To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Planeta małp - Co nas wk***wia, znaczy się, irytuje

Tomcich - 6 Lipca 2007, 18:41

hrabek napisał/a
No przeciez byli Herosi, tyle, ze 10 minut pozniej, juz nie przesadzaj. Ciesz sie, ze to Jedynka kupila, a nie Polsat, bo bys nie wytrwal do konca pierwszego odcinka z powodu reklam.


Byli, ale skąd miałem wiedzieć ile czasu będzie ten <SŁOWNIK BRZYDKICH WYRAZÓW> ględził. Specjalnie sprawdziłem na telegazecie, nie było tego wywiadu w planie. Ale, że Zalewski podpadł i nasz kraj zdradził musiano odtrąbić w TV jaki to WIELKI (tajny) SUKCES Polska i Prezymier odniósł w Brukseli. Przez to zostałem narażony na wysokie straty moralne słuchania jego <SŁOWNIK BRZYDKICH WYRAZÓW> gulgotania. :evil: Słyszałem jak moje jedyne dwa pozostałe neurony popełniają samobójstwo w mózgu. Już wolałbym oglądać te reklamy podpasek, żarcia dla psów, dezodorantów i innych rzeczy niż tego <SŁOWNIK BRZYDKICH WYRAZÓW> słuchać. :evil: :evil: :evil:
W ogóle to chyba żadna władza tyle konferencji prasowych nie urządzała. Ostatnio Ziobro przeszedł samego siebie protestując przeciwko artykułowi w GW, który się jeszcze nie ukazał. :?

agnieszka_ask dzięki za Słownik, bardzo przydatny w tym wątku. :mrgreen:

Kruk Siwy - 6 Lipca 2007, 19:38

Dobrze, że nie muszę oglądać Herosów bo inaczej musiałbym pożyczyć Słownik Brzydkich Wyrazów
feralny por. - 6 Lipca 2007, 20:05

A mnie wkurzają ludzie z parasolkami, ledwie spadnie parę kropel deszczu i już nie da się bezpiecznie poruszać po mieście. Tłum ludzi z parasolami usiłuje wydłubać oczy wszystkim dookoła tymi sterczącymi drutami. Albo niosą parasol tak, że zupełnie nie widzą dokąd idą i trzeba przed nimi uciekać po całym chodniku. Horror jakiś normalnie.
Kruk Siwy - 6 Lipca 2007, 21:12

No to koniec. Rozpaliłem w kominku.
Gustaw G.Garuga - 6 Lipca 2007, 21:53

Mnie wkurza papierkowa robota - pracuję w prywatnej szkole językowej, która chyba ściga się z publicznymi na ilość papierów jakie ma nauczyciel wypełnić. Właśnie kończą się kursy, co oznacza, że dla każdego z kilkudziesięciu moich uczniów mam wypisać szczegółową kartę, charakteryzująca jego osobę oraz oceniającą jego postępy, a na domiar złego wypełnić rybrykę "Uwagi i komentarze" wg. wzoru "Pan Janek dzielnie walczył z materią języka pomimo częstych nieobecności z powodu choroby. Położyliśmy fundament, teraz trzeba postawić dom! Zalecana kontynuacja na wyższym poziomie". I to wszystko czytelnym pismem... Że nie wspomnę o ocenianiu testów końcowych...
Gwynhwar - 6 Lipca 2007, 22:03

Gustawie, czy u Ciebie też tak jest, że pensja spływa na konto w połowie miesiąca?
Gustaw G.Garuga - 6 Lipca 2007, 22:21

Wg umowy - 10. W praktyce około 8. Ale zawsze za mała :twisted:
Gwynhwar - 6 Lipca 2007, 22:29

To mnie nie dziwi. Jakiego języka uczysz?
Gustaw G.Garuga - 6 Lipca 2007, 22:35

Angielskiego w biznesie. Po ogólnym metodą Callana to tak, jak gdybym z centrum Katowic - bez obrazy dla Katowiczan - przeniósł się do serca Babiogórskiego Parku Narodowego. Ale to już jest off-top :wink:
Gwynhwar - 6 Lipca 2007, 22:37

Metoda Callana zawala gramatykę, so I've heard :D Ale konczę offtop ^^
Tomcich - 6 Lipca 2007, 22:52

feralny por. napisał/a
Albo niosą parasol tak, że zupełnie nie widzą dokąd idą i trzeba przed nimi uciekać po całym chodniku.


Dzisiaj taka jedna z parasolką wlazłaby mi pod samochód. :evil:

Gustaw G.Garuga - 7 Lipca 2007, 08:53

Metoda Callana zawala wszystko. I to mnie wkurza, a więc jesteśmy w temacie :D
elam - 7 Lipca 2007, 09:18

- GGG, mozesz rozwinac mysl? co to znaczy, "zawala"? ze jest do d***?
Gustaw G.Garuga - 7 Lipca 2007, 09:35

Jak najbardziej. Metoda Callana opiera się na teoriach o nauczaniu jezyka które już dawno poszły do lamusa. Mówiąc w skrócie, traktuje ucznia jak mechanizm odbierający impulsy, który trzeba niczym psa Pawłowa przyzwyczaić do określonej reakcji. Łączy elementy różnych metod, które w zamierzeniu nie miały iść razem. Stąd z jednej strony użycie polskiego jest zminimalizowane, a zarazem gramatyka podana jest w formie teoretycznych regułek do wkucia, z których nikt niczego nie rozumie. Największy jednak grzech to ten, że nie uczy mówić! Nauczyciel zadaje abstrakcyjne pytania, np. "What would you prefer to lose: an arm or a leg?", na które uczeń odpowiada zgodnie z wzorcem w ksiażce: "I'd prefer to lose an arm" (jest nawet kretyńskie wyjaśnienie, dlaczego akurat rękę, a nie nogę lepiej stracić: "Because you can do most things with only one arm, whilst you can't walk very well with only one leg"). Tego typu frazy przewijają się przez całą metodę, za to na próżno szukać zwrotów przydatnych w życiowych sytuacjach, np. przedstawiania, zakupów itp. Od powstania kilkadziesiąt lat temu podręczniki nie były uaktualniane, stąd pełno tam słownictwa trącącego myszką, brakuje za to oczywistych z dzisiejszego punktu widzenia zjawisk (jest pytanie, jak podjąć pieniądze z banku - trzeba coś podpisać, o bankomacie ani słowa...). Uczniowie nie dostają szansy, by mówić o tym, co naprawdę ich interesuje; muszą niewolniczo trzymać się książki. ZDECYDOWANIE ODRADZAM!
elam - 7 Lipca 2007, 09:39

no to ja akurat wiem, na czym ta metoda polega, i mialam bardzo wyrazne wrazenie, ze to nie dla mnie :)
w pracy mamy kurs i angielski jest wlasnie callanem, nawet nie staralam sie zapisac, kiedy sie o tym dowiedzialam, choc bardzo bym chciala troche sie poduczyc...

ale ja taki anarchistyczny gremlin jestem, nie wytrzymalabym tam i rozpierduchala lekcje stwierdzeniem "i'd prefer to loose a nose because i don't like somebody stink"(wiem, na pewno jakis blad zrobilam ;)

Gustaw G.Garuga - 7 Lipca 2007, 09:42

Callan to jest plaga, ponoć w żadnym kraju nie ma się tak dobrze jak w Polsce...
elam - 7 Lipca 2007, 09:55

a nie masz wrazenia, ze to taka strasznie giertychowsko-PiSowska metoda...
ihan - 7 Lipca 2007, 10:03

Ja myślę, że popularność Callana bierze sie stąd, że łatwy w dookreśleniu. Przygotowanie prowadzącego ogranicza się do formułek, łatwiej ocenić "postępy" uczniów, szkoła czuje się bezpiecznie, bo ma czarno-na-białym czy wywiązała się z umowy "nauczenia" na jakimś tam poziomie. Mnie w nauce języka z Polsce (choć może tak jest wszędzie) boli głównie NUDA. Szansa na naukę języka, a nie sposobu zdania egzaminów Cambridge są w zasadzie tylko na poziomie post-CPE, a książki i program na egzaminy są na poziomie jakiegoś ograniczonego nastolatka. Zaprawdę, pisanie po raz tysięczny wypracowań twoja ulubiona książka, twoje wakacje, twój pokój powodują, że nie chce mi się nawet zaczynać. Czy nauka języka nie może być zabawą, czy wypracowania/tematy rozmów nie mogą być interesujące i zabawne? Wiem, że wiele zależy od prowadzącego, i to jest główny problem. W jesieni chodziłam na kurs, gdzie kobieta była na naszym poziomie, na pytanie czy gramatyka w skleconym przez nas zdaniu jest OK, odpowiadała, że wydaje jej się, że tak. I dziwi mnie, że żadna szkoła nie decyduje się na kursy raz w tygodniu, 1,5 godziny. Ja rozumiem, że najlepiej uczy się języka systematycznie, ale część osób pracuje i zwyczajnie 2 razy w tygodniu nie może chodzić, a pomysły 3h zajęć są bezsensowne.
Gustaw G.Garuga - 7 Lipca 2007, 10:12

Jeśli Giertych zdecyduje się wprowadzić Callana do szkół a Kaczyńscy będą się angielskiego uczyli z Callana, przewiduję katastrofę...

Ja mam ten komfort, że uczę głównie w firmach prywatnych, właśnie po półtorej godziny raz w tygodniu na każdą grupę. I efekty są. A i sam się czegoś ciekawego dowiem :)

ihan - 7 Lipca 2007, 10:16

Tylko, że prowadzony przez ciebie kurs jest biznesowy, a biznesowy angielski nie interesuje mnie jako żywo ;( , no gdyby był przyrodniczo-naukowy, to bardziej :)

A co do nauki Kaczyńskich Callana, to lepiej taki, niż żaden. Może nikt ich o amputację ręki/nogi nie zapyta.

Anonymous - 7 Lipca 2007, 10:26

Popularność tej metody niezmiernie mnie dziwi. Zgadzam się w pełni z GGG co do jej wartości, może to po prostu moda? Fajnie się nazywa i spotkałam się z ludźmi, którym się wydawało, ze dzieki tej metodzie nie będą musieli się uczyć, bo samo wejdzie do główki. :wink:
dzejes - 7 Lipca 2007, 11:14

Nie miałem pojęcia na czym polega ta metoda, byłem do niej uprzedzony już przez sam fakt natrętnej reklamy gdzie się tylko da. A teraz to już w ogóle ;) Pamiętam, że na ustnej części egzaminu FCE kłóciłem się z prowadzącymi i z dzieczyną zdjącą razem ze mną :lol: Ale to nie moja wina, że mieli wszyscy jakieś chore polądy na telewizję - bo mieliśmy we dwójkę ułożyć program TV na jeden dzień.
lokje - 7 Lipca 2007, 11:34

Też kiedyś pracowałam w szkole językowej i wszystkie najgorsze wspomnienia mam związane właśnie z 'dorabianiem' ludzi po Callanie. To jakiś koszmar był... Pomijam wymienione już ułomności tej metody, najgorsze było mentalne rozleniwienie 'słuchaczy' ( że polecę firmowym żargonem :roll: )- baaardzo dziwili się, że jednak trzeba popracować, coś zapamiętać. Callan zwyczajnie mózg wyłącza.
ihan
Cytat
Szansa na naukę języka, a nie sposobu zdania egzaminów Cambridge są w zasadzie tylko na poziomie post-CPE, a książki i program na egzaminy są na poziomie jakiegoś ograniczonego nastolatka.

Niestety. Przez tyle lat widziałam JEDNĄ dobrą książkę, czyli z dobrze dobranym materiałem i w miarę interesującą tematycznie. Nie wiem dlaczego nikomu nie chce się zainwestować w dobrego metodyka ( no, zespół raczej) i wreszcie wydać porządny podręcznik...
Cytat
Wiem, że wiele zależy od prowadzącego, i to jest główny problem.

Negatywna selekcja. Dobrze znający język przeważnie idą tam, gdzie dobrze płacą a nie są to szkoły; ci którzy zostają, odwalają pańszczyznę bo za byle jakie pieniądze nie chce im się głową ruszyć. Oczywiście jest też garstka zapaleńców ( tu mam na myśli Mirię i GGG :wink: ), którzy lubią uczyć i robią to dobrze. Trafisz na takiego szaleńca, masz szczęście.

Anonymous - 7 Lipca 2007, 11:46

lokje napisał/a
Oczywiście jest też garstka zapaleńców ( tu mam na myśli Mirię i GGG ), którzy lubią uczyć i robią to dobrze. Trafisz na takiego szaleńca, masz szczęście.


Dobrze, że to napisałaś, bo juz sie miałam obrazić. :wink:

elam - 7 Lipca 2007, 11:47

lokje, a co to za dobra ksiazka?


kiedys znajomy anglista mi polecal jeden tytul, niestety nie pamietam jaki :)
to bylo 5 lat temu...

lokje - 7 Lipca 2007, 11:57

elam, musiałabym poszukać bo memoria mi fragiluje. Znajdę, dam znać. W miarę przyzwoity jest Language in use CUPa.
Zresztą, jeden podręcznik i tak nie wystarczy. Sama każdemu układałam materiał bo tak łatwiej, niż uczyć z czterech, pięciu książek.

Gustaw G.Garuga - 7 Lipca 2007, 17:30

Na szczęście prywatne szkoły językowe dobrze płacą. Ja tam zapaleńcem nie jestem, powiem to szczerze, za nauczyciela mam się dość dobrego i tyle. Ale z czegoś trzeba żyć, zanim się człowiek będzie mógł utrzymać z honorariów :wink: Gdyby nie Business English i świetny podręcznik Market Leader, nie wiem, ile bym w tej pracy wytrzymał. Aha, no i uczniowie - aktywni, przedsiębiorczy ludzie z prywatnych firm, którzy uczą się chętnie, bo im się to na co dzień przydaje. Uczenie 'zwykłego' angielskiego, zwłaszcza młodzieży, wk***wia mnie, znaczy się, irytuje :twisted:
agnieszka_ask - 9 Lipca 2007, 13:02

a mnie denerwują ludzie, bo nie potrafią być wyrozumiali i są bezlitośni
Kruk Siwy - 9 Lipca 2007, 13:12

agnieszka_ask, jakiś konkret?
Gwynhwar - 9 Lipca 2007, 13:38

Dziadku łona do ciebie pije...

Mnie zdenerwowało to, że Zamek w Kórniku jest zamknięty dla zwiedzających z poniedziałki...



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group