Ludzie z tamtej strony świata - Robert M. Wegner
mBiko - 4 Kwietnia 2011, 23:41
Również nie jestem specjalnie zaskoczony, tym niemniej serdecznie gratuluję.
Magnis - 5 Kwietnia 2011, 13:49
Serdeczne gratulacje Robercie
rybieudka - 5 Kwietnia 2011, 13:58
Temu Ałtoru
merula - 5 Kwietnia 2011, 15:57
Robercie, miło widzieć takie newsy. Gratulacje
Virgo C. - 5 Kwietnia 2011, 18:01
Co prawda moje głosy powędrowały na inne typy, ale gratulacje się należą
Jaden Kast - 5 Kwietnia 2011, 18:22
Gratulacje Robercie
deSAD - 30 Kwietnia 2011, 19:13
Właśnie dobrnąłem do końca drugiego tomu opowieści.
Chylę czoło przed autorem. Lektura wciągająca i powalająca. Bardzo staranna i pomimo nieistniejącego świata, tak bardzo prawdziwa
Z niecierpliwością czekam na więcej
Agi - 16 Maj 2011, 09:30
Bardzo interesujący wywiad z Robertem: http://zaginionyalmanach....nerem.html#more
dalambert - 16 Maj 2011, 09:44
Agi, dzięki za linka. Bardzo interesująca wypowiedx.
A Robert , pracuj, pracuj - wakacje blisko, czas dzieło oddać
Anonymous - 16 Maj 2011, 10:11
A dziękuję. ^^
Erishar - 24 Maj 2011, 00:23
Zachęcony recenzjami sięgnąłem po pierwszy tom "Opowieści z meekhańskiego pogranicza". Faktycznie autor ma łatwość pisania i w odróżnieniu od innych powieści polskiej sceny Fantasy i SF opowiadania nie emanują przesadną brutalnością, wulgarnym językiem i obrazami niepotrzebnego seksu. Książkę można by powiedzieć czyta się łatwo i przyjemnie.
Niestety większość opowiadań posiada w sobie niekonsekwencje, które powodują, że niektóre z opowiadań stają się praktycznie nieczytelne. Najbardziej rzucające się w oczy to:
- Opisy walk przeczące zdrowemu rozsądkowi i wyglądające jak wyrwane z przeciętnej anime.
- Opis bitwy w opowiadaniu "Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami" to majstersztyk niekonsekwencji i braku jakiegokolwiek realizmu pola bitwy. Przedstawia bitwę jak komiksowy obraz "300" bitwę pod Termopilami.
- Sprawa płaszczy w opowiadaniu "Szkarłat na płaszczu".
Oczywiście zapraszam do dyskusji
Hubert - 24 Maj 2011, 00:57
Erishar napisał/a | - Opisy walk przeczące zdrowemu rozsądkowi i wyglądające jak wyrwane z przeciętnej anime.
|
Jak w większości tego typu historii, przyjacielu. Jednak stawiając książki Roberta obok Malazańskiej księgi poległych i tak pochwalisz Opowieści za hiperrealizm pod tym względem. RMW jeszcze nie wprowadził ciężkiej artylerii podobnej do Dragnipura czy kamiennego miecza Karsy Orlonga... albo nawet śpiewających mieczy Silchasa Ruina.
Poza tym, moim zdaniem wywijają całkiem do rzeczy, nie znam się na szermierce, ale tu nie chodzi o realizm, a o plastykę i płynności historii. A balet z ostrzami, jaki uprawiają niektórzy bohaterowie (zakładam, że głównie Południe Cię pod tym względem uwiera), jakoś tak w przewrotny sposób pasuje do rytmu opowieści o Yatechu. Uważam, że z tym porównaniem do anime to jednak trochę przesadziłeś.
Ozzborn - 24 Maj 2011, 02:47
obvious troll is obvious
Nina Wum - 24 Maj 2011, 04:15
W kwestii militariów jestem zielona jak szczypiorek i nie dbam o prawdopodobieństwo;
na Teutatesa, tu nie powieść historyczna. Wiem tyle, że mnie, jednostkę prychającą na patos, "Wszyscy jesteśmy..." przyprawiło o szczękościsk i podejrzaną wilgoć ócz. A zatem, jak mawiali Włosi: Si non e vero, se bene trovato.
Ozzi, to nie trollizm; to jest na zimno wykoncypowane tzw. "mocne wejście".
Agi - 24 Maj 2011, 06:17
Erishar napisał/a | Niestety większość opowiadań posiada w sobie niekonsekwencje, które powodują, że niektóre z opowiadań stają się praktycznie nieczytelne. |
Erishar, regulamin naszego forum jest bardzo konsekwentny, czytelny i jednoznaczny, a też miałeś problem ze zrozumieniem. Zapraszam zatem do ponownej lektury i zastosowania się.
dalambert - 24 Maj 2011, 07:42
Erishar napisał/a | Niestety większość opowiadań posiada w sobie niekonsekwencje, które powodują, że niektóre z opowiadań stają się praktycznie nieczytelne. Najbardziej rzucające się w oczy to:
- Opisy walk przeczące zdrowemu rozsądkowi i wyglądające jak wyrwane z przeciętnej anime.
- Opis bitwy w opowiadaniu Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami to majstersztyk niekonsekwencji i braku jakiegokolwiek realizmu pola bitwy. Przedstawia bitwę jak komiksowy obraz 300 bitwę pod Termopilami.
- Sprawa płaszczy w opowiadaniu Szkarłat na płaszczu.
Oczywiście zapraszam do dyskusji |
Badź z łaski swojej konsekwentny i powiedz CO ! , a nie tylko Że !
Osobiście uważam, iż opis bitwy o którym wspominasz jest jednym z najlepszych w polskiej fantazy, więc może wykażesz te wszystkie "niekonsekwencje", a nie tylko ogłosisz !
feralny por. - 24 Maj 2011, 07:50
Erishar napisał/a | Opis bitwy w opowiadaniu Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami to majstersztyk niekonsekwencji i braku jakiegokolwiek realizmu pola bitwy. Przedstawia bitwę jak komiksowy obraz 300 bitwę pod Termopilami. | Erishar napisał/a | Oczywiście zapraszam do dyskusji | Czekam na konkrety, o których chętnie podyskutuję. Co jest źle w tym opisie?
agrafek - 24 Maj 2011, 08:18
Erishar napisał/a |
- Opisy walk przeczące zdrowemu rozsądkowi i wyglądające jak wyrwane z przeciętnej anime.
|
Rozumiem, że chodzi Ci o sceny starć w bitwach i pojedynki. Przyznam, że nie mam się za speca od tych spraw. Przyjmuję jednak założenie, że w ramach konwencji autorowi wolno trochę odjechać w opisach walk.
Erishar napisał/a |
- Opis bitwy w opowiadaniu Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami to majstersztyk niekonsekwencji i braku jakiegokolwiek realizmu pola bitwy. Przedstawia bitwę jak komiksowy obraz 300 bitwę pod Termopilami.
|
Trafiłeś z tym porównaniem. I u Wegnera i w "300" bitwę poznajemy za pośrednictwem opowieści jej uczestnika, przekazującego ową opowieść ludziom spragnionym legendy. W obu przypadkach chodzi o to samo - zbudowanie wspólnej tożsamości w zróżnicowanej armii. U Wegnera dodatkowo snujący opowieść to dojrzały mężczyzna wspominający czasy młodości i bodaj pierwszą bitwę, jaką widział. To sprawia, że jej opis nie musi, a nawet nie powinien być realistyczny. Logika legendy jest odmienna od logiki zapisów sztabowych.
Erishar napisał/a |
- Sprawa płaszczy w opowiadaniu Szkarłat na płaszczu.
|
Tak, to jest kłopot, który i mnie nie dawał długo spokoju. Bo skoro te cholerne płaszcze są tak cenne, że utrata choćby jednego to hańba dla oddziału, to niby jak członek tego oddziału mógł oddać płaszcz lekką ręką, w dodatku komuś, kto prawie na pewno by go zgubił i nie miał żadnej możliwości obronić się przed pierwszą lepszą osobą, która chciałaby go odebrać.
W opowiadaniu zaznaczono, że to stary płaszcz, którego właściciel właściwie nie używał. Ale skoro tak, to czy było się o co bić?
Mam dwa wytłumaczenia. Jedno jest czysto czytelnicze - tak, motyw z płaszczem to wtopa. Ale bez niego nie byłoby całego opowiadania, a to bardzo dobre, w moim odczuciu, opowiadanie, to jestem w stanie wybaczyć autorowi ową wtopę.
Ale jest i drugie wytłumaczenie.
Tak, płaszcz był stary, nie pamiętam, czy pozbawiony oznaczeń oddziału, czy nie. Był więc stary i właściwie pozbawiony znaczenia, dlatego można było oddać go upośledzonemu chłopcu. I gdyby te chłopiec go zgubił, nic by się nie stało. Wszystko zmieniły dwie sprawy. Po pierwsze polityka. Gest lokalnego watażki nadał płaszczowi znaczenia, przywrócił mu w pewnym sensie honor. Gdyby jego plan wypalił, nikt nie zastanawiałby się, w jakim stanie był płaszcz i czy był jeszcze "funkcyjny", czy oddany do demobilu. Opowieść/propaganda zrobiłaby z niego najważniejszy płaszcz w armii.
Drugi element to emocje grające w żołnierzach na miejscu. Widzą niewinnego dzieciaka katowanego na ich oczach. Dzieciak uważa się za część ich oddziału i oni też w jakiś sposób uważają go za swojego, choćby dlatego, że każdy cios, który jest mu zadawany, jest wymierzany w ich odział właśnie (a poprzez nich w imperium). Płaszcz znów staje się nieistotny, to tylko pretekst, kawałek szmaty, który urósł przez śmierć dzieciaka do symbolu. I do diabła z imperium, trzeba zmazać krew krwią.
Tak więc wszystko jedno, czy płaszcz był wartościowy czy nie. Stał się wartościowy poprzez wydarzenia, a Wegner nie popełnił błędu.
Adanedhel - 24 Maj 2011, 08:55
dalambert napisał/a | Osobiście uważam, iż opis bitwy o którym wspominasz jest jednym z najlepszych w polskiej fantazy |
Jeden z lepszych w fantastyce w ogóle?
dalambert - 24 Maj 2011, 08:57
agrafek, Świętre słowa, bardzoś to Waść misternie i mądrze wywiódł, ale było by miło , gdyby Szanowny Erishar, łaskawie sprecyzował swoje obiekcje i zarzuty wtedy można by było pogadac, bo tak to jedynie opieramy sie na domysłach.
Co też mogło się szanownemu krytykantowi nie podobać.
Trudno dyskutować z cieniem, co trochę działa jak przysłowiowy Siciński co to" krzyknął VETO i uciekł na Prage"
Erishar - 24 Maj 2011, 15:13
Na początek
Cytat | agrafek, Świetre słowa, bardzoś to Waść misternie i mądrze wywiódł, ale było by miło , gdyby Szanowny Erishar, łaskawie sprecyzował swoje obiekcje i zarzuty wtedy można by było pogadac, bo tak to jedynie opieramy sie na domysłach.
Co też mogło się szanownemu krytykantowi nie podobać.
Trudno dyskutować z cieniem, co trochę działa jak przysłowiowy Siciński co to krzyknął VETO i uciekł na Prage |
Mój post był pisany został napisany o godzinie 0:23, a już o około dziewiątej jestem posądzany o to że napisałem coś i uciekłem.
Cytat |
Ozzborn
PostWysłany: Dzisiaj 2:47 Temat postu:
obvious troll is obvious |
A na to jakieś potwierdzenie ?
Koniec ze sprawami formalnymi wracając do książki.
opowiadanie "Szkarłat na płaszczu"
- Sprawa płaszcza, którego utrata powoduje rozwiązanie całego oddziału. Opisywane płaszcze nie były personalnie podpisane, a jedynie miały oznaczenia danego oddziału. Jeżeli ich utrata niosła by za sobą takie konsekwencje to albo byłby to jedynie strój parady trzymany pod kluczem w barakach wydawane w szczególnych okolicznościach za pokwitowaniem, albo po każdej walce w której bierze udział oddział noszący te płaszcze miejscowa ludność wkraczała by na pole bitwy aby je zdobyć i sprzedać temu kto da więcej. Wrogom aby upokorzyć żołnierzy imperium lub samym żołnierzom aby zmyć ich hańbę. Nie wspominając, że sami żołnierze mogli by się dopuścić czynów niegodnych aby te płaszcze odzyskać.
Natomiast wykorzystanie motywu płaszcza bez całej tej otoczki powoduje, że dane opowiadanie jest bardziej naturalne. Upośledzony chłopiec obdarowany płaszczem, który czyje się przez to wyróżniony zachowa się dokładnie tak samo jak w opowiadaniu. Bo przecież on nie zdaje sobie sprawy z jego "imperialnej wagi". A oddział, który obserwuje tortury chłopca to bardziej martwi się o niego czy o płaszcz ?
Jak starałem się pokazać cała "waga" płaszcza nie wprowadza nic w tym opowiadaniu co i tak by się nie zdarzyło, natomiast ani w poprzednich, a tym bardziej następnych opowiadaniach z tomu "Północ" sprawa "wagi" tych płaszczy nie jest poruszana.
- Dyplomaci - kolejną sprawą w tym opowiadaniu jest sposób pokazania dyplomatów pierwszego stopnia. Jak zostało dobitnie podkreślone jak oni są tajni i jaka posiadają władzę. A w czasie uczty jedna z największych tajemnic imperium rozgryza władca kupy skał z krańca świata i dokładnie krok po kroku opisuje działania najsubtelniejszego doradcy imperium. Skąd ta wiedza ? A sama dyplomatka pomimo doskonałej wiedzy na temat życia i zwyczajów tych górskich plemion nie jest wstanie zrobić nic aby powstrzymać torturowanie małego chłopca. nie ma możliwości rozlewania krwi ok ale honorowe pojedynki, sądy boże cokolwiek .. czyżby w tych plemionach istniała tylko możliwość pokój albo wojna ? A wszystko kończy się pozwoleniem na rzeź. Dodatkowym smaczkiem jest sam sposób zemsty i wiedza o tym jak zwalić lawinę o porucznika straży górskiej, a nieposiadanie tej wiedzy przez wioskę, która żyje tam i od zejścia tej lawiny jest uzależnione ich być albo nie być.
Przedstawię tutaj po kolei wszelkie moje wątpliwości ale w uporządkowany sposób aby dyskusja nie stała się za bardzo chaotyczna.
Edycja w celu dodania dalszej części.
Skoro został wywołany Yachet i opowiadania z nim związane.
- opis uzbrojenia:
a) półtoraręczna rękojeść - klasyczny błąd powielany od czasów pierwszych systemów RPG
b) zakrzywiony miecz - jak dla mnie oznacza to tylko, miecz jest krzywy nienadający się do walki.
c) talher - krótka szabla o podwójnej krzywiźnie ostrza. to rozbudziło moją wyobraźnię i z chęcią posłucham jak to wygląda.
d)prosty miecz - oznacza miecz nieozdobny, a nie miecz o prostej głowni, bo to kryje się w słowie miecz.
e) Pancerz z utwardzanej skóry - to ciekawy konstrukt, pomimo upowszechnienia się takiego podejścia pancerz i zbroja nie są synonimami.
f) pociski do procy z zatopioną naostrzona listwą, które mogły odciąć dłoń lub przebić skórzaną zbroję- to także chciałbym aby ktoś mi opisał.
Sam sposób walki Yacheta ok nie jest dla mnie przekonujący ale to nie jest mój największy zarzut. W szczególności chciałbym przytoczyć dwie sytuacje:
- zabicie czarnoksiężnika w domu kupca:
wskoczyć komuś na konia za jego plecy i wbić mu miecz w plecy, a potem jeszcze obciąć mu z tej pozycji głowę
- pierwszy pojedynek Yacheta na śmierć i życie:
przyjmowanie ciosów na zastawy w taki sposób aby siła ciosu osłabiała rękę walczącego jest błędem w sztuce i na pewno nie powinno zdarzyć się osobie od małego szkolonej w walce. Dodatkowo przyjęcie broni na zastawę generuje automatyczną odpowiedź która w 90 % dochodzi celu.
upuszczenie broni długiej i skok na przeciwnika z jednoczesnym wyciągnięciem sztyletów ? a przeciwnik co czekał cierpliwie na śmierć ?
Na razie tyle czekam na odpowiedzi i oczywiście nie wycofuję się z dyskusji i z chęcią spotkam się z każdą opinią.
Jako że nadal nie ma odpowiedzi kolejna edycja.
Jako, że padły takie argumenty. Oczywiście książka Fantasy nie jest książką historyczną, ale jeżeli nie zostanie to wyszczególnione w opisie świata, działających przedmiotów, magii fizyka nadal obowiązuje. Właśnie magiczne miecze siejące ognistymi kulami, zjadające dusze włócznie i inne takie są częścią światów i z mojej strony nie będą negowane. Natomiast jeżeli nie ma takich wstawek to przyjmuję, że to co się dzieje ma odpowiedniki w naszym świecie czy współczesnym czy historycznym.
I tak dochodzimy do opowiadania "Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami".
Patos, poświęcenie, bohaterstwo wszystko bardzo piękne. Dodatkowo jako opowiadanie jednej ze stron musi oczywiście być przesadzone. I mamy przykłady kusz ścinających jeźdźców z ponad 300 m z prawie 100% skutecznością i temu podobne sprawy.
Tylko niech ktoś mi wytłumaczy, jeżeli najeźdźcy walczą z powodzeniem z wojskami imperium już jakiś czas to można stwierdzić, że obydwie armie znają z grubsza strategię działań przeciwnika. W takim razie wiedząc, że u wejścia do przełęczy stoi barykada broniona przez piechotę to dlaczego do ataku na nią wysyłane są jednostki konne, które z góry są skazane na porażkę.
Dowódca koczowników dopiero po odniesieniu strat przypomina sobie, że faktycznie może użyć magii aby rozbić barykadę. Plus minus mu się to udaję. I mając nie do końca zniszczoną barykadę postanawia rozbić obrońców za pomocą szarży ciężkozbrojnej kawalerii. I tu po raz kolejny mamy super sytuację jak nasi dzielni żołnierze przyjmują szarże ciężkiej kawalerii z lancami na tarcze, co więcej powstrzymują jej impet. I dzięki sprytnemu manewrowi nie dają jej uciec. I teraz zaczyna się jej rzeź za pomocą mieczy i komandosów którzy podczołgują się pod tarczami obrońców atakując brzuchy koni. Oczywiście kawalerzyści nic nie mogą zrobić (nawet uderzenie końskich kopyt jest blokowane przez tarcze).
Druga barykada widać, że dowódca przeciwnika szybko się uczy i wysyła do jej zdobycia/spalenia o dziwo piechotę.
Po zdobyciu barykady mamy kolejną sytuację, że ciężka kawaleria w liczbie około 2tyś jest zatrzymywana przez rannych i zmęczonych piechurów. I ponownie szarża ponosi porażkę. Koniec końców należy użyć łuczników aby skończyć z Meekhańczykami.
Liczba nieprawdopodobnych zdarzeń w tym opisie przerasta nawet opowieść barda, który chcąc zarobić opowiada ją pijanym rolnikom i kupcom po gospodach. My czytając takie opisy możemy się nimi zachwycać, ale nie ówcześnie żyjący żołnierze, którzy w codzienności walką zarabiają na chleb.
I tak chciałbym aby to opowiadanie sprawiło aby czytając je oczy zaszły mi łzami, ale niestety nawet w heroicznym opowiadaniu musi być zachowana doza realizmu powodująca prawdziwe emocje.
agrafek - 25 Maj 2011, 10:49
Erishar napisał/a |
- Sprawa płaszcza, którego utrata powoduje rozwiązanie całego oddziału. Opisywane płaszcze nie były personalnie podpisane, a jedynie miały oznaczenia danego oddziału. Jeżeli ich utrata niosła by za sobą takie konsekwencje to albo byłby to jedynie strój parady trzymany pod kluczem w barakach wydawane w szczególnych okolicznościach za pokwitowaniem, albo po każdej walce w której bierze udział oddział noszący te płaszcze miejscowa ludność wkraczała by na pole bitwy aby je zdobyć i sprzedać temu kto da więcej.
|
Gdybym był przedstawicielem "miejscowej ludności" modliłbym się do wszystkich bogów, żeby taki płaszcz w moje ręce nie trafił, bo wiedziałbym, co właściciel płaszcza i jego koledzy mi zrobią, gdy go u mnie znajdą, albo gdy odkryją, że miałem coś wspólnego z jego sprzedażą. A gdyby bogowie szczególnie mnie nie lubili i płaszcz by u mnie wylądował, to gnałbym do utraty tchu, żeby go oddać.
Sądzę też, że inaczej by sprawa wyglądała, gdyby płaszcze były tracone w bitwie kończącej się miażdżącą klęską imperium, inaczej zaś, gdy ktoś te płaszcze kradnie, albo gdy żołnierze tracą je po pijanemu itp. itd.
Najważniejsze jest jednak co innego, co odnosi się i do pozostałych Twoich zarzutów. Mianowicie - opowieści rządzą się własną logiką i zasadami. Dla przykładu - mniej doświadczonemu w kwestii władania bronią czytelnikowi to, co razi Ciebie przeszkadza jakby mniej. Ba! Statystyczny czytelnik, na przykład ja, nie potrafiłby docenić maestrii super realistycznego opisu, czego doświadczyłem niedawno czytając opowiadania autora, który na władaniu bronią białą wydaje się znać.
Oczywiście, ideałem byłoby, gdyby autor potrafił cieszyć i laika i specjalistę. Czy tak jest w przypadku Wegnera nie mnie decydować, niech jakiś znawca wypowie się, czy przytoczone przez Ciebie przykłady są możliwe, czy nie. Czasem jednak nawet nieprawdopodobne dokonania bohaterów bronią się, jeśli służą opowieści. W moim przekonaniu tak właśnie dzieje się w przypadku Wegnera.
Osobną sprawą są przytoczone przez Ciebie kontrowersje odnośnie opisów broni i zbroi. Tu nazwy nie mają - zwykle - znaczenia w kontekście opowieści właśnie.
edyta: (ja tu sobie piszę, a potem widzę, że dyskutant też uzupełnił wpis)
Cytat | Tylko niech ktoś mi wytłumaczy, jeżeli najeźdźcy walczą z powodzeniem z wojskami imperium już jakiś czas to można stwierdzić, że obydwie armie znają z grubsza strategię działań przeciwnika. W takim razie wiedząc, że u wejścia do przełęczy stoi barykada broniona przez piechotę to dlaczego do ataku na nią wysyłane są jednostki konne, które z góry są skazane na porażkę. |
Zakładanie, że wszyscy dowódcy uczą się dzięki doświadczeniu, słuchaja mądrzejszych doradców, nie popełniają głupich błędów i nie ulegają emocjom to dopiero fantasy:). Taki marszałek Montgomery to postać iście fantastyczna przy takim założeniu.
Ja to widzę tak - koleś zasuwa na czele armii, która prawie nie ponosiła klęsk. Stoi na czele wyprawy łupieżczej i - jak jest podkreślane w tekście - widzi, że łup mu umyka. Przeciw sobie ma nielicznych żołnierzy, którzy przez ostatnich kilka dni tylko przed nim spieprzali. Owszem, widzi, że się okopali, wie, że poniesie straty. Ale wierzy w ducha swoich żołnierzy, za to nie bardzo wierzy w ducha tamtych. I widzi, że zdobycz mu się wymyka.
Nie jest przy tym Napoleonem w najlepszym czasie, tylko właśnie Montgomerym, przekonanym, że wróg ledwie dyszy, pogoda się nie popsuje, drogi nie okażą się za ciasne dla ściśniętych na nich dywizji i wszystkie ataki wyjdą idealnie.
Najpierw wydaje rozkaz pełen entuzjazmu: "przejedźcie się po nich chłopaki, tak jak my potrafimy najlepiej".
Potem tylko coraz bardziej się wścieka. Ambicja i chciwość nie pozwalają mu przestać.
Może i jacyś doradcy podszeptują: "Hej, ale to niepotrzebne marnowanie sił". Ale on odpowiada: "Jakie tam armaty! Jaki tam brak wsparcia! Jaki tam bezsens! Nikt nie powie, że moja lekka brygada jest gorsza! Do szarży!"
(jakby miał polskich szwoleżerów, to by przeszli, ale nie miał )
Tu akurat realizm, ale ten tyczący się ludzkich ambicji i małości, jest - w moim przekonaniu - po stronie Wegnera.
Rafał - 25 Maj 2011, 11:16
Erishar napisał/a | Liczba nieprawdopodobnych zdarzeń w tym opisie przerasta nawet opowieść barda | Cóż, à la guerre comme à la guerre.
IMO jak się wczytać w opisy historycznych batalii, potyczek i nawet całych wojenek, to czasami ma się wrażenie, że one całe składają się z nieprawdopodobnych zdarzeń. Nawet jeśli tak ci się wydaje, a nawet jeśli masz rację to jest to samo życie i rzecz jak najbardziej uprawniona.
Hubert - 25 Maj 2011, 12:26
Nie znam człowieka.
dalambert - 25 Maj 2011, 12:34
Sosnechristo, może biega o tego zamaskowanego erotomana z dwoma mieczami / i trzecim malutkim/
Hubert - 25 Maj 2011, 12:38
dalambert, zapewne.
Tylko, że imię przewinęło się w wypowiedzi naszego nowego kolegi przynajmniej ze dwa razy, więc zastanawiałem się, czy ja przypadkiem nie pominąłem jakiegoś bohatera, czytając Południe...
Rafał - 25 Maj 2011, 12:44
Bo to nie było Południe tylko Centrum, no wiesz, to z III tomu, z opowiadania "I każdy dostanie swoją kobzę".
dalambert - 25 Maj 2011, 13:00
Śpiewaj wdzieczna kobzo moja niech się ciągnie bajka twoja - hu, ha, hu, ha.....
Ziuta - 25 Maj 2011, 13:13
agrafek napisał/a | Najważniejsze jest jednak co innego, co odnosi się i do pozostałych Twoich zarzutów. Mianowicie - opowieści rządzą się własną logiką i zasadami. Dla przykładu - mniej doświadczonemu w kwestii władania bronią czytelnikowi to, co razi Ciebie przeszkadza jakby mniej. Ba! Statystyczny czytelnik, na przykład ja, nie potrafiłby docenić maestrii super realistycznego opisu, czego doświadczyłem niedawno czytając opowiadania autora, który na władaniu bronią białą wydaje się znać.
Oczywiście, ideałem byłoby, gdyby autor potrafił cieszyć i laika i specjalistę. Czy tak jest w przypadku Wegnera nie mnie decydować, niech jakiś znawca wypowie się, czy przytoczone przez Ciebie przykłady są możliwe, czy nie. Czasem jednak nawet nieprawdopodobne dokonania bohaterów bronią się, jeśli służą opowieści. W moim przekonaniu tak właśnie dzieje się w przypadku Wegnera. |
agrafku, dzięki za te słowa! To jest od dłuższego czasu mój literacki konik. Rzecz ostatnio spotykana wszędzie, ale najpowszechniejsza w fantastyce. Czytelnik zawiesza logikę na kołku, dopuszczając istnienie czarnoksiężników, smoków i kosmitów, a jednocześnie czepia się każdego detalu zbroi, albo przebiegu walki na miecze. Skąd to się bierze?
Czekam aż ktoś zdemaskuje pierwszą wojnę światową, że takiej wojny nie mogło być, wymyślili ją w Hollywood, bo przecież nikt nie jest tak głupi, żeby rzucać fale piechoty na okopane cekaemy.
Francuską armią w końcówce XIX wieku trzęsła klika malarzy batalistów (sic!) wymuszająca np., żeby żołnierze nosili kolorowe kubraki, bo to lepiej wygląda na płótnie. Może dzisiaj dokonuje się jakaś cicha zemsta i przy Polskim Związku Strzeleckim i Polskim Związku Szermierczym działają komisje do wykrywania "błędów" w książkach? Ciekawa perspektywa.
agrafek - 25 Maj 2011, 13:42
Ziuta napisał/a |
To jest od dłuższego czasu mój literacki konik. Rzecz ostatnio spotykana wszędzie, ale najpowszechniejsza w fantastyce. Czytelnik zawiesza logikę na kołku, dopuszczając istnienie czarnoksiężników, smoków i kosmitów, a jednocześnie czepia się każdego detalu zbroi, albo przebiegu walki na miecze. Skąd to się bierze?
|
To jest coś, co ledwie musnęliśmy podczas panelu "realizm a fantastyka", podczas którego dyskusja skupiła się (na co wcale nie narzekam) na zagadnieniach formalnych.
Ale zabłysła tam myśl, że może właśnie dlatego fantastyka (a to czytelnicy, a to autorzy) przykłada takie znaczenie do szczegółu, że rozpaczliwie pragnie złapać jakiś kawałek twardego, realistycznego lądu.
Tzw. tfu, tfu główny nurt może sobie pozwolić i na eksperymenty formalne i na kompletne odjazdy fabularne czy narracyjne, bo tam czytelnik siadając do lektury zawsze wie na czym siedzi:). Żeby nie wiem co się w powieści działo punktem odniesienia pozostaje nasz świat.
W fantastyce jest dokładnie na odwrót - i pisarz i czytelnik lądują na oceanie bez jakichkolwiek punktów odniesienia (wyjściowo, bo wiadomo, że ograniczeń postrzegania i przekazu nie przeskoczą). Aby więc nie pogubić siebie i czytelnika odruchowo szukają czegoś realistycznego.
Drugie wytłumaczenie jest mniej wydumane (acz równie, w moim przekonaniu, prawdziwe) - fantaści i czytelnicy kryminałów to hobbyści. A to oznacza, że każdy z nas zna się jeszcze na czymś więcej. Jeden na broni średniowiecznej, drugi na mechanice kwantowej, a trzeci tak pojął wszelkie zasady rządzące dietą, że w pamięci obliczy ile hobbici mogli jechać na membasie (czy jak się to tam nazywało). W efekcie ponieważ (patrz wytłumaczenie pierwsze) fantaści autorzy kochają szczegół, to hobbyści - czytelnicy mają ich na czym przyłapywać.
Właściwie, to nie jest takie złe. Dzięki temu autorzy zaczytują się na amen w stosach specjalistycznych książek i uczą czegoś przy okazji. Tyle, że nie warto popadać w przesadę.
|
|
|