To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Ludzie z tamtej strony świata - Robert J. Szmidt aka PP NURS.

Kruk Siwy - 20 Lutego 2008, 14:36

Z tym wieźniem to oczywiście skrót myślowy był. Mnie też chodzi o orzeczenie i określenie granic.
Ale adwokat ma rację. Niniejszym kończę zaśmiecanie wątku autorskiego, ale temat recenzji wróci, z całą pewnością... jeżeli nie tu to w innych wątkach.

NURS - 20 Lutego 2008, 14:58

kruku, pogadać możemy, ale o problemie, jako całości, a nie tej sprawie. Bo problem jest i to istotny.
Bin Laudan - 20 Lutego 2008, 15:52

Kruk Siwy napisał/a
Z dużym zainteresowaniem śledzę wątek o recenzentach i recenzjach na forum Fahrenheita.
Dziś dał głos pan Sasko... facet jest zdaje się z tych nieprzemakalnych.
Zastanawiałem się czy warto dawać mu odpór.
Hm.
Warto, bo trzeba wreszcie udowodnić różnym ludkom że są w pełni odpowiedzialni za swoje radosne gaworzenia zwane recenzjami.


Czytałeś ów fragment powieści NURSa, czy tylko tak sobie gadasz?

Bin Laudan - 20 Lutego 2008, 15:58

Kruk Siwy napisał/a
Z tym wieźniem to oczywiście skrót myślowy był. Mnie też chodzi o orzeczenie i określenie granic.
Ale adwokat ma rację. Niniejszym kończę zaśmiecanie wątku autorskiego, ale temat recenzji wróci, z całą pewnością... jeżeli nie tu to w innych wątkach.


Nie wiem, co to za adwokat daje takie rady, ale IMHO NURS tym pozwem tylko się ośmieszy.

Kruk Siwy - 20 Lutego 2008, 15:58

Bin Laudan, tak sobie gadam.

A serio, mówiłem to w kontekście szerszym recenzji i recenzentów. Tekst czytalem i rzeczywiście autor recenzji nader zręcznie ujął ów fragment, nader zręcznie. Gdybym był osiemnastolatkiem to już po tę książkę bym nie sięgnął...

Bin Laudan istnieje coś takiego jak funkcja edytuj... a czy się ośmieszy to już zobaczymy.
Generalnie według ciebie wszystko jest w porządku z "recenzjami" na portalach internetowych? Mówię wyrażnie o recenzjach a nie opiniach na forach...

Bin Laudan - 20 Lutego 2008, 16:05

Tak podejrzewałem.
Zręcznie, niezręcznie - ale czy kłamliwie przedstawił w złym świetle dzieło NURSa, co ten próbuje nam tu wmówić?
Ja nie piszę o "recenzjach" na portalach internetowych. Ja piszę o tej jednej, konkretnej recenzji.

NURS - 20 Lutego 2008, 16:10

Bin Laudan napisał/a
Kruk Siwy napisał/a
Z tym wieźniem to oczywiście skrót myślowy był. Mnie też chodzi o orzeczenie i określenie granic.
Ale adwokat ma rację. Niniejszym kończę zaśmiecanie wątku autorskiego, ale temat recenzji wróci, z całą pewnością... jeżeli nie tu to w innych wątkach.


Nie wiem, co to za adwokat daje takie rady, ale IMHO NURS tym pozwem tylko się ośmieszy.


Paweł, to się dopiero okaże, czy się osmieszę, bo sprawa wcale nie jest taka jednoznaczna, jesli poznasz dokładnie materię sporu. Nie radzę się głupców, a wręcz przeciwnie. dlatego zgodnie z ich sugestiami zlecam analizę tekstu, którą zrobią dla mnie ludzie, nie ze środowiska, ale tzw autorytety jezykoznawcze i nie tylko. dopiero na podstawie tych ekspertyz zostaną sformułowane konkretne zarzuty wobez autora tej recenzji. I w takim zakresie, jaki będzie mozliwy do przeprowadzenia. Tu chodzi o konkretne rzeczy i sformułowania, które nie odpowiadają prawdzie.

Przypomnij sobie sprawę z książką Pawlaka, też u was. Przecież to jest niemal identyczna rzecz.

Kruk Siwy - 20 Lutego 2008, 16:13

Bin Laudan, nie wiem co podejrzewałeś, to Twoja sprawa.
Nie wiem czy czytałeś wypowiedzi na Fahrenheicie? Nie zamierzam tu robić za adwokata NURSA na forum ten autor nie potrzebuje takiej pomocy.
Jak dla mnie autor recenzji albo nie czytał książki albo tendencyjnie i nieprawdziwie dorabiał RS gębę.

A - olśniło mnie - "tak sobie gadam" to była gryząca ironia...

Rafał - 20 Lutego 2008, 16:34

Mam pewne maciupkie doświadczenie w sądach i cosik dorzucę. Nieważne o co toczy się spór, ale jeśli tylko zaistnieje i nie zakończy się ugodą to najistotniejsze będzie w nim to, kto zapłaci za koszty postepowania. Mam w pamięci spór o wysokośc komina w bliźniaku, poszło o 3 warstwy cegły. 8 lat spraw. Aż jedna ze stron założyła sprawę cywilną, narobiła kosztów - głównie kosztownych ekspertyz (a i o to chodziło, aby były jak najdroższe) - i puściła druga stronę w skarpetkach. Wyłącznie poprzez koszty postepowania.
Nie lekceważyłbym sądów, o nie.

NURS - 20 Lutego 2008, 16:37

Bin Laudan napisał/a
Tak podejrzewałem.
Zręcznie, niezręcznie - ale czy kłamliwie przedstawił w złym świetle dzieło NURSa, co ten próbuje nam tu wmówić?.


Dobrze, skoro przywołałeś ów wspominany fragment pokaż na jaką akcją udają się rzekomi agenci? Zacytuj zdanie napisane przeze mnie, w którym jeden z nich młóci gołymi rekami zboże.

Zatem, czy powyższe stwierdzenia są prawdą, czy zostały zmanipulowane, aby recenzent mógł dojść do konkluzji, że:
Na osobną wzmiankę zasługuje zachowanie bohaterów, którzy jakoświetnie wyszkoleni agenci, nad czym autor rozwodzi się z uwielbieniem, zachowują się jak istoty o bardzo ograniczonym potencjale umysłowym.

Jako osoba o nieograniczonym potencjale umysłowym, jak próbowałbyś ratować umierającego z głodu człowieka wśrodku lasu, w nocy? Dzwoniąc po pizze? :-)

Paweł, ty też tej książki nie czytałeś, prawda? Gdybyś ją czytał, wiedziałbyś od razu, jak bardzo soska sobie pojechał.

Squonk - 20 Lutego 2008, 17:05

A ja z innej mańki trochę :wink: Sprawa mnie ciekawi - w końcu jestem zdeklarowanym nursofilem - ale nie wiem o jaką recenzję/tekst chodzi? Chciałbym zaznajomić się tekstem, który Nursa aż tak ruszył.

Proszę o jakiegoś lina - tu - ewentualnie na PM :)

NURS - 20 Lutego 2008, 17:22

poszukaj na esensji, w dziale książki.
Piech - 20 Lutego 2008, 17:50

W życiu bym na to nie trafił, ale po tym jak NURS nagłośnił wyguglałem bez trudu. Recenzja jest niedobra, bo wyraźnie widać, że to nie jest recenzja, tylko próba zrobienia koło pióra. Tekst jest przegięty i myślę, że ludzie nie są głupi i sami to zauważą. Nie wydaje mi się jednak, żeby złośliwe komentarze o książkach były karalne.
NURS - 20 Lutego 2008, 17:57

Piechu, też nie będę nikogo skarżył za złośliwe komentarze, zapewniam cię. Złośliwość to powinna być druga natura krytyka.
Bin Laudan - 20 Lutego 2008, 18:47

NURS napisał/a

Paweł, to się dopiero okaże, czy się osmieszę, bo sprawa wcale nie jest taka jednoznaczna, jesli poznasz dokładnie materię sporu. Nie radzę się głupców, a wręcz przeciwnie. dlatego zgodnie z ich sugestiami zlecam analizę tekstu, którą zrobią dla mnie ludzie, nie ze środowiska, ale tzw autorytety jezykoznawcze i nie tylko. dopiero na podstawie tych ekspertyz zostaną sformułowane konkretne zarzuty wobez autora tej recenzji. I w takim zakresie, jaki będzie mozliwy do przeprowadzenia. Tu chodzi o konkretne rzeczy i sformułowania, które nie odpowiadają prawdzie.

Przypomnij sobie sprawę z książką Pawlaka, też u was. Przecież to jest niemal identyczna rzecz.


Jak rozumiem - autorytety językowe po pobieżnej lekturze recenzji przyznały ci rację, teraz zaś chodzi jedynie o doprecyzowanie zarzutów?
A jak się zakończyła sprawa z książką Pawlaka?

Dragon_Warrior - 20 Lutego 2008, 18:49

Zaczynam sie o siebie bać bo za czasów jak byłem recenzentem growym to o grach EA rzadko pozytywnie pisałem ;P ...
choć jedyne co by mi w sumie mogli zarzucić to niezgodność w liczbie misji czy innych takich radosnych rzeczach których sie do końca policzyć nie dało ... tak czy inaczej sam uważam ze to co sie dzieje teraz to prawdziwe samowolki recenzenckie, których nikt nie pilnuje ... nawet wtedy noty poniżej 50% musial mi ktoś potwierdzać wiec zazwyczaj pomarudziłem pomarudziłem i dawałem 6/10 ;)

Bin Laudan - 20 Lutego 2008, 18:56

Kruk Siwy napisał/a
Bin Laudan, nie wiem co podejrzewałeś, to Twoja sprawa.
Nie wiem czy czytałeś wypowiedzi na Fahrenheicie? Nie zamierzam tu robić za adwokata NURSA na forum ten autor nie potrzebuje takiej pomocy.
Jak dla mnie autor recenzji albo nie czytał książki albo tendencyjnie i nieprawdziwie dorabiał RS gębę.

A - olśniło mnie - tak sobie gadam to była gryząca ironia...


Wypowiedzi na tamtym forum czytałem. I wygląda na to, że wysnułem z nich całkiem odmienne wnioski. NURS z grubej rury zaatakował niobecnego tam poczatkowo recenzenta, a gdy tylko ten się pojawił, ni stąd ni zowąd uznał, że nie będzie dłużej na ten temat dyskutował, nie ustosunkował się do merytorycznych argumentów jednego z dyskutantów (łącznie z cytatem z książki) i zaczął grozić sądem. Cóż stało na przeszkodzie, by sprawę spróbowac wyjaśnić w mniejscu, w którym się ją wywołało? I jak taką reakcję NURSa mógł zinterpretować ktoś obserwujący ów naradzający się konflikt z boku?

Tendencyjnie? Nieprawdziewie? Oczywiście, jakby co, to jesteś w stanie to udowodnić? Nie mówiąc już o tym, że recenzent książki nie czytał?

NURS - 20 Lutego 2008, 18:57

Ten post dotyczy przedostatniej wypowiedzi Bin Laudana
Źle mnie rozumiesz, Paweł. :-)
Przeczytaj jeszcze raz, co napisałem. Tem nie ma nic o autorytetach językoznawczych, które przyznały mi rację.
Natomiast jest zapowiedź wykonania szeregu ekspertyz na potrzeby sprawy, zgodnie z sugestiami prawnika, który bedzie mnie reprezentował.

Paweł, jesteś prawnikiem, na dodatek członkiem redakcji, która opublikowała rzeczoną recenzję, przychodzisz tutaj prywatnie, czy jako reprezentant strony, z którą mam zamiar się sądzić?

Bin Laudan - 20 Lutego 2008, 19:05

Bin Laudan napisał/a
Tak podejrzewałem.

Dobrze, skoro przywołałeś ów wspominany fragment pokaż na jaką akcją udają się rzekomi agenci? Zacytuj zdanie napisane przeze mnie, w którym jeden z nich młóci gołymi rekami zboże.

Zatem, czy powyższe stwierdzenia są prawdą, czy zostały zmanipulowane, aby recenzent mógł dojść do konkluzji, że:
Na osobną wzmiankę zasługuje zachowanie bohaterów, którzy jakoświetnie wyszkoleni agenci, nad czym autor rozwodzi się z uwielbieniem, zachowują się jak istoty o bardzo ograniczonym potencjale umysłowym.

Jako osoba o nieograniczonym potencjale umysłowym, jak próbowałbyś ratować umierającego z głodu człowieka wśrodku lasu, w nocy? Dzwoniąc po pizze? :-)

Paweł, ty też tej książki nie czytałeś, prawda? Gdybyś ją czytał, wiedziałbyś od razu, jak bardzo soska sobie pojechał.


Młóci, mieli, rozdrabnia, miażdży... Cały problem, mam rozumieć, rozbija się o użyte przez recenzenta określenie na przerobienie ziaren na mąkę?
Książki nie czytałem, czytałem tylko przytoczony na forum Fahr fragment. Wybacz, NURSie, ale przedstawione przez Ciebie zachowanie zgłodniałych agentów IMHO było... trochę dziwne. Jeśli byłby to środek lasu, to poszukałbym jakichś malin lub jagód; do głowy by mi nie przyszło zabrac się za mielenie zbożowych ziaren, nie mówiąc juz o ich spożyciu. No, ale może faktycznie super agenci nie jedzą owoców leśnych, nie mówiąc już o próbie dojechania do zamieszkanych okolic.

Dragon_Warrior - 20 Lutego 2008, 19:12

Dyskusja sie robi naprawdę dziwna nie powiem ... takie teoretyczno-krytyczne rozważanie nad wypadkiem, o którym kolega koledze opowiedział przez telefon :P
Bin Laudan - 20 Lutego 2008, 19:13

NURS napisał/a
Ten post dotyczy przedostatniej wypowiedzi Bin Laudana
Źle mnie rozumiesz, Paweł. :-)
Przeczytaj jeszcze raz, co napisałem. Tem nie ma nic o autorytetach językoznawczych, które przyznały mi rację.
Natomiast jest zapowiedź wykonania szeregu ekspertyz na potrzeby sprawy, zgodnie z sugestiami prawnika, który bedzie mnie reprezentował.

Paweł, jesteś prawnikiem, na dodatek członkiem redakcji, która opublikowała rzeczoną recenzję, przychodzisz tutaj prywatnie, czy jako reprezentant strony, z którą mam zamiar się sądzić?


Może i źle - Twoje przekonanie, że sprawa zasługuje na skierowanie do sądu, a chodzi tylko o zebranie opinii językoznawców, mogło mnie zmylić.
Prywatnie. Gdyby było inaczej, to albo bym się nie odzywał, albo wyraźnie to zaznaczył.
Hm... To już z całą Esensją chcesz się sądzić?

NURS - 20 Lutego 2008, 19:14

Bin Laudan napisał/a
Wypowiedzi na tamtym forum czytałem. I wygląda na to, że wysnułem z nich całkiem odmienne wnioski. NURS z grubej rury zaatakował niobecnego tam poczatkowo recenzenta, a gdy tylko ten się pojawił, ni stąd ni zowąd uznał, że nie będzie dłużej na ten temat dyskutował, nie ustosunkował się do merytorycznych argumentów jednego z dyskutantów (łącznie z cytatem z książki) i zaczął grozić sądem. Cóż stało na przeszkodzie, by sprawę spróbowac wyjaśnić w mniejscu, w którym się ją wywołało? I jak taką reakcję NURSa mógł zinterpretować ktoś obserwujący ów naradzający się konflikt z boku?

Tendencyjnie? Nieprawdziewie? Oczywiście, jakby co, to jesteś w stanie to udowodnić? Nie mówiąc już o tym, że recenzent książki nie czytał?


To, co napisałeś powyżej, to nieprawda, skończyłem się wypowiadać o wiele wcześniej, niż się pojawił Soska. A gdy się pojawił, przedstawiłem wyraźnie, dlaczego zamilkłem - jako prawnik wiesz, że pyskówki na forum moga jedynie zabagnić sprawę, więc postanowilem z nich zrezygnować.
Cytat przywołany w odpowiedzi na moj zarzut nie jest pełny, to zaledwie kilka zdań, i niczego nie udowadnia. wskazuje jedynie na to, że w ciągu przedstawionych kłamstw istnieją elementy dające się podciągnąć pod prawdę, takie, że ktoś zerwał zboże a drugi je zjadł, bo juz młócenia gołymi rekami jakoś nie uświadczysz. I tyle, prawie każda informacja podawana w recenzji na temat tej sceny jest przeinaczona - żadni agenci nie jechali na żadną akcję, nikt nagle nie zgłodniał, przez co musieli zatrzymać się w szczerym polu. Nikt nie młócił gołymi rękami :-)
Żeby nie wiem jak kombinowac, takiej sceny w mojej książce nie znajdziesz. Znajdziesz natomiast opis, jak krańcowo wyczerpany człowiek jest ratowany przez kolegę w czasie próby wydostania się z miejsca zamachu, w nocy, podczas burzy, na odludziu.

Przypomnę, że tak przedstawiona scena miala dowieść idiotycznych zachowań bohaterów dowodzących mojej niezdolności do formułowania czegoś bardziej złozonego, niz tylko zdanie. Gdyby została opisana zgodnie z prawdą, nie dowodzilaby tej tezy, więc została zmanipulowana, co między innymimam zamiar udowodnić poprzez ekspertyzy.

NURS - 20 Lutego 2008, 19:16

Bin Laudan napisał/a


Młóci, mieli, rozdrabnia, miażdży... Cały problem, mam rozumieć, rozbija się o użyte przez recenzenta określenie na przerobienie ziaren na mąkę?
Książki nie czytałem, czytałem tylko przytoczony na forum Fahr fragment. Wybacz, NURSie, ale przedstawione przez Ciebie zachowanie zgłodniałych agentów IMHO było... trochę dziwne. Jeśli byłby to środek lasu, to poszukałbym jakichś malin lub jagód; do głowy by mi nie przyszło zabrac się za mielenie zbożowych ziaren, nie mówiąc juz o ich spożyciu. No, ale może faktycznie super agenci nie jedzą owoców leśnych, nie mówiąc już o próbie dojechania do zamieszkanych okolic.


Paweł, i tu wpadłeś. :-)
Radzę ci przeczytać książkę, zanim zaczniesz się wypowiadać na jej temat na podstawie zdań wyrwanych z kontekstu. Tam nikt niczego nie miażdży, nawet w tym fragmencie to wyraźnie widać. Rozcierając kłos w dłoniach uzyskujesz czyste, całe ziarna. :-)
Żebyś wiedział, o czym mowa:


- Zwolnij trochę – poprosił Młody.
Zatrzymał się i oparł dłonią o wilgotny pień sosny. Dyszał ciężko, pochylony, jakby właśnie ukończył morderczy bieg, choć tak naprawdę przeszli dopiero dwieście, może trzysta metrów.
Lis nalegał, by opuścili piwnicę wieczorem, tuż po zachodzie słońca. Nie chciał narażać oczu, przywykłych przez te kilka dni do mroku, ale głównym powodem jego decyzji była chęć uniknięcia zbyt wielu ciekawskich spojrzeń. Noc zacierała ślady, ciemność skrywała szczegóły. Przy odrobinie szczęścia mieli spore szanse na wydostanie się z pułapki bez napotkania żywej duszy. Z tego co zapamiętał, do szosy mieli nie więcej niż półtora kilometra, najwyżej dwa. Jadąc tutaj, nie zwracał uwagi na takie szczegóły, ale po chwili koncentracji i zaledwie kilku nieudanych próbach dotarł do odpowiedniego fragmentu własnej pamięci i odtworzył go jak stare nagranie.
Znów był w samochodzie i choć ze swojego miejsca nie widział zegarów na desce rozdzielczej, potrafił ocenić długość trasy po czasie jazdy, który oszacował na cztery minuty z kawałkiem. Na leśnym trakcie służbowe ML-e nie rozwijały większej prędkości niż trzydzieści, czterdzieści kilometrów na godzinę. Terenowe maszyny z napędem na cztery koła mogły wprawdzie pędzić przez las znacznie szybciej, ale na pewno nie w czasie akcji. Musieli zachować pełną ostrożność, działać skrycie, by nie spłoszyć celu - Lewiński osobiście dopilnował, żeby wykonano jego polecenia. Zatem dwa kilometry wydawały się Lisowi najpewniejszym wynikiem. Jeśli nawet pomylił się w obliczeniach, spacer nie powinien być o wiele dłuższy.
Mundek stanął obok dyszącego Młodego i sięgnął do kieszeni marynarki po papierosy. Zapalił jednego, zużywając chyba pół pudełka zawilgoconych zapałek, i wreszcie zaciągnął się łapczywie. Kiedy dym po dłuższej chwili opuścił jego płuca, spojrzał badawczo na bioenergoterapeutę. W ciemności piwnicy nie było tego dokładnie widać, ale tutaj, na otwartej przestrzeni, w jasną księżycową noc mógł wreszcie ocenić, że chłopak stracił w ciągu trzech dni najmniej pięćdziesiąt kilogramów wagi, jeśli nie więcej. Wyglądał teraz jak Flip przebrany w garnitur Flapa. Wręcz slapstickowo. Spodnie trzymały się na nim tylko dlatego, że wcześniej nosił szelki. Lisowi wystarczyło jednak rzucić okiem na wymęczoną twarz Piotra, a ochota na śmiech zaraz go odeszła.
Splunął pod nogi, dym papierosowy po tak długiej przerwie spowodował u niego prawdziwy ślinotok.
- Zdejmij marynarkę – powiedział.
Młody podniósł głowę.
- Po co? – odpowiedział cedząc słowa pomiędzy kolejnymi płytkimi oddechami. – Tylko zmarznę i…
- Zamienimy się – przerwał mu Lis po kolejnym sztachnięciu. - Dam ci moją. W tym stroju za bardzo zwracasz na siebie uwagę. A musimy złapać okazję.
Bioenergoterapeuta parsknął, chciał się pewnie roześmiać, ale niespecjalnie mu to wyszło.
- Doprawdy? Z gustownymi dziurami po kulach i skorupą skrzepniętej krwi na klacie będę… – mówił powoli, lecz zbyt długie zdanie i tak zakończyło się atakiem kaszlu.
- Chciałem tylko pomóc – mruknął telepata.
- Wiem - powiedział cicho Młody, prostując się z trudem. Oddech wciąż miał szybki. Zbyt szybki i za płytki. – Dzięki. Odpocznę jeszcze chwilę i możemy iść dalej.
- A nie mógłbyś… - Lis szukał przez moment odpowiedniego sformułowania – sam siebie, no wiesz, podrasować?
- Mogę, dziadzia… Pewnie, że mogę, ale najpierw musisz coś dla mnie zrobić.
- Cokolwiek powiesz. – Mundek spojrzał na niego z zainteresowaniem, ale w tej właśnie chwili księżyc zniknął za chmurami i zrobiło się znacznie ciemniej.
- Rozpal ognisko, obetnij sobie nogę i upiecz ją na rożnie, ale wiesz, tak porządnie, jak lubię… - I znów zbyt długa przemowa zakończyła się spazmatycznym atakiem kaszlu, który aż przygiął Młodego do ziemi.
- Nie ma sprawy, a od firmy dodam ci jeszcze wątróbkę z rusztu, znakomicie skruszała w alkoholu, mój ty Hannibalu – odparł zirytowany Lis.
- Wiesz, jak mnie zadowolić, Mulderku. – Chłopak otarł usta ze śliny, potem usiadł ciężko pod drzewem, nie bacząc na mokrą trawę.
- Chcę ci pomóc - żachnął się Mundek - a ty jaja sobie ze mnie robisz.
- Nie, dziadzia, ja nie żartuję. Wyczerpałem całą energię, jaką miałem. Jestem pusty jak przestrzeń pomiędzy uszami blondynki. Jeśli nie dostanę zaraz czegoś do zjedzenia, to się normalnie przekręcę. Dopóki siedziałem bez ruchu, jakoś wytrzymywałem, ale teraz, sam widzisz, każdy wysiłek… Chcesz wiedzieć, jak mnie ssie w żołądku?
Lis splunął raz jeszcze, słuchając kolejnych zdań wypowiadanych przez uzdrowiciela pomiędzy głębokimi oddechami i kaszlnięciami. Niewiele mógł poradzić. Zbieranie jagód czy grzybów po nocy nie wchodziło w grę, a zwierząt w pobliskim lesie chyba nie było. Chyba że bracia mniejsi faktycznie nie posiadali umysłów na tyle rozwiniętych, by je mógł namierzyć, albo byli odporni na wpływ telepatii. Tak czy inaczej, żadnego zwierzaka nie rejestrował, a do własnych nóg był zbyt przywiązany, żeby poważnie rozważyć propozycję Młodego.
- No to mamy problem. – Mundek rzucił okiem na wyboistą drogę przed nimi, potem spojrzał w tył, na wypalony wrak samochodu i ciemną bryłę opuszczonego domu, ledwie odcinającą się od czerni nocnego nieba. Nagle powiedział: - Zaczekaj tutaj. Odpoczywaj i nigdzie się nie ruszaj. Zaraz wrócę.
Przez sekundę zastanawiał się, czy rzucić papierosa, ale przeważył instynkt palacza. Ukrył żarzącego się pall malla w przymkniętej dłoni i ruszył biegiem w kierunku zabudowań. Dopadł do furtki, przez którą wyszli kilkanaście minut temu, ale nie wszedł do budynku, tylko wzdłuż jego ściany przedostał się na drugą stronę posesji. Jeśli wylądowali na pieprzonej wiosze, to w przyzagrodowym ogródku powinien coś znaleźć. Choćby kilka zdziczałych samosiejek. Młody wyjątkowo nie powinien narzekać na mało wyszukany smak potraw.
- Wyłaź, stary draniu – mruknął Lis zadzierając głowę.
W świetle księżyca miałby większe szanse. Niestety gęsta zasłona chmur nie tylko zwiastowała ciemności, ale zapowiadała nadchodzącą burzę. Niebawem grube, tłuste krople zaczęły spadać z nieba, najpierw niemrawo i z rzadka, niemniej cichy syk, z jakim pierwsza z nich zgasiła żar papierosa, którym właśnie się zaciągał, wkurzył Mundka do reszty. Jak pech, to pech. Wypluł zmoczony niedopałek i ruszył przez poletko ograniczone płotem, ostrożnie przeczesując rękami zarośla.
Po pięciu minutach zyskał pewność, że swoją teorię o samosiejkach może o kant *beep* potłuc. Albo tubylcy nie mieli czasu na takie pierdoły, jak uprawianie jarzyn na swoje potrzeby, albo warzywa nie potrafiły przeżyć kilku sezonów bez ręki gospodarza. Za to pokrzywy i inne kolczaste cholerstwa uznały to miejsce za prawdziwy raj. Mundek zatrzymał się przy ogrodzeniu, żeby pomyśleć. Bieganie po całej okolicy niewiele da, jeśli się nie wie, czego i gdzie szukać. A Lis nie miał najmniejszego pojęcia, co jadalnego mogłoby się znaleźć na tym odludziu.
Nagle poczuł znajomy chłód na plecach. Silniejszy powiew wiatru rozkołysał szczyty drzew i łany wysokiej trawy… Trawy? Mundek rzucił okiem na drugą stronę ogrodzenia, ten szelest był dziwny, zbyt suchy… Wytężył wzrok, potem przebiegł kilka kroków, do miejsca, w którym wysokie łodygi nieomal dotykały siatki.
Pokonał przeszkodę kilkoma ruchami, jak niegdyś w młodości przerzucając nogi nad górną krawędzią płotu, i wylądował w samym środku łanu dzikiego zboża. Kłosy były duże, ciężkie, napęczniałe, a łodygi suche. Złamał jedną i rozkruszył ziarniak w dłoniach, nie zważając na coraz gęstszy deszcz. Dmuchnął raz i drugi, roztarł dokładniej resztki, po czym wsypał kanciaste ziarenka do ust. Były twarde i mało smaczne, ale z pewnością wystarczająco dojrzałe. Może szanujący się rolnik nie rozpocząłby jeszcze żniw na tym polu, ale Lis był z miasta, czego chwilowo nie było po nim widać, słychać ani czuć.
Rwał garściami same kłosy, upychał je po kieszeniach, a te, które miały dłuższe łodygi, układał na ziemi, tworząc z nich spory snopek. Kwadrans później, z wielkim naręczem zerwanego zboża, popędził prosto na ścianę lasu, nie zważając na strugi letniego ciepłego deszczu.

NURS - 20 Lutego 2008, 19:17

Bin Laudan napisał/a
Prywatnie. Gdyby było inaczej, to albo bym się nie odzywał, albo wyraźnie to zaznaczył.
Hm... To już z całą Esensją chcesz się sądzić?


Paweł, no co ty, a jak się mówina przeciwnika w sprawie - strona, nie? :-)

Squonk - 20 Lutego 2008, 20:47

Zagubiłem już się w tym czy chodzi o tą reckę z Esencji czy też o jakąś inną na Fahrenheicie :mrgreen:

Co prawda jest takie powiedzenie - by nie dyskutować z głupszym bo pokona nas doświadczenie. Ale jest też takei jakie mam w swojej sygnaturze. Więc jeśli Nurs jest jego wyznawcą to życzę jak najbardziej od serca powodzenia :)

Fidel-F2 - 20 Lutego 2008, 20:57

Bin Laudan napisał/a
Książki nie czytałem, czytałem tylko przytoczony na forum Fahr fragment.
na tym fahr macie taki obowiązek coby nie czytać tego o czym się chce dyskutować?
Bin Laudan - 20 Lutego 2008, 21:11

NURS napisał/a


Paweł, i tu wpadłeś. :-)
Radzę ci przeczytać książkę, zanim zaczniesz się wypowiadać na jej temat na podstawie zdań wyrwanych z kontekstu. Tam nikt niczego nie miażdży, nawet w tym fragmencie to wyraźnie widać. Rozcierając kłos w dłoniach uzyskujesz czyste, całe ziarna. :-)
Żebyś wiedział, o czym mowa:

[ciach cytat]


NURSie, nie wypowiadałem się na temat książki jako takiej, lecz tylko jej fragmentu przytoczonego na forum Fahr i jego omówienia w wiadomej recenzji.
A co do jagód i grzybów... Może dałoby się je znaleźć z pomocą latarki? ;)
No dobrze, co do grzybów sie nie upieram, bo poza wyjątkami jak pieczarki na surowo spożyć by sie ich nie dało. Poza tym ich wartość odżywcza, o ile wiem, nie jest zbyt wielka. Ale jagody? Czemu nie?

Bin Laudan - 20 Lutego 2008, 21:14

Fidel-F2 napisał/a
Bin Laudan napisał/a
Książki nie czytałem, czytałem tylko przytoczony na forum Fahr fragment.
na tym fahr macie taki obowiązek coby nie czytać tego o czym się chce dyskutować?


Obowiązek? Haha. Pyszny żart.
Nie wiem, jakie panują zwyczaje na forum Fahr. Nieczęsto tam bywam.
A poza tym nie dyskutowałem na temat książki.

Dragon_Warrior - 20 Lutego 2008, 21:15

a to o Polowaniu mowa ? ... bueheheh ... a już uwierzyłem ze to o jakiś nowy tytuł sie rozchodzi ...

Faktycznie pamiętam scenę ale mi sie wydała jak najbardziej naturalna, logiczna i sensowna ... w żaden sposób nie naciągana...

a szukanie jagódek to raczej w fantasty sie sprawdza a nie w rzeczywistości... jak by to było takie łatwe i pożywne to by sie jagody a nie zboże siało :P

Widzisz drogi Nurs'ie ... musisz sie jednak za Fantasy wziąć czyste - tam napiszesz, że bohater sobie na tratwie nałapał białych myszek i sie nimi posilił, popił wodą prosto z morza i nikt nie bedzie miał nic do gadania bo tak bo woda była słodka a gryzonie smaczne... a tak trzeba udowadniać wyższość uprawy zboża mimo tego, że już chyba "parę lat temu" cywilizacja tej tezy dowiodła ...

Fidel-F2 - 20 Lutego 2008, 21:16

Bin Laudan napisał/a
A poza tym nie dyskutowałem na temat książki.
tylko o *beep* Maryni


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group