To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Spodenki - Szorty imperialne

Dabliu - 7 Maj 2007, 01:40
Temat postu: Szorty imperialne
Przepraszam za pewne opóźnienie (z przyczyn niezależnych) i już zamieszczam ankietę.

Temat brzmiał: Imperium nigdy się nie skończyło

Trzy teksty. Czytać i głosować... :mrgreen:

Dabliu - 7 Maj 2007, 01:43

Atos

Imperium musi sie skonczyc !
- Po… - chciałem powiedzieć, « pochwalony », ale w porę zorientowałem się, że urzędnik nie jest Katolikiem.
- Dzień dobry, poszukuję pracy w biurze. – poprawiłem się szybko, podając jednocześnie swoje curriculum vitae .
- Hmm… zna pan dużo języków… a język Imperium? No i niemiecki, niemiecki... – mówił doskonale po łacinie, bez najmniejszego akcentu. Jak oni to robią??
- Cóż; nie perfekcyjnie, jak widać – wskazałem palcem odpowiednią linijkę życiorysu – studiowałem w Aix-La Chapelle – specjalnie wymówiłem francuską nazwę stolicy. Urzędnik Imperium pokręcił głową.
- Ja mogę przyjąć pana CV, jeśli będzie pan nalegał, panie... Madejovyc. Ale mówię panu szczerze, niech je pan przepisze. Niech pan dopisze: “znajomość języka Imperium bardzo dobra, język niemiecki perfekcyjny”. I niech to będzie prawda. Bo widzi pan, panie Madejovyc: francuski jest teraz passé. Odkąd Wielki Imperator ogłosił ślub syna z Kingą Brandenburską, cały geszaft idzie na Wschodnie Marchie. Do Francji jest daleko, a i Karol XXVIty podpadł wielkiemu Imperatorowi... to i interesów mniej.
Co powiedziawszy, złożył moje podanie na trzy i oddał mi je. Wyszedłem wściekły na ulicę. Od trzech tygodni poszukuję bezskutecznie pracy; mogłoby się wydawać, że jako absolwent Cesarskiej Akademii Ekonomicznej w Aix nie powinienem mieć z tym żadnych problemów... a jednak. Europa to prowincja Imperium. Trzeba by mi było wyjechać, choćby za Ural... Zaraza...
Ktoś zaczepił mnie, pociągnął za rękaw. Zdenerwowany, nie zwrócilem uwagi na strój, i myśląc, że to któryś z żebraków, kręcących się pod kasztelańską kancelarią, odtrąciłem go. Muszę przyznać, dość brutalnie. W momencie uderzenia zauważyłem swój błąd, lecz było za późno; Szary Pielgrzym zachwiał się i upadł na bruk.
- Przepraszam najmocniej! – zawołałem i wyciągnąłem dłoń, ale uczynni ludzie zdążyli już narobić hałasu, że oto jakiś młody wywrotowiec bije Pielgrzyma. Zanim ten zdążył otrzepać się z kurzu, stali już nad nami: Milicjant Katolicki, żandarm Cesarski i Stróż Imperium.
Z milicjantem, o dziwo, poszło najszybciej – Pielgrzym uśmiechnął się szeroko i powiedział, że nic się nie stało. Skoro Szary Pielgrzym z Imperium nie oskarża o nic Katolika, chrześcijański milicjant nie ma nic do roboty.
Żandarm cesarski zapisał sobie nasze dane i odszedł po dwóch minutach.
- Cudownie, jestem notowany, - pomyślałem, kiedy Stróż Imperium sporządzał szczegółową notkę z przebiegu zajścia . – Zostałem potencjalnym wichrzycielem i wrogiem Imperium...
Chociaż Pielgrzym zapewniał, żeto nic poważngo, Stróż patrzył na mnie z podejrzeniem i kazał pójść na posterunek celem złożenia wyjaśnień.
Fakt, że jestem bezrobotnym, nie poprawiał mojej sytuacji. W dodatku, student ze Stolicy Cesarstwa Zachodniorzymskiego... Że też akurat w zeszłym tygodniu Cesarz musiał obrazić Wielkiego Imperatora! Przejrzano dokładnie moje curriculum vitae, spisano do akt niemal od nowa życiorys. Spędziłem tam prawie dwie godziny, tłumacząc swój nieopatrzny gest, rozżalenie brakiem pracy, miłość do Wielkiego Imperatora i całego Wielkiego Imperium.
Wyszedłem z posterunku czując się jak bandyta po amnestii. A i tak, licho wie, kiedy zapukają do mych drzwi...

Na ulicy podszedł do mnie milicjant katolicki.
- Bracie Obywatelu – zagadał. – Niech no brat się ze mną uda na krótki spacer. Chciałbym jeszcze trochę porozmawiać o tym zajściu na Placu Niebiańskiego Spokoju...
Miałem ochotę być niegrzeczny. Jakim zajściu, jak rany julek? Ale nie będę się kłócił, mam po drodze.
- O co chodzi?
- wiem, jak Straż Imperium może się dać we znaki normalnym, spokojnym obywatelom, jak my. Sprawdziłem cię, Bracie... I mam propozycję.
Uniosłem brwi.
- Tak?
- My, Młodzież Wszecheuropejska mamy już dość jarzma Imperium. Pora coś z tym zrobić. Zakladamy Związek Solidarność; może przystąpisz do nas?
- A co niby ma ten zwązek robić?
- Będziemy walczyć o prawa Europejczyków, Chrześcijan... o Wolność waszą i naszą, Bracie Obywatelu. Wyobrażasz sobie, co będzie, jeśli ślub Kingi Brandenburskiej i Xiao dojdzie do skutku? Cała Europa straci już ostatnie pozory niepodległości. Zostaniemy najbiedniejszą dzielnicą Imperium Chin. Chcesz tego?
Oczywiście, że nie chciałem.
(...)

Dabliu - 7 Maj 2007, 01:47

Portos

Pamiętam to jak dziś. Banda pozbawionych moralności dzieciaków, szukających rozrywki w dręczeniu słabszych stworzeń. Mali królowie życia. Karłowaci panowie śmierci. Pryszczaci oprawcy... Wynajdowaliśmy w bogatej faunie Nowej Ziemi coraz to ciekawsze okazy bezbronnych stworzonek, którym moglibyśmy obrywać delikatne skrzydełka, łamać wiotkie łapki, rozbebeszać puszyste brzuszki, czy miażdżyć drżące główki. Świeżo skolonizowana planeta dawała tyle wspaniałych możliwości takim bezlitosnym smarkaczom jak my, że szybko popadliśmy w uzależnienie. Nałóg śmierci, lęku i bólu.

Brzydzę się sobą, gdy wspominam tamte czasy.

Dzieciństwo upływało nam na beztroskich, sadystycznych zabawach. Ja upodobałem sobie „zwyczajne” wyłupywanie wielkich, zlęknionych ślepi kudłatych drypidów – stworzeń przypominających nieco ziemskie króliki. Rudy Jackob lubował się w zatapianiu gniazd zwinnych, długoogoniastych shax. Felix, Gabor, Mila, chudy Bysva, Yanim, wiecznie zaśliniony Malakki i czarnooka Raisa – nie znajdziesz badziej chorej na przemoc grupki *beep* w całej galaktyce. Ale najgorszy z nas wszystkich był Hal. Wysoki, dzielny i wyszczekany jak bysertviański kupiec. I równie okrutny, jak... cholera, w życiu nie poznałem nikogo, kto dorównałby temu chłopcu w entuzjaźmie, jakim wykazywał się w przysparzaniu cierpienia bezbronnym istotom.

Hal przeszedł samego siebie, gdy mała Raisa odkryła podziemne, miniaturowe miasteczko. Przypominało skomplikowany system krecich nor, czy czegoś w tym rodzaju. Tyle, że pełne malutkich przedmiotów – rzeczy, których nie stworzyłyby istoty pozbawione inteligencji. Znaleźliśmy lilipucie mebelki, okrągłe łóżeczka kryte maleńkimi baldachimkami, zabawki nie większe, niż paznokieć i śmieszne kolorowe ubranka. Tak małe, że śmiało można było ubrać w nie lalkę. Tyle tylko, że nasze koleżanki wolały znęcać się nad zwięrzątkami, niż urządzać milusińskim podwieczorki przy herbatce.

Byliśmy wniebowzięci, jak znudzony pitbull, któremu wrzucono do klatki ratlerka. Ale Hal zachowywał się jak odurzony jakimś narkotykiem. Pamiętam, że drżały mu dłonie i oczy miały taki osobliwy wyraz... Zabrał się za poszukiwania z taką energią i zawziętością, że jeszcze tego samego poranka zdołaliśmy dokopać się do nory pełnej tych stworzeń. Nory... ha! To był istny salon! Niczym dom dla lalek, jeden z tych, które dziś można ujrzeć jedynie w muzeum. Pełen skrzących brokatem narzutek, dywaników i wielobarwnych piłeczek, którymi bawiły się te...

Skrzaty. Tak je nazwaliśmy, bo skojarzenie pojawiło się natychmiast. Różowe, pucułowate buźki i strzechy słomianych włosów – tak je zapamiętałem. I jeszcze to, że gdy ogdarnęliśmy dach i zajrzeliśmy przez dziurę w suficie do ich miniaturowego królestwa, powitały nas szerokimi, niewinnymi uśmiechami. W pamięci utkwiło mi oszałamiające uczucie, jakiego wtedy doznałem: „Boże! Co ja takiego robię? Przecież to nie tylko żywe, ale i rozumne stworzenia!” Nagle zrobiło mi się niedobrze i zawładnął mną dojmujący wstyd. Wiem, że inni poczuli to samo. Raisa zamilkła, Mila odpowiedziała Skrzatom uśmiechem, a chłopcy niepewnie spoglądali to na siebie, to na szczere twarzyczki bawiących się w najlepsze liliputów. Ogarnęło mnie zmieszanie i chciałem coś powiedzieć, gdy Hal zrobił coś, czego nie zapomnę do końca życia.

Paliwo płonęło jeszcze długo po tym, jak ostatni Skrzat zamienił się w napuchnięty krwawymi bąblami węgielek.

Uciekliśmy. Kolonia nie była jeszcze tak duża, jak teraz, lecz my robiliśmy wszystko, żeby unikać siebie nawzajem. I wcale nieźle nam to wychodziło. Tylko dorośli dziwili się, dlaczego dzieciaki przestały się razem bawić...

Później nadeszli ONI. Okazało się, że Skrzaty były tylko dziećmi przedziwnej rasy nieznanych istot, ukrytych głęboko w trzewiach planety, a miejsce, które odkryliśmy, swego rodzaju przedszkolem. Sądziliśmy, że zasiedlamy dziewiczy świat, gdy tymczasem pod powierzchnią kryło się pradawne imperium. Imperium, które nigdy nie miało swego kresu...

Aż do teraz.

Czuję przedziwny dreszcz, pełznący grzbietem w górę, aż do podstawy czaszki. Dreszcz obrzydzenia? Strachu? A może podniecenia? Czerwony guzik niemal pulsuje. Taki gorący... pod moją dłonią. W ostatnich sekundach przypominam sobie całe dzieciństwo, pełne gorszących wyczynów, obrzydliwe, chore. Wspominam okrutnego Hala – pierwszą ofiarę wyniszczającej wojny między ludźmi i rasą tubylców. Sięgam pamięcią do tych chwil, kiedy byliśmy wszyscy razem, w drodze do Nowej Ziemi, tacy niewinni, jeszcze... Tak, jakby pierwszy kontakt z tą planetą rozbudził w nas najgorsze odruchy.

Nieważne.

Teraz ja – ostatni żyjący świadek pierwszego aktu zbiorowego mordu podczas tej wojny, ostatni gubernator Nowej Ziemi – wracam niejako do czasów dzieciństwa. Wygląda na to, że również ostatni zbiorowy mord tego konfliktu obciąży moje sumienie. W chwili, gdy z oddalającego się promu spoglądam na malejącą planetę, nachodzi mnie myśl, że oto składam makabryczny hołd Halowi.

Naciskam czerwony guzik.

Dabliu - 7 Maj 2007, 01:48

Aramis

Rozbili namioty na zarośniętym trawą dziedzińcu. Dookoła wznosiły się ruiny zbudowanego z wapienia zamku. Szczerbate szczyty baszt ginęły w mroku nocy. W łączących je murach gdzieniegdzie ziały czarne dziury. Pośród tańczących w pustych oknach, starych korytarzach, poszarpanych, wysokich ścianach cieni, ożywionych blaskiem ogniska siedziała piątka młodych ludzi. Dwie dziewczyny siedziały przytulone do siebie. Obok zasiedli dwaj chłopcy. Po przeciwnej stronie ogniska siedział wysoki mężczyzna o rudych włosach. Był od nich starszy.

- Każde z was jako dziecko słyszało straszną historię o obłąkanym imperatorze, który dwadzieścia wieków temu władał okolicznymi krajami. – odezwał się rudzielec. – Rodzice straszyli nas opowieściami o jego okrutnej żądzy mordu, i opowiadali, że teraz jako duch przychodzi po niegrzeczne dzieci. – Zapatrzeni w niego koledzy i koleżanki kiwali głowami na znak tego, że pamiętają. – Straszyliśmy się na wzajem opowiadając sobie historię wieczerzy, na której wymordował swoją rodzinę i zabił najbliższego przyjaciela. – Usłyszał ciche szepty i pomruki, przyjrzał się twarzom zgromadzonych. Widział w ich obliczach, strach, który walczył o pierwszeństwo z ciekawością, chęcią poznania prawdy. Wszyscy byli zdeterminowani. - Z wiekiem poznaliśmy co raz więcej szczegółów. Dziś jest dzień, w którym zmierzymy się z legendą.

Wszyscy patrzyli na niego w skupieniu, nikt się nie odzywał. Słychać było jedynie trzaskający ogień i szum wiatru pośród hulającego po ruinach.

Według jednej z legend – podjął mężczyzna – ludzie z podbitych narodów przybywając by złożyć hołd swojemu władcy, przywozili ze sobą skórzane bukłaki wypełnione krwią tych, którzy zginęli pod jego rządami. Każdej nocy przed audiencją obchodzili mury zamku podlewając tą krwią rosnące przy zamku winorośle. Imperator wiedział o tym zwyczaju, i pozwalał na niego. Pewien swej siły i pełen pogardy dla słabych podbitych ludzi nakazał w dziesiątym roku swego panowania sporządzić dziesięć beczek wina z owoców podlewanych krwią krzewów – zamilkł na chwilę. – Według najstarszej z legend – podjął opowieść – po dwudziestu latach, kiedy jego synowie byli już młodymi mężczyznami wezwał ich na wieczerzę. Towarzyszyli im, matka jego potomków oraz najwierniejszy przyjaciel. Do posiłku zasiedli w piątkę. Imperator nakazał do posiłku podać dojrzałe już krwawe wino. Według wielu podań, po spełnieniu kilku toastów władca postradał rozum, chwycił za miecz i wyrżnął współbiesiadników. Służba widziała ponoć jak obgryzał urąbane skrwawione członki swoich ofiar, jak zębami rozrywał ich ciała.

Słuchacze wpatrzeni w opowiadającego czuli, jak włosy jeżą im się na karku, a ciałami wstrząsają zimne dreszcze.

Dziś jest dzień, w którym według przekazów księżyc o północy oświetla zejście do piwnicy, w której znajdują się jeszcze beczki z krwawym winem. Powiadają – szeptał – że kto napije sie tego wina pozna prawdę a temat upadku imperium i śmierci imperatora i jego rodziny. Do tego, kto skosztuje krwawego trunku przemówi duch władcy.

Nikt ze słuchaczy nie zorientował się, że kłamie. Żadne beczki nie przetrwałyby dwóch tysięcy lat. Przetrwały natomiast winne krzewy. Przed dwudziestu laty nazbierał owoców rosnących wokół zamku krzewów, sporządził z nich napój i pozwolił mu leżakować w chłodnej piwnicy własnego domu. Dwa dni przed wycieczką ukrył beczki z krwawym winem w ruinach. Doskonale wiedział gdzie będzie dziś padać światło księżyca.

Chodźcie moi drodzy zejdźmy do piwnic i napijmy się. Wznieśmy toast krwawym winem i poznajmy prawdziwą historię, którą pamiętają te mury i ten trunek. Wstał i poprowadził resztę do piwnicy, w której ukrył wino. Odszpuntowali jedną z beczek i spełnili toast.
Zamek pamiętał, krzewy i duch imperatora także.

Gdy po tygodniu dotarli go odnaleźli siedział na dziedzińcu oparty o mury ruin. Pustym wzrokiem wpatrywał się jakiś punkt przed sobą. Rude włosy były pozlepiane krwią. Krew miał też na twarzy, i wyszczerzonych w paskudnym uśmiechu zębach. W ręku trzymał ludzkie przedramię. Co chwilę podnosił je do ust i wyrywał zębami kawałek mięsa.
Gdy próbowali go skrępować wykrzykiwał coś niezrozumiałym języku. Nikt nie poznał starego dialektu. A on wciąż się darł – Moje imperium nie upadło, nigdy się nie skończyło! Moje imperiuuuuuuum…

hijo - 7 Maj 2007, 09:34

to ja - Portos, bo lubię sf i pomysł mi się spodobał

edit to ja zagłosuję na Portosa :twisted:

Iscariote - 7 Maj 2007, 10:07

Waham się cholera. Ale też niech będzie Portos za czerwony guzik :)
hijo - 7 Maj 2007, 11:03

Iscariote, a na którą stronę jeszcze się wahałeś?
Czarny - 7 Maj 2007, 11:10

A może byście się wahali ;P:
Iscariote - 7 Maj 2007, 11:11

między Portosem, a Aramisem

oż fak..tycznie. Już poprawiam ;P:

Agi - 7 Maj 2007, 11:17

Portos - za całokształt
merula - 7 Maj 2007, 11:22

Ja po wahaniu jednak, dla odmiany, Aramis
savikol - 7 Maj 2007, 11:33

Najbardziej mi podeszła historia alternatywna, czyli Atos. Pozostałe zbyt przerażające. Portos świetnie napisany, robi wrażenie. Aramis wyraźnie kulawy językowo (powtórzenia, literówki).
hijo - 7 Maj 2007, 11:34

Iscariote, holera zawahałem się, ale że od dziecka mam problem z tym słowem :oops: to się zasugerowałem tobą no i klops :mrgreen:
Słowik - 7 Maj 2007, 11:58

Portos, ale bez rewelacji.
Ixolite - 7 Maj 2007, 12:14

Atos czy Portos, Atos czy Portos... Oba mi się spodobały, ale... Jednak Atos, minimalnie :)
hjeniu - 7 Maj 2007, 12:26

Portos, ale tak w ogóle to średni imperialne te szorty.
Titus Pullo - 7 Maj 2007, 16:02

Portos. Potem Atos, na końcu Aramis. Ale w ogóle fajne :bravo
Alatar - 7 Maj 2007, 18:57

Dobry jest dla mnie Atos (do pojawienia się Młodzieży Wszecheuropejskiej). Głosuję na Atosa. Portos i Aramis takie sobie.
mBiko - 7 Maj 2007, 18:59

Chciałeś Dabliu to masz :
Aramis - faktycznie trzeba by poprawić redakcję. Dobry pomysł z krwawym winem, ale jaką motywacje miał ten rudy żeby spoić nim dzieciaki ?

Portos - Okrucieństwo dla samego okrucieństwa nie przemawia do mnie, konflikt nie wykorzystany, a czerwony guzik to zbyt mało na puentę. Poza tym imperium potraktowane zbyt marginalnie.

Te łyner is Atos - zabawne, choć również trochę gorzkie, bo zawsze będziemy czyimś zaściankiem. Milicjant katolicki, przecież już ich mamy :mrgreen: , no i Szary Pielgrzym :bravo .

Selithira - 7 Maj 2007, 19:04

Aramis - pomysł wydał mi się najciekawszy no i lubię krwawe historie :roll: :twisted:
Dabliu - 7 Maj 2007, 20:37

Dobrze, dobrze :D pierwszy dzionek i już 13 głosów. Oby tak dalej :D
elam - 7 Maj 2007, 20:40

ale wybor maly... :D
zielony951 - 7 Maj 2007, 20:41

Portosportosportos :mrgreen:
Studnia - 7 Maj 2007, 21:43

Eeee... No więc... No do diabła... Nie wiem :?
A niech będzie ARAMIS

Dabliu - 8 Maj 2007, 04:00

elam napisał/a
ale wybor maly... :D


O rly? ;P:

Azirafal - 8 Maj 2007, 09:52

Kurde, no i nic nie wysłałem :? Od teraz znowu dawajcie tydzień na napisanie, bo za dużo czasu zostawione było, no :?

Trzy tylko szorty, ale całkiem w porządku.

Atos - fajny pomysł, na początku trochę niezrozumiałe, potem ciekawe, końcówka średnia (Solidarność? Młodzież Wszecheuropejska? :roll: ).

Portos - niezłe sf, ale odrzuciła mnie przesadna brutalność i szczegółowość opisów tych... "zabaw" :?

Aramis - najgorsze z trójki. Dobry pomysł, ale potem kompletny brak logiki i nie wiadomo o co chodzi. Plus końcówka za bardzo mi się kojarzy z Sapkowskim i z Oktawianem Augustem ("oddaj mi moje legiony!" :P )

Atos u mnie zwycięża :)

joe_cool - 8 Maj 2007, 11:17

Atos - początek dobry, potem słabizna.

Portos - podobało się, mój głos :bravo

Aramis - ktoś już zadał to pytanie - ale dlaczego ten rudy to zrobił? poza tym niezłe.

aqulka - 8 Maj 2007, 13:08

No to ja głosuję na Atosa - bo to chyb anajlepszy szort (pomojając końcówke, bo troche za bardzo tendencyjna, ale niech tam).
Portos i Aramis tez niezłe pomysły, ale IMo w realizacji trochę się rozsypały.

Rafał - 8 Maj 2007, 13:56

Atos - wspaniale, kilka razy trafiło w moje poczucie humoru, chyba wiem kto ma takie lekkie piórko :wink: :lol: :bravo Więcej proszę takich tekstów :D

Portos - klimacik niezły :lol: , troszkę rytmika zdania jakby miejscami coś nie tego - znaczy się przeszkadza w odbiorze
Dabliu napisał/a
wyłupywanie wielkich, zlęknionych ślepi kudłatych
to na przykład, ale to pierdoły. Czego mi zabrakło to suspensu. Choćby tyciego :? Szort to nie tylko krótka forma literacka, ale i pewna formuła. No i te imperium takie naciągane mocno do tematyki szorta.

Aramis - no kurczę, nie doczytałem końca za pierwszym razem.

Szczerbate szczyty baszt - szsz, szz, szcze, szczy ...

Pośród tańczących w pustych oknach, starych korytarzach, poszarpanych, wysokich ścianach cieni, ożywionych blaskiem ogniska - doprawdy nie wiem o co chodzi, to gdzie oni w końcu tańczyli na ścianach? ożywiali cienie ogniskiem?

Słychać było jedynie trzaskający ogień i szum wiatru pośród hulającego po ruinach. - ktoś hulał po ruinach?

Towarzyszyli im, matka jego potomków oraz najwierniejszy przyjaciel - o, to jest niezłe :mrgreen:

obgryzał urąbane skrwawione członki swoich ofiar - a fuj, co za zboczeniec!

Zamek pamiętał, krzewy i duch imperatora także. - nicht ferstejen. Zamek pamiętał krzewy? Czy duch imperatora także pamiętał krzewy? Nie panimaju :?

W ogóle brak czegokolwiek spajającego szorcik do kupy. Encore, jeszczio raz:
po drugim czytaniu poprawki zostały przyjęte, ale dalej nie trzyma się kupy.

Głos na Atosa.

Dabliu - 8 Maj 2007, 14:52

Mamy remis! Emocje sięgają zenitu :wink:


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group