to na pewno toksoplazmozą zarazi. Ciekawe czy surowe mięso tez przestali kupować i kroić. No po prostu
Anonymous - 2 Września 2008, 15:36
Martva napisał/a | ak, koleżanka ostatnio szukała domu dla kotki, bo jej znajomi zaszli w ciążę i stwierdzili że jak w domu jest kot, to na pewno toksoplazmozą zarazi. |
Ech. Ciekawe, czy chociaż laska zrobiła sobie badania.
Adashi - 2 Września 2008, 15:42
Martva napisał/a | Pilipiuk nie lubił kotów zanim miał dziecko, chyba że ich nie lubił proroczo. |
Nawiązując do wątku "kosmiczne jaja": zawsze może sobie kupić oposa, nie?
Martva - 2 Września 2008, 15:44
Jakoś dziwnie wątpię... przecież łatwiej się pozbyć kota.
Piech - 2 Września 2008, 15:53
corpse bride napisał/a | musieli go oddać rodzinie, bo pies nie tolerował dziecka. dziwne, żeby tolerował, skoro był 'jedynakiem' przez wiele lat |
Trochę to dziwne. Psy z reguły "wiedzą", że z dzieckiem trzeba delikatnie. Normalnego psa nie trzeba specjalnie tresować. Kupiłem psa głównie ze względu na dzieci. Zwierzęta są wśród nas i obycie z nimi jest dość ważną częścią wychowania.
corpse bride - 2 Września 2008, 16:02
pies wiedział i był delikatny, dopóki dzieciak nie zaczął przekraczać jego granic. i chyba nic nie zrobił, bardziej rodzice bali się, że coś w końcu może zrobic.
słyszeliście piosenkę o maszynce do świergotania?
Martva - 2 Września 2008, 16:32
Słyszeliśmy, świetna jest.
Kasiek - 2 Września 2008, 18:05
Nie, a gdzie można usłyszeć?
Martva - 2 Września 2008, 18:57
tu
Kasiek - 2 Września 2008, 22:36
Dzieki
edit: a, nie wiem czym się zachwycać... jakoś nie umiem znaleźć w tych jego piosenkach nic fajnego za to każda ma wewnętrzne fuj. Dobrej nocki
Martva - 2 Września 2008, 23:09
Absurdalny tekst, melodia wpadająca w ucho, mnie się podoba
Wewnętrzne fuj...?
Kasiek - 3 Września 2008, 06:26
Nie wiem, dla mnie ma to wewnętrzne fuj. Nie lubię tego. Ale... miłego słuchania
corpse bride - 3 Września 2008, 12:26
ja jeszcze lubie głos tego pana
dareko - 3 Września 2008, 13:57
Czy ktos z wieszajacych tu psy na rodzicach oddajacych swoich pupili ma dzieci, czy tak sobie teoretyzujecie? W dosc ostrym tonie potepienia, dodam.
Anonymous - 3 Września 2008, 14:03
Raczej konkretne przypadki omawiamy. Posiadanie dzieci niewiele ma do tego. Uważasz, że oddanie zwierzaka ot tak, bez podjęcia próby rozwiązania problemu inaczej, bez choćby poszukania informacji, jak problem rozwiązać i czy w ogóle istnieje, jest w porządku?
dareko - 3 Września 2008, 14:12
Miria, posiadanie dzieci daje tyle, ze rozumiesz uczucia jakie w mlodych, wystraszonych rodzicach sie rodza. Przede wszystkim strach o dziecko. Nie mialas dzieci, nie znasz go.
W wiekszosci sytuacji oddanie zwierzaka to dramat dla rodziny. Sami balismy sie, czy nie wyjdzie aby, ze cora jest uczulona na psa, albo jak bedzie reagowala sunia. Udalo sie, wszystko jest w jak najlepszym porzadku. Jednak gdyby nie bylo, nie mialbym watpliwosci co mam zrobic. I wiecie, moze to dziwne, ale nie czekalbym az ugryzie.
Jesli wlasciciele nie sa w stanie zapanowac nad psem ktory warczy na male dziecko, to nei ma wyjscia.
Gdybym mial kota, to na czas ciazy znalazlbym mu inne schronienie. Tak, zona robila badania, tak nie dotykala sie do surowego miesa, wliczajac w to surowe, wedzone wedliny.
Anonymous - 3 Września 2008, 14:43
Jeśli te uczucia powodują, że nagle zwierzę, część rodziny, staje się rzeczą, którą można wyrzucić na śmietnik, to zaczynam się bać tych cudownych rodzicielskich uczuć. Bo chodzi właśnie o to, że nie zawsze jest to dramat, wręcz odwrotnie. Ludzie w dramatycznej sytuacji robią wszystko, żeby było jak najlepiej, a nie idą po linii najmniejszego oporu i np. oddają kota do schroniska na dwa tygodnie przed porodem, bo tak (sensu nie widzę w tym żadnego). To kwestia odrobiny odpowiedzialności, decyzja o dziecku zazwyczaj nie przychodzi z dnia na dzień, sama ciąża też trochę trwa i można się naprawdę przygotować, w ostateczności znajdując zwierzakowi inny dom, gdy inne sposoby zawiodą. Dlatego nie widzę żadnego usprawiedliwienia dla działań jak te wyżej opisane.
A co do oddawania kota na czas ciąży:
Cytat | Drogi możliwego zarażenia się toksoplazmozą:
- droga pokarmowa - zjedzenie zakażonego surowego albo niedogotowanego mięsa, w którym znajdują się cysty (80% przypadków toksoplazmozy u człowieka). Najczęściej zarażenie następuje wskutek spożycia mięsa wieprzowego (statystyczne ryzyko to 5-35%), baraniego (9-60%), koziego, rzadko wołowego (0-9%). Oocysty mogą się również znajdować w wodzie, glebie, na jarzynach zanieczyszczonych odchodami kota. Wydzieliny i wydaliny zarażonych zwierząt (np. mleko, ślina itp.) także stanowią potencjalne źródło zakażenia;
- drogą łożyskową - płód zostaje zakażony, gdy w czasie ciąży u matki wystąpi czynna infekcja;
- bezpośrednio od chorego kota (nie od innych zwierząt, np. psy nie stanowią żadnego zagrożenia epidemiologicznego) - do tego typu zakażenia dochodzi rzadko;
- przez uszkodzoną skórę - dotyczy to laborantów, weterynarzy;
- przez transfuzję krwi, przeszczep zakażonych narządów. |
Cytat | W ramach prowadzonej edukacji zdrowotnej ludzie powinni być informowani o zasadach zapobiegania chorobie, są one następujące:
-właściciele kotów powinni dbać o to by przebywały one wewnątrz mieszkań
-pojemniki z kocimi odchodami powinny być codziennie czyszczone, a czynności te należy wykonywać w rękawiczkach
- kobiety ciężarne w ogóle nie powinny mieć kontaktu z kocimi odchodami
- koty powinny otrzymywać tylko gotowane mięso lub suchą karmę
- powinno się ograniczyć polowanie kota na dzikie zwierzęta
- piaskownice i miejsca zabaw dzieci powinny być bezwzględnie chronione od zanieczyszczeń kocimi odchodami
- należy unikać spożywania surowego mięsa i mleka
- myć warzywa dokładnie przed spożyciem. |
Ale najlepiej po prostu oddać kota, często skazując go na śmierć.
Tomcich - 3 Września 2008, 14:45
W kwestii uczulenia sprawa jest dość jasna, tego nie da się przeskoczyć, a względy zdrowotne dziecka są najważniejsze. Tego chyba nikt nie będzie negował. Chodzi o sprawy, które przy pewnym wysiłku można pokonać, a nie pozbyć się problemu bo to przecież rozwiązanie najprostsze i jakże wygodne. Tylko do tego wszystkiego należy zacząć przygotowywać zwierzę zanim jeszcze dziecko pojawi się w domu. Trzeba tylko odrobinę chęci, której często brak. Pies też ma swoje uczucia, czuje się zagrożony, kiedy przybywa do domu nowy "KTOŚ" nieznany mu, mający swój zapach, któremu państwo poświęcają cały swój czas, często do tej pory zarezerwowany dla niego. Wiadomo, że dla rodziców najważniejsze jest dziecko, ale czy to często musi odbywać się kosztem zwierzaka, niedawnego pupila? Oczywiście nie mówimy o psach faktycznie agresywnych względem ludzi, ale najczęściej nie są one agresywne tylko w stosunku do dziecka, ale do innych ludzi też. Tu już wina leży po stronie wychowania takiego zwierzaka.
Co do kota to nie ma sensu go oddawać, jeżeli jest to kot domowy, niewychodzący na dwór i nie mający kontaktu z innymi kotami. (A takich jest coraz więcej) Wystarczy tylko sprawdzić, czy nie jest on chory i to wszystko.
Anonymous - 3 Września 2008, 15:01
Podpisuję się.
Tomcich napisał/a | Co do kota to nie ma sensu go oddawać, jeżeli jest to kot domowy, niewychodzący na dwór i nie mający kontaktu z innymi kotami. |
Z tego, co wiem, koty zarażają się poprzez jedzenie myszy itp., żywicieli pośrednich znaczy. Kot przebywający tylko w domu nie stanowi zagrożenia. Oczywiście najlepiej go przebadać, siebie zresztą też, tak naprawdę sporo ludzi choruje i nawet o tym nie wie.
Kasiek - 3 Września 2008, 15:28
Nie wiem, ja bym znalazła inny dom i chyba o to po prostu dziewczynom chodzi. Poszukać kogoś, kto zaopiekuje się zwierzakiem tak dobrze, jak my sami. A nie przypinać w lesie do drzewa albo podrzucić do schroniska na kilka dni przed porodem.
Moja sąsiadka kupiła psa, pies miał dwa domy, swój i nasz. Potem były małe szczeniaki, 9 sztuk, 1 suczka została. Sąsiadka oddała starszą (niby do dobrego domu), z którego po pół roku ją zabrała, ważącą połowę tego, co normalnie, bitą, głodzoną. Pies nie reagował pół roku na imię, nie merdnął ogonem, wyłaziła jej sierść, prawie warzywo. Dodam, że te pół roku mieszkała tyko u nas, bo już warczała na swoją "córkę" - terytorium.
Po pół roku wróciła do swojego domu. Po roku sąsiadka znów ją oddała, bo ona nie ma siły szarpać się z dwiema na spacerze. Dodam, że oddała starszą i spokojniejszą, która była ułożona, nie skakała, nie gryzła smyczy (chyba że na spacerze ze mną, ale wiedziała kiedy sobie może na to pozwolić i z kim). Nie widzę usprawiedliwienia dla takiej rzeczy. Sąsiadka w międzyczasie kupiła dwa koty, a pies jej się po prostu znudził. Czy jakby jej się dziecko znudziło, to też by je oddała i chciała kolejne, bo mniejsze, zabawniejsze?
ihan - 3 Września 2008, 15:32
Kasiek napisał/a | Czy jakby jej się dziecko znudziło, to też by je oddała i chciała kolejne, bo mniejsze, zabawniejsze? |
No coś ty. Co by ludzie powiedzieli!
Kasiek - 3 Września 2008, 16:25
Ja bym nic nie powiedziała. Nie odzywam się już do niej, włączając w to zwyczajowe "dzień dobry".
corpse bride - 8 Września 2008, 11:37
moja sis wzięła kota. znalazła go na parapecie w centrum, okazało się, że to kot z podwórka do wzięcia. jest mały i czarny, strasznie chudy i kicha i ma katar, ale już mu lepiej, nasz crazy wet się nim opiekuje siostra mieszka u mnie, więc kot też, mój cothu już go nawet zaakceptował.
anyway, brat cothu jest chyba do wzięcia, też rudy, tylko mały, podobno okaz zdrowia i urody.
a tak z innej beczki: wczoraj byłam w kinie na filmie control i chociaz w trakcie nie wydawal mi się tak dołujący, jak słyszałam, to kiedy wyszłam z kina poczułam się jak za dawnych czasów, kiedy miałam depresję, jakby nic dobrego nie miało się już w życiu wydarzyć. doprowadzenie się do normalnego stanu zajęło mi parę godzin. wielki szacun dla ludzi, którzy ten film zrobili, to chyba sztuka tak komuś zaimputowac jakiś stan psychiczny. i rozumiem teraz słowa mojej koleżanki, która powiedziała: 'nie wiem, czy w ogóle powinno sie robić takie fimy'...
|
|
|